- W empik go
Kruk - wybór poezji - ebook
Kruk - wybór poezji - ebook
Zbiór poezji najsłynniejszego przedstawiciela tzw. „czarnego romantyzmu". Zawiera kilkanaście wierszy, w tym „Kruka", który przyniósł autorowi największą popularność i uznawany jest za jeden z najważniejszych utworów światowej literatury. Bohater wiersza mierzy się z żałobą po śmierci ukochanej. Niespodziewanie do jego okna przylatuje tytułowy ptak, który wypowiada tylko jedno tajemnicze słowo – nevermore.
Edgar A. Poe szukał w poezji ukojenia dla własnych doświadczeń bólu i straty. Tworzył mroczne światy, pełne grozy i brutalnych scen, które przez lata inspirowały kolejne pokolenia pisarzy. Jego pisarstwo uznaje się za podwaliny współczesnej literatury grozy.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-280-7441-1 |
Rozmiar pliku: | 356 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
E. A. Poe.
Do słów tych poety dodać jeszcze można, że namiętnością, o której mówi, jest u niego przedewszystkiem namiętność dociekania, płynąca z niezwalczonej tęsknoty za tem co nieuchwytne i gorącego pragnienia rozwiązania ostatecznej zagadki bytu. Nieugaszona ta ciekawość, wiedzie go coraz dalej i dalej, aż po za kres nieubłagany, jaki śmierć kładzie ludzkim wysiłkom. Ztąd też śmierć bywa mu tak często źródłem natchnienia i motywem twórczości. Motyw ten powraca nieustannie na struny jego pieśni, począwszy od głębokich akcentów żalu za odbiegłym, a drogim duchem, aż do rozpaczliwej grozy, Robaka zdobywcy, aby się wreszcie skrystalizować w dyalogu Monosa i Uny, gdzie odzwierciedlają się chyba najwierniej wierzenia poety i duchowe jego aspiracye.KRUK.
Raz w godzinie widm północnej
Rozważałem w ciszy nocnej
Mądrość dawnych ksiąg przesławnych
Zapomnianych dzisiaj już.
W tem znużoną chyląc głowę,
Na pożółkłe karty owe
Słyszę oto w nocną ciszę
Kołatanie do drzwi, tuż.
Gość to myślę, u podwoi,
Zapóźniony u drzwi stoi.
Pragnie wejść choć późno już.
Gość, lecz jaki? Któżby? Któż...?
–––––––––
Grudzień to był wichrem śpiewny,
Lampy mojej blask niepewny
Kładł u stóp mych cienie drżące
Jak gasnących płatki róż.
Chciałem, nim dnia wróci białość
W starych księgach uśpić żałość,
Za promienną, rzadką dziewą
Gdzieś zniknioną w blaskach zórz.
Za straconą, opłakaną
Dziś Lenorą w Niebie zwaną
Co w dal senną, bezimienną
Poszła i nie wróci już.
–––––––––
Słyszę smętne snując mary
Purpurowej szum kotary.
Fantastycznym zdjęty lękiem
Nie wiem, co mam myśleć już.
Tłumiąc trwożne serca bicie
Chciałem lęk ów uśpić skrycie
Powtarzając: „U podwoi
Gość spóźniony jakiś stoi,
Pragnie wejść choć późno już
Cóż innego? Cóżby? Cóż?
–––––––––
Wreszcie płonnej zbywszy trwogi
Bez wahania szedłem w progi,
Gdzie u wnijścia, mego przyjścia
Czeka gość wśród nocnych burz.
— Panie! — rzekłem — czy też Pani!
Wasze lekkie kołatanie
Tak ostrożne, ciche, trwożne,
Ledwie do mnie doszło już.
Bylem senny, śniłem może,
Raczcie wejść, wnet drzwi otworzę.
Otworzyłem, lecz na dworze
Nic, prócz nocnych wichrów, burz.
–––––––––
Nie śmiąc wejść w te pustki ciemne
Stałem długo... Sny tajemne...
Marząc, jakich nikt śmiertelny...
W taką noc nie wyśni już.
A przedemną ciemność głucha,
Wicher tylko z jękiem dmucha,
Niosąc jedno imie smętne,
Tej, co zgasła w blaskach zórz.
Imię to Lenora! śpiewne,
Wyrzekł ktoś... To ja zapewne
Sam je rzekłem w tę noc burz
Bo któż inny? Któżby, Któż?
–––––––––
Więc na miejsce wracam dawne,
By znów badać księgi sławne
Lecz znów słyszę, w nocną ciszę
Kołatanie, bliżej, tuż!
Czując żar płonący w łonie
Myślę:... „chyba w nocnej toni
Wicher w szyby okien dzwoni,
Wichr, co jęczy w tę noc burz.
Okno w ciemną noc otworzę
Wicher w szyby dzwoni może
Cóż innego! Cóżby? Cóż?
–––––––––
Otworzyłem. I wnet potem
Szumnym, pewnym, równym lotem
Czarnopióry kruk wspaniały
Prosto ku mnie leciał już.
Ni się wstrzymał, ani zbaczał,
Ku drzwiom moim lot zataczał
Gdzie u góry biust Pallady
Jak domowy świeci stróż.
Na Pallady posąg biały
Wzleciał czarny kruk wspaniały
Czarnopióry demon burz.
–––––––––
Nie chcąc by gość hebanowy
Przejrzał z marzeń mych osnowy
Nawał mętnych myśli smętnych
Co mój duch obległy już.
Rzekłem siląc się na żarty:
— Choć czub nosisz mocno zdarty,
Wiem, żeś nie jest zwykłym kurem
Co przy ziemi gdacze tuż.
Tyś wędrowny kruk prastary
Co piekielne rzucił mary
Z Plutonowych spiesząc wzgórz
Powiedz jak cię tam nazwano?
Jakie nosisz wśród nich miano
A kruk rzecze:
— Nigdy już!
–––––––––
Lęk ogarnął mnie bezradny,
Na ten dziw tak bezprzykładny,
Że się do mnie ten twór ptasi
Tak odrazu ozwał już.
Bo pomyślcie tylko sami!
Jak to dziwnie!? gdzieś nad drzwiami
Kędy biały biust Pallady
Jak domowy świeci stróż
Widzieć taki twór ponury,
Wyschły, straszny, czarnopióry
Co się zowie:
— Nigdy już!
–––––––––
Na popiersiu cicho tkwiący
Siedział czarny kruk milczący
Jakby w słowie, które wyrzekł
Całą duszę zawarł już.
Więc ja w smętnej rzekłem mowie:
— Jak odbiegli mnie druhowie
Jak nadziei jasne gońce,
W zmierzch wieczornych zgasły zórz,
Tak nim ranny brzask zaświeci
Gość skrzydlaty mnie odleci!
A kruk rzecze:
— Nigdy już!
–––––––––
Słysząc znów tak trafną mowę,
Rzekłem wznosząc trwożnie głowę,
Gdzie nad cichą biel posągu
Wzleciał czarny demon wróż.
— Bez wątpienia, w słów twych treści
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.