- W empik go
Nietoperze. Aqua velva - ebook
Nietoperze. Aqua velva - ebook
Nietoperze to zbiór dwunastu historii o kondycji psychicznej współczesnego człowieka. Te małe narracje kryją w sobie intymną opowieść o walce z głęboko ukrytymi lękami i pragnieniami. Bohaterowie znajdują się w sytuacjach rodem z greckich tragedii, skazani na to, co konieczne i nieuniknione. Brudny realizm tej prozy wciąga jak narkotyk. Wdzierając się w myśli swoich bohaterów, Kitsopoulou poszukuje ukrytej prawdy o człowieku. Monolog matki oddającej dziecko Cyganom. Leżący na podłodze mężczyzna z guzikiem w ustach. Czy siedząca przy wspólnym stole kochająca się rodzina je pieczone koźlę czy też pożera już swoich bliskich?
Surowy język autorki to prawdziwy manifest prostoty, chwilami niedbały i wulgarny, przywodzący na myśl prozę takich autorów jak Thomas Bernhard czy Elfride Jelinek.
Aqua velva to najnowsze opowiadanie Leny Kitsopoulou napisane specjalnie z okazji przygotowania polskiego wydania Nietoperzy. Polska premiera opowiadania jest jednocześnie premierą światową.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65595-09-6 |
Rozmiar pliku: | 207 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pięć lat go nie widziałam. Teraz musi mieć ze trzynaście lat. Moje dziecko oddałam Cyganom, kiedy miało trzy latka, Cygance Marigo spod świateł na Omonii, ponieważ kiedy było małe, straszyłam je, że jak nie będzie jadło swojego jedzenia, to oddam je Cyganom, i pewnego dnia rzeczywiście nie zjadło swojego jedzenia. Oczywiście to nie był jedyny powód. Marigo paliła te same fajki co ja, czasem mnie częstowała, pieprzona twoja mać, to jej oddałam dziecko, nie miałam wyboru. Rzecz jasna, utrzymywałam kontakt z tymi Cyganami, żeby móc widywać mojego syna, przynajmniej z daleka, bez jego wiedzy.
Obserwowałam jego dorastanie zza drzew, zza słupów latarni, zza zaparkowanych datsunów*. Skończyłam to robić przed pięcioma laty, ponieważ wydarzyło się coś przerażającego. Mój ośmioletni wtedy syn zaczął palić. Było to dla mnie tak szokujące, że postanowiłam nigdy więcej go nie oglądać. To jest straszne, że ośmioletnie dziecko pali. Że niszczy sobie płuca. Nie do zniesienia, jeśli jesteś matką. Ja również, kiedy byłam bardzo młoda, zaczęłam palić, ale wtedy nie wyobrażałam sobie, jakie to mogło być wstrząsające dla moich rodziców. Po raz pierwszy zobaczyłam go, jak zapala papierosa, pewnego popołudnia, kiedy zasadziłam się w jednym barze kawowym naprzeciwko jego namiotu po to, żeby go obserwować. Był ze swoją paczką, musieli dopiero co skończyć robotę, bo trzymali w rękach gąbki i wycieraczki do szyb, mój syn trzymał stare plastikowe wiadro. Nagle patrzę, a on wkłada rękę do wiadra i wyciąga czerwoną paczkę. Z przerażającą wprawą otwiera ją ustami i zębami chwyta papierosa. Najstarszy z bandy, który przechodził obok niego, wyciągnął w tym momencie ze swojej kieszeni porządną benzynową zapalniczkę – z całą pewnością kradzioną – i przypalił mu. Ten pierwszy mach, który mój syn wziął na moich oczach, trwał wieki, przynajmniej tak mi się wydawało. Co za gnojek. Zaciągał się jak zawodowy palacz, wtedy zrozumiałam, że to nie był jego pierwszy raz. I chociaż w rzeczywistości chciałam wówczas podbiec do niego i strzelić mu z liścia, zaczęłam biec w całkiem odwrotną stronę, jak najdalej się dało. Od tego czasu już tam nie wróciłam. Zadzwoniłam do jego przybranej matki Marigo i wyjaśniłam jej, że nie chcę więcej widzieć mojego dziecka. Tego, co usłyszała ta kobieta, nie da się powtórzyć.
– Pierdolę was, ciawary, i pierdolę wasze plastikowe krzesła, pierdolę wasz syf, pierdolę moją Grecję!
Na próżno próbowała mnie uspokoić. – Nie rób tego, Jula. Są przecież gorsze rzeczy. To z ciebie wyszedł taki gnojek.
Na koniec nie wytrzymała, biedna, i rzuciła do mnie:
– Jak go chciałaś na salony, to trzeba było go sobie trzymać, ty pierdolona ćpunko. Wypierdalaj! – i rzuciła mi słuchawką w ryj.
Dwa lata zajęło mi nawiązanie ponownego kontaktu z Marigo. Kiedy znowu się spiknęłyśmy, to ona zadzwoniła, żeby mi powiedzieć, że Panagiotis ma problemy z oczami i biegają z nim po szpitalach.
– Za jakiś czas nie będę mogła posłać do roboty tego twojego ślepaka. Dalej, zabieraj go stąd, żebym nie siadła i nie powiedziała mu paru słów o jego mamusi.
Błagałam ją po stokroć, zaczęłam płakać. – Wyślę ci pieniądze, Marigo. Tylko nic mu nie mów.
Kłamałam. Jakie pieniądze miałabym jej wysłać? Gdzie je znaleźć?
Cygance zrobiło się mnie szkoda.
– Zobaczę, co mogę zrobić. Mamy jednego znajomego okulistę. Ty to zostaw. Martw się o siebie, żebyśmy pewnego dnia nie musieli zbierać cię z chodnika. I zostaw Panagiotisa, znajdę dla niego okulary, myśl o sobie.
Tak odwiesiłyśmy słuchawki. Minął jeszcze jeden rok i znowu miałam telefon od Marigo.
– Gdzie się podziewałaś, ty szmato! Panagiotis oślepł już do reszty.
Słuchawka wypadła mi z rąk. Zalałam się łzami. Tyle czasu mówiłam sobie, że będę dobra, że będę ładna, kiedy znowu zobaczy mnie moje dziecko. Obliczyłam to, za dwa, trzy lata założę coś ładnego, będę czysta, co ty mi teraz mówisz, Marigo, coście zrobili mojemu synowi, pierdolona wasza cygańska mać. Marigo się wkurzyła.
– I co zobaczy? Twoją czarną rozpacz? Jak nawet nie możesz ustać na własnych nogach? Cyganie ci winni, ty chamko?!
Walec Marigo. Jak już zaczynała, to nic nie było w stanie jej zatrzymać. – Na kolanach, ty śmieciu na głodzie, powinnaś być na kolanach, klękać przed Cyganami. Przepadnij, do diabła!
Byłam na kolanach, droga Marigo, na kolanach, na czworakach, słuchawka jak obciążnik w moich rękach, okręciłam kabel dookoła mojej szyi, nie zdążyłam, moje dziecko nie zdążyło mnie zobaczyć. Co to za przeklęta choroba? Rozłączyłaś się, Marigo. Od tego dnia ani widu, ani słychu. Zniżyłam się i próbowałam dwa, trzy razy. Wyjechali, powiedziano mi, ci ze ślepym, pociągnęli na prowincję, w stronę Larissy. Jaka Marigo? Gruba żona Chavouzasa? Oni poszli, szukaj wiatru w polu.
Próbowałam wybrać się raz do Larissy, żeby ich poszukać, zdołałam nawet zebrać trochę pieniędzy, w końcu jednak nie mogłam, nie spałam tego dnia, później zapadłam w śpiączkę, nie pamiętam, co się stało, potem pieniądze przepadły, przepadło wszystko. W tym roku prawie dwa razy się przekręciłam, całe trzy lata od tamtego dnia, ach, ty, Marigo, czekałam na ciebie, trzy lata na ciebie czekałam, nie odezwałaś się do mnie, mijały dni i noce, nawet nie wiem, jak wracałam do mojego domu, jedną nogą w grobie, a ty nic, zero, obyś sczezła marnie, pieprzona twoja cygańska mać.
Dzisiaj, kiedy nie miałam co wziąć, na głodzie, w szale, dzisiaj zadzwoniło to cholerstwo, cierpiałam, kochanie, nie wiesz, czym jest ta choroba, tylko śmierć przyniosłaby ukojenie.
– Hej! Jesteś Jula?
Jestem nią, ale wolałabym nie być.
– Nie znasz mnie, nazywam się Panagiotis Chavouzas. Zmarła Marigo. Powiedziała mi: „Jak kiedyś mnie zabraknie, idź do Juli, żeby cię przygarnęła. W Atenach. Nie żebrz nigdy – powiedziała Marigo. – Okradną cię, bo jesteś ślepy. Masz iść do Juli, słyszysz? Pieprzona twoja mać!”.
* W Grecji typowa marka samochodu używana przez Cyganów. (Wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).