Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Masoni - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
24 listopada 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Masoni - ebook

Odkryj fascynującą i prawdziwą historię jednego z najbardziej wpływowych i niezrozumiałych tajnych bractw we współczesnym społeczeństwie.

Założone w Londynie w 1717 roku jako bractwo, którego celem było wspieranie się członków w samodoskonaleniu, masoneria ​​w ciągu dwóch dekad rozpowszechniła się na cały świat.

Wpływy masonów sięgały wszędzie.

Pod rządami Jerzego Waszyngtona naród amerykański otrzymał masońskie credo. Ideały wolnomularzy gwarantowały spójność imperium brytyjskiego, a za Napoleona stały się narzędziem autorytaryzmu, by następnie stać się przykrywką dla rewolucjonistów. Zarówno Kościół Mormonów, jak i mafia sycylijska zawdzięczają swoje początki masonerii.

W oczach Kościoła katolickiego masoneria zawsze była kolebką czcicieli diabła. Dla Hitlera, Mussoliniego i Franco loże masońskie szerzyły choroby pacyfizmu, socjalizmu i wpływów żydowskich, więc musiały zostać zmiażdżone.

Historia masonerii łączy w sobie Winstona Churchilla i Walta Disneya; Wolfganga Mozarta i Shaquille’a O'Neala; Benjamina Franklina i Buzza Aldrina; Rudyarda Kiplinga i Buffalo Billa

Masoni Johna Dickiego to fascynujące studium na temat najsłynniejszego i najbardziej niezrozumianego tajnego bractwa na świecie. Ruchu, który nie tylko pomógł ukształtować nowoczesne społeczeństwo, ale który wciąż cieszy się sporymi wpływami.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8143-730-1
Rozmiar pliku: 20 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

LIZBONA. TAJEM­NICE JOHNA COUSTOSA

Kiedy 14 marca 1743 roku John Coustos, czter­dzie­sto­letni jubi­ler z Lon­dynu, wycho­dził z jed­nej z lizboń­skich kawiarni, został pochwy­cony, zakuty w kaj­danki i wepchnięty do karety, a wkrótce po tym zna­lazł się w jed­nym z naj­bar­dziej prze­ra­ża­ją­cych budyn­ków w całej Euro­pie, usy­tu­owa­nym na pół­noc­nym krańcu placu Ros­sio. Była to sie­dziba try­bu­nału inkwi­zy­cji.

Cousto­sowi, tak jak set­kom cza­row­nic, here­ty­ków i Żydów, któ­rych już wcze­śniej przy­pro­wa­dzano do tego miej­sca, ogo­lono głowę i ode­brano ubra­nia, zosta­wia­jąc go jedy­nie w płó­cien­nej bie­liź­nie. Wtrą­cono go do lochu i pod­dano ostrej dys­cy­pli­nie, a nakaz izo­la­cji i ciszy był surowo egze­kwo­wany: jego współ­więź­nia cier­pią­cego na upo­rczywy kaszel pobito do nie­przy­tom­no­ści. Kon­takty z przy­ja­ciółmi czy rodziną były zaka­zane, podob­nie jak posia­da­nie jakich­kol­wiek rze­czy oso­bi­stych i ksią­żek – nawet Biblii. Nie­do­zwo­lone było wszystko, co zagłu­sza­łoby głos bożego sumie­nia albo pozwo­li­łoby więź­niowi zapo­mnieć o nazbyt wyraź­nych wizjach potwor­no­ści cze­ka­ją­cych na niego pod­czas _auto da fé_ inkwi­zy­cji. To ogromne wido­wi­sko reli­gij­nej spra­wie­dli­wo­ści było pro­ce­sją, któ­rej punkt kul­mi­na­cyjny sta­no­wiły modli­twy, zakli­na­nia oraz publiczna egze­ku­cja za pomocą jed­nej z dwóch metod: dla tych, któ­rzy w ostat­nim momen­cie zaak­cep­to­wali wiarę kato­licką, prze­wi­dziane było miło­sierne udu­sze­nie, a dla opor­nych – nie­opi­sane katu­sze pło­mieni.

Jak opo­wiada Coustos, inkwi­zy­cja począt­kowo prze­py­ty­wała tak, jakby chciała mu udzie­lić ducho­wego wspar­cia, lecz on zda­wał sobie sprawę, że jego odpo­wie­dzi nie mają zna­cze­nia. W końcu został wypro­wa­dzony z celi i sta­nął przed obli­czem prze­wod­ni­czą­cego try­bu­nału inkwi­zy­cji, który prze­czy­tał zarzuty wobec niego tak, jak gdyby mówił do ściany:

Przy­na­le­żąc do sekty maso­nów, naru­szył on nakazy papieża, a sekta ta jest odra­ża­ją­cym sie­dli­skiem świę­to­kradz­twa, sodo­mii i wielu innych ohyd­nych zbrodni, które obja­wiają się, nazbyt wyraź­nie, w zacho­wy­wa­niu żela­znej taj­no­ści i wyklu­cza­niu kobiet. Rze­czony Coustos odmó­wił przed­sta­wie­nia inkwi­zy­to­rom praw­dzi­wych zwy­cza­jów i obrzę­dów masoń­skich zebrań, a wręcz upie­rał się przy tym, że maso­ne­ria jest sama w sobie dobra, i to wła­śnie naj­bar­dziej obra­ziło całe kró­le­stwo. Dla­tego też inkwi­zy­tor żąda, aby rze­czony wię­zień został ska­zany z zacho­wa­niem naj­su­row­szego rygoru oraz aby w tym celu sąd wyko­rzy­stał całą swoją wła­dzę i uciekł się nawet do tor­tur.

Coustos został prze­nie­siony do usy­tu­owa­nego w wieży kwa­dra­to­wego pomiesz­cze­nia bez okien, któ­rego drzwi zaopa­trzono w dodat­kowe obi­cie mające wyci­szać krzyki pocho­dzące z wewnątrz. Jedy­nym źró­dłem świa­tła były dwie świece sto­jące na biurku, przy któ­rym sekre­tarz try­bu­nału ocze­ki­wał na spi­sa­nie zeznań więź­nia. W cie­niu znaj­do­wali się dok­tor i chi­rurg.

Coustosa chwy­ciło czte­rech rosłych męż­czyzn i zaci­snąw­szy żela­zną obręcz wokół jego szyi, przy­twier­dziło go do łoża spra­wie­dli­wo­ści. Na kostki zało­żono mu pier­ście­nie, do któ­rych przy­mo­co­wano liny, i roz­cią­gnięto mu nogi do gra­nic moż­li­wo­ści. Następ­nie prze­wią­zano go ośmioma pętlami liny – dwiema na każdą rękę i nogę – i prze­ło­żono mu je przez dło­nie. Coustos czuł, jak sznury się naprę­żają, zaci­skają i w końcu zaczy­nają wrzy­nać mu się w ciało. Na pod­łogę zaczęła spły­wać krew. Powie­dziano mu, że jeżeli umrze pod­czas tor­tur, winny będzie tylko jego upór. Pośród jego krzy­ków dało się sły­szeć pyta­nia inkwi­zy­tora, które zada­wano mu już wiele razy: „Czym jest wol­no­mu­lar­stwo? Jaka jest jego struk­tura? Na czym pole­gają zebra­nia loży?”. Wkrótce Coustos stra­cił przy­tom­ność i prze­nie­siono go z powro­tem do lochów.

Sześć tygo­dni póź­niej inkwi­zy­tor pod­jął kolejną próbę uzy­ska­nia zeznań, tym razem wyko­rzy­stu­jąc inną metodę, czyli budzące postrach waha­dło (_strap­pado_). Coustos znaj­do­wał się wów­czas w pozy­cji pio­no­wej, a ręce stop­niowo wygi­nano mu do tyłu, aż wierzch­nie strony jego dłoni łączyły się; następ­nie powoli wycią­gano mu ręce do góry, aż ramiona wysko­czyły mu ze sta­wów, a z ust popły­nęła krew. Kiedy bła­gał nie­biosa o pomoc, inkwi­zy­tor upar­cie zada­wał pyta­nia: „Czy wol­no­mu­lar­stwo jest reli­gią? Dla­czego nie przyj­mu­je­cie w swoje sze­regi kobiet? Czy to dla­tego, że dopusz­cza­cie się sodo­mii?”.

Po tym, jak leka­rze nasta­wili mu kości i minęły dwa mie­siące jego rekon­wa­le­scen­cji, tor­tury zostały wzno­wione. Tym razem wokół torsu prze­wią­zano go łań­cu­chem, który przy­mo­co­wano także do jego nad­garst­ków. Maszyna zacią­gała łań­cuch coraz moc­niej, co ści­skało mu wnętrz­no­ści i wybi­jało nad­garstki i ramiona. „Dla­czego wol­no­mu­lar­stwo jest owiane taką tajem­nicą? Co macie do ukry­cia?”

Coustos twier­dził, że w lochach pałacu Estaus spę­dził łącz­nie szes­na­ście mie­sięcy, pod­czas któ­rych pod­da­wano go tor­tu­rom dzie­wię­cio­krot­nie, zanim w końcu 21 czerwca 1744 roku prze­pro­wa­dzono go przez ulice w ramach _auto da fé_. A jed­nak poszczę­ściło mu się. Ośmiu z jego współ­więź­niów spa­lono żyw­cem w punk­cie kul­mi­na­cyj­nym całego pochodu, a on sam został ska­zany na cztery lata pracy na gale­rach. Ta rela­tywna wol­ność, jaką prze­wi­dy­wał jego wyrok, pozwo­liła mu skon­tak­to­wać się z przy­ja­ciółmi, któ­rzy prze­ko­nali bry­tyj­ski rząd do zdo­by­cia uła­ska­wie­nia dla Coustosa.

Coustos zaczął spi­sy­wać swoją histo­rię, kiedy dotarł do Lon­dynu 15 grud­nia 1744 roku, jed­nakże już w roku 1745 wybu­chło powsta­nie jako­bic­kie. „Śliczny Książę Karo­lek”, czyli Karol Edward Stu­art, zebrał woj­ska w Szko­cji w regio­nie High­lands z zamia­rem prze­for­so­wa­nia swo­jego kato­lic­kiego prawa do tronu, na któ­rym kie­dyś zasia­dał jego dzia­dek. Armia jako­bi­tów zawę­dro­wała aż do mia­sta Derby, znaj­du­ją­cego się w sercu Anglii, co wywo­łało panikę w samej sto­licy. Co prawda powsta­nie wkrótce zostało stłu­mione, ale i tak roz­nie­ciło powszechne zain­te­re­so­wa­nie książ­kami doku­men­tu­ją­cymi bar­ba­rzyń­stwa, któ­rych dopusz­czał się Kościół kato­licki. Tom _The Suf­fe­rings of John Coustos for Free-Masonry_, uzu­peł­niony rysun­kami wszyst­kich tor­tur, jakim pod­dano jego autora, został więc wydany w ide­al­nym momen­cie. Coustos zyskał sławę, a jego książka docze­kała się wielu tłu­ma­czeń i dru­ko­wano ją jesz­cze w XIX wieku. Stał się on zatem męczen­ni­kiem dla sprawy maso­ne­rii i jej „żela­znej taj­no­ści”.

Pro­blem pole­gał jedy­nie na tym, że nie wszystko, co napi­sał Coustos, było zgodne z prawdą.

Ponad dwa wieki póź­niej z lizboń­skich archi­wów wycie­kły zapi­ski inkwi­zy­cji pocho­dzące z jego prze­słu­chań, trak­tu­jące o tym, że Coustos w rze­czy­wi­sto­ści wyja­wił tajem­nice maso­ne­rii, które przy­się­gał chro­nić, choćby miało go to kosz­to­wać życie. Sto­jąc przed per­spek­tywą tor­tur i _auto da fé_, Coustos roz­sąd­nie wszystko wyznał, kiedy tylko inkwi­zy­cja zaczęła zada­wać mu pyta­nia.

Nie ozna­cza to, że wyzna­nia te pomo­gły mu unik­nąć katu­szy – por­tu­gal­ska inkwi­zy­cja rzadko potrze­bo­wała wymó­wek, aby wypró­bo­wać swoje narzę­dzia tor­tur. Coustos zna­lazł się na łożu spra­wie­dli­wo­ści dwu­krot­nie, ale za każ­dym razem pole­żał tam nie dłu­żej niż kwa­drans – tak tylko, żeby nikt nie miał żad­nych wąt­pli­wo­ści. Jed­nak ni­gdy nie zaznał _strap­pado_ czy nie­na­zwa­nych tor­tur z uży­ciem łań­cu­cha.

Coustos zataił przed czy­tel­ni­kami coś jesz­cze: gdyby lizboń­ska inkwi­zy­cja dobrze poszu­kała, i tak zna­la­złaby opu­bli­ko­wane źró­dła, które odpo­wie­dzia­łyby na jej pyta­nia. Przy­kła­dem jest choćby pam­flet Sama Pri­charda z 1730 roku zaty­tu­ło­wany _Masonry Dis­sec­ted_ . Publi­ka­cje doty­czące maso­ne­rii są nie­malże tak samo wie­kowe jak ona sama, więc jej tajem­nice tak naprawdę ni­gdy nie były aż tak tajem­ni­cze.

Coustos naj­wy­raź­niej stwier­dził, że pokusa zro­bie­nia z sie­bie boha­tera jest zbyt duża, i kiedy tylko zna­lazł się z powro­tem na wol­no­ści, sfa­bry­ko­wał swoją histo­rię w celu uwiecz­nie­nia fra­pu­ją­cego mitu, zgod­nie z któ­rym masoni są powier­ni­kami jakichś donio­słych i nie­bez­piecz­nych prawd, dostęp do nich ma jedy­nie kilku wybrań­ców, a osoby te poprzy­się­gły strzec tych sekre­tów za wszelką cenę.

„Żela­zna taj­ność” maso­nów jest wymi­ja­jąca i bar­dzo wpły­wowa – napę­dza fascy­na­cje i hipo­tezy, które zawsze ota­czały maso­nów, oraz pobu­dza lojal­ność i przy­ciąga kło­poty. Utrzy­my­wa­nie tajem­nic to gra i zarówno Coustos, jak i inkwi­zy­to­rzy dali się jej ponieść. A jed­nak, tak jak według mnie zro­zu­miał to John Coustos, waż­niej­sze od samych tajem­nic są histo­rie two­rzone wokół tych tajem­nic. Taj­ność to klucz do histo­rii maso­ne­rii, ponie­waż z jej pomocą może otwo­rzyć się przed nami bogaty zbiór opo­wie­ści o tym, jak budo­wano świat, w któ­rym żyjemy.

Wyzna­nia Coustosa doty­czyły oso­bli­wych rytu­ałów sta­no­wią­cych sedno maso­ne­rii oraz powią­za­nej z nimi filo­zo­fii. Aby zro­zu­mieć wol­no­mu­la­rzy, należy zro­zu­mieć ich rytu­ały i filo­zo­fię, które ofi­cjal­nie są tajem­nicą. Wyko­rzy­stu­jąc infor­ma­cje pocho­dzące z zeznań Coustosa, w dru­gim roz­dziale niniej­szej książki zwięźle przed­sta­wię czy­tel­ni­kom wszyst­kie naj­waż­niej­sze sekrety tych rytu­ałów. Jed­nak dzieje maso­ne­rii są dużo bar­dziej zło­żone. Jak udo­wad­nia histo­ria Coustosa, zanim poznamy te naj­waż­niej­sze tajem­nice, warto się dowie­dzieć, czego można ocze­ki­wać od histo­rii maso­ne­rii i tajem­ni­czo­ści, która odgrywa w niej tak klu­czową rolę.

Kiedy John Coustos zetknął się z por­tu­gal­ską inkwi­zy­cją, histo­ria tego bra­ter­stwa, którą masoni nazy­wają cza­sem sztuką kró­lew­ską, była już w peł­nym roz­kwi­cie. Wów­czas wol­no­mu­lar­ska mito­lo­gia wią­zała swoje początki z budow­ni­czymi świą­tyni króla Salo­mona, ale obec­nie, dzięki ogrom­nym nakła­dom detek­ty­wi­stycz­nej pracy aka­de­mic­kiej, źró­deł udo­ku­men­to­wa­nej histo­rii maso­ne­rii upa­truje się nie­malże sto pięć­dzie­siąt lat przed Cousto­sem. Temat ten zosta­nie opi­sany w roz­dziale trze­cim.

Ponadto, kiedy Coustos został aresz­to­wany, wol­no­mu­lar­stwo było jesz­cze w wielu istot­nych aspek­tach nowo­ścią. W 1717 roku w Lon­dy­nie spo­śród opa­rów intryg wyło­nił się nowy kształt tej orga­ni­za­cji – oraz jej nowy kodeks – lecz już wkrótce maso­ne­ria zyskała ogromną popu­lar­ność i zaczęła roz­prze­strze­niać się po świe­cie z zadzi­wia­jącą pręd­ko­ścią. To jeden z naj­bar­dziej roz­chwy­ty­wa­nych kul­tu­ro­wych towa­rów eks­por­to­wych Wiel­kiej Bry­ta­nii, pod tym wzglę­dem porów­ny­walny ze spor­tami takimi jak tenis, piłka nożna czy golf. Sam John Coustos pomógł zaszcze­pić ją we Fran­cji oraz w Por­tu­ga­lii. W roz­dziale czwar­tym powrócę do cza­sów współ­cze­snych Cousto­sowi, aby opi­sać lon­dyń­skie korze­nie tego, co przez resztę książki będzie już histo­rią glo­balną.

Tak naprawdę istota maso­ne­rii nie zmie­niła się od cza­sów Coustosa – na­dal jest to brac­two skła­da­jące się wyłącz­nie z męż­czyzn zobo­wią­za­nych przy­sięgą do prze­strze­ga­nia metody samo­do­sko­na­le­nia się, któ­rej sedno sta­no­wią rytu­ały odpra­wiane w izo­la­cji od świata zewnętrz­nego. Za sym­bo­lami poja­wia­ją­cymi się w rytu­ałach kryją się war­to­ści moralne, a naj­waż­niej­szy z tych sym­boli zwią­zany jest z rze­mio­słem kamie­niar­stwa. Stąd też pocho­dzi nazwa brac­twa¹, a także utoż­sa­miane z tym brac­twem sym­bole węgiel­nicy i cyr­kla oraz far­tuch i ręka­wiczki.

Jed­nak jeśli to byłby począ­tek i koniec maso­ne­rii, jej histo­ria byłaby nudna. Cha­rak­teru nadają jej bowiem tajem­nice – jedną z funk­cji taj­no­ści jest przy­cią­ga­nie do maso­ne­rii wielu milio­nów ludzi. Pod­czas skła­da­nia zeznań w 1743 roku Coustos wyja­śnił, że tajem­ni­czość była, czę­ściowo, po pro­stu przy­nętą na nowych rekru­tów: „Tajem­nice, rzecz jasna, wzbu­dzały cie­ka­wość, dzięki czemu do tej spo­łecz­no­ści pra­gnęło wstą­pić wiele osób”. Pośród nich nie bra­ko­wało ludzi wspa­nia­łych i dobrych: wszy­scy wol­no­mu­la­rze są dumni z gale­rii nie­zwy­kłych postaci, które były ich braćmi. Coustos rów­nież stwier­dził, że jest „wielce uho­no­ro­wany przy­na­leż­no­ścią do spo­łecz­no­ści, w któ­rej sze­re­gach znaj­do­wało się kilku chrze­ści­jań­skich kró­lów, kil­koro ksią­żąt i osób o jak naj­lep­szych przy­mio­tach”. Bycie człon­kiem maso­ne­rii jest atrak­cyjne mię­dzy innymi z uwagi na pre­stiż, który wiąże się z przy­na­leż­no­ścią do tak eks­klu­zyw­nej grupy, a tajem­ni­czość taką eks­klu­zyw­ność gwa­ran­tuje: zna­jo­mość masoń­skich sekre­tów, jakie­kol­wiek by one były, odróż­nia masona od cowana (czyli nie­ma­sona).

Od cza­sów Coustosa lista sław­nych maso­nów cią­gle się wydłuża. Samo brac­two chęt­nie wska­zuje na ojców naro­dów, któ­rzy do nich przy­stą­pili: to Giu­seppe Gari­baldi, Simón Boli­var, Moti­lal Nehru i Geo­rge Washing­ton, który prze­szedł ini­cja­cję sześć lat po wyda­niu książki Coustosa. Maso­nami było rów­nież pię­ciu kró­lów Anglii oraz, łącz­nie z Washing­tonem, aż czter­na­stu pre­zy­den­tów Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Wol­no­mu­lar­stwo może pochwa­lić się rów­nież pokaźną listą pisa­rzy, takich jak naro­dowy poeta szkocki Robert Burns, autor _Nie­bez­piecz­nych związ­ków_ Pierre Cho­der­los de Lac­los, twórca Sher­locka Hol­mesa Arthur Conan Doyle oraz główny przed­sta­wi­ciel lite­ra­tury nie­miec­kiej Johann Wol­fgang von Goethe. Na liście tej znaj­dują się także liczni kom­po­zy­to­rzy, mię­dzy innymi Wol­fgang Ama­de­usz Mozart, Joseph Haydn i Jan Sibe­lius. Maso­nów można odna­leźć wśród spor­tow­ców, takich jak gol­fi­sta Arnold Pal­mer, kara­ib­ski mistrz kry­kieta Clive Lloyd, bok­ser Sugar Ray Robin­son czy koszy­karz Sha­qu­ille O’Neal; nie brak tam rów­nież arty­stów estra­do­wych, począw­szy od Harry’ego Houdi­niego i Petera Sel­lersa, a na Nacie Kingu Cole’u i Oli­vie­rze Har­dym skoń­czyw­szy. Do maso­nów przed­się­bior­ców nato­miast można zali­czyć takich tyta­nów jak Henry Ford, mistrz branży samo­cho­do­wej, Wil­liam Lever, pio­nier prze­my­słu deter­gen­to­wego, czy Cecil Rho­des, magnat gór­ni­czy. Masoni odno­szą rów­nież suk­cesy w wielu innych, zupeł­nie nie­zwią­za­nych ze sobą dzie­dzi­nach – wystar­czy wymie­nić Davy’ego Croc­ketta i Oscara Wilde’a, Walta Disneya i Win­stona Chur­chilla, Buzza Aldrina i „Buf­falo Billa” Cody’ego, Paula Revere’a i Roya Rogersa, „Duke’a” Elling­tona i księ­cia Wel­ling­ton.

Obec­nie Wielką Bry­ta­nię zamiesz­kuje około 400 tysięcy maso­nów, Stany Zjed­no­czone – 1,1 miliona, a na całym świe­cie jest ich 6 milio­nów. Nie­gdyś było ich nato­miast znacz­nie wię­cej.

Takie nazwi­ska i liczby świad­czą o magne­tycz­nej sile tajem­ni­czo­ści oraz ogrom­nym i trwa­łym wpły­wie maso­ne­rii. Na kar­tach tej książki pojawi się wielu maso­nów, będą także fascy­nu­jące histo­rie zwią­zane z ich przy­na­leż­no­ścią do tego sto­wa­rzy­sze­nia. Jed­nak jesz­cze bar­dziej fra­pu­jąca jest gene­ralna nar­ra­cja wol­no­mu­lar­stwa – spo­sób, w jaki męż­czyźni łączą się w brac­twie, które od setek lat roz­prze­strze­nia się na cały świat dzięki mocy swej aury tajem­ni­czo­ści.

Kiedy tylko maso­ne­ria poja­wiała się w nowym miej­scu, nie pozo­sta­wało to bez wpływu na lokalne spo­łe­czeń­stwo. Wystar­czy podać jeden przy­kład: dzia­ła­nia podej­mo­wane pry­wat­nie, za zamknię­tymi drzwiami lóż, poma­gały sze­rzyć się war­to­ściom, które utoż­sa­miamy ze współ­cze­snym życiem publicz­nym. Masoni od dawna dążą do życia w zgo­dzie z zasa­dami reli­gij­nej i raso­wej tole­ran­cji, demo­kra­cji, kosmo­po­li­ty­zmu i rów­no­ści wobec prawa.

Jed­nak histo­ria, którą będę opi­sy­wał w niniej­szej książce, opo­wiada o czymś wię­cej niż wspo­mniane powy­żej war­to­ści oświe­ce­niowe – świa­tłu towa­rzy­szą prze­cież nie­małe pokłady ciem­no­ści. W naszej współ­cze­sno­ści, którą masoni pomo­gli ukształ­to­wać, nie bra­kuje impe­ria­li­zmu, glo­bal­nych wojen, dyk­ta­tur, fana­ty­zmu reli­gij­nego oraz budo­wa­nia i oba­la­nia państw i naro­dów.

To wszystko skła­nia mnie do tego, aby wspo­mnieć jesz­cze o inkwi­zy­to­rach, któ­rzy tor­tu­ro­wali Coustosa. Zro­zu­mie­nie, jak wol­no­mu­la­rze i ich tajem­ni­czość były postrze­gane przez ich wro­gów, pomaga nam z kolei pojąć, co spra­wiło, że dla więk­szo­ści osiem­na­sto­wiecz­nego świata stali się oni tak atrak­cyjni, co wyróż­nia ich nawet dzi­siaj oraz co spra­wia, że ich histo­ria jest warta opo­wie­dze­nia.

W 1738 roku papież Kle­mens XII, znany przede wszyst­kim jako ini­cja­tor budowy fon­tanny di Trevi, wydał bullę _In emi­nenti apo­sto­la­tus spe­cula_, na mocy któ­rej przy­na­leż­ność do maso­ne­rii była zaka­zana, wszy­scy jej człon­ko­wie zostali obło­żeni eks­ko­mu­niką, a inkwi­zy­cja miała za zada­nie zgłę­bić jej arkana. John Coustos nie był zatem jedyną ofiarą inkwi­zy­cji.

Podejrz­li­wość papieża i jego inkwi­zy­to­rów była podyk­to­wana słusz­nymi i pil­nymi powo­dami – wol­no­mu­lar­stwo zde­cy­do­wa­nie miało cha­rak­ter reli­gijny, i to w jakimś mrocz­nym wymia­rze. Wkrótce oka­zało się, że masoni nawet Boga nazy­wali na swój spo­sób: był to dla nich Wielki Archi­tekt Wszech­świata. Wol­no­mu­la­rze modlili się, skła­dali reli­gijne przy­sięgi i doko­ny­wali swo­ich rytu­ałów, lecz mimo to twier­dzili, że ich ugru­po­wa­nie nie jest reli­gią. Według nich maso­ne­ria nie sta­rała się roz­strzy­gać kwe­stii boskich: nie trzy­mano się tam jed­nej kon­kret­nej teo­lo­gii. Jak zresztą Coustos mówił por­tu­gal­skim inkwi­zy­to­rom, „w brac­twie nie wolno roz­ma­wiać o kwe­stiach reli­gijnych”: ten zakaz został wpro­wa­dzony, aby zapo­biec kon­flik­tom mię­dzy jego człon­kami i aby unik­nąć innych poten­cjal­nych pro­ble­mów. Nie powinno jed­nak nikogo dzi­wić, że wol­ność sumie­nia maso­nów trą­ciła jado­witą here­zją Kościo­łowi, który posta­wił sobie za cel utrzy­ma­nie swego mono­polu na prawdę.

Bry­tyj­skie pocho­dze­nie maso­ne­rii rów­nież w niczym jej nie poma­gało. Jeśli masoni wywo­dzili się z tak dziw­nego kraju z wszech­wład­nym rzą­dem, wybo­rami i gaze­tami codzien­nymi, to z pew­no­ścią wyda­wali się nie­zna­nym zagro­że­niem – a kto wie, może nawet szpie­gami.

Wol­no­mu­la­rze ewen­tu­al­nie mogli być rów­nież glo­balną sie­cią dywer­san­tów: stali się podej­rzani nie tylko ze względu na swoją bry­tyj­skość, lecz także kosmo­po­li­tyzm. Nie byli bowiem oby­wa­te­lami żad­nego pań­stwa ani niczy­imi pod­da­nymi.

Wol­no­mu­lar­stwo przy­cią­gało także nie­zwy­kle zróż­ni­co­wane grupy ludzi: kup­ców, praw­ni­ków, akto­rów, Żydów, a nawet Afry­ka­nów. Praw­dziwa spo­łeczna mena­że­ria. Nie było to rów­nież zwy­kłe zbio­ro­wi­sko pochleb­ców, któ­rzy pole­gali na opiece wpły­wo­wego pro­tek­tora – co prawda w sze­re­gach maso­ne­rii znaj­do­wało się wielu ary­sto­kra­tów, ale nie zawsze spra­wo­wali oni tam wła­dzę. Tak naprawdę nie było wia­domo, czy w ogóle kto­kol­wiek miał tam wła­dzę. Dla tych, któ­rzy uwa­żali, że hie­rar­chie spo­łeczne są usta­lone przez Wszech­mo­gą­cego Boga, było to nie­po­ko­jące.

Oczy­wi­ście masoni zawsze twier­dzili, że ich ugru­po­wa­nie nie ma cha­rak­teru poli­tycz­nego, ale z dru­giej strony żaden spi­sko­wiec z głową na karku ni­gdy by nic takiego nie przy­znał. W cza­sach, kiedy monar­chia abso­lutna była normą, nie­wiele kra­jów pro­wa­dziło otwarte życie poli­tyczne, znane nam z realiów, w któ­rych żyjemy obec­nie. Wszel­kie spo­tka­nia sto­wa­rzy­szeń sta­no­wiły poten­cjalne zagro­że­nie dla usta­lo­nego porządku i dla wro­gów maso­ne­rii nie liczyło się to, że podob­nie jak w przy­padku reli­gii i nawet z tych samych powo­dów w lożach nie można było dys­ku­to­wać o poli­tyce.

W oczach Kościoła kato­lic­kiego wol­no­mu­lar­stwo było więc bar­dzo nie­bez­pieczne, a jego pota­jemny cha­rak­ter tylko te obawy potę­go­wał. John Coustos twier­dził, że jego brac­two nie ma żad­nych tajem­nych celów, a wręcz prze­ciw­nie – „dobro­czyn­ność i bra­ter­ska miłość” były „pod­stawą i ser­cem tego sto­wa­rzy­sze­nia”. Masoni na­dal zresztą wyra­żają się w podob­nym duchu. Odpo­wie­dzi lizboń­skich inkwi­zy­to­rów rów­nież brzmią bar­dzo współ­cze­śnie: „Jeśli zatem to sto­wa­rzy­sze­nie maso­nów jest tak cno­tliwe, to nie ma powo­dów, aby tak skru­pu­lat­nie ukry­wać jego sekrety”. Obec­nie masoni obru­szają się, kiedy ich brac­two nazywa się taj­nym zgro­ma­dze­niem, i twier­dzą: „Nie jeste­śmy taj­nym zgro­ma­dze­niem. Jeste­śmy zgro­ma­dze­niem, które ma tajem­nice”. Nie jest to jed­nak prze­ko­nu­jąca odpo­wiedź – jeśli już się przy­zna, że ma się sekrety, to żadne pokłady ide­al­nie skro­jo­nej szcze­ro­ści i otwar­to­ści nikogo nie uspo­koją i każdy, kto ma w sobie choć odro­binę podejrz­li­wo­ści, uzna, że na­dal coś się ukrywa. Być może nie powinno więc być zasko­cze­niem, że Waty­kan ni­gdy nie wyzbył się swo­jej pier­wot­nej wro­go­ści wobec maso­ne­rii i na­dal uważa, że loże są zgub­nym sie­dli­skiem ate­izmu.

Prze­ciw­ni­ków maso­ne­rii czę­sto łączy okre­ślony styl myśle­nia, czyli wiara w teo­rie spi­skowe, któ­rych powsta­nie zawdzię­czamy wła­śnie oba­wom przed maso­ne­rią. Masoń­skie teo­rie spi­skowe są w modzie wła­ści­wie od począt­ków XIX wieku. Nie­które są dziw­nie prze­ko­nu­jące, a inne zupeł­nie kurio­zalne. To masoni otruli Mozarta. Kuba Roz­pru­wacz był maso­nem i to jego pobra­tymcy zacie­rali jego ślady. Masoni zapla­no­wali rewo­lu­cję fran­cu­ską, zjed­no­cze­nie Włoch, upa­dek impe­rium osmań­skiego oraz rewo­lu­cję w Rosji. Inter­net jest pełen stron poświę­co­nych ilu­mi­na­tom, czyli gałęzi wol­no­mu­lar­stwa, któ­rej człon­ko­wie, mię­dzy innymi Bono, Bill Gates i Jay Z, pod­pi­sali tajemny pakt zobo­wią­zu­jący ich do wyko­na­nia nie­go­dzi­wego planu zawład­nię­cia świa­tem.

Nie­które z takich mitów są nie­szko­dliwe i przy­po­mi­nają raczej histo­rie o duchach w stylu „ja-tam-w-to-nie-wie­rzę-ale-podobno-to-prawda”, które nasto­lat­ko­wie opo­wia­dają sobie nawza­jem, żeby tro­chę się postra­szyć. Nie­które jed­nak są bar­dzo nie­bez­pieczne. Mus­so­lini, Hitler i Franco oskar­żali maso­ne­rię o knu­cie spi­sków i w rezul­ta­cie wymor­do­wali tysiące jej człon­ków. Komu­ni­ści z kolei zawsze postrze­gali maso­nów jako grupę prze­bie­głych kapi­ta­li­stów i w Chiń­skiej Repu­blice Ludo­wej wol­no­mu­lar­stwo jest na­dal zaka­zane. Świat islamu także ma za sobą długą tra­dy­cję anty­ma­soń­skiej para­noi.

Sama przy­sięga mil­cze­nia, którą bra­cia skła­dają pod­czas swo­jej ini­cja­cji, jest już wystar­cza­jąca, aby puścić wodze wyobraźni peł­nej teo­rii spi­sko­wych. Tajem­ni­czość maso­nów jest jak stud­nia – ludzie, któ­rzy ją zbu­do­wali, znają jej głę­bię, ale reszta nas może jedy­nie zer­kać ponad ota­cza­ją­cym ją murem i snuć domy­sły. Kiedy my spo­glą­damy w dół na lustro wody, zasta­na­wia­jąc się, co może czaić się poni­żej, czarna tafla odbija tylko nasze lęki. Zasad­ni­czo to wła­śnie dla­tego maso­ne­ria nie­ustan­nie wywo­łuje nie­po­ro­zu­mie­nia i wzbu­dza nie­uf­ność oraz wro­gość. Żadna histo­ria maso­ne­rii nie jest kom­pletna, jeżeli nie uwzględ­nia rów­nież jej prze­ciw­ni­ków.

Wol­no­mu­la­rze są spad­ko­bier­cami wspa­nia­łej tra­dy­cji. Każdy z nich potrafi opo­wie­dzieć coś o histo­rii maso­ne­rii i wielu uważa, że bada­nia histo­ryczne pogłę­biają ich wie­dzę na temat arka­nów ich sto­wa­rzy­sze­nia.

A jed­nak, aż do nie­dawna, maso­nom zale­żało, żeby ich histo­ria była tajna i znali ją tylko jej człon­ko­wie. Cowani nie mieli dostępu do archi­wów i biblio­tek wiel­kich lóż. Następ­nie, jedno poko­le­nie wstecz, naj­by­strzejsi bra­cia zro­zu­mieli, że histo­ria maso­nów jest zbyt istotna, aby była ich wyłączną wła­sno­ścią. Maso­ne­ria ma swój udział w kształ­to­wa­niu naszego świata, więc jej histo­ria należy do nas wszyst­kich. W dzi­siej­szych cza­sach w archi­wach wiel­kich lóż czę­sto już można spo­tkać histo­ry­ków, któ­rzy nie są maso­nami. Ich praca, uzu­peł­nia­jąca i kwe­stio­nu­jąca wysiłki naj­lep­szych masoń­skich histo­ry­ków, nakre­śliła fascy­nu­jące i wciąż roz­wi­ja­jące się pole badaw­cze. Jed­nym z celów niniej­szej książki jest uka­za­nie czę­ści tych badań znacz­nie szer­szej publicz­no­ści.

Odczu­wana przez maso­nów duma z wła­snej histo­rii dopro­wa­dziła do powsta­nia wielu prac, które są tak naprawdę nar­ra­cjami toż­sa­mo­ścio­wymi: ich celem nie jest odkry­cie prawdy, lecz raczej pobu­dza­nie _esprit de corps_ brac­twa. Książka _The Suf­fe­rings of John Coustos for Free-Masonry_ jest mode­lem dla wielu masoń­skich nar­ra­cji, ponie­waż jest to czarno-biały obraz uka­zu­jący kon­fron­ta­cję masoń­skiej tra­dy­cji tole­ran­cji, roz­sądku i bra­ter­skiej miło­ści ze złymi i bez­myśl­nymi ruchami anty­wol­no­mu­lar­skimi.

W maso­ne­rii naj­waż­niej­sze powinny być – i czę­sto tak wła­śnie jest – war­to­ści takie jak filan­tro­pia, soli­dar­ność, etyka i ducho­wość. Panuje tam nawet zasada, że nie można dołą­czyć do brac­twa w celu uzy­ska­nia zawo­do­wych czy oso­bi­stych korzy­ści. Takie reguły mają swoją wagę i trak­to­wa­nie ich jako przy­krywkę dla jakichś hanieb­nych czy­nów byłoby cyniczne. Jeśli jakiś histo­ryk nie zauważa co bar­dziej szla­chet­nych moty­wów maso­ne­rii, uka­zuje bar­dzo stron­ni­czą wer­sję wyda­rzeń.

Jed­nak należy też przy­znać, że masoni są zbyt powścią­gliwi w kwe­stii jed­nego, nie­zwy­kle waż­nego wątku ich histo­rii, czyli nawią­zy­wa­nia kon­tak­tów. Tak samo jak reszta ludzi na całym świe­cie wol­no­mu­la­rze zapo­znają się z innymi oso­bami. W odpo­wied­nich warun­kach loże mogą być świet­nymi miej­scami budo­wa­nia sieci kon­tak­tów z bar­dzo róż­nych powo­dów – i dobrych, i złych. Trzeba jed­nak dodać coś na ich obronę. Przy­kła­dowo w Wiel­kiej Bry­ta­nii męż­czyźni zbie­rają się w grupy ze względu na coś, co ich łączy: wszy­scy uczęsz­czali do tej samej pry­wat­nej szkoły lub lubią spo­ty­kać się w jed­nym kon­kret­nym pubie. Podob­nie jak tego typu grupy maso­ne­ria nie przyj­muje w swoje kręgi kobiet, ale jej człon­ko­wie pocho­dzą z róż­nych klas spo­łecz­nych – a przy­naj­mniej są to co bar­dziej odpo­wiedni repre­zen­tanci róż­nych klas. Masoni pod­kre­ślają, że pod­czas ich cere­mo­nii wkłada się ręka­wiczki po to, aby nikt nie mógł odróż­nić dłoni księ­cia od dłoni śmie­cia­rza. Mimo to loże cza­sami stają się sie­dli­skami nepo­ty­zmu czy nawet kon­spi­ra­cji i nie wszyst­kie teo­rie spi­skowe i obawy zwią­zane z podej­rza­nymi dzia­ła­niami maso­nów są nie­uza­sad­nione. Ponadto idea maso­ne­rii, czyli wzór męskiej wspól­noty zro­dzony z mitu, rytu­ałów i tajem­ni­czo­ści, oka­zała się zaraź­liwa już od samego początku i sami jej człon­ko­wie nie mogli jej kon­tro­lo­wać: była ona uży­wana i naduży­wana, sto­so­wana i dosto­so­wy­wana na nie­zli­czone spo­soby. A zarówno sycy­lij­ską mafię, jak i Ku Klux Klan łączą z maso­ne­rią te same klu­czowe nici DNA.

Jed­nym z powo­dów, dla któ­rych napi­sa­łem tę książkę, jest zamiar poka­za­nia struk­tur ludz­kiego doświad­cze­nia, które są o wiele bar­dziej skom­pli­ko­wane, niż mogłoby to wyni­kać z masoń­skich nar­ra­cji toż­sa­mo­ścio­wych czy cynicz­nych obse­sji na punk­cie nepo­ty­zmu wśród wol­no­mu­la­rzy. Zamiast spłasz­czać te struk­tury poprzez spo­glą­da­nie na roz­le­gły kra­jo­braz histo­rii maso­ne­rii z góry, posta­no­wi­łem zanu­rzyć się w kon­kretne epoki i miej­sca na całym świe­cie, które ode­grały w tej histo­rii szcze­gól­nie istotną rolę. Deter­mi­nu­jącą zasadą był dla mnie fakt, że maso­ne­ria ni­gdy nie mogła cał­ko­wi­cie odse­pa­ro­wać się od ota­cza­ją­cego ją spo­łe­czeń­stwa. Orga­ni­za­cja ta powstała w szcze­gól­nych warun­kach XVII i XVIII wieku w Wiel­kiej Bry­ta­nii i – nie zmie­nia­jąc się przy tym zbyt dra­stycz­nie – przy­sto­so­wy­wała się do napo­ty­ka­nych po dro­dze oko­licz­no­ści. Inte­re­sują mnie wła­śnie te inte­rak­cje pomię­dzy wol­no­mu­lar­stwem i spo­łe­czeń­stwem: maso­ne­ria, wraz z całym swoim ide­ali­zmem i her­me­tycz­no­ścią, pomo­gła ukształ­to­wać naszą współ­cze­sność. O kobie­tach nato­miast opo­wiem wię­cej póź­niej. (Tak samo jak o ludziach, któ­rych inkwi­zy­cja nazy­wała „sodo­mi­tami”).

Nasza cie­ka­wość wcale nie słab­nie. „Na czym pole­gają zebra­nia loży? Co tak dokład­nie macie do ukry­cia?” Sto­su­nek do maso­ne­rii więk­szo­ści z nas ma coś wspól­nego z lizboń­ską inkwi­zy­cją. Pomi­ja­jąc obse­sję zwią­zaną z sodo­mią, ich pyta­nia bar­dzo przy­po­mi­nają nasze pyta­nia. Za sprawą inter­netu ich tajem­nice nie są już dziś tak bar­dzo tajem­ni­cze, ale oka­zuje się, że nam, nie­ma­so­nom, cią­gle jest mało. W tele­wi­zji zawsze znaj­dzie się jakiś nowy film doku­men­talny, który obie­cuje uka­zać nam naj­pil­niej strze­żone sekrety wol­no­mu­lar­stwa. Histo­rie o maso­nach zawsze są w modzie.

Jed­nak tajem­ni­czość wol­no­mu­la­rzy jest znacz­nie bogat­sza, niż można to poka­zać w jakim­kol­wiek doku­men­cie. Jest skom­pli­ko­wana, sub­telna i, według mnie, jej bada­nie spra­wia dużo przy­jem­no­ści. Ma wiele wąt­ków, dzięki czemu łączy się z mitami i nie­po­ro­zu­mie­niami, które stały się już jej czę­ścią. Mimo to, jak wyznał John Coustos, u jej sedna leży histo­ria, która zaczyna się u progu świą­tyni osa­dzo­nej poza cza­sem i prze­strze­nią…2

NI­GDZIE. PRZE­DZIWNA ŚMIERĆ HIRAMA ABIFFA

_Męż­czy­zna w far­tu­chu dzier­żący w dłoni miecz mówi, żebyś odło­żył swoje pie­nią­dze, klu­cze i tele­fon – wszyst­kie meta­lowe przed­mioty, które łączą cię ze świa­tem zewnętrz­nym. Na oczy zakła­dana jest ci opa­ska i czu­jesz, że pod­wi­jane są prawy rękaw two­jej koszuli oraz lewa nogawka spodni, tak aby odsło­nić kolano. Lewą rękę wyj­mują ci z rękawa i odsła­niają pierś. Na szyję zakła­dają ci pętlę._

_Robisz krok do przodu. Twoje życie masona wła­śnie się roz­po­częło._

Następ­nie opi­sane jest, co czeka przy­szłego masona, który ma prze­kro­czyć próg loży po raz pierw­szy. Nakre­ślone tu przeze mnie cere­mo­nie bar­dzo przy­po­mi­nają te, przez które prze­szedł John Coustos w Rain­bow Cof­fee House przy Fleet Street. Kolejne rytu­ały wyzna­czają jego ini­cja­cję oraz drogę z jed­nej pozy­cji zaj­mo­wa­nej w maso­ne­rii do następ­nej – takie ozna­cze­nia sta­tusu nazy­wane są stop­niami. Tajem­nice są klu­czowe dla dra­ma­tycz­nej wymowy rytu­ałów masoń­skich.

Lizboń­scy inkwi­zy­to­rzy stwier­dzili, że rytu­ały te są „absur­dalne”, i na prze­strzeni wie­ków wielu saty­ry­ków podzie­lało ich zda­nie. Śmia­nie się z tych rytu­ałów jest bar­dzo łatwe, ale na pewno nie ory­gi­nalne: im wię­cej dowia­duję się o maso­nach, tym bar­dziej nie­swojo czuję się, sły­sząc takie żarty, ponie­waż nie pozwa­lają nam one poznać histo­rii maso­nów i nie widzimy wów­czas, jak bar­dzo są oni do nas podobni.

Kiedy śmie­jemy się z rytu­ałów innych osób, zapo­mi­namy, jak duża część naszego życia opiera się na rytu­ałach, nawet jeśli na co dzień ich nie zauwa­żamy. Cho­dzi o przy­zwy­cza­je­nia takie jak ude­rza­nie dłoni o dłoń w geście uzna­nia, poda­wa­nie sobie dłoni na powi­ta­nie lub mówie­nie „na zdro­wie” pod­czas toa­stów. Nie­ważne, jak bar­dzo mate­rialne czy skom­pu­te­ry­zo­wane sta­nie się nasze życie lub jak głę­boko jeste­śmy prze­ko­nani o dobo­rze natu­ral­nym czy Wiel­kim Wybu­chu – ni­gdy nie pozbę­dziemy się potrzeby rytu­ałów orga­ni­zu­ją­cych naszą codzien­ność. Naro­dziny, śluby i śmierci: nikt z nas nie czuje się odpo­wied­nio poże­niony, wydany za mąż czy wysłany na drugą stronę bez sto­sow­nych cere­mo­nii.

Prze­ciętny mason rozu­mie magię odpo­wied­nio odpra­wio­nych rytu­ałów lepiej niż więk­szość z nas. Rytu­ały ini­cja­cyjne bar­dziej suge­styw­nie niż inne doświad­cze­nia pod­po­wia­dają nam, że sta­li­śmy się kimś nowym. Rodzinne rytu­ały łączą rodzinę, ponie­waż wyko­nuje się je wspól­nie i ze wspól­nym punk­tem odnie­sie­nia, ale z dru­giej strony jeste­śmy podejrz­liwi wobec osób, które mają inne rytu­ały niż my. Co prawda w ogóle nie jestem reli­gijny, ale dora­sta­łem w kul­tu­rze angli­ka­ni­zmu i kiedy ludzie tacy jak ja sty­kają się z ideą muzuł­mań­skiego hadż­dżu (piel­grzymki do Mekki), żydow­skiego brit mila (rytu­ału obrze­za­nia) lub hin­du­skiej ofiary wedyj­skiej, zazwy­czaj jest to dla nich dziwne. Każdy, kto dopiero poznaje rytu­ały maso­nów i sto­so­wane przez nich ter­miny, nie­mal na pewno uznaje je za mętne – potrzeba więc odro­biny cier­pli­wo­ści i empa­tii. Na szczę­ście, choć bra­cia muszą godzi­nami uczyć się wszyst­kich prze­mów i mecha­ni­zmów swo­jego sto­wa­rzy­sze­nia, nam wystar­czy tylko garść takich infor­ma­cji, aby doce­nić wol­no­mu­lar­ską histo­rię.

Kiedy już kan­dy­dat z opa­ską na oczach prze­kro­czy próg loży, popro­szony jest, żeby uklęk­nął do modli­twy. Następ­nie jest wie­dziony trzy­krot­nie wokół pokoju, aby potem zostać zapre­zen­to­wa­nym star­szym ofi­ce­rom loży, któ­rzy orze­kają, że męż­czy­zna ten ma co naj­mniej dwa­dzie­ścia jeden lat, jest „dobrych oby­cza­jów” i „uro­dził się wolny”.

Zachę­cony przez mistrza loży kan­dy­dat składa wów­czas sze­reg oświad­czeń, zwłasz­cza doty­czą­cych tego, że wie­rzy w wybra­nego boga oraz że jego chęć dołą­cze­nia do maso­ne­rii nie jest podyk­to­wana „inte­re­sow­no­ścią lub innymi nie­ho­no­ro­wymi powo­dami”.

Następ­nie przy­cho­dzi czas na kroki. Postu­lant idzie trzy kroki do przodu, z któ­rych każdy jest więk­szy niż poprzedni, a jego pięta musi uło­żyć się tak, aby obie stopy two­rzyły węgiel­nicę (czyli przy­rząd słu­żący do wyty­cza­nia kątów pro­stych). Zaraz po tym kan­dy­dat ponow­nie musi usta­wić nogi pod kątem pro­stym, klę­ka­jąc przed ołta­rzem na obna­żo­nym lewym kola­nie i wysu­wa­jąc prawą stopę do przodu; pro­szony jest wtedy o poło­że­nie ręki na Biblii, Kora­nie lub jakiej­kol­wiek innej wybra­nej przez sie­bie „księ­dze świę­tego prawa”. W tym momen­cie należy rów­nież przy­siąc, że ni­gdy nie spi­sze się sekre­tów maso­ne­rii, które lada chwila ma się poznać. Jeśli nato­miast ktoś zdra­dzi jej tajem­nice, wów­czas cze­kają go mro­żące krew w żyłach kary: „pod karą pod­cię­cia mi gar­dła, wyrwa­nia języka oraz zako­pa­nia mojego ciała na brzegu morza przy naj­niż­szym pozio­mie wody, w odle­gło­ści jed­nego kabla od brzegu, gdzie fale odpły­wają i przy­pły­wają dwu­krot­nie w regu­lar­nych odstę­pach w ciągu dwu­dzie­stu czte­rech godzin”. Kiedy kan­dy­dat wypo­wie już te słowa i przy­pie­czę­tuje przy­sięgi poca­ło­wa­niem księgi świę­tego prawa, staje się „nowo przy­ję­tym” maso­nem, a z oczu zdej­mo­wana jest mu prze­pa­ska. Następ­nie opo­wiada mu się o trzech wiel­kich „sym­bo­licz­nych świa­tłach” maso­ne­rii. Pierw­sze leży przed nim na ołta­rzu i jest współ­dzie­lone z najwięk­szymi reli­giami świata – to księga świę­tego prawa, czyli prze­wod­nik w spra­wach wiary. Dru­gie i trze­cie to insy­gnia wol­no­mu­lar­stwa, które wid­nieją na budyn­kach, far­tu­chach i przy­pin­kach na całym świe­cie: węgiel­nica, ozna­cza­jąca pra­wość, oraz cyr­kiel, sym­bol samo­kon­troli.

Następ­nie maso­nowi po ini­cja­cji pomaga się wstać i zapra­sza się go, aby sta­nął po pra­wej stro­nie mistrza, skąd może już spo­koj­nie spoj­rzeć w życz­liwe oczy braci sie­dzą­cych pod ścia­nami i podzi­wiać kwa­dra­towy kształt loży wraz z jej sławną pod­łogą w sza­chow­nicę. Za cza­sów Coustosa wzór ten zazwy­czaj był ryso­wany kredą – dokład­nie tak, jak opo­wie­dział inkwi­zy­to­rom.

Uwagę nowo przy­ję­tego masona przy­ciąga ume­blo­wa­nie loży – są tam, przy­kła­dowo, dwa filary się­ga­jące, mniej wię­cej, do ramion i zwień­czone glo­bami. Wokół ołta­rza, na któ­rym leży otwarta księga świę­tego prawa, znaj­dują się nato­miast trzy świece na minia­tu­ro­wych kolum­nach, z któ­rych każda ma inny kształt. Jedna, zakoń­czona mister­nie wyry­tymi liśćmi, jest wyko­nana w stylu korync­kim, a pozo­stałe dwie – joń­skim i doryc­kim. Jak można się domy­ślić, wszystko to ma wymiar sym­bo­liczny. Na tym jed­nak eta­pie mistrz wyja­śnia jedy­nie zna­cze­nie świec (czyli, jak mówią masoni, „trzech małych świa­teł”) odno­szą­cych się do trzech prze­wod­ni­ków, któ­rzy będą towa­rzy­szyć nowo przy­ję­tym maso­nom w ich życiu: to słońce, księ­życ i mistrz loży. Coustos przy­znał bowiem, że „słońce oświe­tla dzień, a księ­życ noc, i tak samo mistrz musi kie­ro­wać swo­imi ofi­ce­rami i uczniami i im prze­wo­dzić”.

To jed­nak nie koniec lek­cji udzie­la­nej przez mistrza. Wol­no­mu­lar­stwo ma kilka stopni, z któ­rych ten wła­śnie, znany jako sto­pień ucznia, jest dopiero pierw­szym. Nowo przy­jęty brat może się więc spo­dzie­wać, że cze­kają go jesz­cze kolejne cere­mo­nie, a na razie wolno mu nauczyć się, jak nazy­wają to masoni, Znaku, Tokena i Słowa.

Znak, przy­po­mnie­nie o karach cze­ka­ją­cych każ­dego, kto zdra­dzi masoń­skie tajem­nice, polega (jak wyznał Coustos) na „przy­ło­że­niu pra­wej ręki do gar­dła tak, jakby się chciało je pod­ciąć”.

Token, nazy­wany przez maso­nów rów­nież Dotknię­ciem, jest nam znany jako wol­no­mu­lar­ski uścisk dłoni. Według Coustosa dzięki temu masoni „w każ­dym miej­scu na świe­cie mogą roz­po­znać innych braci i upew­nić się, kto do ich brac­twa nie należy”. Mistrz poka­zuje taki uścisk, kła­dąc kciuk na knyk­ciu palca wska­zu­ją­cego nowego masona.

Słowo to Boaz, czyli nazwa jed­nej z dwóch kolumn, które, jak opi­sane zostało w Księ­dze kró­lew­skiej, stały przy wej­ściu do świą­tyni Salo­mona. Wol­no­mu­la­rze czer­pią wiele swo­ich sym­boli z tej świą­tyni i jej budow­ni­czych. Słowo to jest tak tajemne, że masoni mogą je sobie tylko prze­li­te­ro­wać i ni­gdy nie wolno im wymó­wić go w cało­ści. Coustos, rzecz jasna, wszystko o nim inkwi­zy­cji opo­wie­dział. Boaz ma rów­nież zna­cze­nie sym­boliczne – ozna­cza siłę.

Nowy mason musi jesz­cze zapre­zen­to­wać się przed ofi­ce­rami loży, za każ­dym razem wymie­nia­jąc z nimi Znak, Token i Słowo. To wszystko upraw­nia go do otrzy­ma­nia wol­no­mu­lar­skiego far­tu­cha z bara­niej skóry.

Po tym, kiedy nowy czło­nek wol­no­mu­lar­stwa zobo­wiąże się do wspo­mo­że­nia zubo­ża­łych maso­nów i ich rodzin, można mu wyba­czyć zało­że­nie, że cała pro­ce­dura już się skoń­czyła. Wciąż bowiem musi dowie­dzieć się o sym­bo­licz­nych narzę­dziach prze­zna­czo­nych dla maso­nów w stop­niu ucznia: to dwu­dzie­stocz­te­ro­ca­lowa miarka (lub linijka), mło­tek (lub pobi­jak) oraz dłuto; wszystko to meta­fo­rycz­nie przy­po­mina o tym, że powinno się dobrze wyko­rzy­sty­wać swój czas, ciężko pra­co­wać oraz nie pod­da­wać się tru­dom. Nowy mason musi także nauczyć się wielu innych sym­boli oraz abs­trak­cyj­nych rze­czow­ni­ków. Czeka na niego nie­mało infor­ma­cji o praw­dzie, hono­rze i cno­tach. O roz­wa­dze, powścią­gli­wo­ści oraz męstwie. Życz­li­wo­ści. Dobro­czyn­no­ści. I jesz­cze o wier­no­ści, posłu­szeń­stwie oraz – co oczy­wi­ste – dys­kre­cji. Wspo­mina mu się także o kilku innych zasa­dach, takich jak obo­wią­zek „nie­za­kłó­ca­nia spo­koju i porządku orga­ni­za­cji”.

Następ­nie przy­cho­dzi czas na naj­dłuż­szy rytuał, sygna­li­zu­jący zamknię­cie posie­dze­nia loży – jest on pełen kolej­nych zna­ków, modlitw, stu­kań, pod­nio­słych sfor­mu­ło­wań i dys­tyn­go­wa­nych ruchów. Po tym wszyst­kim, czyli po kil­ku­go­dzin­nych cere­mo­niach, masoni mogą udać się na uro­czy­sty posi­łek.

Pod­czas uczty nowo wybrany brat być może zasta­na­wia się, o co tyle krzyku. Te posępne pro­ce­dery i upiorne prze­strogi miały zapew­nić mu miej­sce w kom­pa­nii braci sto­ją­cej na straży prze­ło­mo­wych tajem­nic. Dołą­czył już zatem do tego sto­wa­rzy­sze­nia, ale gdzie te wszyst­kie sekrety? Jak na razie dowie­dział się tylko sekre­tów na temat sekre­tów. Zna już Znak, uścisk dłoni, hasło i tak dalej. Jed­nak wszystko to po pro­stu mówi o tym, że powi­nien on sta­rać się być przy­zwo­itym czło­wie­kiem.

Męż­czy­zna docho­dzi do wnio­sku, że w takim razie oświe­ce­nie przyj­dzie może wraz z kolej­nymi stop­niami. A jed­nak, kiedy nad­cho­dzi pora na cere­mo­nie ini­cja­cyjne, w któ­rych trak­cie jest on przy­jęty na drugi i trzeci sto­pień maso­ne­rii – czyli sto­pień cze­lad­nika i mistrza – oka­zuje się, że poza nie­wiel­kimi zmia­nami wszyst­kie one są do sie­bie bar­dzo podobne.

W cere­mo­nii dru­giego stop­nia (czyli stop­nia cze­lad­nika) kan­dy­data przy­go­to­wuje się, obna­ża­jąc jego prawe kolano i prawą pierś – czyli odwrot­nie niż w cere­mo­nii pierw­szej. Drugi uścisk lub wol­no­mu­lar­ski uścisk dłoni polega na przy­ci­śnię­ciu kciu­kiem knyk­cia palca środ­ko­wego, a nie wska­zu­ją­cego. Prze­sła­nia moralne są tak samo jasne jak w przy­padku stop­nia pierw­szego, lecz zacho­dzą też pewne zmiany: kan­dy­dat sły­szy, że oprócz bycia przy­zwo­itym czło­wie­kiem powi­nien także dowie­dzieć się wię­cej o świe­cie. Następ­nie męż­czy­zna składa przy­sięgę pod karą roz­dar­cia jego piersi i wyrwa­nia mu serca, które zosta­nie pożarte przez sępy. Słowo to w tym przy­padku Jakin, czyli nazwa dru­giej kolumny ze świą­tyni Salo­mona.

Kan­dy­da­towi na sto­pień trzeci (sto­pień mistrza) należy cał­ko­wi­cie zdjąć koszulę i obna­żyć oba kolana. W uści­sku dłoni mistrza trzeba roz­dzie­lić palce środ­kowy i ser­deczny tro­chę tak, jak robił to Spock, a karą za zła­ma­nie przy­sięgi jest prze­cię­cie na pół oraz spa­le­nie wnętrz­no­ści na popiół, który potem zosta­nie roz­rzu­cony na powierzchni ziemi. Sło­wem jest w tym przy­padku Maha­bone – jego zna­cze­nie nie jest jasne, ale według nie­któ­rych w jakimś nie­okre­ślo­nym języku ozna­cza „loża jest otwarta”.

Cere­mo­nia stop­nia mistrza jest naj­waż­niej­szą ze wszyst­kich trzech i sta­nowi punkt kul­mi­na­cyjny pro­cesu przy­ję­cia do maso­ne­rii. Trwa znacz­nie dłu­żej niż dwie poprzed­nie, a jej moty­wem prze­wod­nim jest śmierć – mimo to wydaje się, że masoni dobrze się wów­czas bawią. Męż­czy­zna ubie­ga­jący się o przy­ję­cie na ten wyż­szy sto­pień musi przy­go­to­wać nie­wielką sztukę, w któ­rej odgrywa mor­der­stwo Hirama Abiffa, archi­tekta świą­tyni Salo­mona. Jak powiada histo­ria, Hiram został zabity w wyniku cio­sów zada­nych mu w głowę po tym, kiedy odmó­wił wyja­wie­nia sekre­tów mistrza kamie­niar­stwa. Kan­dy­dat odgrywa rolę Hirama: inne osoby na niego krzy­czą, nieco nim ponie­wie­rają i „grze­bią” go w płó­cien­nym worku na zwłoki, a następ­nie obno­szą go po loży w pro­ce­sji. Wresz­cie Hiram Abiff zostaje wskrze­szony dzięki magii uści­sku dłoni mistrza oraz spe­cjal­nemu, życio­daj­nemu masoń­skiemu obję­ciu.

Sekrety zamknięte są w idei ini­cja­cji na trzy spu­sty: samo ist­nie­nie rytu­ałów jest tajem­nicą, w ich trak­cie składa się kilka prze­ra­ża­ją­cych przy­siąg zacho­wa­nia tajem­nicy, a same tajem­nice ukryte są za sym­bo­lami. Punkt kul­mi­na­cyjny cere­mo­nii nada­nia stop­nia mistrza nad­cho­dzi, gdy ujaw­nia się naj­głęb­szą i naj­strasz­niej­szą tajem­nicę. A jest nią stwier­dze­nie, że… śmierć to poważna sprawa, która pozwala nam spoj­rzeć na świat z szer­szej per­spek­tywy.

Kan­dy­dat na sto­pień mistrza zostaje rytu­al­nie spo­nie­wie­rany, kiedy pró­buje się go zmu­sić do wyja­wie­nia sekre­tów maso­ne­rii.

I tak naprawdę to już wszystko. Oka­zuje się, że mimo tych wielu warstw tajem­nic masoń­ska obiet­nica ujaw­nie­nia ukry­tych sekre­tów oka­zuje się ład­nym opa­ko­wa­niem dla kilku słów prawdy. Jak wyja­śnia rytuał dru­giego stop­nia, maso­ne­ria jest po pro­stu „szcze­gól­nym sys­te­mem moral­no­ści, zawo­alo­wa­nym ale­go­rią i uka­za­nym za pomocą sym­boli”.

Co prawda mogli­ście sły­szeć mię­dzy innymi o maso­nach trzy­dzie­stego trze­ciego stop­nia, ale w maso­ne­rii nie ma już wyż­szego stop­nia niż ten trzeci, czyli mistrz. Jed­nak na prze­strzeni czasu co bar­dziej entu­zja­styczni bra­cia opra­co­wali sporo „stopni pobocz­nych”, a Ryt Szkocki, wraz ze swo­imi trzy­dzie­stoma dodat­ko­wymi stop­niami, jest najbar­dziej skom­pli­ko­wany. (Na Wyspach Bry­tyj­skich znany jest on jako Rose Croix). Warto mimo wszystko pamię­tać, że te poboczne stop­nie są po pro­stu dodat­ko­wymi waria­cjami na temat tych trzech stopni opi­sa­nych powy­żej. Kiedy zapy­ta­łem jed­nego masona, dla­czego tak mu zale­żało na zdo­by­wa­niu wielu kolej­nych stopni, odpo­wie­dział mi po pro­stu, że „to uza­leż­nia”. Żaden z nich nie jest wyjąt­kowo inno­wa­cyjny: wszyst­kie są oparte na tym samym połą­cze­niu ale­go­rii, sztam­po­wych zasad moral­nych i uro­czy­stego poczu­cia wspól­noty. Nie bra­kuje tam nato­miast kre­atyw­no­ści w kwe­stii wyko­rzy­sta­nia sym­boli i impo­nu­ją­cych kostiu­mów.

Nie powin­ni­śmy zatem nego­wać fascy­nu­ją­cego cha­rak­teru masoń­skich cere­mo­nii, tak samo jak nie powin­ni­śmy odgór­nie zakła­dać, że moral­ność i filo­zo­fia wyra­żane poprzez takie rytu­ały są banalne. Zna­cze­nia ukryte w tych wszyst­kich sym­bo­lach mogą się wyda­wać wyjąt­kowo okle­pane: bądź dobrym czło­wie­kiem, sta­raj się być oczy­tany i sza­nuj prze­ko­na­nia reli­gijne innych osób. A jed­nak, w porów­na­niu z nie­bez­piecz­nie absur­dal­nymi ide­ami pro­pa­go­wa­nymi przez wiele orto­dok­syj­nych reli­gii – pale­nie na sto­sach cza­row­nic, zabi­ja­nie nie­wier­nych, pięt­no­wa­nie grzesz­ni­ków – zasady, któ­rych mają prze­strze­gać masoni, wydają się bar­dzo pozy­tywne.

Wol­no­mu­la­rze pod­kre­ślają, że ich bra­ter­stwo nie jest reli­gią, choć zda­niem wielu skoro tak jak w przy­padku reli­gii mają oni wła­sne cere­mo­nie i sym­bole oraz poru­szają tema­tykę moral­no­ści i ducho­wo­ści, upie­ra­nie się przy tym przy­po­mina dzie­le­nie włosa na czworo. Może zatem powinno się przed­sta­wiać wol­no­mu­lar­stwo jako reli­gię dru­giego rzędu – człon­ko­wie wol­no­mu­lar­stwa mają wol­ność sumie­nia, mogą podej­mo­wać wła­sne decy­zje w przy­pad­kach zawi­ło­ści teo­lo­gicz­nych, a jed­no­cze­śnie dys­po­nują mode­lem wspól­nego życia w kon­struk­tyw­nym spo­koju ducha. Łatwo się z tego śmiać, ale trudno się z tym nie zgo­dzić, zwłasz­cza że wielu maso­nów udziela się także cha­ry­ta­tyw­nie.

Po tym jak John Coustos wyznał to wszystko por­tu­gal­skim inkwi­zy­to­rom, kil­ka­krot­nie przy­znali oni, że Coustos jest „godny uzna­nia” – przy­naj­mniej do czasu, aż zaczęto pytać go o cel tych wszyst­kich rytu­ałów. Oto co w tej spra­wie zapi­sali inkwi­zy­to­rzy:

powie­dział: jedy­nym celem jest utrzy­ma­nie tajem­nic, któ­rych mają strzec wszy­scy człon­ko­wie.

Pyta­nie: jeśli, tak jak mówi, jedy­nym moty­wem wspo­mnia­nych zasad i cere­mo­nii jest pod­trzy­my­wa­nie tajem­nic, jaki jest wów­czas główny cel tej taj­no­ści, skoro za jej naru­sze­nie grożą tak surowe i nie­spo­ty­kane kary? (…)

powie­dział: głów­nym celem takich pro­ce­dur jest taka wła­śnie taj­ność.

Zatem celem wol­no­mu­lar­skiej taj­no­ści jest taj­ność. Nie brzmi to jak dobry spo­sób, aby cokol­wiek ukryć. Innymi słowy, całe to zamie­sza­nie wokół tajem­nic jest rytu­alną fik­cją, a prze­ra­ża­jące kary za zła­ma­nie przy­siąg ni­gdy nie będą egze­kwo­wane – to tylko teatr. Jak można się spo­dzie­wać, dla inkwi­zy­to­rów ta część wypo­wie­dzi Coustosa była „skró­towa, wymi­ja­jąca i myląca” i wła­śnie dla­tego go tor­tu­ro­wano: prawda o maso­ne­rii była po pro­stu kom­plet­nie roz­cza­ro­wu­jąca.

Mimo że Coustos w rze­czy­wi­sto­ści nie był boha­te­rem, za jakiego się poda­wał, trzeba pod­kre­ślić, że nie zmy­ślił cze­goś, co zado­wo­li­łoby inkwi­zy­to­rów. Z łatwo­ścią mógł prze­cież prze­ka­zać im infor­ma­cje o jakichś wyssa­nych z palca świę­to­kradz­twach, dzięki czemu jego oprawcy byliby ukon­ten­to­wani, że nie mar­nują czasu. Kiedy Tom­maso Cru­deli, wło­ski mason, został aresz­to­wany przez inkwi­zy­cję we Flo­ren­cji mniej wię­cej w tym samym cza­sie, sprawa prze­ciwko niemu była oparta na zezna­niach innego wol­no­mu­la­rza. Zgod­nie z tymi infor­ma­cjami rekruci byli mastur­bo­wani przez wyż­szych rangą maso­nów, a następ­nie zmu­szano ich do pod­pi­sa­nia wła­snym nasie­niem prze­ra­ża­ją­cej przy­sięgi: zobo­wią­zy­wali się ponoć do popeł­nia­nia wszyst­kich moż­li­wych prze­stępstw, z wyjąt­kiem sodo­mii. Dla­tego też Coustos w pew­nym sen­sie był męczen­ni­kiem: cier­piał za to, że roz­cza­ro­wał inkwi­zy­cję. A jed­nak od tego czasu inni masoni, tacy jak Coustos, oraz wro­go­wie maso­nów, tacy jak inkwi­zy­to­rzy, nie mogli powstrzy­my­wać się przed upa­try­wa­niem w tajem­ni­cach maso­ne­rii cze­goś wię­cej, niż w rze­czy­wi­sto­ści można było w nich doj­rzeć. Na tym wła­śnie polega iro­nia, która będzie prze­pla­tać się przez wiele kolej­nych histo­rii. Koniec koń­ców tajem­nice maso­nów nie skry­wają żad­nych szcze­gól­nych tre­ści, lecz jed­no­cze­śnie sami masoni oraz ich wro­go­wie na prze­strzeni dzie­jów i w róż­nych zakąt­kach świata dopil­no­wali, żeby każdy chciał te sekrety odkryć.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: