Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Myśl krytycznie i nie daj sobie wcisnąć kitu - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
27 października 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
47,90

Myśl krytycznie i nie daj sobie wcisnąć kitu - ebook

Czy chcesz zdobyć ponadczasową i niezwykle dziś przydatną umiejętność krytycznego myślenia, świadomie zadbać o własny rozwój i stać się człowiekiem dojrzale myślącym? Jeśli tak, koniecznie sięgnij po książkę „Myśl krytycznie i nie daj sobie wcisnąć kitu”. Jak piszą autorzy, profesorowie Carl B. Bergstrom i Jevin D. West, „Wszyscy musimy być odrobinę bardziej czujni, odrobinę więcej myśleć, odrobinę ostrożniej udostępniać informacje – a raz na jakiś czas nazwać po imieniu ściemę, na którą natrafimy”.

Świat codziennie zalewa nas półprawdami, fake newsami i wiadomościami wyssanymi z palca. Politycy z wyrachowania zatajają przed nami ważne fakty. Media mówią nam to, co im się opłaca. Reklamodawcy śledzą nasze potrzeby i w sprytny sposób kierują naszymi wyborami. Wystarczy kilka sztuczek perswazyjnych i retorycznych… i już po nas. Teraz więc, gdy tytułowy kit zdominował przestrzeń publiczną, umiejętność krytycznego myślenia zyskuje absolutnie podstawowe znaczenie!

Dzięki książce „Myśl krytycznie i nie daj sobie wcisnąć kitu” dowiesz się:

• jak dokładnie działa mechanizm rozpowszechniania kłamstw,

• jak analizować i obiektywnie oceniać dane,

• jak odróżniać prawdę od mitu.

Z pomocą autorów zdobędziesz narzędzia, które pozwolą ci uniknąć manipulacji i prowadzić świadome życie.

Kategoria: Psychologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8225-102-9
Rozmiar pliku: 3,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZED­MOWA

Przed­mowa

Świat zalewa ściema, a my w niej toniemy. Poli­tycy nie przej­mują się fak­tami. Nauka roz­wija się pod dyk­tando prasy. Start-upy z Doliny Krze­mo­wej pod­no­szą ściemę do rangi sztuki. Uni­wer­sy­tety i inne uczel­nie przed­kła­dają ją nad myśle­nie ana­li­tyczne. Wydaje się, że więk­szość dzia­łal­no­ści admi­ni­stra­cyj­nej spro­wa­dza się do zaawan­so­wa­nych ćwi­czeń z kom­bi­na­to­ryki ściemy. Rekla­mo­dawcy mru­gają do nas poro­zu­mie­waw­czo i zapra­szają do obser­wo­wa­nia wraz z nimi róż­nych bredni. My też pusz­czamy do nich oko – ale robiąc to, opusz­czamy gardę i dajemy sobie wci­snąć głę­biej ukryty kit, któ­rym nas szczo­drze fasze­rują. Ściema zatruwa nam świat – wpro­wa­dza ludzi w błąd w naj­zu­peł­niej kon­kret­nych kwe­stiach i pod­ko­puje w całej roz­cią­gło­ści nasze zaufa­nie do docie­ra­ją­cych do nas infor­ma­cji. Wła­śnie temu pró­bu­jemy dać odpór tą naszą, cokol­wiek skromną, książką.

Filo­zof Harry Frank­furt uznał wszech­obecną ściemę za cechę defi­niu­jącą nasze czasy. Swój kla­syczny wykład _O wci­ska­niu kitu_¹ roz­po­czął od słów:

Jedną z naj­bar­dziej ude­rza­ją­cych cech naszej kul­tury jest ogromna ilość wci­ska­nego kitu. Wszy­scy o tym wiemy. Każdy z nas dorzuca swój kamy­czek. Jed­nak przyj­mu­jemy tę sytu­ację za oczy­wi­stą . W rezul­ta­cie nie wypra­co­wa­li­śmy pre­cy­zyj­nego poglądu na temat spe­cy­fiki, przy­czyn powszech­nego wystę­po­wa­nia oraz funk­cji wci­ska­nia kitu. Nie opra­co­wa­li­śmy rów­nież pogłę­bio­nej ana­lizy roli, jaką odgrywa w naszym życiu. Innymi słowy, bra­kuje nam pod­bu­dowy teo­re­tycz­nej.

Roz­pra­wia­niu się ze ściemą pomaga pre­cy­zyjna orien­ta­cja, z czym mamy do czy­nie­nia. A to już wej­ście na grzą­ski grunt.

Przede wszyst­kim „ściema” to rze­czow­nik odcza­sow­ni­kowy. Mogę nie tylko czuć się zmę­czony twoją ściemą (rze­czow­nik), ale też wziąć odwet i naściem­niać (cza­sow­nik) tobie. To dosyć oczy­wi­ste. A ściem­nia­nie to, by ująć rzecz naj­pro­ściej, pro­du­ko­wa­nie ściemy.

Ale do czego wła­ści­wie odnosi się rze­czow­nik „ściema”? Jak w przy­padku wielu prób wyra­że­nia kon­cep­cji filo­zo­ficz­nych w języku codzien­no­ści, sza­leń­stwem byłoby poku­sze­nie się o defi­ni­cję uwzględ­nia­jącą wszystko, co należy, a wyklu­cza­jącą zbędne ele­menty. Zamiast tego zaczniemy od kilku przy­kła­dów, a potem spró­bu­jemy opi­sać pewne cechy, które je kwa­li­fi­kują do tej kate­go­rii.

Więk­szość ludzi uważa, że nie­źle sobie radzi z roz­po­zna­wa­niem ściemy. To moż­liwe, gdy poja­wia się ona w postaci figury reto­rycz­nej lub wymyśl­nej kon­struk­cji słow­nej, nazy­wa­nej przez nas sta­ro­mod­nym wci­ska­niem kitu. Takiej jak:

- Naszą wspólną misją jest wpro­wa­dza­nie bila­te­ral­nych roz­wią­zań na rzecz two­rze­nia spo­sob­no­ści do akty­wi­zo­wa­nia nie­do­sta­tecz­nie wyko­rzy­sty­wa­nych zaso­bów ludz­kich. (Ina­czej mówiąc, pro­wa­dzimy agen­cję pracy tym­cza­so­wej).
- Sta­no­wimy linie prze­sy­łowe. Wpi­su­jąc się w ten mit, łączymy się z nim w jedno. (To zabrzmiało jak sta­ro­modne wci­ska­nie kitu w wer­sji New Age).
- Wzo­rem naszych przod­ków kie­ru­jemy wzrok ku bez­kre­snemu wid­no­krę­gowi naszego wiel­kiego narodu, nio­sąc w umy­słach i ser­cach żar, który na nowo pod­syci zawil­głe skry naszego zbio­ro­wego prze­zna­cze­nia. (Lito­ści! Jak zamier­za­cie przy­wró­cić w regio­nie zapo­trze­bo­wa­nie na pra­cow­ni­ków?)

Stara szkoła wci­ska­nia kitu nie odcho­dzi w nie­pa­mięć, moż­liwe jed­nak, że przy­ćmiewa ją zja­wi­sko, które nazy­wamy nowo­cze­sną ściemą. Posłu­guje się ona języ­kiem mate­ma­tyki, nauk ści­słych i sta­ty­styki, by two­rzyć pozory porządku i dokład­no­ści. Wąt­pli­wym tezom nadaje nimb wia­ry­god­no­ści, ubie­ra­jąc je w liczby, wyli­cze­nia, dane sta­ty­styczne i wykresy. Nowo­modne wci­ska­nie kitu może więc wyglą­dać przy­kła­dowo tak:

- Po dosto­so­wa­niu do róż­nic kur­so­wych nasz naj­lep­szy glo­balny fun­dusz pod­bi­jał rynek przez sie­dem z minio­nych dzie­wię­ciu lat. (Jak dokład­nie kory­go­wano zwroty? Ilu fun­duszom tej firmy nie udało się pod­bić rynku i jak bar­dzo zniż­ko­wały? I – kon­kret­nie – czy to jeden okre­ślony fun­dusz zwyż­ko­wał przez sie­dem z dzie­wię­ciu lat, czy różne w róż­nych latach?)
- Nasze wyniki, miesz­cząc się w gra­ni­cach błędu sta­ty­stycz­nego (p = 0,13), potwier­dzają istotną kli­nicz­nie skalę sku­tecz­no­ści naszej celo­wa­nej tera­pii nowo­two­ro­wej (rela­tywne szanse prze­ży­cia pię­ciu lat = 1,3), rzu­ca­jąc wyzwa­nie aktu­al­nemu para­dyg­ma­towi tera­peu­tycz­nemu. (Jakim spo­so­bem za wyniki istotne kli­nicz­nie uważa się dane pozo­sta­jące w gra­ni­cach błędu sta­ty­stycz­nego? Czy prze­ży­cie pię­ciu lat sta­nowi rele­wantną miarę przy tej postaci cho­roby nowo­two­ro­wej, czy więk­szość pacjen­tów umiera przed upły­wem trzech lat? Dla­czego powin­ni­śmy przy­jąć, że to coś sta­nowi dla „aktu­al­nego para­dyg­matu tera­peu­tycz­nego” jakie­kol­wiek wyzwa­nie?)
- Opra­co­wany algo­rytm kon­wo­lu­cyj­nej sieci neu­ro­no­wej czer­pie zasad­ni­czą logikę ste­ro­wa­nia z mul­ti­plek­so­wej sieci ludz­kiego meta­bo­lomu, trans­kryp­tomu i pro­te­omu. (Co to za mul­ti­plek­sowa sieć? Dla­czego powią­za­nia tych róż­nych „omów” mają takie zna­cze­nie i jak się je mie­rzy? Co autor tych słów rozu­mie pod poję­ciem „logika ste­ro­wa­nia”? Skąd wiemy, że te układy łączy jakaś zasad­ni­cza logika, a jeśli tak w isto­cie jest, to jaką mamy pew­ność, że takie podej­ście rze­czy­wi­ście jest w sta­nie ją uchwy­cić?)
- Nasze sys­te­ma­tyczne bada­nia prze­sie­wowe wyka­zały, że 34% zabu­rzo­nych beha­wio­ral­nie dru­go­kla­si­stów przy­znaje się do wącha­nia mar­ke­rów do pisa­nia przy­naj­mniej raz w ciągu minio­nego roku. (Czy to coś zna­czy? A jeśli tak, to czy wącha­nie mar­ke­rów sta­nowi przy­czynę zabu­rzeń beha­wio­ral­nych, czy ich sku­tek? Jaki pro­cent „niezabu­rzo­nych” dru­go­kla­si­stów przy­znaje się do wącha­nia mar­ke­rów? Moż­liwe, że będzie ich wię­cej!)

Nowa szkoła wci­ska­nia kitu może być nad­zwy­czaj sku­teczna, gdyż wielu z nas nie czuje się na siłach kwe­stio­no­wać infor­ma­cji poda­wa­nych w for­mie liczb. A nowo­modni ściem­nia­cze wła­śnie na to liczą. Żeby dać im odpór, trzeba się nauczyć, kiedy i jak pod­wa­żać tego typu stwier­dze­nia.

Nasze życie zawo­dowe poświę­ci­li­śmy ucze­niu stu­den­tów logicz­nego i kwan­ty­ta­tyw­nego pod­cho­dze­nia do danych. Tej książce począ­tek dały pro­wa­dzone przez nas na Uni­wer­sy­te­cie Waszyng­toń­skim warsz­taty „Sztuka walki ze ściemą”. Wie­rzymy, że nasza praca pokaże wam, iż kry­tyczny sto­su­nek do argu­men­tów licz­bo­wych nie jest domeną zawo­dowego sta­ty­styka, spe­cja­li­sty w dzie­dzi­nie eko­no­me­trii czy ana­li­tyka, a roz­po­zna­nie wci­ska­nego kitu nie wymaga obszer­nych zbio­rów danych i tygo­dni żmud­nych inter­pre­ta­cji. Czę­sto wystar­cza ele­men­tarny zdrowy rozum, wsparty w miarę potrzeby infor­ma­cjami łatwymi do zna­le­zie­nia przez wyszu­ki­warkę.

Pomóc ludziom roz­po­zna­wać i spro­sto­wy­wać ściemę chcemy z oby­wa­tel­skich pobu­dek. To nie są sprawy ide­olo­gii, lewi­co­wych albo pra­wi­co­wych poglą­dów: po obu stro­nach tego podziału znajdą się ludzie wprawni w dziele two­rze­nia i sze­rze­nia dez­in­for­ma­cji. Po pro­stu wie­rzymy (nara­ża­jąc się na zarzut mega­lo­ma­nii), że nale­żyte wykry­wa­nie ściemy jest klu­czowe dla prze­trwa­nia libe­ral­nej demo­kra­cji. Ta zawsze opie­rała się na myślą­cym kry­tycz­nie elek­to­ra­cie, ale ni­gdy nie było to tak ważne, jak w obec­nej dobie fake new­sów i inge­ro­wa­nia w pro­cesy wybor­cze poprzez zagra­niczną pro­pa­gandę, roz­sie­waną w mediach spo­łecz­no­ścio­wych. W jed­nym ze wstęp­nia­ków w „New York Time­sie” w grud­niu 2016 roku Mark Gale­otti tak oto okre­ślił, co jest naj­lep­szą obroną przed tą formą wojny infor­ma­cyj­nej:

Zamiast pró­bo­wać zwal­czyć każdy kolejny prze­ciek, rząd Sta­nów Zjed­no­czo­nych powi­nien uczyć oby­wa­teli roz­po­zna­wa­nia, kiedy się nimi mani­pu­luje. Poprzez szkoły, orga­ni­za­cje poza­rzą­dowe i kam­pa­nie spo­łeczne powinno się wpa­jać Ame­ry­ka­nom umie­jęt­no­ści nie­zbędne świa­do­mym użyt­kow­ni­kom mediów – od wery­fi­ko­wa­nia fak­tów w donie­sie­niach pra­so­wych po uprzy­tam­nia­nie sobie, jak kłam­liwe bywają obrazy.

Jako wykła­dowcy aka­de­miccy o wie­lo­let­nim doświad­cze­niu w naucza­niu ana­lizy danych, sta­ty­styki i pokrew­nych im przed­mio­tów na uczelni publicz­nej wiemy, jak uczyć takiego spo­sobu myśle­nia. Jeste­śmy prze­ko­nani, że nie wymaga to okre­śla­nia się po któ­rejś ze stron poli­tycz­nego sporu. Może masz odmienne niż my zda­nie w kwe­stii opty­mal­nej liczeb­no­ści władz fede­ral­nych, roz­miaru dopusz­czal­nej inge­ren­cji pań­stwa w naszą pry­wat­ność czy też jego poli­tyki na sce­nie świa­to­wej – nam to nie prze­szka­dza. Zwy­czaj­nie chcemy pomóc ludziom we wszel­kich bar­wach poli­tycz­nych sta­wić opór ście­mie, uwa­żamy bowiem, że demo­kra­cja jest naj­zdrow­sza wtedy, gdy wyborcy są w sta­nie przej­rzeć wszech­ogar­nia­jący kit.

Nie wzno­simy ambony, z któ­rej wszyst­kiemu, co nam się nie podoba, będziemy nada­wać miano ściemy. Dla­tego z rzadka przy­ta­czamy w tej książce przy­kłady, które zali­czamy do naj­bez­czel­niej­szych, jakie znamy, nie mówiąc już o takich, które nas naj­bar­dziej złosz­czą. Dobra­li­śmy je raczej tak, by słu­żyły celowi edu­ka­cyj­nemu, uwy­pu­kla­jąc szcze­gólne pułapki i wska­zu­jąc wła­ściwe stra­te­gie reak­cji na nie. Mamy nadzieję, że książkę prze­czy­tasz, prze­my­ślisz i sam zaczniesz zwal­czać ściemę.

Ponad stu­le­cie temu John Ale­xan­der Smith, filo­zof, powi­tał nowi­cju­szy na Oxfor­dzie nastę­pu­ją­cymi sło­wami:

Nic, czego się nauczy­cie w toku waszych stu­diów, w naj­mniej­szym moż­li­wym stop­niu się wam nie przyda, poza tym tylko, że jeśli będzie­cie pra­co­wać ciężko i rozum­nie, powin­ni­ście umieć wykryć, że ktoś bre­dzi, a to, z mojego punktu widze­nia, sta­nowi główny, jeśli nie jedyny, cel kształ­ce­nia.

Pomimo wszel­kich osią­gnięć szkol­nic­twa wyż­szego w dzie­dzi­nach nauk przy­rod­ni­czych, tech­no­lo­gii, inży­nie­rii i mate­ma­tyki pozo­sta­wia ono według nas pod tym wzglę­dem wiele do życze­nia. Gene­ral­nie, dobrze wycho­dzi wpa­ja­nie mecha­niki: stu­denci uczą się mani­pu­lo­wa­nia macie­rzami, dopro­wa­dza­nia do trans­fek­cji komó­rek, ska­no­wa­nia geno­mów i imple­men­ta­cji algo­ryt­mów ucze­nia maszy­no­wego. Rzecz w tym, że takie kon­cen­tro­wa­nie się na fak­tach i umie­jęt­no­ściach odbywa się kosz­tem kształ­ce­nia i dosko­na­le­nia sztuki myśle­nia kry­tycz­nego. Nauki huma­ni­styczne i spo­łeczne uczą stu­den­tów kon­fron­ta­cji sprzecz­nych idei i mie­rze­nia się z roz­bież­nymi argu­men­tami. Nato­miast w dzie­dzi­nach ze wska­za­nego wyżej obszaru rzadko mają oni do czy­nie­nia z para­dok­sami, które muszą roz­strzy­gnąć, nie­spój­nymi dowo­dami, jakie należy roz­wa­żyć, albo z myl­nymi twier­dze­niami, wyma­ga­ją­cymi ana­lizy kry­tycz­nej. W rezul­ta­cie absol­wenci wyż­szych uczelni wydają się dobrze przy­go­to­wani do spo­rów wer­bal­nych oraz iden­ty­fi­ko­wa­nia nie­do­stat­ków logiki, ale też są zaska­ku­jąco ustę­pliwi w obli­czu argu­men­ta­cji odwo­łu­ją­cej się do liczb. To samo oczy­wi­ście odnosi się także do absol­wen­tów szkół śred­nich. Gdyby w edu­ka­cję z nauk ści­słych, tech­nicz­nych i przy­rod­ni­czych wpi­sano prak­tyki ucze­nia inter­ro­ga­tyw­nego, powszechne już w huma­ni­styce, uczel­nie mogłyby wykształ­cić poko­le­nie stu­den­tów goto­wych na zwal­cza­nie ściemy odwo­łu­ją­cej się do sta­ty­styk i ana­liz sztucz­nej inte­li­gen­cji ze swo­bodą równą tej, z jaką dziś pole­mi­zują w kwe­stiach doty­czą­cych poli­tyki, etyki, sztuki i filo­zo­fii. Sze­reg powo­dów spra­wia, że w dal­szych roz­dzia­łach w dużej mie­rze odwo­łu­jemy się do przy­kła­dów z nauk ści­słych i medy­cyny. Po pierw­sze uwiel­biamy naukę i w tej dzie­dzi­nie mamy naj­więk­sze doświad­cze­nie. Po dru­gie nauki ści­słe opie­rają się na róż­no­ra­kich argu­men­tach licz­bo­wych, a do nich odno­simy się w tej książce. Po trze­cie ze wszyst­kich dzie­dzin wyna­le­zio­nych przez czło­wieka to wła­śnie nauki ści­słe, jak się wydaje, powinny być wolne od ściemy – ale nie są. I wresz­cie po czwarte wie­rzymy, że powszechne zro­zu­mie­nie nauki jest dla doin­for­mo­wa­nego elek­to­ratu sprawą klu­czową – chcemy więc wska­zać liczne blo­ku­jące je prze­szkody. Pra­gniemy też jed­nak pod­kre­ślić, że nic z tego, co twier­dzimy, nie pod­waża nauki jako sku­tecz­nego, zin­sty­tu­cjo­na­li­zo­wa­nego środka do zro­zu­mie­nia świata fizycz­nego. Nie­za­leż­nie od całego naszego narze­ka­nia, od wszel­kich błę­dów, jakie iden­ty­fi­ku­jemy, od wszyst­kich pro­ble­mów i kitu, który poprzez naukę się nam wci­ska, ona osta­tecz­nie się spraw­dza. Dzięki temu, że mamy ją za sojusz­nika, latamy samo­lo­tami, roz­ma­wiamy przez wide­ote­le­fony, eli­mi­nu­jemy cho­roby zakaźne i badamy zja­wi­ska tak różne jak pierw­sze chwile po Wiel­kim Wybu­chu i mole­ku­larne pod­stawy życia. Nowe formy tech­no­lo­gii infor­ma­tycz­nych zmie­niły spo­sób komu­ni­ka­cji zarówno w ramach nauki, jak i w skali powszech­nej. W miarę dosko­na­le­nia dostępu do infor­ma­cji zwięk­szył się ich natłok. Oby ta książka pomo­gła ci oprzeć się temu natar­ciu i oddzie­lić fakty od fik­cji.ROZ­DZIAŁ 1. NA KAŻ­DYM KROKU ŚCIEMA

Roz­dział 1

Na każ­dym kroku ściema

To jest książka o ście­mie. O tym, jak bar­dzo jeste­śmy nią zasy­py­wani, a także jak ją przej­rzeć i móc zwal­czyć. Ale po kolei. Nale­ża­łoby zro­zu­mieć, czym jest ściema, skąd się bie­rze i dla­czego pro­du­kuje się jej takie mnó­stwo. Chcąc odpo­wie­dzieć na te pyta­nia, warto się cof­nąć w głę­boką prze­szłość, do począt­ków zja­wi­ska.

Ściema bowiem nie jest wyna­laz­kiem naszych cza­sów. W _Euty­de­mie_, jed­nym ze swo­ich dia­lo­gów z Sokra­te­sem, Pla­ton żali się, że filo­zo­fo­wie ze szkoły sofi­stów są obo­jętni na to, co rze­czy­wi­ście jest prawdą, i zain­te­re­so­wani jedy­nie wygry­wa­niem spo­rów. Ina­czej mówiąc, upra­wiają sztukę ściemy. Jeśli jed­nak chcemy tro­pić ściemę aż po jej początki, musimy się­gnąć znacz­nie głę­biej, poza wszel­kie ludz­kie cywi­li­za­cje. Zro­dziło ją sze­rzej poj­mo­wane oszu­stwo, a zwie­rzęta oszu­kują się wza­jem­nie od setek milio­nów lat.

Kan­tu­jące sko­ru­piaki i prze­bie­głe kru­ko­wate

Oce­any są pełne dzi­kich i cudow­nych stwo­rzeń, ale trudno tam o więk­szych twar­dzieli niż sko­ru­piaki znane jako kre­wetki modlisz­kowe, w krę­gach bar­dziej nauko­wych zali­czane do usto­no­gów. Część z nich wyspe­cja­li­zo­wała się w zja­da­niu mor­skich śli­ma­ków, chro­nią­cych się w twar­dych i gru­bych sko­ru­pach. Żeby móc się prze­bić przez zwap­niałe pan­ce­rze, kre­wetki modlisz­kowe wykształ­ciły na dro­dze ewo­lu­cji sprę­ży­nu­jący napęd przed­nich koń­czyn, umoż­li­wia­jący im zada­wa­nie nie­by­wale sil­nych cio­sów. Ich młot­ko­wate szczypce w momen­cie ude­rze­nia osią­gają pręd­kość 80 kilo­me­trów na godzinę. Cios jest tak mocny, że wywo­łuje pod wodą zja­wi­sko nazy­wane „bąblem kawi­ta­cyj­nym”, odpo­wied­nik komik­so­wego „BANG!” Bat­mana, obja­wia­jący się gło­śnym hukiem i bły­skiem. W nie­woli kre­wetki modlisz­ko­wate potra­fią się prze­bić przez szklane ścianki akwa­riów.

Impet ciosu służy jesz­cze innemu celowi. Sko­ru­piaki te żyją w płyt­kich rafach, nara­żone na ataki muren, ośmior­nic, reki­nów i innych dra­pież­ców. Dla bez­pie­czeń­stwa więk­szość czasu spę­dzają w zagłę­bie­niach rafy, wysta­wia­jąc jedy­nie swe potężne szczypce. Tyle że odpo­wied­nich zagłę­bień zawsze jest za mało, co cza­sem pro­wa­dzi do utar­czek. Jeżeli intruz znaj­duje w jakimś miej­scu loka­tora mniej­szego od sie­bie, ten zazwy­czaj czmy­cha. Jeśli jed­nak miesz­ka­niec zagłę­bie­nia należy do tych dużych, zawzię­cie wyma­chuje szczyp­cami, pre­zen­tu­jąc ich roz­miary i rzu­ca­jąc prze­ciw­ni­kowi wyzwa­nie.

Kre­wetka modlisz­kowa, jak każdy super­bo­ha­ter, ma jed­nak swoją piętę achil­le­sową. Zrzuca ona pan­cerz osła­nia­jący szczypce, żeby zastą­pić go tward­szym – co, jak można sobie wyobra­zić, czyni z niej łatwą ofiarę. W ciągu dwóch, trzech dni linie­nia zwie­rzę jest prak­tycz­nie bez­bronne. Nie jest w sta­nie ude­rzyć, bra­kuje mu też twar­dej sko­rupy, chro­nią­cej przed dra­pież­ni­kami. Na rafach zaś nie­mal każdy jest czy­imś pokar­mem, a kre­wetka modlisz­kowa to w zasa­dzie ogon homara, tyle że wypo­sa­żony w szczypce.

Dla­tego jeśli jesteś taką kre­wetką w okre­sie linie­nia, ukrytą w nie­po­zor­nej szcze­li­nie, ostat­nie, co ci się marzy, to wyj­ście stam­tąd i nara­że­nie się na wszech­obecne nie­bez­pie­czeń­stwo. I wła­śnie tutaj zaczyna się oszu­ki­wa­nie. Nor­mal­nie duże kre­wetki modlisz­kowe wyma­chują wymow­nie szczyp­cami, a małe ucie­kają. Jed­nak w porze zrzu­ca­nia pan­ce­rzy każda z nich, bez względu na roz­miary, będzie spek­ta­ku­lar­nie nimi wygra­żać, choć nie byłaby w sta­nie ude­rzyć moc­niej niż roz­złosz­czona żelka. To jedy­nie pusta groźba – ale nie­bez­pie­czeń­stwo wią­żące się z opusz­cze­niem zagłę­bie­nia prze­ra­sta obawy przed nara­że­niem się na star­cie. Intruzi, świa­domi, że może ich spo­tkać gwał­towny atak kre­wetki modlisz­kowej, wolą jed­nak nie spraw­dzać, czy to blef.

Sko­ru­piaki więc nie­źle ble­fują i można dopa­try­wać się w tym swo­istej ściemy – jed­nak nie­zbyt wymyśl­nej. Choćby dla­tego, że takie zacho­wa­nie nie jest czymś, co te stwo­rze­nia obmy­śliły i posta­no­wiły wpro­wa­dzić w czyn. To tylko wypra­co­wana na dro­dze ewo­lu­cji, instynk­towna czy też odru­chowa reak­cja.

Prze­myśl­nemu ściem­nia­czowi potrzebna jest teo­ria umy­słu – musi umieć posta­wić sie­bie na miej­scu swo­jego celu. Musi potra­fić myśleć o tym, co inni wokół niego wie­dzą, a czego nie. Musi też umieć sobie wyobra­zić, jakie wra­że­nie wywoła dany rodzaj ściemy, i odpo­wied­nio go dobrać.

Tak zaawan­so­wana zdol­ność rozu­mo­wa­nia to w kró­le­stwie zwie­rząt rzad­kość. Cechuje nas, ludzi, i moż­liwe, że także naszych naj­bliż­szych krew­nych z kręgu naczel­nych, szym­pansy i goryle. Inne małpy, duże czy małe, raczej nią nie dys­po­nują. Za to pewna rodzina z gatunku cał­kiem odmien­nego od nas – tak: to _Corvi­dae_.

Wiemy, że kru­ko­wate – kruki, wrony i sójki – są zaska­ku­jąco inte­li­gent­nymi pta­kami. Wytwa­rzają bar­dziej wymyślne narzę­dzia niż jaki­kol­wiek gatu­nek poza czło­wie­kiem. Mani­pu­lu­jąc przed­mio­tami w swoim oto­cze­niu, roz­wią­zują róż­nego rodzaju zagadki. Bajka Ezopa o wro­nie wrzu­ca­ją­cej kamyki do urny, by pod­nieść poziom wody, opie­rała się praw­do­po­dob­nie na obser­wa­cji: wrony w nie­woli potra­fią robić takie rze­czy. Kruki pla­nują przy­szłość z wyprze­dze­niem, wybie­ra­jąc przed­mioty, które kie­dyś mogą oka­zać się przy­datne. Wrony roz­po­znają ludz­kie twa­rze, żywią nie­chęć do tych, któ­rzy im gro­zili lub źle je trak­to­wali. A nawet prze­ka­zują te urazy swoim pobra­tym­com.

Nie bar­dzo wiemy, skąd u kru­ko­wa­tych taka zmyśl­ność, ale ich spo­sób życia sprzyja roz­wo­jowi inte­li­gen­cji. Żyją długo, są w dużej mie­rze stadne, a bada­jąc swoje oto­cze­nie w poszu­ki­wa­niu wszyst­kiego, co może być jadalne, wyka­zują kre­atyw­ność. Zwłasz­cza kruki, jak się zdaje, ewo­lu­ując obok takich gatun­ków o instynk­tach łowiec­kich jak wilki i my sami, docho­dzą do dosko­na­ło­ści w pod­stęp­nym pozba­wia­niu ssa­ków ich poży­wie­nia.

Jako że jedze­nia cza­sem bywa mnó­stwo, a kiedy indziej go bra­kuje, więk­szość kru­ko­wa­tych zabez­pie­cza się, maga­zy­nu­jąc zapasy w bez­piecz­nym miej­scu, z któ­rego będą mogły je póź­niej wydo­być. Tyle że maga­zy­no­wa­nie ska­zane jest na prze­graną, jeżeli inni patrzą. Gdy ptak zoba­czy innego osob­nika cho­wa­ją­cego poży­wie­nie, czę­sto je potem krad­nie. Dla­tego kru­ko­wate są bar­dzo ostrożne, gdy ukry­wają jedze­nie. Sta­rają się tego nie robić na oczach innych pta­ków. Obser­wo­wane, szybko cho­wają pokarm lub przed ukry­ciem go sta­rają się znik­nąć z pola widze­nia obser­wa­to­rów. Bywa, że fin­gują maga­zy­no­wa­nie, uda­jąc, że pozo­sta­wiają zapasy, pod­czas gdy w rze­czy­wi­sto­ści trzy­mają je bez­piecz­nie w dzio­bie lub wolu i cho­wają póź­niej z zacho­wa­niem nale­ży­tej ostroż­no­ści.

A więc, czy to, że kruk udaje cho­wa­nie poży­wie­nia, można zakwa­li­fi­ko­wać jako ściem­nia­nie? Naszym zda­niem zależy to od kie­ru­ją­cego nim powodu oraz od tego, czy myśli on o wra­że­niu, jakie to oszu­stwo wywoła w umy­śle obser­wu­ją­cego. Peł­no­wy­mia­rowa ściema ma za zada­nie dekon­cen­tro­wać, dez­orien­to­wać lub wpro­wa­dzać w błąd – a zatem ściem­niacz musi umieć stwo­rzyć men­talny model wpływu swo­ich dzia­łań na ten umysł. Czy kru­ko­wate posia­dły teo­rię umy­słu? Czy rozu­mieją, że inne ptaki mogą zoba­czyć, jak ukry­wają pokarm, i praw­do­po­dob­nie zechcieć, jeśli nada­rzy się oka­zja, je okraść? Czy po pro­stu kie­rują się jakąś pro­stą regułą kciuka – choćby taką, że „cho­wam tylko wtedy, kiedy wokoło nie ma innych kru­ków” – nie wie­dząc, dla­czego wła­śnie tak postę­pują? Na bada­czy zacho­wa­nia zwie­rząt naci­ska się, by wyka­zali, że wszyst­kie zwie­rzęta wypra­co­wały teo­rię umy­słu. Ostat­nie bada­nia suge­rują jed­nak, że kruki mogą sta­no­wić wyją­tek. Cho­wa­jąc przy­smaki, myślą o tym, co wie­dzą ich pobra­tymcy. I dzia­łają nie tylko tak, by oszu­kać dostrze­żone ptaki; uwzględ­niają to, że mogą też nie widzieć innych, a te także należy zwieść². Wyraź­nie przy­po­mina to nasze podej­ście do ściem­nia­nia przez inter­net. Cho­ciaż nikogo nie widzimy, spo­dzie­wamy się, a wręcz liczymy na to, że nasze słowa dotrą do odbior­ców.

Kruki to sprytne stwo­rze­nia, ale my, ludzie, wyno­simy ściem­nia­nie na kolejny poziom. Tak jak te ptaki dys­po­nu­jemy teo­rią umy­słu. Jeste­śmy w sta­nie prze­wi­dzieć, jak inni zin­ter­pre­tują nasze zacho­wa­nie, i wyko­rzy­stu­jemy tę umie­jęt­ność, bo daje prze­wagę. W odróż­nie­niu od kru­ków wyko­rzy­stu­jemy bogaty sys­tem języ­kowy. Ludzki język daje olbrzy­mie moż­li­wo­ści wyrazu, możemy prze­cież łączyć słowa na roz­liczne spo­soby, prze­ka­zu­jąc roz­ma­ite idee. Język i teo­ria umy­słu wspól­nie pozwa­lają nam prze­ka­zy­wać sze­roką gamę komu­ni­ka­tów i mode­lo­wać w myślach to, jak wpłyną one na tych, któ­rzy je usły­szą. To cenna umie­jęt­ność, gdy pró­bu­jemy się sku­tecz­nie poro­zu­mie­wać – i rów­nie uży­teczna, kiedy wyko­rzy­stu­jemy komu­ni­ko­wa­nie się do mani­pu­lo­wa­nia czy­imiś prze­ko­na­niami lub dzia­ła­niami.

W tym sęk, gdy mowa o poro­zu­mie­wa­niu się. Jest ono obo­siecz­nym mie­czem. Komu­ni­ku­jąc się, możemy osią­gać zadzi­wia­jące poziomy współ­pracy. Ale przy­kła­da­jąc wagę do poro­zu­mie­wa­nia się, dajesz też innym moż­li­wość mani­pu­lo­wa­nia twoim zacho­wa­niem. Prze­ję­cie kon­troli nad zwie­rzę­tami dzięki ich ogra­ni­czo­nym sys­te­mom komu­ni­ka­cji – spro­wa­dza­ją­cym się, powiedzmy, do paru róż­nych ostrze­żeń – jest dużo trud­niej­sze. Kapu­cynki infor­mują się o zagro­że­niu za pomocą okrzy­ków. Prze­waż­nie wielu z nich ratuje to życie. Umoż­li­wia też jed­nak mał­pom o niż­szej pozy­cji w sta­dzie odstra­sza­nie domi­nu­ją­cych osob­ni­ków od cen­nego poży­wie­nia: wystar­czy, że pomimo braku zagro­że­nia wyślą fał­szywe ostrze­że­nie. Ale że kapu­cynki nie­wiele są w sta­nie powie­dzieć, mają nie­wiel­kie moż­li­wo­ści oszu­ki­wa­nia innych osob­ni­ków. Taka małpka może kazać mi ucie­kać, nawet gdy nie leży to w moim inte­re­sie. Nie zdoła jed­nak mi wmó­wić, że naprawdę ma dziew­czynę w Kana­dzie, tyle że jesz­cze nie mia­łem oka­zji jej poznać. Nie nakłoni mnie też do prze­la­nia 10 tysięcy dola­rów na konto wdowy po magna­cie gór­ni­czym, która ni stąd, ni zowąd popro­siła mnie o pomoc w zamia­nie jej for­tuny na walutę obo­wią­zu­jącą w USA.

Dla­czego ściema czyha na każ­dym kroku? Czę­ściowo dla­tego, że wszy­scy, czy to usto­nogi, czy kru­ko­wate, czy ludzie, pró­bują ci coś sprze­dać. Inna sprawa, że czło­wiek dys­po­nuje narzę­dziami poznaw­czymi umoż­li­wia­ją­cymi okre­śle­nie, jaki typ ściemy okaże się sku­teczny. I wresz­cie: zło­żo­ność naszego języka pozwala na pro­du­ko­wa­nie róż­no­ra­kiej ściemy w nie­skoń­czo­ność.

Dwu­znacz­niki i język praw­ni­czy

Na łga­rzy nakła­damy dotkliwe sank­cje towa­rzy­skie. Możesz stra­cić przy­ja­ciela, kiedy przy­ła­pie cię na poważ­nym kłam­stwie. Możesz obe­rwać. Sta­nąć przed sądem. I, co chyba jest naj­gor­sze, twoja dwu­li­co­wość może stać się tema­tem plo­tek wśród zna­jo­mych i współ­pra­cow­ni­ków. Moż­liwe, że odkry­jesz, iż nie jesteś już uwa­żany za zaufa­nego przy­ja­ciela, part­nera w miło­ści czy w biz­ne­sie.

Ze względu na te wszyst­kie poten­cjalne kary czę­sto lepiej jest wpro­wa­dzać w błąd niż jaw­nie kła­mać. Ma to swoją nazwę: zwo­dze­nie. Zwo­dzę cię, gdy świa­do­mie dopro­wa­dzam do nie­wła­ści­wych wnio­sków mówie­niem rze­czy zasad­ni­czo nie­odbie­ga­ją­cych od prawdy. Za kla­syczny tego przy­kład, zaczerp­nięty z nie­od­le­głej histo­rii, można uznać słynne oświad­cze­nie Billa Clin­tona, które padło pod­czas wywiadu z Jimem Leh­re­rem w pro­gra­mie _New­shour:_ „Nie ma żad­nej rela­cji o cha­rak­te­rze sek­su­al­nym ”. Gdy wyszły na jaw dal­sze fakty, Clin­ton bro­nił się, że powie­dział prawdę: użył czasu teraź­niej­szego, wska­zu­jąc, że taka rela­cja obec­nie nie zacho­dzi. Ow­szem, miała ona miej­sce, ale w tam­tym oświad­cze­niu wcale się do niej nie odno­sił.

Zwo­dze­nie ofe­ruje do pew­nego stop­nia moż­li­wość zaprze­cze­nia – nie­kiedy wia­ry­god­nego. Przy­ła­pa­nie na tym pro­ce­de­rze może nad­szarp­nąć twoją repu­ta­cję, ale więk­szość ludzi trak­tuje go mniej surowo niż jawne kłam­stwo. Zazwy­czaj, gdy damy się zła­pać, nie zmu­sza nas to do tak absur­dal­nych praw­ni­czych wykrę­tów, jak „To zależy od zna­cze­nia słowa _jest_” Billa Clin­tona.

Zwo­dze­nie jest moż­liwe dzięki temu, w jaki spo­sób posłu­gu­jemy się języ­kiem. To, co się mówi, prze­waż­nie nie w pełni odpo­wiada temu, co się zamie­rza zako­mu­ni­ko­wać. Przy­pu­śćmy, że zapy­ta­łeś mnie, co sądzę o reak­ty­wa­cji _Twin Peaks_, doko­na­nej przez Davida Lyn­cha na ćwierć­wie­cze tego serialu, a ja odpo­wia­dam: „Nie jest zła”. Zin­ter­pre­tu­jesz to natu­ral­nie jako: „Dobra też nie” – cho­ciaż niczego takiego nie powie­dzia­łem. Albo załóżmy, że pod­czas roz­mowy o sto­so­wa­nych przez mojego współ­pra­cow­nika paten­tach na relaks, mówię: „John nie ćpa w pracy”. Zin­ter­pre­to­wane dosłow­nie, stwier­dze­nie to spro­wa­dza się jedy­nie do tego, że John nie nar­ko­ty­zuje się, gdy pra­cuje, i nie dostar­cza powodu do podej­rzeń, że robi coś takiego po godzi­nach. To zda­nie jed­nak impli­kuje coś cał­kiem innego. Wska­zuje na to, że John jest nar­ko­ma­nem, ale jesz­cze tro­chę nad sobą panuje.

W lin­gwi­styce ten rodzaj zna­cze­nia impli­ko­wa­nego przy­na­leży do obszaru prag­ma­tyki. Filo­zof języka Her­bert Paul Grice ukuł okre­śle­nie _impli­ka­tura_, wska­zu­jące nie tyle na dosłowny prze­kaz zawarty w danym zda­niu, co na to, czemu ma ono posłu­żyć. Impli­ka­tura umoż­li­wia nam sku­teczne poro­zu­mie­wa­nie się. Jeżeli zapy­tasz, gdzie możesz napić się kawy, a ja oznaj­mię: „Prze­cznicę dalej jest knajpka”, zin­ter­pre­tu­jesz moje stwier­dze­nie jako odpo­wiedź na swoje pyta­nie. Zało­żysz, że ta knajpka jest otwarta, że podają w niej kawę itp. Nie muszę tego wszyst­kiego dosłow­nie wyli­czać.

Impli­ka­tura jed­nak pozwala nam też na zwo­dze­nie. Zna­cze­niem impli­ko­wa­nym w zda­niu „John nie ćpa w pracy” jest to, że robi to gdzie indziej. Gdyby było ina­czej, czy nie powie­dział­bym tylko, że John nie ćpa, i kropka?

Ludziom chcą­cym wpro­wa­dzać innych w błąd, a potem uda­wać nie­wi­niątka, impli­ka­tury pozo­sta­wiają wiel­kie pole dla pokręt­no­ści. Wyobraźmy sobie, że John spró­bo­wał posta­wić mnie przed sądem za szka­lo­wa­nie go stwier­dze­niem, że nie ćpa w pracy. Jak miałby wygrać? Moje zda­nie jest praw­dziwe, a utrzy­my­wa­nie, że jest ina­czej, nie leży w inte­re­sie Johna. Ten roz­dź­więk mię­dzy dosłow­nym zna­cze­niem a impli­ka­turą ludzie nader czę­sto wyko­rzy­stują dla sze­rze­nia ściemy. „Nie jest to naj­bar­dziej odpo­wie­dzialny ojciec, jakiego zna­łem”, mówię o kimś. To prawda, bo znam jed­nego jesz­cze lep­szego tatę – ale ty zakła­dasz, że według mnie ten ktoś jest okrop­nym rodzi­cem. „On spłaci długi, jeśli nim potrzą­śniesz”. I to prawda, bo jest uczci­wym gościem i wszyst­kie swoje należ­no­ści pokrywa bez­zwłocz­nie, tobie się jed­nak zdaje, że ja widzę w nim kan­cia­rza. „Mia­łem na stu­diach sty­pen­dium i gra­łem w fut­bol”. Prawda, cho­ciaż sty­pen­dium było z pro­gramu Natio­nal Merit, nie­wiele mają­cego wspól­nego ze spor­tem, a w fut­bol gry­wa­łem z kum­plami w nie­dzielne poranki. Ty jed­nak zało­ży­łeś, że na stu­diach był ze mnie wybitny spor­to­wiec.

Tę prze­paść pomię­dzy sen­sem dosłow­nym a impli­ko­wa­nym wyko­rzy­stuje też, w celu uni­ka­nia odpo­wie­dzial­no­ści za roz­ma­ite twier­dze­nia, tak istotny typ ściem­nia­nia jak sto­so­wa­nie dwu­znacz­ni­ków. Jak się zdaje, w przy­padku wielu pro­fe­sji to ważna umie­jęt­ność. Dwu­znacz­ni­kami posłu­gują się choćby auto­rzy reklam, suge­ru­jąc bene­fity, gdy z tych obiet­nic nie bar­dzo można ich roz­li­czyć. Gdy utrzy­mu­jesz, że twoja pasta do zębów redu­kuje „do” 50%, płytki nazęb­nej, zarzu­cić fałsz można by ci jedy­nie wtedy, gdyby zadzia­łała ona zbyt dobrze. Poli­tyk, gdy stwier­dzi pokręt­nie, że „mówi się”, iż jego kon­ku­rent ma powią­za­nia ze zor­ga­ni­zo­waną prze­stęp­czo­ścią, może unik­nąć pro­cesu o oszczer­stwo. Dzięki kla­sycz­nemu „błędy się zda­rzają” szef zdoła zło­żyć prze­pro­siny tak, aby nikogo nie obwi­nić.

Dobrze to rozu­miał Homer Simp­son. W obro­nie swo­jego syna Barta wypo­wie­dział słynne słowa: „Marge, nie mie­szaj chło­pa­kowi w gło­wie. Wywi­ja­nie się od odpo­wie­dzial­no­ści to ważna nauka. To ono odróż­nia nas od zwie­rząt… z wyjąt­kiem wijów”.

Mniej­sza o żarty Homera, kor­po­ra­cyjna nowo­mowa też roz­mywa odpo­wie­dzial­ność za zasłoną dymną eufe­mi­zmów i strony bier­nej. W 2019 roku raport NBC News ujaw­nił, że wielu świa­to­wych pro­du­cen­tów przy­pusz­czal­nie wyko­rzy­stuje wytwory katorż­ni­czej pracy dzieci z Mada­ga­skaru. Rzecz­nik kon­cernu Fiat Chry­sler sko­men­to­wał to nastę­pu­jąco: firma „włą­cza się na wszyst­kich eta­pach łań­cu­cha war­to­ści we wspólne z glo­bal­nymi udzia­łow­cami róż­nych branż dzia­ła­nia na rzecz orga­ni­zo­wa­nia i roz­woju naszego łań­cu­cha dostaw surow­ców”. Wspólne dzia­ła­nia? Glo­balni udzia­łowcy? Łań­cuch war­to­ści? Mówimy o czte­ro­lat­kach prze­twa­rza­ją­cych mikę wydo­by­waną w pry­mi­tyw­nych kopal­niach. Całe rodziny pra­cują w upale, noce prze­sy­pia­jąc bez dachu nad głową, za 40 cen­tów dzien­nie. Oto ściema, która za kor­po­ra­cyj­nym wodo­lej­stwem skrywa straszną liczbę ofiar w ludziach.

Część ściem­nia­czy mocno anga­żuje się w spro­wa­dza­nie na manowce, odwo­dze­nie od prawdy. Innym ta jest z zasady obo­jętna. By to wyja­śnić, cof­nijmy się od dwu­znacz­ni­ków do opo­wie­ści o sygna­łach wysy­ła­nych przez zwie­rzęta, od któ­rych zaczę­li­śmy ten roz­dział. Zwie­rzęta, komu­ni­ku­jąc się, zazwy­czaj wysy­łają sygnały na swój temat. Takie komu­ni­katy odno­szą się bar­dziej do sygna­li­zu­ją­cego niż do cze­goś w ota­cza­ją­cym go świe­cie. Przy­kła­dowo, „Jestem głodny”, „Złość mnie bie­rze”, „Jestem sek­sowna”, „Jestem jado­wity” czy „Należę do tej grupy”, wszyst­kie są infor­ma­cjami o nas, prze­ka­zu­ją­cymi coś na temat komu­ni­ku­jącego.

Sygnały doty­czące innych sta­no­wią odwo­ła­nia do pozo­sta­łych ele­men­tów świata. U zwie­rząt komu­ni­katy tego rodzaju spo­tyka się nie­czę­sto, pomi­ja­jąc szcze­gólny wyją­tek, jakim są okrzyki alar­mu­jące. Więk­szość stwo­rzeń, poza czło­wie­kiem, po pro­stu nie ma moż­li­wo­ści odno­sze­nia się do obiek­tów zewnętrz­nych. Ludzie mają ina­czej. Jedną z ory­gi­nal­nych lub nie­mal niespo­tykanych cech ludz­kiego języka jest ta, że dostar­cza­jąc nam słow­nic­two i gra­ma­tykę, umoż­li­wia mówie­nie nie tylko o nas samych, ale też o innych ludziach i obiek­tach w ota­cza­ją­cym nas świe­cie.

Czło­wiek jed­nak, nawet komu­ni­ku­jąc coś na temat swo­jego oto­cze­nia, może mówić o sobie wię­cej, niż mu się wydaje. Pomyśl o pozna­niu kogoś na jakiejś impre­zie czy pod­czas innego wyda­rze­nia towa­rzy­skiego i nawią­za­niu roz­mowy. Dla­czego opo­wia­dasz aku­rat to, nie coś innego? Czemu w ogóle roz­ma­wiasz? Twoje opo­wie­ści nie spro­wa­dzają się do infor­mo­wa­nia tej dru­giej osoby o aspek­tach świata. Prze­ka­zują pewne rze­czy o tym, jaki jesteś – a przy­naj­mniej jaki chcesz być. Moż­liwe, że pró­bu­jesz się poka­zać jako ktoś nie­ustra­szony i prze­bo­jowy. Albo może jako zatro­skany czymś wraż­li­wiec. Jako obra­zo­burca? A może mistrz sar­ka­stycz­nego humoru? Opo­wie­ści snu­jemy po to, by two­rzyć swój obraz na uży­tek innych. W ten spo­sób two­rzy się całe mnó­stwo ściemy. Kiedy mówisz o sza­lo­nej przy­go­dzie, którą mia­łeś, prze­mie­rza­jąc z ple­ca­kiem Azję, to chcąc wywrzeć ocze­ki­wane wra­że­nie, nie musisz trzy­mać się prawdy. Czę­sto­kroć wcale cię ona nie obcho­dzi. Ważne, żeby twoja opo­wieść była inte­re­su­jąca, suge­stywna czy pory­wa­jąca. Wystar­czy siąść ze zna­jo­mymi i puścić w obieg butelki z piwem, żeby się o tym prze­ko­nać na wła­sne oczy i uszy. Tak zwana eko­no­mia uwagi wynio­sła ten rodzaj ściemy do rangi sztuki. Pomyśl, jakie histo­rie krążą w mediach spo­łecz­no­ścio­wych jako virale: o pociesz­nych rze­czach, jakie wyga­dują dzieci, o okrop­nych pierw­szych rand­kach, o kło­po­tach, w jakie pakują się zwie­rzaki. Może i są praw­dziwe, a może nie, dla więk­szo­ści ich czy­tel­ni­ków nie ma to zna­cze­nia.

Z samego faktu, że ludzie są w sta­nie sza­stać ściemą, nie wynika jesz­cze, że będą to robić i że nie ule­gnie ona szybko praw­dzie. Dla­czego więc na każ­dym kroku natra­fiamy na ściemę?

Fałsz wzla­tuje, a prawda kuś­tyka za nim

Naj­waż­niej­sze w bada­niach nad ściemą może być prawo Bran­do­li­niego. Ukute przez wło­skiego pro­gra­mi­stę Andreę Bran­do­li­nego w 2014 roku, głosi, że

Ilość ener­gii, jaką trzeba wło­żyć w spro­sto­wa­nie ściemy, jest o rząd wiel­ko­ści więk­sza niż ener­gia potrzebna do jej wypro­du­ko­wa­nia.

Ściem­nia­nie wymaga znacz­nie mniej wysiłku niż usu­wa­nie jego efek­tów. Jest też o wiele prost­sze i nie tak kosz­towne. Już na kilka lat przed sfor­mu­ło­wa­niem przez Bran­do­li­niego jego zasady inny Włoch, blo­ger Uriel Fanelli, zauwa­żył – w wol­nym tłu­ma­cze­niu – że „byle idiota jest w sta­nie napro­du­ko­wać tyle ściemy, że nijak się nie da jej oba­lić”. Alex Jones, oso­bo­wość radiowa i siewca teo­rii spi­sko­wych, sze­rzący tak chore non­sensy, jak nego­wa­nie masa­kry w szkole Sandy Hook³ i afera Piz­za­gate⁴, wcale nie musi być geniu­szem zła, moż­liwe, że to jedy­nie idiota o złych inten­cjach – a przy­naj­mniej ktoś mocno nie­roz­ważny.

Na polu medy­cyny wymow­nym przy­kła­dem dzia­ła­nia prawa Bran­do­li­niego jest szko­dliwe kłam­stwo, że szcze­pionka powo­duje autyzm. Nie dość, że dwa­dzie­ścia lat badań niczego takiego nie wyka­zało, to jesz­cze dostar­czono całej masy dowo­dów, iż jest wprost prze­ciw­nie. Mimo to błędna opi­nia o dzia­ła­niu szcze­pionki na­dal się utrzy­muje, w znacz­nej mie­rze za sprawą szo­ku­jąco mar­nego stu­dium, opu­bli­ko­wa­nego w 1998 roku na łamach tygo­dnika „Lan­cet” przez bry­tyj­skiego leka­rza Andrew Wake­fielda i jego współ­pra­cow­ni­ków. Zarówno w tym arty­kule, jak i pod­czas licz­nych póź­niej­szych kon­fe­ren­cji pra­so­wych zespół badaw­czy Wake­fielda wska­zy­wał na moż­liwy zwią­zek obja­wów auty­zmu oraz stanu zapal­nego jelita gru­bego z poda­niem szcze­pionki prze­ciwko odrze, śwince i różyczce (MMR)⁵.

Publi­ka­cja Wake­fielda zelek­try­zo­wała ówcze­snych „antysz­cze­pion­kow­ców”, wywo­łała zadzi­wia­jąco trwały lęk przed szcze­pie­niami, a w róż­nych zakąt­kach świata przy­czy­niła się do nawrotu odry. Nie miało zna­cze­nia to, że została zane­go­wana tak dogłęb­nie, jak rzadko który raport w dzie­jach nauki. Grun­towne i wie­lo­krotne prze­ba­da­nie jej tez pochło­nęło miliony dola­rów i nie­zli­czone godziny pracy. Zdys­kre­dy­to­wano ją jed­no­znacz­nie i bez­sprzecz­nie⁶. W miarę pię­trze­nia się dowo­dów prze­ma­wia­ją­cych prze­ciwko hipo­te­zie o wpły­wie szcze­pionki MMR na autyzm i gdy wyszedł na jaw kon­flikt inte­re­sów Wake­fielda, więk­szość współ­au­to­rów zaczęła powąt­pie­wać w wia­ry­god­ność wła­snych badań. W roku 2004 dzie­się­cioro z nich for­mal­nie się odcięło od inter­pre­ta­cji, przed­sta­wio­nej w arty­kule z 1998 roku. Wake­field się z nich nie wyco­fał. Jed­nak w 2010 roku sam „Lan­cet” usu­nął tę publi­ka­cję.

W tym samym roku Wake­field został uznany przez Gene­ralną Radę Medyczną za win­nego poważ­nych wykro­czeń zawo­do­wych. Wytknięto mu nad­uży­cia zwią­zane ze wspo­mnia­nym arty­ku­łem, nara­że­nie pacjen­tów na nie­uza­sad­nione, a inwa­zyjne, zabiegi medyczne, w tym kolo­no­sko­pię i punk­cję lędź­wiową, oraz nie­ujaw­nie­nie kon­fliktu inte­re­sów o pod­łożu finan­so­wym⁷. W rezul­ta­cie tego postę­po­wa­nia utra­cił prawo do wyko­ny­wa­nia zawodu leka­rza na tere­nie Wiel­kiej Bry­ta­nii. W 2011 roku Fiona Godlee, redak­torka naczelna „Bri­tish Medi­cal Jour­nal”, ofi­cjal­nie uznała jego ory­gi­nalny raport z badań za kłam­liwy, argu­men­tu­jąc, że zafał­szo­wań doko­nano w nim celowo, gdyż naro­słych wokół arty­kułu licz­nych wąt­pli­wo­ści nie spo­sób wytłu­ma­czyć jedy­nie nie­kom­pe­ten­cją.

Jed­nak to nie te wykro­cze­nia prze­ciwko etyce sta­no­wią naj­moc­niej­szy dowód prze­czący zapew­nie­niom Wake­fielda o powią­za­niach auty­zmu ze szcze­pionką. Moż­liwe, że argu­menty, które przed­sta­wił, nie wystar­czają do potwier­dze­nia jego wnio­sków. Do danych też raczej pod­cho­dził co naj­mniej nie­dbale, a jego nie­zdol­ność do kie­ro­wa­nia się etyką zawo­dową jest ewi­dentna. Całe stu­dium wydaje się „roz­bu­do­wa­nym oszu­stwem”, pod­szy­tym kon­flik­tem inte­re­sów i sfin­go­wa­nymi odkry­ciami. Mimo to zasad­ni­czo twier­dze­nia Wake­fielda mogłyby być trafne. Tyle że nie są. Wiemy to dzięki zakro­jo­nym na sze­roką skalę, a zara­zem dro­bia­zgo­wym bada­niom. O braku związku mię­dzy auty­zmem a szcze­pionką świad­czą nie wady raportu, ale _przy­tła­cza­jąca masa póź­niej­szych dowo­dów nauko­wych_.

Gwoli jasno­ści, w doszu­ki­wa­niu się powią­zań pomię­dzy auty­zmem a szcze­pie­niami nie ma nic nie­wła­ści­wego. Kło­pot sta­nowi to, że tamte pierw­sze bada­nia prze­pro­wa­dzono co naj­mniej nie­od­po­wie­dzial­nie – a kiedy pły­nące z nich, zatrwa­ża­jące wnio­ski defi­ni­tyw­nie nie zna­la­zły potwier­dze­nia, antysz­cze­pion­kowcy, by zataić prawdę, wymy­ślili bajkę o zmo­wie kon­cer­nów medycz­nych. Wake­field nawet zre­ali­zo­wał film doku­men­talny _Wyszcze­pieni_, w któ­rym zarzu­cał ame­ry­kań­skiemu Cen­trum ds. Kon­troli i Pre­wen­cji Cho­rób tuszo­wa­nie zagro­żeń zwią­za­nych ze szcze­pion­kami. Ten doku­ment odbił się sze­ro­kim echem w pra­sie i pod­sy­cił lęk przed szcze­pie­niami. Wake­field, pomimo wszyst­kich prze­czą­cych jego tezom badań i miaż­dżą­cych jego hipo­tezę dowo­dów, dla pew­nego kręgu odbior­ców pozo­staje wia­ry­godny, a bez­za­sadny strach przed związ­kiem szcze­pio­nek z auty­zmem trwa na­dal.

Po dwóch deka­dach skutki oszu­stwa Wake­fielda są dla zdro­wia publicz­nego kata­stro­falne. Współ­czyn­niki szcze­pień wzro­sły w porów­na­niu z tąp­nię­ciem odno­to­wa­nym nie­długo po uka­za­niu się raportu, ale pozo­stają nie­bez­piecz­nie niskie, niż­sze niż na początku lat 90. XX wieku. W ciągu pierw­szego pół­ro­cza 2018 roku Europa odno­to­wała rekor­dowo wysoką liczbę 41 tysięcy przy­pad­ków odry. Stany Zjed­no­czone, które tę cho­robę wyeli­mi­no­wały nie­mal cał­ko­wi­cie, teraz co roku bory­kają się z dużymi jej ogni­skami. Wra­cają też inne cho­roby zakaźne, choćby świnka i krztu­siec (koklusz). Wielu Ame­ry­ka­nów, zwłasz­cza w zamoż­nych mia­stach por­to­wych, scep­tycz­nie pod­cho­dzi do faktu, że szcze­pionki są bez­pieczne. Jed­nym z ostat­nich tren­dów jest eks­pe­ry­men­to­wa­nie przez rodzi­ców z opóź­nia­niem ter­mi­nów szcze­pień. Ta nie­ma­jąca żad­nego opar­cia w nauce stra­te­gia naraża podatne dzieci na prze­dłu­że­nie okresu nara­że­nia na cho­roby wieku dzie­cię­cego. W szcze­gól­nym stop­niu doty­czy to naj­młod­szych o osła­bio­nym ukła­dzie immu­no­lo­gicz­nym. Wielu z nich nie można szcze­pić, toteż ich bez­pie­czeń­stwo zależy od odpor­no­ści zbio­ro­wej, wystę­pu­ją­cej wtedy, gdy zaszcze­pione są osoby z ich oto­cze­nia.

Mamy tu więc hipo­tezę zdys­kre­dy­to­waną tak jak rzadko która w całej lite­ra­tu­rze nauko­wej. Taką, która poważ­nie szko­dzi zdro­wiu publicz­nemu. A mimo to nie odcho­dzi w prze­szłość. Dla­czego tak trudno oba­lić plotki o powią­za­niu szcze­pio­nek z auty­zmem? Tak działa prawo Bran­do­li­niego. Bada­cze na zbi­cie argu­men­tów Wake­fielda muszą poświę­cić znacz­nie wię­cej czasu, niż nie­gdyś on na ich przy­go­to­wa­nie.

O tym, że aku­rat to prze­kła­ma­nie jest trwal­sze od innych błęd­nych prze­świad­czeń, decy­duje sze­reg jego cech. Autyzm prze­raża rodzi­ców, a jak dotąd nie wiemy, co go powo­duje. Podob­nie jak w naj­bar­dziej popu­lar­nych miej­skich legen­dach, nar­ra­cja jest pro­sta i chwy­tliwa. „Bez­bron­nemu dziecku wbija się igłę, by wstrzyk­nąć mu obcą sub­stan­cję. Przez kilka dni lub tygo­dni wydaje się, że wszystko układa się jak naj­le­piej, a potem nastę­puje gwał­towny i czę­sto nie­od­wra­calny regres zacho­wa­nia”. Ta opo­wieść gra na naszych naj­głęb­szych oba­wach – w tym przy­padku, zwią­za­nych z higieną i zaka­że­niem – oraz na stra­chu o zdro­wie i bez­pie­czeń­stwo naszych dzieci. Zaspo­kaja naszą potrzebę znaj­do­wa­nia wyja­śnień i ten­den­cję do doszu­ki­wa­nia się związ­ków przy­czy­no­wych, ile­kroć widzimy dwa wyda­rze­nia nastę­pu­jące jedno po dru­gim. Suge­ruje też spo­sób, w jaki mogli­by­śmy sami sie­bie chro­nić. Defi­ni­tywne odrzu­ce­nie cze­goś takiego zde­cy­do­wa­nie rów­na­łoby się odbie­ra­niu sobie szans.

Ściemę nie tylko łatwo się two­rzy; z łatwo­ścią też się ją sze­rzy. Saty­ryk Jona­than Swift napi­sał w 1710 roku, że „fałsz wzla­tuje, a prawda kuś­tyka za nim”⁸. Powie­dze­nie to docze­kało się wielu wcie­leń, ale naszym ulu­bio­nym jest to autor­stwa sekre­ta­rza stanu w admi­ni­stra­cji Fran­klina D. Roose­velta, Cor­della Hulla: „Kłam­stwo prze­ga­lo­puje pół świata, zanim prawda zdąży wcią­gnąć bry­czesy”. Jak­by­śmy widzieli nie­szczę­sną Prawdę, na wpół bie­gnącą kory­ta­rzem, na wpół poty­ka­jącą się o wła­sne nogi, zma­ga­jącą się z por­t­kami, oplą­tu­ją­cymi kostki, w bez­na­dziej­nej pogoni za od dawna już będą­cym w dro­dze Kłam­stwem.

Powyż­sze trzy zasady razem wzięte mówią nam, że (1) stwo­rze­nie ściemy wymaga mniej wysiłku niż posprzą­ta­nie po niej, (2) do ściem­nia­nia wystar­czy mniej inte­li­gen­cji niż do usu­nię­cia skut­ków ściemy, (3) ściema roz­prze­strze­nia się tak szybko, że nie nadą­żamy za nią sprzą­tać. Oczy­wi­ście to tylko afo­ry­zmy. Dobrze brzmią, wydają się prawdą, ale też prze­cież mogą być ściem­nia­niem. Aby zmie­rzyć sze­rze­nie się ściemy, potrze­bu­jemy pola, na jakim da się ją uchwy­cić, zma­ga­zy­no­wać i upo­rząd­ko­wać dla doko­na­nia sze­roko zakro­jo­nej ana­lizy. Takich obsza­rów dostar­czają nam Face­book, Twit­ter i inne media spo­łecz­no­ściowe. Wiele spo­śród wia­do­mo­ści prze­sy­ła­nych na tych plat­for­mach sta­no­wią tra­fia­jące do coraz to kolej­nych osób plotki. Nie są one tym samym co ściema, ale jedne i dru­gie mogą być efek­tem celo­wego wpro­wa­dza­nia w błąd.

Tro­pie­nie szla­ków roz­prze­strze­nia­nia się plo­tek spro­wa­dza się w dużej mie­rze do spraw­dze­nia kto, czym i z kim się podzie­lił, i w jakiej kolej­no­ści; dotar­cie do tych wszyst­kich infor­ma­cji przy­cho­dzi z łatwo­ścią, o ile mamy odpo­wiedni dostęp do sys­temu. Nad wyraz czę­sto powta­rzają się twe­ety doty­czące sytu­acji kry­zy­so­wych. Sku­pie­nie uwagi na tych wyda­rze­niach two­rzy zarówno bodziec do gene­ro­wa­nia dezinfor­ma­cji, jak i pilną potrzebę jej nego­wa­nia.

Jed­nym z takich kry­zy­sów był zamach bom­bowy pod­czas Mara­tonu Bostoń­skiego w 2013 roku. Nie­długo po tym ataku zaczęła krą­żyć na Twit­te­rze opo­wieść o pew­nej tra­ge­dii. Jak poda­wano, pośród zabi­tych przez bombę była ośmio­latka, która bie­gła z nume­rem 1035. Dziew­czynka ta, uczen­nica szkoły pod­sta­wo­wej Sandy Hook, wzięła udział w mara­to­nie dla upa­mięt­nie­nia kole­ża­nek i kole­gów z klasy, ofiar masa­kry, która miała miej­sce w jej szkole parę mie­sięcy wcze­śniej. Strasz­liwa iro­nia losu tej, która prze­żyła Sand Hook tylko po to, żeby zgi­nąć w Bosto­nie, nadała jej histo­rii taki pęd, że ta sze­rzyła się w twit­te­ro­wym świe­cie niczym pożar w lesie. Zdję­cie dziew­czynki – z nume­rem 1035 na pla­stro­nie nało­żo­nym na jaskra­wo­ró­żową koszulkę i powie­wa­ją­cym na wie­trze koń­skim ogo­nem – wywo­łało u tysięcy odbior­ców smu­tek i współ­czu­cie.

Byli też i tacy, któ­rzy w tę opo­wieść powąt­pie­wali. Jedni pod­kre­ślali, że Mara­ton Bostoń­ski nie dopusz­cza do udziału dzieci. Inni zwró­cili uwagę na to, że pla­stron z nume­rem pocho­dził z innego biegu, Joe Casella 5K. Spe­cja­li­zu­jący się w tro­pie­niu plo­tek ser­wis inter­ne­towy Sno­pes.com szybko zde­ma­sko­wał tę pogło­skę, podob­nie inni wery­fi­ka­to­rzy fak­tów. Dziew­czynka nie została zabita; nawet nie bie­gła w tym mara­to­nie. Użyt­kow­nicy Twit­tera pró­bo­wali sko­ry­go­wać tę nie­prawdę ponad 2 tysią­cami twe­etów demen­tu­ją­cych plotkę. Na próżno. Zmy­śloną histo­rię dziew­czynki udo­stęp­niło prze­szło 92 tysiące osób. Przy­ta­czały ją ważne agen­cje infor­ma­cyjne. Mimo licz­nych prób stłu­mie­nia plotki, na­dal się ona roz­prze­strze­niała. Teo­ria Bran­do­li­niego znów się potwier­dziła.

Bada­cze Face­bo­oka zaob­ser­wo­wali podobny pro­blem i na tej plat­for­mie. Tro­piąc plotki roz­po­znane przez Sno­pes.com, odkryli, że nawet po infor­ma­cji o zde­men­to­wa­niu uzy­skują one więk­szy zasięg niż praw­dziwe infor­ma­cje. Posty sze­rzące te kłam­liwe pogło­ski prze­waż­nie są po inter­wen­cji ser­wisu usu­wane, ale rzadko dzieje się to na tyle szybko, by powstrzy­mać upo­wszech­nia­nie fej­ko­wych pogło­sek.

Innych bada­czy zain­te­re­so­wała pożywka dla takiego roz­gła­sza­nia plo­tek. Gdy zestawi się posty doty­czące teo­rii spi­sko­wych z postami odno­szą­cymi się do innych tema­tów, te pierw­sze wyróż­nia znacz­nie więk­szy zasięg. Dla­tego szcze­gól­nie trudno jest pro­sto­wać fał­szywe pogło­ski. Spo­strze­że­nie Jona­thana Swi­fta odno­śnie do ściemy znaj­duje potwier­dze­nie. Ludzie ją uprzą­ta­jący znaj­dują się na pozy­cji znacz­nie gor­szej od tych, któ­rzy sze­rzą bred­nie.

Gło­si­ciele prawdy stają w obli­czu jesz­cze jed­nego utrud­nie­nia: rap­tow­nych zmian spo­so­bów pozy­ski­wa­nia infor­ma­cji i dzie­le­nia się nimi. W prze­ciągu sie­dem­dzie­się­ciu pię­ciu lat prze­szli­śmy od gazet do ser­wi­sów infor­ma­cyj­nych, od coty­go­dnio­wych tele­wi­zyj­nych wia­do­mo­ści _Face the Nation_ do Face­bo­oka, od pogwa­rek przy kominku do bom­bar­do­wa­nia twe­etami o czwar­tej nad ranem. Zmiany te dostar­czają pożywki gwał­tow­nemu roz­ro­stowi dygre­sji, dez­in­for­ma­cji, ściemy i fake new­sów. W następ­nym roz­dziale przyj­rzyjmy się temu, jak i dla­czego do tego doszło.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: