- W empik go
Miyuki Ishikawa. Położna z Piekła Rodem - ebook
Miyuki Ishikawa. Położna z Piekła Rodem - ebook
W 1948 roku, w zimny i wilgotny wieczór, dwóch japońskich funkcjonariuszy policji patrolowało bardzo dobrze sobie znane ulice Shinjuku w Tokio. Jeden z nich z nie do końca wyjaśnionych przyczyn postanowił zatrzymać samotnego rowerzystę. Coś w nim wzbudziło podejrzenia policjantów. Mężczyzna był zarządcą domu pogrzebowego.
Na pytanie, co robi tak późno na dworze, odparł, że wiezie do domu mandarynki, które otrzymał od krewnego. Funkcjonariusze obejrzeli rower i postanowili zajrzeć do przywiązanej do bagażnika skrzynki na owoce. Po jej otwarciu zobaczyli jakieś tkaniny, a pod nimi malutkie zwłoki noworodka.
Z czasem okazało się, że nie było to jedyne makabryczne odkrycie. W toku śledztwa policjanci dotarli do domowego oddziału położniczego w małym prywatnym przybytku zarządzanym przez pięćdziesięciodwuletnią położną Miyuki Ishikawę, później nazwaną „położną z piekła rodem…”.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-0237-196-3 |
Rozmiar pliku: | 671 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nazwa okresu wywodzi się od pewnej uwagi cesarza Hirohito nawiązującej do starożytnego chińskiego zbioru nazywanego _Księgą dokumentów_. Oznacza tyle co „Era Oświeconego Pokoju”. To, czy ten idealny stan udało się osiągnąć właśnie w tym okresie, będzie z pewnością szeroko dyskutowane przez historyków i przyszłe pokolenia.
Okresy historyczne są jak pałace. Niektóre komnaty są bogato zdobione, jasno oświetlone oraz niezwykle wystawne. To właśnie one są wszystkim dobrze znane. Utrwalono je na rysunkach i fotografiach, ich wizerunki zostały masowo powielone – wszyscy powinni zobaczyć, jak wspaniała była przeszłość. Lecz pałace mają także podziemia i lochy, o których się nie mówi. Aby wyrobić sobie pełną opinię na temat jakiegoś budynku, trzeba zobaczyć także jego dolne poziomy, a nie tylko części znajdujące się nad ziemią. To miejsca, dokąd nie dochodzą promienie słońca, systemy kanalizacyjne – zamknięte drzwi ukryte za wieloma innymi zamkniętymi drzwiami. Tylko wtedy, gdy uda nam się znaleźć te niewidoczne zakamarki, możemy spróbować wydać właściwy osąd – nie wcześniej. Podobnie jest z poszczególnymi okresami historycznymi. Dziś zagłębimy się w podziemia okresu Shōwa i poznamy historię, którą japoński pisarz i polityk Kenji Yamamoto opisał jako „nie do przyjęcia i nie do zniesienia”. Zejdziemy do pomieszczenia piwnicznego, którego Japończycy unikali przez ostatnie siedemdziesiąt lat.
Wieczór 12 stycznia 1948 roku był zimny i wilgotny. Funkcjonariusze policji Shibayama i Ono z posterunku Waseda odbywali służbę na zwyczajowej zmianie, patrolując ulice dzielnicy Shinjuku w Tokio. Shinjuku, czyli dosłownie „nowy zajazd”, było małą osadą, która pojawiła się trzysta lat wcześniej na rozwidleniu dwóch dróg. Ludzie zazwyczaj zatrzymywali się tam przed ostatnim etapem podróży do Edo, jak wcześniej nazywało się Tokio. Lokalni przedsiębiorcy natychmiast wpadli na pomysł, by podróżnym przejeżdżającym przez ich osadę oferować usługi i różne rozrywki (niekoniecznie legalne). Dlatego pojawiło się tam całe mnóstwo domów publicznych wraz z lokalami, gdzie można było coś zjeść i czegoś się napić, a obroty okazały się tak duże, że w końcu władze wprowadziły rygorystyczne ograniczenia, które zakazywały jakiegokolwiek rodzaju zarobkowania. W efekcie osada podupadła i pozostała podmiejskim zaściankiem aż do momentu, gdy w 1865 roku powstała tam stacja kolejowa. Dzięki niej lokalna gospodarka znów rozkwitła, a Shinjuku zaczęło się gwałtownie rozwijać.
Dziś Shinjuku jest głównym ośrodkiem administracyjnym i handlowym Tokio, centrum pełnym drapaczy chmur i lokali rozrywkowych. Każdego dnia przez stację kolejową Shinjuku przewija się ponad trzy i pół miliona osób, co zgodnie z Księgą Rekordów Guinnessa czyni ją najbardziej ruchliwą stacją na świecie.
W czasach gdy działa się ta historia, sytuacja wyglądała zgoła inaczej. Shibayama i Ono przechadzali się wzdłuż ciemnej ulicy ze zniszczonym chodnikiem. Musieli stąpać ostrożnie, żeby się nie potknąć. Z obu stron otaczały ich rzędy zniszczonych i częściowo zrujnowanych budynków.
Zaledwie dwa lata wcześniej Japończycy przegrali wojnę. Jako ludzie ceniący sobie ciężką pracę i porządek nie szczędzili wysiłków, aby odbudować miasta, ale trudno było usunąć wszystkie ślady katastrofy. Amerykańskie naloty, które trwały od maja do sierpnia 1945 roku, sprawiły, że zniknęły całe dzielnice. Drewniane domy paliły się niczym zapałki. Ogniste tornado mogło pojawić się w ciągu kilku sekund i pochłonąć bezbronnych ludzi. Szacuje się, że w tych miesiącach zginęło od osiemdziesięciu do stu tysięcy osób. Mniej więcej połowa wszystkich budynków mieszkalnych w stolicy została zniszczona. W Shinjuku ofiarą amerykańskich nalotów padło około dziewięćdziesięciu procent całej zabudowy. Całą okolicę trzeba było dosłownie odbudować z popiołów.
Co dość typowe dla czasów powojennych, najpierw pojawił się czarny rynek. Zaczął rozrastać się w pobliżu wschodniego wyjścia ze stacji kolejowej Shinjuku, którą otwarto 20 sierpnia 1945 roku, pięć dni po kapitulacji Japonii. Rynek chełpił się optymistycznym sloganem „Światło bije z Shinjuku”. Można było na nim kupić trudno dostępną żywność, ubrania i różnego rodzaju dobra konsumpcyjne. W bezprawnie zajętych budynkach otaczających stragany mieściły się kawiarnie, bary i lokale rozrywkowe dla dorosłych. W Shinjuku otwarto pierwszy bar ze striptizem w Japonii.
Policjanci patrolujący tę okolicę znali ją bardzo dobrze. Ujmując rzecz nieco eufemistycznie, nie należała do najbezpieczniejszych. W poniedziałkowy wieczór ulice były niemal puste. Nic dziwnego – któż chciałby włóczyć się na tym zimnie? Funkcjonariusze zatrzymali się przy straganie z takoyaki, smażonymi w głębokim tłuszczu kulkami z ciasta nadziewanego mackami ośmiornicy. Podczas gdy Shibayama płacił sprzedawcy, Ono zauważył z daleka jakiegoś człowieka na rowerze. Słabo naoliwiony łańcuch głośno zgrzytał. Dźwięk przybliżał się z każdą chwilą i w końcu rowerzysta znalazł się tuż obok policjantów.
Nie wiadomo, który z funkcjonariuszy zdecydował się zatrzymać mężczyznę. Nie jest też jasne, dlaczego policjanci to zrobili. Coś w tym samotnym mężczyźnie obudziło ich podejrzenia. Poprosili go, by powiedział, kim jest, co oczywiście zrobił. Był to Ryutaro Nagasaki, zarządca domu pogrzebowego. Gdy policjanci zapytali go, co robi tak późno na dworze, Nagasaki powiedział, że wiezie do domu mandarynki, które otrzymał od krewnego. Policjanci obejrzeli rower i rzeczywiście zauważyli przywiązaną do bagażnika skrzynkę na owoce. Ono poprosił partnera, aby ten przyświecił mu latarką, i wyciągnął nóż. Nagasaki wyglądał na zaniepokojonego, poprosił, żeby zostawili pakunek w spokoju, bo będzie trudno ponownie go zamocować. Policjant zignorował tę uwagę, ściągnął skrzynkę z roweru i postawił ją na ziemi. Po jej otwarciu policjanci zobaczyli jakieś tkaniny, a pod nimi znaleźli malutkie zwłoki noworodka. Nagasaki spanikował i próbował uciec, ale od razu został zatrzymany.
Wyimek z gazety „Asahi Shimbun”, 15 stycznia 1948 roku:
12 stycznia około 20:30 niedaleko stacji Waseda patrolujący ulicę policjanci zatrzymali pięćdziesięcioczteroletniego mężczyznę, pana N. Miał rzekomo przewozić skrzynkę mandarynek na bagażniku swojego roweru. Gdy policjanci sprawdzili zawartość pudełka, okazało się, że są w nim zwłoki noworodka owinięte w pieluszkę i tkaną koszulę. Funkcjonariusze zabrali pana N. do jego miejsca pracy, domu pogrzebowego w Shinjuku w pobliżu Enokicho. Znaleziono tam kolejne cztery ciała niemowląt w drewnianych skrzynkach. Pan N. zeznał, że planował skremować wszystkie pięć ciał następnego dnia. Przyznał się także do tego, że od sierpnia 1947 roku skremował już dwadzieścia takich ciał.
Ono i Shibayama zabrali aresztowanego Nagasakiego, który rzeczywiście był zarządcą domu pogrzebowego, do jego miejsca pracy. Nagasaki otworzył drzwi, włączył blade światło i wskazał na drewniane skrzynki z pozostałymi ciałami. Powiedział, że tego dnia przekazano mu zwłoki w skrzynce po mandarynkach i zamierzał zawieźć je do domu pogrzebowego. Następnego dnia planował przeprowadzić ceremonię żałobną dla całej piątki.
Policjanci zapytali Nagasakiego, skąd pochodziły ciała. Niepewnie przyznał, że otrzymywał je z prywatnego oddziału położniczego w Shinjuku. Przybytek nosił nazwę Kotobuki. Policjanci przejrzeli akty zgonu – wszystkie podpisał lekarz. W każdym przypadku śmierć nastąpiła „z przyczyn naturalnych”. I na tym ta historia mogłaby się zakończyć, nie było bowiem nic niezwykłego w kilku niemowlętach, które zmarły podczas porodu. A jednak jakieś nieokreślone przeczucie sprawiło, że policjanci nie porzucili tej sprawy. Zdecydowali się dogłębniej zbadać okoliczności zgonów i dowiedzieć się, co tak naprawdę się wydarzyło.
Fragment raportu policyjnego:
Wydawało mi się dziwne, że w ciągu zaledwie jednego dnia z małego prywatnego oddziału położniczego zabrano pięć martwych ciał. Co więcej, mężczyzna z domu pogrzebowego powiedział, że od ostatniej jesieni przeprowadził około dwudziestu tego typu pochówków. Ta liczba wydała mi się osobliwa. Uznałem, że wymaga to dokładniejszego zbadania.
Fakt, że policja tak bardzo zainteresowała się tą sprawą, był niezwykle pomyślnym zbiegiem okoliczności i dość nietypową sytuacją. W tamtym okresie wśród niemowląt panowała bardzo wysoka śmiertelność, w związku z czym nie uznawano ich życia za bardzo cenne. Aby zrozumieć, jak nietypowa była ta decyzja, powinniśmy bliżej przyjrzeć się czasom i okolicznościom towarzyszącym tym wydarzeniom.