- promocja
Księga zrozumienia - ebook
Księga zrozumienia - ebook
Musimy zmienić naszą świadomość, wytworzyć w świecie więcej energii medytacyjnej i miłości. Powinniśmy zniszczyć to, co stare - brzydotę świata, zgniłe ideologię, głupią dyskryminację, idiotyczne przesądy - i doprowadzić do powstania nowej istoty ludzkiej o świeżym spojrzeniu i nowych wartościach. Oderwać się od przeszłości - na tym właśnie polega bunt. Biblioteka Osho - W tej nowej serii prezentujemy kontrowersyjną postać duchowego przywódcy, myśliciela, i filozofa, który nie pozostawił po sobie ani jednego pisanego słowa - Osho. Wszystkie teksty to zapisane wykłady, konferencje i spotkania, w których często i chętnie uczestniczył. Porywał tłumy, budził świadomość, przewartościowywał światopoglądy. Za swoją działalność trafił do więzienia, został wydalony z USA, rządy kilku krajów odmówiły mu wiz, prawdopodobnie otruty zmarł w 1990 roku...
Kategoria: | Psychologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8382-146-7 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wszystkie religie opierają się na wierze; tylko nauka bazuje na wątpliwościach. Chciałbym, żeby poszukiwania religijne również nabrały charakteru naukowego i wywodziły się ze zwątpienia; abyśmy nie musieli wierzyć, lecz mogli pewnego dnia poznać prawdę o sobie i wszechświecie.WSTĘP
Nowa duchowość XXI wieku
Nie rewolucja polityczna, lecz bunt jednostki
Rewolucjonista należy do świata polityki; ma postawę polityczną. Uważa on, że zmiana struktury społecznej wystarczy, żeby zmienić człowieka.
Buntownik, w znaczeniu, którym się posługuję, to zjawisko duchowe. Podejście buntownika jest całkowicie indywidualne. Uważa on, że jeśli chcemy zmienić społeczeństwo, musimy zacząć od jednostek. Społeczeństwo jako takie nie istnieje, to tylko słowo – takie jak słowo „tłum”. Gdy zaczniemy szukać, nigdzie nie znajdziemy „społeczeństwa”. Wszędzie napotkamy tylko jednostki. „Społeczeństwo” to jedynie określenie pewnej zbiorowości, to nazwa pozbawiona odniesień w rzeczywistości.
Jednostka ma duszę, możliwość ewolucji, przemiany, transformacji. A więc różnica między nią a społeczeństwem, które takiej możliwości nie ma, jest ogromna.
Buntownik to istota religii. Wprowadza on do świata pojęcie przemiany świadomości – a gdy świadomość się przeobraża, wtedy struktura społeczna dostosowuje się do nowego stanu rzeczy. Nie dzieje się jednak odwrotnie. Dowodem na to są wszystkie dotychczasowe rewolucje, ponieważ ani jedna się nie powiodła.
Żadna rewolucja nie doprowadziła do przemiany człowieka. Wydaje się jednak, że nie zdajemy sobie z tego sprawy. Wciąż myślimy w kategoriach rewolucji. Chcemy zmieniać społeczeństwo, rząd, prawo i systemy polityczne, ograniczać biurokrację. Feudalizm, kapitalizm, komunizm, socjalizm i faszyzm – wszystkie te systemy były na swój sposób rewolucyjne. I wszystkie całkowicie zawiodły, ponieważ człowiek pozostał taki sam.
Budda Gautama, Zaratustra i Jezus to buntownicy. Wierzyli w jednostkę. Im także się nie powiodło, ale ich porażka jest zupełnie inna od porażki rewolucjonisty. Rewolucjoniści próbowali zastosować swoją metodę w wielu krajach, na wiele sposobów i przegrali. Nie powiodło się Buddzie Gautamie, ponieważ proponowane przez niego podejście nie zostało wypróbowane. Jezusowi się nie powiodło, bo żydzi go ukrzyżowali, a chrześcijanie pochowali. Nie zastosowano jego nauk – nie dano im nawet szansy. Buntownik to wciąż niezbadany wymiar.
Musimy być buntownikami, a nie rewolucjonistami. Rewolucjonista należy do sfery bardzo przyziemnej, buntownik zaś i jego buntowniczość są święte. Rewolucjonista nie może być sam; potrzebuje tłumu, partii politycznej, rządu. Musi mieć władzę, a władza deprawuje. Władza absolutna potrafi zepsuć człowieka do cna.
Wszyscy rewolucjoniści, którym się udało zdobyć władzę, zostali przez nią zdeprawowani. Nie potrafili zmienić jej natury ani instytucji, które ją reprezentują, władza natomiast zmieniła ich samych oraz ich umysły, zdemoralizowała ich. Zmieniały się tylko nazwy, ale społeczeństwo pozostało takie samo.
Ludzka świadomość nie rozwija się od wieków. Tylko raz na jakiś czas ktoś rozkwitnie. Gdy jednak pośród milionów ludzi dojrzeje jeden, nie jest to reguła, lecz wyjątek. Ponieważ taka osoba jest sama, tłum nie potrafi jej tolerować. Jej istnienie staje się dla innych rodzajem poniżenia. Sama jej obecność to zniewaga, ponieważ ktoś taki otwiera nam oczy, sprawia, że stajemy się świadomi swojego potencjału i swojej przyszłości. A to rani nasze ego, gdyż dociera do nas, że nie zrobiliśmy dotąd nic, aby się rozwinąć, stać się bardziej świadomymi, kochającymi, szczęśliwymi, twórczymi i spokojnymi ludźmi – by stworzyć wokół siebie piękny świat. Nie przynieśliśmy temu światu nic dobrego: nasza egzystencja to dla niego nie błogosławieństwo, lecz przekleństwo. Wprowadzamy do niego gniew, gwałtowność, zazdrość, ducha rywalizacji i pragnienie władzy. Czynimy z tej ziemi pole walki; jesteśmy żądni krwi i sprawiamy, że inni stają się tacy sami jak my. Pozbawiamy ludzkość człowieczeństwa. Przyczyniamy się do tego, że człowiek spada poniżej poziomu człowieczeństwa, a czasem staje się wręcz gorszy od zwierząt.
Ktoś taki jak Budda Gautama lub Czuang-Cy rani nas zatem, ponieważ się rozwinął, a my wciąż jesteśmy tacy sami. Wiosny przychodzą i odchodzą, a w nas nic nie rozkwita. Ptaki nie przylatują, nie zakładają gniazd ani nie śpiewają blisko nas. Lepiej ukrzyżować Jezusa i doprowadzić do tego, by Sokrates się otruł – tylko po to, by się ich pozbyć i nie odczuwać swojej duchowej niższości.
Świat zna bardzo niewielu buntowników. Teraz jednak nadszedł czas: jeśli ludzkość okaże się niezdolna do wytworzenia większej ich liczby, do rozwinięcia buntowniczego ducha, nasze dni na ziemi będą policzone. Nadchodzące dziesięciolecia mogą nam przynieść śmierć. Zbliżamy się do tego punktu coraz bardziej.
Musimy zmienić naszą świadomość, wytworzyć w świecie więcej energii medytacyjnej i miłości. Powinniśmy zniszczyć to, co stare – brzydotę świata, zgniłe ideologie, głupią dyskryminację, idiotyczne przesądy – i doprowadzić do powstania nowej istoty ludzkiej o świeżym spojrzeniu, wyznającej nowe wartości. Oderwać się od przeszłości – na tym właśnie polega bunt.
Słowa: reforma, rewolucja i bunt, pozwolą nam to wszystko zrozumieć.
Reforma to modyfikacja. Stare pozostaje; nadajemy mu nową formę, nowy kształt – to coś w rodzaju renowacji starego budynku. Dawna konstrukcja zostaje; czyścimy ją, malujemy, wstawiamy nowe okna i drzwi.
Rewolucja sięga głębiej niż reforma. Dawne rzeczy pozostają, ale wprowadza się więcej zmian, również w strukturze podstawowej. Zmieniamy nie tylko kolor budynku i dodajemy kilka nowych okien i drzwi, ale dobudowujemy też czasem parę nowych pięter sięgających wyżej pod niebo. Stare nie zostaje jednak zniszczone. Jest ukryte pod nowym. Tak naprawdę staje się podstawą nowego. Rewolucja to kontynuacja tego, co było.
Bunt to przerwanie takiej ciągłości. To nie reforma ani rewolucja, lecz odcięcie się od wszystkiego, co stare: dawnych religii, ideologii politycznych, dawnego człowieka – porzucamy wszystko, co stare, i zaczynamy nowe życie od zera.
Rewolucjonista próbuje zmienić to, co było. Buntownik po prostu to porzuca, tak jak wąż wypełza ze starej skóry i nigdy nie spogląda wstecz.
Jeśli na ziemi nie pojawią się tacy buntownicy, dla ludzi nie ma przyszłości. Dawny człowiek prowadzi nas do ostatecznego unicestwienia. Dawny sposób myślenia, stare ideologie i religie – wszystko to naraz wiedzie ku globalnemu samobójstwu. Jedynie nowy typ człowieka może ocalić ludzkość, tę planetę oraz piękno życia.
Nauczam o buncie, a nie o rewolucji. Według mnie buntowniczość to zasadnicza cecha osoby religijnej. To czysta istota duchowości.
Dni rewolucji dobiegły końca. Rewolucja francuska poniosła klęskę, podobnie jak rosyjska i chińska. Nawet rewolucja Gandhiego poniosła porażkę, a on sam był tego świadkiem. Przez całe życie nauczał o niestosowaniu przemocy, a stał się świadkiem podziału własnego kraju: mnóstwo ludzi zabito, spalono żywcem; tysiące kobiet zgwałcono. Gandhi został zastrzelony przez zamachowca. To dziwny koniec dla świętego, który nawoływał do niestosowania przemocy.
Po drodze zapomniał o tym, czego nauczał. Zanim rewolucja Gandhiego się ugruntowała, amerykański myśliciel Louis Fischer spytał go:
– Co zrobi pan z wojskiem i uzbrojeniem, kiedy Indie odzyskają niepodległość?
Gandhi odparł:
– Całą broń wyrzucę do oceanu, a wojsko wyślę do pracy na polach i w ogrodach.
– Czyżby pan zapomniał? – zapytał Fischer. – Przecież ktoś może zaatakować pana kraj.
– Jeśli na nas napadną, przyjmiemy ich jak gości i powiemy: „Możecie żyć tutaj tak jak my. Nie ma potrzeby walczyć”.
Gandhi zupełnie zapomniał o swojej filozofii – tak właśnie upadają rewolucje. Mówi się o tym wszystkim bardzo pięknie, ale kiedy przejmie się władzę… Przede wszystkim, Mahatma Gandhi nie przyjął żadnego stanowiska w rządzie. Uczynił tak ze strachu. Co bowiem odpowiedziałby całemu światu, gdyby spytano go o wrzucanie broni do oceanu? A co z wysłaniem wojska do pracy w polu? Gandhi uciekł od odpowiedzialności, o którą walczył przez całe swoje życie, widząc, że przysporzy mu ona olbrzymich kłopotów. Gdyby przyjął stanowisko w rządzie, musiałby zaprzeczyć własnej filozofii.
Do rządu weszli jednak jego uczniowie, ludzie przezeń wybrani. Nie żądał od nich, by rozwiązali wojsko. Kiedy Pakistan zaatakował Indie, Gandhi nie powiedział indyjskiemu rządowi:
„Idźcie na granice i przywitajcie najeźdźców jak gości”. Zamiast tego pobłogosławił trzy pierwsze samoloty, które miały bombardować Pakistan. Samoloty te przeleciały nad domem, w którym przebywał w New Delhi, i Gandhi wyszedł do ogrodu, żeby je pobłogosławić. Potem odleciały, by zabijać jego własnych ludzi, którzy zaledwie kilka dni wcześniej byli „naszymi braćmi i siostrami”. Postępował tak bez cienia wstydu, nie widząc w tym żadnej sprzeczności…
Rewolucja rosyjska poniosła porażkę na oczach Lenina. Nauczał za Karolem Marksem, że „kiedy wybuchnie rewolucja, rozwiązana zostanie instytucja małżeństwa, ponieważ to część prywatnej własności. Kiedy zniknie prywatna własność, znikną również małżeństwa. Ludzie będą mogli być kochankami i żyć razem, a dziećmi zajmie się społeczeństwo”. Gdy jednak władza znalazła się w rękach partii komunistycznej i Lenin został przywódcą, wszystko się zmieniło. Kiedy ktoś zdobywa władzę, zaczyna myśleć inaczej. Lenin doszedł zatem do wniosku, że obdarzenie ludzi wolnością od obowiązków jest niebezpieczne – mogą się stać zbyt indywidualistyczni. Tak więc obarczył ich odpowiedzialnością za rodzinę – zupełnie zapomniał o swoim pomyśle zniesienia instytucji małżeństwa.
To dziwne, jak upadają rewolucje, i to na oczach samych rewolucjonistów. A dzieje się tak dlatego, że kiedy rewolucjoniści przejmują władzę, zaczynają myśleć w inny sposób. Potem zaś zbytnio przywiązują się do władzy i cały wysiłek skupiają na utrzymaniu jej w swoich rękach i kontrolowaniu ludzi.
W przyszłości nie potrzebujemy już więcej rewolucji. Potrzebny jest nowy, dotąd niewypróbowany eksperyment. Choć buntownicy pojawiali się od tysięcy lat, byli osamotnieni. Być może wtedy ich czas nie dojrzał. Teraz jednak jest już najwyższa pora… jeśli się nie pospieszymy, czas minie. W nadchodzących dziesięcioleciach albo ludzkość zniknie, albo na ziemi pojawi się nowy człowiek z nową wizją. Będzie to buntownik.