Magia szacunku do siebie. - ebook
Magia szacunku do siebie. - ebook
Jeśli ponownie się przyjrzysz i wejdziesz głęboko w swoją egzystencję, odnajdziesz moment, w którym zacząłeś zatracać swoje ja na korzyść budowania ego. Ten moment wszystko rozjaśni, bo kiedy dostrzeżesz, czym jest ego, cała wcześniejsza gra się skończy.
~ OSHO
Dlaczego warto dowiedzieć się, co oznacza „bycie sobą”? Jak nauczyć się szacunku do siebie samego?
Osho wyjaśnia, jak wiele codziennych doświadczeń kształtowanych jest przez społeczne i religijne uwarunkowania. Przez to odciągani jesteśmy od wyjątkowej natury, z jaką przyszliśmy na świat. Nasze unikalne ja zostaje zmienione w fałszywe ja, czyli ego, które zyskuje kontrolę nad naszymi doświadczeniami, kreatywnością i wyobrażaniami.
Dowiedz się, kim jesteś, aby wzmocnić swój szacunek do samego siebie.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8143-219-1 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Seria książek Osho „PRAWDZIWE ŻYCIE” bazuje na odpowiedziach na pytania zadane Osho przez uczestników spotkań medytacyjnych, którzy przybyli z całego świata.
Osho tak się wyraził na temat zadawania pytań:
Jak zadawać pytania, które mają znaczenie? Nie pytania intelektualne, lecz egzystencjalne. Nie takie, które pozwolą pozyskać nową wiedzę, ale takie, które pomogą prawdziwie żyć. Trzeba zapamiętać kilka wskazówek.
Bez względu na to, o co pytasz, nigdy nie zadawaj stereotypowych pytań. Pytaj o to, co aktualnie dotyczy ciebie, co ma dla ciebie znaczenie, co ma szansę cię zmienić. Zadawaj pytania, od których zależy twoje życie.
Nie stawiaj książkowych, zapożyczonych pytań. Nie przypominaj sobie pytań zadawanych w przeszłości, bo zada je twoja pamięć, nie ty sam. Nie istnieje prawdziwa odpowiedź na zapożyczone pytanie. Nawet jeśli ją otrzymasz – ani ona nie dotrze do ciebie, ani ty nie dotrzesz do jej sedna. Zapożyczone pytania są bez znaczenia. Zadawaj pytania, które ty chcesz zadać naprawdę. A mówiąc „ty”, mam na myśli ciebie w tej konkretnej chwili, tu i teraz. Pytając o coś, co nurtuje cię w danej chwili, zadajesz pytanie egzystencjalne, które pochodzi nie z twojej pamięci, ale z twojej istoty.
Nie zadawaj pytań o to, co po usłyszeniu odpowiedzi nie spowoduje w tobie żadnej zmiany. Ktoś może na przykład zapytać o Boga: „Czy Bóg istnieje?”. Postaw to pytanie tylko wtedy, kiedy odpowiedź może cię zmienić. Jeśli dowiesz się, że Bóg istnieje, spowoduje to w tobie zmiany idące w jakimś kierunku, a jeśli okaże się, że nie istnieje – zmiany pójdą w inną stronę. Jeśli jednak udzielona ci odpowiedź nie spowoduje w tobie żadnych zmian, to okaże się, że pytanie nie miało żadnego znaczenia. Wynikało z ciekawości, nie z potrzeby poszukiwania.
Pamiętaj więc, żebyś pytał tylko o to, co jest dla ciebie ważne. Wtedy odpowiedź będzie miała dla ciebie wartość.PRZEDMOWA
„Szacunek” to jedno z najpiękniejszych słów. Jednak nie ma ono nic wspólnego z uhonorowaniem, a takie właśnie znaczenie zwykle mu nadajemy. Szacunek oznacza, że patrzysz dokładniej, przyglądasz się, szacujesz. Takie jest dosłowne znaczenie i nie ma tam mowy o uhonorowaniu. Chodzi o to, by przyjrzeć się czemuś dokładnie, głęboko.
Kiedyś znałeś swoje prawdziwe ja. Znałeś je, zanim stałeś się częścią społeczeństwa, kultury, cywilizacji. Nieprzypadkowo ludzie wspominają swoje dzieciństwo jako najpiękniejszy okres życia. Jest to jednak pamięć przyćmiona; wielu dni z czasów wczesnego dzieciństwa nie pamiętasz – posiadasz jedynie ich mgliste wspomnienie, pewien szczególny aromat, jakiś cień.
Jeśli masz w sobie szacunek, jeśli ponownie się przyjrzysz i wejdziesz głęboko w swoją egzystencję, odnajdziesz moment, w którym zacząłeś zatracać swoje ja na korzyść budowania ego. Ten moment wszystko rozjaśni, bo kiedy dostrzeżesz, czym jest ego, cała wcześniejsza gra się skończy.
Osho, _Magia szacunku do siebie_
Poszukiwania trudno uchwytnej wartości, jaką jest szacunek do siebie samego czy też docenienie siebie, wydają się podstawą, dzięki której odnajdujemy się w świecie autentycznym, ugruntowanym i prawdziwym. Ale czy wiemy, co w ogóle oznacza „bycie sobą”?
W tej książce Osho opowiada nam, kim jesteśmy, czym jest nasze ja, analizując, czym ono nie jest. Ta analiza rozpoczyna się od zaskakującego spojrzenia na najpotężniejsze źródło naszych wyobrażeń co do tego, czym jest bycie samym sobą – na odebrane przez nas nauki religijne. Większość z nas styka się z tymi naukami moralnymi i religijnymi we wczesnym dzieciństwie, kiedy dopiero zaczynamy chodzić; kształtują one i definiują nasze ludzkie zachowania w świecie innych ludzkich istot. Osho twierdzi, że nie będziemy w stanie podjąć uczciwych poszukiwań tego, kim naprawdę jesteśmy, dopóki dźwigamy na sobie ciężar tych narzuconych wierzeń i przesądów. Dopóki nie dowiemy się, kim jesteśmy, jakikolwiek nasz szacunek do samych siebie stoi na niepewnym gruncie i może być w każdej chwili obalony, jeśli tylko którekolwiek z naszych wierzeń podane zostanie w wątpliwość.
Odpowiadając na pytania swoich słuchaczy, Osho wyjaśnia, jak wiele naszych codziennych doświadczeń kształtowanych jest poprzez religijne czy społeczne uwarunkowania, z czego nawet nie zdajemy sobie sprawy. Twierdzi, że na każdym kroku jesteśmy odciągani od unikalnej natury, z jaką przyszliśmy na ten świat. Nasze oryginalne, unikalne ja zostaje zamienione na budowane każdego dnia fałszywe ja, które nazywamy ego. I w końcu to fałszywe ja zyskuje kontrolę nad naszą kreatywnością, nad naszymi wyobrażeniami o tym, czym jest sukces, nad naszymi związkami i doświadczaniem tego, kim naprawdę jesteśmy. Jednocześnie zbiór ego, zwany społeczeństwem, kształtuje wszystkie nasze polityczne, edukacyjne i religijne instytucje, które wykonują swoją pracę polegającą na wdrażaniu tych samych starych wzorców w nowej generacji niewinnych ludzkich istot.
Odrzucając stare trójce, które wszyscy znamy z przeszłości, Osho przedstawia czytelnikowi nową, na którą składają się obserwowanie, świadomość i uważność. Ta nowa trójca jest kluczem do ponownego odkrycia naszej unikalnej natury, prawdziwego ja, które leży w nas. Kiedy dokonamy tego odkrycia, cały ciążący nam fałsz zniknie bezpowrotnie.
Seria tych piętnastu wykładów odbyła się w wyjątkowej społeczności osób medytujących, żyjących i pracujących razem; społeczności, która stanowi eksperyment polegający na wprowadzeniu medytacji do życia codziennego. Wskazują one, każdy z tych piętnastu, drogę ku prawdziwemu życiu w równowadze – pomiędzy potrzebą wyrażania siebie i kreatywności a potrzebą, by całość działała harmonijnie.
Te wyjątkowe okoliczności miały miejsce w Radżniszpuramie, miasteczku zbudowanym na Wielkim Błotnistym Ranczu w Oregonie, w Stanach Zjednoczonych. Większość jego populacji stanowili sannjasini, a Osho przebywał tam w charakterze gościa. Osho opisuje sannjasinów jako poszukiwaczy prawdy i często stosuje wobec nich sformułowania „moi ludzie” albo „moi sannjasini”, wyjaśniając jednocześnie, że „sannjasin nie może być mój, ale ja, oczywiście, jestem jednym z nich…”. W czasach jego pobytu w Oregonie ukuto nawet termin „radżniszanin”, który odnosi się do sannjasina.
W tle życia na Ranczu powstawały i zakorzeniały się często bardzo trudne relacje z mieszkańcami Oregonu. W swoich wykładach Osho wcale nierzadko robi przytyki Oregończykom, którzy raz po raz stają się także przedmiotem jego dowcipów. Szczególnie zwraca uwagę na grupę o nazwie 1000 Przyjaciół Oregonu, która nadała sobie funkcję strażnika oregońskiej ziemi, pilnującego, by właściwie z niej korzystać.
Nagranie z rozdziału piątego tej książki zostało określone przez sekretarkę Osho jako niedostępne z powodów technicznych, a jego oryginał nigdy nie został przekazany redaktorom. Transkrypcja pojawiła się kilka dni później z wieloma brakami i różnicami w stosunku do tego, co zapamiętali słuchacze. Dla przykładu: „Możecie na zawsze zapamiętać moją obietnicę: nie zostawię was w tym faszystowskim reżimie” zostało zamienione na: „Możecie na zawsze zapamiętać moją obietnicę: nie zostawię was w tym chaosie”. Manipulowanie rzeczywistością okazało się zapowiedzią tego, co stało się później… (Proszę tylko zajrzeć do innych tomów tej serii). Dlatego nie możemy być stuprocentowo pewni, czy ten rozdział został zapisany wiernie, bez żadnych zmian w stosunku do zarejestrowanego nagrania.Rozdział 2
JEZUS – JEDYNY ZAPOMNIANY SYN BOGA
Osho,
powiedziałeś, że Bóg nie jest ani hipotezą, ani ideą. Czym wobec tego jest? Czy ktokolwiek kiedykolwiek spotkał Boga?
Bóg z pewnością nie jest hipotezą. Hipoteza odnosi się jedynie do obiektywnej nauki. Możesz z nią eksperymentować, dzielić ją, analizować.
To właśnie mówił Karol Marks: „Dopóki Bóg nie zostanie udowodniony w laboratorium naukowym, nie zamierzam go akceptować”. Znaczenie jego słów jest takie, że może on zaakceptować Boga jako hipotezę, ale hipoteza sama w sobie nie jest prawdą. Konieczny jest dowód naukowy.
Jeśli jednak Bóg znajdzie się w laboratorium naukowym, zostanie włożony do probówki, podzielony i przeanalizowany, a my będziemy wiedzieli, że wszystko, z czym mamy do czynienia, składa się na całość, którą nazwiemy Bogiem, to skąd wiadomo, czy to Bóg, który stworzył świat? Skoro Marks zaakceptowałby Boga jedynie pod takim warunkiem, oznacza to, że Bóg musi zostać zredukowany do rangi przedmiotu.
A wtedy stworzenie sobie Boga nie byłoby wcale takie trudne. Kiedy przeanalizujesz wszystkie składniki, wszystkie części, to nie będzie problemu, żeby go odtworzyć. Opatentuj swoje odkrycie i zacznij produkować kolejne egzemplarze Boga. Jednak taki wyprodukowany Bóg nie będzie tym Bogiem, o którego mnie pytacie.
Bóg nie jest hipotezą i nie może nią być, ponieważ już samo słowo „hipoteza” zabiera mu grunt spod nóg. Boga nie da się udowodnić. Jeśli nauka miałaby udowodnić istnienie Boga, to naukowiec stałby się kimś ważniejszym niż Bóg. Biedny Bóg byłby jedynie szczurem laboratoryjnym. Przygotowujesz różne pudełka, a Bóg przemieszcza się z jednego do drugiego, abyś mógł sprawdzić poziom jego inteligencji.
Delgado – psycholog – byłby bardzo zadowolony, gdyby złapał Boga w swoją pułapkę na myszy; bo wszystko, co wiedzą o ludziach psycholodzy, zostało sprawdzone na myszach. Najpierw testowali myszy, a później próbowali odnieść swoje wyniki do istot ludzkich. Byłoby niehumanitarne kroić człowieka, torturować go i przeprowadzać na nim eksperymenty. Jednak bardzo dziwne jest to, że mysz potrafi dostarczyć informacji, które pozwalają zrozumieć ludzki umysł i ludzką psychologię. Czyż człowiek nie jest bardziej rozwinięty? Możesz dostosować swoje odkrycia do ludzkich rozmiarów, ale to nie zmienia faktu, że dotyczą one myszy.
Zgodnie z tym, co twierdzą wszystkie pseudoreligie, Bóg jest twórcą tego, co istnieje. Twierdzą one, że stworzył także nas. Gdyby uczynić Boga hipotezą, to wtedy my bylibyśmy jego stwórcami. Nastąpiłaby zamiana ról – twórca stałby się stworzeniem. Pseudoreligie nigdy się na to nie zgodzą. Ja też się na to nie godzę, ale z zupełnie innych powodów.
Nie mogę się z tym zgodzić, ponieważ Bóg jest ponad wszystkim; nikt nie może być powyżej Boga. Naukowiec musi być obserwatorem, znajdować się wyżej, aby dokładnie widzieć. Wtedy jednak Bóg stałby się badanym przedmiotem. Naukowiec umieściłby elektrody w umyśle Boga, stworzyłby pilota, dzięki któremu decydowałby, kiedy Bóg ma się śmiać, a kiedy płakać, kiedy biegać, a kiedy stać. Z tego powodu pseudoreligie nie mogą się na to zgodzić. Twierdzą, że Bóg nie został stworzony, że nie jest przedmiotem; jest stwórcą. To on ciebie stworzył, więc nie możesz w żadnym razie znaleźć się powyżej niego.
Nawet dla stworzenia hipotezy potrzebne jest jakieś prawdopodobieństwo – nie pewność, ale przynajmniej prawdopodobieństwo. Bóg nie jest nawet prawdopodobny. Moje powody są więc całkowicie odmienne. Naukowiec zaczyna od hipotezy, ponieważ dostrzegł w niej jakieś prawdopodobieństwo, jakąś możliwość, jakiś potencjał.
Bóg jest jedynie słowem, które nic w sobie nie zawiera – pustym słowem bez żadnego znaczenia.
Być może trzeba interpretować Biblię w nieco inny sposób? Mówi się w niej: „Na początku było Słowo. A Słowo było u Boga. I Bogiem było Słowo”. W takim kontekście prawdą zdaje się to, że początek Boga jest niczym innym jak tylko słowem. Następnie słowo zaczęło gromadzić na sobie mech – z upływem czasu ludzie nadawali mu coraz większe znaczenie. A to, jakie nadawali mu znaczenie, wynika z ich potrzeb. Powinniście to zapamiętać.
Bóg jest wszystkowiedzący, ponieważ wiedza człowieka jest bardzo ograniczona – jest jak mały płomyk świecy, który rozjaśnia niewielką przestrzeń wokół. Poza tą małą przestrzenią wszystko jest ciemnością, a ciemność powoduje strach. Kto wie, co się w niej kryje? Potrzebny jest ktoś, kto wiedziałby wszystko. A jeśli taki ktoś nie istnieje, to trzeba go wymyślić.
Bóg jest wynalazkiem stworzonym z psychologicznych potrzeb człowieka.
Jest wszystkowiedzący. Ty nie możesz taki być bez względu na to, ile wiesz i co wiesz. Egzystencja jest tak ogromna, a człowiek tak maleńki, że nie ma sensu nawet sobie wyobrażać, iż w tym maleńkim mózgu zmieści się cała wiedza dotycząca przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Nawet głupiec wie, że są to jedynie mrzonki, jednak życie w świecie otoczonym zewsząd ciemnością jest trudne. Nie możesz nawet być pewien tego, co wiesz, ponieważ nieznane jest tak ogromne, że gdybyś dowiedział się jeszcze trochę więcej, mogłoby się okazać, że nic nie wiesz.
Tak zresztą się dzieje. Im więcej człowiek wie, tym bardziej uświadamia sobie, że wczorajsza wiedza dzisiaj jest już tylko ignorancją. A co powiedzieć o wiedzy współczesnej? Być może jutro ona także okaże się ignorancją.
Istniała ogromna potrzeba psychologiczna, aby zaistniał ktoś, kto wie wszystko.
Kapłani wykonali więc kawał dobrej roboty, wymyślając Boga.
Pomogło to rozwiązać wiele spraw. Człowiek stał się bardziej pewny siebie, bardziej stabilny, mniej bojaźliwy, ponieważ istnieje wszystkowiedzący, przenikliwy, wszechobecny Bóg. Jedyne, co jest ci potrzebne, to wiedza, jak pozyskać jego przychylność. Wiedzę tę posiada ksiądz i może się nią z tobą podzielić. Każda religia udaje, że dzierży klucz, który otwiera wszystkie drzwi. A jeśli zdobędziesz taki klucz, będziesz jak bogowie, będziesz wszystko wiedział, będziesz wszędzie, gdzie tylko zechcesz, i zostaniesz obdarzony wielką mocą. Po prostu przyjrzyj się, a zobaczysz w tych słowach trzy podstawowe potrzeby człowieka.
Ludzka wiedza jest bardzo ograniczona, bardzo uboga. Bo co tak naprawdę wiemy? Każdy drobiazg wskazuje na twoją ignorancję.
Nasza moc… Jaką moc posiadamy? Być może człowiek jest jedynym zwierzęciem na świecie, które nie ma mocy… Czy możesz walczyć z lwem albo z tygrysem? Na pewno nie, bo przecież nie potrafiłbyś walczyć nawet z psem czy kotem. Jak mógłbyś się obronić, gdyby zaatakowało cię sto tysięcy much? Nigdy nie myślałeś, że mogłyby zaatakować cię muchy, a gdyby kiedyś zaczęły zajmować się polityką i zaatakowały cię zbiorowo, nie miałbyś szans na przeżycie. Byłbyś bezbronny.
Mówimy o muchach, a przecież w Południowej Afryce są nawet rośliny, które potrafią pochwycić ptaki i inne zwierzęta, wyssać je całkowicie, a resztki wyrzucić. Istnieją nawet opowiadania science fiction o roślinach atakujących ludzi. W tych opowiadaniach rośliny są na tyle wielkie, że mogą złapać człowieka, jeśli ten znajdzie się w pobliżu: ich gałęzie pochwycą cię niczym trąby słoni i zgniotą. Następnie roślina wyciągnie z ciebie całą krew. Cóż to za doskonała operacja – gałęzie penetrujące twoje ciało i wysysające krew! Jak gruba jest twoja skóra? Wystarczy lekko zadrapać i od razu pokazuje się krew. A te rośliny żywią się krwią, pożerają ludzi. Kiedy zaczynają zjadać człowieka, on ciągle jeszcze żyje…
Te opowieści o pożerających ludzi roślinach wydają się może przesadzone, ale nie są bezpodstawne; rośliny posiadają pewien rodzaj mózgu, pewien rodzaj umysłu. Udowodniono, że myślą, czują, mają emocje, uczucia, że kochają i nienawidzą. Na to wszystko zdobyto naukowe dowody.
Już dwadzieścia pięć wieków temu Budda i Mahawira mówili, że nie wolno niszczyć roślin, ponieważ są one żywe. Ludzie najpierw śmiali się z tego i nie wierzyli. Ani Budda, ani Mahawira nie posiadali dowodów naukowych. Mówili na podstawie własnych doświadczeń, które zdobyli, siedząc w ciszy pod drzewami. Budda wielokrotnie odczuwał, że drzewo nie jest martwe, że tętni życiem. Były to jednak tylko doświadczenia osobiste, których nie potrafił udowodnić.
Udało się to innemu Hindusowi. Nazywał się Jagadis Chandra Bose i poświęcił całe życie, aby za pomocą metod naukowych przekonać się, czy Budda i Mahawira mieli rację. Ostatecznie potwierdził, że rośliny są żywe, że odbierają bodźce. A to był zaledwie początek… Coraz więcej badaczy zaczęło się tym tematem zajmować.
Wkrótce okazało się, że rośliny posiadają pewien system, który można porównać do mózgu, choć nie wygląda on jak mózg ludzki. Ludzie uważają, że każdy mózg wygląda tak, jak wyglądają mózgi ludzkie. To głupie! Jeśli istnieje tak wiele różnych rodzajów ciał, to dlaczego nie może istnieć wiele różnych mózgów? Wkrótce więc okazało się, że rośliny posiadają pewien rodzaj mózgu.
Kilka lat temu stwierdzono również, że rośliny wyposażone są nie tylko w pewien system poznawania rzeczywistości, który nazywamy umysłem, ale także w serce. Oczywiście, nie bije ono jak ludzkie serce; rośliny posiadają własny rodzaj serca. Jeśli chirurg roślin chciałby znaleźć u ciebie serce bądź mózg, to najpewniej by go nie znalazł, ponieważ szukałby innych narządów niż te, które posiada człowiek.
Tak, rośliny mają swoje uczucia i emocje. Jeśli, przykładowo, ogrodnik podchodzi do drzewa, aby je podlać, ono odczuwa szczęście, które można zmierzyć na wykresach podobnych do kardiogramu. Taki „szczęśliwy” wykres staje się harmonijny, rytmiczny, jak gdyby był zapisem piosenki. Jeśli zaś do drzewa podchodzi ktoś z siekierą, aby je ściąć… Choćby był jeszcze daleko, wykres ulegnie zmianie. Może ten człowiek nawet nie powiedział, że ma zamiar ściąć drzewo, a jedynie o tym pomyślał – ma intencję, którą drzewo potrafi wychwycić. Jeśli nie zbliża się do drzewa z zamiarem ścięcia go, a jedynie niesie w ręku siekierę, to wykres nie ulega zmianie. Jeśli natomiast zamierza ściąć drzewo, wykres traci harmonijność, pojawiają się zmiany, zygzaki – drzewo trzęsie się ze strachu. Jeśli zostanie ścięte, wykresy okolicznych drzew także zaczną się zmieniać. One też czują się zranione, ponieważ ich kolega, przyjaciel, sąsiad został ścięty.
To bardzo możliwe, skoro rośliny posiadają uczucia, emocje, pewien rodzaj myślenia… Wcale bym się nie zdziwił, gdyby od czasu do czasu wpadały we wściekłość. Posiadają wszystko, co jest do tego potrzebne. A człowiek wyrządził im tyle krzywd, że mają wszelkie prawo się gniewać. Ciągle niszczymy drzewa, inne rośliny… Trzeba położyć temu kres! I zbliża się on wielkimi krokami… Przecież człowiek zniszczył już niemal całe środowisko!
Po ukończeniu szkoły średniej pojechałem na Uniwersytet Hinduski w Benaresie, ponieważ jest to największy uniwersytet w całych Indiach. Ale zostałem tam jedynie przez dwadzieścia cztery godziny… Zatrzymałem się u doktora Rajbaliego Pandeya, ówczesnego szefa wydziału historycznego. Usiłował przekonać mnie, abym został na dłużej. Twierdził, że nie znajdę lepszego miejsca w całych Indiach, że ten uniwersytet ma najlepszych naukowców, najlepszych profesorów i doskonałą infrastrukturę.
Wytłumaczyłem mu jednak, że nie wyjeżdżam z powodu uniwersytetu, ale przez niego. Bardzo się zdziwił, wprost nie mógł w to uwierzyć.
Poznałem go przypadkowo. Podróżowałem z nim w tym samym przedziale pociągu do Dżabalpuru. Na miejsce dojechaliśmy z opóźnieniem, przez co doktor spóźnił się na pociąg, który miał go zabrać z Dżabalpuru do Gondii. Nie wiedział, co ze sobą zrobić. Następny pociąg miał dopiero za dwadzieścia cztery godziny. Gondia to malutkie miasteczko, więc kursuje tam tylko jeden pociąg na dobę, a podróż do Gondii z Dżabalpuru trwa dwanaście godzin.
Zaproponowałem mu więc, żeby przenocował u mnie; mieszkałem wtedy u jednego z moich wujków. I właśnie w takich okolicznościach go poznałem. Rano zabrałem go ze sobą na spacer…
Dżabalpur jest zatopiony w zieleni, rośnie tam tyle drzew, że prawie nie widać domów. Powiedział mi wtedy, że nienawidzi drzew, ponieważ są one wrogami ludzkości. Jeśli choćby przez pięć lat nie będzie się ich wycinać, to zajmą całe miasto i zniszczą wszystkie domy.
Jest nieco prawdy w tym, co mówił, ponieważ człowiek zbudował wszystkie te miasta, wycinając drzewa. Jeśli więc pozwolić drzewom odrosnąć, zniszczyłyby tę tak zwaną cywilizację. To wtedy też powiedział mi, że jeżeli kiedykolwiek przyjadę do Benaresu, mogę zatrzymać się u niego.
Traf chciał, że dwa lata później faktycznie musiałem tam pojechać, więc chętnie skorzystałem z zaproszenia. O poranku wybierałem się na spacer, a on zaproponował, że skoro przyłączył się do mnie podczas spaceru w Dżabalpurze, to i tym razem chętnie to zrobi.
Benares jest miastem gołym – całkiem pozbawionym drzew. Cały kampus uniwersytecki to tylko budynki i budynki… A te są piękne; były budowane dzięki wsparciu maharadżów indyjskich. Chcieli oni stworzyć wspaniały uniwersytet, który dorównałby innym znanym na świecie uniwersytetom, takim jak Cambridge, Oxford czy Harvard. Zbudowano więc przepiękne budynki, pokryto je marmurem, ale nie pozostawiono żadnych drzew.
Powiedziałem doktorowi, że nareszcie zrozumiałem, dlaczego przeszkadzały mu drzewa, które ja tak kocham. I dodałem, że nie wytrzymałbym w tym mieście. To prawda, że trzeba wyciąć drzewa, aby zbudować domy i miasta, ale to nie znaczy, że muszą one być niszczone całkowicie. Bo wtedy człowiek także umiera. W świecie potrzebna jest bowiem równowaga – przecież drzewa ciągle dostarczają nam tlen. Kiedy bierzesz wdech, wciągasz tlen. Jest on absorbowany przez twój system krwionośny, a następnie wydychasz dwutlenek węgla. Drzewa przyswajają dwutlenek węgla – to ich pokarm. Dlatego kiedy spalasz drzewo, otrzymujesz węgiel. Węgiel nie jest niczym innym jak tylko stałą formą dwutlenku węgla. Drzewa żyją dzięki dwutlenkowi węgla, człowiek żyje dzięki tlenowi – to dobra przyjaźń. Drzewa nie muszą niszczyć cywilizacji ani my nie musimy niszczyć ich. Powinniśmy zgodnie koegzystować. To jedyny sposób na życie.
A jednak nie dopatrzyłem się tam choćby jednego drzewa. Po dwudziestu czterech godzinach pobytu w tym mieście czułem, że wysycham. Bo kiedy nie ma wokół zieleni, oczy tracą blask… Nie, nie mogłem zostać na tym uniwersytecie. I nieważne, że ma wspaniałych profesorów, wielkie biblioteki i bardzo wygodne budynki – ja wolę wielkie stare drzewa.
Jeździłem po całych Indiach, żeby znaleźć uniwersytet lepszy niż ten, który miałem w Dżabalpurze. Kiedy zobaczyłem Sagar, od razu wiedziałem, że tam zostanę. To małe miasto, położone nad jeziorem i niewyobrażalnie piękne: z jednej strony ma jezioro, a z drugiej wzgórza, na których położony jest uniwersytet; otaczają go wielkie drzewa i panuje tam spokój. Benares był bardzo zatłoczony i rozjazgotany za sprawą dziesięciu tysięcy studentów, podczas gdy Sagar jest niewielkie i ma nowy uniwersytet. Tam właśnie zostałem.
I któregoś dnia przybył tam Rajbali Pandey z cyklem wykładów historycznych. Zdziwił się, że wybrałem to miejsce. Sądził, że podjąłem studia w Dżabalpurze. Wyjaśniłem mu, że szukałem miejsca, które będzie mi najbardziej odpowiadać, i zdecydowałem się właśnie na to. Drzewa w Dżabalpurze są piękne, ale nie takie wielkie i nie takie stare. A jeśli do tego dołożyć wzgórza i kwitnące lotosy… To było miejsce dla mnie.
Człowiek uczynił naturze tyle krzywd, że kiedy mówię, iż pewnego dnia natura się zezłości, wiem, że nie jest to żadne science fiction – to możliwe. Gdyby te wszystkie drzewa, które ścinamy, niszczymy, zjednoczyły się… Oczywiście, nie sądzę, że wiedzą cokolwiek na temat związków zawodowych, i nie słyszały słynnego hasła Karola Marksa „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się! Nie macie do stracenia nic prócz swych kajdan. Do zdobycia macie cały świat”. Jeśli zamienilibyśmy słowo „proletariusze” i dokonali kilku drobnych korekt, hasło mogłoby brzmieć: „Drzewa wszystkich krajów, łączcie się! Nie macie do stracenia nic, nawet swych kajdan, a do odzyskania macie cały świat!”.
Jeśli drzewa zaczną was atakować, to czy wydaje wam się, że przeżyjecie, że pomoże wam wasza broń jądrowa? Wykluczone! Zdarzało się już parę razy, że scenariusze science fiction stawały się rzeczywistością. Kiedyś w Afryce pewien gatunek ptaka zaczął nagle atakować ludzi; zanim wytrzebiono groźne ptaki, paru ludzi zginęło. Zdarzyło się to także w Indonezji. Całe stado pewnego gatunku ptaków zaczęło atakować ludzi, próbując ich oślepić. Setki ludzi w wyniku tych ataków straciły oczy. Na co dzień nie myślimy, że coś takiego może się zdarzyć, więc nie jesteśmy przygotowani, kiedy to się faktycznie dzieje.
Ponieważ wiemy, że może się zdarzyć pożar – mamy straż pożarną. Ponieważ zdarzają się przestępstwa – mamy policję. Mamy także armię – na wypadek gdyby ktoś zaatakował nasz kraj. Kiedy jednak ptaki usiłują wykłuć ludziom oczy, to zanim coś uda się z tym zrobić, wiele osób ucierpi. I to przez jeden gatunek ptaka…
Gdyby wszystkie ptaki, wszystkie zwierzęta i wszystkie rośliny zdecydowały pewnego dnia, że mają już dość i zamierzają pozbyć się ludzi, to nie ma sposobu, aby ludzkość zdołała się uratować. Wszystkie armie, cała zgromadzona broń, łącznie z bronią nuklearną, zda się na nic – dopiero wtedy zrozumiecie, jacy jesteście słabi.
Wydaje wam się, że będziecie obronieni, dlatego zapomnieliście o swojej słabości. Ale przypomnijcie sobie początki człowieka, kiedy nie miał on nic i czuł się bardzo niepewnie. Pomyślcie o czasach, zanim człowiek nauczył się posługiwać ogniem. Jaka była jego sytuacja? Jego pozycja? Był najsłabszym zwierzęciem na Ziemi!
Ogień jest chyba najważniejszym odkryciem człowieka, bo na pewno nie jest nim broń nuklearna. Ogień dał człowiekowi ogromną odwagę. Mógł w nocy rozpalić ognisko i spać przy nim. Zwierzęta obawiały się ognia, nie zbliżały się więc do niego. Wcześniej sen był niemożliwy. Jeśli zasnąłeś – był to twój koniec. Każde zwierzę mogło cię pokonać.
Polowałeś cały dzień, a nocą nie mogłeś zasnąć. W ciągu dnia łatwiej było przeżyć – można przecież wejść na drzewo albo schować się w jaskini. Co jednak możesz zrobić nocą, zwłaszcza kiedy zaśniesz? Wielu zwierząt, które żyły w tamtych czasach, już nie ma. A przecież żyły na Ziemi zwierzęta wielokrotnie większe od słonia. Istniały krokodyle wiele razy większe niż te żyjące w naszych czasach. Nie musiały nawet gryźć – połykały człowieka w całości!
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki