Mam ochotę go udusić! Proste sposoby na trudnych ludzi w pracy - ebook
Mam ochotę go udusić! Proste sposoby na trudnych ludzi w pracy - ebook
Wszyscy mamy w swoim otoczeniu kogoś, kto doprowadza nas do szewskiej pasji. Niektórzy mogliby wymienić nawet kilka takich ciężkich przypadków. Zdecydowanie zbyt często z irytującymi ludźmi spotykamy się w pracy. Uważamy ich za „trudnych”, „bezczelnych” czy „toksycznych”, ale w relacjach z nimi nie umiemy być asertywni, czujemy się wobec nich bezradni i pozwalamy się zapędzić w kozi róg.
Koleżanka z pracy unika otwartych konfliktów, za to obmawia innych za plecami i robi jadowite aluzje? Szef w kółko wychodzi z siebie i wrzeszczy bez opamiętania na podwładnych, terroryzuje ich i zastrasza? Kolega bez pardonu rozpycha się łokciami i to on zgarnia wszystkie nagrody oraz dostaje najatrakcyjniejsze zadania? Ktoś inny sto razy dziennie pyta o radę w najbłahszych sprawach? Dla wielu z nas brzmi to znajomo...
Czy da się spojrzeć na te sytuacje z innej strony i potraktować je jako okazję do kształtowania własnego charakteru? Martin Wehrle, znakomity niemiecki coach i doradca biznesowy, przedstawia galerię siedmiu różnych typów trudnych ludzi i pokazuje, jak sobie z nimi radzić. Lektura tej książki przygotuje cię na spotkania z nimi i pokaże, jak nie dać się sprowokować, zachować potrzebny dystans, lepiej zadbać o własne potrzeby i… nauczyć się czegoś ciekawego o samym sobie.
Kategoria: | Psychologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8225-140-1 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przedmowa:
Ten gość doprowadza mnie do szału!
Pracowałem kiedyś z pewnym facetem, bezwzględnym egoistą. Gdy tylko na horyzoncie pojawiała się możliwość ciekawego służbowego wyjazdu, on był pierwszy w kolejce. Perspektywiczne spotkanie z grubymi rybami z branży? Już na nie jechał, zanim ktokolwiek z nas w ogóle usłyszał coś na ten temat. Ale kiedy trzeba było wykonywać żmudne zadania, przy których czekało człowieka dużo ciężkiej pracy, a i niewiele uznania – wprawnie i elegancko stosował spychotechnikę.
Notorycznie odbierał wolne dni za nadgodziny (niby jakie nadgodziny?), zgarniał dla siebie wszystkie prestiżowe zadania albo – gdy wyjeżdżał służbowo w fantastyczne miejsca – dzwonił do biura z prośbą, żebyśmy przekopali się dla niego przez zakurzone firmowe archiwa. Potrzebuje przecież raptem kilku danych, a od czego ma się kolegów z pracy?
Pełnię swoich możliwości objawiał jednak dopiero na firmowych zebraniach. Nagle okazywało się, że zarobiony jest tak, że nie ma się kiedy podrapać. W podróże służbowe wyjeżdża, bo ktoś musi, ale robi to tylko „dla dobra zespołu”. Jakby tego było mało, udawało mu się przekonywać szefostwo, że jest prawdziwym wzorem wydajności.
Czy mój kolega był „trudnym człowiekiem”? Jedno jest pewne: doprowadzał mnie do szewskiej pasji. I nie tylko mnie; co druga rozmowa na korytarzach firmy poświęcona była temu, jakie przywileje dla siebie zgarnął, jaki kit znów wcisnął kierownictwu i komu tym razem skutecznie wlazł na głowę.
Oczywiście my wszyscy byliśmy rycerzami na białych koniach, o nieposzlakowanej moralności. On jeden był czarną owcą, wyzutą z wszelkich zasad. Patrząc z tej perspektywy, trzeba przyznać, że pełnił nawet istotną funkcję w naszej społeczności: im bardziej niekoleżeńsko się zachowywał, tym lepszymi kolegami mogliśmy się poczuć; im bardziej spychał nas do narożnika, tym bardziej za sprawą wspólnego wroga zacieśniały się nasze więzy.
Istnieją ludzie, którzy podpadają wszystkim wokół, a ich osobowość uważa się za zaburzoną (patrz s. 58). Jednak nie każdy, kto wydaje nam się „trudny”, kwalifikuje się od razu do leczenia psychiatrycznego. W niniejszej książce omówimy więc takie przypadki jak choćby:
- ojciec, który dorosłą córkę traktuje jak małą dziewczynkę i przy każdej okazji udziela jej dobrych rad;
- przewodniczący klubu sportowego, który z niepohamowanej ambicji gotów jest iść do celu po trupach, wszędzie sieje niezgodę i rozbija spójność grupy;
- pesymistka, którą w jej opinii spotykają same tylko nieszczęścia i która usiłuje narzucić ten punkt widzenia własnej siostrze;
- narcystyczny szef, który bezlitośnie wykorzystuje swoich podwładnych i „grilluje” ich przy każdej okazji, czy wreszcie
- kompletnie obcy dla mnie człowiek, który publicznie nazywa mnie dupkiem, choć dosłownie przed sekundą wyświadczyłem mu przysługę.
Wszyscy oni są trudni, co jednak nie czyni ich chorymi psychicznie. A mimo to doprowadzają nas do szału. Tak też było z moim kolegą z pracy. Dlaczego tak bardzo mnie irytował?
Odpowiedź znalazłem wiele lat później u psychoanalityka Carla Gustava Junga. Według Junga każdy człowiek ma swój „cień” – składnik osobowości, który nie pasuje do naszego obrazu we własnych oczach i który z tego powodu usilnie staramy się stłumić. Składnik ten można sobie wyobrazić jako piłkę, którą z całych sił wciskamy pod wodę. Często chodzi tu o reakcje, które w danym otoczeniu są niepożądane.
Na przykład ktoś, kto w dzieciństwie próbował dopominać się o swoje, słyszał zaraz, że jest „aspołeczny”. Z dużym trudem nauczył się więc zwalczać w sobie tę potrzebę i ustępować innym. Co się jednak stanie, gdy na moich oczach ktoś inny bez skrępowania zacznie robić to, czego ja z uporem sobie odmawiam? Odczuję to jak policzek: jak on może sobie na to pozwalać! I zamiast zadać sobie pytanie, dlaczego ja nie mam przestrzeni na zaspokojenie tej samej potrzeby, ciskam gromy na lewo i prawo. Zamiast samemu dorosnąć – co bywa bolesne – staram się umniejszać innych. Ten psychologiczny mechanizm obronny działa bez udziału naszej świadomości.
Zawsze jednak, gdy ktoś doprowadza nas do białej gorączki, ma to związek nie tylko z nim, ale i z nami samymi. Warto to sprawdzić, zadając sobie następujące pytania:
- Co w danej osobie najbardziej mnie irytuje?
- Dlaczego takie zachowanie może aż do tego stopnia wyprowadzić mnie z równowagi?
- I wreszcie: czy jest możliwe, że w zachowaniu drugiego człowieka dostrzegam (maleńką) cząstkę siebie samego, do której sobie odmawiam prawa?
Przy okazji takich rozważań wychodzą niekiedy na jaw ciekawe rzeczy. Na przykład pewna pani inżynier w rozmowie z coachem strasznie złościła się na swego męża, który „jest kompletnie pozbawiony pewności siebie i przy każdej błahostce potrzebuje mojej rady”. Co się później okazało: to ona sama czuła się przeciążona nieustannym samodzielnym podejmowaniem decyzji. W głębi duszy i ona chętnie poradziłaby się kogoś od czasu do czasu, jednak nie przyznawała się przed sobą do tej rzekomej słabości. W dzieciństwie wbito jej bowiem do głowy zasadę: „Tylko głupiec się dopytuje – mądry człowiek zna odpowiedź!”. We własnym mężu irytowało ją więc to, do czego sobie samej nie przyznawała prawa. Zdaniem C. G. Junga cień może pomagać w rozwoju, pozwalając na „naturalne instynkty”, „odpowiednie reakcje” oraz „twórcze impulsy”¹. Dzisiaj wiem, że kolega egoista boleśnie przypominał mi o tym, że sam za słabo walczę o własne sprawy. Byłem tak skromny, że często nie zwracano na mnie uwagi, i tak koleżeński, że moje własne potrzeby często spadały na koniec listy.
Jego zachowanie odbierałem jako przykre, bo postępował niekoleżeńsko, ale też dlatego, że dotykało czułego punktu we mnie samym. Kryła się w tym wielka szansa, co dostrzegłem dopiero później: mogłem bowiem skierować światło reflektora na mój „cień” , przeanalizować zachowania kolegi i zadać sobie samemu następujące pytania:
- Jak on to robi, że tak skutecznie forsuje własne interesy?
- Jak udaje mu się wciąż dostawać najatrakcyjniejsze zadania?
- Jak to się dzieje, że swoje niewielkie wysiłki z powodzeniem przedstawia kierownictwu jako wielkie osiągnięcia?
- Ale także: Czego na pewno nie chciałbym w jego zachowaniu naśladować, w jakich kwestiach posuwa się zdecydowanie za daleko?
- Oraz: W jaki sposób mogę świadomie i zdecydowanie postawić granice jego działaniom?
Często pozwalamy, by „trudni” ludzie zapędzali nas w kozi róg, postrzegamy ich zachowania jako bezczelność i czujemy się bezradni². Mądrzejszym wyjściem jest aktywne podejście do sprawy; skupmy się na tym, na co mamy wpływ, a więc na naszym własnym myśleniu i zachowaniu. Jeśli zaczniemy postępować inaczej niż dotąd, wywołamy też inne działania w naszym otoczeniu.
To trochę jak z jazdą samochodem: nikomu nie możemy zabronić, żeby nas wyprzedził. Ale co się stanie, jeżeli sami dodamy gazu albo zamontujemy na dachu „koguta”? Idę o zakład, że w ten sposób _pośrednio_ wpłyniemy na zachowanie innych na drodze. W psychologii istnieje pojęcie „interakcji systemowej”.
Gdybyśmy ja i moi koledzy aktywniej ubiegali się w tamtym czasie o wyjazdy służbowe, naszemu egoiście przypadałyby one rzadziej. Gdybyśmy nie zajmowali się sprawami kolegi podczas jego podróży, byłby zmuszony zająć się w większym zakresie nudną pracą biurową. A gdybyśmy w rozmowach z kierownictwem podnosili znaczenie naszych sukcesów, jego zaś wyniki sprowadzali do bardziej realistycznego poziomu, pozostałoby mu mniej miejsca na popisy.
Pragnę zachęcić moich czytelników do tego, by na przyszłość każde spotkanie z „trudnym” człowiekiem traktowali jako szansę na rozwijanie własnego charakteru. Od teraz będę więc mówić nie o „trudnych ludziach”, a o typach W – od W jak wyzwanie. Każda z trzech części niniejszej książki ma ci w tym pomóc na rozmaite sposoby:
- z części wstępnej dowiesz się, jak podnieść stopień autorefleksji, znajdziesz w niej też inspirację do spojrzenia na wiele spraw z nowego punktu widzenia;
- w części głównej scharakteryzowałem siedem różnych typów W oraz zamieściłem konkretne wskazówki, jak się z nimi obchodzić;
- w ostatniej części znajdziesz 15 ćwiczeń, które można wykorzystać jako wprawkę przed kolejnymi kontaktami z twoimi osobistymi typami W.
Bramkarz na boisku może wykazać się dopiero wtedy, gdy przeciwnik nie odpuszcza ani na chwilę. Podobnie w kontaktach z typami W: dopiero, gdy robi się gorąco, możemy pokazać, na co nas stać. Dzięki tej książce będziesz dobrze przygotowany na takie spotkania.CZĘŚĆ 1. PIEKŁO TO INNI!
Część 1
Piekło to inni!
Z pierwszej części tej książki dowiesz się między innymi:
- dlaczego ludzie uważają się nawzajem za trudnych;
- dlaczego w naszych czasach coraz więcej jest osób, które grają innym na nerwach;
- w jaki sposób prehistoryczne reakcje naszego mózgu prowadzą do konfliktów;
- jak nie dać się sprowokować
- i wreszcie: dlaczego dla własnego dobra warto nauczyć się traktować trudnych ludzi jak spadające jabłka._Ja_ jestem trudny?! Chyba _ty_!
Pewnego razu zwrócił się do mnie kierownik produkcji, Tom Barke (l. 42). Gdy mówił o jednym ze swoich podwładnych, jego głos drżał z wściekłości.
– Mam już po uszy tego gościa, jest nie do wytrzymania. Cały czas mnie prowokuje i wszystko przez to przeciąga. Niczego nie możemy skończyć na czas!
Mowa była o Georgu Harderze (l. 29), który rzekomo „zawalał każdy termin”, blokował nowe projekty, a nawet ośmielał się pouczać w obecności całego zespołu własnego szefa.
– Jak wyglądają te pouczenia? – spytałem.
– Zgłasza niedociągnięcia w produkcji – duperele, o których pod koniec dnia nikt nawet nie pamięta. Ale przez te swoje uwagi stopuje cały zespół.
– I jak pan sobie z tym radzi?
Tom Barke stęknął tylko, jakby właśnie rzucał kulą:
– Tyle razy już zmywałem facetowi głowę. Ale on ma to gdzieś, dalej wyjeżdża z tymi swoimi szczególikami.
Kilka dni później naprzeciw mnie zasiadł Georg Harder. Przedstawiłem się jako neutralny mediator i przyrzekłem mu całkowitą dyskrecję.
– Jak postrzega pan swojego szefa? – zapytałem.
Mój rozmówca zamilkł na chwilę, skrzywił się, po czym wybuchnął:
– Tom Barke jest lekkomyślny. Cały czas pamiętam o naszych wytycznych jakościowych i poganiam dział dostaw, żebyśmy mogli dotrzymać terminów. A w ramach podziękowania trafiam na jego listę do odstrzału.
Zabrzmiało to tak, jakby Harder ze wszystkich sił walczył o terminowe wywiązywanie się z zobowiązań. Ale czyż jego szef nie przedstawiał go właśnie jako głównego hamulcowego w firmie?
– Proszę opowiedzieć, w jaki sposób dba pan o dotrzymywanie terminów?
– Jestem realistą. Mój szef wciąż obiecuje dostawy w terminach, których zwyczajnie nie da się dotrzymać. Albo da się, ale za cenę jakości. Wtedy przypominam mu o naszych wytycznych, ale jego to nie interesuje. Grunt, żebyśmy dostarczali wszystko raz-raz, nieważne, że to fuszerka. Dzięki temu on dobrze wypadnie w oczach kierownictwa firmy. – Potarł dłonią czoło, jakby nasza rozmowa przyprawiała go o ból głowy. – Tom Barke jest nieobliczalny, często wpada w furię, to po prostu trudny człowiek.
No świetnie – szef mówi o pracowniku, że jest trudny, a ten tak samo opisuje swojego szefa. To który ma rację? Zasięgnąłem opinii świadków – na początek koleżanki Georga Hardera. Ona także uważała, że problem leży po stronie szefa: „Tom Barke wciąż wywraca nasze plany do góry nogami, zwalając na nas ni z tego, ni z owego rozmaite zadania”.
W trakcie kolejnych rozmów stwierdziłem, że część pracowników produkcji zgadza się z Harderem, inni natomiast biorą stronę szefa. Zanotowałem na przykład taką wypowiedź: „Z nim nie można się nudzić, motywuje nas lepiej niż jego poprzednik”.
Dlaczego w ogóle opowiadam tę historię? Bo przez 20 lat mojej pracy w roli coacha kariery wciąż doświadczam, jak szybko ludzie przyklejają sobie _wzajemnie_ etykietkę „trudnego człowieka”. Czyżby miało to oznaczać, że trudnych ludzi w ogóle nie ma? Ależ są, bez wątpienia. Jednak o tym, czy uznamy daną osobę za trudną, decydują _również_: nasza osobowość, nasze wartości i oczekiwania. To, co odbiega od tego zestawu, bardzo szybko uznajemy za potencjalny problem.
A przecież wszystko jest kwestią skali. Czy dwa miliony euro to majątek? Jeśli spytamy kogoś, kto zarabia średnią krajową, odpowie na pewno: „Tak!”. Jeśli to samo pytanie zadamy jakiemuś miliarderowi, powie: „Nie!”.
Czy opryskliwy ton jest trudny do zniesienia? Im bardziej my sami jesteśmy życzliwi i zwracamy uwagę na innych (czyli im większy jest nasz kapitał uprzejmości), tym bardziej alergicznie będziemy na niego reagować. Natomiast ktoś, kto sam nie bawi się w grzecznościowe ceregiele, a więc jego zasoby ogłady są więcej niż ubogie, może nawet nie zarejestrować obcesowości.
Ktoś, kto wydaje nam się „trudny”, zwykle funkcjonuje na przeciwnym biegunie niż my: myśli inaczej, mówi inaczej, działa inaczej. W drugą stronę też to funkcjonuje: zarówno ty, jak i ja będziemy odbierani jako „trudni ludzie” przez tych, którzy nadają na zupełnie innych falach.
Każdy z nas działa wedle określonego wzorca zachowań, wyniesionego z wczesnego dzieciństwa. Nikt nie podejmuje świadomej decyzji, że będzie trudnym człowiekiem. Po prostu każdy jest, jaki jest. Jeżeli będziesz myśleć w taki sposób, pytanie o winę straci sens, a ty uwolnisz się od fatalnego w skutkach pragnienia, by odpłacić drugiemu tą samą monetą³. Żeby bowiem móc posyłać innym zatrute strzały, trzeba najpierw w samym sobie wytworzyć truciznę, destruktywne emocje – a one szkodzą bardziej nam niż komukolwiek innemu.
Wróćmy do osób opisanych powyżej: Tom Barke był człowiekiem czynu, żadne tempo pracy nie było dla niego zbyt szybkie. Pragnął mieć wyniki, nie lubił zawracać sobie głowy drobiazgami i chciał spontanicznie podejmować decyzje. A do tego często tracił panowanie nad sobą.
Tymczasem Georg Harder był jego biegunowym przeciwieństwem: sumienny i rzetelny, zawsze dążył do uzyskania najlepszego możliwego rezultatu, za nic nie chciał naruszyć żadnych wytycznych i pragnął wszystko planować z dużym wyprzedzeniem. Cenił też merytoryczny dialog, a nie emocjonalne wybuchy.
Podświadome oczekiwania Toma Barkego wobec pracownika można by streścić następująco: „Podkręć tempo i przestań się babrać w szczegółach”. W tym samym czasie Georg Harder wysyłał mu komunikat: „Nie śpiesz się tak, wszystkiemu trzeba przyjrzeć się dokładnie”. Trochę jak w tej historii o rybie, która chciała się spotkać z lisem. Ryba mówi:
– Lisku, lisku, zanurkuj ze mną pod wodę.
A lis na to:
– Rybko, rybko, pobiegnij ze mną do lasu.
Każde z nich oczekiwało od drugiego właściwego _dla siebie_ zachowania, nie uwzględniając przy tym naturalnych ograniczeń drugiej strony.
Dlaczego jednak nie wszyscy pracownicy postrzegali Toma Barkego jako trudnego człowieka? Bo było w zespole parę osób, które podobnie jak ich szef ceniły tempo i spontaniczność („On motywuje nas lepiej niż jego poprzednik”). Inni natomiast, podobnie jak Georg Harder, woleli pracować w sposób planowy i z zachowaniem najwyższych standardów, uważali więc szefa za króla chaosu, który szybciej działa, niż myśli. Całkowicie odmienne typy osobowości sprawiały, że przedstawiciele obu tych grup byli jak ryba i lis; każdy oczekiwał od drugiej strony zachowania, które odpowiadałoby jego własnemu podejściu do życia, choć byłoby sprzeczne z naturą tamtego.
Gdyby Georg Harder uświadomił sobie, że jego szef to typ pana i władcy (patrz s. 180 i następne), mógłby lepiej przygotować się do kontaktów z nim i zaoszczędziłby sobie wielu nerwów. Gdyby zaś Tom Barke dostrzegł, że jego pracownik jest typem perfekcjonisty (patrz s. 141 i dalej), nigdy nie wpadłoby mu do głowy, że Harder chce go „sprowokować”, mógłby za to dobrać odpowiednią do tego typu osobowości metodę komunikacji i osiągnąć znacznie więcej.
Chcesz się dowiedzieć, jaki typ człowieka ciebie osobiście doprowadza do szewskiej pasji, żeby lepiej przygotować się na kolejne z nim spotkanie? Pomoże ci w tym test na kolejnych stronach.Test szewskiej pasji.
Jaki typ człowieka doprowadza mnie do szału?
Test szewskiej pasji
Jaki typ człowieka doprowadza mnie do szału?
Na początek przeczytaj wszystkie poniższe punkty, a następnie przy każdym postaw cyfrę od 1 do 7. Stanowi ona „wskaźnik szewskiej pasji”, tym wyższy, im bardziej denerwuje cię dane zachowanie. Każdą cyfrę można zaznaczyć _tylko raz_, tak by powstał malejący ciąg: „siódemka” dla zachowania, które irytuje cię najbardziej, „szóstka” dla drugiego w kolejności itd. Z analizy końcowej dowiesz się, jaki typ charakteru kryje się za każdym z tych zachowań. Im więcej punktów otrzyma ono na twojej skali, tym bardziej przydadzą ci się wskazówki dotyczące postępowania z konkretnym typem.
1. Nie ma ucieczki przed jego czarnowidztwem. Wciąż wyobraża sobie kolejne zagrożenia, jak ognia boi się ryzyka i blokuje nowe rozwiązania. „Luz” i „optymizm” to słowa, których nie ma w jego słowniku.
WSKAŹNIK SZEWSKIEJ PASJI: ___________
2. Zawsze wysuwa siebie na pierwszy plan, nie znosi jakiejkolwiek krytyki i manipuluje mną: na początku jest czarujący, prawi komplementy itd., ale gdy tylko połknę haczyk, wykorzystuje mnie bez skrupułów.
WSKAŹNIK SZEWSKIEJ PASJI: ___________
3. Wciąż rozwodzi się na temat swoich zasad, babrze się w szczegółach, czepia każdego słówka instrukcji czy normy. Bezustannie się do czegoś przygotowuje, ale nic nie kończy, wszystko komplikuje i jest tak spontaniczny i elastyczny jak epoka lodowcowa.
WSKAŹNIK SZEWSKIEJ PASJI: ___________
4. Ciągle mnie ponagla i napomina; tylko on może decydować, co robimy dalej. Żadne tempo pracy nie jest dla niego dostatecznie szybkie, nieustannie siedzi mi na karku i wciąż zwiększa oczekiwania, jest nietaktowny i nie ma najmniejszego zamiaru „bawić się w towarzyskie konwenanse”.
WSKAŹNIK SZEWSKIEJ PASJI: ___________
5. To straszny pozer i szpaner, wciąż chce być w centrum zainteresowania. Zachowuje się jak aktor na scenie, nie umie słuchać, a o szczegółach sprawy nie ma zwykle zielonego pojęcia.
WSKAŹNIK SZEWSKIEJ PASJI: ___________
6. _Pozornie_ jest życzliwy, ale atakuje mnie w zawoalowany sposób, na przykład wygłaszając kąśliwe aluzje. Składa obietnice, a potem ich nie dotrzymuje, wrabia mnie, wykręca się – i na dodatek obmawia mnie za plecami.
WSKAŹNIK SZEWSKIEJ PASJI: ___________
7. Traktuje mnie jak swoją niańkę i nie odstępuje ani na krok: wszystko muszę mu podpowiadać, nie może się obejść bez moich rad, zamęcza mnie ciągłymi pytaniami i prośbami o pomoc.
WSKAŹNIK SZEWSKIEJ PASJI: ___________
Ocena: jaki typ drażni cię najbardziej?
Dowiesz się teraz, jaki typ człowieka kryje się za danym zachowaniem:
1. Czarnowidz
(w zaawansowanej postaci: osobowość lękowa).
2. Narcyz
(w zaawansowanej postaci: osobowość narcystyczna).
3. Perfekcjonista
(w zaawansowanej postaci: osobowość anankastyczna, kompulsywno-obsesyjna).
4. Pan i władca
(w zaawansowanej postaci: osobowość typu A).
5. Pozer
(w zaawansowanej postaci: osobowość histrioniczna).
6. Król focha
(w zaawansowanej postaci: osobowość pasywno-agresywna)_._
7. Zagubiony we mgle
(w zaawansowanej postaci: osobowość zależna).
Jak interpretować ten wynik? Co mówi on o tobie?
1. Czarnowidz
_Wskaźnik szewskiej pasji od 6 do 7:_ Dosłownie wychodzisz z siebie, gdy ktoś nieodmiennie dostrzega tylko, że szklanka jest do połowy pusta, i rozsiewa wokół siebie zły nastrój. Pragniesz, by inni widzieli nie same tylko dziury, ale też i ser.
Najprawdopodobniej umiesz docenić własne szczęście i przykładasz dużą wagę do kwestii pokory i wdzięczności.
_Wskaźnik szewskiej pasji od 4 do 5_: Nie lubisz, gdy ktoś tak skupia się na cieniach, że zapomina, iż istnieją tylko dzięki światłu. Osoby koncentrujące się tylko na negatywach nie dostrzegają wielu ważnych spraw i często są dla ciebie sporym wyzwaniem.
_Wskaźnik szewskiej pasji od 2 do 3_: Uważasz, że są na świecie gorsze rzeczy niż negatywne myślenie. Być może nie tak łatwo cię nim zarazić. A może stwierdzasz, że pesymiści często mają po prostu rację.
_Wskaźnik szewskiej pasji 1_: Przyjmujesz czarnowidztwo bardzo spokojnie. Być może sam należysz do ludzi, którzy wolą oczekiwać mniej, a dostać (nieco) więcej, niż odwrotnie.
Więcej informacji na temat czarnowidzów – od s. 62.
2. Narcyz
_Wskaźnik szewskiej pasji od 6 do 7_: Nie znosisz, gdy ktoś stawia się ponad innymi, gdy tobą manipuluje i wykorzystuje cię do własnych celów. Pragniesz kontaktu na uczciwych, partnerskich zasadach i nie życzysz sobie być narzędziem czyichś podejrzanych interesów. Prawdopodobnie jesteś człowiekiem, który wielką wagę przywiązuje do kwestii uczciwości i wyróżnia się koleżeńskim zachowaniem.
_Wskaźnik szewskiej pasji od 4 do 5_: Nie lubisz, gdy ktoś kręci, robi cię w konia lub próbuje zepchnąć w cień. Dla ciebie relacje międzyludzkie opierają się na braniu i dawaniu. Ten, kto chce tylko brać i wykorzystuje do tego nieetyczne metody, budzi twoją podejrzliwość.
_Wskaźnik szewskiej pasji od 2 do 3_: Najwyraźniej narcystyczne zachowania irytują cię w mniejszym stopniu niż innych. Czy to dlatego, że nie wpadasz w pułapki zastawiane przez narcyzów? A może trudne doświadczenia cię zahartowały i nie ulegasz wpływowi takich ludzi?
_Wskaźnik szewskiej pasji 1_: Zapewne jesteś prawdziwym mędrcem – jak inaczej mógłbyś tak spokojnie przyjmować jedną z największych ludzkich słabości?
Więcej informacji na temat narcyzów – od s. 102.
3. Perfekcjonista
_Wskaźnik szewskiej pasji od 6 do 7_: Do furii doprowadza cię ktoś, kto traci czas na błahe detale, kurczowo trzyma się przepisów jak rasowy biurokrata i w ogóle dzieli włos na czworo. Pragniesz załatwiać sprawy jak najprościej i nie chcesz dodatkowo utrudniać sobie życia. Prawdopodobnie jesteś człowiekiem wydajnym, skutecznym i skoncentrowanym na wynikach, który zmierza do celu najkrótszą możliwą drogą i chętnie przejmuje odpowiedzialność.
_Wskaźnik szewskiej pasji od 4 do 5_: Nie podoba ci się, że ktoś potrafi dostrzec tylko liczne drzewa, a nie widzi całego lasu. Od ludzi w swoim otoczeniu oczekujesz, że zdołają wyznaczyć sobie priorytety i nie będą marnować zbyt wiele czasu na kwestie poboczne.
_Wskaźnik szewskiej pasji od 2 do 3_: Z twojego punktu widzenia są gorsze rzeczy niż perfekcjonizm. Być może jesteś zdania, że w czasach zdominowanych przez pośpiech i fuszerkę warto jednak zwracać uwagę na niuanse?
_Wskaźnik szewskiej pasji 1_: Zapewne przywiązujesz dużą wagę do dokładności. Dlatego świetnie dogadujesz się z perfekcjonistami.
Więcej informacji na temat perfekcjonistów – od s. 141.
4. Pan i władca
_Wskaźnik szewskiej pasji od 6 do 7_: Odczuwasz silny wewnętrzny sprzeciw, gdy ktoś próbuje tobą dyrygować i cię popędzać. Nie chcesz być do niczego zmuszany, tylko przekonywany i angażowany do wspólnych działań. Twój własny rytm jest dla ciebie świętością. Prawdopodobnie bardzo sobie cenisz własną autonomię i dokładnie wiesz, czego oczekujesz od pracy i życia.
_Wskaźnik szewskiej pasji od 4 do 5_: Odgrywając w swoim życiu rolę pasażera, czujesz się nieswojo. Wolisz sam ustalać tempo i kierunek jazdy – choć od czasu do czasu jesteś skłonny pójść na kompromis.
_Wskaźnik szewskiej pasji od 2 do 3_: Z władczymi typami radzisz sobie lepiej od innych. Być może doceniasz, że ktoś stawia sprawy jasno, zamiast owijać w bawełnę.
_Wskaźnik szewskiej pasji 1_: Typ pana i władcy znosisz lepiej niż większość ludzi. Może miałeś z nim dobre doświadczenia w przeszłości? Albo sam rozpoznajesz u siebie takie cechy?
Więcej informacji na temat tego typu – od s. 180.
5. Pozer
_Wskaźnik szewskiej pasji od 6 do 7_: Nie cierpisz, gdy ktoś zachowuje się teatralnie i robi z siebie ważniaka. Kiedy za bardzo się nadyma, masz ochotę natychmiast przebić ten balon. Życzyłbyś sobie, by każdy traktowany był z równą uwagą i by nikt jej nikomu nie odbierał. Prawdopodobnie jesteś człowiekiem skupionym przede wszystkim na konkretach albo wyróżnia cię wyjątkowo silny rys koleżeństwa i umiejętność pracy zespołowej.
_Wskaźnik szewskiej pasji od 4 do 5_: Przedstawienia wolisz oglądać na scenie niż w codziennym życiu. Od ludzi w swoim otoczeniu oczekujesz, że nie będą uznawać się za ważniejszych, niż naprawdę są – i pozostawią przestrzeń dla innych ludzi czy spraw.
_Wskaźnik szewskiej pasji od 2 do 3_: Pozerzy denerwują cię mniej niż inne typy. Być może znalazłeś sposób na ukrócenie ich popisów – choćby przez niezwracanie na nich uwagi.
_Wskaźnik szewskiej pasji 1_: Czyż świat nie byłby nudny bez ludzi, którzy od czasu do czasu urządzają efektowne show? Twoim zdaniem są dużo gorsze rzeczy.
Więcej informacji o pozerach – od s. 295.
6. Król focha
_Wskaźnik szewskiej pasji od 6 do 7_: Krew cię zalewa, gdy ktoś nie wyraża _jasno_ swojej opinii, tylko złośliwie wbija szpilki. Nie znosisz jadowitych aluzji i wściekasz się, gdy ktoś mówi „tak”, myśląc „nie” i tak też postępując. Prawdopodobnie przykładasz wielką wagę do otwartości wypowiedzi i tego, by były one wiążące. Z innymi ludźmi wolisz komunikować się bezpośrednio, a nie obmawiać ich za plecami.
_Wskaźnik szewskiej pasji od 4 do 5_: Po co kluczyć opłotkami, kiedy można iść prostą drogą? Złościsz się, gdy ludzie najpierw nie wyrażają jasno swoich oczekiwań, a potem skrycie naciskają na ich realizację. W kontaktach z innymi ludźmi wolisz wiedzieć, na czym stoisz.
_Wskaźnik szewskiej pasji od 2 do 3_: Z twojego punktu widzenia bywają dużo gorsze wady niż to, że ktoś nie wyraża otwarcie swoich uczuć i opinii. Naprawdę nie każdy musi się zachowywać obcesowo i rąbać prosto z mostu.
_Wskaźnik szewskiej pasji 1_: Być może dostrzegasz (i doceniasz) dobrą stronę takich zachowań: umiejętności dyplomatyczne.
Więcej informacji o królach focha – od s. 258.
7. Zagubiony we mgle
_Wskaźnik szewskiej pasji od 6 do 7_: Dostajesz szału, gdy ktoś próbuje cię traktować jak podręczny GPS, który umożliwi mu podróż przez własne życie. Od dorosłych ludzi oczekujesz, że będą się zachowywać jak dorośli, a więc samodzielnie myśleć i podejmować decyzje. Prawdopodobnie należysz do ludzi, którzy bardzo poważnie traktują własną odpowiedzialność albo niechętnie odrywają się od swych priorytetów.
_Wskaźnik szewskiej pasji od 4 do 5_: Nie podoba ci się, gdy ktoś usiłuje zepchnąć na ciebie odpowiedzialność za własne życie. Każdy ponosi ją sam za siebie. Warto to wreszcie zrozumieć i przestać się naprzykrzać wszystkim wokół.
_Wskaźnik szewskiej pasji od 2 do 3_: Z typem zagubionego we mgle radzisz sobie całkiem nieźle. Może jesteś człowiekiem bardzo koleżeńskim, który chętnie pomaga innym. I czyż to, że ktoś nie waha się zasięgnąć rady, nie jest też przejawem siły?
_Wskaźnik szewskiej pasji 1_: Z twojego punktu widzenia to może nawet dobrze, że ktoś radzi się innych i nie jest skory do chadzania samopas.
Więcej informacji na temat zagubionych we mgle – od s. 219.Dlaczego trudnych ludzi jest coraz więcej?
Czy zatem można powiedzieć, że – skoro czujemy, iż z każdej strony otaczają nas typy W – to cały problem leży w nas samych? Nie, taki wniosek byłby zdecydowanie na wyrost. Żyjemy bowiem w epoce, która aż nadto sprzyja rozwojowi trudnych zachowań.
Nigdy jeszcze w dziejach ludzkości nie był możliwy mobbing na taką skalę: zamaskowani snajperzy czają się w internecie na każdym kroku i to w nim rozgrywają swoje brudne wojenki. Największy tchórz może ukryć się za pseudonimem i obrzucić drugą osobę błotem, na dodatek na oczach całego świata.
Jeszcze nigdy w historii pozerzy i szpanerzy nie mieli takiego pola do popisu, a jednocześnie nigdy nie trzeba było aż tak ostro walczyć o uwagę innych. Otaczają nas tłumy wpatrzonych w ekrany smartfonów zombie, maniaków samodoskonalenia, pracoholików albo tych, których bez reszty pochłania organizacja dodatkowych zajęć w wolnym czasie. Tu zagonieni wieloetatowcy, tam nałogowcy serwisów randkowych. Żeby się do nich wszystkich przebić, trzeba urządzić prawdziwy show: głośny, efektowny i przepełniony samozachwytem.
Nigdy jeszcze przyszłość nie wydawała się tak niepewna jak dziś. Czarnowidze mogą się więc czuć jak ryby w wodzie: które małżeństwo jest jeszcze bezpieczne, skoro do skoku w bok wystarczy parę kliknięć?
Któż może być pewien zatrudnienia, jeśli całe zakłady pracy można w ciągu jednej nocy przenieść na inny kontynent? I co komu po emeryturze, której wysokość coraz bardziej zbliża się do zasiłku, gdy tymczasem czynsze szybują w górę?
Na dodatek nigdy jeszcze konkurencja w życiu zawodowym nie była tak ostra jak obecnie. Na zglobalizowanych rynkach firmy toczą boje jak niegdyś wrogie armie, walczą o fuzje, a na własnym poletku z kolegów robią konkurentów. Wyznaczają kompletnie nierealne cele swoim pracownikom, tną koszty na każdym kroku, zatrudnionych na stałe zmuszają do konkurowania z potęgą outsourcingu, straszą falami zwolnień, dzieląc przy tym ludzi na kategorie: od A (pierwszy sort) do C (do odstrzału)⁴. 52 procent mężczyzn i 43 procent kobiet uważa, że nic w życiu nie stresuje ich tak bardzo jak praca⁵.
Wszyscy rozumują w taki sposób: jeśli skasują stanowisko mojego kolegi, to może moje się uchowa.
A dopóki biegnę razem ze sforą, która prześladuje kogo innego, dopóty ta sama sfora nie goni mnie. Dawniej słowo „ofiara” oznaczało kogoś, komu współczuło się z całego serca. Dziś to najgorsze wyzwisko na podwórku. Kto nie potrafi się obronić, sam jest sobie winien.
Ów społeczny darwinizm wyzwala w ludziach nie najlepsze, ale najgorsze cechy: skłonność do dręczenia innych, intrygowania i nieustannego podstawiania nogi innym i kopania pod nimi dołków.
I wreszcie, jeszcze nigdy w dziejach ludzkości nie było tak wielkiej społecznej presji na to, by w każdej chwili być „w kontakcie”. Smartfon nawet sypialnię zmienił w przestrzeń publiczną.
Możliwość korzystania z mediów cyfrowych w dowolnej chwili zmieniła się w przymus. Jesteśmy online przez całą dobę i musimy reagować _natychmiast_.
Takie tempo komunikacji ma swoje konsekwencje. Dawniej, jeśli ktoś pisał przy biurku naładowany emocjami list, mógł go jeszcze zawsze podrzeć. Dziś, gdy wystarczy kliknąć „Wyślij”, nikt się nawet nie zastanawia, tylko natychmiast udostępnia swoje wywody. A gdy coś raz trafi do przestrzeni publicznej, może w niej wywoływać kolejne reakcje: nienawistne komentarze, wbijane szpileczki, nieprzemyślane tweety.
Nieustannie znajdujemy się pod presją. Zamieniamy tylko stres związany z pracą na ten, który związany jest z czasem wolnym i na odwrót. Nawet nad prywatnymi spotkaniami sprawujemy nadzór za pomocą aplikacji. Nasze życie osobiste ma przypominać plac ciągłej budowy, z wielkim „potencjałem optymalizacyjnym”, gdzie praca nigdy się nie kończy.
Dlaczego więc coraz częściej spotykamy typy W? Ponieważ z jednej strony:
- internet przyzwyczaił nas do większej brutalności – nic już nie stoi na przeszkodzie, by obrazić kogoś publicznie;
- żyjemy w tak hałaśliwej epoce, że trzeba krzyczeć, by w ogóle zostać usłyszanym;
- poczucie niepewności podsyca głębokie lęki: ludzie poszukują kozłów ofiarnych, by nie musieć konfrontować się z własną bezradnością;
- zaostrzyła się konkurencja w pracy: nie ciągniemy już razem liny w jedną stronę, tylko staramy się udusić nią rywala;
- wiele osób znajduje się pod nieustanną presją, również w życiu prywatnym, a w stresie bardziej skłaniamy się ku reakcjom najbardziej pierwotnym (por. następny rozdział).
Osobiście uważam, że jeszcze ciekawsza jest druga część wyjaśnienia, wiąże się ona bowiem bezpośrednio z zasadami rządzącymi naszym społeczeństwem, nastawionym przede wszystkim na sukces. Oficjalnie potępia się aspołeczne i niekoleżeńskie zachowania, w praktyce jednak można się za nie spodziewać sowitej nagrody:
- Złościmy się, gdy ktoś ciągle pcha się na pierwszy plan, ale… kto dziś prędzej przyciągnie uwagę innych: pokorny czy zadziorny?
- Nie lubimy, gdy ktoś realizuje swoje ambicje kosztem innych, ale… kto prędzej może spodziewać się awansu: mistrz gry zespołowej czy człowiek idący po trupach do celu?
- Nie podoba nam się, gdy ktoś kłamie dla własnych celów, ale… kto zaskarbi sobie więcej sympatii: człowiek szczery czy raczej mówiący to, co wszyscy chcą usłyszeć?
- Nie lubimy zatruwających atmosferę pesymistów, ale… kto zdobędzie więcej lajków na Facebooku: realista czy czarnowidz wieszczący upadek cywilizacji?
- I wreszcie: złościmy się, gdy ktoś kurczowo trzyma się instrukcji i wytycznych, ale… czyja głowa poleci w razie wątpliwości: pracownika, który myśli samodzielnie, czy skrupulatnego wykonawcy zaleceń kierownictwa?
W swojej książce _Die narzisstische Gesellschaft_ (Społeczeństwo narcystyczne) psychoanalityk Hans-Joachim Maaz bardzo mądrze wskazuje na to, że obecnie zupełnie normalne stało się pompowanie własnego ego, usilne wypieranie poczucia niepewności i urządzanie nagonki na każdego, kto jest choć odrobinę uczciwszy, odważniejszy lub myśli bardziej samodzielnie od nas. Zdaniem Maaza system kapitalistyczny „opanowany jest przez narcystyczne procesy kompensacyjne”⁶. Mówiąc prościej: ludzie uciekają do świata zewnętrznego, strosząc piórka i atakując innych, tylko po to, by nie musieć zaglądać w głąb siebie i mierzyć się z duchowymi ranami wyniesionymi z dzieciństwa.
Sami stworzyliśmy w dzisiejszych czasach ogromne bagno i dokładamy wszelkich starań, aby przypadkiem nie wyschło. A potem dziwimy się, że pojawia się w nim coraz więcej żab. I denerwujemy się, że głośno rechoczą.Wcale nie jestem zestresowany, baranie jeden!
Wyobraź sobie, że późnym wieczorem wracasz do domu i przechodzisz przez skąpo oświetlony tunel. Ulica jest jak wymarła, wszędzie panuje kompletna cisza. I nagle – a przypominam, że jesteś właśnie w tunelu – w ciemności słyszysz za sobą jakiś szelest. Jak reagujesz?
Jestem pewien, że twój oddech przyspieszy, serce zacznie tłuc ci się w piersi, a krew z narządów wewnętrznych odpłynie do mięśni – jakby ktoś przestawił wajchę w twoim organizmie. Gwałtowny przypływ adrenaliny sprawi, że będziesz gotowy do walki lub ucieczki. Cała zdolność postrzegania skupi się na zagrożeniu, a wszystkie inne sprawy, na przykład to, że właśnie spędziłeś sympatyczny wieczór z przyjaciółmi, w mgnieniu oka pójdą w niepamięć.
Ten wzorzec reagowania wywodzi się z zamierzchłej przeszłości; gdy z zarośli wyłaniał się tygrys szablozębny, nie było czasu na wewnętrzne rozważania na temat najbardziej adekwatnej reakcji. Nasz przodek miał do wyboru: błyskawicznie uciec lub szybko powalić tygrysa. Albo samemu paść jego ofiarą.
W takiej reakcji na stres najgorsze jest to, że przebiega ona również bez uzasadnionego powodu, nawet wówczas, gdy szelest w tunelu spowodowała całkowicie niegroźna myszka. O ile jednak człowiek pierwotny obniżał poziom hormonów stresu przez aktywność fizyczną – walkę lub ucieczkę, o tyle człowiek współczesny w gruncie rzeczy cały czas siedzi na beczce prochu. Stres związany z pracą i codziennym funkcjonowaniem nie znajduje już żadnego naturalnego ujścia, co prowadzi do powszechnych dziś chorób cywilizacyjnych: nadciśnienia, wewnętrznego niepokoju i bezsenności⁷.
Chroniczny stres jest dla trudnych zachowań tym samym, czym benzyna dla ognia: ułatwia wybuch i podsyca pożar.
- Im bardziej jesteśmy zestresowani, tym szybciej eksplodujemy i atakujemy bądź czujemy się atakowani, nawet gdy „przeciwnik” jest równie niegroźny jak mysz w tunelu.
- Im bardziej jesteśmy zestresowani, tym bardziej skupiamy się na domniemanym zagrożeniu, nie biorąc w ogóle pod uwagę ani konsekwencji własnego zachowania, ani dobrych intencji drugiej strony.
- I wreszcie, im bardziej jesteśmy zestresowani, tym bardziej tracimy rozum: mówimy i robimy rzeczy, których żałujemy, gdy tylko mózg znowu zacznie pracować.
Stres sytuacyjny może wywołać prawdziwy pożar; gdy czujemy, że szefowa niesłusznie nas krytykuje, odbieramy to niczym atak tygrysa szablozębnego. Instynktownie zaczynamy bronić się i walczyć. Albo ustępujemy, a więc rzucamy się do ucieczki. Lub wreszcie zamieramy w bezruchu. Trudno nam natomiast zdobyć się na racjonalną reakcję.
Tymczasem właśnie to mogłoby uratować sytuację, gdybyśmy to my decydowali o naszych reakcjach, a nie one decydowały za nas.
Co skłania nas do tego, by działać w tak nieprzemyślany sposób? Wyobraźmy sobie ludzki mózg jako budowlę złożoną z trzech części⁸ – sam chętnie używam porównania do trzykondygnacyjnego domu:
- parter, a więc podstawa, którą tworzy _gadzi mózg_,
- na pierwszym piętrze znajduje się _mózg emocjonalny_, zwany też układem limbicznym,
- i wreszcie poddasze, na którym mieści się nasza _kora nowa._
Każde zbliżające się (domniemane) niebezpieczeństwo uruchamia mechanizm spustowy (ang. _trigger_) – na parterze momentalnie włącza się czujnik ruchu⁹. Gadzi mózg to najstarsza część mózgu, sterująca wszystkim, czego nasz organizm potrzebuje, żeby przeżyć: oddychaniem, biciem serca, odruchami. Zanim na wyższych piętrach choćby zapali się światło, gadzi mózg już zdążył zarejestrować szelest w tunelu i krzyczy do nas: „Walcz!” lub „Uciekaj!”, w zależności od tego, czy jesteśmy typem konfrontacyjnym czy uciekającym. Dopiero _potem_ wchodzimy piętro wyżej, na poziom mózgu emocjonalnego, i tam dystansujemy się od własnych odruchów. To właśnie tu, w układzie limbicznym, możemy świadomie rozwinąć i zarejestrować własne emocje: _Ten szelest mnie wystraszył, a nawet przeraził i sprawił, że ogarnęła mnie panika!_ Mózg emocjonalny gromadzi nasze odczucia i dzieli je na pozytywne i negatywne. Tu „przechowywane” są między innymi miłość i nienawiść, nadzieja i strach. I to również na tym poziomie możemy wczuwać się w emocje innych ludzi, rozwijać empatię względem nich.
A dopiero wchodząc jeszcze wyżej, docieramy na świeżo dobudowane (z ewolucyjnego punktu widzenia) poddasze, czyli do kory nowej. To tutaj możemy przepuścić nasze emocje przez filtr rozumu, przeanalizować je, ocenić i zapanować nad nimi: _Szelest za mną był niegroźny, to tylko mała myszka_ – _nie ma się czego bać._ I zamiast w panice rzucać się do biegu bądź zastygać w miejscu z przerażenia (tak jak dyktował to nam pierwszy odruch), spokojnie kontynuujemy naszą wieczorną przechadzkę, świadomie skupiając całą uwagę na czymś odprężającym, na przykład na rześkim nocnym powietrzu.
Dlaczego pomiędzy ludźmi tak często dochodzi do spięć? Ponieważ uporczywie tkwimy na poziomie parteru, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Wyobraź sobie na przykład, że kolega z pracy w obecności całego zespołu mówi do ciebie z protekcjonalnym uśmieszkiem: „Jak już będziesz miał tyle doświadczenia, co ja, to pogadamy”.
Idę o zakład, że twój puls przyspieszy, a poziom stresu wzrośnie podobnie jak wówczas, gdy w tunelu za tobą rozległ się tajemniczy szelest. Może jakaś wewnętrzna siła powstrzymuje cię od tego, żeby wejść jednak na pierwsze piętro. Być może przyjmujesz atak w milczeniu (ucieczka) lub ostro się odgryzasz (walka). A może masz skłonność do tego, by w ogóle się nie odzywać, cierpieć w milczeniu, a później złościć się, że spontanicznie nie wpadła ci do głowy jakaś błyskotliwa riposta? Powyższe trzy strategie zapewne sprawdzały się w dzieciństwie przy podobnych atakach, weszły więc na stałe do twojego podświadomego repertuaru zachowań (por. następny rozdział).
Tyle tylko, że dopóki nie ruszysz się poza poziom parteru, będziesz działać jak automat na zasadzie „bodziec – reakcja”: czujnik się włącza, ale nie ma mowy ani o samodzielnych decyzjach, ani o refleksji nad konsekwencjami. Im silniejszy wydaje nam się stres, im niebezpieczniejsza sytuacja, tym bardziej zastygamy na poziomie gadziego mózgu.
Gwarantuję jednak: jeśli przeczytasz tę książkę, będziesz zdolny do tego, by w krytycznych sytuacjach z typami W częściej ruszać się z parteru i wykorzystywać perspektywę, jaka roztacza się z dwóch wyższych poziomów mózgu. Całkiem możliwe, że po protekcjonalnej wypowiedzi kolegi spokojnie skierujesz się na pierwsze piętro:
_No, no, kłębią się we mnie teraz różne uczucia. Co właściwie czuję? Złoszczę się, że kolega się wywyższa? Martwię, że odbiera mi głos i kompromituje przed całym zespołem? A może boję się, że on rzeczywiście wie więcej niż ja?_
Dopiero gdy świadomie zarejestrujemy daną emocję, możemy ją przeanalizować i dalej nią pokierować – a więc wejść na poddasze, na poziom kory nowej i błyskawicznie rozważyć:
_Czy rzeczywiście chcę brać do siebie jego kąśliwe uwagi i złościć się z ich powodu? A może lepiej dla mnie będzie, gdy zdecyduję się na spokojną reakcję? On zachowuje się jak narcyz, ale traktuje mnie z góry nie dlatego, że czuje się tak pewnie, tylko wprost przeciwnie. Nie dam się wciągnąć w te werbalne zapasy w błocie, więcej mi da rzeczowa i opanowana odpowiedź: „Fakt, masz trzy lata doświadczenia w takich sprawach_ – _szanuję to. Ja robię to od dwóch i pół roku_ – _i oczekuję, że także to uszanujesz. Wracając zatem do kwestii zasadniczej, proponuję, by…”._
Możesz podjąć decyzję, by skoncentrować się na swoich potrzebach, zamiast krytykować innych¹⁰; to prawdziwy przełom myślowy, który nadzwyczajnie ułatwi ci przyszłe kontakty z typami W.CZĘŚĆ 2. SIEDEM TYPÓW OSOBOWOŚCI – INSTRUKCJA OBSŁUGI
Część 2
Siedem typów osobowości – instrukcja obsługi
Z drugiej części książki dowiecie się między innymi…
- jak wywabić czarnowidza z pułapki czarnych myśli;
- jak nakłonić narcyza do bardziej koleżeńskich zachowań;
- jak sprawić, by perfekcjonista przeszedł od wiecznych przygotowań do czynów;
- jak spokojnie i z pewnością siebie reagować na ataki szału pana i władcy;
- jak powstrzymać pozera od ciągłych popisów i nakłonić do bardziej rzeczowego tonu.Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1.
Jung C.G., Typy psychologiczne, Wydawnictwo KR, Warszawa 2013.
2.
Zoller K., Schwierige Mitmenschen, Rowohlt, Lipsk 2017.
3.
Berckhan B., Wie Sie anderen den Stachel ziehen, ohne sich zu stechen, Gräfe und Unzer, Monachium 2012.
4.
Wehrle M., Noch so ein Arbeitstag, und ich dreh durch, Mosaik, Berlin 2018.
5.
Bauer J., Selbststeuerung, Blessing, Monachium 2015.
6.
Maaz H.J., Die narzisstische Gesellschaft, dtv, Monachium 2017.
7.
Hofmann E., Weniger Stress erleben, Luchterhand, Monachium 2001.
8.
Upledger J.F., Die Entwicklung des menschlichen Gehirns und ZNS, Haug Verlag, Stuttgart 2003.
9.
Summhammer E., Nörgler, Besserwisser, Querulanten, Goldegg, Berlin 2016.
10.
Stappen A., van, Mit schwierigen Zeitgenossen umgehen, Trinity, Monachium 2015.
11.
Stahl S., Odkryj swoje wewnętrzne dziecko, Wydawnictwo Otwarte, Kraków 2019.
12.
Arystoteles, Retoryka. Retoryka dla Aleksandra. Poetyka, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2008.
13.
Schmitt T.M., Status-Spiele, Fischer, Berlin 2010.
14.
Hohensee T., Reset, Gütersloher Verlagshaus, Monachium 2018.
15.
Frenkel-Brunswik E., Intolerance of Ambiguity as an Emotional and Perceptual Personality Variable, „Journal of Personality“ 1949, nr 18.
16.
Lelord F., André C., L’Estime de soi: S’aimer pour mieux vivre avec les autres, Paryż, Odile Jacob, 2008.
17.
Sutton R.I., The NoAsshole Rule: Building a Civilized Workplace and Surviving One That Isn’t, Business Plus, Nowy Jork 2007.
18.
Seligman M.E.P., Learned Helplessness: A Theory for the Age of Personal Control, Oxford University Press, Oxford 1995.
19.
Lienhart A., Volk T., Souveräner Umgang mit schwierigen Zeitgenossen, Haufe, Fryburg Bryzgowijski 2017.
20.
Cerwinka G., Schranz G., Nervensägen, Linde, Wiedeń 2013.
21.
Jung C.G., Typy psychologiczne, Wydawnictwo KR, Warszawa 2013.
22.
Riemann F., Oblicza lęku. Skąd się bierze i jak sobie z nim radzić, Czarna Owca, Warszawa 2020.
23.
Erikson T., Otoczeni przez idiotów, Wielka Litera, Kraków 2017.
24.
Benson N. i in., The Psychology Book: Big Ideas, Dorling Kindersley, Londyn 2012.
25.
Allport G., Personality: A Psychological Interpretation, Henry Holt and Company, Nowy Jork 1937.
26.
Kryteria diagnostyczne zaburzeń psychicznych DSM-5, wyd. Edra Urban & Partner, Wrocław 2020.
27.
psychatrie.de, Persönlichkeitsstörungen, 9.04.2018.