- promocja
- W empik go
Obca kobieta - ebook
Obca kobieta - ebook
Weronika ma pewien mroczny sekret, który zdeterminował całe jej życie. Pod maską spokojnej bibliotekarki ukrywa błędy i grzechy młodości. Nie planowała dzieci. Uważała, że nie nadaje się na matkę, ale los zdecydował za nią, stawiając na jej drodze Huberta i jego córkę Oliwię.
Dziesięć lat później Hubert odchodzi. Weronika z dnia na dzień staje się dla Oliwii tym, kim właściwie zawsze była – obcą kobietą. A może jednak nie? Może nie trzeba urodzić, żeby zostać matką?
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-280-9232-7 |
Rozmiar pliku: | 2,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Teraz
Weronika Tuchowska wbiła widelec w mięso, które już dawno powinno być gotowe, ale wciąż było zbyt twarde, aby podać je na kolację. Powinno samo odchodzić od kości, tymczasem wyglądało na to, że musi pozostać w piekarniku jeszcze dobre pół godziny. Zamknęła drzwiczki i odłożyła kuchenną rękawicę na blat.
– Jesteś bardzo głodna? – zapytała, zerkając na Oliwię, która z nogami uniesionymi do góry leżała na kanapie.
Weronika lubiła to mieszkanie i jego przestronny układ. Kiedy kupili je z Hubertem, do dyspozycji mieli trzy niewielkie pokoje i kuchnię. Postanowili zburzyć jedną ścianę, by połączyć średni pokój z salonem. W ten sposób powstało duże pomieszczenie, pełniące funkcję salonu i jadalni z aneksem kuchennym w rogu. W dawnej kuchni natomiast urządzili pokój dla Oliwii. Weronika uważała, że to dobre posunięcie. Wcześniej trudno byłoby wygospodarować wygodne miejsce do rodzinnego spędzania wolnego czasu. Po remoncie zyskali przestrzeń, gdzie wspólnie gotowali, bawili się, śmiali, grali w planszówki i oglądali filmy.
– Nie bardzo. Dlaczego pytasz?
– Bo mięso nadal nie jest gotowe. Jeśli chcesz, zrobię ci kanapkę.
– Poczekam – zapewniła Oliwia. – Przynajmniej zjemy razem z tatą.
Weronika uśmiechnęła się do dziewczynki, ale gdy tylko odwróciła głowę, uśmiech zniknął z jej twarzy. Kiedy Hubert oznajmił, że dostał w pracy awans, ucieszyła się i szczerze mu pogratulowała, lecz w głębi serca obawiała się, że właśnie tak to się skończy. Ostatnio był w domu rzadkim gościem. Pracował do późna, a z łóżka zrywał się skoro świt, żeby pędzić do firmy. Weekendy niby miał wolne, ale zdarzało się, że i w sobotę musiał zajrzeć do pracy. Owszem, sporo zarabiał, dzięki czemu rodzina mogła sobie pozwolić na egzotyczne wakacje dwa razy w roku czy zakup nowego samochodu z salonu, ale gdyby ktoś zechciał zapytać Weronikę o zdanie, powiedziałaby, że wolałaby spędzać urlop nad polskim morzem, jeździć dziesięcioletnim autem, ale mieć ukochanego przy sobie.
– Jasne, tata na pewno się ucieszy, że na niego poczekałyśmy – wymamrotała, zmuszając się do pogodnego tonu.
Nie chciała, aby Oliwia się zorientowała, że między nią a Hubertem ostatnio źle się dzieje. Dziecko nigdy nie powinno być świadkiem kłótni rodziców, a już na pewno nie takie dziecko jak Oliwia. I bez tego miała więcej problemów niż przeciętna dziesięciolatka. Kiedy Weronika ją poznała, mała sprawiała wrażenie nieco smutnej. Ojciec i dziadkowie kupowali jej mnóstwo zabawek i gadżetów, naiwnie wierząc, że w ten sposób zrekompensują dziecku brak matki. Ale to niemożliwe. Żadna zabawka czy gadżet nie są w stanie zastąpić rodzica. Weronika wcześniej w ogóle nie brała pod uwagę związku z samotnym ojcem. W jej wyobrażeniach funkcjonowali tylko we dwoje – ona i jej ukochany, koniecznie wysoki, koniecznie brunet i koniecznie czuły. Dzieci? Może kiedyś, raczej w dalszej przyszłości, i na pewno wspólne.
– Mamo, może zagramy w scrabble?
Weronika zadrżała. Słowo „mama” już jej spowszechniało, w końcu słyszała je niemal codziennie, ale czasem, zwłaszcza w chwilach zamyślenia, łapała się na tym, że wywiera ono na nią piorunujący efekt. Uświadamiała sobie, jak wielkim zaufaniem obdarzyło ją to dziecko, wybierając na swoją mamę. Macochą Oliwii uczynił Weronikę los, ale dziewczynka sama zdecydowała, że Weronika będzie jej mamą.
– Jasne, bardzo chętnie. Przyniesiesz?
Oliwia poderwała się z kanapy i pognała do swojego pokoju. Kiedy wróciła, Weronika już robiła miejsce na dużym, przeszklonym stole, przy którym zwykle jadali posiłki, ale który doskonale nadawał się również do grania w planszówki.
– Na blacie powinien być jakiś zeszyt, a długopis…
– Już mam coś do pisania. – Oliwia położyła na stole ołówek. – Jesteś gotowa na porażkę?
– Hej, a kto ostatnio przegrał?!
– Dałam ci fory. – Oliwia usiadła na krześle i wzruszyła ramionami.
– Tak, szczególnie wtedy, kiedy wymyślałaś nieistniejące słowa – zachichotała Weronika.
Oliwia rozłożyła planszę i sięgnęła po woreczek z płytkami.
– Nie moja wina, że pomyliłam „ulele” z „ukulele”. Poza tym udowodniłam wam przecież, że w Stanach Zjednoczonych jest restauracja o takiej nazwie, więc…
– Ale nie miałaś pojęcia o jej istnieniu, kiedy ułożyłaś to słowo! – podsumowała Weronika.
Oliwia wyjęła z woreczka siedem płytek i ustawiła je na stojaku. Skrzywiła się. Raczej marna byłaby z niej pokerzystka.
– Mogę wymienić płytki?
Weronika głośno się roześmiała. Cała Oliwia. Nie znosiła porażek, zawsze robiła wszystko, by wygrać. Ale to chyba dobrze. Oby to jej zostało, oby dorosłość nie stłamsiła w niej tej zaciętości w walce o swoje.
– Możesz, możesz. – Weronika usiadła po drugiej stronie stołu.
Z uśmiechem obserwowała pasierbicę ukradkiem zerkającą do woreczka, żeby wydobyć z niego interesujące ją płytki z literami. We wczesnej młodości Weronika nie podejrzewała siebie o to, że będzie zdolna czerpać aż tyle radości z życia rodzinnego. Kiedyś wciąż chciała więcej i mocniej. Rzadko się zatrzymywała. Zrobiła to dopiero przy Hubercie i Oliwii. Oddała im całą siebie. Rodzina stała się dla niej wszystkim. Skoczyłaby w ogień za partnerem i pasierbicą, dlatego tak bardzo ją bolało, że ostatnio układa im się jakby gorzej.
– Dlaczego zakochałaś się w tacie? – zapytała ni stąd, ni zowąd Oliwia.
– Słucham? Naprawdę o to zapytałaś? – Weronika parsknęła śmiechem. – Skąd w ogóle takie pytanie?
– Niedawno się nad tym zastanawiałam i doszłam do wniosku, że tata jest taki… nudny. Nudny i grzeczny.
– W pewnym momencie dochodzi się do wniosku, że „nudny” i „grzeczny” to przymiotniki, które określają idealnego partnera – zażartowała Weronika. – A tak całkiem poważnie, nie zawsze taki był. Kiedy go poznałam, był nieco bardziej spontaniczny; cóż, każdy wiek ma swoje prawa. Ja też byłam inna.
– To znaczy? – zainteresowała się Oliwia.
– Inna. – Weronika rozłożyła płytki z literkami na stojaku. Dobrze trafiła. Od razu dostrzegła krótkie słowo, od którego mogła zacząć. „As”.
Nie zamierzała ciągnąć tego tematu w rozmowie z Oliwią. Gdyby pasierbica mogła cofnąć się w czasie i poznać Weronikę z tych najbardziej szalonych lat… cóż, byłby to raczej kiepski wzór dla dorastającej dziewczynki.
Ułożyła słowo na planszy.
– No, i co ja mam z tym zrobić? – Oliwia zacmokała z niezadowoleniem.
Nie zdążyła się jednak zastanowić, bo rozległ się dźwięk domofonu, sygnalizujący, że ktoś właśnie wpisał na dole kod i wchodzi do klatki.
Weronika odruchowo spojrzała na zegarek. Dziewiętnasta czterdzieści. Tęskniła za czasami, kiedy Hubert wracał do domu o piętnastej dwadzieścia i spędzali ze sobą każdą wolną chwilę. Od jakiegoś czasu odnosiła wrażenie, że więcej rzeczy robią osobno. W pewnym momencie – Weronika nie potrafiła wskazać go precyzyjnie – każde z nich zaczęło żyć bardziej swoimi sprawami niż wspólnymi. Ale może tak się dzieje w większości związków z dłuższym stażem? Może to niemożliwe – pocieszała się – przejść przez życie, patrząc sobie głęboko w oczy i gruchając jak dwa gołąbki? Tłumaczyła sobie, że przecież nie tylko ich to dotyczy, że w gruncie rzeczy są szczęśliwi, a ona nie ma absolutnie żadnych powodów do narzekania. W głębi serca czuła jednak, że dzieje się coś złego. Ostatnio nawet zasugerowała Hubertowi, żeby odwiedzili terapeutę, ale on tylko popukał się wymownie w czoło.
– Przecież między nami jest dobrze – podsumował i szybko zmienił temat.
Weronika nie wracała więc do tej rozmowy, choć jej wątpliwości nie zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nadal ją nękały, mimo że próbowała je zagłuszać, zapewniając samą siebie, że jej związek jest udany.
Zaczęło się chyba jeszcze przed awansem Huberta, choć rozszerzenie jego obowiązków zawodowych spotęgowało wrażenie, że wprawdzie żyją razem, ale właściwie osobno. Hubert obiecywał jej, że kiedy tylko skończy projekt, nad którym pracuje, będzie miał więcej czasu dla rodziny, wtedy jednak pojawiał się kolejny i znów następny.
– Padam z nóg – powiedział Hubert, zaglądając do salonu. – Co robicie?
– Gramy w scrabble. Masz ochotę dołączyć? – zapytała Weronika, ale Hubert pokręcił głową.
– Dopadła mnie paskudna migrena i chciałbym się wcześniej położyć.
– Mogłeś dłużej siedzieć nad tabelkami – westchnęła Weronika.
Wstała od stołu, żeby sprawdzić, czy mięso już gotowe. Nic z tego. Wyglądało na to, że tego dnia kolacja będzie późna.
– Ale ładnie pachnie – zauważył Hubert. – Odrobiłaś lekcje? – Zatrzymał wzrok na Oliwii.
– Nie było nic zadane.
– Sprawdziłaś to? – zwrócił się do Weroniki.
Potwierdziła skinieniem głowy. Miała ochotę mu wygarnąć, że przeglądanie zeszytów Oliwii to również jego zadanie, ale nie chciało jej się kłócić. Co to zmieni, że zwróci mu uwagę? On się wścieknie, ona zaleje się łzami, a Oliwia zniknie smutna w swoim pokoju. Nie, nie tędy droga. Będzie musiała dojść do porozumienia z Hubertem w inny sposób. Kłótnie tylko pogarszają i tak napiętą ostatnimi czasy atmosferę.
– Jeśli nie masz ochoty grać, może po prostu usiądziesz z nami i opowiesz, jak ci minął dzień? – zasugerowała z nadzieją w głosie.
Hubert wyglądał tak, jakby rozmowa z partnerką była ostatnim, na co miał ochotę po ciężkim dniu w pracy, ale się zgodził. Chyba bardziej ze względu na Oliwię niż na nią – cóż, dobre i to.
– Już, tylko umyję ręce i się przebiorę.
Wrócił kilka minut później. Garnitur zmienił na wygodny dres. Weronika najbardziej lubiła go w tej domowej wersji. Może nie prezentował się tak atrakcyjnie jak w koszuli i marynarce, ale był bardziej jej. Tę wersję znała tylko ona.
– Omal nie straciliśmy ważnego klienta przez niekompetencję jednego z nowych pracowników – powiedział, kiedy już wygodnie usadowił się na kanapie. – Musiałem to wszystko odkręcać i rozbolała mnie głowa.
– Może za dużo na siebie bierzesz – spuentowała Weronika, posyłając partnerowi troskliwe spojrzenie.
– Wiesz, jak jest. Albo dajesz z siebie wszystko, albo wylatujesz.
– Dlatego ja nigdy nie będę pracować w korporacji – oznajmiła z przekonaniem w głosie Oliwia. – Będę weterynarzem.
– Myślałem, że już ci to przeszło. Ostatnio chyba chciałaś zostać… – Zastanowił się. – Tancerką?
– To było głupie. Niby gdzie miałabym tańczyć? Weterynaria jest ciekawsza.
– Ale to chyba nie jest zbyt dobrze płatne zajęcie, co?
– Czy naprawdę wszystko musimy przeliczać na pieniądze? – Weronika zgromiła Huberta wzrokiem. – Poza tym ten zawód stwarza szerokie perspektywy. Może Oliwia pewnego dnia założy własną klinikę weterynaryjną, kto wie?
– Ale ja będę leczyć zwierzęta gospodarskie. No wiecie, krowy, konie, świnie, owce…
– Nie wiem, gdzie w Opolu znajdziesz krowy albo świnie – podsumował ze śmiechem Hubert.
– A kto powiedział, że zostanę w Opolu? Mogę zamieszkać u cioci w Boguszycach.
– Tam nie ma żadnych perspektyw dla młodych ludzi. Przemyśl to jeszcze. – Hubert wycelował w córkę palec wskazujący.
– Ma sporo czasu – wtrąciła się Weronika.
– No, a jak wam minął dzień? – zapytał Hubert, rozglądając się po mieszkaniu. Zatrzymał wzrok na piekarniku, z którego roznosił się aromatyczny zapach. – Co będzie na kolację?
– Kurczak w ziołach, ale coś długo się robi… – Weronika znów zajrzała do piekarnika.
– Mięso na noc? – Hubert zmarszczył nos. – Mogłaś przygotować coś lżejszego.
– Kurczak jest akurat bardzo lekki. A wracając do twojego pytania… – Weronika zawiesiła głos, aby zwiększyć napięcie. – Wygląda na to, że niedługo ja również będę miała dla was dobrą wiadomość.
– Co masz na myśli? – Hubert zmrużył oczy.
Od dłuższego czasu narzekał, że coraz gorzej widzi, ale do okulisty ciągle było mu nie po drodze. Weronika raz nawet go zapisała, ale zapomniał o wizycie, a przecież nie jest małym dzieckiem, żeby brała go za rękę i szła razem z nim. Mogłaby tak zrobić z Oliwią, ale nie z dorosłym, prawie czterdziestoletnim mężczyzną.
– Basia w przyszłym miesiącu idzie na emeryturę. Rozmawiałam dziś z dyrektorką z miejskiej i chciałaby, żebym to ja została kierownikiem filii po jej odejściu!
Weronika zamierzała podzielić się z rodziną tą wiadomością dopiero wtedy, gdy obejmie nowe stanowisko. Chciała zrobić im niespodziankę, ale nie wytrzymała.
– Nieźle! – podekscytowała się Oliwia, szybko jednak spochmurniała. – Czy to znaczy, że będziesz więcej pracować?
Weronika poczuła ucisk w klatce piersiowej. No tak. Dla Oliwii awans oznacza jedno – nieobecnego rodzica.
– Nie, moje godziny pracy się nie zmienią. Przybędzie mi trochę obowiązków, ale nie będę siedzieć po godzinach.
– Jasne, że nie. Niby co miałabyś robić w bibliotece po godzinach? – zażartował Hubert, a Weronice zrobiło się przykro.
Nigdy nie powiedział tego wprost, ale Weronika była przekonana, że uważa jej pracę za mało istotną. Raz, że zarabiała o wiele mniej od niego, a dwa, że… no cóż. Kiedy poznała Huberta, uznała, że ma on jedną jedyną wadę, acz dość poważną. Należał do tej większej grupy statystycznych Polaków, którzy w ciągu roku nie czytają ani jednej książki. Później, z biegiem czasu, zaczęła dostrzegać inne wady, które oczywiście miał, ale wtedy, przez różowe okulary, widziała tylko tę jedną. Hubert był zajęty „poważniejszymi sprawami” niż siedzenie z nosem w książce. Robił karierę w świecie finansów. To Weronika przeczytała Oliwii pierwszą książkę i to ona zabrała ją do biblioteki. Miała wyrozumiałą szefową, dlatego czasem zabierała pasierbicę do pracy i pokazywała jej, jak czule obchodzić się z książkami.
– Nawet sobie nie wyobrażasz, ile pracy jest w bibliotece! – Oliwia poczuła się w obowiązku stanąć po stronie macochy. – Przecież mama nie tylko siedzi tam za biurkiem i wprowadza wypożyczane i zwracane książki do systemu.
– Wiem, wiem. Może to był głupi żart – stwierdził Hubert.
Weronika bez słowa otworzyła piekarnik i przygotowała miejsce, aby odstawić żaroodporne naczynie. Nie zauważyła, kiedy Hubert zaszedł ją od tyłu i położył dłonie na jej biodrach.
– Chyba nie jesteś na mnie zła?
– Co? – zdziwiła się Weronika. – A, to. – Machnęła ręką. – Przyzwyczaiłam się do twoich głupich dowcipów.
– Przecież wiesz, że nie miałem nic złego na myśli.
– Kochanie, pójdziesz umyć ręce? – Weronika spojrzała na Oliwię.
Dziewczynka wyszła z pokoju, a Weronika wprawnym ruchem pozbyła się męskich dłoni z bioder i wyjęła mięso z piekarnika.
– Ona naprawdę za tobą tęskni, kiedy tak długo pracujesz.
– Powiedziała ci to?
– Nie, ale widzę, co się dzieje. Może mógłbyś wziąć kilka dni urlopu, żeby po prostu pobyć w domu?
– Zastanowię się nad tym – odpowiedział wymijająco Hubert, a Weronika domyśliła się, że szybko zapomni o jej sugestii.
– Za dużo na siebie bierzesz.
– Robię to, żebyście ty z Oliwią nie musiały się niczym martwić. – Hubert wyglądał na urażonego. – Gdyby nie wy, miałbym to wszystko głęboko gdzieś.
W Weronice niemal natychmiast odezwały się wyrzuty sumienia. Nie powinna mieć mu za złe, że chce zabezpieczyć przyszłość ich i Oliwii, a jednak miała. Chyba oboje się w tym wszystkim pogubili.
– W porządku – wycofała się. – Ale przemyśl to, co ci powiedziałam.
– Jasne. – Hubert cmoknął ją w policzek i usiadł przy stole.
Jego mina świadczyła o tym, że myślami jest gdzieś bardzo daleko.