- promocja
Lipcowe dziewczyny - ebook
Lipcowe dziewczyny - ebook
Co roku, tej samej nocy, kolejna dziewczyna znika bez śladu.
Żona Lexa także zaginęła. Wyszła z domu w dzień ataku terrorystycznego w Londynie i od tamtej pory nikt jej nie widział. Czy Olivia znalazła się wśród ofiar zamachu, czy spotkało ją coś zupełnie innego?
Dziesięcioletnia Addie skrywa tajemnicę. Tego samego dnia jej tata wrócił do domu cały we krwi. Początkowo myślała, że został ranny w jednym z wybuchów, ale jej starsza siostra, Jessie, znalazła za łóżkiem ojca portfel zaginionej kobiety.
Jessie jako opiekunka zajmuje się dzieckiem Lexa. Twierdzi, że chce tylko pomóc. Nie mówi mu jednak całej prawdy, a życie życiem Olivii przychodzi jej coraz łatwiej…
Phoebe Locke – pisarka brytyjskiego pochodzenia, debiutowała w 2018 roku thrillerem Człowiek z lasu. Zanim zajęła się pisarstwem na pełny etat, pracowała w akademii kreatywnego pisania, oraz prowadziła londyński salon literacki Speakeasy. Wcześniej publikowała pod swoim prawdziwym nazwiskiem – Nicci Cloke.
Kategoria: | Horror i thriller |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8143-601-4 |
Rozmiar pliku: | 2,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_To ten spokój, myśli czasem, jest tym, czego naprawdę pragnie. Chwilą wytchnienia, gdy towarzysząca mu furia nagle gaśnie. Tego spokoju nie starcza na długo, nigdy. I gdy furia uderzy znowu, a nienawiść przeszyje go od stóp do głów, zatęskni za tym momentem. Będzie próbował przypomnieć sobie, jak się czuł, gdy je zabijał. Spróbuje się tym pożywić. Ale szybko – zbyt szybko – zacznie odliczać, czekać, aż dobiegną końca zimne miesiące, zgasną świąteczne światełka, miną ponure pierwsze tygodnie nowego roku i z wolna przebudzi się wiosna._
_Szybko zaczyna wyglądać dnia, kiedy będzie mógł wziąć następną._1
Wszystko zaczęło zmieniać się latem, kiedy skończyłam dziesięć lat. Wciąż mieszkaliśmy w tym samym mieszkaniu, na drugim piętrze galeriowca przy Brixton Road, gdzie mogłam przesiadywać na betonowym balkonie i patrzeć na sunące obok dachy autobusów. Ale w tamtym czasie coraz mniej czułam się tam jak w domu. Na porysowanym kuchennym stole piętrzył się stos rachunków, na których widniały czerwone litery. Płaty lodu zsuwały się po tylnej ścianie smutnej i pustej lodówki. Tata był w pracy, gdy wychodziłam do szkoły i gdy z niej wracałam, a także przez całą noc; czekał przed szpitalami, barami i lotniskami. Wszędzie, gdzie mógł spotkać kogoś na tyle zdesperowanego, kto nie przejmowałby się rozbitym bocznym lusterkiem i rzężącym silnikiem. I choinką zapachową dyndającą pod przednim lusterkiem w miejscu, w którym powinna znajdować się licencja.
Jessie także zaczęła więcej pracować. Sklep z perukami mieścił się w arkadach pod torami kolejowymi, gdzie pociągi dudniły nam nad głowami. Jessie pomagała w jego prowadzeniu, odkąd skończyła piętnaście lat. Zabierała mnie czasem ze sobą, jeśli Laine miała dobry humor. Pozwalały mi siedzieć na zapleczu i przebierać palcami w naelektryzowanych akrylowych włosach, aż te przestawały iskrzyć. Zadaniem Jessie było wypakowywać je z folii i rozczesywać, tak żeby Laine mogła je od razu wystawić. Na białych styropianowych głowach, stojących w witrynie i ciągnących się rzędami wzdłuż ścian, dziewczyny układały pełne peruki, a w szklanych szafkach i na stojakach – pasemka do przedłużania. Laine miała do mnie słabość. Zostawiała mi stare magazyny, siadała i stylizowała moje włosy w skomplikowane fryzury. Jej długie paznokcie łaskotały mnie po skórze głowy. Ale jeszcze bardziej kochała moją siostrę. Długo zajęło mi zrozumienie, że sklep był za mały, by tak często pracowały w nim dwie osoby. Nawet przed tamtym latem przeważnie byłyśmy tam tylko my, nigdy nie widziałam tam żadnych klientów. Laine nie potrzebowała Jessie. Prawdopodobnie przez większość tygodni nie mogła sobie pozwolić, żeby jej płacić, ale mimo to w każdy piątek wręczała mojej siostrze małe brązowe koperty. Kochała nas albo było nas jej żal – zawsze miałam problem, by to rozróżnić.
Często, gdy zamykały sklep, Laine wyciągała alkohol z szafki pod kasą. Razem z Jessie siadały na wystawowej gablocie, machały nogami i kazały mi przymierzać perukę za peruką. Po paru minutach nabierałam śmiałości i paradowałam w tę i z powrotem w szpilkach Laine, a one zwijały się ze śmiechu. Laine była jedyną osobą, poza Jessie, która była w stanie mnie do tego zachęcić. Ale nawet to nie mogło trwać wiecznie.
Jej brat pojawił się w sobotę, przynosząc kartonowe pudełko, zawilgotniałe z jednej strony od spodu, i postawił je na ladzie. Siedziałam na swoim krzesełku na ciasnym zapleczu, ale drzwi były otwarte. Laine wyszła na lunch. Jessie stała za kasą, a ja patrzyłam, jak natychmiast uniosła ręce, by poprawić włosy, i jak oparła się na ladzie, stając jedną stopą na palcach.
Jego włosy były ciemniejsze niż Laine, która farbowała się na karmelowo; gęste czarne loki miał krótko ostrzyżone. Nosił lustrzane pilotki, mieniące się na żółto-niebiesko, miał ostre rysy twarzy. Pochylił głowę, żeby okulary zsunęły się z jego nosa, a on mógł przyjrzeć się dobrze mojej siostrze.
– Hej – powiedział łagodnym i niskim głosem. – Jest Laine?
Jessie wzruszyła ramionami i spojrzała na niego obojętnie. Ale ze swojego miejsca mogłam dostrzec, jak nerwowo uderzała stopą o podłogę. Jej włosy właśnie odrastały – mysie przy głowie, żółtawobiałe na całej długości – ale ponieważ Laine akurat bawiła się swoimi nowymi prostownicami, były błyszczące i gładkie, co stanowiło nie lada wyczyn.
– Wyszła – odpowiedziała, a potem wskazała na pudełko. – Co to?
– Towar – rzucił i zdjął okulary. – Ty jesteś Jess, nie?
– Jessie.
Cieszyłam się, że to powiedziała. Że go poprawiła. Tata cały czas mówił na nią Jess – Jessica, kiedy jej dokuczał, był pijany lub zdenerwowany – i nigdy go nie poprawiała. Nie podobało mi się to. Tata wybrał jej imię, ale to mama skróciła je do „Jessie”.
– No tak, Jessie. Jestem młodszym bratem Laine.
– Elliott. Tak, wiem.
Teraz spojrzał na nią inaczej, a w kącikach jego ust pojawił się lekki uśmiech. Twarda skorupa, którą się otaczała, często zdumiewała ludzi.
– Nikt mnie tak nie nazywa – powiedział.
– Laine tak.
Zanim zdążył odpowiedzieć, do środka weszła jego siostra. W jednej ręce trzymała otwartą puszkę coli, w drugiej do połowy zjedzoną kanapkę.
– Och – przywitała go. – Przyszedłeś wcześniej.
Jessie odsunęła się prędko, jak ktoś niemal złapany na gorącym uczynku. Zaczęła wyrównywać głowy za kasą i szczotkować włosy, więc tylko ja widziałam, jak Elliott gapi się na Jessie, ignorując trajkoczącą Laine.
Jej pierwszy chłopak, o którym mi powiedziała, zerwał z nią parę miesięcy wcześniej. Tego dnia odebrała mnie ze szkoły i kiedy wracałyśmy do domu, dostała esemesa. Wciąż pamiętam, jak wtedy wyglądała: krótka żółta koszulka odsłaniająca jej szczupły brzuch, fioletowe air maksy z fluorescencyjnymi sznurówkami, ciemny kok z wystającymi spod spodu końcówkami włosów. Kolczyk w nosie był nowy, ale nie nosiła go zbyt długo; trzecie małe kółko w lewym uchu było czerwone i chropowate. O mnie dbała bardzo, a o siebie prawie w ogóle. Pamiętam, jak wzruszyła ramionami i schowała telefon do kieszeni. I to, jak parę minut później wysyczała pod nosem: „Pizda”.
– Wszystko w porządku? – zapytałam.
Wzięła mnie za rękę, ścisnęła ją i puściła.
– Jedyną osobą, której możesz zaufać, jestem ja, okej? – odpowiedziała. – Ja i ty, to wszystko.
Dellar – miał rację, jedyną osobą, która zwracała się do niego po imieniu, była Laine – wrócił do sklepu kilka dni później. Stałyśmy na zewnątrz, a Laine zamykała na kłódkę antywłamaniowe rolety, zbłąkana czerwona akrylowa nić wciąż tkwiła w moich włosach, niebieska spływała w dół po mojej szkolnej spódnicy. Jessie śmiała się, zasłaniając twarz ręką, kiedy opowiadała nam o jakimś chłopaku, którego spławiła poprzedniego wieczoru. Ten aspekt naszej relacji był dziwny – była dla mnie jak matka, ale jednocześnie wciąż miała siedemnaście lat. I jako siedemnastolatka wychodziła tuż po tym, jak położyła mnie spać, a potem budziła się w łóżku stojącym metr od mojego, z niezmytym makijażem, a jej porozrzucane ciuchy znaczyły szlak od drzwi do poduszki. Miała siedemnaście lat, ale mimo to budziła mnie do szkoły i przygotowywała mi śniadanie.
– Śniadanie to najważniejszy posiłek w ciągu dnia – mawiała, robiąc omlet z jednego jajka i ostatniego plasterka szynki. Minęły rok czy dwa, zanim zaczęła dodawać: – Tak przynajmniej twierdziła mama.
Kiedy Laine zatrzasnęła ostatnią kłódkę, usłyszałyśmy, jak spokojny i nieustępliwy rytm kroków przebija się przez szum pociągu nad naszymi głowami i stukot krat z mięsnego po drugiej stronie ulicy. Obróciłyśmy się i zobaczyłyśmy, jak do nas podchodzi. Letnie słońce chowało się już za łukami. Atlantic Road prezentowała się najlepiej w takim przygaszonym pomarańczowym świetle. Wszystkie trzy odbijałyśmy się w niebieskich szkłach jego okularów przeciwsłonecznych.
– Hej – przywitała się Jessie, kiedy podszedł bliżej i tylko się do niej uśmiechnął.
Laine cmoknęła z dezaprobatą, ale wzięła mnie za rękę.
– Odprowadzę Addie do domu.
Kiedy odchodziłyśmy, spojrzałam nieśmiało na Laine. Z profilu jej twarz wyglądała na łagodniejszą, mniej onieśmielającą. Teraz, gdy szłyśmy tylko we dwie, wydawała się spokojniejsza.
– Czy twój brat lubi Jessie? – zapytałam, a ona popatrzyła na mnie z politowaniem.
– Skarbie – powiedziała. – Elliott lubi wszystkich.
Przeszłyśmy przez ulicę i znalazłyśmy się na osiedlu.
– Ona go lubi – rzuciłam na próbę.
Gdy Laine nie odpowiedziała, zamarłam.2
Od tamtej pory Dellar był z nami cały czas. Razem z Jessie czekał na mnie pod szkołą. Kręcił się po sklepie, kiedy siedziałam na zapleczu, zbyt przestraszona, żeby do nich wyjść. Był przy nas późnym wieczorem i wczesnym rankiem, a także w jasną noc pomiędzy nimi, kiedy przewracałam się we śnie i widziałam nie jedno, lecz dwa ciała na pojedynczym łóżku Jessie. Jego zapach, ostry i czysty, kompletnie różniący się od zapachu naszego ojca, wsiąkał we wszystko.
O dziwo, tata zdawał się nie mieć nic przeciwko Dellarowi lub w ogóle go nie zauważał. W moich wspomnieniach z tamtych miesięcy tata w ogóle rzadko się pojawiał. Zawsze pracował nocami i o nieludzkich porach, ale wtedy były to dłuższe, dziwniejsze zmiany. Nie było go przez dwa dni, następnie wracał do domu i spał kilka godzin, gdy Jessie, Dellar i ja oglądaliśmy teleturnieje albo _Ugotowanych_, po czym znowu wychodził. Dowiedziałam się wtedy od Jessie, która filtrowała dla mnie informacje, i z podsłuchanych rozmów, że musiał oddać czarną taksówkę i miał jakieś problemy w pracy. Wiedziałam, że kupił auto od kolegi z pubu, granatowego forda mondeo z miękkimi szarymi siedzeniami, przesiąkniętego ciężką wonią papierosów, której nie dały rady zamaskować ani trzy, ani cztery, ani ostatecznie nawet pięć choinek zapachowych. Dziś już wiem, że jeździł tym autem jako nielegalną taksówką. Wtedy kojarzyłam tylko, że na wszystkich kopertach z nieotwartymi rachunkami widniały czerwone litery, a tata wracał do domu na te dwie lub trzy godziny snu tylko dlatego, że zasypiał za kółkiem. Wiedziałam również – od zawsze – że nie wolno nam było rozmawiać o pieniądzach w jego obecności. A tak naprawdę najlepiej było nie odzywać się przy nim wcale. Bezpieczniej.
Powinno mnie irytować, że nagle musiałam dzielić się z kimś uwagą Jessie. Od dawna była jedyną osobą, którą interesowało, co nosiłam, co jadłam, czy uczyłam się pilnie, czy nie. To ona podgrzewała ręcznik na ledwo grzejącym kaloryferze, kiedy ja siedziałam w przygotowanej przez nią kąpieli. To ona otulała mnie kołdrą i mówiła, że mnie kocha, kiedy powoli zasypiałam. A potem pojawił się Dellar. Siedział między nami na kanapie albo obok mnie przy stole – wpatrzony w Jessie, która kręciła patelnią nad palnikiem. Czekał cierpliwie w dużym pokoju, aż ona powie mi „dobranoc” i zgasi światło, zanim z nim wyjdzie.
A jednak jego zachowanie sprawiało, że trudno było być o niego zazdrosnym. Opowiadał o tym, co mnie interesowało, a o czym wcześniej wspomniała mu Jessie: o dinozaurach, kosmosie, syrenach i najrozmaitszych sposobach na jedzenie placków ziemniaczanych. Pewnego wieczoru, kiedy Jessie suszyła włosy w naszym pokoju po tym, jak rozjaśniła je po raz pierwszy od tygodni, Dellar odwrócił się do mnie w trakcie przerwy na reklamy.
– Co czytasz?
Leżałam bokiem w fotelu taty, z nogami przewieszonymi przez podłokietnik i książką opartą na kolanach.
– _Pajęczynę Charlotty_ – odpowiedziałam, pokazując mu żółtą ilustrowaną okładkę. Pochodziła z wielkiej sterty książek, które parę lat temu Jessie wyciągnęła dla mnie z komody. Na wewnętrznej stronie okładki w każdej z nich napisano starannie ołówkiem: „Elizabeth Addison”. _Pajęczynę_ czytałam już wtedy czwarty lub piąty raz. Po prostu lubiłam mieć ją przy sobie.
– O, czytałem ją – powiedział niespodziewanie. – To była ulubiona książka Laine, kiedy byliśmy mali. To ta z pająkiem, prawda? I świnią?
– Tak! – Wyprostowałam się natychmiast i spojrzałam na niego poważnie, ściskając książkę. – Jest taka dobra. Ale ma bardzo smutne zakończenie.
– Pamiętam – zaśmiał się. – Nasza mama płakała, kiedy czytała nam tamten fragment.
Zainteresowana, wyobraziłam go sobie pod kołdrą z młodszą Laine, wtulonych w matkę, której twarzy nie mogłam dostrzec. Dzięki temu polubiłam go jeszcze bardziej, a jednocześnie mu nie zazdrościłam. Bo wcześniej, zanim nauczyłam się czytać, to właśnie Jessie czytała mi bajki. Chowałyśmy się we dwie pod pościelą z latarką. Nie wierzyłam w to, że ktoś mógł robić to lepiej.
– Jakie książki jeszcze lubiłeś w dzieciństwie? – zapytałam, a on uśmiechnął się, przeciągnął i rozsiadł się wygodniej na wytartej kanapie.
– To będzie długa lista – zapowiedział. – Gotowa?
Kilka tygodni później, w niedzielę, siedzieliśmy we trójkę na naszych tradycyjnych miejscach na sofie. Talerze po śniadaniu wciąż stały na podłodze, choć było już dobrze po południu. Zbierałam się na odwagę, żeby powiedzieć Dellarowi, co myślałam o jednej z książek z jego listy. Chodziło o _Matyldę_, która podobała mi się bardziej niż wszystko, co kiedykolwiek przeczytałam. I właśnie wtedy usłyszeliśmy, jak tata otwiera drzwi od sypialni; po chwili w korytarzu rozległy się jego nierówne kroki. Zerknęłam na Jessie, ale ona wpatrywała się zawzięcie w telewizor. Widziałam, jak zadrżały kąciki jej ust. Nie spodziewała się, że wstanie o tej porze.
W ciszy nasłuchiwaliśmy, jak mamrotał do siebie, wstawiając do zlewu zatłuszczoną patelnię i talerz. Lodówka otworzyła się, a potem zamknęła z hukiem. Zacisnęłam pięści, żeby się nie wzdrygnąć.
– Jessica! – Jego kroki zadudniły w korytarzu. – Czemu nie ma nic do żarcia?
Jessie popatrzyła na Dellara, poderwała się i wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
– Przepraszam – mówiła cicho, jakby to miało skłonić go do tego samego. – Zrobię ci coś. Posprzątam.
– Oczywiście, że kurwa posprzątasz! – Trzasnęła szafka, rozległ się pusty dźwięk, jakby coś się przewróciło. – Nie myśl sobie, że będziesz tu siedzieć bezczynnie cały dzień. – Jego głos nagle stał się przytłumiony. Jessie zamknęła drzwi od kuchni. Pomyślałam, że mu się to nie spodoba. To ukrywanie go, to, że wstydzi się go przy gościu. Dobiegło nas kolejne głuche walnięcie, tym razem uderzył w blat, wrzeszcząc coś niezrozumiale.
Kiedy spojrzałam na Dellara, ten patrzył na mnie z zaciśniętymi ustami.
– Chcesz iść na spacer? – zapytał, a ja przytaknęłam.
Wyszliśmy z mieszkania, akurat kiedy coś się potłukło, tata odzywał się teraz ciszej, ale w sposób, który sprawiał, że włosy stawały mi dęba. Minęliśmy tłum próbujący wejść do metra na stacji Brixton, gdzie połowa bramek była zamknięta. Przeszliśmy przez ulicę na rogu, koło McDonalda.
– Chcesz McFlurry? – zaproponował Dellar, trzymając ręce w kieszeniach. Miał na sobie tylko dżinsy i biały T-shirt mimo chłodnego wiatru. Wyglądał jak model. Znowu przytaknęłam.
– No to chodź – rzucił i pchnął podwójne drzwi.
W środku panował tłok, jak zwykle, więc stanęliśmy w kolejce. Ręce Dellara zwisały teraz luźno wzdłuż jego tułowia. Wbiłam spojrzenie w tablice z menu i nie odzywałam się słowem. Zastanawiałam się, co się dzieje w mieszkaniu, czy udało jej się załagodzić sytuację tak, jak zazwyczaj to robiła. Tata rzadko się na mnie złościł. Ale z Jessie było inaczej, zawsze zdawała się go rozczarowywać w sposób, który nie do końca rozumiałam. I chociaż trudniej było mu wystraszyć ją niż mnie, nie oznaczało to, że nie próbował.
Dellar omiótł spojrzeniem swoje adidasy.
– Ty i Jessie jesteście dobrymi przyjaciółkami, co?
– Najlepszymi – zgodziłam się.
– Wiesz, że ona cię kocha, prawda?
Przytaknęłam jeszcze raz, ale tym razem odwróciłam głowę.
Położył mi dłoń na plecach, jego dotyk był chłodny i miękki.
– Chcę tylko, żebyś wiedziała, że nie zamierzam tego zmieniać.
Podniosłam na niego wzrok, ale nic nie powiedziałam.
– Pomyślałem po prostu – dodał – jeśli oczywiście miałabyś na to ochotę… Może moglibyśmy się przyjaźnić we trójkę?
W tym momencie rodzina przed nami odeszła, ściskając brązowe torby z zamówieniem, więc zrobiliśmy krok do przodu, zanim zdążyłam odpowiedzieć. Kiedy wyszliśmy z McDonalda z wilgotnymi kubkami lodów w dłoniach i kolorowymi cukierkami zgrzytającymi między zębami, zrobiło mi się cieplej.
To były małe rzeczy, ale ponieważ Dellar i Laine mieli siedmioletniego przyrodniego brata Lloyda, obydwoje wiedzieli, że to właśnie takie małe rzeczy mają największe znaczenie. Któregoś wieczoru Dellar przyniósł mi trzy pierwsze tomy _Harry’ego Pottera_ – strony były miękkie i pozaginane, w dodatku pachniały moim ukochanym kurzem z biblioteki. Naprawił nasz odtwarzacz DVD, a potem usiadł i obejrzał ze mną wszystkie trzy _Parki Jurajskie_, a Jessie, choć kręciła głową i wierciła się, też była zadowolona. Zawsze pamiętał, co miałam akurat w szkole, i nigdy nie zapominał zapytać, jak mi poszło. No i umiał rysować, to najważniejsze. Rysowanie przychodziło mu bez kompletnie żadnego wysiłku, zresztą jak wszystko, ale był przy tym naprawdę skupiony – wyglądał wtedy zupełnie inaczej – dzięki czemu jego rysunki były wyjątkowe. Uwielbiał szkicować, choć uważał tę czynność za bezużyteczną. Ale jeśli Jessie szykowała się, nagrzewając prostownicę, łatwo było go przekonać, żeby zatrzymał film i narysował mi Spider-Mana albo Nemo – a wieczorami, kiedy Jessie nie zwracała specjalnej uwagi na to, co oglądamy – Terminatora. Trzymałam te szkice pod łóżkiem, stosik rósł, a ja coraz bardziej lubiłam Dellara. Któregoś dnia, podczas jednej z tych nielicznych okazji, kiedy spędzałyśmy wieczór w domu same, zdałam sobie sprawę, że za nim tęsknię.
Nazajutrz mieli swoją pierwszą poważną kłótnię.
Siedziałam w wannie, woda była już letnia, a skóra na moich palcach zrobiła się pomarszczona i biała. Nie chciałam wychodzić na zimno, nagrzany ręcznik wisiał zbyt daleko, bym mogła po niego sięgnąć. Zanurzyłam głowę pod wodę, słuchając pokrzepiającego dudnienia ich głosów, które docierało do mnie podobnie jak cicha muzyka z telewizora. Dopóki nie wypłynęłam na powierzchnię, żeby nabrać powietrza. Wtedy okazało się, że Jessie była wściekła.
– Nie mogę tam iść. Do piątku nie mam żadnych pieniędzy, mówiłam ci już.
– Wyluzuj. – Dellar wydawał się zdezorientowany. – Serio, ogarnę to. To mój kolega, otworzyli się w zeszłym tygodniu. Będzie fajnie.
– Nie chcę, żebyś znowu płacił. – Słyszałam, że Jessie starała się zapanować nad głosem, żeby brzmieć uprzejmie. Była dobra w ukrywaniu swoich emocji. Robiła to przy mnie cały czas. – Pójdziemy w weekend.
– To tylko parę drinków, nic wielkiego.
Westchnęłam i zanurkowałam z powrotem. Nie chciałam słuchać, jak bardzo jej nie rozumie.
Choć może rozumiał ją lepiej niż ja; a może z nim było po prostu inaczej. Kiedy w końcu wyszłam z wanny i włożyłam piżamę, usłyszałam, jak krzątała się po pokoju, szykując się do wyjścia.
Tamtej nocy pozwoliła zabrać się na kilka drinków i właśnie wtedy dotarło do mnie, że coś się zmienia. Może Jessie po raz pierwszy była gotowa, by ktoś się nią zaopiekował.3
Pewnej nocy, chyba na początku lipca, nie mogłam zasnąć, a Jessie i Dellar poszli na imprezę. Leżałam w łóżku, nasłuchując samochodów, chłopaków puszczających muzykę na osiedlu i śmiejących się do siebie. Lato było już wystarczająco gorące i niespokojne, ale w tamtym tygodniu pogoda zepsuła się zupełnie, zimny front to nadchodził, to odchodził, więc nigdy nie wiedziałam, czy się przykrywać, czy nie. Przewróciłam się na drugi bok i zacisnęłam powieki na dłużej, zanim dałam sobie spokój i wstałam z łóżka. Poszłam do dużego pokoju i zwinęłam się w kłębek z _Więźniem Azkabanu_, którego prawie skończyłam; mogłam tam spokojnie leżeć, bo wiedziałam, że przez następne kilka godzin nikt nie będzie mi przeszkadzał. Lubiłam czasem łazić po mieszkaniu i udawać, że jestem dorosła na tyle, by decydować, gdzie zasnę. Zostało mi już tylko dziesięć stron książki, kiedy usłyszałam klucz w zamku i tłumione kaszlnięcie taty ściągającego buty. Zamarłam na kanapie, a kiedy usłyszałam, że się zawahał, zawołałam do niego:
– Cześć, tato!
Zmienił kierunek i pojawił się w drzwiach.
– Hej, mała.
– Wcześnie wróciłeś.
– Aha… – Rozejrzał się po pokoju, żyła na jego szyi pulsowała. – Gdzie twoja siostra?
– Wyskoczyła gdzieś – powiedziałam, a strach ścisnął mi gardło. Nie wolno jej było zostawiać mnie samej w nocy. – Zaraz wróci.
– Okej. – Uśmiechnął się do mnie, a na jego twarzy pojawił się wąski nerwowy grymas, który nadał jej surowość. – Wskoczę pod prysznic.
Słyszałam, jak włączył bojler, a jego dżinsy i koszulka wylądowały na podłodze. Próbowałam skupić się na _Harrym Potterze_, ale litery tańczyły mi przed oczami, więc ostatecznie siedziałam i gapiłam się w ścianę, czekając, aż prysznic zaklika znowu, a rury z ciepłą wodą przestaną skrzypieć.
Wystawił głowę zza drzwi pięć minut później, wycierając włosy ręcznikiem. Tym razem uśmiech przyszedł mu chyba nieco łatwiej, bo błąkał się po jego ustach.
– Głodna?
Nie chciało mi się jeść. Minęła jedenasta, byłam trochę spragniona, ale uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
– Omlet? – zapytał, a ja poszłam z nim do kuchni. Potrafił przyrządzić o wiele więcej potraw, ale tylko ta była smaczna. Przyglądałam się, jak wbija jajka do miski; plecy miał nagie, a za szerokie dżinsy zwisały na jego chudym ciele. Na przedramieniu widniał tatuaż – róża oplątana wstęgą, na której kiedyś widoczne było imię. Rzednące włosy zaczesał po kąpieli do tyłu. Wylał wymieszane jajka na patelnię i postawił ją na kuchence. Mrugnął do mnie, kiedy przechodził obok, idąc do swojej sypialni.
Gdy wrócił, miał na sobie stary szary T-shirt, a do ucha przyciskał telefon. Ponieważ nie odebrała, zostawił wiadomość.
– Jessica, tu tata. Gdzie jesteś? Addie siedzi sama, a ja muszę wracać do pracy.
Krótko i na temat. Trzymał nerwy na wodzy. Jeśli dowiedziałaby się, że jest wściekły, nie wróciłaby do domu.
Naprawdę ją kochał. Kochał nas obie, gwałtowną, nieprzewidywalną miłością, która dawała o sobie znać w najdziwniejszych momentach – kiedy sięgało się z trudem po kubek stojący na końcu półki, kiedy podawało mu się gazetę, kiedy śmiało się z czegoś zabawnego w telewizji. Jego chude żylaste ramiona zamykały się wokół nas na chwilę i całował nas w czoła z zamkniętymi oczami. Nie pokazywał nam tego często, ale miał to w sobie. Kochał nas.
Przerzucił omlet na talerz i postawiwszy go przede mną, usiadł. Patrzył, jak nabijam kawałek na widelec.
– Ty nie jesteś głodny? – zapytałam go, a on pokręcił głową.
– Zjem potem.
Podrapał jakąś plamę na dłoni, a potem przeciągnął się, aż coś strzeliło mu w plecach. Zmusiłam się do kolejnego kęsa.
– No i co – zaczął – niedługo twoje urodziny, nie? Jeszcze tylko kilka dni do szczęśliwej siódemki. I skończysz dziesięć lat.
Uśmiechnęłam się zadowolona.
– Aha.
Znowu podrapał się po dłoni i spojrzał na mnie uważnie; jego oczy były tak podobne do oczu Jessie.
– Czyli czas, żebyśmy zaczęli myśleć z twoją siostrą o prezentach. Musimy kupić ci coś, co ci się podoba.
Byłam ostrożna, żeby nie przytaknąć zbyt chętnie i nie wyjść na chciwą. Nie znosił tego; to była jedna z rzeczy, o które lubił się czepiać. Jessie zaznaczyła w gazecie coś, co jej się podobało. Ja podkradłam plasterek szynki z lodówki albo próbowałam skubnąć rożek sera, kiedy nikt nie patrzył. Byłyśmy chciwymi dziewuszyskami i nie zmarnował ani jednej okazji, by nam o tym przypomnieć. Jessie tego nie lubiła.
Gdy jego oczy się zwęziły, zrozumiałam, że przesadziłam w drugą stronę.
– Nie udawaj, że niczego byś nie chciała – powiedział poirytowany. – Znam was.
W głowie miałam pustkę.
– Może jakieś książki – wykrztusiłam, a on skrzywił się i zamyślił.
– Zawsze siedzisz z nosem w książce. – Ale potem wzruszył ramionami i odetchnął. Odchylił się na krześle, oparcie zaskrzypiało; skupił uwagę na moim talerzu, na którym wciąż leżała jeszcze połówka omleta. – No dalej, jedz.
Ostrożnie wcisnęłam w ciasto brzeg widelca, wykrawając idealny kęs, ale za wolno. Widziałam, jak zmienia się atmosfera w kuchni, słyszałam, jak tata uderza miarowo stopą o nogę krzesła.
– Nie baw się tym. – Był coraz bardziej wściekły. – Przecież to dobry omlet. Wiesz, że w tym domu nie marnuje się jedzenia.
Wzięłam większy kęs, niż chciałam, a zimne jajko przykleiło mi się do podniebienia. Próbowałam je pogryźć, czułam jego palące spojrzenie, i zakrztusiłam się.
– Jedz to – powiedział cicho. – Masz zjeść to, co dla ciebie zrobiłem.
Ale jedzenie podeszło mi do gardła, spanikowałam i wyplułam wszystko na talerz.
Przez sekundę patrzyliśmy na siebie. Najbardziej bałam się, kiedy jego twarz nieruchomiała tak jak teraz. Drgały tylko najmniejsze mięśnie wzdłuż jego żuchwy. To był moment, kiedy mógł przełknąć swój gniew – lub nie.
Zanim któreś z nas się poruszyło, przy drzwiach wejściowych rozległ się hałas – to były bransoletki Jessie, jej kluczyki i torebka. Krzątała się w wieczornej ciszy, poruszając się w chmurze perfum i ostrych dźwięków. Widziałam gniew przemykający po twarzy mojego ojca, jego usta wykrzywione w grymasie.
– Hej, już jestem – zawołała, przechodząc chwiejnym krokiem przez korytarz do kuchni, i wtedy zrozumiałam, że była pijana. Tata też to widział, bo odsunął się nagle od stołu, wrzucił mój talerz i patelnię do zlewu. Przeszedł obok niej bez słowa, kiedy weszła do kuchni.
Tkwiłyśmy w bezruchu, słuchając, jak narzuca kurtkę i łapie leżące obok klucze. Kiedy zatrzasnęły się za nim drzwi, zauważyłam, że Jessie odetchnęła. Gdy dostrzegła, że się jej przyglądam, natychmiast przywołała na twarz uśmiech i usiadła obok mnie przy stole.
– Czemu jeszcze nie śpisz, mała?
Przyniosła pocztę, która walała się na wycieraczce. Menu, menu, menu, sztywne koperty z rachunkami, których okienka wyglądały jak miny. Przebierała w nich zaobrączkowanymi palcami. Złoty pierścionek, który nosiła na palcu wskazującym, był moim ulubionym – wąski krążek z idealnie okrągłym ciemnobrązowym kamieniem w środku, niemal jak drewno. Należał do mojej mamy, powiedziała mi kiedyś Jessie, i któregoś dnia przekaże go mnie.
– Nie mogłam zasnąć.
– Naprawdę? Też miałabym z tym problem, gdybym siedziała w kuchni i jadła śniadanie.
Przewróciłam oczami, próbując ukryć słabość, którą nadal czułam.
– Czytałam. Zaproponował mi omlet. Chyba nie wiedział, jak jest późno.
Odłożyła listy i westchnęła.
– Nie bawiłaś się dobrze? – zapytałam.
Jessie odwróciła się i spojrzała na mnie, sięgnęła ręką, by odgarnąć moje włosy. Robiła to często, zwłaszcza gdy coś wypiła. Kiedyś wyjaśniła mi, że lubi patrzeć na moją twarz, bo przypominałam jej mamę.
– Niespecjalnie – odpowiedziała, co mnie zaskoczyło.
– Czemu nie? – mówiłam tak cicho, jakbym bała się spłoszyć jej szczerość.
Odsunęła rękę od mojej twarzy i rozparła się na krześle; nagle wyglądała młodziej, wręcz krucho.
– Laine zamyka sklep. Nie stać jej na czynsz.
– Och. – Poczułam ukłucie strachu. – Znajdziesz inną pracę?
– Mam nadzieję. – Uśmiechnęła się do mnie smutno i złapała mnie za rękę. – Któregoś dnia nas stąd wyciągnę, Addie – powiedziała. – Może to po prostu zająć nieco więcej czasu, niż przypuszczałam, okej?
Strach zniknął, a zamiast niego wezbrała we mnie fala czegoś delikatniejszego, zimniejszego.
– Nie bądź smutna – poprosiłam.
Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, co powiedziała; zamrugała i wzięła głęboki oddech, puszczając moją dłoń.
– Wszystko w porządku – powiedziała, wzruszając ramionami i wstając od stołu. – Chodź. Czas do łóżka.4
Po tym Jessie zabrała mnie do sklepu już tylko raz, któregoś popołudnia po szkole, kiedy razem z Laine pakowały do pudeł ostatnie rzeczy i zmywały podłogi. Dellar też tam był, odkręcał półki, które Laine sama przymocowała do tylnej ściany. Wszyscy milczeli. Siedziałam na swoim taborecie w rogu, ściskając stosik magazynów, które trzymałam w szafce na zapleczu. Kiedy skończyli, stanęli we trójkę na małej powierzchni – jakimś cudem mniejszej bez tych wszystkich rzeczy – i popatrzyli na siebie.
– Coś się kończy – powiedział Dellar, otaczając Laine ramieniem. – Ale do przodu, co?
– Jasne – parsknęła krótko szyderczym śmiechem i odsunęła się od niego. Oparła się o pustą ladę, patrząc na targ.
– Co zrobisz z towarem? – zapytała Jessie, spoglądając na smętne pudła, które przytaszczyli pod drzwi. – Mogłabym wystawić coś na eBayu, jeśli chcesz.
– Mam znajomą na targu – powiedział Dellar. – Weźmie część peruk. Pewnie nie zapłaci za nie najwięcej, ale no wiesz…
– Najszybciej – dokończyła Laine, po czym westchnęła i sięgnęła, by włączyć muzykę. – No dobra, to nasza impreza pożegnalna czy co?
Kiedy wychodziliśmy, byli już zdecydowanie szczęśliwsi. Cała trójka spociła się w tańcu, brakowało im tchu, a Dellar rozśmieszył nas historią o mężczyźnie, którego jego kuzyn aresztował za bieganie nago po Clapham High Street. Staliśmy przed sklepem i patrzyliśmy, jak Laine opuszcza rolety po raz ostatni. Był wczesny wieczór, po deszczowym popołudniu wyszło słońce, choć delikatnie metaliczny zapach unosił się wciąż w powietrzu. Kebab po przeciwnej stronie zaczynał już przygotowywać się na wieczór, świeże bele mięsa obracały się powoli, podczas gdy jeden z pracowników ścinał z nich przypieczone skrawki. Zaburczało mi w brzuchu i zauważyłam, że Jessie patrzy w tamtą stronę.
– Pub? – zapytał Dellar. – Ja stawiam. Możemy iść do The Crown, wpuszczą tam Addie.
– Tak! – Tym razem to Laine zarzuciła mu rękę na szyję, a po jej złym nastroju nie było już śladu. – Chodźcie, dziewczyny.
Jessie pokręciła głową.
– Muszę odstawić Addie do domu i ugotować jej obiad. Może spotkamy się później.
Widziałam, jak Dellar już otwiera usta, żeby się sprzeciwić, ale Laine ujęła go pod ramię i skinęła delikatnie do Jessie.
– Pewnie – powiedziała. – Widzimy się niedługo, skarbie. Cześć, Ads, dzięki za pomoc, kochanie.
– To nic. – Zawstydziłam się, kiedy cała trójka popatrzyła na mnie. – Bawcie się dobrze.
– A, czekaj. – Laine wystawiła palec, jakby nagle sobie o czymś przypomniała. – Mam coś dla ciebie. Ale nie otwieraj tego do rana, dobrze? Tylko nie oszukuj.
Wręczyła mi paczuszkę owiniętą w błyszczący papier, a moje policzki zapłonęły.
– Dziękuję. – Nie pamiętałam, kiedy ostatnio ktoś poza Jessie dał mi prezent.
– Śpij dobrze, maluchu – rzucił Dellar. – Jutro poświętujemy na poważnie.
Pokiwałam głową, czując, jak znów wzbiera we mnie to ciepłe uczucie. Po chwili patrzyłyśmy, jak ta dwójka zmierzała już w stronę pubu.
To znaczy ja patrzyłam. Kiedy zerknęłam w górę, Jessie znów wbiła wzrok w witrynę baru z kebabem, a na jej twarzy rysowało się widoczne gołym okiem pragnienie, którego nigdy wcześniej nie widziałam.
– No dobra, chodźmy – powiedziała, otrząsnąwszy się. – Przepraszam, że musiałaś tam tyle siedzieć, wiem, że się nudziłaś.
Wcale nie. Zawsze kochałam to miejsce, kochałam spędzać z nimi czas. Wyobrażałam sobie, że to kryjówka z dala od reszty świata, miejsce, które należało tylko do nas. Nie musiałyśmy się tam o nic martwić. Kiedy obejrzałam się na rolety, zdałam sobie sprawę, że to nigdy nie była prawda – na pewno nie dla Laine, prawdopodobnie również nie dla Jessie. A teraz to miejsce zniknęło.
W mieszkaniu Jessie zrobiła mi tosty z fasolą z resztek chleba, a sama na stojąco zjadła to, co zostało na patelni, uważnie mi się przyglądając. Udałam, że jestem zmęczona, i poszłam do łóżka wcześniej niż zwykle, żeby nie myślała, że musi ze mną zostać, i mogła spotkać się z Laine i Dellarem. Ale i tak zwlekała, walcząc z włosami, gdy włączyłam lampkę i otworzyłam książkę.
– Kiedy się obudzisz, będziesz miała dziesięć lat – powiedziała. – Nieźle, co?
– Nieźle – uśmiechnęłam się.
Pochyliła się nade mną i pocałowała mnie w policzek.
– Śpij dobrze. Widzimy się rano, okej?
Myślałam, że po jej wyjściu jeszcze trochę poleżę, ale zdążyłam przeczytałać tylko kilka stron, zanim moje powieki zrobiły się ciężkie, a książka znalazła się bliżej oczu. Odłożyłam ją, przewróciłam się na bok i zasnęłam, zanim ostatnie promienie letniego słońca zniknęły z pokoju.
Obudziła mnie czyjaś rozmowa, więc obróciłam się, żeby ich przywitać. Głosy były jednak niższe niż Dellara i Jessie, w dodatku dochodziły z dużego pokoju. Sprawdziłam godzinę na tanim plastikowym budziku stojącym na szafce Jessie – była druga nad ranem. Usiadłam. Usłyszałam cichy i obcy śmiech, więc wstałam i przylgnęłam do drzwi sypialni. Serce waliło mi jak młotem. Wtedy moich uszu dobiegł kolejny głos:
– Ciszej. Dzieci śpią.
Tata.
Ciekawość wzięła górę. Uchyliłam drzwi i na palcach wyszłam na korytarz. Tata stał w dużym pokoju, zwrócony plecami do mnie. Szperał w paskudnej komodzie, która była w mieszkaniu dłużej od nas. Przesunęłam się bliżej drzwi, żeby lepiej widzieć pokój, i zobaczyłam Szczura w fotelu taty.
Leonard był jedynym przyjacielem, którego tata kiedykolwiek przyprowadził do domu. Jakiś rok temu zaproponował, żebym zwracała się do niego „wujku Leonardzie”, ale razem z Jessie nazywałyśmy go w tajemnicy „Szczurem”. Tata często mówił tak do niego wprost.
Odwróciłam się, gotowa zakraść się z powrotem do łóżka – nie chciałam widzieć się z Leonardem, zwłaszcza w mojej letniej piżamie: starej koszulce na ramiączka Jessie i parze za małych spodenek – ale podłoga zaskrzypiała i usłyszałam, jak tata zasuwa szufladę.
– Addie? – zawołał. – Co tu robisz?
Niechętnie cofnęłam się i stanęłam w drzwiach.
– Przepraszam – powiedziałam, jakby to nie oni mnie obudzili.
– Nie uściskasz wujka Leonarda? – Wyszczerzył się do mnie z fotela taty, trzymając w ręku puszkę piwa. Miał na sobie to co zawsze: czarne bojówki, w których przeważnie nosił kolejną puszkę, i za duży biały T-shirt bez nadruku, jeden z tych sprzedawanych w paczkach po trzy albo pięć. Jego przetłuszczone i poprzetykane siwizną jeszcze gęściej niż u taty włosy – choć wiedziałam, że był przynajmniej dziesięć lat młodszy – urosły tak, że teraz zakładał je za uszy. Nie był brzydki, ale jego twarz wydawała się jakoś wynędzniała i podstępna; czasem miałam wrażenie, że wciąż czuję słabą woń ścieków, choć minął ponad rok, odkąd stracił pracę.
– Daj jej spokój, Len. – Tata stał i patrzył na mnie, wciąż trzymając szufladę. – Do łóżka, solenizantko. I nie obudź siostry.
Przytaknęłam, a moje serce zabiło gwałtownie. Jeśli nie sprawdzi – jeśli wyjdą, zanim Jessie wróci do domu – nie przyłapie jej. Kiedy zamknęłam drzwi do pokoju, usłyszałam, jak Leonard powiedział: „Ale wyrosła”, na co tata odpowiedział, coś mamrocząc. Szuflada znowu się otworzyła, potem kolejna i zastanawiałam się, co było na tyle ważne, że tata wrócił z pracy tak wcześnie. Przylgnęłam do drzwi i modliłam się, żeby wyszli albo chociaż żeby tata poszedł spać. Jessie zobaczy samochód na dole, będzie wiedziała, że ma się zakraść po cichu, i wszystko będzie okej.
– Masz – rzucił tata szorstko.
– Dzięki. – Leonard chyba dobrze się bawił; zastanawiałam się, ile piw już wypił. – Potem możemy wpaść do mnie. Obejrzysz towar.
– Chodźmy – odpowiedział tata. Mówił cicho, ale nie stanowczo, nie tak jak zazwyczaj, kiedy zniżał głos. – Chcę wracać do pracy.
– Człowieku, ale ty się poświęcasz! – Leonard zaśmiał się, w czym zawtórował mu trzask otwieranej puszki i bulgot piwa. Mimo to słyszałam, jak fotel zaskrzypiał, gdy wstawał, a potem jak we dwóch wyszli z mieszkania. Wpełzłam z powrotem do łóżka i leżałam tam, słuchając przejeżdżających aut i nocnych dźwięków w budynku. Miałam nadzieję, że Jessie bawiła się gdzieś tam w jasnym zatłoczonym pubie, miałam nadzieję, że Dellar znów ją rozśmieszał. Kiedy zamknęłam oczy, dotarło do mnie, że właśnie skończyłam dziesięć lat.5
Następnego ranka Jessie obudziła mnie wcześniej. Co roku robiła to w ten sam sposób: właziła na moje łóżko, skakała nade mną okrakiem i śpiewała, póki się nie podniosłam albo póki na mnie nie wylądowała. Tym razem stało się to drugie. Kiedy skończyłyśmy się śmiać i udało mi się wyplątać z kołdry, zaciągnęła mnie do kuchni, gdzie czekały na mnie poukładane na stole prezenty. Obok stało śniadanie, na które czekałam przez cały rok: pop-tarty, czyli ciastka z czekoladowo-piankowym nadzieniem. I coś nowego: do szklanki wody obok mojego talerza wstawiła różę.
Najbardziej lubię wracać do tego, jak cieszyły ją moje urodziny. Rzadko kiedy pamiętała o swoich.
– Najpierw ten! – powiedziała, lekko przesuwając w moją stronę jeden z zapakowanych prezentów. Moje oczy wciąż się kleiły po nocy, ale wepchnęłam sobie do ust tak dużo ciastka, jak tylko mogłam, i usiadłam.
– Dzień dobry, solenizantko.
Odwróciłyśmy się zaskoczone, kiedy tata wszedł do mieszkania. Zamknął za sobą drzwi wejściowe i ruszył korytarzem, kręcąc kluczami na palcu. W drugiej ręce trzymał niebieską plastikową torbę.
– Przepraszam, że nie miałem czasu go zapakować – wyjaśnił, stawiając ją przede mną i pochylając się, żeby pocałować mnie w czoło.
– Dziękuję – odpowiedziałam, z ustami wciąż pełnymi pianek. To, że ich dwójka stoi tam i uśmiecha się do mnie, wydało mi się nagle najlepszym prezentem, jaki mogłam sobie wymarzyć.
Ale i tak otworzyłam torbę. Na początku wyglądała na pustą, ale kiedy przedarłam się przez warstwy cienkiego plastiku, moje palce trafiły na coś metalowego. Było zimne, więc chwyciłam to szybko i wyciągnęłam dłoń, a gdy ją otworzyłam, zobaczyłam drobny łańcuszek. Bransoletka, ładna i srebrna, a na niej – trzy zawieszki.
– Łał – wyrwało się Jessie, która zachowywała się nieufnie, jakby prezent mógł podskoczyć i mnie ugryźć.
– Podoba ci się? – zapytał tata, opierając rękę o moje krzesło. Obydwie wiedziałyśmy, że tak naprawdę to nie było pytanie.
– Tak – odpowiedziałam mimo to, pochylając się, żeby obejrzeć bransoletkę z bliska. I naprawdę tak myślałam. To była najbardziej dorosła, najdroższa rzecz, jaką kiedykolwiek dostałam. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Muskałam palcami każdą zawieszkę po kolei: książeczkę, serce i dziewczynkę w spódnicy o ostrych brzegach. Podniosłam wzrok.
– Dziękuję.
Wzruszył ramionami i odwrócił się, żeby nalać sobie soku pomarańczowego, który zostawiła Jessie.
– To nic takiego. Pomyślałem po prostu, że powinnaś mieć coś ładnego, skoro jesteś coraz większa. Dziesięć lat to wyjątkowy wiek, prawda, Jess?
– No – przytaknęła Jessie, choć wciąż wpatrywała się w bransoletkę.
– Cóż, lepiej się zdrzemnę – rzucił tata, idąc w stronę drzwi. – Będę musiał dzisiaj znowu wyjść w nocy. Znajomy potrzebuje pomocy z jakimiś dostawami. – Odwrócił się, podszedł i pocałował mnie znowu, tym razem w czoło; wyszło trochę dziwnie, bo nie trafił, więc ustami za mocno uderzył mnie w głowę. – Baw się dzisiaj dobrze.
– Dzięki, tato. – Zaczerwieniłam się. Nie była to żadna nowość, pracował przecież co wieczór. Spędzałyśmy moje urodziny same z Jessie przez ostatnie trzy lata. Dotarł do domu na czas, żeby zobaczyć się ze mną rano, i to wystarczyło, żeby moje serce zabiło mocniej.
– Założysz mi ją? – zapytałam Jessie, kiedy zamknęły się drzwi od sypialni. Akurat wtedy odwróciła się i hałaśliwie włożyła do tostera kolejne ciastko, więc pomyślałam, że nie usłyszała mojego pytania.
– No to jak, otworzysz następne? – Podeszła i usiadła, odgryzając kawałek ciastka, zanim położyła je na moim talerzu. Rzuciła okiem na korytarz i zamknięte drzwi do pokoju taty, zanim wysunęła kopertę spod największego z trzech prezentów. – Mama przysłała ci kartkę – oznajmiła.
Tego dnia Jessie pozwoliła mi pójść samej do szkoły.
– Muszę pomóc Laine z towarem – wyjaśniła. – No i wydaje mi się, że jesteś już zupełnie dorosła, prawda?
– Aha – przytaknęłam, rumieniąc się uroczo.
– Masz iść prosto tam, dobrze? – Widziałam, jak w jej głowie kiełkują wątpliwości. Jeszcze pięć sekund i zmieniłaby zdanie.
– Pójdę – zapewniłam ją szybko. – Obiecuję! Nic mi się nie stanie.
– Wiem, że tak – ustąpiła. – Odbiorę cię, okej? A potem pizza i lody, pamiętaj.
Przełknęłam ślinę. Myślałam o tym od tygodni.
Nie poszłam prosto do szkoły, chociaż miałam taki zamiar. Skończyło się na tym, że podekscytowana odpowiedzialnością – mimo że było to przecież coś, o czym wiedziałam, że niektóre dzieciaki robiły same od dawna – szwendałam się po okolicy. Oglądałam sklepowe witryny, przyglądałam się ludziom na przystankach i czułam się niemożliwie dorosła. A gdy dotarłam do bram szkoły i zobaczyłam pusty wybieg, zdałam sobie sprawę, że się spóźniłam.
Pobiegłam szybko do mojej klasy, piszcząc butami na parkiecie; wpadłam do środka, akurat kiedy pan Geary właśnie skończył sprawdzać obecność.
– Dzień dobry, Addie – powiedział, zaznaczając, że jestem.
Usiadłam na swoim miejscu w ławce przy oknie, obok Henry’ego, który dźgnął mnie łokciem w bok i zapytał:
– Przyniosłaś ciasto?
Henry Zhang był moim najlepszym przyjacielem i nie mówię tak tylko dlatego, że był moim jedynym przyjacielem – choć to też była prawda. Jeśli mam być szczera, ja też byłam prawdopodobnie jego jedyną przyjaciółką. Głośny i bezwstydnie dziwny, miał skłonność do zadawania irytujących i skomplikowanych pytań o niemal wszystko, co powiedział pan Geary. Raz doprowadził nawet do zamknięcia całej szkoły na jeden dzień po tym, jak wypuścił tarantulę swojego brata Michaela do jednego z przewodów wentylacyjnych.
– Żyją w norach w ciepłych miejscach – tłumaczył nam, nie rozumiejąc, o co to całe zamieszanie. – To nadawało się idealnie.
Pająk najwidoczniej tak nie myślał, bo uciekł prosto na biurko dyrektorki.
Zapomniałam jednej ze specjalnych zasad pana Geary’ego: w urodziny dzieci mogły przynieść ciasto dla całej klasy. A ponieważ zapomniałam o tym, zapomniałam zapytać Jessie, czy ja też mogę. Oczywiście Jessie kupiła mi tort, tyle że został na stole razem z resztą prezentów, jeszcze nieodpakowany. Był mały – z małymi szarymi misiami, które uwielbiałam, każdą kartkę miałam z tej serii – idealnej wielkości, żebyśmy mogły zjeść go razem wieczorem. Na pewno nie wystarczyłoby go dla trzydziestu dwóch osób z mojej klasy.
Pokręciłam głową, a Henry wzruszył ramionami. Dźgnął mnie łokciem jeszcze raz.
– Jesteś do bani – wyszeptał. – No i wszystkiego najlepszego!
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki