Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

MAŁE ZDJĘCIE - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
29 lutego 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

MAŁE ZDJĘCIE - ebook

Historia trzech kobiet: Marii, Justyny i Łucji, uwikłanych w życiową tajemnicę, która przesądzi o ich losach. Pewne niespodziewane wydarzenie zmieni ich życie bezpowrotnie. Nagle trzeba będzie podjąć trudną decyzję, której konsekwencje położą się cieniem na ich życiu na długie lata. Czy Maria postąpi słusznie? Czy jej czyn będzie można usprawiedliwić lub chociaż zrozumieć? Czy tajemnica, skrzętnie ukrywana przed światem, ma szansę ujrzeć światło dzienne? Powieść o toksycznej miłości, która ma przeróżne oblicza, która działa jak narkotyk i niszczy od środka. O miłości, która nie pozwala odejść. Powieść o matczynym oddaniu, które nie zna granic, i o tajemnicach, dla których tłem były zwykłe studenckie perypetie. Gdy wszystko powoli zaczyna się układać, nagle przychodzi wielka zmiana i nic nigdy nie będzie już tak samo…

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788395819544
Rozmiar pliku: 880 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Poznań, marzec 2002 roku

Przychodnia była pełna. Po obu stronach korytarza siedzieli gęsto jeden obok drugiego kaszlące, kichające i mocno gorączkujące dzieci z rodzicami oraz staruszkowie z różnymi dolegliwościami. Panowała dość nieprzyjemna, mało komfortowa atmosfera. Każdy z pacjentów chciał, by się nim zajęto możliwie jak najszybciej. Przyjmował tylko jeden lekarz, zdobycie miejsca w kolejce w tym dniu graniczyło z cudem.

Justyna siedziała na krześle obok starszej pani, która wydawała z siebie dziwne dźwięki przypominające kaszel. Był tak głośny i nieprzyjemny, że inni odsuwali się od niej, jakby była trędowata. Po drugiej stronie miejsce zajmowała matka z malutkim dzieckiem, jego czerwone policzki wskazywały na wysoką gorączkę. Starsze dzieci biegały po korytarzu, krzycząc przy tym niemiłosiernie. Wszelkie próby ich uspokojenia nie dawały upragnionego rezultatu. Z oddali docierał dźwięk telefonu, który nieustannie dzwonił. Pani w rejestracji z dużym zniecierpliwieniem informowała, że dziś to już niestety nie ma wolnych miejsc.

Czekanie w tych warunkach na swoją kolej było męczące i irytujące jednocześnie. Ale żadna z osób nie miała innego wyboru niż zacisnąć zęby i przetrwać ten mało komfortowy czas. Justyna weszła do gabinetu lekarskiego po godzinie oczekiwania. Miała wysoką gorączkę, potworny ból gardła i głowy. Jeszcze wczoraj czuła się całkiem nieźle. Dopiero późnym wieczorem jej stan nagle się pogorszył. Na noc zażyła tabletki przeciwbólowe w nadziei, że na drugi dzień wszystko wróci do normy. Ale już o piątej rano wiedziała, że dziś to do pracy nie pójdzie. Nie było najmniejszych szans. Potworny ból gardła i uciążliwy ślinotok obudziły ją niemal w środku nocy. Zmierzyła gorączkę, termometr nieubłaganie wskazywał trzydzieści dziewięć i pół stopnia. Z natury była silną i wytrzymałą na ból kobietą, ale nie na taki. Gardło rozpierało niemiłosiernie.

Krótko po siódmej zadzwoniła do przychodni, prosząc o umówienie możliwie jak najszybciej wizyty u lekarza. Ku jej zdziwieniu udało jej się połączyć za pierwszym razem. Wizytę miała na jedenastą, ale „Proszę liczyć się z poślizgiem, bo mamy bardzo dużo pacjentów” – zakomunikowała rejestratorka, która sama co chwilę potwornie kaszlała do słuchawki.

„Ropne zapalenie gardła” – brzmiała diagnoza lekarska. Biały nalot na migdałkach był przyczyną jej fatalnego samopoczucia. Przy tak silnym zapaleniu bakteryjnym pięciodniowa kuracja antybiotykowa była nie do uniknięcia. Lekarz osłuchał, zajrzał do gardła i wszystko stało się jasne. Justyna musiała cały nadchodzący tydzień zostać w łóżku.

W drodze do domu zaraz po wyjściu z przychodni zadzwoniła do sekretariatu i resztką sił poinformowała panią Zosię, że niestety cały tydzień będzie nieobecna. Mówienie sprawiało jej trudność, co jakiś czas próbowała przełknąć ślinę, co wiązało się z ogromnym bólem. Nie miała ochoty nic jeść. Lekarz nakazał dużo pić. Tylko jak to robić, gdy gardło tak potwornie rozpiera?

– Pani Justynko, dużo zdrowia życzę – zakomunikowała sekretarka. – Niech pani zdrowieje, proszę niczym się nie martwić. Pani dyrektor z pewnością rozpisze za panią zastępstwa na lekcjach.

Zosia Kornak była niską, korpulentną kobietą, nosiła krótko ścięte blond włosy, pracowała na tym stanowisku od dobrych dziesięciu lat. Mimo swojej krągłej figury lubiła nosić obcisłe krótkie sukienki, które złowieszczo podkreślały jej kształty i odsłaniały niedoskonałości. Nic jednak sobie z tego nie robiła. Nauczyciele bardzo ją lubili, była niezwykle sympatyczna i uczynna. Wszystkich potrafiła zarazić pozytywnym podejściem do życia, a los wielokrotnie nie był dla niej zbyt łaskawy. Sama wychowywała trójkę dzieci, mąż zostawił ją dla dużo młodszej koleżanki z pracy, gdy dzieci były jeszcze malutkie. Pewnego dnia po prostu zakomunikował, że odchodzi, że się zakochał. I odszedł. Spakował walizki i zostawił Zosię z całym majdanem, bez pracy i bez środków do życia. Znosiła to bardzo ciężko, po terapii jednak podniosła się, znalazła pracę i na nowo zaczęła uśmiechać się do życia. Ostatnio plotkowano, że kręci się koło niej jakiś mężczyzna, a i pani Zosia odmłodniała i jakoś lepiej wyglądała. Nauczyciele znali jej historię i wszyscy bez wyjątku bardzo jej dopingowali i z całego serca życzyli jak najlepiej. Justyna też.

– Dziękuję bardzo, pani Zosiu. Za tydzień powinnam już być – wychrypiała resztką sił.

Teraz marzyła tylko o ciepłym łóżku, chciała spać i nie myśleć o niczym. Po drodze do domu zahaczyła o aptekę. Kolejka ludzi ciągnąca się aż do samych drzwi była najlepszym świadectwem tego, że panowała jakaś zaraza. Z siatką pełną lekarstw Justyna pojechała do domu.

Wzięła gorący prysznic i błyskawicznie wskoczyła do łóżka. Przykryła się po same uszy wielką kołdrą. Chciała spać i tylko spać. Na komórce odnotowała trzy nieodebrane połączenia od mamy. Pani Maria chciała sprawdzić, co u jej dziecka. Wczorajszy telefon córki i lakoniczna informacja „Mamuś, nie czuję się najlepiej, boli mnie gardło” skłoniły panią Marię do skontrolowania stanu zdrowia jej jedynej pociechy. Jak tylko usłyszała, że Justysia źle się czuje, chciała do niej bezwzględnie jechać. Małżonek odwiódł ją od tego bezsensownego pomysłu: „Po co będziesz teraz jechać, jest ciemno. Niech ona pośpi. Najwyżej jutro pojedziemy” – uspokajał zdenerwowaną i nadopiekuńczą żonę.

– Cześć, mamuś. Tak, jestem chora, mam zwolnienie lekarskie do końca tygodnia… Tak, mam leki. Nie, nie musisz przyjeżdżać… Mamuś, proszę cię, zadzwonię wieczorem… Ledwo mówię… Mamuś, tak, mam gorączkę. Mamuś… Wieczorem.

Odłożyła telefon i wyciszyła dźwięk. Już wcześniej zasłoniła okna, gdyż światło bardzo przeszkadzało, i zasnęła. Była rozpalona, miała dreszcze, organizm walczył z chorobą.

W szkole połowa klasy, której Justyna była wychowawczynią, miała już zwolnienia lekarskie. Młodzież zarażała się jedno od drugiego, panowała angina, typowa infekcja bakteryjna jak na tę porę roku. Tym razem nie ominęła również pani nauczycielki.

Na dworze było już przyjemnie ciepło, jak to bywa w połowie marca. Drzewa i krzewy powolutku budziły się z zimowego snu. Wiosna wysyłała pierwsze sygnały – „Witajcie, oto jestem”.

Justyna obudziła się dopiero pod wieczór. Przespała praktycznie cały dzień. Sen działał cuda, a i pewnie antybiotyk robił dobrą robotę. W porównaniu do ranka czuła się znacznie lepiej. Najważniejsze, że głowa przestała boleć, bo tego nienawidziła najbardziej. Przygotowała sobie budyń waniliowy, w ogóle nie czuła głodu. Tylko rozsądek podpowiadał jej, że musi coś zjeść.

– Tak, mamuś, już mi lepiej – usprawiedliwiała się telefonicznie.

– My z tatą jutro do ciebie nie przyjedziemy. Dopiero w weekend.

– Ja sobie poradzę, nic wielkiego nie potrzebuję. Wszystko mam – kontynuowała Justyna. – A to może i lepiej, bo jeszcze byście się zarazili. Teraz prawie wszyscy chorują. Ja zresztą zaraz znów idę spać.

Następnego dnia obudziła się wcześnie rano. Dochodziły do niej odgłosy zza ściany. To sąsiedzi jak zwykle o tej porze szykowali się do pracy. Znów czuła się gorzej. Nie miała nawet siły odsłonić szczelnie zakrytych okien. Ktoś krzyknął, ktoś trzasnął drzwiami, dało się słyszeć odgłos mikrofalówki i zamykanych okien. Świat budził się do życia, do pracy i szkoły.

Justyna włożyła do uszu słuchawki, chciała przez chwilę posłuchać ulubionej muzyki relaksacyjnej i tym samym zagłuszyć zgiełk i hałas dochodzące z ruchliwej ulicy i z klatki schodowej. Wtuliła się w ciepłą kołdrę i postanowiła zaczekać, aż wszyscy sobie pójdą, aż zapanuje względna cisza. W pokoju, na którego samym środku stało jej łóżko, było prawie zupełnie ciemno. Tylko mała lampka na stoliku nocnym rozświetlała panujący półmrok. Wyłączyła dźwięk dochodzący ze słuchawek, sama nie wiedziała, kiedy znów przysnęła. Nie słyszała nawet telefonu, który już piąty raz wibrował i dzwonił jak nakręcony.

Była drobną, wręcz filigranową kobietą. Uroczy uśmiech, burza rudych loków i piegowata buzia były jej znakami rozpoznawczymi. W podstawówce jako rudzielec musiała borykać się ze złośliwymi uwagami i przykrymi docinkami. Płakała nocami w poduszkę i modliła się o zmianę koloru włosów. Myślała, że pewnego razu dobra wróżka rzuci czar i Justyna obudzi się jako blondynka z długimi do pasa, prostymi włosami. Nic takiego jednak się nie stało, wręcz przeciwnie: rudy stał się jeszcze bardziej wyrazisty. Teraz, jako dorosła kobieta, potrafiła z tego koloru uczynić atut. W dodatku uwielbiała nosić szpilki, które przy jej niskim wzroście dodawały powagi i gracji. Dzięki nim zyskiwała kilka cennych centymetrów.

Mieszkała w bloku na obrzeżach miasta, sama w dwupokojowym mieszkaniu, które od trzech lat wynajmowała. To właśnie wtedy zdecydowała się tu zostać. Zaraz po studiach marzyła o tym, aby znaleźć pracę w swoim rodzinnym mieście, nie chciała mieszkać w Poznaniu. Zbyt głośno, zbyt tłoczno. Chciała być blisko rodziców. Aplikowała tam do kilku szkół, ale bez sukcesu. Dopiero Poznań dał jej szansę rozwinąć skrzydła jako nauczycielka. Obiecała sobie jednak, że gdy tylko nadarzy się okazja, to wróci do siebie, do swoich rodzinnych miejsc. Tak bardzo za nimi tęskniła. Tam zostawiła grono wiernych znajomych, z którymi spotykała się od dziecka.

Do Poznania przyjechała na studia, gdy miała zaledwie dziewiętnaście lat. Zdecydowała się na matematykę na uniwersytecie, od zawsze chciała być nauczycielką właśnie tego przedmiotu.

– Co to za numer? – Pierwsze kroki skierowała do leżącego w bezruchu telefonu. – Kto tak rano mógł mnie szukać?

Nie spodziewała się żadnych wiadomości. W szkole miała wszystko ustalone, zwolnienie lekarskie dostarczone na czas, a i wychowankowie z drugiej A odzywali się tylko SMS-ami.Lubiła swoją klasę: grupę dwudziestu trzech nastolatków, z których większość pochodziła z tak zwanych dobrych domów. Nie miała z nimi żadnych kłopotów. Darzyli się wzajemnie dużą dozą szacunku, sympatii i zaufania. Może niewielka różnica wieku między nią a uczniami pozwalała na nawiązanie lepszych relacji.

„Oddzwonię” – pomyślała. „Pewnie coś ważnego, skoro ten ktoś dzwonił już aż pięć razy”.

Osoba po drugiej stronie słuchawki nie kazała długo na siebie czekać.

– Dzień dobry, dzwoniono do mnie z tego numeru, oddzwaniam – odezwała się osłabionym głosem. Była ciekawa, kto tak pilnie potrzebował z nią kontaktu.

– Dzień dobry, nazywam się Michał Tokarczak. Czy dodzwoniłem się do pani Justyny Sornowskiej? – zapytał mężczyzna niskim ciepłym głosem.

– Tak, w czym mogę panu pomóc? – Justyna nie ukrywała zdziwienia. Nigdy nie słyszała tego nazwiska, nie miała bladego pojęcia, kim był ten człowiek i czego mógłby od niej chcieć. Usiadła na skraju łóżka, nadal nie czuła się w pełni sił.

Mówienie sprawiało jej wyraźny ból, ogromny ślinotok nie pozwalał na właściwe przełykanie i nabieranie powietrza.

– Mój syn Jakub jest obecnie uczniem trzeciej klasy gimnazjum i poszukujemy nauczyciela matematyki, który przygotuje go do olimpiady z matematyki na szczeblu wojewódzkim. Kuba jest nad wyraz ambitnym uczniem. Potrzebuję specjalisty w tej dziedzinie, który, no wie pani, z nim posiedzi i omówi te wszystkie zagadnienia. To bardzo zdolny chłopak i nie chciałbym, aby… – zawiesił głos. – Chodzi o to, będę szczery, że Kuba bardzo chce wygrać tę olimpiadę. Czy podjęłaby się pani tego zadania? Dwa razy w tygodniu.

Justyna wstrzymała oddech, a na jej twarzy wymalowało się wielkie zdziwienie. Z taką sytuacją spotykała się pierwszy raz. Uczniowie w jej szkole raczej nie przepadali za matmą, a tu taka niespodzianka.

– A skąd ma pan mój numer, jeśli oczywiście mogę zapytać?

– Poleciła mi panią moja dobra znajoma, dyrektor szkoły, w której pani pracuje, pani Ola – odparł bez zbędnej zwłoki.

– A to pan nawet wie, gdzie ja pracuję! – zaśmiała się do telefonu. – Panie Michale… Dobrze zapamiętałam imię? Muszę to przemyśleć – odpowiedziała, nie kryjąc zaskoczenia. – To bardzo odpowiedzialne zobowiązanie, nie chciałabym nikogo zawieść. Oddzwonię do pana najpóźniej jutro. Proszę dać mi chwilę na zastanowienie.

– Oczywiście rozumiem, zatem czekam, czekamy… bo Kuba też już oczywiście wie, to w zasadzie był jego pomysł.

Justyna podziękowała za propozycję i zakończyła połączenie. Przez chwilę stała w bezruchu przy kuchennym oknie. Podniosła roletę do połowy, a pierwsze promienie słoneczne zajrzały do wnętrza pomieszczenia.

„Trzeba tu przewietrzyć” – pomyślała.

Podlała stojącego na parapecie fiołka, podciągnęła roletkę do samej góry. Bułka z masłem i miodem smakowała wyśmienicie, do tego filiżanka herbaty miętowej. Przepisany antybiotyk działał, ból gardła powoli ustępował, choć do pełnego wyzdrowienia było jeszcze daleko. Ale można byłoby zaryzykować stwierdzenie, że lekarstwo było przepisane w punkt.

Musiała jednak nadal być w domu, lekarz zresztą wyraźnie powiedział: „Do końca tygodnia musi pani zostać w łóżku i się oszczędzać”.

„Ja miałabym przygotować do olimpiady, tak aby wygrał? To naprawdę ambitne. To musi być nie lada dobry uczeń” – rozmowa z tajemniczym panem Michałem nie wychodziła jej z głowy. „I ten chłopak sam tego chce? Bardzo to wszystko dziwne. Chyba będę musiała się zgodzić. Skoro poleca mnie aż sama pani dyrektor…”

Resztę dnia spędziła jednak w łóżku, gdzieś w tle grał telewizor. Emitowano babskie programy o ślubach, ciążach i zagranicznych podróżach.

Oddzwoniła do tajemniczego mężczyzny nazajutrz i zaproponowała pierwsze spotkanie zaraz po niedzieli. Ze względu na stan zdrowia nie mogła zgodzić się na zajęcia jeszcze w tym tygodniu. Poza tym chciała się do tego wyjątkowego zadania należycie przygotować. Była bardzo ciekawa młodego, ambitnego człowieka, który stawiał sobie tak wysokie cele.

Michał nie krył zadowolenia. Inni korepetytorzy, do których dzwonił, albo odmówili, albo przedstawili tak wysoką stawkę za godzinę, że ten sam musiał odmówić. Z Justyną było inaczej.

– Bardzo się cieszę, pani Justyno. Kuba już nie może się pani doczekać. Cały czas rozwiązuje jakieś zadania, ja nie jestem w stanie tego zweryfikować, dlatego czekamy… Dużo zdrowia i do zobaczenia – zakończył Tokarczak.

W weekend przyjechali rodzice.

– Stefciu, wstaw wodę na herbatę. Zaraz podgrzejemy obiad.

Garnki pełne pachnących potraw, jakby miały wyżywić rodzinę przez cały kolejny tydzień, wjechały na stół kuchenny. Zapach roznosił się na całej klatce schodowej.

– O matko, Justysia, co tu się dzieje… Ale nic, zaraz będziemy działać… Widać, że dawno nie sprzątałaś. O matko… Idę zmienić pościel – komenderowała pani Maria tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Czystą pościel masz tam gdzie zawsze? – Mama wskazywała ręką na szafkę przy oknie, w której Justyna przechowywała wszelkiego rodzaju bieliznę, również pościelową. – Ta musi iść bezwzględnie do prania, jest cała przepocona. A ty sobie usiądź, odpoczywaj. Dopiero co byłaś chora. Musisz odpoczywać, bo na pewno jesteś osłabiona. – Maria nie przestawała mówić. Czuła się jak przysłowiowa ryba w wodzie. Jedynaczka była jej oczkiem w głowie.

– Mamuś, tak, tam jest w szafce, do góry. Weź, proszę, tę w te duże kwiaty. Tę lubię najbardziej. – Chciała ubiec kolejne pytanie mamy. Ta z pewnością zapytałaby, którą pościel wybrać.

W ciągu kilku następnych minut mieszkanie Justyny zostało przewrócone do góry nogami. Pan Stefan walczył w kuchni. Gotował, podgrzewał. Dziś na obiad w planie było spaghetti bolognese.

– A ty masz tu w ogóle jakiś duży garnek na makaron? Bo nic w tej szafce nie mogę znaleźć! – krzyknął tak dosadnie, że pewnie zaraz jakiś sąsiad mógłby przybiec na ratunek z garnkiem.

– Co tak wrzeszczysz? Garnki są w tej wysuwanej szufladzie na samym dole – skarciła go małżonka. – Wszystko trzeba ci mówić. O matko, z tymi chłopami – marudziła pod nosem.

Garnek się oczywiście znalazł i można było przystąpić do gotowania makaronu.

Maria wrzuciła brudne rzeczy do prania, na szybko przetarła okna, bo i te nie spełniały maminych standardów. Czysta pościel wylądowała na łóżku. Teraz można było spokojnie zasiąść do stołu.

Justyna została obsłużona, leżała na kanapie i wracała do sił.Dzień dobry, proszę, niech pani wejdzie. – Michał przywitał korepetytorkę. Jego oczom ukazała się młoda niewysoka kobieta, która na pierwszy rzut oka przypominała raczej uczennicę niż nauczycielkę. Ubrana była w lekką sportową bluzę w kolorze niebieskim i joggery z wielkimi kieszeniami na nogawkach. W godzinach wolnych od zajęć w szkole właśnie tak lubiła wyglądać: luźno, sportowo i bardzo młodzieżowo. Nie różniła się mocno strojem od swoich uczniów, a wybrana stylizacja jeszcze dobitniej podkreślała jej młodzieńczy wygląd.

– Proszę, Kuba już na panią czeka. – Wskazał ręką na drzwi do pokoju syna. – Może się pani czegoś napije? – Od samego początku chciał zrobić dobre wrażenie.

– Tak, wody, jeżeli mogę prosić – odpowiedziała lekko zmieszana.

Justyna bardzo mu się spodobała. Piękne, charakterystyczne rude włosy upięte w wysoki kok nie pozwalały oderwać od niej wzroku.

Stał przed nią wysoki mężczyzna, który z pewnością mógł cieszyć się powodzeniem u płci przeciwnej. Był przystojnym szatynem o mocno zarysowanych kościach policzkowych. Pojedyncze kosmyki siwych włosów świadczyły o jego dojrzałości, a dwudniowy zarost dodawał uroku. Od wielu lat pracował w szpitalu w Poznaniu i w prywatnej klinice na obrzeżach miasta. Chirurg z wyboru i z powołania. Praca na uczelni ze studentami przynosiła mu sporo satysfakcji, robił to z ogromną pasją i poświęceniem jednocześnie. Studia ukończył z wyróżnieniem, szybko zrobił specjalizację, a potem otrzymał tytuł doktora nauk medycznych. Zaangażowany w swoją pracę zawodową, był jednocześnie czułym i troskliwym ojcem. Miał z Kubą wyjątkowo dobry kontakt. Śmierć mamy Jakuba, a jego żony, Julii, bardzo zbliżyła do siebie ojca i syna, mogli liczyć tylko na siebie. W wolnym czasie czynnie uprawiał sport, jeszcze jak żyła żona, biegał w maratonach. Teraz chodził na siłownię, a w weekendy umawiał się ze znajomymi na siatkówkę. Żona zmarła, gdy Kuba miał dziesięć lat. Ciężko chorowała i mimo zaangażowania wielu znajomych lekarzy los zadecydował inaczej. Odeszła w ich wspólnym domu, otoczona najbliższymi. Syn potrzebował go wtedy jak nigdy wcześniej. Tak naprawdę sam nie miał czasu na żałobę po ukochanej żonie. Na samym początku, zaraz po jej śmierci, jeździł na cmentarz raz w tygodniu, kupował świeże kwiaty. Z czasem wizyty stały się rzadsze.

Justyna rozejrzała się dyskretnie po wnętrzu, w jakim się znalazła. W oczy rzucała się wręcz pedantyczna czystość. Jasnobeżowa tapeta i dodatki z drewna w przedpokoju świadczyły o dobrym guście mieszkających tu ludzi. Wszystko było do siebie elegancko dobrane i komponowało się z pomieszczeniami, do których z owego przedpokoju można było przejść. Na drzwiach pokoju Jakuba zauważyła napis „Osobom nieupoważnionym wstęp wzbroniony”.

„Typowe dla młodzieży” – zaśmiała się sama do siebie.

Panowie mieszkali w dwupoziomowym szeregowym domku ze sporym ogrodem. Ich budynek graniczył z sąsiadem tylko z jednej strony. Ich ogród był tym samym co najmniej dwa raz większy. Zatrudniony ogrodnik raz w tygodniu w sezonie wiosenno-letnim zajmował się rosnącymi tam krzewami i drzewkami. Michał absolutnie nie miał do tego głowy, a przede wszystkim czasu. Wcześniej było to przydomowe królestwo Julii, to ona zabiegała o ten skrajny segment, aby mieć dużo większy kawałek ziemi do sadzenia roślin. Zaraz po ślubie z panem doktorem zrezygnowała z własnej lekarskiej kariery zawodowej i dlatego miała naprawdę dużo czasu na ogród. Musiała zająć się dzieckiem i domem, tak ustalili, Michał bardzo przy tym obstawał. Chciał mieć żonę w domu. Teraz, gdy jej zabrakło, trzeba było zatrudnić człowieka, który w pełni zatroszczy się o to, co stworzyła jego małżonka.

Mężczyzna zamaszystym ruchem otworzył drzwi do pokoju Kuby. Na samym środku pokoju przy biurku siedział wysoki, młody chłopak.

– Dzień dobry, Kubo, mam na imię Justyna. Będziemy się razem uczyć. Z twoim tatą mamy uzgodnione dwa razy w tygodniu po godzinie. Mam nadzieję, że ci pasuje – odezwała się lekko wycofanym głosem.

Kuba wstał i grzecznie przywitał się ze swoją korepetytorką, podał rękę i elegancko się przedstawił.

– Jestem Jakub Tokarczak. Dzień dobry pani.

To ojciec przykładał bardzo dużą wagę do dobrego wychowania i eleganckich manier, tego samego oczekiwał również od swojego jedynego dziecka. „Będzie ci w życiu łatwiej” – powtarzał jak mantrę.

– Możesz pokazać mi swoje książki? – poprosiła, rozglądając się po pokoju. – Od czegoś musimy zacząć. – Uśmiechnęła się do młodzieńca.

Siedziała w typowo młodzieżowym, męskim pokoju o surowym wystroju. Same praktyczne rzeczy: szafa, biurko i łóżko. Nawet okno nie było w żaden sposób przystrojone. Jej oczom ukazał się całkiem chłodny i surowy widok. Kuba tak wolał: „żadnych zbieraczy kurzu” – powtarzał. Chłopak był molem książkowym, czytał wszystko, co wpadło mu w ręce. To było coś, na co Justyna od razu zwróciła uwagę: półki były pełne książek.

Do pokoju wszedł Michał, niosąc szklankę z wodą. Postawił ją na stole, nie spuszczając przy tym wzroku z nauczycielki. Sam był zdziwiony swoim zachowaniem, gdyż od śmierci żony żadna kobieta aż tak go nie zauroczyła. Może to te rude włosy? Może to właśnie one działały cuda?

Justyna odwdzięczyła się takim samym zainteresowaniem.

„Ale czarujący mężczyzna” – pomyślała.

***

Lekcje matematyki odbywały się regularnie, tak jak ustalono: dwa razy w tygodniu, we wtorki i czwartki, po godzinie, czasami nawet dłużej, w zależności od omawianego materiału. I Justyna, i Kuba szczerze uwielbiali ten przedmiot, dlatego też mogli praktycznie bez końca rozwiązywać nawet najbardziej skomplikowane zadania.

Kobieta bardzo skrupulatnie i sumiennie przygotowywała się do każdych zajęć. W domu przeglądała notatki ze studiów z zapisanymi przeróżnymi zadaniami. Niektóre z nich okazywały się na wyrost, za trudne dla gimnazjalisty. Zdecydowanie wykraczały poza wymagania stawiane olimpijczykom.

Jakub był niezwykle pojętnym uczniem, przygotowania do olimpiady szły pełną parą, a jej termin nieuchronnie się zbliżał. Oznaczało to jednocześnie rychły koniec zajęć. Pięć tygodni wspólnej pracy przeleciało jak jeden dzień. Niewątpliwie pomogły w tym niezwykle sympatyczna atmosfera i czarujący pan domu.

***

Na początku maja, w dzień olimpiady, z samego rana zadzwoniła do swojego ucznia.

– Kuba, życzę ci powodzenia – odezwała się do słuchawki. – Walcz, daj z siebie wszystko. I pamiętaj, co ci mówiłam: jak nie wyjdzie, to nie koniec świata. Jeszcze raz powodzenia – dodała.

Czuła jednak niezwykły spokój. Kuba był bardzo dobrze przygotowany.

I faktycznie, zadania na olimpiadzie okazały się dla niego niczym bułka z masłem. Oddał swoją kartkę i tak jak obiecał, w pierwszej kolejności zadzwonił do korepetytorki. Chciał ze szczegółami zrelacjonować przebieg olimpiady. Między nim a nauczycielką zrodziła się szczególna przyjaźń.

– Pani Justyno, to było bardzo łatwe. Wszystko napisałem, jestem bardzo zadowolony – mówił spokojnie, dystyngowanym tonem. Sposobem bycia zupełnie odbiegał od swoich rówieśników, tak jakby problemy związane z byciem nastolatkiem z charakterystyczną dla tego wieku burzą hormonów omijały go szerokim łukiem. Grzeczny, spokojny, czasami nawet flegmatyczny, skupiony na zgłębianiu swojej wiedzy. Chciał tak jak Justyna w przyszłości dostać się na matematykę, chciał być naukowcem.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: