Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mistyka kobiecości - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
13 stycznia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,99

Mistyka kobiecości - ebook

Na czym w takim razie polegał ów nienazwany problem? Jakimi słowami kobiety próbowały go opisać? Czasami jakaś kobieta mówiła: „Czuję się w jakimś sensie pusta… niespełniona” albo: „Czuję się, jakbym w ogóle nie istniała”. Niektóre próbowały zapomnieć o udręce, sięgając po środki uspokajające. Czasami myślały, że problem dotyczy męża lub dzieci, albo że właściwie wystarczy tylko zmienić umeblowanie w domu, przeprowadzić się do lepszej dzielnicy, znaleźć sobie kochanka lub urodzić jeszcze jedno dziecko. Czasami szły do lekarza z objawami, których nie potrafiły opisać: „Czuję się zmęczona… potwornie złoszczę się na dzieci, złoszczę się tak bardzo, że aż mnie to przeraża… Czuję, że zaraz się rozpłaczę bez żadnego powodu”. (Pewien lekarz z Cleveland nazwał to „syndromem gospodyni domowej”.)

Fragment książki

Ameryka była z nich dumna. Mówiło się o szczególnej roli amerykańskiej pani domu, o jej osobistym szczęściu i historycznej misji. Tymczasem Friedan podsunęła tym rzekomo spełnionym kobietom lustro, w którym zobaczyły ogrom własnej frustracji, poczucie pustki, zagubienia, bezsensu i wstydu, że tak właśnie się czują. Dotarło do nich, że nie są same. Że jednak nie zwariowały, bo ich desperacja to doświadczenie milionów innych kobiet. W listach do autorki – a dostała ich całe stosy – pisały z przejęciem, że ta książka zmieniła ich życie.

Mistyka kobiecości to książka-legenda. Książka, która zmieniła świat. Kongres Kobiet otwiera nią swoją Bibliotekę, w której znajdą się kluczowe dzieła feministyczne. Polecamy „Mistykę” tym wszystkim, którzy uważają, że miejsce kobiety jest w domu, bo tak chce natura. I wszystkim, którzy uważają feminizm za dziwactwo, które nie dotyczy „zwyczajnych kobiet”. Ale polecamy ją także tym z Was, które – i którzy – wiedzą, że jest inaczej. To książka, od której zaczął się wielki zryw i wielka zmiana.

Magdalena Środa

Mistyka kobiecości to klasyka feminizmu liberalnego. Friedan dowodzi, że kobiety to przede wszystkim jednostki, które nie mniej niż mężczyźni mają prawo dążyć do samorealizacji w sferze publicznej. Masowe zamknięcie kobiet w domach to gotowy przepis na frustrację i nerwice, a przy tym absurdalne marnotrawstwo ludzkiego potencjału. Ta książka powstała pół wieku temu w Ameryce, ale warto do niej wrócić tu i teraz, bo aktywizacja zawodowa kobiet pozostaje wielkim wyzwaniem polityki społecznej w Polsce i w Europie.

Małgorzata Fuszara

Kategoria: Nauki społeczne
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8143-876-6
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Tytuł ory­gi­nału: _The Femi­nine Mysti­que_

Redak­cja: Monika Bara­now­ska

Pro­jekt okładki: Iza­bela Rogo­wicz

Korekta: Mał­go­rzata Denys

Copyw­ri­ght © 1997, 1991, 1974, 1963 by Betty Frie­dan

W.W Nor­ton & Com­pany, Inc.

500 Fifth Ave­nue, New York, N. Y. 10110

Copy­ri­ght for the Polish edi­tion © by Wydaw­nic­two Czarna Owca, War­szawa 2020

Wszel­kie prawa zastrze­żone. Niniej­szy plik jest objęty ochroną prawa autor­skiego i zabez­pie­czony zna­kiem wod­nym (water­mark).

Uzy­skany dostęp upo­waż­nia wyłącz­nie do pry­wat­nego użytku.

Roz­po­wszech­nia­nie cało­ści lub frag­mentu niniej­szej publi­ka­cji w jakiej­kol­wiek postaci bez zgody wła­ści­ciela praw jest zabro­nione.

An Ame­rica 21 Title: This book publi­shed with sup­port from the U.S. Depart­ment of State, to spread the gift of reading worl­dwide

Wyda­nie II

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie ZECER.Wstęp

MISTYKA PO AME­RY­KAŃ­SKU, MISTYKA PO POL­SKU

Betty Frie­dan nie była pierw­sza. Przed nią wie­lo­krot­nie dowo­dzono, że rów­ność płci to istotna war­tość w demo­kra­tycz­nym spo­łe­czeń­stwie. Że kobieta, by osią­gnąć peł­nię czło­wie­czeń­stwa, potrze­buje cze­goś wię­cej niż życia domo­wego. Albo z gru­bej poli­tycz­nej rury: że masowe udo­mo­wie­nie wykształ­co­nych kobiet to absur­dalne mar­no­traw­stwo ludz­kiego poten­cjału, na które nowo­cze­sne spo­łe­czeń­stwo nie może sobie pozwo­lić. A jed­nak wydana w 1963 roku _Mistyka kobie­co­ści_ oka­zała się prze­ło­mem. Dzieło Frie­dan to nie tylko kla­syka myśli femi­ni­stycz­nej i ame­ry­kań­skiej huma­ni­styki – to jedna z tych ksią­żek, o któ­rych się mówi, że zmie­niły świat, bo wpły­nęły na spo­sób, w jaki o świe­cie się myśli i mówi. W więk­szym stop­niu niż jaka­kol­wiek kon­fe­ren­cja, demon­stra­cja, pozew sądowy, boj­kot czy wiec, _Mistyka_ stała się kata­li­za­to­rem spo­łecz­nej zmiany, która miała prze­orać Stany Zjed­no­czone i znaczną część świata w ciągu następ­nych dwu­dzie­stu lat – zmiany w postrze­ga­niu roli kobiet we współ­cze­snym świe­cie, w naszym sta­tu­sie praw­nym i eko­no­micz­nym, a także w skali naszego uczest­nic­twa w życiu publicz­nym.

Ta zmiana jest na­dal w toku, a w Pol­sce odbywa się nie­zwy­kle burz­li­wie. Na wielu pozio­mach – w zbio­ro­wej wyobraźni, w oby­cza­jo­wo­ści, w sfe­rze eko­no­micz­nej – toczy się gorący spór o to, jak ma wyglą­dać pol­ski wzo­rzec rela­cji płci. Z jed­nej strony są Manify, Kon­gres Kobiet, kolejne femi­ni­styczne publi­ka­cje, rów­no­ściowa argu­men­ta­cja w znacz­nej czę­ści mediów, a nawet w ustach poli­ty­ków; z dru­giej – lamenty, że to wszystko uzur­pa­cja, kata­strofa i „cywi­li­za­cja śmierci”. Tłem tych zma­gań jest kon­ser­wa­tywna rze­czy­wi­stość: jedna z naj­bar­dziej restryk­cyj­nych ustaw anty­abor­cyj­nych w Euro­pie, ciche przy­zwo­le­nie na dys­kry­mi­na­cję kobiet na rynku pracy, nie­ustanna popu­lar­ność sek­si­stow­skich dow­ci­pów. W deba­cie publicz­nej prze­szli­śmy jed­nak długą drogę: od rytu­al­nego rechotu na sam dźwięk słowa „rów­ność” (tak było jesz­cze pod koniec lat dzie­więć­dzie­sią­tych) do sytu­acji, w któ­rej o tych kwe­stiach roz­ma­wia się z namy­słem i powagą – nie tylko na Kon­gresie Kobiet, ale na uczel­niach, w szko­łach i w wielu pol­skich domach. Czy książka, która pół wieku temu wywo­łała burzę w Sta­nach Zjed­no­czo­nych, może nam się do cze­goś przy­dać w dzi­siej­szej Pol­sce?

Nad­wi­ślań­skie roz­mowy o płci są spe­cy­ficzne, bo uwi­kłane w naro­dową histo­rię, naro­dowe kom­pleksy i obse­sje. Trudno wyja­śnić Ame­ry­kance czy Fran­cuzce, czym w pol­skiej kul­tu­rze jest mityczna postać Matki Polki, jak ma się ona do Matki Boskiej i dla­czego jest przed­mio­tem kultu z jed­nej, a kpiny z dru­giej strony. Trudno prze­ka­zać cudzo­ziem­com, jak działa ta szcze­gólna mie­szanka zarad­no­ści i cier­pięt­nic­twa, sta­no­wiąca prze­pis na kobie­cość po pol­sku. Miro­sława Marody i Anna Giza Polesz­czuk okre­śliły ten odzie­dzi­czony po PRL-u model oso­bowy mia­nem „dziel­nej ofiary”, Sła­wo­mira Wal­czew­ska suge­styw­nie pisała o „matce gastro­no­micz­nej”¹. Te posta­cie mają nie­wiele wspól­nego z opi­sa­nymi przez Frie­dan paniami domu z ame­ry­kań­skich przed­mieść. Pol­skie kobiety – te mityczne i te realne – są jakby tward­sze i dziel­niej­sze od Ame­ry­ka­nek. Znacz­nie trud­niej im się żyje, a ich męż­czyźni gorzej sobie radzą w życiu i czę­sto są w ich oczach raczej dużymi dziećmi niż wład­czymi ojcami rodzin.

Kobie­cość po pol­sku jest szcze­gólna, bo wschod­nio­eu­ro­pej­ska, nazna­czona przez doświad­cze­nie pol­skiej wer­sji komu­ni­zmu i siłę pol­skiego kato­li­cy­zmu. Druga fala femi­ni­zmu w dużej mie­rze nas prze­cież omi­nęła. Gdy w Sta­nach, Fran­cji czy Niem­czech zbun­to­wane młode kobiety malo­wały trans­pa­renty z hasłami „Sio­strzeń­stwo to potęga!” i „Pry­watne jest poli­tyczne”, u nas skan­do­wano na wie­cach: „Wie­sław! Wie­sław!”. Rok 1968 zamiast rewolty oby­cza­jo­wej przy­niósł anty­se­mic­kie czystki. Wkrótce po trau­mie Marca inny Wie­sław śpie­wał w tele­wi­zji „Bo ja cały jestem mamy”, czule uśmie­cha­jąc się do grupki ado­ru­ją­cych go kobiet. Słu­cha­jąc tej uro­czej pio­senki, można odnieść wra­że­nie, że rela­cje męsko-dam­skie i rodzinne były w Pol­sce tam­tych lat sie­lanką – femi­nizm byłby w tych warun­kach czy­stą aber­ra­cją. Ale tu cho­dzi też o coś zgoła innego niż kobie­cość i męskość. „Nie należę do żad­nej orga­ni­za­cji ani do kółka” – śpie­wał Gołas i spie­szył z wyja­śnie­niem, że mama mu na to nie pozwala. Duszny kosz­mar poli­tyki odre­ago­wy­wano, żar­to­bli­wie ide­ali­zu­jąc pry­wat­ność. Tak było jesz­cze w latach osiem­dzie­sią­tych, gdy dora­sta­łam, cho­dząc na mani­fe­sta­cje prze­ciw komu­nie i kocha­jąc się na zabój w pew­nym mło­dym opo­zy­cjo­ni­ście. Gdyby ktoś mi wtedy powie­dział, że za kil­ka­na­ście lat będę orga­ni­zo­wać femi­ni­styczne mani­fe­sta­cje, uzna­ła­bym go za idiotę. Na poli­tyczną ana­lizę pry­wat­no­ści, na poważną reflek­sję nad sytu­acją pol­skich kobiet i mizo­gi­nią obecną w naszej kul­tu­rze trzeba było pocze­kać do demo­kra­tycz­nego prze­łomu – a potem jesz­cze dobrych kilka lat.

Wygląda więc na to, że opo­wieść o ame­ry­kań­skich paniach domu znu­żo­nych pustką wygod­nej egzy­sten­cji ma się nijak do pol­skich doświad­czeń. A może jed­nak jakoś się ma? Zanim się nad tym zasta­no­wimy, odno­tujmy po pro­stu, że w pew­nym stop­niu jeste­śmy spad­ko­bier­czy­niami Betty Frie­dan i „prze­bu­dze­nia”, jakie spo­wo­do­wała jej książka. Chcąc nie chcąc, czer­piemy z tej histo­rii gar­ściami. Czer­piemy, wal­cząc o pary­tety, o równe płace, o prawa repro­duk­cyjne. Czer­piemy, mówiąc o god­no­ści, auto­no­mii i pod­mio­to­wo­ści kobiet, o dys­kry­mi­na­cji, mole­sto­wa­niu, o sek­si­zmie w pod­ręcz­ni­kach szkol­nych czy rekla­mach. Czer­piemy, bo nasza histo­ria, choć spe­cy­ficzna, jest prze­cież cząstką świa­to­wej histo­rii kobiet. Dla­tego warto się w niej zanu­rzyć.

W latach pięć­dzie­sią­tych, gdy Frie­dan zbie­rała mate­riały do swo­jej książki, w Sta­nach Zjed­no­czo­nych nie ist­niały żadne regu­la­cje prawne słu­żące prze­ciw­dzia­ła­niu dys­kry­mi­na­cji kobiet. Jedy­nym wyjąt­kiem była wywal­czona przez sufra­żystki XIX poprawka do Kon­sty­tu­cji, gwa­ran­tu­jąca kobie­tom prawa wybor­cze. Męż­czyźni sta­no­wili 97% praw­ni­ków, 95% leka­rzy, 78% wykła­dow­ców na wyż­szych uczel­niach, 97% człon­ków Kon­gresu, sena­to­rów, amba­sa­do­rów². Powszech­nie uwa­żano ten stan rze­czy za oczy­wi­stość. Wszak wia­domo, że kobiety pra­cują wyłącz­nie z przy­musu eko­no­micz­nego, a młode dziew­czyny z lepiej sytu­owa­nych rodzin idą na stu­dia wyłącz­nie po to, by zna­leźć dobrze roku­ją­cych kan­dy­da­tów na mężów. Przyda im się wie­dza, by potem bawić tych mężów odpo­wied­nio wyra­fi­no­waną roz­mową. Oczy­tana mama lepiej wychowa gro­madkę dzieci.

Waga „kwe­stii kobie­cej” docie­rała do świa­do­mo­ści poli­ty­ków powoli i opor­nie, w atmos­fe­rze szy­derstw i kpin dobrze zna­nej nam z debat o rów­no­ści płci, które co jakiś czas odby­wają się w pol­skim Sej­mie. Co cie­kawe, naj­le­piej prze­bi­jały się argu­menty o „zmar­no­wa­nym poten­cjale”, który mógłby się przy­dać w zim­no­wo­jen­nej rywa­li­za­cji ze Związ­kiem Radziec­kim, nie zaś te doty­czące spra­wie­dli­wo­ści czy prawa kobiet do samo­re­ali­za­cji. Na­dal jed­nak domi­no­wało prze­ko­na­nie, że do poko­na­nia komu­ni­zmu naj­le­piej nadaje się tra­dy­cyjna ame­ry­kań­ska rodzina. Towa­rzy­szyła temu dzi­waczna ide­olo­gia o roli płci w misji cywi­li­za­cyj­nej Ame­ryki. Otóż klu­czem do potęgi poli­tycz­nej Sta­nów Zjed­no­czo­nych miała być prężna ame­ry­kań­ska męskość, nie­złomny indy­wi­du­alizm, przed­się­bior­czość i umi­ło­wa­nie wol­no­ści. Rzecz w tym, że ta męskość potrze­bo­wała kobie­cego wspar­cia. „Zapewne wiele z was przej­dzie przez życie u boku jed­nego z owych stwo­rzeń, które nazy­wamy Czło­wie­kiem Zachodu” – wiesz­czył w 1955 roku guber­na­tor Adlai Ste­ven­son, ówcze­sny kan­dy­dat na pre­zy­denta. Kie­ro­wał te słowa do kobiet, które wła­śnie ukoń­czyły pre­sti­żową uczel­nię Smith Col­lege (kil­ka­na­ście lat wcze­śniej jej dyplom zdo­była Bet­tye Naomi Gold­stein, czyli póź­niej­sza Betty Frie­dan). Ich życiowe zada­nie, tłu­ma­czył, nie pole­gało na tym, by coś ze swoim świet­nym wykształ­ce­niem dalej robić, lecz na tym, by „spra­wić, że ten męż­czy­zna pozo­sta­nie Czło­wie­kiem Zachodu, że będzie trzy­mał się obra­nego celu, zachowa swoją inte­gral­ność”³. Dzięki wysił­kom wykształ­co­nych w eli­tar­nej uczelni wzo­ro­wych pań domu Ame­ryka pokona tota­li­ta­ryzm i ura­tuje Zachód przed kata­strofą.

Coś się jed­nak zmie­niało. Gdy w 1963 roku uka­zała się _Mistyka,_ od dwóch lat dzia­łała Pre­zy­dencka Komi­sja ds. Sta­tusu Kobiet, powo­łana przez Johna Ken­nedy’ego dzięki naci­skom wpły­wo­wych kobiet, m.in. Ele­onory Roose­velt, która tym cia­łem kie­ro­wała. Przy Depar­ta­men­cie Pracy dzia­łało też Biuro ds. Kobiet. Rok przed _Mistyką_ uka­zał się _Złoty Notes_ – powieść angiel­skiej pisarki Doris Les­sing, póź­niej­szej noblistki, książka, która dała wyraz aspi­ra­cjom, lękom i fru­stra­cjom milio­nów kobiet, a zda­niem wielu uto­ro­wała drogę dru­giej fali femi­ni­zmu. _Druga płeć_ Simone de Beau­voir uka­zała się w Sta­nach w 1953 roku. Frie­dan znała tę książkę dosko­nale, robiła szcze­gó­łowe notatki, a jej zain­te­re­so­wa­nie wzbu­dził zwłasz­cza egzy­sten­cja­lizm, który uważna czy­tel­niczka z łatwo­ścią dostrzeże także na kar­tach _Mistyki._ Nie jest zatem do końca prawdą, że książka Frie­dan poja­wiła się „jak grom z jasnego nieba”; jed­nym z póź­niej­szych zarzu­tów wobec _Mistyki_ był ten, że w nie­wy­star­cza­ją­cym stop­niu oddała hołd swoim pre­kur­sor­kom, zwłasz­cza Simone de Beau­voir. Na początku lat sześć­dzie­sią­tych „kwe­stia kobieca” prze­bi­jała się już do zbio­ro­wej świa­do­mo­ści. Rzecz jed­nak w tym, że nikt, kto miał realną wła­dzę, nie trak­to­wał jej serio. Histo­ryczne zna­cze­nie dzieła Frie­dan polega więc na tym, że uczy­niła z niej kwe­stię palącą, pro­blem, o któ­rym się mówi, a wkrótce potem – pro­blem poli­tyczny, któ­rego zała­twie­nie wymaga istot­nych zmian w pra­wie i prak­tyce spo­łecz­nej. W Sta­nach czy­tano i podzi­wiano _Drugą Płeć_, jed­nak dopiero _Mistyka_ tra­fiła pod ame­ry­kań­skie „strze­chy”, czyli na przed­mie­ścia, czy­niąc z praw kobiet przed­miot zain­te­re­so­wa­nia mediów.

Wydaw­nic­two Nor­ton wypo­sa­żyło _Mistykę_ w obwo­lutę w bar­wie wozu stra­żac­kiego. I rze­czy­wi­ście zaczął się pożar. Pierw­sze wyda­nie roze­szło się w 1,4 mln egzem­pla­rzy, a książka przez sześć tygo­dni utrzy­my­wała się na liście best­sel­le­rów _Times_’a. W 2006 roku, gdy autorka zmarła w wieku 85 lat, sza­co­wano, że łączny nakład _Mistyki_ dobił do trzech milio­nów. Skąd ten gigan­tyczny suk­ces? Moim zda­niem stąd, że Frie­dan pisała pro­stym, oso­bi­stym i emo­cjo­nal­nym języ­kiem, który tra­fiał – a sądząc po wzno­wie­niach i licz­nych prze­kła­dach na­dal tra­fia – do kobiet. Pisała jako jedna z nich – sfru­stro­wana pani domu, która zre­zy­gno­wała z kariery zawo­do­wej, wie­rząc, że tylko tak spełni się jako kobieta. „Ja także ule­głam mistyce kobie­co­ści”, napi­sze kilka lat póź­niej, wspo­mi­na­jąc ten czas. „Koniecz­nie chcia­łam odna­leźć owo kobiece speł­nie­nie, które jakoś umknęło mojej matce, i naj­pierw zre­zy­gno­wałam ze sty­pen­dium na bada­nia w dzie­dzi­nie psy­cho­lo­gii, a potem nawet z pracy dzien­ni­kar­skiej. Odda­łam się egzy­sten­cji pani domu z przed­mieść, która w tam­tych cza­sach sta­no­wiła przed­miot powszech­nego pożą­da­nia”⁴.

Książka wyro­sła z tych wła­śnie oso­bi­stych doświad­czeń, przede wszyst­kim zaś była pro­duk­tem ubocz­nym arty­kułu, który ni­gdy nie powstał. W 1957 roku Frie­dan popro­szono o prze­pro­wa­dze­nie ankiety wśród swo­ich rówie­śnic, absol­wen­tek Smith Col­lege, w pięt­na­stą rocz­nicę uzy­ska­nia przez nie dyplomu. Frie­dan miała się dowie­dzieć, jak poto­czyły się ich dal­sze losy i jak oce­niały swoje życie. Odpo­wie­dzi nie nada­wały się na lekki mate­riał do prasy kobie­cej. Respon­dentki – przed­sta­wi­cielki ame­ry­kań­skiej elity – czuły się zagu­bione, nie­speł­nione, a zara­zem winne wła­snemu nie­speł­nie­niu. To odkry­cie wstrzą­snęło Frie­dan. Zaczęła szu­kać przy­czyn. Licząca ponad 500 stron _Mistyka kobie­co­ści_ – książka pełna odnie­sień do psy­cho­lo­gii, antro­po­lo­gii histo­rii – jest efek­tem tych poszu­ki­wań. Mimo nauko­wej apa­ra­tury – odwo­łań do Bruno Bet­tel­he­ima, Mar­ga­ret Mead, Roberta Maslowa, Erika Erik­sona i licz­nych mocno już dziś prze­sta­rza­łych badań nad ludzką psy­chiką – _Mistyka_ pozo­staje przede wszyst­kim książką opartą na kobie­cym doświad­cze­niu, kobie­cych wąt­pli­wo­ściach. Książką oso­bi­stą. Na tym polega jej siła.

Frie­dan nie miała ambi­cji filo­zo­ficz­nych. Nie pisała o histo­rii patriar­chatu ani o kon­dy­cji kobiety jako takiej. Jeden roz­dział poświę­ciła sufra­żyst­kom, ale zasad­ni­czo trzy­mała się realiów spo­łecz­nych, two­rząc nar­ra­cję zro­zu­miałą tu i teraz, doty­czącą sytu­acji milio­nów ame­ry­kań­skich kobiet. Była to opo­wieść szo­ku­jąco odmienna od tej ofi­cjal­nej, a przy tym wia­ry­godna, pełna kon­kre­tów, empa­tyczna. Jest w tej książce wraż­li­wość na los kobiet udo­mo­wio­nych, zro­zu­mie­nie dla ich powszech­nie lek­ce­wa­żo­nych bolą­czek. Frie­dan zapew­nia swoje czy­tel­niczki, że ich doświad­cze­nie się liczy i ma sens. Nie domaga się od nich, by „wzięły się w garść” i zabrały do roboty. Nie naśmiewa z tego, że czują się wiecz­nie zmę­czone „nic” nie robiąc. Nie gani za to, że na wła­sne życze­nie utknęły w śle­pym zaułku. Prze­ciw­nie, z sza­cun­kiem i uwagą się po tym zaułku roz­gląda, zasta­na­wia­jąc się, kto, kiedy i jak zago­nił tam wykształ­cone kobiety, wma­wia­jąc im, że ide­al­nie utrzy­many domek z ogród­kiem to szczyt ich aspi­ra­cji.

Oprócz empa­tii i zanu­rze­nia w codzien­no­ści istot­nym źró­dłem suk­cesu tej książki jest umie­jętne odwo­ły­wa­nie się do ame­ry­kań­skiego patrio­ty­zmu. Frie­dan poka­zuje, że oszu­stwem jest kazać kobie­tom „wybie­rać” mię­dzy domem a karierą, suge­ru­jąc przy tym, że to dru­gie uniesz­czę­śliwi je, pozba­wia­jąc kobie­co­ści. I wciąż powta­rza, że takie oszu­stwo nie przy­stoi Ame­ryce. Nasz kraj stać na coś wię­cej – Ame­ryka obie­cała prze­cież wszyst­kim prawo do poszu­ki­wa­nia szczę­ścia, do wol­no­ści i samo­re­ali­za­cji. Nasz kraj zasłu­guje na coś wię­cej, dodaje – udo­mo­wie­nie kobiet to zaprze­cze­nie ide­ałom wol­no­ści i demo­kra­cji, to cywi­li­za­cyjna kata­strofa. W podob­nym tonie – odwo­łu­jąc się do wiel­ko­ści Ame­ryki, przy­wo­łu­jąc obiet­nice zawarte w Kon­sty­tu­cji i Dekla­ra­cji Nie­pod­le­gło­ści – upo­mi­nał Ame­rykę Mar­tin Luther King, wygła­sza­jąc na stop­niach pomnika pre­zy­denta Lin­colna słynne prze­mó­wie­nie pt.: „Mam marze­nie” w sierp­niu 1963 roku.

Trzy­ma­jąc się realiów kobie­cego życia, Frie­dan roz­mon­to­wuje abs­trak­cyjną ideę kobie­co­ści jako takiej. Dowo­dzi, że owa kobie­cość to mit i mrzonka, a pogoń za nią jest dla kobiet nisz­cząca. Nie ist­nieje nic takiego jak kobieca natura – nie­zmienny w cza­sie, uni­wer­salny trzon oso­bo­wo­ści, który spra­wia, że czu­jemy się speł­nione wyłącz­nie w roli opie­ku­nek. Ist­nieje nato­miast potężna kul­tu­rowa maszy­ne­ria, która ową „naturę” sztucz­nie pro­du­kuje i wci­ska kobie­tom jako prze­zna­cze­nie. Rze­sze eks­per­tów od kobie­co­ści pouczają nas, jak to prze­zna­cze­nie reali­zo­wać, a jeśli temu zada­niu nie podo­łamy lub jeśli je odrzu­cimy, wybie­ra­jąc inną drogę, nazy­wają nas neu­ro­tycz­kami, wma­wiają „zazdrość o penisa”, każą się leczyć.

Teza o spo­łecz­nym kon­stru­owa­niu ról płci, o kul­tu­ro­wym pocho­dze­niu tego, co powszech­nie uważa się za naturę, jest dla myśli femi­ni­stycz­nej cen­tralna. Frie­dan udało się tę myśl wypo­wie­dzieć w spo­sób nie­sły­cha­nie suge­stywny. Miał rację kon­ser­wa­tywny maga­zyn „Human Events”, uzna­jąc _Mistykę_ za jedną z dzie­się­ciu naj­bar­dziej „szko­dli­wych” ksią­żek dzie­więt­na­stego i dwu­dzie­stego wieku. Miał rację, bo z punktu widze­nia kon­ser­wa­ty­stów trudno o więk­szą szkodę wyrzą­dzoną patriar­chal­nemu spo­łe­czeń­stwu niż roz­mon­to­wa­nie potęż­nej ide­olo­gicz­nej broni, jaką jest idea „praw­dzi­wej kobie­cej natury”. Frie­dan uhi­sto­rycz­niła to, co z per­spek­tywy domku z ogród­kiem wyda­wało się nie­uchronne i odwieczne; jej książka poka­zuje, że ówcze­sne udo­mo­wie­nie żeń­skiej połowy klasy śred­niej, trak­to­wane jako prze­jaw kobie­cej natury, było sto­sun­kowo nie­daw­nym zja­wi­skiem. Kobiety miały w Sta­nach wię­cej auto­no­mii, więk­szy dostęp do rynku pracy i więk­sze wspar­cie dla swo­ich aspi­ra­cji ze strony mediów w latach czter­dzie­stych, a nawet dwu­dzie­stych, niż pod koniec lat pięć­dzie­sią­tych. W cza­sie II wojny świa­to­wej praca kobiet była zja­wi­skiem maso­wym, po woj­nie zmu­szono kobiety, aby oddały swoje miej­sca pracy wra­ca­ją­cym z frontu męż­czy­znom. I tak już zostało. Utknęły w domach, oto­czone coraz licz­niej­szym potom­stwem. Rodziły poko­le­nie nazy­wane potem baby boom’em i trzeba przy­znać, że robiły to z wiel­kim zapa­łem. Wśród kobiet wycho­dzą­cych za mąż w 1963 roku nie­mal połowę sta­no­wiły nasto­latki; mię­dzy 1940 a 1960 rokiem liczba tych, które rodziły czworo lub wię­cej dzieci, potro­iła się⁵.

Ame­ryka była z nich dumna. Mówiło się o szcze­gól­nej roli ame­ry­kań­skiej pani domu, o jej oso­bi­stym szczę­ściu i histo­rycz­nej misji. Tym­cza­sem Frie­dan pod­su­nęła tym rze­komo speł­nio­nym kobie­tom lustro, w któ­rym po raz pierw­szy zoba­czyły ogrom wła­snej fru­stra­cji, poczu­cie pustki, zagu­bie­nia, bez­sensu i wstydu, że tak wła­śnie się czują. Dotarło do nich, że nie są same. Że jed­nak nie zwa­rio­wały, bo ich despe­ra­cja to doświad­cze­nie milio­nów innych kobiet. W listach do autorki – a dostała ich całe stosy – pisały z egzal­ta­cją, że ta książka zmie­niła ich życie. Jedna czuła się jak „napeł­niony helem i wypusz­czony na wol­ność balon”; inna miała wra­że­nie, że w jej umy­śle „na prze­mian gasną i zapa­lają się żarówki”.

Osza­ła­mia­jący suk­ces _Mistyki_ był także począt­kiem wiel­kiej życio­wej zmiany dla samej Frie­dan. Z dnia na dzień stała się sławna, z domu na przed­mie­ściach ruszyła w Ame­rykę pro­mo­wać swoją książkę, udzie­lała wywia­dów, zaczęła regu­lar­nie poja­wiać się w tele­wi­zji. Była w tym świetna: mówiła ze swadą, nie dawała się zbić z tropu, potra­fiła grać ze ste­reo­ty­pem. W wywia­dzie, któ­rego udzie­liła maga­zy­nowi _Life_ wkrótce po uka­za­niu się _Mistyki_ (i który potem opu­bli­ko­wano w for­mie prze­śmiew­czego „por­tretu” Frie­dan jako wście­kłej wojow­niczki), oznaj­miła z typową dla sie­bie zadzior­no­ścią, że wprost uwiel­bia rewo­lu­cje, podoba jej się nawet Joanna d’Arc i uważa, że w Sta­nach jest zde­cy­do­wa­nie za mało rewo­lu­cjo­ni­stek. Zapewne anty­cy­pu­jąc sko­ja­rze­nia z Mark­sem, a także ste­reo­typ femi­nistki jako kobiety samot­nej, pro­wo­ko­wała: „Nie­któ­rzy sądzą, że mój prze­kaz brzmi: Kobiety wszyst­kich kra­jów łącz­cie się – nie macie do stra­ce­nia nic oprócz swo­ich męż­czyzn. Ale to nie­prawda. Nie macie nic do stra­ce­nia oprócz odku­rza­czy”⁶.

W 1966 roku powstała Kra­jowa Orga­ni­za­cja Kobiet (Natio­nal Orga­ni­za­tion for Women – NOW), a Frie­dan była jedną z jej zało­ży­cie­lek i została pierw­szą prze­wod­ni­czącą. W 1970 roku współ­or­ga­ni­zo­wała legen­darną demon­stra­cję Women’s Strike for Equ­ality w Nowym Jorku; rok póź­niej wraz z Bellą Abzug i Glo­rią Ste­inem stwo­rzyła Natio­nal Women’s Poli­ti­cal Cau­cus, orga­ni­za­cję, któ­rej celem jest pro­mo­wa­nie kobiet w poli­tyce. NOW to serce libe­ral­nego femi­ni­zmu w Sta­nach. Orga­ni­za­cja ta liczy dziś ponad pół miliona człon­ków, a jej celem jest wyru­go­wa­nie dys­kry­mi­na­cji kobiet ze wszyst­kich sfer życia. Za prze­wod­nic­twa Frie­dan (1966–70) NOW doma­gała się reali­za­cji obiet­nic para­grafu VII Ustawy o Pra­wach Oby­wa­tel­skich (prawa zaka­zu­ją­cego dys­kry­mi­na­cji w zatrud­nia­niu); zmu­siła linie lot­ni­cze do rezy­gna­cji z dys­kry­mi­nu­ją­cych reguł zatrud­nie­nia ste­war­des (zwal­niano je, gdy koń­czyły 35 lat lub wycho­dziły za mąż); dopro­wa­dziła do zakazu publi­ko­wa­nia ogło­szeń o pracy, w któ­rych z góry okre­ślano płeć kan­dy­data; doma­gała się two­rze­nia sieci żłob­ków i przed­szkoli finan­so­wa­nych z fun­du­szy fede­ral­nych (ten postu­lat do dziś pozo­stał aktu­alny).

Oso­bi­ście autorka _Mistyki_ nie była, mówiąc deli­kat­nie, osobą łatwą we współ­ży­ciu. W opi­sach jej sto­sun­ków z rodziną i jej stylu przy­wódz­twa czę­sto powraca słowo _abra­sive_, ozna­cza­jące szorst­kość, a może raczej ścier­ność, skłon­ność do wcho­dze­nia w star­cia z innymi. Była wład­cza i apo­dyk­tyczna, nie­skłonna do kom­pro­mi­sów. Jej mał­żeń­stwo (zakoń­czone roz­wo­dem w 1969 roku) było burz­liwe. NOW trzy­mała twardą ręką, nie­chęt­nie dopusz­cza­jąc do głosu poglądy inne od wła­snych. Przede wszyst­kim dbała o to, by orga­ni­za­cja, którą zakła­dała, trzy­mała się tema­tyki zwią­za­nej z miej­scem kobiet na rynku pracy (prawo do urlo­pów macie­rzyń­skich, dostęp do szko­leń i awansu, rów­ność płac itp.), uni­ka­jąc kwe­stii zwią­za­nych z cie­le­sno­ścią i sek­sem. Długo nie chciała sły­szeć o prze­mocy sek­su­al­nej czy mole­sto­wa­niu jako pro­ble­mach waż­nych dla kobiet, poli­tycz­nych i wyma­ga­ją­cych poli­tycz­nej stra­te­gii. W jed­nej kwe­stii była jed­nak nie­zmien­nie rady­kalna: pil­no­wała, by NOW opo­wia­dała się za pełną lega­li­za­cją prze­ry­wa­nia ciąży. W 1969 roku zna­la­zła się też wśród zało­ży­cieli Kra­jo­wej Ligi na Rzecz Prawa do Abor­cji . Popie­ra­jąc prawo kobiet do abor­cji, Frie­dan nie kie­ro­wała się jed­nak reflek­sją doty­czącą sek­su­al­no­ści czy cie­le­sno­ści. Jej femi­nizm to femi­nizm libe­ralny, prze­siąk­nięty wiarą w wol­ność i auto­no­mię jed­nostki. Moż­li­wość prze­ry­wa­nia nie­chcia­nej ciąży Frie­dan uwa­żała po pro­stu za waru­nek konieczny kobie­cej pod­mio­to­wo­ści. Cho­dziło o prawo do wyboru, prawo do zacho­wa­nia kon­troli nad wła­snym życiem.

Jak każda książka prze­ło­mowa, _Mistyka kobie­co­ści_ budzi z per­spek­tywy czasu zastrze­że­nia. Zarzu­tów jest wiele, a dys­ku­sja na temat książki, a także roli samej Frie­dan w histo­rii ame­ry­kań­skiego femi­ni­zmu pozo­staje żywa do dziś. Naj­istot­niej­szy zarzut doty­czy uprosz­czeń, pomi­nięć i uogól­nień, któ­rych autorka dopu­ściła się w _Mistyce_ (a potem, jako liderka – w ruchu kobie­cym). Naj­pro­ściej rzecz ujmu­jąc, cho­dzi o to, że jest to książka o bia­łych paniach domu z klasy śred­niej pisana tak, jakby inne kobiety nie ist­niały. Tym­cza­sem z per­spek­tywy wielu ame­ry­kań­skich kobiet – kto wie, czy nie więk­szo­ści – pro­blem zamknię­cia w sfe­rze pry­wat­nej był bolączką uprzy­wi­le­jo­wa­nej elity. Już na początku lat pięć­dzie­sią­tych kobiety sta­no­wiły prze­cież 29% siły robo­czej, zatrud­nio­nych ich było ok. 18 milio­nów⁷. To o ponad połowę mniej niż trzy dekady póź­niej, ale prze­cież znacz­nie wię­cej, niż można wywnio­sko­wać z _Mistyki._ Na obronę Frie­dan przy­znajmy jed­nak, że ta praca nie była rów­no­znaczna z karierą, bo kobiety znaj­do­wały zatrud­nie­nie nie­mal wyłącz­nie na pod­rzęd­nych sta­no­wi­skach i w zawo­dach tra­dy­cyj­nie uwa­ża­nych za kobiece (jako sekre­tarki, kel­nerki, pie­lę­gniarki, nauczy­cielki). W tak zwa­nych pro­fe­sjach, czyli tam, gdzie praca ozna­cza pre­stiż, jasno wyty­czoną drogę awansu i wyso­kie zarobki, były nie­mal nie­obecne. Jed­nak pro­ble­mem dys­kry­mi­na­cji na rynku pracy Frie­dan zaj­mie się dopiero jako akty­wistka, zaś czer­piąc wie­dzę o ówcze­snej Ame­ryce wyłącz­nie z _Mistyki_ można ulec złu­dze­niu, że w Sta­nach nie ist­niały podziały kla­sowe ani pro­blem rasi­zmu. Kło­pot z eli­ta­ry­zmem _Mistyki_ wkrótce oka­zał się kło­po­tem ame­ry­kań­skiego femi­ni­zmu dru­giej fali. Czarne kobiety rzadko przy­łą­czały się do głów­nego nurtu ruchu kobie­cego, two­rząc raczej wła­sne grupy. Wybitne Afro­ame­ry­kanki – takie jak poetka Nikki Givanni, póź­niej­sza noblistka Toni Mor­ri­son czy femi­ni­styczne autorki Audre Lorde, bell hooks czy Alice Wal­ker – uwa­żały femi­nizm za „rodzinną kłót­nię” mię­dzy Bia­łymi kobie­tami i Bia­łymi męż­czy­znami i wie­lo­krot­nie dawały wyraz obu­rze­niu, że pro­blem sek­si­zmu jest przez białe femi­nistki ana­li­zo­wany w ode­rwa­niu od podzia­łów kla­so­wych i raso­wych.

Frie­dan oskar­żano też o homo­fo­bię i jest to moim zda­niem zarzut słuszny. Można nań odpo­wia­dać przy­po­mnie­niem, że nie­chęć wobec homo­sek­su­ali­stów była wów­czas powszechna, sta­no­wiła jedną z kul­tu­ro­wych oczy­wi­sto­ści, a także ważny wątek zim­no­wo­jen­nej ide­olo­gii, gdzie „dewiant” był bli­skim krew­nia­kiem komu­ni­sty. Ruch na rzecz wyzwo­le­nia gejów i les­bi­jek miał się roz­po­cząć dopiero w 1969 roku. Rzecz jed­nak w tym, że u Frie­dan homo­fo­bia jest czymś wię­cej niż tłem opo­wie­ści o kobie­tach, pogarda dla osób nie­he­te­ro­sek­su­al­nych sta­nowi jeden z istot­nych argu­men­tów książki. Przyj­rzyjmy mu się zatem bli­żej. Otóż w roz­dziale 11 poja­wia się teza o zagro­że­niu dla męż­czyzn i męsko­ści, jakie rze­komo nie­sie udo­mo­wie­nie kobiet. Zara­żone mistyką kobie­co­ści sfru­stro­wane panie domu wycho­wują znie­wie­ścia­łych synów, bo nie mogąc reali­zo­wać się w pracy, domi­nują nad męż­czyznami w sfe­rze domo­wej. Nad­miar tra­dy­cyj­nie poj­mo­wa­nej kobie­co­ści i zwią­zane z nim nuda i fru­stra­cja „pro­du­kuje” zatem sek­su­alne wyna­tu­rze­nia, para­dok­sal­nie nisz­cząc tra­dy­cyjny układ płci. Ten dzi­waczny argu­ment sta­nowi odpo­wiedź Frie­dan na powszechne wów­czas rozu­mo­wa­nie odwrotne, które zresztą sły­chać w cyto­wa­nym wyżej prze­mó­wie­niu Ste­ven­sona: „łagodna domowa kobieta sku­tecz­nie pie­lę­gnuje męskość swo­jego part­nera, zaś nad­mier­nie wyzwo­lone – czyli kastru­jące i zma­sku­li­ni­zo­wane – męskość tę pod­ko­pują, przy­czy­nia­jąc się do osła­bie­nia Ame­ryki”. Fan­ta­zmat znie­wie­ścia­łego męż­czyzny oka­zuje się zatem pion­kiem w grze o kobie­cość, a dla obu stron tego sporu jest oczy­wi­ste, że „dewia­cja” sta­nowi strasz­liwe zagro­że­nie.

Zarzut o homo­fo­bię doty­czy także – a może przede wszyst­kim – sto­sunku autorki do kobie­cej sek­su­al­no­ści. Frie­dan zupeł­nie pomija w _Mistyce_ kobiety żyjące w związ­kach z innymi kobie­tami; jedy­nym punk­tem odnie­sie­nia jest tu tra­dy­cyj­nie rozu­miana rodzina. Kilka lat póź­niej, już jako prze­wod­ni­cząca NOW, pomi­nię­cie to uczyni istotną czę­ścią swo­jej stra­te­gii. Doma­ga­jące się miej­sca dla swo­ich praw w stra­te­gii orga­ni­za­cji les­bijki nazwie „lawen­do­wym zagro­że­niem” i będzie sta­rała się je wyklu­czyć z ruchu, twier­dząc, że kwe­stie sek­su­al­no­ści odwra­cają uwagę od pro­ble­mów zwy­kłych kobiet, a także znie­chę­cają te kobiety do femi­ni­zmu. Frie­dan była prze­ko­nana, że budu­jąc masowy ruch spo­łeczny, trzeba liczyć się z oby­cza­jo­wym kon­ser­wa­ty­zmem Ame­ryki. Oba­wiała się eks­tre­mi­zmu, a kwe­stie zwią­zane z sek­su­al­no­ścią uwa­żała wła­śnie za prze­jaw eks­tre­mi­zmu.

Można się spie­rać, czy była to jedy­nie stra­te­gia, czy też w grę wcho­dziły jej oso­bi­ste uprze­dze­nia – homo­fo­bia, a może po pro­stu pru­de­ria i obawa, że do niej samej przy­lgnie łatka „kobiety, która nie­na­wi­dzi męż­czyzn”. Jej wła­sna argu­men­ta­cja, for­mu­ło­wana dość agre­syw­nie na początku lat sie­dem­dzie­sią­tych, a potem wie­lo­krot­nie powta­rzana w wer­sji łagod­niej­szej, jest nastę­pu­jąca: zada­niem ruchu kobie­cego jest spra­wić, by kobiety prze­stały być spo­łecz­nie defi­nio­wane przez swoją funk­cję sek­su­alną, a zatem kie­ro­wa­nie uwagi na tę kwe­stię jest sprzeczne z celami ruchu⁸. Autorka _Mistyki_ ni­gdy nie zmie­niła w tej spra­wie zda­nia. Do końca życia odci­nała się od „poli­tyki sek­su­al­nej” czyli tema­tów, które na początku lat sie­dem­dzie­sią­tych stały się dla Ruchu Wyzwo­le­nia Kobiet cen­tralne. Ślady tej wro­go­ści są zresztą widoczne w zamiesz­czo­nym w obec­nym tomie wstę­pie do _Mistyki_, który Frie­dan napi­sała w 1997 roku. Zda­niem wielu femi­ni­stek (m.in. Susan Faludi, która w słyn­nym _Bac­kla­shu_ pod­dała miaż­dżą­cej kry­tyce póź­niej­szą książkę Frie­dan, _The Second Stage_) autorka _Mistyki_ była co prawda „matką zało­ży­cielką” ruchu kobie­cego na początku lat sześć­dzie­sią­tych, ale póź­niej nie nadą­żała za jego roz­wo­jem. Ni­gdy nie zro­zu­miała, że homo­fo­bia i sek­sizm to dwie strony tego samego medalu.

Jeśli jakiś frag­ment _Mistyki_ budzi zdu­mie­nie, a nawet obu­rze­nie współ­cze­snych czy­tel­ni­ków – także tych, któ­rzy zga­dzają się z tezą książki – to jest to zdu­mie­wa­jąca ana­lo­gia mię­dzy domem na przed­mie­ściach a obo­zem kon­cen­tra­cyj­nym (roz­dział 12). Warto zatem zapy­tać, skąd ten maka­bryczny i tak dziś dla nas dzi­waczny pomysł. Otóż porów­na­nie to sta­no­wiło część kon­wen­cji pole­micz­nej tam­tych lat i nie budziło szcze­gól­nego zdzi­wie­nia; było uzna­wane za ostre, ale nie obu­rza­jące. Histo­ryk Stan­ley Elkins porów­ny­wał do obo­zów śmierci ame­ry­kań­skie nie­wol­nic­two; poja­wiały się porów­na­nia mię­dzy eks­ter­mi­na­cją Żydów a Hiro­szimą; Stan­ley Mil­gram, psy­cho­log, który badał podat­ność zwy­kłych ludzi na pre­sję, by znę­cali się nad innymi, porów­ny­wał uczest­ni­ków swo­jego eks­pe­ry­mentu do obo­zo­wych kapo. Nie bez zna­cze­nia są także korze­nie samej Frie­dan. Jako Żydówka z pocho­dze­nia, nale­żała ona do poko­le­nia lewi­co­wych żydow­skich inte­lek­tu­ali­stów, któ­rzy po woj­nie – już nie jako Żydzi, lecz jako Ame­ry­ka­nie – przy­wo­ły­wali Holo­caust jako tra­ge­dię o uni­wer­sal­nym wymia­rze, wiel­kie ostrze­że­nie przed kon­se­kwen­cjami rasi­zmu i innych uprze­dzeń⁹. Ana­lo­gia mię­dzy udo­mo­wie­niem kobiet a obo­zem kon­cen­tra­cyj­nym jest także czę­ścią poli­tycz­nej stra­te­gii Frie­dan, sub­tel­nej gry, jaką w swo­jej książce pro­wa­dzi z zim­no­wo­jenną reto­ryką na temat kobiet. Powta­rzano, że tra­dy­cyjna rodzin­ność jest aspek­tem ame­ry­kań­skiego patrio­ty­zmu, a zatem speł­nia­nie się w roli gospo­dyni domo­wej to forma oporu ame­ry­kań­skich kobiet wobec radziec­kiego komu­ni­zmu. Frie­dan odpo­wiada na ten argu­ment, wpro­wa­dza­jąc do gry trzeci ele­ment – nazi­stow­skie Niemcy. Nie kwe­stio­nuje koniecz­no­ści prze­ciw­sta­wia­nia się zło­wro­giej sile tota­li­ta­ry­zmu, raz po raz przy­po­mina jed­nak swoim czy­tel­ni­kom, że w ode­sła­niu kobiet do domu nie ma nic ame­ry­kań­skiego. Nie przy­pad­kiem w tek­ście wciąż poja­wia się zło­wroga triada „Kin­der, Küche, Kir­che”; autorka nie tłu­ma­czy tych trzech słów na angiel­ski, bo ich rola w tek­ście na tym wła­śnie polega, że brzmią obco, nie­ame­ry­kań­sko¹⁰. Wszystko to nie sta­nowi rzecz jasna uspra­wie­dli­wie­nia dla reto­rycz­nego nad­uży­cia, jakim jest ana­lo­gia mię­dzy wygod­nym dom­kiem na przed­mie­ściach a obo­zem śmierci, tym bar­dziej że pro­blem doty­czy całego roz­działu książki. Frie­dan, która nader rzadko wyco­fy­wała się ze swo­ich wcze­śniej­szych poglą­dów, będzie po latach żało­wać, że porów­nała udo­mo­wie­nie kobiet do Zagłady. W swo­ich wspo­mnie­niach napi­sze, że była to wielka pomyłka, któ­rej teraz bar­dzo się wsty­dzi¹¹.

Kolejny spór doty­czy usy­tu­owa­nia _Mistyki_ – a także bio­gra­fii Betty Frie­dan – w poli­tycz­nej i ide­olo­gicz­nej histo­rii Sta­nów. Książka należy do kanonu femi­ni­zmu libe­ral­nego, jed­nak w 1998 roku Daniel Horo­witz ujaw­nił, że Frie­dan w mło­do­ści była sil­nie zwią­zana z lewicą, co zata­iła, kreu­jąc się w _Mistyce_ na zwy­kłą panią domu¹². Na początku lat czter­dzie­stych, jako stu­dentka Smith, uczest­ni­czyła w warsz­ta­tach z mark­si­zmu, pisała też arty­kuły wspie­ra­jące strajk pra­cu­ją­cych w col­lege’u sprzą­ta­czek. Póź­niej pra­co­wała w Fede­ra­ted Press, nie­za­leż­nym ser­wi­sie infor­ma­cyj­nym, który obsłu­gi­wał prasę związ­kową, i przez kilka lat pisy­wała arty­kuły do lewi­co­wego pisma związ­ko­wego UE News. Ani w _Mistyce kobie­co­ści_ ani w póź­niej­szych tek­stach Frie­dan nie ma śladu tych doświad­czeń, nie widać też zwią­za­nych z nimi prze­my­śleń. W książce Frie­dan pomija zupeł­nie eko­no­miczny wymiar nie­rów­no­ści płci; udo­mo­wie­niu kobiet winni są „eks­perci”, „media”, „kul­tura”, ale prze­cież nie kapi­ta­lizm. Czy zatem wize­ru­nek autorki _Mistyki_ jako pani domu piszą­cej dla innych pań domu należy uznać za misty­fi­ka­cję? Czy Frie­dan zata­iła mło­dzień­czą przy­godę z mark­si­zmem, bo zmie­niła poglądy? A może zmie­nił się kli­mat poli­tyczny i należy po pro­stu uznać, że dosto­so­wała swój prze­kaz do wymo­gów epoki? Jak­kol­wiek to inter­pre­to­wać, wywo­łana przez Horo­witza debata o lewi­co­wych korze­niach _Mistyki_ jest czymś wię­cej niż oso­bi­stym ata­kiem na Frie­dan (za taki wła­śnie uznała go sama autorka); jego odkry­cia wpi­sują się w dużo szer­szą dys­ku­sję o rela­cjach mię­dzy femi­ni­zmem, libe­ra­li­zmem i lewicą¹³.

Prze­ka­zu­jąc pol­skim czy­tel­nicz­kom prze­kład _Mistyki kobie­co­ści_, trzeba jed­nak przede wszyst­kim posta­wić pyta­nie o jej aktu­al­ność. Mimo wszyst­kich swo­ich ogra­ni­czeń jest to pozy­cja kla­syczna, a przy tym istotny kawa­łek kobie­cej histo­rii, a zatem godne otwar­cie pro­jek­to­wa­nej przez nas serii ksią­żek femi­ni­stycz­nych: Biblio­teka Kon­gresu Kobiet. Jed­nak kla­syka kla­syką, seria serią, a książki czy­tamy po to, by usły­szeć coś nowego. Czy­tamy je, bo mówią nam coś waż­nego o naszym życiu. Cóż, nie­które z odkryć Frie­dan wydają się dziś tru­izmami czy wręcz bana­łami. Czy­ta­jąc po raz enty, że kobieta ma prawo do samo­re­ali­za­cji, a mycie pod­łogi kiep­sko nadaje się na źró­dło „orga­zmu”, zasta­na­wia­łam się, czy istot­nie ówcze­snym kobie­tom z klasy śred­niej trzeba to było aż tyle razy powta­rzać? Wiem, wiem, dzieci dora­stają, a nam zostaje potem do prze­ży­cia kawał życia. Ow­szem, gdzieś już sły­sza­łam, że cał­ko­wita zależ­ność eko­no­miczna od męż­czy­zny to ryzy­kowny pomysł – nawet naj­lep­szy mąż może wpaść pod pociąg. Czy one naprawdę tego nie wie­działy? I czy kto­kol­wiek mógł trak­to­wać serio prze­kaz kolo­ro­wych cza­so­pism – całą tę bajkę o ide­al­nej i zawsze pogod­nej pani domu oto­czo­nej gro­madką dzieci, dum­nej z awansu męża i ze sto czter­dzie­stego ósmego gadżetu do czysz­cze­nia tego lub owego, który wła­śnie jej kupił i któ­rego reklamę widać obok? A jeśli czuły się aż tak bar­dzo zde­spe­ro­wane, tak bar­dzo przy­tło­czone swoim udo­mo­wie­niem, to czy nie mogły zwy­czaj­nie z tego domu wyjść?

Rzecz w tym, że nie mogły. Naprawdę nie mogły ruszyć z miej­sca, w któ­rym tkwiły. Nie mogły, bo cała ówcze­sna kul­tura – człon­ko­wie ich rodzin, media, kazno­dzieje oraz nie­zli­czeni eks­perci od kobie­cej duszy byli zgodni, że taki ruch byłby nie­zgodny z kobiecą naturą. I jesz­cze dla­tego, że zwy­czaj­nie nie miały dokąd pójść, bo na rynku pracy po pro­stu nie było dla nich miej­sca. Fakt, że dziś jest ina­czej, zawdzię­czamy mię­dzy innymi Betty Frie­dan – nie tylko jej, rzecz jasna, lecz całemu poko­le­niu dziel­nych kobiet, które stwo­rzyły stan rze­czy dziś uwa­żany za oczy­wi­sty. Para­doks polega więc na tym, że ta książka się zesta­rzała, bo wywo­łała zmianę. Świat, który opi­suje, nie ist­nieje, mię­dzy innymi dla­tego, że Frie­dan go opi­sała.

Czy jed­nak zupeł­nie nie ist­nieje? Femi­ni­styczna publi­cystka i wykła­dow­czyni Katha Pol­litt porów­nuje swoje przy­gody z książką Frie­dan na ame­ry­kań­skiej uczelni do naucza­nia powie­ści Jane Austen. Świat kobiet zamknię­tych w domach na przed­mie­ściach jest dla współ­cze­snych stu­den­tek rów­nie egzo­tyczny jak świat dyli­żan­sów, kamer­dy­ne­rów i przy­zwo­itek¹⁴. Ja także kil­ka­krot­nie pro­wa­dzi­łam zaję­cia w opar­ciu o frag­menty _Mistyki_, ale w odróż­nie­niu od Pol­litt nie mia­łam wra­że­nia, że dys­ku­tu­jemy o odle­głej histo­rii. W reak­cji na tekst – zada­wa­łam zwy­kle lek­turę dwóch pierw­szych roz­dzia­łów książki – moje stu­dentki i stu­denci opo­wia­dali o swo­ich kuzyn­kach, ciot­kach, mat­kach. O ich odło­żo­nych na póź­niej, a wresz­cie zapo­mnia­nych aspi­ra­cjach, o ich wiecz­nym poczu­ciu winy. Bywało też, że dziew­czyny zaczy­nały opo­wia­dać o sobie. O wła­snym lęku, że po stu­diach ugrzę­zną na dłu­gie lata w domu i już nie wrócą na ścieżkę, którą dziś, jako stu­dentki, uwa­żają za swoją życiową drogę. Nasza klasa śred­nia dopiero się rodzi, nasze „przed­mie­ścia” nie są tak zamożne jak te, które opi­suje Frie­dan. Jed­nak fru­stra­cji zwią­zaną z bez­al­ter­na­tyw­nym udo­mo­wie­niem można doświad­czyć rów­nie głę­boko w małym mia­steczku na Pod­la­siu czy w miesz­ka­niu na war­szaw­skim blo­ko­wi­sku, co w Nebra­sce lub Neva­dzie. Warunki są inne, pie­nię­dzy znacz­nie mniej, ale osa­mot­nie­nie, poczu­cie bez­pow­rot­nie tra­co­nego czasu i nie­po­kój wyni­ka­jący z cał­ko­wi­tej zależ­no­ści od męża – te same. Ta sama jest też złość na samą sie­bie. Wszy­scy wokół mówią ci, że masz dobrze, więc jeśli czu­jesz, że masz źle, że grzęź­niesz, dusisz się, że chcesz wię­cej, ina­czej… to sama sobie jesteś winna.

Czy w Pol­sce mamy do czy­nie­nia z maso­wym udo­mo­wie­niem kobiet? Czy towa­rzy­szy temu pre­sja kul­tu­rowa porów­ny­walna do tej, którą opi­suje Frie­dan? Spójrzmy na liczby. Współ­czyn­nik aktyw­no­ści zawo­do­wej kobiet jest u nas znacz­nie niż­szy niż prze­ciętna euro­pej­ska (w Pol­sce, jak podaje GUS, jest to ok. 46%, zaś unijna prze­ciętna to nieco poni­żej 60%, są jed­nak kraje – Dania, Holan­dia, Szwe­cja – gdzie aktyw­nych zawo­dowo jest ponad 70% kobiet)¹⁵. Czy wynika to z tra­dy­cyj­nych wybo­rów, z rodzin­no­ści Polek, głę­bo­kiej potrzeby spra­wo­wa­nia oso­bi­stej opieki nad dziećmi, która bie­rze górę nad pra­gnie­niem zro­bie­nia kariery, do któ­rej wiele kobiet i tak nie ma dostępu? Zapewne w wielu wypad­kach tak jest. Jed­nak nie dowiemy się, w ilu, dopóki kobiety nie będą miały praw­dzi­wego wyboru, czyli dopóki nie powsta­nie w Pol­sce sieć powszech­nie dostęp­nych żłob­ków i przed­szkoli, męż­czyźni nie wezmą na sie­bie połowy domo­wych obo­wiąz­ków (obec­nie wyko­nują je w zale­d­wie 20%), a rynek pracy nie sta­nie się dla kobiet praw­dzi­wie otwarty.

Jak jest obec­nie, wia­domo. Pra­co­dawcy trak­tują kobiety jako tanią – a w każ­dym razie znacz­nie tań­szą od męż­czyzn – siłę robo­czą. Dys­pro­por­cje w pła­cach widoczne są we wszyst­kich gru­pach zawo­do­wych (prze­ciętna róż­nica wynosi ok. 23%), ale im wię­cej pie­nię­dzy wcho­dzi w grę, tym są więk­sze. Jak zauwa­żają autorki raportu przy­go­to­wa­nego przez Kon­gres Kobiet Pol­skich, powszech­nie uważa się, że kobiety nie muszą dobrze zara­biać, bo ich dochody są zale­d­wie „dodat­kiem” do docho­dów męża. To wła­śnie jest stan umy­słu, o któ­rym pisze Betty Frie­dan. Rewers spo­łecz­nego lek­ce­wa­że­nia pracy zawo­do­wej kobiet to ich wła­sne prze­ko­na­nie, że pra­co­wać nie warto, że pra­cują wyłącz­nie z koniecz­no­ści. Z badań prze­pro­wa­dzo­nych na Mazow­szu w 2010 roku wynika, że nie­mal połowa kobiet chęt­nie zre­zy­gno­wa­łaby z pracy, gdyby ich mąż czy part­ner zara­biał wystar­cza­jąco dużo, by utrzy­mać rodzinę na zado­wa­la­ją­cym pozio­mie¹⁶. Czy rze­czy­wi­ście tak by zro­biły? Sam fakt, że o tym marzą, jest nie­po­ko­jący, bo ozna­cza, że czują się na rynku pracy jak nie­pro­szeni goście, a praca nie daje im satys­fak­cji, nie jest ważna dla ich poczu­cia, kim są i dokąd w życiu zmie­rzają.

Pra­gnie­nie, by rzu­cić pracę i zostać panią domu, nie jest ema­na­cją kobie­cej duszy, lecz pochodną tego, jak spo­łe­czeń­stwo postrzega kobiecą rolę. Zewsząd ota­cza nas kul­tu­rowa opo­wieść o szczę­ściu kobiety udo­mo­wio­nej, o nie­waż­no­ści wszyst­kiego, co wykra­cza poza pry­wat­ność. To wła­śnie jest mistyka kobie­co­ści. Mgli­sta, ogól­ni­kowa, oparta na mitach i prze­kła­ma­niach, a jed­nak nie­sły­cha­nie uwo­dzi­ciel­ska. Ten prze­kaz nie jest w Pol­sce tak inten­sywny i wszech­obecny jak w Sta­nach pół wieku temu, ale trudno go nie zauwa­żyć. Pod­ręcz­niki szkolne wciąż – mimo licz­nych pro­te­stów i moni­tów – poka­zują dzie­ciom tatę w pracy, a mamę przy wie­sza­niu fira­nek. Pisma kobiece dora­dzają czy­tel­nicz­kom, jak piec wyborne cia­sta, deko­ro­wać wnę­trza, dbać o dzieci, męża i wła­sną urodę, ale arty­kuły o tym, jak lepiej radzić sobie w pracy, poja­wiają się w nich nie­zwy­kle rzadko. W życiu boha­te­rek seriali liczy się wyłącz­nie miłość, a postać kobieca, która robi karierę, to nie­szczę­śnica lub czarny cha­rak­ter – gdy się poja­wia, to jako zagro­że­nie dla rodziny, wła­snej lub cudzej. „Per­fek­cyjna pani domu” – tak brzmi tytuł popu­lar­nej serii pro­gra­mów w jed­nej z pol­skich sta­cji tele­wi­zyj­nych. I by­naj­mniej nie jest to tytuł prze­śmiew­czy. Pro­wa­dze­nie domu trak­tuje się tu ze śmier­telną powagą, jako kom­plek­sowe wyzwa­nie, w któ­rym męż­czyźni nie uczest­ni­czą wcale, nato­miast nam, kobie­tom, pomogą w nim eks­pertki-cele­brytki.

Z jed­nej strony, pytani, kto ich zda­niem w pol­skim spo­łe­czeń­stwie cie­szy się więk­szym sza­cun­kiem, kobieta pra­cu­jąca zawo­dowo czy gospo­dyni domowa, Polacy jed­no­znacz­nie wybie­rają tę pierw­szą¹⁷. Z dru­giej strony, gdy trzeba poka­zać „kobietę” uogól­nioną, kobietę jako taką, odru­chowo przy­wo­łuje się postać pani domu. Coś tu jest nie tak, coś tu nie gra, chcia­łoby się powie­dzieć. I oddać głos Betty Frie­dan, która tak dobit­nie wypo­wie­działa tę wąt­pli­wość pół wieku temu.

Agnieszka Graff
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: