- nowość
Notatnik i modlitewnik drogowy. Część 3 (2005-2015) - ebook
Notatnik i modlitewnik drogowy. Część 3 (2005-2015) - ebook
Trzecia część "Notatnika i modlitewnika drogowego" Henryka Wańka dopełnia obrazu całości tej wyjątkowej formy dziennikowej, którą autor rozciąga na trzydziestolecie burzliwych przemian 1984-2015: ustrojowych, społecznych, kulturalnych, literackich... i wewnętrznych. Jego tekst jest jednocześnie dokumentem i lustrem, komentarz zaś, jeśli występuje, zawsze ma wydźwięk oniryczny albo (wręcz) ezoteryczny. W trzeciej odsłonie "Notatnika..." znaleźć można wiele intymnych fragmentów. Jednym z nich jest z pewnością wspomnienie Wańka-malarza o Beksińskim. Swoboda ekspresji autora ma w sobie coś ze swobody nieukierunkowanego na swojej drodze peregrynanta – peregrynanta w o wiele większym stopniu aniżeli tradycyjnego pątnika – Waniek woli stać się niepowtarzalnym symbolem ruchu niż jego zrutynizowaną ofiarą, czy co gorsza – banalnym niewolnikiem. Nie ma w tym jednak niczego ze współczesnych polskich literatur ruchu i w ruchu, choćby – ze słynnej dzisiaj idei bieguństwa Olgi Tokarczuk, której Waniek wiele ma do wyrzucenia. Karol Samsel
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-68215-23-6 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Sel blanc, sel mouvant, sel amer,_
_Comme l’ècume de la mer_
_Je te prends et je te conjure_
_De me conserver sans souillire ;_
_Sel de sagesse en toi je crois,_
_Avec la vertude la croix,_
_Sel du salut, sel du baptême,_
_Avec la vertu de Dieux même,_
_Loups obbéissez à la croix;_
_Lion d’enfer, lutins et faunes,_
_Esprits follets, esprits des aulnes,_
_Démons du soir, démons du bruit,_
_Et lavandiérede la nuit,_
_Filandiéres du claire de Lune,_
_Bergerse de mauvaise fortune,_
_Obéissez au ciel bénit_
_Par la veru d’Adonaï._
_Amen_
* * *
Późno zasnąłem, długo spałem i niedospany poszedłem do Teatru Śląskiego. Od 12.00 przyglądałem się warsztatom na temat Makbeta. Ciekawe, choć jeszcze nic z tego nie wynika. Udział Petera Tate’a, aktora angielskiego, czyni wyłom w lokalnej teatralnej rutynie. Ma on nieznaną w Polsce kulturę osobistą, aktorską, iskrzącą, dyszącą wielkością, choć on sam może wielkim nie jest. I jeszcze jeden anglosaski akcent — Naomi Sorkin, specjalizująca się w tańcu i ruchu scenicznym. Chodzi tak, jakby się wbijała w przestrzeń. Albo w niej pływała. Chce się na to patrzeć. Może będzie też coś mówiła. Lady Macbeth? Henryk Baranowski ma ryzykowne pomysły co do formy spektaklu. Na przykład dwujęzyczność. Żeby partie po angielsku były tłumaczone na monitorach. Niektóre fragmenty _Macbetha_ Henryk tłumaczy sam, stosując jakiś klucz magiczno-okultystyczny. No tak, mroczna tragedia, hulają ciemne moce, ale w tych sprawach Szekspir jest dość oględny. Wierzy w Fatum. Henryk doczytał się tam rzeczy tak głębokich, że gdy o tym mówi, aż ciarki przechodzą. Co na to powiedzą szekspirolodzy?
* * *
Nabieranie piasku widelcem.
* * *
Do Kielc na godzinę 17.00 zaprosił mnie Leszek Mądzik, ul. Zamkowa 5. Został honorowym obywatelem Kielc, w związku z czym cały dzień było tam święto. Ceremonia odbyła się w teatrze. W przerwie spotkałem Marka Zielińskiego (tego od _Ars Cameralis_), który właśnie odwiózł leszkową scenografię. Dlaczego do Kielc, a nie Lublina? Później w korytarzu Leszek pociągnął mnie w stronę Janusza Korwin-Mikkego, który stał tam z żoną (powiada się, że jak pies za suką jeździ on za Kwaśniewskim, odbywającym kampanię wyborczą). Podgląda? Podsłuchuje? Analizuje? Przypomniałem mu naszą wspólną podróż pociągiem (na stojąco, bo był tłok) z Torunia do Warszawy, w roku 1981 po jakiejś konferencji. Towarzyszyła mu atrakcyjna dziewczyna, która po studiach w SGW (w Brwinowie odbywała praktyki hodowlane) zmierzała w kierunku dziennikarstwa. Tymczasem Korwin-Mikke, trzydzieści pięć lat później, wypiera się tej podróży („nigdy w życiu nie byłem w Toruniu!” — niewiarygodne) i wbija oczy w sufit. Zakłopotany? Ze względu na żonę? Jeśli to żona. Mały kłamczuszek. No, cóż, gdyby nie był tak mądry, jak sądzi, co samo już zakrawa na głupotę, oraz tak niezdarny i niepomyślny w polityce, powiedziałbym — polityk.
* * *
Marne są wyprawy do ZUS-u w sprawie odszkodowania za ścięgno Achillesa zerwane w Bratysławie. Warszawski oddział ZUS-u znajduje się odpowiednio daleko, na ul. Kasprowicza, niemal pod Płockiem. Postanawiam nie brać udziału w pozornym legalizmie. Progi w wymaganiach ZUS-u są takie, że wymuszają na kliencie, by od razu zeznawał fałszywie. A w każdym razie szukał szpar między przepisami. „Prawo mamy w Polsce porządne”, mówiła była premier dr Hanna Suchocka (specjalistka socjalistycznego prawa pracy, obecnie chyba ambasador RP w Watykanie, córa Wielkopolski, której już nie powiem co, wystaje z dupy). To ona wynalazła Park Narodowy Gór Stołowych, przepchnięty przez sejm o godzinie 23.00 ostatniego dnia jej kadencji, od czego później w okolicach Batorowa, Łężyc i Karłowa zaczęły się spekulacje gruntami. A najsilniej pamiętam, gdy określiła jako „wysoce profesjonalne” działania policji wobec tygrysa, który na Targówku uciekł z cyrku. Policjanci zastrzelili tam weterynarza, który przybył z pomocą. Była wtedy ministrem sprawiedliwości. Ona i prawo. Ona i inteligencja. Ona i Polska. Wielka! Osobiście nie chciałbym, ale warto być premierem.
* * *
Na jednym z biletów wizytowych: zawód — _biurokrata_. Andrzej Matynia natomiast umieścił — _były dziennikarz_. A Jonasz Kofta — _Kofta Jonasz_.
* * *
Ostateczne wyniki wyborów dają zwycięstwo partii Prawo i Sprawiedliwość. To mnie utwierdza w wierze, że Polacy lubią to, na czym się nie znają. Pomijam już groteskowość braci bliźniaków. To tak jakby premierem został ktoś z powodu talentów brzuchomówczych albo okazałego garbu. Może stoi za tym zręczność polityczna, to znaczy biegłość w kłamstwie, uproszczeniach i umiejętności splatania intryg większych lub mniejszych. Ale — powtarzam — raczej groteska. Jarosław Kaczyński, nawiasem mówiąc, lubi powtarzać ten zwrot: „powtarzam”, jeden z kilku retorycznych filarów, na których dynda jego krasomówstwo. Poza tym mówi: „przeszczegać”, „szczelam” oraz „beszczelny”. Chce uchodzić za prawdziwego Polaka, jak Wałęsa, który mówi „będom”. No, ale to półanalfabeta, a tutaj prawnik z wykształceniem. Stworzony do wygrywania. Same zwycięstwa.
* * *
Oko opatrzności ze swojego trójkąta patrzy z niejakim roztargnieniem na bieżący stan rzeczy. Gdyby ich było dwoje, dostałyby zeza.
* * *
Jakiś czas temu (przed tygodniem?) media zadrżały od wielkiego sukcesu. Odkryto wreszcie grób Kopernika. Poruszenie jest wielkie, jakby on tam w grobie jeszcze trochę był żywy. Ufajmy, że nauka polska na tej podstawie dowiedzie, że wielki astronom był niekwestionowanym Polakiem. A przynajmniej katolikiem.
* * *
Tutaj 1. odcinek mikropowieści pod tytułem: _Świat Wassermanów_
Chociaż wszyscy to znają, trzeba opowiedzieć raz jeszcze. Po kolei, od niewinnego początku, aż po krwawe zakończenie tej historii, a przede wszystkim zacząć od zamku Tosch, który też nazywają Tosza.
Dawno temu miał należeć do książąt cieszyńskich lub bytomskich. Następni właściciele robili, co mogli, ale po husyckiej nawalance trzeba go było zbudować od nowa. Późniejsza jego historia to też ciemne przeznaczenie. Przede wszystkim finansowe. Każdy pozbywał się tego zamku czym prędzej.
Już nic nie był warty, gdy baron von Eichenwald dał się skusić. Urodzaje ostatnich lat uczyniły go na krótko bogaczem. Uwierzył, że tak już będzie zawsze. Mamona zawróciła mu w głowie, zatem jakiś spryciarz wmusił mu ten Tosch niemal za darmo, jak twierdził. Eichenwald ocknął się po czterech sezonach, gdy był już zadłużony po uszy.
Kiedyś, pod względem majątku, zajmował miejsce trzecie po księciu Lichnovskym oraz hrabim von Wilczek. Później spadł na czwarte lub piąte. Ale baron von E. się nie poddawał. Jako były oficer znał się na kontraktowaniu zboża i mięsa dla wojska, skór zwierzęcych i sukien morawskich. Handlował zawzięcie, ale długów nie ubywało.
Zamek Tosch (Tosza nazywało się też miasteczko u jego podnóża) miał zaspokoić jego rodową pychę. Pan na zamku! Ale już zaczynało mu świtać, że prawie 20 000 talarów, jakie zapłacił za tę ruinę, to marne grosze w porównaniu z sumami, które corocznie wyrzucał na jego utrzymanie. Remonty, reperacje, ludzie do roboty. Tylko sprzedaż mogła powstrzymać definitywne bankructwo.
Lecz zanim do tego doszło, corocznie przez lat sześć, z końcem kwietnia lub na początku maja, gdy już nie było śladu po zimie, w Lubicach sposobiono się do wyjazdu. Do zamku. To miało robić wrażenie na sąsiadach, choć ten zamek to tylko smród, głód i ubóstwo. Więcej gruzu niż murów. A ludzie tamtejsi ciemni i dzicy. Lumpy i złodzieje. To przecież wszyscy wiedzieli i wyśmiewali ukradkiem. Że też chce się Eichenwaldom na całe lato jeździć do tego piekła.
* * *
Koncept sztuki teatralnej — facet na scenie ogląda program w telewizorze, którego dźwięk jest ledwo słyszalny. Monitor jest dla widowni niewidoczny. Nie szkodzi. On relacjonuje program. Opowiada, co leci. Wystarczy jeden akt.
* * *
Z dziennika snów:
_Oglądam film w telewizji. Światło zgaszone, film czarno-biały czy raczej wręcz czarny. Zaledwie się domyślam, co się dzieje. Może jest to już finałowa scena, w której kobieta (chyba piękna, ale nie widać) w garażu rozmawia z mężczyzną? Stoją obok samochodu w stylu lat pięćdziesiątych. Z sytuacji można wnioskować, że jest policyjną prowokatorką, która ma usidlić mężczyznę (prawie całkiem niewidoczny). I to się staje. Ona znika, do akcji wkraczają gliniarze. A wtedy moja siostra (matka?) wręcza mi słuchawkę telefoniczną. To do mnie. Ryszard Krynicki. Rozpoznaję jego głos. Zostaję w półleżącej pozycji, w jakiej oglądałem film, a on mnie wprowadza w sedno rzeczy. Zaprasza mianowicie na uroczystość wręczenia mu nagrody. Ma się ona odbyć 21 grudnia w Operze Śląskiej w Bytomiu. Jest jeszcze inna uroczystość, mniej ważna, na którą mogę nie zdążyć. Jeśli dobrze rozumiem, odbędzie się w innym miejscu i czasie (9 grudnia), ale ta bytomska liczy się bardziej. Rozmowa pełna dygresji, co raz tracę pewność, czy daty i fakty zrozumiałem właściwie. Przy okazji gratuluję mu zbioru wierszy_ __ Kamień, szron_._ _Zamierzałem mu o tym napisać, ale zwierzam się Ryszardowi, że unikam książek poetyckich, bo wiele jest pretensjonalnej miernoty. Czasem czuję strach przed bieżącą „poezją”. Ryszard podziela moją rezerwę. Śmieje się delikatnie (by nie zdradzić swych sympatii lub antypatii), sam też unika czytania cudzych wierszy. W tym czasie matka, chcąc przegonić komary, których wieczorem jest pełno w mieszkaniu (otwarte okna), uderza kilkakrotnie zwiniętą gazetą w leżankę, na której spoczywam. To zakłóca rozmowę, zasłaniam słuchawkę, aby coś powiedzieć, a gdy wracam do telefonicznej rozmowy, tam już jest Krystyna. Wymieniamy kilka słów, jej głos budzi we mnie nieufność. Nie wiem, o czym z nią rozmawiać. Dopiero składając życzenia noworoczne, uświadamiam sobie, że zaproszenia Ryszarda dotyczą minionego grudnia i wszystko jest poniewczasie. Ale znów siostra przybywa z ciemności, jakby chora, a ja nie mogę jej pomóc. Nie odłożyłem właściwie słuchawki i gdy sobie to uświadamiam, usiłuję powrócić do przerwanej rozmowy. Ale po drugiej stronie nie ma nikogo. Połączenie trwa, słyszę jakieś dźwięki tam, w głębi, ale żadnego głosu._
Budzę się z uczuciem jakiejś doniosłości. Rzadko zapamiętuję sny aż tak dokładnie. Idę do ubikacji. Zaglądam do kuchni. Jest dwadzieścia minut po czwartej. Łyk piwa i wracam do pościeli. Nie mogę zasnąć. Myślę o niedawnym śnie. Sięgam po książeczkę Ryszarda. W przekonaniu, że otwarta na chybił trafił stronica coś mi wyjaśni, otwieram na wierszu __ _Który jesteś._ Ale nie znajduję żadnej korespondencji ze snem. Także i w sąsiadującym z nim wierszu _Przynajmniej_. Przeglądam spis treści. W wierszu _Prawda?_ odkrywam trop związany z tekstem, który zacząłem kiedyś pisać. I przez cały czas podziwiam wyrazistość niedawnego snu.
* * *
— Uciekłem do Cyganów — rzekł Ficowski.
* * *
Telefonuje pani Marysia Jentys. Obszernie relacjonuje mi projekt pisma literackiego pod sztandarami Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Realność tej idei jest mniej więcej 1:200. Biorę tę proporcję z powietrza, ale przypuszczam, że w rzeczywistości jest jeszcze bardziej zniechęcająca. Ale zawsze to wciągające.
Dwa dni później telefonuje Jarek Markiewicz na ten sam temat. Czasopismo ma się nazywać „Impulsy”. Towarzystwo zbliżone do dawnego „Nowego Wyrazu”, a patronem ma być koncern wydawniczy Rzeczpospolitej. Dowodzi tym wszystkim Krzysztof Karasek. Bywałem już uczestnikiem takich inicjatyw, z których zostawały zwiędłe marzenia, nawet jeśli pisma w końcu ukazywały się, choćby krótko. Ale najczęściej kończyło się na obietnicach, chęciach i pomysłach.
* * *
Przed paroma dniami w Damaszku spalono kilka ambasad zachodnich w odwecie za publikowanie w ich krajach karykatur Mahometa. Ciekawe, że Mahomet jest tak ulubionym tematem karykaturzystów. Bo karykatury Chrystusa pewnie by nikogo nie poruszały. Można rzec, że islam to ostatnia religia, gdzie Prorok jest traktowany ze śmiertelną powagą. Bez żartów. Ogniście.
* * *
Z paleniem jest podobnie jak z ziewaniem. Wystarczy, że jeden ziewnie, i wszyscy palą.
* * *
W katowickim radiu spotykam się z Maćkiem Szczawińskim, by nagrać coś dla jego audycji. Jak zawsze sympatyczny, do przesady elokwentny, co zresztą coś sygnalizuje. Podobnie jak wtrącane między wierszami żale o stosunki w miejscu pracy — niedoceniany i otoczony wrogością. Skoro mówi, pewnie tak jest. Na korytarzu poznaje mnie z Krystyną Bochenek, chyba po raz kolejny, bo już kiedyś... Tyleż ambitna, co ograniczona. No, wręcz głupia, również w tym sensie, że „głupi zawsze ma szczęście”. Zatrudniono ją w radiu, bo nigdzie by z niej nie było pożytku. Jej głos do złudzenia przypomina głos Anny Sekudewicz, wspaniałej szefowej działu kulturalnego, Znam jej liczne zalety. W radiu ceni się takie podobieństwa. Poza tym pani K.B. ma wpływowego męża (gwiazda lokalnej kardiologii, chyba że coś pokręciłem) i zasłynęła, organizując ogólnopolskie spotkania Krystyn. Wcale nie żałuję, że mam na imię inaczej. Także organizuje ogólnopolskie konkursy ortografii. Brawo! Opowiada, jak zwiedzała w Bonn izbę, w której umarł Beethoven. Nie w Wiedniu? Ależ na pewno w Bonn. W tej izbie była nawet maska pośmiertna. Tak twierdzi.
* * *
Pan Bóg do Adama w raju: „Nie widzę innej rady na ciebie, ty małpo. Muszę pozbawić cię sierści i w ten sposób zmusić do ruszenia łepetyną. I sam sobie wymyślaj, co z tym fantem zrobić. Przede wszystkim z nagością”.
* * *
Dziwisz, spowiednik Karola Wojtyły, a może i nawet sekretarz papieża, osobnik raczej ograniczony (taka praca) i dobrze wypasiony, został mianowany kardynałem. _Error Cardinalis!_NOTA BIOGRAFICZNA AUTORA
HENRYK WANIEK (ur. w 1942 r. w Oświęcimiu) – malarz, pisarz, publicysta. Mieszka w Brwinowie. Laureat licznych nagród m.in. Prix national na Biennale Internationale de Peinture w Cagnes-sur-Mer (1974), Nagrody Warszawskiej Premiery Literackiej (1995), Nagrody im. Andrzeja Kijowskiego (1997), Nagrody Kulturalnej Śląska i Kraju Związkowego Dolnej Saksonii (1999), Dolnośląskiej Nagrody Literackiej LAUR (2005), Nagrody miesięcznika „Śląsk” »Śląski Orzeł« (2005) oraz Nagrody im. ks. Augustina Weltzla »Górnośląski Tacyt« (2007). Nominowany do Nagrody Literackiej NIKE za _FINIS SILESIAE_ (2004) oraz do Śląskiego Wawrzynu Literackiego za _NOTATNIK I MODLITEWNIK DROGOWY_ (2014). Wydał m.in.: _DZIADY BERLIŃSKIE_ (1984, 1999), _HERMES W GÓRACH ŚLĄSKICH_ (1994, 1996), _OPIS PODRÓŻY MISTYCZNEJ Z OŚWIĘCIMIA DO ZGORZELCA_ (1996), _PITAGORAS NA TRAWIE_ (1997), _INNY HERMES_ (2001), _MARTWA NATURA Z NICZYM: SZKICE Z LAT 1990-2004_ (2004), _FINIS SILESIAE_ (2004), _WYPRZEDAŻ DUCHÓW_ (2007), _Sprawa Hermesa_ (2007), _KATOWICE-BLUES CZYLI KATTOWITZER-POLKA_ (2010), _NOTATNIK I MODLITEWNIK DROGOWY (1984-1994)_ (FORMA / DK „13 MUZ” 2013), _JAK JOHANNES KEPLER JADĄC DO ŻAGANIA NA ŚLĄSKU ZAHACZYŁ O KSIĘŻYC_ (2015), _CMENTARZ NIEŚMIERTELNYCH_ (2015), _OBCY W KRAJU URODZENIA_ (2016), _MIASTO NIEBIESKICH TRAMWAJÓW_ (FORMA / DK „13 MUZ” 2017), _SZALONE ŻYCIE MACIEJA Z._ (2018), _NOTATNIK I MODLITEWNIK DROGOWY II (1994-2004)_ (FORMA / DK „13 MUZ” 2020), _FINIS SILESIAE. GOERLITZ-GLEIWITZ 23:55_ (3 wydanie poprawione, 2021), _CIULANDIA_ (2022), _WĘDROWIEC ŚLĄSKI_ (2024), _NOTATNIK I MODLITEWNIK DROGOWY III (2005-2015)_ (FORMA / DK „13 MUZ” 2024).W SERII _PIĘTNASTKA_ UKAZAŁY SIĘ:
ANDRZEJ BALLO „Albowiem”, „Bodajże”
HENRYK BEREZA „Względy”, „Zgłoski”, „Zgrzyty”
KAZIMIERZ BRAKONIECKI „Dziennik berliński”
MACIEJ CISŁO „Błędnik”
ZBIGNIEW CHOJNOWSKI „Tarcze z pajęczyny”
WOJCIECH CZAPLEWSKI „Książeczka rodzaju”, „Książeczka wyjścia”
MAREK CZUKU „Róbta, co chceta”, „Stany zjednoczone”
JAN DRZEŻDŻON „Łąka wiecznego istnienia”
ANNA FRAJLICH „Czesław Miłosz. Lekcje”, „Laboratorium”
PAWEŁ GORSZEWSKI „Niecierpiące zwłoki” , „Uczulenia”
MAŁGORZATA GWIAZDA-ELMERYCH „Czy Bóg tutaj”
TOMASZ HRYNACZ „Noc czerwi”
LECH M. JAKÓB „Ćwiczenia z nieobecności”, „Do góry nogami”, „Poradnik grafomana”, „Poradnik złych manier”, „Rzeczy”,
PAWEŁ JAKUBOWSKI „Kopuła”
ZBIGNIEW JASINA „Drzewo oliwne”, „Inaczej przemijam”
JOLANTA JONASZKO „Bez dziadka”, „Nietutejsi”, „Portrety”
GABRIEL LEONARD KAMIŃSKI „Pan Swen (albo wrocławska abrakadabra)”, „Wrocławska abrakadabra”
PIOTR KĘPIŃSKI „Po Rzymie. Szkice włoskie”
BOGUSŁAW KIERC „Cię-mność”, „Płomiennie obojętny”
KAZIMIERZ KYRCZ JR „Punk Ogito”, „Punk Ogito w podróży”
ARTUR DANIEL LISKOWACKI „Brzuch Niny Conti”, „Capcarap”, „Cukiernica pani Kirsch”, „Kronika powrotu”, „Ulice Szczecina”, „Ulice Szczecina (ciąg bliższy)”
KRZYSZTOF LISOWSKI „Czarne notesy (o niekonieczności)”, „Motyl Wisławy. I inne podróże”
KRZYSZTOF MACIEJEWSKI „Dwadzieścia jeden”, „Dziewięćdziesiąt dziewięć”, „Osiem”
TOMASZ MAJZEL „Opowiadania w liczbie pojedynczej”, „Treny Echa Tropy”
PIOTR MICHAŁOWSKI „Cisza na planie”
MIROSŁAW MROZEK „Odpowiedź retoryczna”
EWA ELŻBIETA NOWAKOWSKA „Merton Linneusz Artaud”
HALSZKA OLSIŃSKA „Bliskie spotkania”, „Małostki”, „Złota żyła”
PAWEŁ ORZEŁ „Cudzesłowa”
MIROSŁAWA PIASKOWSKA-MAJZEL „(Po)między”
KAROL SAMSEL „Jonestown”, „Prawdziwie noc”, „Więdnice”
BARTOSZ SAWICKI „Krucha wieczność”
EUGENIUSZ SOBOL „Killer”
EWA SONNENBERG „Wiersze dla jednego człowieka”
WOJCIECH STAMM „Pieśni i dramaty patriotyczne i osobiste”
GRZEGORZ STRUMYK „Re _ le rutki”
LESZEK SZARUGA „Kanibale lubią ludzi”
WIESŁAW SZYMAŃSKI „Skrawki”
MICHAŁ TABACZYŃSKI „Legendy ludu polskiego. Eseje ojczyźniane”
PAWEŁ TAŃSKI „Glinna”, „Kreska”
MARIA TOWIAŃSKA-MICHALSKA „Akrazja”, „Engram”, „Z Ameryką w tle”
ANDRZEJ TURCZYŃSKI „Źródła. Fragmenty, uwagi i komentarze”
MIŁOSZ WALIGÓRSKI „Długopis”
HENRYK WANIEK „Notatnik i modlitewnik drogowy”, „Notatnik i modlitewnik drogowy II”, „Notatnik i modlitewnik drogowy III”
SŁAWOMIR WERNIKOWSKI „Partita”, „Passacaglia”
ALEX WIESELTIER „Krzywe zwierciadło”
LESZEK ŻULIŃSKI „Suche łany”