- W empik go
Mówca Brutusowi poświęcony - ebook
Mówca Brutusowi poświęcony - ebook
W tej nader interesującej książce autor, Marek Tulliusz Cyceron, dzieli się z czytelnikami swoimi spostrzeżeniami na temat doskonałego mówcy. Poprzez analizę słynnych mówców, od starożytnych Aten i Rzymu, aż po współczesnych Demetriusza Falerejskiego i Hortensiusza, Cyceron ukazuje zarówno wady, jak i zalety tych wybitnych mężów. Jednakże Cycero nie ogranicza się do wzorów i sławnych postaci. Zamiast tego wznosi się ponad to, szukając pierwotnej piękności i idealnych zasad w filozofii, sięgając aż do platońskich idei. Z tego wyjątkowego punktu widzenia autor maluje obraz doskonałego mówcy, niezależnego od jakiegokolwiek wzorca czy sławnego mistrza. Cycero kładzie duży nacisk na znaczenie wiedzy filozoficznej jako fundamentu rozwoju mówcy, wskazując, że prawdziwe umiejętności wymowy nie opierają się tylko na retoryce, lecz także na głębokim zrozumieniu filozofii. Zapraszamy do lektury tej naprawdę wartościowej książki.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7639-485-5 |
Rozmiar pliku: | 194 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Podawszy w dziele o mówcy prawidła wymowy, wyliczywszy w Brutusie czyli o sławnych mowcach ludzi słynących z krasomowskiego talentu w Atenach i w Rzymie, aż do Demetriusza Falerejskiego i Hortensiusza, wskazawszy ich wady i zalety, maluje Cycero niniejszem piśmie obraz doskonałego mowcy. W malowaniu onego nie zapatruje się na żaden wzór, na żadnego sławnego mowcę; ale w przekonaniu, że niemasz w jakimkolwiek rodzaju nic tak pięknego, coby od pierwiastkowej piękności, której wszystkie inne są niedoskonałem podobieństwem, niższem nie było, wznosi się z Platonem do wiecznych i niewzruszonych zasad, do idei. Z tak wysokiego stanowiska przypatrywał się Cycero przedziwnej postaci, bozkiemu obrazowi doskonałej wymowy. Można o nim powiedzieć, co on w Fidiaszu w rozdziale drugim tego dzieła powiedział: Ipsius in mente insidebat species pulchritudinis eximia quaedam, quam intuens, in eaque defixus, ad illius similitudinem artem et manum dirigebat.
Zadosyć czyniąc kilkakrotnie oświadczonemu życzeniu Brutusa który chciał się od niego dowiedzieć, jaki jest rodzaj doskonałej wymowy, Cycero powiada, ze skreśli idealny obraz mowcy, i zarazem wyznaje, ze winien ukształcenie swego talentu nie prawidłom retoryki, ale wiadomościom filozficznym powziętym, jak się wyraża, w przechadzkach po ogrodzie Akademii, bez których nie można być mowcą. Rozróżnia trzy rodzaje stylu, prosty, umiarkowany czyli pośredni, i górny czyli wzniosły. Przechodząc do uwag nad stylem Attyckim, wystawia za wzór Demostenesa, w rodzaju okazującym czyli dowodzącym chwali Isokratesa, i powiada, że mowca ma do dopełnienia trzy powinności: wynaleźć co ma powiedzieć, uporządkować i wysłowić. Zlekka dwóch pierwszych dotknąwszy, dłużej zastanawia się nad wysłowieniem, potem nad akcyą, z gestów i głosu złożoną. Cała wymowa jest podług niego wysłowieniem. Odróżnia wymowę od sposobu mówienia filozofów, historyków, poetów, i tego tylko za wymownego uważa, kto umie dowieść czyli przekonać, podobać się i wzruszyć.
Wskazuje cechy każdego w szczególności rodzaju stylu, prostego, pośredniego, wzniosłego. Uczy sposobu przeplatania mowy temi trzema rodzajami stylu, przytacza przykłady. Przywodzi niektóre swoje i Demostenesa mowy. Powiedziawszy że mowcy są nieodbicie potrzebne pomocnicze nauki, dialektyka, filozofia, prawo cywilne, historya, przechodzi do ozdób mowy, między któremi liczy figury czyli postaci słów i myśli.
W drugiej części zastanawia się nad uszykowaniem słów, które takie być ma, żeby z niego sama przez się powstała harmonia, o czem już nie mniej obszernie powiedział w dziele o mowcy.
Napisał to dzieło Cycero tego samego roku co i poprzednie, to jest 46, w kilka zapewne miesięcy po pochwale Katona, który w kwietniu odjął sobie życie w Utyce, a o której jest wzmianka w rozdziale dziesiątym, o poprzedniem dziele, to jest o Brutusie w rozdziale siódmym. Cycero szykuje w następnym porządku swe krasomowskie dzieła: Ita tres erunt de Oratore; quartus, Brutus; quintus, Orator. De Divinatione, II, 1.
Jak z dzieł politycznych najwięcej sobie Cycero swą Rzeczpospolitę upodobał, tak z krasomowskich to ostatnie dzieło, sądem najświatlejszych krytyków za najdoskonalsze uznane, najlepiej mu się podobało. Pisząc do Lepty na początku następnego roku tak o niem powiada: „Mocno się cieszę, ze mój Mowca bardzo ci się podoba: zdaje mi się że, jeżeli mam jakąkolwiek wiadomość o sztuce mówienia, całą ją w tej xiędze zawarłem.” Epist. ad fam. VI, 18.
Ma to dzieło w niektórych rękopismach drugi tytuł, de optimo, genere dicendi, i taki tytuł daje mu Cycero w dwóch listach, w jednym do Kornificyusza, w drugim do Attyka Epist. ad fam. XII, Ad Atticum, XIV. 20.
Rękopism tego dzieła odkrył roku 1419 Gerard Laudriano, biskup Lodiski, i powierzył go swemu przyjacielowi, Gaspariniemu z Bergamu, który dał go do przeprzepisania i do oczyszczenia z błędów pisarskich Kozmie z Kremony. Z tej kopii i z następnych rozmnożyły się wszystkie drukowane wydania.
Mamy już to dzieło przełożone na nasz język przez Klemensa Żukowskiego w Wilnie 1838 roku, dobrze czy źle, sąd o tem do mnie nie należy.
* * *
Z wydań tego dzieła dwa tylko u nas wyszłe wymieniam, najdawniejsze: M. Tulli Ciceronis ad Marcum Brutum Orator, ex Aldino exemplari, Cracoviae, 1528 in 80, i najnowsze Groddka: M. Tullii Ciceronis ad Marcum Brutum Orator, ad exemplar Bipontinum, Vilnae, 1809.MARKA TULLIUSZA CYCERONA: MÓWCA
1. Co z dwojga trudniejszego i cięższego, odmówić ci często o toż samo proszącemu, czy prośbie twojej zadosyć uczynić, nad tem, Brutusie, często i długo się namyślałem. Bo odmówić człowiekowi, którego jedynie kocham, i o którego ku mnie miłości jestem przekonany, zwłaszcza słusznej rzeczy proszącemu, pięknej żądającemu, zdawało mi się bardzo przykro; podjąć się zaś tak walnego zagadnienia, które nie tylko trudno rozwiązać, ale nawet myślą objąć, zaledwie miałem za rzecz godną człowieka lękającego się nagany światłych znawców. Nie jestże to wielką śmiałością, wśród takiego niepodobieństwa między sobą dobrych mowców, osądzić, jaki jest najlepszy rodzaj, i, iż tak rzekę, kształt wymowy? Ale że mnie często o to prosiłeś, przystąpię do rzeczy, nie tak w nadziei dokazania, jak z chęci doświadczenia. Wolę, przychylając się do twej prośby, uchodzić u ciebie za człowieka nieroztropnego, niżeli w przeciwnym przypadku za uchybiającego obowiązkom przyjaźni.
Zapytujesz mnie, a ktemu już kilka razy, jaki rodzaj wymowy najwięcej pochwalam, jaki mam za najdoskonalszy, za najwyższy, za najdokładniejszy. Boję się tylko, jeżeli dogodzę twemu życzeniu, i odmaluję obraz poszukiwanego przez ciebie mowcy, żebym nie powstrzymał ochoty wielu miłośników wymowy, którzy straciwszy nadzieję wyrównania wzorowi, nie zechcą kusić się o to, co osiągnąć nie będą mieli w sobie ufności. Ale słuszna jest, żeby o wszystko się pokusił, kto wielkich i bardzo pożądanych rzeczy zapragnął. Choćby kto nie miał darów przyrodzenia, albo siły wyższego geniuszu, albo zapasu głębszych wiadomości, niech postępuje dopóty przynajmniej, dopóki zdoła. Kto się ubiega o pierwszą nagrodę, może bez ujmy sobie poprzestać na drugiej lub trzeciej. Nie sam tylko Homer, lub Archilochus, lub Sofokles, lub Pindar (mówię tu tylko o Grekach), ma miejsce między poetami, ale i tacy, którzy po nich drugie, a nawet niższe miejsce zajmują. Nie odstręczyła w filozofii Arystotelesa od pisania chwała Platona, ani do podziwienia rozległa umiejętność Arystotelesa nie ugasiła w drugich zapału.
II. Nie tylko ci znakomici ludzie nie dali się odwieść od swych usiłowań dopięcia celu w najszlachetniejszych naukach, ale nawet artyści sztuk swych nie zaniechali, dla tego że piękności Jalysa , którego w Rodzie widziałem, i Wenery Kosowej naśladowaniem dosięgnąć nie mogli. Posąg Jowisza Olimpijskiego lub Kopijnika Pierwszy był arcydziełem Fidiasza, drugi Polykleta. Plinius, XXXIV, 8.] nie odstręczył także innych od spróbowania, coby dokazać lub jak daleko postąpić mogli; a było ich takie mnóstwo, i każdy z nich tak celował w swoim rodzaju, że zdumiewając się nad arcydziełami, pomniejsze także chwalimy.
Pomiędzy zaś mówcami, mówię o Greckich, jeden do podziwienia wszystkich innych przewyższył; a jednak chociaż był Demostenes, wielu było wielkich i sławnych mówców za jego czasu, przed nim, i potem na nich nie schodziło. Nie ma tedy przyczyny, dla której by oddający się nauce wymowy tracili nadzieję lub ostygali w zapale. Nie trzeba rozpaczać o dojściu do doskonałości, a w walnych rzeczach samo zbliżenie się do niej jest chwalebne.
Kreśląc obraz wielkiego mowcy, takim go odmaluję, jakim może żaden nie był. Bo nie dociekam, czy kto był takim, ale co jest doskonała wymowa, która w całym ciągu mowy nie często, a może nigdy w niektórych zaś jej częściach czasem jaśnieje, u jednych mówców mocniejszym, u drugich słabszym blaskiem. Jestem tego zdania, że niema w jakimkolwiek bądź rodzaju nic tak pięknego, coby nie ustępowało pierwiastkowej piękności, której wszystkie inne są, jak obraz twarzy, słabem podobieństwem: tej piękności ani okiem dostrzedz, ani uchem usłyszeć, ani innemi zmysłami uczuć nie możemy, tylko ją myślą w duszy naszej ogarnąć zdolni jesteśmy. I tak, chociaż nie widzimy nic w tym rodzaju doskonalszego nad posąg Fidiasza, i nad obrazy, o których wspominałem, możemy jednak o piękniejszych pomyśleć. Kiedy Fidiasz tworzył swego Jowisza lub swą Minerwę, nie miał nikogo przed sobą, z któregoby brał podobieństwo; ale w duszy jego był wyryty przedziwny obraz piękności, na który patrząc, i oka z niego nie spuszczając, na podobieństwo onego swą rękę i sztukę kierował.
III. Jak tedy w sztukach jest piękność idealna, którą naśladując, odnosimy do niej pod oczy podpadające przedmioty; tak wzór doskonałej wymowy w umyśle widzimy, jego naśladowania słowem dla słuchu poszukujemy.
Plato, ten wielki mistrz nietylko sztuki myślenia, ale 1 sztuki mówienia, nazywa te pierwiastkowe postaci ideami Są to sny na jawie Platona, któremu się przywidziało, że wszystko o czem tylko człowiek pomyśleć może, ma swój pierwotwór czyli arcywzór na łonie bóztwa złożony, którego wizerunkiem w umyśle odbitym są pojęcia ludzkie. Im mocniej na czyim umyśle ten wizerunek się odbił, tym dzielniejsze są władze umysłowe tego człowieka. Geniusz, podług niego, niczem innem nie jest, jedno zbiorem tych najdoskonalszych wizerunków. Cycero, wielbiciei Platona, kreśląc obraz idealny doskonałej wymowy, poszedł, acz nieśmiało, za temi jego marzeniami, z których także wylęgły się monady Leibnitza, widzenie w Bogn Malebransza, wyobrażenia wrodzone Kanta], i powiada, że to są wieczne, niewzruszone, w umyśle i w rozumie zawarte, gdy wszystko inne rodzi się, przemija, upływa, ginie, i długo w jednym stanie pozostać nie może. O czemkolwiek tedy porządnie i metodycznie rozumujemy, to trzeba odnieść do swej pierwiastkowej formy i postaci.
Ale widzę, że ten mój wstęp nie z prawideł sztuki krasomowskiej wydobyty, ale z głębi filozofii wyczerpnięty, o dawnych i nieco ciemnych rzeczach traktujący, może ściągnąć na mnie niejaką naganę, a przynajmniej wzbudzić zadziwienie. Bo albo ludzie z zadziwieniem zapytywać będą, jaki to ma związek z przedmiotem naszego badania, nim się przekonają po gruntownem rzeczy poznaniu, że nie bez przyczyny z tak daleka zasiągnąłem; albo mnie ganić będą, że niezwyczajnych dróg wyszukuję, utarte opuszczam.
Ale wiem także, iż często ludzie myślą, że mówię o nowych, kiedy mówię o bardzo dawnych rzeczach, ale o których wielu nie słyszało; i zarazem wyznaję, że jeżeli jestem jakimkolwiek mówcą, takim wyszedłem nie ze szkoły retorów, ale z przechadzek w ogrodzie Akademii. Tam, gdzie naprzód Platona ślady są wyciśnięte, rozmawiano o rozlicznych i rozmaitych rzeczach; jego i innych filozofów rozprawy, w których zresztą mówca jest bardzo prześladowany, są mu oraz wielką pomocą. Z nich ci to wyprowadza się całe bogactwo, i, iż tak rzekę, budynkowy materyał wymowy; tylko że ten zapas nie jest dostateczny do spraw sądowych, które ci filozofowie pozostawili, jak sami mówią, mniej polerowanym Muzom. Tak tedy wymowa sądowa, pogardzona i odepchnięta od filozofów, została pozbawiona wielu potężnych pomocy; ale okrasa słów i myśli, jaką się przyozdobiła, taką jej zjednała u ludu zaletę, że się nie ulękła sądu i nagany niewielkiej liczby osób. Nie mieli zatem filozofowie wymowy podobającej się ludowi, a wymowni ludzie pozostali bez pięknych filozoficznych wiadomości.
IV. Niechże to będzie pierwszym fundamentem, że bez filozofii, jak się to potem jaśniej okaże, nie można ukształcić wymownego, którego poszukujemy, człowieka: nie żeby się w niej wszystko zawierało, lecz żeby mu pomocą była, jak sztuka zapaśnicza aktorowi; często bowiem bardzo dobrze porównywają się małe rzeczy z wielkiemi. Nie można tedy bez filozofii mówić obszernie i dokładnie o ważnych i rozmaitych rzeczach. Sokrates mówi w Fedrze Platona, że Perykles dla tego wygórował nad wszystkich mowców, że był słuchaczem Anaxagora, naturalnego filozofa, i jest tego zdania że winien mu był, prócz wielu innych pięknych i szacownych wiadomości, nie tylko pełność i bujność myśli, ale i to, co w wymowie jest najwalniejszą rzeczą, jak wzruszyć każdą strunę serca ludzkiego. To samo powiedzieć można o Demostenesie, z którego listów Pozostało sześć tylko listów Demostenesa. W piątym pisanym do Herakleadora, jednego z uczniów Platona, mówi o tym sławnym filozofie. „Jestto zbrodnią, wyszedłszy ze szkoły Platona, nie mieć w obrzydzeniu oszukaństwa, nie miłować wszystkich ludzi.”] okazuje się, jak pilnie słuchał Platona. Nie możemy bez nauki filozofii odłączyć rodzaj od gatunku, określić, podzielić na części, odróżnić prawdę od fałszu, wyciągnąć wnioski, dostrzedz sprzeczności, rozpoznać dwuznaczności. Cóż mam powiedzieć o całem przyrodzeniu, którego znajomość dostarcza okwitych bogactw wymowie? A jak możemy o życiu ludzkiem, o powinnościach, o cnocie mówić lub sądzić, jeśliśmy ego wszystkiego nie zgłębili?
V. Oprócz tych rozmaitych i walnych wiadomości, potrzebne są jeszcze niezliczone ozdoby, które dawniej podawali tak zwani nauczyciele wymowy. Ztąd pochodzi, że nikt nie doszedł do prawdziwej i doskonałej wymowy, dla tego że insza jest nauka myślenia, insza mówienia, że od innych ludzi znajomości rzeczy, od innych znajomości słów zasięgają. Dla tego M. Antoniusz, w wieku ojców naszych miany za pierwszego mówcę, człowiek bystrego rozumu, mówi w jedynej, jaką nam zostawił, xiążeczce, że widział wielu ludzi gładko mówiących ale żadnego zgoła wymownego człowieka. Snuł mu się zapewne w myśli obraz mówcy, którego na przykładzie w nikim nie widział. Człowiek ten bystromyślny (bo takim był), dostrzegał tyle niedostatków w sobie i w drugich, iż żadnego zgoła nie znalazł zasługującego na nazwisko prawdziwego mówcy. Jeżeli ani siebie, ani L. Krassa za wymownego nie miał, musiał zapewne utworzyć sobie o wymowie tak doskonałe wyobrażenie, że nie śmiał nazwać wymownym żadnego z tych, którzy mu się zdawali mniej więcej dalekimi od tej doskonałości.
Wynajdźmy więc, Brutusie, jeżeli możemy, tego mówcę, którego Antoniusz nigdy nie widział, czyli raczej którego nigdy nie było, a jeżeli nie zdołamy dosięgnąć tego wzoru, z którym, jak on mówił, zaledwie bóg jaki mógłby się zrównać, może nam się przynajmniej uda powiedzieć, jakim być powinien.
VI. Trzy tylko są rodzaje stylu: w każdym z nich niektórzy się odznaczyli, zarówno we wszystkich, jak chcemy, bardzo mało. Byli, iż tak powiem, wysokolotni mówcy, którzy połączyli wzniosłe myśli ze wspaniałemi wyrażeniami, pełni zapału, rozmaitości, okwitości, jędrności, zdolni wzruszyć i na swą stronę umysły nakłonić. Jedni mieli styl chropowaty, cierpki, najeżony, niepoprawny; drudzy, gładki, płynny, potoczysty.
Z przeciwnej strony stoją mówcy cienkiej, smagłej postaci, którzy poprzestają na nauczeniu i wyjaśnieniu, o wywyższenie przedmiotu nie dbają; ich wysłowienie jest delikatne, szybkie, wygładzone. Są między nimi niektórzy z bystrym rozumem, ale bez ogłady, i umyślnie mówią językiem podobnym do mowy nieoświeconego gminu; drudzy przy tej samej prostocie, mają więcej polerowności, więcej wdzięku, tu i owdzie rozsiewają kwiaty, ozdobami nie gardzą.
Jest jeszcze rodzaj mówców pośredni między nimi i jakby mieszany. Ci nie mają ani bystrości ostatnich, ani mocy piorunującej pierwszych, graniczą z obydwoma rodzajami, w żadnym nie celują, coś sobie z nich przyswajają, czyli raczej, jeżeli dobrze w rzecz wejdziemy, od nich się oddalają. Ich mowa płynie, jak mówią, jednostajnym potokiem, i niczem się nie zaleca prócz łatwości i jednakowości. Ich ozdoby są skromne, jak wstążki u wieńca, a myśli i wyrażenia słabym blaskiem tleją.
VII. Ci, co się odznaczyli w jednym z tych trzech rodzajów, zyskali wielkie między mówcami imię; ale zachodzi pytanie, czy zadosyć uczynili naszemu życzeniu. Znamy takich, którzy ozdobnie i dobitnie, biegle i subtelnie mówili, i dałyby nieba, żebyśmy między Rzymianami cień przynajmniej takiego mówcy znaleść mogli! byłoby wybornie nie szukać obcych przykładów, na swych poprzestać. Ale jakkolwiek wiele zalet przyznałem Rzymianom w rozmowie zawartej w moim Brutusie, częścią dla zachęcenia drugich, częścią z miłości ku mym społziomkom, przypominam sobie, żem jednego tylko Demostenesa przeniósł daleko nad wszystkich, a to dla tego, że on wykształcił swój talent na wzór wymowy, jaką sobie w myśli wystawia, a nie takiej, jaką w tym lub owym poznałem. Nie znalazł się żaden, coby był dobitniejszym, bieglejszym, umiarkowańszym od niego mówcą. Jeżeli tedy ludzie, których opaczne mniemanie zaczęło się upowszechniać, ubiegają się za nazwiskiem mówców Attyckich, albo chcą zostać mówcami Attyckimi, muszę im przypomnieć, że przedmiotem ich podziwienia powinien być Demostenes, który takim jest Attykiem, że mojem zdaniem, same Ateny w wyższym stopniu Attyckiemi być nie mogą. Niech się od niego nauczą, co to jest Attycyzm, i niech miarkują wymowę jego siłą, nie swoją nieudolnością. Bo dziś każdy to tylko chwali, co myśli że będzie mógł naśladować. Ponieważ ci ludzie mają najlepsze chęci, chociaż nie są obdarzone dość gruntownem poznaniem, nie od rzeczy będzie ich nauczyć, jaka jest właściwa Attykom zaleta.
VIII. Usposobienie słuchaczów zawżdy było dla mowców skazówką. Kto chce się podobać, ma baczenie na skłonności tych, co go słuchają, do nich i do ich sądu całkiem się stosuje, za ich skinieniem idzie. I tak w Karyi, Myzyi, Frygii, gdzie ogłada i delikatny smak są nieznane, przyjęto podobającą się tamecznym mieszkańcom, nadętą i, iż tak rzekę, otyłą wymowę, która nigdy nie miała zalety u ich sąsiadów, Rodów, ciasnym tylko przesmykiem morskim od nich oddzielonych, daleko mnie, u Greków, a przez Ateńczyków całkiem odrzuconą została. Bo oni zdawna mają smak tak wyborny, sąd tak wytrawny, że na wszystko zatykają uszy, co nie jest czyste i wytworne. Mówca ich delikatnemu czuciu powolnym będąc, nie śmiał użyć niezwyczajnych, odrażających wyrażeń.
I tak, naprzykład, mówca, który, jak powiedziałem wszystkich innych przewyższył, zaczyna swą bez zaprzeczenia najlepszą za Ktesifonem mowę inaczej zwana jest ta mowa za koroną. Cycero ją przełożył, równie jak Eschinesa przeciw Ktesifonowi. Oba te przekłady zaginęły, pozostał tylko wstęp do nich pod tytułem, de optimo genere oratorum, o najdoskonalszych mówcach, który umieścimy po niniejszem dziele] skromnie i nieśmiało; nalega, mówiąc o prawach; potem zwolna postępując, i widząc sędziów wzruszonych, wznosi się śmielszym lotem. A jednak, chociaż ten mówca ważył ściśle na szali każde słowo, Eschines mu wytyka i gani niektóre, szydzi z nich, strasznemi, obrzydłemi, nieznośnemi być mieni. Nazywając Demostenesa dzikim zwierzem, zapytuje go, słowali to są, czyli dziwolągi. A tak, zdaniem Eschinesa, Demostenes nawet nie mówił po attycku. Łatwo zganić pałające, iż tak powiem, słowo, i śmiać się z niego, kiedy już zgasł zapał w umysłach. Jakoż Demostenes usprawiedliwiając się w żart to obraca, mówiąc, że nie na tem zależy los Grecyi czy tego lub owego słowa użył, czy w tę lub ową stronę ręką skinął. Jakżeby w Atenach Myza lub Fryga słuchano, kiedy Demostenesa za przesadę ganiono? Gdyby tam który z nich grubym, płaczliwym głosem, po azyatycku śpiewać zaczął, ktoby go zniósł, czyli raczej nie życzył sobie, żeby go z mównicy zniesiono?
IX. Kto się tedy stosuje do delikatnego i surowego słuchu Ateńczyków, ten za Attyckiego mówcę poczytan być ma. Wiele jest rodzajów attycyzmu. Nasi mniemani Attycy jeden tylko znają: myślą, że ten tylko po attycku mówdi czyje wysłowienie jest szorstkie i nieozdobne, byle tylko czyste i jasne było. Że takie jest Attyckie, wtem się nie mylą, że je za jedyne uważają, w tem błądzą. Bo jeżeli podług nich na tem tylko attycyzm zależy, to i sam Perykles po attycku nie mówił, któremu bez zaprzeczenia dawano pierwszeństwo. Gdyby tylko po prostu mówił, nigdyby o nim poeta Arystofanes nie mógł powiedzieć, że grzmiał, ze piorunował, że wstrząsał całą Grecya. Wiec Lysiasz, ów pełen wdzięku i poloru pisarz jest mowcą Attyckim. Ktoby mógł temu zaprzeczyć? byle tylko o tem niebyło wątpliwości, że jeżeli Lysiasz jest Attykiem, to nie dla tego, że jest prostym i nieozdobnym, lecz że nie ma w nim nic niezwyczajnego, nic niesmacznego. Słowem, mówić ozdobnie, dobitnie, okwicie, albo jest attycyzmem, albo ani Eschines, ani Demostenes Attykami nie są.
A oto znowu drudzy, wyznający się być ślepymi naśladowcami Tucydydesa, nowy, i niesłychany — rodzaj nieuków. Ci, co za Lysiaszem idą, naśladują przynajmniej mówcę poniekąd sądowego, wprawdzie nie wielkiego i nie wzniosłego, ale mającego smak tak wytworny i delikatny, że mógłby zaszczytnie w sprawach sądowych stanąć. Tucydydes zaś opowiada czyny, wojny, bitwy, poważnie i dokładnie; ale od niego nic powziąć nie można na użytek spraw sądowych i politycznych. Same jego nawet do ludu mowy, któremi swe dzieło przeplata, tyle mają ciemnych i zawiłych myśli, że je zaledwie zrozumieć można, co w mówiącym publicznie jest największą wadą. Co za opaczny smak w ludziach, żeby mając zboże, żołędzią się karmili! winniśmy Ateńczykom lepsze pożywienie w Attyce, podług powszechnie przyjętego mniemania, miano pierwej niż w innych krajach wynaleźć uprawę roli. Znana jest mitologiczna powieść o Tryptolemie, bujającym po powietrzu na wozie Cerery, i zboże po świecie rozsiewającym]; nie mielibyśmy im także lepszą mowę zawdzięczać? Jaki mówca Grecki wziął cokolwiek z Tucydydesa Cycero sądzi tu zbyt surowo tego sławnego historyka, a w ostaniem zapytaniu po krasomomowsku przesadza; bo sam Demostenes ośm razy Tucydydesa przepisał]? „Ale jest od wszystkich chwalony” że wsprawach stawał, lecz że w swej historyi, możeby imię jego do nas nie doszło, chociaż piastował dostojeństwa, i pochodził ze znakomitego rodu. Żaden nie naśladuje wspaniałości jego myśli, dobitności wyrażeń; ale powtórzywszy niektóre pokaleczone i bez związku z sobą z niego urywki, do czego nie trzeba nauczyciela, myślą że są istnymi Tucydydydesami. Napotkałem jednego człowieka, który chciał być podobnym Xenofonowi, którego styl jest bez wątpienia słodszy od miodu, ale na nic przydać się nie mogący w zgiełku nu Forum.
X. Powróćmy teraz do tego mówcy, którego chcemy ukształcić i uposażyć wymową, jakiej Antoniusz w nikim nie znał. Jestto, Brutusie, walne i trudne dzieło; ale zdaje mi się, że lubiącemu nic nie jest trudno; lubię zaś i zawsze lubiłem twój rozum, twoje naukowe prace, twoje obyczaje. Codzień cię więcej kocham, nie tylko tęskniąc za tobą i żałując, że się z tobą widywać, rozmawiać, obcować nie mogę, ale słysząc pochwałę twych rzadkich cnót, które, aczkolwiek rozmaite, połączyć w sobie umiałeś. Co tak dalekiego od siebie, jak dobroć od surowości? a jednak kto był kiedy miany za surowszego, za słodszego od ciebie? Co trudniejszego, jak rozsądzając spory między wielą osobami, być od wszystkich kochanym? a jednak umiesz dokazać, że ci nawet, przeciw którym wyrok wydałeś, spokojni i radzi od ciebie odchodzą. A tak, chociaż dla przypodobania się nic nie czynisz, wszystkim się podobasz. Dla tego jedna tylko Gallia ze wszystkich naszych prowincyi nie goreje powszechnym pożarem Gallia Cisalpińska, którą Cezar przed wyjazdem do Afryki na wojnę z Katonem i Scypionem, dał w rządy Brutusowi]. Używasz tam cnót swoich owocu, otoczony w tej najpiękniejszej Italii krainie szacunkiem najlepszych obywateli, którzy są kwiatem i mocną podporą naszej Rzeczypospolitej. Coż mam powiedzieć o twem nieustannem do nauk przykładaniu się wśród najważniejszych zatrudnień? albo sam piszesz, albo mnie do pisania zachęcasz.Jakoż przystąpiłem do tego dzieła, ukończywszy Katona mowa na pochwałę Katona Utyceńskiego, na którą Cezar odpowiadając.........................................MARKA TULLIUSZA CYCERONA: O DOSKONAŁYCH MÓWCACH.
I. Mówią że wymowa, równie jak poezya, ma swoje rodzaje. Jestto błędem; poezya tylko jest wieloraka: tragedya, komedya, epopea, oda i dytyramb, więcej u nas uprawiany , są to zupełnie różne od siebie rodzaje. Komiczność nie uchodzi w tragedyi, tragiczność w komedyi jest szpetną wadą; inne także rodzaje poezyi mają właściwy sobie język, i jakby ton głosu łatwy znawcom do rozpoznania. Ale ktoby upatrywał w wymowie kilka rodzajów, dla tego że u jednych mówców jest większa wzniosłość, moc, okwitość, u drugich większa prostota, zwięzłość, subtelność, u innych jakby pośrednie między temi zalety, wiele powiedziałby o ludziach, mało o sztuce. W sztuce bowiem szukamy co jest najlepszego, o ludziach mówiąc, wskazujemy ich przymioty. Może, kto zechce, nazwać Enniusza wielkim poetą epicznym, podnieść Pakuwiusza do rzędu znakomitych tragików, naznaczyć nawet Cecyliuszowi pierwsze między pisarzami komedyi miejsce; ale nie dzielę wymowy na rodzaje, bo doskonałości szukam. Jedna zaś tylko jest doskonałość, a którzy do niej nie dochodzą, nie rodzajem się różnią, jak Terencyusz od Attiusza, ale nierównością w tym samym rodzaju. Ten jest doskonałym mówca, którego mowa naucza, podoba się, wzrusza. Powinnością jest nauczać, chlubą podobać się, koniecznością wzruszyć. Że w tem jedni mówcy są mocniejsi od drugich, zgadzam się........................................