Medytacja dla zabieganych - ebook
Medytacja dla zabieganych - ebook
Osho rozumiał nas i czasy, w których żyjemy. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie wszyscy umiemy skorzystać ze starych technik medytacyjnych, bo nie jest nam łatwo zatrzymać się w biegu, usiąść i odprężyć się na zawołanie. Tysiące lat temu życie wyglądało przecież zupełnie inaczej. Medytacja dla zabieganych to książka wskazująca nam sposoby na osiągnięcie spokoju i odprężenia, które można włączyć w codzienny rozkład zajęć bez konieczności zastygania w pozycji lotosu. Możesz wykorzystać czas codziennego dojazdu do pracy, a nawet hałas uliczny – wiele sytuacji i bodźców, które doprowadzą cię do centrum twojej istoty, które pozwolą ci odzyskać wewnętrzną ciszę.
Książka zawiera wybrane medytacje dynamiczne Osho, ale także i medytacje tradycyjne. Celem ich wszystkich jest wskazanie czytelnikom drogi prowadzącej do wewnętrznej oazy spokoju w zgiełku codzienności.
Kategoria: | Psychologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8015-709-5 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
WPROWADZENIE
To niezwykła książka. Zawiera opis wielu zadziwiająco prostych technik, które pomogą ci się odprężyć i wejść w stan zwany „medytacją”. Znajdziesz tu odpowiedzi na pytania dotyczące tego, jak działa medytacja, jak interpretować to, co się podczas niej z tobą dzieje, i dlaczego jest ona tak przydatna współczesnemu człowiekowi.
Poproszono mnie o uzupełnienie tej książki informacjami o najnowszych odkryciach medycyny i neuronauki. I o komentarz na temat tego, że coraz więcej osób na całym świecie medytuje, o czym donoszą media. Obecnie pytamy nie: „Po co medytować?”, lecz: „Dlaczego by nie medytować?”.
Jeżeli zrozumiałeś już, jaką wartość mają chwile uważności w codziennym życiu, ta książka jest dla ciebie. Jeżeli natomiast nadal masz wątpliwości, czy medytacja nie jest jedynie kolejną fanaberią, kolejną chwilową modą, znajdziesz tu wiedzę, która pozwoli ci je rozwiać. Dziesięć lat temu rocznie ukazywało się około pięćdziesięciu publikacji związanych z medytacją. Obecnie ta liczba sięga nawet pięciuset.
Chcę przy tym zaznaczyć, że temat medytacji jest nieco bardziej skomplikowany niż pozostałe tematy rozważań naukowych.
Widzimy ciała fizyczne oraz umiemy dokładnie zmierzyć, z jaką prędkością się poruszają i kiedy dotrą do określonego punktu. Jeżeli częstotliwość dźwięku mieści się w pewnym zakresie, słyszymy go. Jeśli długość fal światła mieści się w pewnym zakresie, widzimy je. Zdajemy sobie jednak sprawę, że istnieją zjawiska niedostępne naszym zmysłom. I że istnieją rzeczy, których nie dostrzegamy ani nie umiemy zgłębić – z takich czy innych względów.
Wiele, wiele lat temu nikt nawet nie przypuszczał, że Słońce nie krąży dokoła Ziemi. Ani że Ziemia porusza się z ogromną prędkością i nie jest wcale płaska. Odkrycie, jak jest naprawdę, wymagało połączenia sprawnej obserwacji oraz zgromadzenia dowodów w postaci obiektywnych danych.
Gdy jest ci bardzo gorąco, zastanawiasz się, czy nie masz gorączki. Jak to precyzyjnie określić? Z pomocą przychodzą ci zdobycze nauki: sięgasz po termometr. Jeżeli on pokaże, że masz temperaturę w wysokości dwustu stopni Celsjusza, nie wyskoczysz jednak przez okno ani nie wezwiesz straży pożarnej – raczej włożysz inne okulary albo wydasz dwadzieścia złotych na nowy termometr. W tej sytuacji również potrzeba sprawnej obserwacji oraz obiektywnych danych.
Możesz zapytać: co to wszystko ma wspólnego z medytacją?
Załóżmy, że obiektem twojej obserwacji jesteś ty sam. Po co w ogóle miałbyś chcieć obserwować siebie? Kiedy twoja mama krzyczała: „Tylko na siebie popatrz!”, miała na myśli, że podczas zabawy na podwórku ubłociłeś się od stóp do głów. Nie chodziło jej o to, byś badał stan twojego umysłu.
Być może sam odkryłeś to, co potwierdzają współczesne badania: że przez połowę czasu czuwania jesteś nieobecny – uciekasz w iluzoryczny świat marzeń, zamiast spróbować odnaleźć się w swoim własnym życiu tu i teraz. Być może odkryłeś i to, co potwierdza nauka: że dużo lepiej się czujesz wtedy, kiedy jesteś obecny tu i teraz, niż wtedy, kiedy cię tu nie ma – niezależnie od tego, jak piękne miewasz marzenia.
Wyobraź sobie taką sytuację: poszedłeś do lekarza, a on powiedział ci, że masz chorobę, która skróci twoje życie o połowę. Ta informacja na pewno skłoniłaby cię do skupienia uwagi na teraźniejszości. Zapewne dotarłoby do ciebie, że nieobecność w tu i teraz nic ci nie daje, a na pewno nie czyni cię szczęśliwszym.
Może jest dla ciebie oczywiste, że aby zrealizować coś, co sobie zaplanowałeś, musisz być w tym obecny. Może lubisz czuć się odprężony i zauważyłeś, że bycie w teraźniejszości jest znacznie bardziej odprężające niż przeżywanie dramatów z przeszłości lub przyszłości, w które wciągają cię twoje myśli.
W porządku, mamy jasność. Powinieneś choć w niewielkim stopniu zdawać sobie sprawę z tego, gdzie znajdują się twoje stopy, jeśli nie chcesz obijać ich sobie o meble ani o płyty chodnikowe. Nieustanne uświadomienie sobie, co się dzieje z twoimi stopami, wcale nie jest łatwe. A nieustanne uświadamianie sobie swoich myśli i uczuć? To dopiero należy nazwać medytacyjnym wyzwaniem!
Obserwowanie samego siebie jest dość skomplikowane. Kiedy obiektem jest sam obserwujący, skąd wiadomo, kto kogo obserwuje? Kim jestem ja? Kto jest obserwatorem? Jeśli za ważną uznajemy wiedzę na temat stanu termometru, tym ważniejsza wydaje się wiedza o tym, w jakim stanie jest obserwator. Nie będę nic więcej zdradzał, sam przeczytasz o tym w książce. Wierzę, że jej treść cię zafascynuje.
Skoro nasz własny – skądinąd niezwykły – system nerwowy nie rejestruje tego, że poruszamy się z ogromną prędkością, to tym bardziej nie ufajmy ocenom nadętych arogantów, którym się zdaje, że wiedzą wszystko.
Nie ma większego wyzwania niż poznanie ludzkiego umysłu. Wszyscy mierzą się z tym wyzwaniem. Przekonano nas, że jesteśmy umysłem, że stanowi on najmądrzejszą część każdego z nas. Wydaje nam się zatem, że używanie umysłu, aby dowiedzieć się więcej o umyśle, ma sens. Większość naukowców wychodzi z takiego założenia. Nie dostrzegają, że to zupełnie nienaukowe.
Naukowcy, kiedy szukają skutecznych metod medytacji, zawsze stosują metodę podwójnej ślepej próby, ponieważ wiedzą, że nikt nie jest wolny od uprzedzeń. Natomiast w kwestiach dotyczących umysłu ci sami naukowcy po prostu „wiedzą”, jakie są odpowiedzi – tak jak nasi geocentryczni przodkowie „wiedzieli”, że to Słońce krąży wokół Ziemi. Naukowcy są przekonani, że umysł jest zdolny zbadać umysł. Ale jeżeli wysokiej klasy naukowiec może się pomylić, gdy bada skuteczność nowego leku, to na ile pomyłek jest skazane badanie naszego uprzedzonego umysłu naszym uprzedzonym umysłem!
Przekonania nastawionych na badanie umysłu naukowców zaczynają jednak się zmieniać pod wpływem największego sprzymierzeńca nauki: wątpliwości. Naukowcy wątpią w to, czy umysł potrafi w sposób obiektywny obserwować umysł.
Przez ponad dwa tysiąclecia ludzie na Wschodzie, w takim samym stopniu jak współcześni zachodni naukowcy, interesowali się tym, co nami kieruje. Nie dysponowali żadnymi narzędziami badawczymi, więc mogli jedynie obserwować swój umysł i swoje ciało. W ten sposób stworzyli coś, co możemy nazwać „nauką o wnętrzu”. Zatem nauka o świecie zewnętrznym i nauka o świecie wewnętrznym bazują na obserwacji oraz doświadczaniu.
Wkład Osho w rozwój ludzkości to synteza Wschodu i Zachodu, stworzenie nauki łączącej oba podejścia. Jest to system otwarty, w całości oparty na obserwacji. Nie ma znaczenia, co obserwujemy. Jest tak, jak jest – obserwowanie tego stanowi klucz. Obserwator zawsze może dostrzec coś nowego, nic nie zostaje pominięte.
Każdy człowiek jest tu naukowcem z własnym laboratorium: sobą samym. Czyż to nie wspaniałe? Nie trzeba w nic wierzyć. Nie są potrzebne żadne akty wiary. Wystarczy podejście naukowe polegające na testowaniu na sobie różnych hipotez. Jeśli się nie uda, trudno. Jeśli się uda, zdobędziesz złoty klucz. To podejście nie ma minusów. Ono pozwala widzieć, co się naprawdę dzieje.
Wspomnę tu o interesujących badaniach pozwalających docenić wartość medytacji. Na przykład powszechnie wiadomo, że powodem około dwóch trzecich dolegliwości skłaniających nas do pójścia do lekarza jest stres. Naukowcy poddawali szczury działaniu stresu i zaobserwowali, że z tego powodu powiększył się jeden obszar w mózgu tych biednych zwierzaków. Później się okazało, że u ludzi pod wpływem stresu powiększa się dokładnie ten sam obszar w mózgu. Można zaś temu przeciwdziałać za pomocą medytacji. Inni naukowcy dowiedli, że u osób medytujących występuje mniej oznak starzenia się – medytacja jest zdecydowanie tańsza niż kremy przeciwzmarszczkowe!
W Instytucie Technologii w Massachusetts przeprowadzono niezwykle interesujący eksperyment. Wolontariuszom zaproponowano udział w ośmiotygodniowym kursie medytacji. Uczestników podzielono losowo na dwie grupy. Ci z pierwszej grupy chodzili na kurs i medytowali codziennie przez godzinę. Tym z drugiej grupy powiedziano, że ich kurs rozpocznie się później. Po ośmiu tygodniach członków obu grup zaproszono na wywiad niezwiązany z tematem kursu.
Sytuację zaaranżowano tak, że w poczekalni przed pokojem, w którym miano przeprowadzać wywiad, stały tylko trzy krzesła. Dwa z nich zawsze zajmowali naukowcy udający uczestników. Na trzecim krześle siadał niczego nieświadomy prawdziwy uczestnik eksperymentu. Następnie do poczekalni wchodził trzeci naukowiec. Pozorował złe samopoczucie, słaniał się na nogach. Dwaj siedzący naukowcy – zgodnie z planem (jednostka zazwyczaj podąża za tłumem) – nie zwracali na niego uwagi. Jak zachowywali się prawdziwi uczestnicy eksperymentu? Aby pomóc „choremu”, wstało tylko 21 proc. niemedytujących i aż 50 proc. medytujących. Taki wynik podważa opinię, że medytacja rozwija egocentryzm i polega na obserwowaniu własnego pępka, a nie na „kochaniu bliźniego”.
Współczesna nauka potwierdziła coś, o czym wiedzieli starożytni mędrcy: jaźń to jedynie wymysł, jej istnienie to bajeczka, którą opowiadamy sami sobie, aby mieć temat do rozmowy podczas spotkań towarzyskich. Tak naprawdę jesteśmy procesem, płynącą rzeką, nie zaś nieruchomym jeziorem.
Pasują do tego najnowsze doniesienia, zgodnie z którymi mózg jest organem niezwykle plastycznym, nieskoncentrowanym stale na jednej funkcji, a jego komórki nieustannie poszukują nowych aktywności.
Oznacza to, że człowiek nie jest nawet rzeką; jest płynącą wodą reagującą na zmiany zachodzące wokół. Znaczenie tego odkrycia jest zdumiewające. Oznacza ono bowiem, że nieustannie, w każdym momencie życia każdy tworzy siebie. Wszystko zależy od niego samego. To przerażająca odpowiedzialność zwłaszcza dla tych, którzy chętnie za swoje wady winią mamę, tatę, boga lub jeszcze kogoś. Jeśli chodzi o odpowiedź na odwieczne pytanie: „Kim jestem?” – prawie nic nie jest ustalone. Powtarzam: każdy tworzy siebie, wszystko zależy od niego samego.
Inny eksperyment dowiódł, że wystarczy przez trzy dni robić smutną minę, aby popaść w depresję. Oto jak wielki wpływ mamy sami na siebie!
Wszyscy rodzimy się w jakiejś kulturze, w jakiejś religii, śpiewamy hymn państwowy, akceptujemy męską dominację i tak dalej. Pewne przekonania i systemy wartości zostają nam wpojone w trakcie procesu wychowania i tkwią głęboko zakopane w naszej podświadomości. Nie wiemy, że zostaliśmy uwarunkowani, więc traktujemy te przekonania i systemy jak własne.
Mózg to biokomputer zaprogramowany przez wiele czynników. Rezultatem tego zaprogramowania jest „umysł”. Neuronauka nie ma wątpliwości co do tego, że komórki nerwowe często ze sobą współpracujące mocno się łączą. Za każdym razem, gdy – nawet nieświadomie – myślisz: „Czarny to zło, biały to dobro” lub: „Mężczyźni są ważniejsi niż kobiety”, to przekonanie staje się mocniejsze, upewniasz się, że masz rację.
Teraz ciekawostka. Istnieje stan nazwany przez lekarzy zaburzeniami obsesyjno-kompulsyjnymi (obsessive-compulsive disorder, OCD). Jednym z jego objawów jest na przykład mycie dłoni pięćdziesiąt razy dziennie, aby pozbyć się zarazków. Wiesz, że to bzdura, lecz i tak myjesz ręce. Grupa komórek odpowiedzialnych za myślenie o zarazkach i grupa tych odpowiedzialnych za chodzenie do łazienki zacieśniają współpracę. To ekstremalna wersja, ale problem dotyczy wielu naszych codziennych zachowań. Zagrają hymn Wielkiej Brytanii – część ludzi od razu poderwie się na nogi. Rozlegną się dzwony kościelne w niedzielę – część ludzi poczuje potrzebę pójścia do kościoła… Trudno z tym zerwać.
Najnowsze odkrycia mówią, że pomaga w tym medytacja. Na przykład, gdy nałogowo palisz papierosy, sytuacja wygląda tak. Jedna grupa twoich neuronów mówi: „Czas na dawkę nikotyny”. Inna grupa sprawia, że od razu zaczynasz przetrząsać kieszenie w poszukiwaniu papierosów i zapalniczki. Zanim się zorientujesz, co robisz, już palisz. A co się dzieje, kiedy decydujesz, że chcesz rzucić palenie? Kiedy jedna grupa neuronów wysyła impuls, ty natychmiast go tłumisz. Czy to pomaga? Nie.
To, co ze sobą współdziała, łączy się. Nieważne: wzmacniasz czy tłumisz impulsy, łączysz ze sobą coraz mocniej obie grupy neuronów. Właśnie dlatego walka z nawykami rzadko daje efekty.
Dwadzieścia pięć wieków temu mężczyzna zwany Gautamą Buddą wyjaśnił, że potrzebna jest „niewybiórcza świadomość”. Skoro zarówno uleganie nawykom, jak i walka z nimi coraz mocniej łączą grupy neuronów, jedyną nadzieją jest niepodejmowanie działania. Nie rób nic za ani przeciw – oto esencja medytacji. Dlatego medytacja pomaga w wypadku zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych oraz nawyków i kompulsji, których istnienia sobie nie uświadamiamy; między innymi kompulsji sprawiającej, że żyjemy tak, jakbyśmy byli nieruchomym jeziorem.
Można to udowodnić naukowo. Wystarczy taki nawyk objąć świadomością, by całkowicie zniknął.
Nic dziwnego, że prasa w Stanach Zjednoczonych zachwyca się obecnie medytacją. Dziennikarze nazywają ją „uważnością”. To skrót od „prawdziwej uważności”, którą Budda nazywał „niewybiórczą świadomością”. Setki wydawnictw akademickich objaśniają, jak niezwykle korzystnym procesem jest medytacja.
Firmy dostrzegają korzyści płynące z posiadania zdrowych, szczęśliwych, kreatywnych i obecnych tu i teraz pracowników, więc coraz więcej z nich, zwłaszcza tych znajdujących się w Dolinie Krzemowej, zaleca i umożliwia zatrudnianym osobom medytację. Korzysta się z niej w szkołach, na spotkaniach weteranów wojennych, w leczeniu zespołu wypalenia zawodowego u lekarzy… wszędzie. Chwalą ją osoby bardzo znane, choćby Nelson Mandela, Steve Jobs¹, Madonna, Sting, Tiger Woods, co jest szczególnie ważne, ponieważ mają one ogromny wpływ na to, co się dzieje w świecie.
Na pewno warto spróbować medytacji. Sprawdź, czy całe to zamieszanie wokół niej jest zasłużone i czy ona ci odpowiada. Po pierwsze, musisz zrozumieć, że medytacja jest obserwowaniem; obserwowaniem tego, co zachodzi wewnątrz i na zewnątrz ciebie – niezależnie od tego, czym to jest. W domu, w pracy, rano, po południu… Zawsze jest co obserwować.
Po drugie, twój umysł często odpływa w świat marzeń, ale twoje ciało zawsze jest obecne tu i teraz. Jeśli chcesz nieprzerwanie być obecny w swoim życiu, zacznij obserwację od ciała.
Po trzecie, gdy tworzono techniki siedzącej medytacji, ludzie byli inni, niż są teraz. Wspominałem, że mózg jest organem niezwykle plastycznym. Trudno się dziwić, że mózg człowieka, który pracował w polu po dwanaście godzin na dobę, szedł spać o zmierzchu z powodu braku elektryczności i widział jedną nową osobę rocznie, różni się od twojego mózgu.
Współczesny hiperaktywny mózg nie pozwoli ci siedzieć spokojnie. Medytacja musi być połączona z aktywnością: obserwowanie siebie w działaniu jest łatwiejszym dla nas wstępem do medytacji. Dlatego aktywna medytacja Osho i inne praktyki dla zabieganych opisane w tej książce są tak wartościowe. Paradoksalnie: jeżeli usiądziesz spokojnie, zobaczysz jedynie swój niespokojny umysł. Natomiast w wirze swojej zwykłej aktywności dostrzeżesz, że twoje centrum jest zawsze spokojne. Prawdopodobnie odkryjesz również, że musisz odrzucić część swojego szalonego umysłu, zanim będziesz mógł odprężyć się w ciszy.
Bez względu na to, jaka jest twoja sytuacja życiowa, masz przed sobą piękną książkę. Opisano w niej wiele różnych sposobów, które pozwolą ci odkryć, kim jesteś, albo przynajmniej odkryć, kim nie jesteś.
Podejdź do medytacji uczciwie, lecz niezbyt poważnie. Baw się. Znajdź metody, które sprawią ci przyjemność, którymi możesz się bawić, a wtedy ta podróż zaprowadzi cię dokładnie tam, gdzie pragniesz się znaleźć.
John Andrews, dr n. med., lekarz, członek Królewskiej Akademii Medycznej
John Andrews jest doktorem nauk medycznych, naukowcem, autorem. Był osobistym lekarzem Osho, dbał o jego ciało przez wiele lat, aż do ostatnich dni. Jako że praktykuje medytację i przez dziesięciolecia prowadził związane z nią badania naukowe, z zadowoleniem obserwuje, jak środowiska naukowe powoli zaczynają uznawać medytację i jak wzbudza ona coraz większe zainteresowanie. Obecnie bada tradycyjne medytacje i porównuje je z medytacją Osho.
1. Nelson Mandela zmarł w 2013 r., a Steve Jobs w 2011 r.Rozdział 1
ZROZUMIEĆ PRZYCZYNY STRESU
Napięcie nie ma nic wspólnego ze światem zewnętrznym. Pochodzi ono z twojego wnętrza. Zawsze znajdziesz jakiś pozornie niezależny od ciebie powód, aby wytłumaczyć swoje napięcie – byłoby dziwne, gdybyś denerwował się bez powodu. Jednak powód do zdenerwowania znajduje się w tobie: jest nim twój niewłaściwy styl życia.
Rozjaśnij wnętrze
Mądrość nie polega na gromadzeniu faktów, liczb oraz informacji; polega na doświadczeniu przemiany.
Żyjemy w świecie zewnętrznym i dlatego nasz świat wewnętrzny otula ciemność. Jeśli skierujemy się do środka, jeśli nasza uwaga zacznie koncentrować się na wnętrzu, zapłonie światło. Mamy wszystko, co jest potrzebne, żeby to światło zapalić. Potrzeba tylko kilku zmian.
To jest tak, jakby ktoś zrobił w twoim pokoju wielki bałagan, poprzewracał meble, rzucił żyrandol na podłogę. Wszystko nadal jest w pokoju, tyle że tworzy chaotyczny zbiór. Trudno żyć w takim otoczeniu. Musisz każdy przedmiot ustawić z powrotem na jego miejscu.
Tak właśnie dzieje się z nami, ludźmi: mamy wszystko, co jest nam potrzebne, egzystencja obdarzyła nas wszystkim. Przyszliśmy tu gotowi, by przeżyć swoje życie w pełni, lecz żyjemy na minimum, ponieważ nigdy nie ustawiliśmy rzeczy na ich miejscu. Na przykład, nasza uwaga jest skierowana na zewnątrz, toteż widzimy wszystkich, tylko nie siebie; a przecież najważniejsze jest to, by widzieć siebie. Widzisz innych – w porządku, lecz najpierw zobacz siebie i bądź sobą. Dzięki takiemu wyśrodkowaniu patrzenie na innych będzie miało całkiem inny wymiar.
Uwaga musi więc być skierowana do wewnątrz. Na tym polega odkrycie samego siebie: na odwróceniu swojej własnej uwagi i swojej własnej świadomości o sto osiemdziesiąt stopni. To, na czym koncentrujemy uwagę, jest oświetlone. Nie mam nic przeciwko światu zewnętrznemu, świat wewnętrzny ma jednak pierwszeństwo. Człowiek, który umie zadbać o swój świat wewnętrzny, z łatwością zadba i o świat zewnętrzny.
Mądrość oznacza poznanie samego siebie, a takie poznanie jest początkiem wszelkiego innego poznania. Wtedy krąg twojego światła może się rozszerzać, obejmować coraz więcej. Nadchodzi w końcu moment, kiedy twoja świadomość obejmuje wszystko, co jest ci potrzebne. Czujesz, że niczego ci nie brak – dotarłeś do domu. To daje niezwykle silne poczucie odprężenia, spełnienia, zadowolenia. W twoim wnętrzu panuje cisza, chociaż wypełnia je pieśń.
Patologia ambicji
Wszystkie kultury i religie warunkują cię tak, abyś czuł się niezadowolony z siebie. Nikt nie zyskuje szacunku z tego powodu, że jest sobą. Masz udowadniać swoją wartość: zdobywać złote medale w zawodach sportowych, osiągać sukces zawodowy, zarabiać pieniądze, zyskiwać władzę, prestiż, respekt. Uczą cię, że twoja wartość nie jest wrodzona, że musisz ją udowodnić.
Jeżeli nie umiesz udowodnić, że masz wartość, narasta w tobie przekonanie, że jej nie masz. W tym świecie nastawionym na konkurowanie wszystkich ze wszystkimi i o wszystko jedynie nieliczni odnoszą sukces. Konkurują ze sobą miliony, ilu wygra? Jak wielu ludzi zostanie prezydentem albo premierem? W kraju są miliony obywateli i jeden prezydent, choć w głębi duszy każdy chciałby nim zostać. Wszyscy, którym się nie udało, czują się… bezwartościowi. Ilu ludzi może się stać wspaniałym malarzem? A przecież każdy chciałby namalować piękny obraz. Ilu ludzi może pisać tak wiekopomne dzieła jak Szekspir, Milton, Shelley, Tagore? A przecież każdy ma w sobie odrobinę poezji, którą mógłby dać światu.
Przymus odnoszenia sukcesów jest dla ciebie torturą. Świadomość, że trzeba koniecznie coś osiągnąć, to największe przekleństwo ludzkości. Musisz konkurować, musisz walczyć. Nie ma znaczenia, jak osiągniesz ten sukces. Zwycięzców nikt o to nie pyta. Nawet jeśli uciekniesz się do nieuczciwości, cel uświęca środki. Sukces zmienia ocenę wszystkich twoich działań.
Problemów przysparza jedynie znalezienie sposobu wejścia na szczyt. Oraz to, że niewiele osób może tam stanąć. Gdyby wszyscy próbowali zdobyć Mount Everest, dla ilu ludzi znalazłoby się miejsce na samym wierzchołku? Na pewno nie dla milionów. Zatem miliony będą żyły z poczuciem przegranej, z poczuciem niespełnienia.
Mamy niewłaściwy system kształcenia. Tak zwane wykształcenie, które otrzymałeś, jest trujące. Twoje szkoły, uniwersytety zatruwają cię, czynią nieszczęśliwym. Są piekłem, choć nie zdajesz sobie z tego sprawy, bo znajdujesz tam także wiele przyjemności. Z powodu złego systemu kształcenia cały świat zamienił się w piekło. Każdy rodzaj edukacji, który pobudza ambicję, wcześniej czy później zamieni ziemię w piekło.
Wszyscy ludzie cierpią i mają poczucie niższości. Naprawdę dziwna sytuacja. Nikt nie jest ani gorszy, ani lepszy od innych, ponieważ każda jednostka jest wyjątkowa i niepowtarzalna. Jesteś sobą, jesteś wyłącznie sobą i nie możesz być nikim innym. Zresztą nie ma potrzeby, żebyś był. Nie musisz stać się sławny, nie musisz odnieść sukcesu w oczach świata. Takie pomysły są po prostu głupie.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki