Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Mam na imię nie mam - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
16 marca 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mam na imię nie mam - ebook

Ktoś przed nimi ucieka i zarazem goni je z bronią. Bohaterki tej książki bardzo tego kogoś chcą. Pewien mroczny trubadur pojawia się i znika, tuptusie są odrzucane, tak trudno znaleźć spełnienie w miłości czy to do kobiet, czy do mężczyzn. A nad wszystkim ponuro zwiesza się widmo przemocowego tatusia. Czy można się definiować poprzez brak? A może poszukiwanie tożsamości to tylko pretekst, by nie żyć.
Zanim przeczytałam tę książkę, myślałam sobie, że ludzie są tak dziwni, że po prostu NIE DA SIĘ ich zrozumieć. Ale po przeczytaniu opowiadań Katarzyny Michalczak, zmieniłam zdanie. Teraz myślę, że jeśli jest na świecie ktoś, kto pojmuje całą złożoność i pokrętność ludzi oraz wszystkie te emocje, które nawet trudno nazwać – to właśnie autorka tych opowiadań. Dobrze trafiliście! Nikt nie opowiada o dziwności ludzi lepiej niż ona.
Dorota Kotas
Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-957838-9-0
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WYMARZONA HISTORIA

Dom z gankiem i werandą. Świeci słońce, jest sierpień. Popołudnie. Piaszczysta ścieżka biegnie w stronę ganku. Po bokach ścieżki rosną wrzosy, właśnie zaczynają kwitnąć. Kępy trawy, placki wysuszonej ziemi. Na podwórku jest trochę nieporządku, walają się połamane grabie i omszałe plastikowe konewki. Taczka z zaschniętym cementem. Im bliżej domu, tym cienie bardziej się wydłużają, próbują dosięgnąć ganku.

Ganek opleciony przez bluszcz, ciemno i gorąco, zachód słońca liże jasne, wytarte deski podłogi. Cztery schodki. Na schodkach zakurzone świeczki, dawno nikt ich nie zapalał. Obok barierki rzeźba z gliny, coś jakby postać kobiety, ale może jednak sarna. Chyba robiona przez dziecko.

Na ganku siedzi moja mama. Z jedną nogą podwiniętą pod pośladek, drugą zgiętą, kolano blisko brody, obgryza paznokcie. Tylko ona w całej rodzinie potrafi się tak wyginać we wszystkie strony. Ciotki mówią nieraz, że powinna być cyrkówką. Mama odpowiada im, że to jeszcze nie wszystko, by pracować w cyrku. Że co najwyżej na ten moment mogłaby być tam szlauchem do zraszania klepiska pod namiotem. Pod _chapiteau_. Jej długi koński ogon jest matowy, jasnobrązowy. Mama ma ciepły kark, w słońcu widać włoski. Trochę się dzisiaj opalała.

Też nie bardzo, bo były do zrobienia rzeczy.

Na przykład? Zmywanie. Moja mama nienawidzi zmywać, ale co było robić. Rodzina się zjechała. Nie miała ochoty z nimi gadać, więc odwróciła się do nich tyłem, przodem do zlewu. Zabrała mnie ze sobą, posadziła na taborecie. Uśmiechnęła się i pocałowała.

Ja też się uśmiechnęłam. Pomachałam nogami. Jak zwykle, jesteśmy z mamą razem. Jak zwykle, trzyma mnie za rękę.

Kiedy zmywa, to oczywiście nie trzyma mnie za rękę, bo ręce ma zajęte. Ale za to mi śpiewa:

– „Siadła pszczółka na jabłoni i zapyla kwiat…” – I się śmieje. – Po co ja ci, córciu, śpiewam taką durną piosenkę? – mówi. Wyciera ręce o fartuch cioci Krysi, w tym fartuchu zmieściłyby się dwie mamy.

Mama rzuciła tatę, bo był dla nas niedobry.

– Głównie był niedobry dla ciebie, a tylko to się liczy – powiedziała. Odgarnia grzywkę z czoła. Ostatnio obcięła sobie grzywkę, wygląda jeszcze młodziej, wygląda jak dziewczynka, wygląda jak moja koleżanka.

Ale nie jest moją koleżanką. Jest moją mamą.

W tym czasie moja mama przypala pierogi. Przyziemność tej sceny i żałość, jaka bije z patelni, aż mnie porażają. Może jestem mała, ale nie jestem głupia. Wiem, jakie to ma znaczenie, żeby mężczyzna dostał dobry obiad.

Mieszkamy w bloku z tatą, tata często wraca pijany. Ale po nim nie widać, mama mówi, że to wielkie szczęście, nikt z sąsiadów tak naprawdę nie wie, że tata po pracy zawsze strzela jednego. Zresztą co to jest: jednego.

I wcale się nie awanturuje za każdym razem, tylko czasami.

Kiedy tata się awanturuje, rzuca w nas filiżankami, które mama dostała od babci w prezencie ślubnym. Chowamy się do kuchni. Mama mówi, że tata wie, co robi, filiżanki są lekkie, nie mogą nam zrobić krzywdy.

Czym prędzej wracam do domu, na którego ganku wciąż siedzi moja mama. Ma na imię Agata, tak mi się wydaje, tak sądzę, Agata to takie fajne imię.

– Bożena, co ty robisz, na miłość boską? – mówi babcia za każdym razem, kiedy przyjeżdża do nas w odwiedziny. Zakłada nogę na nogę, rozkłada sobie pasjansa, nie może znieść burdelu u nas w mieszkaniu, tak mówi, odpalając papierosa od papierosa.

Moja mama Bożena otwiera okno.

– Mogłaby mama palić na balkonie, dym szkodzi dziecku.

– Moich oboje się w dymie wychowało i jakoś żyją.

– Adam ma astmę.

– Co ty gadasz? A, strzelę sobie Grobowiec Napoleona. Ach nie, przecież przywiozłam tylko jedną talię.

W tym czasie moja mama Agata siedzi dalej na ganku, nigdzie nie poszła. Babcia już nie pali, dostała raka krtani i umarła. Nie będę się nią więcej zajmować.

Moja mama Agata ma piegowate dłonie, lubię patrzeć, jak formuje nimi pierogowego stwora z ciasta.

– Prawdziwe pierogi są dla nudziarzy, córciu. A my nie jesteśmy nudziary, co nie?

Mama wstaje z krzesła, krzesło ciągnie ją za zaplątane włosy, ale ona się tym nie przejmuje, jest lekka i zwinna, wyciąga rękę, jakby była macką pięknej nakrapianej ośmiornicy, jednym ruchem wyswobadza się z uwięzi oparcia i głośno się śmieje.

Moja mama Agata nie lubi się przejmować głupotami.

Nigdy nigdzie nie wyjeżdża.

Z tatą już dawno się rozwiodła, bo nie był dla nas dobry. Raz podłożył mamie zdechłego jeża na siedzenie kanapy. Byli w gościach, mamie zrobiło się bardzo głupio.

– Skąd ty wziąłeś tego zdechłego jeża, Adam? – spytała ze smutną miną.

A tata nic nie odpowiedział, tylko się rozkaszlał.

To chyba wtedy mama postanowiła, że się z nim rozwiedzie. „No bo ileż można, córciu?”

Jesteśmy tylko we dwie, po rozwodzie tata umarł, i mój brat… nie, mój brat żyje, ale jest w szpitalu u zakonnic. Nie może tam nosić spodni, zawsze tylko sukienki, i nie da się do niego zadzwonić, bo siostry nie mają telefonu, nie ma tam linii, to się dzieje na czubku góry, nie da się do nich trafić.

Mama Agata na pewno pojedzie odwiedzić mojego brata, ale jeszcze nie teraz.

Teraz jest ze mną na wakacjach, u babci, u swojej mamy.

Moja mama Bożena nigdy nie jeździ ze mną na wakacje, bo nie mamy pieniędzy. To znaczy mamy pieniądze, ale rodzice muszą je trzymać schowane na szkołę dla brata. Chcą, żeby został chirurgiem albo adwokatem. Wtedy trzeba by mu kupić togi albo kitle, mnóstwo.

*

Mój brat lubi się przebierać. W blond peruce, szpilkach rozmiaru czterdzieści cztery na zamówienie kupowanych na Allegro, wydepilowany od stóp po szyję, wciska tyłek w bardzo krótką mini i startuje na imprezę.

Urodził się, kiedy miałam pięć lat. Rodzice dali mu na imię Mateusz, kilka lat później zaczęłam nazywać go „Mati” i utonęłam.

W jego świecie pełnym domków na drzewie, picia herbaty przez rurkę, herbaty tak gorącej, że rurka się rozpuszcza, oglądania pod kołdrą atlasu owadów, szycia wigwamów na sprzedaż, bo warto, uciekania do pokoju, gdy ktoś dzwoni domofonem, mimo że się wie, że to nasza najlepsza przyjaciółka, z którą się umówiliśmy.

Czasami źle mnie traktował, pluł na mnie kompotem i krzyczał, że jestem brudna jak gnojka wytrwała.

Obrażałam się na tydzień, w tym czasie grałam na skrzypcach jak oszalała, ale ileż można grać na skrzypcach, to nudne. Zazwyczaj po tygodniu wracałam.

Kiedy poszłam na studia, dołączył do mnie po trzech latach, był zdolny. Uczyłam się na polonistyce, on na bibliotekarstwie. Znowu mogliśmy być nierozłączni. Zamieszkaliśmy wspólnie w akademiku, rodzeństwu wolno. Jedliśmy paprykarz szczeciński z jednej puszki i popijaliśmy herbatą z torebki, bez nazwy.

Któregoś razu, kiedy jak zwykle wybieraliśmy się na imprezę, spytał, czy pożyczę mu sukienkę.

– Ale którą? Tę, co ją mam na sobie?

– Nie no, daj spokój, ta jest słaba, tę czerwoną daj.

Kiedy po półgodzinie wrócił jako _lady_, nie pozostawało mi nic innego, jak tylko zagwizdać z podziwu.

Jego sytuacja dynamicznie się rozwijała. Za pieniądze, które rodzice przysyłali mu na książki, nakupował sobie ciuchów i kosmetyków, a książek używał moich.

Studia były nudne, zaczął w kobiecych strojach chadzać do kasyna, okazał się tam wielką atrakcją. Trafił na bardzo, jak mówił, postępowe środowisko, czyli grupę gejów, którym nie przeszkadzało, że Mateusz jest ubrany jak kobieta. „Nie przeszkadzało” to mało powiedziane. Oni za nim szaleli.

Przybrał nowe imię: Sylwia.

Na początku wydało mi się okropne, mało oryginalne, wtórne, brzydko brzmiące. Polubiłam je z czasem, bo co miałam zrobić? Sylwia to, Sylwia tamto, Mateusz opowiadał mi szeptem podczas zajęć, jak poszedł nad rzekę uprawiać perwersyjny seks z jednym z najmajętniejszych pedałów Krakowa.

– Ale przecież, Mateusz… Przecież ty jesteś kobietą.

– E tam, od razu kobietą. Lecą na mnie, no co ja mogę?

W tym samym czasie Mateusz się zakochał.

*

Moja mama Agata jeździ czasem do Krakowa, żeby pooglądać wystawy. Nie zabiera mnie ze sobą, bo zrobiłoby mi się niedobrze w autobusie. Mogłabym zwymiotować na swój piękny nowy płaszczyk, ten sztruksowy. Tak mówi mama Agata. Za to z Krakowa przywozi mi kalafonię, która jest jak brudny bursztyn, i marcepanki z cukierni na Stolarskiej, w kształcie misia, zajączka albo kotka. Zawsze z lukrem. Zanim zjem, oglądam je pod światło. Sprawdzam: nieprzezroczyste.

Czasem wyobrażam sobie, że mam gorszą mamę, taką złą, niemiłą, która krzyczy, która na przykład kłóci się z tatą i nie zamyka drzwi pokoju, nie przejmuje się tym, że ja wszystko słyszę.

Już mi się myli. Moja mama Agata siedzi na tym ganku tam czy nie siedzi? Już sama nie wiem.

– Co robisz?

– Myślę sobie.

– O czym?

– O niczym.

– Ale powiedz! Proszę, proszę, proszę.

Co było robić? Opowiedziałam bratu o mamie Agacie.

– Czy ona może być nasza? Nasza wspólna? Może? Proszę, proszę, proszę!

– No dobra. Ale tylko dlatego, że jesteś młodszy.

Od tej pory posługiwaliśmy się szyfrem. „Ag” to właśnie mama Agata. Już nasza wspólna.

– Czy mama już poszła? – Mateusz wychyla się z pokoju, żeby sprawdzić, czy klapki mamy zniknęły. – Czy Ag może przyjść? Czy może nas zabrać na wycieczkę? Poogląda ze mną muchówki, one tak śmiesznie dryfują na wietrze!

Bardzo szybko poczułam, że mama Agata już mnie nie kocha. Że całą miłość przelała na Mateusza.

A potem znowu pojechała do Krakowa i nie przywiozła mi żadnego zajączka, chyba wpadła pod tramwaj.

*

Byłam zazdrosna: o czas i uwagę. Po raz pierwszy w życiu zostałam naprawdę sama.

Wybranką Mateusza okazała się zwykła koleżanka, która zazwyczaj siadała w pierwszym rzędzie jak my, bo tak jak my miała nie najlepszy wzrok. Dwa czy trzy razy zagadała do Mateusza. Ot żeby coś powiedzieć. Żeby nie było tak całkiem cicho podczas ćwiczeń, kiedy prowadząca zatapiała się w myślach, dawała nam czas na „pracę własną”.

Ucho, ucho, Mateuszowi niezmiernie spodobało się prawe ucho tej dziewczyny. Siadała zawsze po jego lewej stronie, mógł dokładnie się przyjrzeć. Pod względem kształtu było to zwykłe ucho, ale jakie malutkie! Mateusz nie mógł uwierzyć, że takie malutkie uszy istnieją na świecie, u kobiet, u kobiet zwykłych rozmiarów.

Od ucha rozeszło się na całe ciało – no i cóż, no i się zakochał.

Alicja okazała się fajną dziewczyną.

Przygotowywałyśmy razem budyń, Mateusz budyniu się brzydził, co nie przeszkadzało mu zjadać go potem łyżkami. Ale tylko gdy zamknął oczy.

– Konsystencja mnie tak bardzo znowuż nie mierzi, jak widok tego, jak to się trzęsie. Jak to się trzęsie, to ja nie daję rady. – I wymiotował.

Autostopem pojechali w Bieszczady. Rozstawili namiot na dużej łące, Mateusz codziennie robił Alicji zdjęcie. Kiedy dotarli do Gorlic, wysłali mi pocztówkę, którą podpisali: „Zatrzymać ten piękny czas na kliszy, czy się da? Szczęśliwi Alicja i Mateusz”.

Pewnej mroźnej niedzieli wyznał mi, że Alicja całkowicie go zaspokaja. Że już nie musi szukać wśród męskich dup, jak się wyraził.

Po ślubie na jakiś czas zerwali ze mną kontakt. Mówili, że potrzebują ułożyć sobie życie osobno, stać się jednością. Że ja, zaangażowana starsza siostra, im do tego nie pasuję, przeszkadzam, brużdżę.

Uznałam, że cóż, mają rację. Nie miałam własnego życia; złapałam się na tym, że zastanawiam się, czy i kiedy będę mieć dzieci i czy pozwolą mi je bawić.

Chodziłam po Krakowie w upalne letnie dni, rozkładałam futerał na rogach ulic, niech wpadnie grosz. Grałam Schuberta i rozmyślałam, czy warto wskoczyć pod tramwaj, czy nie warto.

Mama dzwoniła, nie powiem; wciskała moje imię na wyświetlaczu raz po raz, czy to we wtorek, czy w czwartek; ja zawsze odrzucałam połączenie.

Nie odbierałam, chciałam być wobec Mateusza lojalna.

Brat nie wytrzymał, kiedy dowiedział się od ciotki, że mama ponownie wychodzi za mąż. Swoje podejrzewaliśmy. Ojciec miał słaby wzrok, zawsze prosił mamę, żeby przeczytała mu to czy owo. Pod koniec życia przy każdej takiej prośbie ją szturchał: a to w rękę, a to w pośladki, a to w brzuch. Leki na astmę szybko się przeterminowują, stają się niebezpieczne dla zdrowia.

Nie powiedzieliśmy policji. Ale nie przypuszczaliśmy, że po tym wszystkim mama zechce ułożyć sobie życie na nowo, pełną gębą.

Nie zagrałam _Ave Maria_, mama nawet o takim pomyśle nie wspomniała, a mnie proponować było głupio.

Brat pojawił się na jej nowym ślubie jako Sylwia. Stanął z tyłu kościoła i obserwował pana młodego: dać mu w mordę czy nie dać? W wydekoltowanej sukience w kolorze _écru_, pełnym makijażu i bujnej peruce sam sprawiał wrażenie oblubienicy. Było mi za niego wstyd.

Bracie, pójdę za tobą wszędzie, ale żeby coś takiego?

Mama go nie poznała. Uścisnęła mu rękę, jakby był koleżanką, z którą przyszłam. Odebrała od niego kwiaty, ale nie pocałowała go w policzek.

Nie poznała też naszej mamy Agaty, która chciała państwu młodym złożyć życzenia jak wszyscy, ale nie dała rady, bo przecież jej tam nie było.

W drodze na stację Mateusz opowiedział mi co nieco o swoim życiu z Alicją.

Mają dwoje dzieci, bliźniaki Jasia i Ulę. Alicja pracuje na uczelni, udało jej się. Mateusz pracuje nocami, nie widują się często, za to jak już się widzą, jest super.

Mateusz zarabia przed kamerką, lubi to, oj, lubi, jak się wyraził. Zrobienie się na bóstwo to dla niego święto, cały drży. Kasa z tego niemała, w jeden wieczór potrafi wpaść kilka tysięcy.

Wiodą dostatnie życie, podróżują na Madagaskar i mój brat przez lupę ogląda tam tipulę soganę, dolichopezę, owady, o jakich mnie się nie śniło.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: