Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Krótka teoria podróży i pustyni - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
14 listopada 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Krótka teoria podróży i pustyni - ebook

Pierwsza hipoteza: kto dociera na jakąś pustynię, ten ucieka z jakiegoś innego miejsca.

Druga hipoteza: pustynia jest z definicji przestrzenią jałową i niezamieszkaną, ściśle bezosobową, idealnie pasującą do najgłębszych warstw ludzkiej psychiki.
Ostatnia hipoteza: nasze dusze są puste, ale potrzebują ruchu.

Sześć krótkich narracji, z których każda stanowi grę z formą opowiadania, to próba otwarcia nas na pełnię ludzkiego doświadczenia. W swoim nomadycznym pisarstwie Cristian Crusat, uznany za jednego z najważniejszych europejskich twórców poetyki XXI wieku, zabiera nas w rozmaite światy – od jałowych krajobrazów śródziemnomorskiego wybrzeża po opowieści serbskiego pisarza Milorada Pavicia. W tej podróży dopasowujemy się do fizycznych czy wyimaginowanych miejsc każdej z historii i do kruchości natury tych, którzy je zamieszkują. Prowadzą nas oni w otchłań swoich lęków, wątpliwości i pragnień, które składają się na współczesny świat. Krótka teoria podróży i pustyni to mapa doznań, patchwork ludzkich emocji.


Cristian Crusat jest jednym z najbardziej oryginalnych autorów najnowszej literatury hiszpańskiej. Urodził się w Maladze w 1983 roku jako syn Hiszpana i Holenderki. Studiował literaturoznawstwo na Uniwersytecie Complutense w Madrycie oraz lingwistykę stosowaną na Międzynarodowym Uniwersytecie Menéndez Pelayo 
w Santander. Stopień doktora z zakresu literatury porównawczej zdobył na Uniwersytecie w Amsterdamie. Jest autorem kilku tomów opowiadań, esejów oraz licznych przekładów i artykułów publikowanych w hiszpańskich i latynoamerykańskich czasopismach. Mieszkał we Francji, Maroku i Holandii. 
Za Krótką teorię podróży i pustyni otrzymał Nagrodę Literacką Unii Europejskiej.

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66789-14-2
Rozmiar pliku: 2,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PARCELE

Budzę się oszołomiony i zlany potem. Po mojej lewej stronie Nola i Hazel śpią jedna przy drugiej. Widzę, że stopniowo wracają, posapując, z tego niezamieszkanego obszaru, w którym mogą się spotkać, acz robią to bez specjalnego zainteresowania, od czasu do czasu złośliwie kopiąc mnie w krocze.

– Chyba znów miałem ten sen – oznajmiam, choć wiem, że to nie ma znaczenia.

Nic nie widzę. Z trudem wychodzę z łóżka, a one wykorzystują to, żeby rozłożyć się wygodniej i zająć moje miejsce, jak dwie siostry w opustoszałym łożu rodziców. Nie wiem, która może być godzina, ale mimo wyraźnego zamroczenia (wszystkie moje synapsy nerwowe prowadzą w tej chwili do szczelnie zamkniętej izolatki o ścianach wyłożonych grubymi warstwami korka) przeczuwam, że pewnie znaleźliśmy się właśnie w owym martwym zakątku nocy między trzecią a piątą nad ranem. Nie przejmuję się zapinaniem koszuli, obmacuję się po żebrach i stwierdzam, że paczka papierosów jest tam, gdzie była.

Na ślepo zmierzam w stronę wyjścia z przyczepy. Prześcieradła leżą porozrzucane po ziemi – w tym gorącym klimacie nie są potrzebne. Odkąd mieszkamy na pustyni, moje kolana przenikliwie skrzypią, gdy wstaję. Nie mam pretensji, że się starzeję, daleko od Three Mile Island, czerwonej rtęci i azbestu. Zmysł dotyku, choć wciąż na wpół uśpiony, prowadzi mnie między kilkoma szklankami walającymi się na podłodze; łokciem i plecami ocieram się o ściany pokryte linoleum, plastikowe krzesła i stół. Przez chwilę wydaje mi się, że widzę, jak któraś z nich, Nola lub Hazel, siada na krawędzi łóżka – ze sztywnymi ramionami, niby przy fortepianie z mgły. Ale wcale tak nie jest. Nigdy tak nie jest.

Nie wiem, od ilu dni nie widzę słońca, zamknięty w tej przyczepie aż do świtu. Co najmniej od czterech, od tamtego tańca Noli przed ogniskiem bezzębnych zwierząt.

Spokój tego miejsca kontrastuje z moimi konwulsyjnymi snami, pełnymi raptownych upadków w przepaście, pustych bydlęcych targów i krewnych w krępujących sytuacjach. Wychodzę w duszną noc opuszczonego kempingu i idę wzdłuż naszej parceli, nie większej od małej szopy. Noc otwiera się przede mną jak zardzewiały zamek starych levisów 501. Widać tylko spaloną ziemię. I na dodatek te komary – zapowiedź zgrozy we wrogim półcieniu. Rozprostowuję nogi i zmierzam w stronę przodu naszego domu na kółkach, choć nie mam jeszcze opanowanych odległości. Zanim spróbuję podsumować tę noc, zapalam papierosa. Opieram się o wciąż ciepłą kratkę wentylacyjną i zaczynam dostrzegać odpadki, którymi obrzucili naszą przyczepę. Na suszącym się praniu i na bocznym lusterku wiszą prezerwatywy. Są nawet pośrodku okna, przyklejone do moskitiery. „Używane”, konstatuję, zdmuchując płomień zapałki; na pudełku widnieje napis ARMANDO’S FISH & CHIPS. Omiatam spojrzeniem cały teren – wykorzystując wątły blask zapałki tlącej się nadal w mroku – i przekonuję się, że reszta samochodów i przyczep ma zgaszone światła. Nad wzniesieniami, jarami i wzgórzami ciągnie się wzdłuż horyzontu fosforyzująca kreska. Tereny na wschód od naszego kempingu zniknęły bez śladu. Tylko zarys zbiornika z wodą, nieco dalej, odcina się na tle jednostajnej czerni nocy, spowity ciężkim i odstręczającym odorem paliwa i spermy. Upał panuje nieznośny – wyobrażam sobie, że na tym starym i ciemnym niebie południa palą się ogniska.

Siadam na pierwszym schodku. Siłą rzeczy myślę o kłótni, którą mieliśmy dziś wieczorem, o swoim zachowaniu. Nie jestem z siebie zadowolony. Wolałbym też nie pamiętać tego, co powiedziałem: „Nie muszę kochać żadnej kobiety więcej, dwie mi wystarczą. Nie jestem żadnym bohaterem. Zrozumiecie to kiedyś wreszcie?”. Gdy wróciłem, one spały wyciągnięte na całym łóżku. A jeszcze te koszmary…

Strzepuję popiół z papierosa do środka lateksowej prezerwatywy, która przylepiła się do rozpalonego słońcem kamienia w kształcie skorpiona.

„Świetny klej”, myślę.

Pohamowuję niespokojny odruch wymiotny i skupiam się na swoim poczuciu winy, wywołanym tym, co zaszło dzisiaj w nocy: jest ono jak leśne runo składające się ze świeżej i bujnej roślinności, które pod wpływem tego powietrza, nasyconego niewidzialnym ogniem, płonie w moim wnętrzu jak stare czarno-białe zdjęcie krajobrazu.

Nienawidzę takich stanów, szczególnie gdy przechodzą w głupie koszmary senne.

– Nie przejmuj się, Olivieri – odzywa się głos po mojej prawej, głos pozbawiony płci, delikatny jak srebrna nić. Nic nie widzę, dlatego boję się, że zaraz wyskoczy mi jakaś narośl. – To jedna z tych grupek dzieci Cajunów, czwórka czy piątka wygolonych szczeniaków.

Po paru sekundach, w trakcie których próbuję oswoić wzrok z ciemnościami, zaczynam dostrzegać postać sąsiadki: stoi obok przyczepy po prawej, tej najbliższej naszego kampera. Wygląda, jakby wyłoniła się prosto z jakiegoś mrocznego zakamarka koszmaru, przez który nie mogłem dzisiaj spać. Przypomina mi też te nocne istoty, które zwykle kryją się przy skrzyżowaniach dróg i na granicach, na pustkowiach i w gęstych lasach i które okazują się szczególnie niebezpieczne, jeśli zobaczą cię szybciej niż ty je. Od kiedy zjawiliśmy się na tym kempingu, zawsze tu jest, zawsze zauważa pierwsza. Absolutnie nikt z nią nie rozmawia. Zaczynam zapinać guziki i podnoszę się, wciąż niezbyt wyraźnie ją widząc. Lewy rękaw, pusty jak rynna, opada.

– Tak… Dobry wieczór.

Nola naprawdę boi się tej kobiety, bo przypomina jej ona chorą na pelagrę ciotkę z Denver. A Hazel twierdzi, że „babka jest dziwna jak słoik z dżemem na sportowym wózku inwalidzkim”.

Siedzi na hamaku, między pojemnikiem ze śmierdzącym olejem napędowym a czymś w rodzaju rikszy, w której chronią się, marnieją i w końcu zdychają jakieś zwierzęta. Ponieważ nie odpowiada, mówię:

– Też nie może pani spać przez ten upał?

Mała ruchoma plama światła przecina moją parcelę i lokuje się między nogami sąsiadki. Dostrzegam ogon. To ten obrzydliwy kot, spasiony i kaleki, wraca z żerowiska na odpadkach piętrzących się przed naszym domostwem. Ze skórką banana w pysku biegnie, żeby skryć się za jednym z czterech bloków betonu, które podtrzymują sąsiednią przyczepę, tym samym nadając jej – tu, pośrodku arizońskiej pustyni, w miejscu bez adresu – wygląd trawlera do połowu tuńczyków.

– Powiedziałabym, że ładna dziś noc, prawda? – odzywa się ze specyficznym południowym akcentem; wyraźnie zaciąga: słyszałem to już u paru facetów strzygących owce. – Przyjemnie po tak upalnym dniu.

Przytakuję, bo nie wiem, jak zareagować. Przyzwyczaiłem się nie sprzeczać z kobietami. Wszędzie jest tak ciemno… Przypomina mi się, że ktoś gdzieś oferował siedem dolarów za kilo wełny… Od czasu do czasu za sprawą omamów spowodowanych zmęczeniem dostrzegam nad horyzontem nagłe rozbłyski jasnych punkcików: nieśmiałe odblaski noży i toporów rojące się na niebie nad pustynią płaską jak taras. Parę metrów za sąsiadką nie widzę nic.

Na chybił trafił wybieram kraj: Tunezja. Tam też jest pustynia.

– Przynajmniej nikt teraz nie obrzuca naszej przyczepy śmieciami – konstatuję wreszcie, ale żałuję tego, jeszcze zanim kończę zdanie. Bo przecież są tu te prezerwatywy, to stęchłe i uwiędłe życie spowite w czarną ciemność. – To znaczy…

– No tak. Te wszystkie… r z e c z y. Bardzo mi przykro.

– To nic takiego. Postanowiliśmy wyjechać jutro – próbuję zmienić temat, ale brak mi zręczności. – Długo zamierza tu pani zostać? – Zabrzmiało to wścibsko, choć wcale tego nie chciałem. Usiłuję załagodzić: bywa, że zapominam o swoich żydowskich korzeniach. – Nie chodzi mi oczywiście o hamak, tylko o kemping.

Nic na to nie wskazuje. Choć może owszem: te betonowe bloki są jak akcent nad literą albo jak gwiazdka przypisu definiującego jej życie słowami „pobyt stały”. Jest ode mnie starsza o jakieś dziesięć, piętnaście lat. Może stuknęła jej już sześćdziesiątka, acz nie wygląda na tyle. Nie umiem tego do końca stwierdzić, bo zawsze siedzi w hamaku niby jakaś rekonwalescentka, czym zresztą nie różni się od pozostałych członków wspólnoty. Mimo to jednak domyślam się solidnego kośćca, bardzo mocnego, co zawsze oznacza przynajmniej spokojną i honorową dekadencję.

– Raczej tak. Sądzę, że raczej długo tu zostanę.

Nie naciskam. Wydaje mi się, że któraś z moich dwóch mnie wołała. Może to Nola szuka nocnika. Albo Hazel jest głodna lub ma mdłości. „Nie muszę kochać żadnej kobiety więcej, dwie mi wystarczą”. Zaglądam do środka i zapalam drugą zapałkę z ARMANDO’S („ryba i naleśniki u stóp Rincon Mountains”). Wszędzie spokój. I całe szczęście, bo lepiej już nie pogarszać sytuacji. Bardzo powoli zamykam drzwi z metalowymi nitami po obu stronach. Ta cisza – cisza pusta, opróżniona z samej siebie, bez reperkusji i omenów – potęguje wrażenie, że jest bardzo późno.

– Mam nadzieję, że nie przeszkodziliśmy – zaczynam tłumaczyć się ledwie słyszalnie, bojąc się, że już samym głosem podniosę temperaturę. – Ale jeśli jednak tak, niech pani wie, że bardzo mi przykro… Tak naprawdę całej naszej trójce jest przykro. Zaszła seria nieporozumień.

– Lejecie wodę do dzbana bez dna – mówi, a ja wciąż jej nie widzę.

Nic z tego, rzecz jasna, nie rozumiem.

Toteż uznaję, że nie ma co brnąć dalej.

– Ściany naszego domu pewnie nie są za grube.

„Dzban bez dna”?

– Niezbyt – odpowiada. Zapada cisza. – Chcesz podejść trochę bliżej? – pyta mnie, wyprzedzając zakłopotanie, które właśnie w tej chwili mnie opanowuje. – Zaraz je obudzimy, jeśli będziemy rozmawiać na taką odległość.

Rzeczywiście – muszę ulec ewidentnej logice jej rozumowania. Poza tym, myślę sobie, i tak się rozbudziłem. Kolejna taka noc. Chyba przyzwyczaiłem się do naszych nocnych rozmów: bezosobowych, anonimowych, niekoniecznych… Zaskakujących. Pamiętam, że kiedyś mieszkałem z kobietą o imieniu Serena, która potrafiła gadać do świtu. W Oakland, dokładnie nad salonem samochodowym. Za każdym razem opowiadała historie z irlandzkich barów i z wieczorów w tych barach. Kiedy ja przytakiwałem, wychylając się przez okno ponad dachami samochodów, jakiś potencjalny klient rozkładał fotel w maździe kabriolecie albo za pomocą różowej taśmy mierniczej obliczał pojemność bagażnika. W tle tego wszystkiego kryło się to, co nazywamy „czasem”.

Przystaję na jej propozycję zgodnie ze zwyczajem ostatnich dni, czuję się jak szeregowy szachista, gdy zasiada przed nieznajomym – sympatycznym, raczej przyziemnym rabinem – i rozpoczyna partię pod żółtawymi jesionami w jakimś parku, po którym śmigają na wrotkach lesbijki znające parę słów po rosyjsku. Gaszę papierosa o kamień w kształcie skorpiona i wstaję, zastanawiając się, gdzie by tu się do niej przysiąść. Do wyboru mam wypustkę jednego z betonowych bloków, któreś z rozkładanych krzesełek oraz twardą ziemię. Zwisające z moich rzęs krople potu oferują mi nie tyle pejzaż, ile odbicie pejzażu, powiększone i zdeformowane – trochę tak, jak gdybym patrzył w srebrzystą powierzchnię bombki choinkowej. W końcu stawiam krok, starając się możliwie opóźnić ostateczną decyzję. To głupie, ale przynajmniej mam czas zastanowić się, czy męczy mnie poczucie winy czy co innego. W ciemności kilka razy potykam się o te same dwie puszki po napojach. Tracę równowagę i opieram się o coś ramieniem, nie wiem o co. Ona chyba patrzy w inną stronę, żeby mnie nie peszyć. Kot wydaje z siebie pisk, który bardziej pasowałby do szczura: pewnie domyśla się, że stanowię zagrożenie. W końcu – właściwie od początku wiedziałem, że tak będzie – siadam na jednym z betonowych bloków, tym najbliżej naszej parceli, choć czuć tu smród podgrzanej spermy i choć kręcą się tu roje owadów. Mam dość długie nogi. Powiedzmy, że moja pozycja nie jest zbyt naturalna. Nasze auta zajmują jedno z najwyżej usytuowanych miejsc kempingu, toteż mam stąd widok na pochyłą płaszczyznę tworzoną przez świetliki na dachach przyczep, baterie słoneczne i metalowe nity – przy czym wszystko to układa się w neonowy łuk o kształcie bydlęcego rogu, nad którym unosi się, jakieś sto metrów ode mnie, świetlista mgiełka. Wokół rozciąga się ogrodzenie z drutu kolczastego. Dalej – powtarzam to sobie bez żadnego zainteresowania czy niepokoju – nie ma nic. Tak naprawdę nie umiałbym sobie wyobrazić, jak wygląda nic.Cristian Crusat jest jednym z najbardziej oryginalnych autorów najnowszej literatury hiszpańskiej. Urodził się w Maladze w 1983 roku jako syn Hiszpana i Holenderki. Studiował literaturoznawstwo na Uniwersytecie Complutense w Madrycie oraz lingwistykę stosowaną na Międzynarodowym Uniwersytecie Menéndez Pelayo w Santander. Stopień doktora z zakresu literatury porównawczej zdobył na Uniwersytecie w Amsterdamie. Jest autorem kilku tomów opowiadań, esejów oraz licznych przekładów i artykułów publikowanych w hiszpańskich i latynoamerykańskich czasopismach. Mieszkał we Francji, Maroku i Holandii. Za Krótką teorię podróży i pustyni otrzymał Nagrodę Literacką Unii Europejskiej.

Tomasz Pindel – urodzony w 1976 roku tłumacz z hiszpańskiego (i sporadycznie portugalskiego), wykładowca i znawca literatury hiszpańskojęzycznej, autor książek Mario Vargas Llosa. Biografia, Za horyzont. Polaków latynoamerykańskie przygody, Historie fandomowe oraz powieści Czy to się nagrywa? Od ponad dekady współprowadzi „Piątkę z literatury” w RMF Classic. Przełożył ponad siedemdziesiąt książek.

W serii „Bez tabu” dotychczas ukazały się powieści:

Emmanuelle Pagano, Nastoletni troglodyci (Format, 2018)

Isabelle Wéry, Bezkostna Marylin (Format, 2018)

Rodaan al Galidi, Nie wysyłaj mnie do Staphorst (Format, 2021)

Gaëlle Josse, Ostatni strażnik z Ellis Island (Format, 2021)
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: