- W empik go
La petite mort - ebook
La petite mort - ebook
10 opowiadań. „Sceny z życia sąsiedzkiego, rodzinnego, małżeńskiego, biurowego, gospodarczo-turystycznego zakotwiczone w realności [...], jednocześnie rozgrywają się w sferze fantasmagorii. […] Słowo Bawołka ma czasami jakby biblijną substancjalność, czasami jest lotne, czasami chropawe, ciężkawe, będąc słowem prozy ożywiane jest jednak przez ducha poezji. […] pisarstwo oryginalne w nacechowaniu plebejskością, na przerost której nigdy polska literatura nie cierpiała, pisarstwo samoswoje, jeśli do czegoś nawiązujące to nie niewolniczo (trzy nazwiska się tu cisną pod pióro – Kafka, Gombrowicz, Schulz - sytuacje, w których bohaterowie Bawołka się znajdują, są często kafkowskie, problemy - gombrowiczowskie, klimat prowincjonalności i język, którym się go oddaje - schulzowski” ( Bohdan Zadura). „Intrygująco niepochwytne” (Dariusz Nowacki).
Bawołek jest sobie wierny. Opinie krytyków dotyczące pierwszego tomu jego prozy jak ulał pasują do nowego zbioru.
O autorze
Waldemar Bawołek – wcześniej wydał pięć książek: Delectatio morosa, Raz dokoła, Humoreska, To co obok, Echo słońca. Dwukrotnie nominowany do Nagrody Literackiej Gdynia. Żyje w Cieżkowicach, gdzie się urodził w 1962 roku.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-62795-83-3 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
(...)
Boi się cierpienia, bólu. Ale najbardziej przekracza granice kondycji, gdy myśli o martwym ciele, że będzie musiał go dotknąć, a ono nie zmartwychwstanie.
Nie wiem, chyba najlepiej uczynię, jak rzucę to wszystko i stanę w szeregu z biednymi, nędzarzami i włóczęgami. Wykluczyć się i stanąć poza ogrodzeniem, poza murem. Zdezerterować z tej najlepszej armii uzbrojonej w noże i banki, w giełdę i siekiery. Wszystko uczynię, a zanim padnie pierwszy strzał, mnie już nie będzie. Dlatego kufer z czystym ubraniem schowałem tak, żeby nikt nie znalazł – w każdej chwili może się przydać, gdy oni tak mnie okrążyli ciasno, że nawet oddychać nie mogę. Ciągle myślę o kuferku. Kiedyś wreszcie to się skończy, to musi się skończyć, a ja zrzucę z siebie cały brud i założę czystą koszulę. Myśl ta była niezastąpiona, gdy oni tak pochyleni nade mną zaciskali pierścień wściekłości, wystawiając języki jak te psy spienione. Krzyczeli, przeklinali, przekrzykiwali się – który głośniej, który groźniejszy, ważniejszy. Każdy chciał być pierwszy, każdy pragnął, bym akurat jemu właśnie uległ. Padnij! Powstań! O, nic z tego! Oczy ich odbijały całą złość nagromadzoną w kręgu nienawiści. Masz, trzymaj łopatę i jazda, kopiesz grób dla siebie! „Weź motyczkę i pospiesz się, lada moment zacznie padać”.
Gdy usiadł na ławeczce, by odpocząć, jego umysł był ciągle zagrożony pokusą przywidzeń i przysłyszeń. Lecz on ani na chwilę nie spuścił z oczu, uszu prawdy. Dopiero gdy pies zaszczekał u sąsiadów, zaczął powoli oddalać się w stronę blasku. Jabłoń, w której cieniu usiadł, zaczęła tracić twarz. Mnogość, wielość nieruchomych liści w wyczekiwaniu na jakiś znak zapowiadała nieoczekiwaną przyszłość pełną smutku, rozpaczy i obrzydzenia.
Ten nadmierny spokój wśród gałęzi starały się zburzyć owady i ptaki, których głosy rodziły się i umierały wokół niego. Obrzynanie desek, koszenie trawy, przybijanie blachy na zamkowej wieży – ten szereg dźwięków chłonął całym ciałem. Słyszał, jak Olek obrzyna deski – to pierwszy głos, dalej kosa, dach, i jeszcze raz, tylko inaczej: kosa dach deski, a do tego wszystkiego kontrapunkt: ptaki owady. Gdy zahaczył wzrokiem o wiszące na sznurku pieluchy, a bliżej o wyłażące z rozsypanego na stole groszku robaki, wprowadził do gry zapach, domagał się zapachu, więc wciągnął w siebie woń dopiero co skoszonej trawy. Z przeciągiem nadleciał zapach akacji. Jabłoń gwałtownie wysoko rozbrzmiała. Jeszcze koper wmieszał się do melodii. Później następowały tylko liczne powtórzenia zaistniałych głosów i zapachów.
Powinien jeszcze widzieć wojska odstępujące od murów zamku. Gdyby zechciał podnieść wzrok ku górze, zobaczyłby pędy grochu ledwo uchwycone tyk, a wyżej siano w kopkach, sznurem do góry, na której zamek. Robotnicy naprawiają dach. Zobaczyłby sto okien, pomimo których wnętrze zamku i tak jest ciemne i ponure. Gdyby udało mu się tam dostać, mógłby codziennie spać do południa. Pod murami zamku stoją wojska, szeregi wojowników, ze wszystkich stron: Faściszanie, Kipsznianie i Siekierczycy, i ci z krainy Stawów, i spod Stelmachówek, z Wydymaja i wreszcie, najodważniejsi, z Baraniej Górki. A gdy zaszczekał pies u sąsiadów, wojska ruszyły i zaczęły znikać w ciemnościach lasu, by jeszcze raz się pojawić daleko na horyzoncie i wsunąć w rozgrzane niebo. Z zamku było słychać ciągły pomruk i bełkot. Na murze ktoś kredą obwiódł kontur ciała. Długie włosy przylepione były krwią. Zatrąbiono w róg i podniesiono żagle. Fale podcinały burtę. Powinien był to przewidzieć i bijąc gwałtownie wiosłem, przyspieszyć.
No, niechże ktoś wreszcie poda mu wiosło!
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------Fot. Adam Kozak
WALDEMAR BAWOŁEK
Autor pięciu książek: Delecatio morosa, Raz dokoła, Humoreska, To co obok, Echo słońca, dwukrotnie nominowany do Nagrody Literackiej Gdynia. Żyje w Ciężkowicach, gdzie się urodził w 1962 roku.
BOHDAN ZADURA:
Sceny z życia sąsiedzkiego, rodzinnego, małżeńskiego, biurowego, gospodarczo-turystycznego, zakotwiczone w realności , jednocześnie rozgrywają się w sferze fantasmagorii.
DOROTA MASŁOWSKA:
Absolutnie osobna fraza, w której językowa wytworność gorliwego ucznia miesza się z żulerską abnegacją, wytrawna poezja z rynsztokiem, a to, co piękne, z nieprzyjemnym i niepożytecznym.
JERZY JARNIEWICZ:
Nadchodzi czas, kiedy wstyd będzie przyznać, że nie czytało się Bawołka.