Oczami psa - ebook
Oczami psa - ebook
O czym myślą psy? Jak postrzegają świat i to dziwne zwierzę - człowieka? Jak to jest czuć zapach ludzkiego smutku i mijającego czasu? Dlaczego nie da się nie pobiec za rowerzystą? Na te i wiele innych pytań odpowiada w swej książce dr Alexandra Horowitz.
Autorka nie próbuje uczłowieczać psa na siłę, bada umysł zwierzęcia, które samo nie może o sobie niczego powiedzieć. Książka zawiera opisy najnowszych badań wskazujących na niezwykłe umiejętności czworonogów m.in. wyczuwania ludzkich nastrojów i wykrywania chorób.
Nie jest to podręcznik tresury, jednak wielbiciele psów znajdą w nim wiele wskazówek pozwalających na lepsze zrozumienie swych czworonożnych przyjaciół. Relacja z psem jest prawdopodobnie najbardziej fascynującą więzią, jaką człowiek może wytworzyć z przedstawicielem świata zwierząt. Psy kiedyś były dzikimi stworzeniami, z czasem stały się naszymi najwierniejszymi towarzyszami. Adaptacja do nowej sytuacji przekształciła ich ciała, mózgi i sposób zachowania. Nie należy jednak zapominać o tym, że psy na zawsze pozostaną obywatelami królestwa zwierząt, kochanymi, ale tajemniczymi przyjaciółmi.
„Dowiedz się, dlaczego twój pies jest tak wrażliwy na twoje emocje, spojrzenie i język ciała. Psy żyją w świecie bezustannie zmieniających się złożonych zapachów. Przeczytaj tę porywającą książkę i wejdź do świata zmysłów swojego psa”.
Tempie Grandin, autorka Animals in Translation i Animals Human
„Oczami psa to przyjęta z radością, godna zaufania, osobista i błyskotliwa książka o tym, jak to jest być psem. Ta publikacja rzuca nowe światło na wiele mitów, które krążą o naszych czworonożnych pupilach. Mam nadzieję, że książka zdobędzie popularność, na jaką zasługuje”.
Marc Bekoff, autor "O zakochanych psach i zazdrosnych małpach: emocjonalne życie zwierząt"
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8143-772-1 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Najpierw pojawia się łeb. Zza krawędzi wzgórza wyłania się zaśliniony pysk. Nie widać jeszcze, do czego jest przymocowany. Następnie bez pośpiechu pojawia się jedna łapa, potem druga, trzecia i czwarta – dźwigają ponad sześćdziesięciokilowe ciało. Wilczarz irlandzki, metr wysokości i półtora metra długości, obserwuje długowłosą chihuahua, wysoką na pół psa, ukrytą w trawie między nogami swojej właścicielki. Chihuahua waży trzy kilogramy i każdy z tych kilogramów trzęsie się ze strachu. Wystarczy jeden ociężały skok i wilczarz ląduje przed chihuahua z postawionymi uszami. Onieśmielona chihuahua patrzy w drugą stronę. Wilczarz schyla się do poziomu chihuahua i szczypie ją w bok. Mały piesek spogląda na wilczarza, który unosi zad, prostuje ogon i szykuje się do ataku. Zamiast uciekać przed oczywistym niebezpieczeństwem, chihuahua przyjmuje identyczną pozę i rzuca się na pysk wilczarza, obejmując jego nos swoimi małymi łapkami. Zaczynają zabawę.
Przez pięć minut psy turlają się, chwytają, gryzą i rzucają na siebie. Wilczarz przewraca się na bok, a jego mała towarzyszka odpowiada atakiem na jego pysk, brzuch i łapy. Jedno machnięcie łapą olbrzyma i chihuahua leci do tyłu. Grzecznie usuwa się z zasięgu wilczarza. Wielki pies szczeka, zrywa się i z łomotem ląduje na czterech łapach. Widząc to, chihuahua rzuca się na jedną z tych łap i gryzie mocno. Złączeni są w uścisku: myśliwski pies obejmuje pyskiem małą suczkę, ta z kolei kopie wilczarza po pysku. Ale wtedy właściciel przyczepia do obroży olbrzyma smycz i odciąga go na bok. Chihuahua podnosi się, patrzy za nimi, szczeka raz i truchtem rusza w stronę swojej pani.
Te dwa psy są tak odmienne, że mogłyby należeć do różnych gatunków. Zawsze zaskakuje mnie łatwość, z jaką potrafią się ze sobą bawić. Wilczarz łapał swoją małą koleżankę zębami, brał ją do pyska i rzucał się na nią, ona zaś nie reagowała strachem, lecz wesołością. Jak wyjaśnić ich umiejętność wspólnej zabawy? Dlaczego wilczarzowi chihuahua nie jawi się jako ofiara? Dlaczego chihuahua nie widzi w wilczarzu drapieżcy? Nie chodzi bynajmniej o to, że chihuahua żywi złudzenie własnej potęgi, ani o to, że wilczarz jest pozbawiony agresywności. Nie wchodzą też w grę żadne głęboko zakorzenione instynkty.
Są dwa sposoby dowiedzenia się, na czym polega psia zabawa i co bawiące się psy myślą, postrzegają i przekazują: trzeba urodzić się psem albo spędzić wiele czasu, uważnie się psom przyglądając. To pierwsze było dla mnie nieosiągalne. Oto więc czego dowiedziałam się dzięki wnikliwym obserwacjom.
Jestem wielbicielką psów. W moim domu zawsze był jakiś pies. Zaczęło się od naszego rodzinnego pupila. Astra. Miał niebieskie oczy, obcięty ogon i często wypuszczał się na wieczorne przechadzki po sąsiedztwie, przez które nieraz, już w piżamie, zamartwiałam się do późna w nocy, oczekując jego powrotu. Długo opłakiwałam też śmierć Heidi, suczki Springer spaniela, która podekscytowana wbiegła – oczami dziecięcej wyobraźni widziałam ją z wywieszonym ozorem i długimi uszami ciągnącymi się za nią w radosnym galopie – prosto pod koła samochodu na stanowej autostradzie niedaleko naszego domu. Będąc studentką college’u, z miłością i podziwem patrzyłam na przygarniętego mieszańca chow-chow, suczkę Beckett, która ze stoickim spokojem przyglądała mi się, gdy wychodziłam każdego dnia na zajęcia.
Teraz u mych stóp leży ciepłe, zwinięte w kłębek, dyszące ciało Pumpernickel – potocznie Pump – kundelki, która mieszka ze mną przez całe swoje szesnaście lat i całe moje dorosłe życie. Każdy mój dzień, w pięciu kolejnych stanach, przez pięć lat studiów i cztery miejsca pracy, zaczyna się od jej merdania ogonem, gdy słyszy, jak zaczynam się przewracać w łóżku. Każdy wielbiciel psów zrozumie, że nie wyobrażam sobie bez niej życia.
Jestem wielbicielką psów. Jestem też naukowcem. Badam zachowania zwierząt. Ze względów zawodowych nie lubię antropomorfizacji, przypisywania im uczuć, myśli i pragnień właściwych człowiekowi. Podczas studiów wpojono mi naukowy kodeks: bądź obiektywny; nie tłumacz zachowań żywych istot, odwołując się do procesów umysłowych, jeśli są prostsze wyjaśnienia; zjawisko, którego nie da się jawnie zaobserwować i potwierdzić, nie należy do sfery nauki. Dziś, jako wykładowca etologii i psychologii porównawczej, posługuję się autorytatywnymi publikacjami, które zajmują się zjawiskami mierzalnymi. Opisano w nich wszystko, od hormonalnych i genetycznych źródeł społecznych zachowań zwierząt po odruchy warunkowe, stałe wzorce zachowań i optymalne proporcje karmy, zawsze w tym samym solidnym, obiektywnym tonie.
A jednak.
Większość pytań, jakie zadają mi studenci, książki te pozostawiają bez odpowiedzi. Podczas konferencji, na których prezentuję wyniki swoich badań, inni uczeni nieuchronnie kierują rozmowy w kuluarach na doświadczenia z własnymi czworonożnymi pupilami. A ja wciąż mam te same wątpliwości dotyczące mojego psa i nie wygląda na to, by zostały szybko wyjaśnione. Wyniki naukowe prezentowane w publikacjach rzadko odnoszą się do doświadczeń życia ze zwierzętami i prób zrozumienia ich umysłów.
Podczas pierwszych lat studiów, gdy zainteresowałam się badaniami nad umysłem, zwłaszcza zwierząt innych niż człowiek, nigdy nie przychodziło mi do głowy, by zająć się psami. Psy wydawały się takie znajome i zrozumiałe. Koledzy twierdzili, że na psach nie ma się czego uczyć: to nieskomplikowane, zadowolone z życia istoty, które trzeba tresować, karmić, kochać i to wszystko. Nie ma w nich żadnych danych. Tak oto brzmiały konwencjonalne mądrości uczonych. Mój promotor jest autorem świetnych prac o pawianach: ssaki naczelne są faworyzowane w dziedzinie badań nad umysłowością zwierząt. Zakłada się, że cechy i umiejętności najbliższe ludzkim z największym prawdopodobieństwem znajdziemy u najbliższych krewniaków. Taka była i jest przeważająca opinia etologów. Co gorsza, wydawało się, że właściciele psów już dawno wypełnili obszar teorii psiego umysłu wnioskami wysnuwanymi z anegdot i błędnych antropomorfizacji. Samo pojęcie psiego umysłu było skompromitowane.
A jednak.
W trakcie studiów w Kalifornii spędziłam z Pumpernickel wiele przyjemnych godzin w parkach i na plaży. W tamtym czasie szkoliłam się na etologa, czyli naukowca zajmującego się zachowaniem zwierząt. Wchodziłam w skład dwóch grup badawczych, obserwujących bardzo towarzyskie stworzenia: nosorożce białe w Parku Dzikich Zwierząt w Escondido i karłowate szympansy bonobo w tymże parku oraz w zoo w San Diego. Nauczyłam się wnikliwej obserwacji, zbierania danych i analizy statystycznej. Z czasem taki sposób postrzegania świata wkradł się w moje wycieczki do parku. Nagle psy, płynnie przemieszczające się pomiędzy ludzkim i własnym światem, stały się dla mnie zupełnie niezrozumiałe: przestałam odczytywać ich zachowanie jako jasne i proste.
Kiedyś patrzyłam z uśmiechem na zabawę Pumpernickel ze znajomym bullterierem, teraz widziałam skomplikowany taniec wymagający współpracy, szybkiej komunikacji i oceny wzajemnych umiejętności i pragnień. Najmniejszy ruch głową albo nosem wydawał mi się teraz zamierzony i pełen znaczeń. Widziałam właścicieli, którzy nie rozumieli nawet najdrobniejszej rzeczy, którą robiły ich psy; dostrzegałam psy za sprytne dla swoich towarzyszy zabawy; ludzi, którzy odczytywali psie prośby jako zmieszanie, a zachwyt jako agresję. Zaczęłam brać ze sobą kamerę, aby nagrywać nasze wycieczki do parku. W domu oglądałam taśmy pokazujące psy bawiące się z psami, ludzi rzucających psom piłki i frisbee, filmy z pościgów, walk, pieszczot i szczekania. Dzięki nowo zdobytej wrażliwości na bogactwo społecznych interakcji w świecie pozajęzykowym wszystkie te niegdyś zwyczajne czynności wydawały mi się niezbadaną skarbnicą informacji. Gdy zaczęłam oglądać wideo w zwolnionym tempie, dostrzegłam zachowania, jakich nie zauważyłam przez lata mieszkania z psami. Bliższa obserwacja sprawiała, że niewinnie wyglądająca zabawa między dwoma psami stawała się przyprawiającą o zawrót głowy serią synchronicznych zachowań, dynamicznej zmianyról, różnorodnej komunikacji, elastycznego dopasowywania się do reakcji drugiego osobnika i gwałtownego przechodzenia od jednej zabawy do innej.
Patrzyłam na przejawy aktywności psiego umysłu ujawniające się w sposobach, jakimi psy komunikowały się między sobą i próbowały komunikować się z ludźmi, a także interpretowały zachowanie innych psów i ludzi.
Nigdy już nie patrzyłam na Pumpernickel – ani żadnego innego psa – tak jak dawniej. Nie psując mi bynajmniej radości, jaką daje obcowanie ze zwierzęciem, naukowe podejście pozwoliło mi w nowy sposób spojrzeć na jej zachowania, w nowy sposób zrozumieć życie psa.
Od czasu tych pierwszych prób obserwowałam psy podczas zabawy – między sobą i z ludźmi. Nie zdając sobie z tego sprawy, przyczyniłam się do radykalnej przemiany w podejściu nauki do badań nad psami. Proces ten nie dobiegł jeszcze końca, ale ogólny obraz tych badań jest dziś zupełnie inny niż dwadzieścia lat temu. Wtedy nie prowadzono niemal żadnych prac dotyczących psiego zachowania i świadomości, obecnie odbywają się konferencje w całości poświęcone tym czworonogom, istnieją grupy badawcze, w Stanach Zjednoczonych i za granicą prowadzi się nad psami prace eksperymentalne, a ich wyniki można znaleźć w fachowych czasopismach. Uczeni zaangażowani w te badania zauważyli to samo co ja: pies jest idealnym obiektem badań nad zwierzętami. Psy współżyją z ludźmi od tysięcy, a może nawet setek tysięcy lat. Dzięki sztucznej selekcji uwrażliwiły się na te same czynniki, które składają się na nasze ludzkie zdolności poznawcze, w szczególności nauczyły się poświęcać uwagę innym.
W tej książce wprowadzę czytelnika w naukę o psach. Uczeni pracujący w laboratoriach i w terenie, zajmujący się psami użytkowymi i psami do towarzystwa, zgromadzili imponującą wiedzę biologii psów – zdolnościach sensorycznych i zachowaniach – i o ich psychologii, czyli umiejętnościach poznawczych. Dzięki danym uzyskanym w toku setek prac badawczych możemy zacząć tworzyć obraz psa widzianego „od środka” – co potrafi wywęszyć, co słyszy, jak na nas patrzy, jaki mózg za tym wszystkim stoi. Przegląd psychologii psów zawarty w tej książce opiera się na moich własnych pracach, ale wykracza także daleko poza ich zakres, by objąć całość wyników najnowszych badań. W niektórych dziedzinach brak jest jeszcze wiarygodnych danych dotyczących psów, dlatego wykorzystuję także badania nad innymi zwierzętami, które mogą okazać się pomocne. (Jeśli lektura zachęci kogoś do zapoznania się z oryginałami przywoływanych prac, ich wykaz znajduje się na końcu książki).
Nie zaszkodzi psom, jeśli porzucimy smycz i zaczniemy przyglądać się im z naukowego punktu widzenia. Ich umiejętności i świadomość zasługują na szczególną uwagę. Rezultaty są wspaniałe: nauka nie oddala nas od psów, lecz do nich zbliża i pozwala podziwiać prawdziwą psią naturę. Wykorzystane z umiarem, ale kreatywnie, wyniki prac naukowych mogą rzucić nowe światło na nasze codzienne dyskusje o psach, o tym, co psy wiedzą, co rozumieją, w co wierzą. Dzięki drodze, którą sama przebyłam, ucząc się patrzeć systematycznie i naukowo na zachowanie mojego psa, zaczęłam go lepiej rozumieć i bardziej doceniać, a nasze relacje wzmocniły się.
Dostałam się do środka psa i udało mi się rzucić okiem na świat z jego punktu widzenia. Ty też możesz to zrobić. Jeśli masz przy sobie psa – to, co widzisz w tej uroczej, kudłatej istocie, wkrótce się zmieni.KILKA WSTĘPNYCH UWAG O PSIE, TRESURZE I WŁAŚCICIELACH
Czy pies jest „psem”?
W dziedzinie badań nad zwierzętami innymi niż człowiek przyjęło się, że kilka osobników, które dokładnie opukano, obejrzano, wytresowano i rozłożono na czynniki pierwsze, reprezentuje cały gatunek. Natomiast w przypadku ludzi nie godzimy się na to, by zachowanie jednej osoby mówiło coś o nas wszystkich. Jeśli ktoś nie ułoży kostki Rubika w godzinę, to nie zakładamy, że nie udałoby się to nikomu (chyba że ten ktoś akurat jest mistrzem w tej grze). Nasze poczucie indywidualności przeważa nad świadomością wspólnej biologii. Opisując nasze zdolności fizyczne i umysłowe, widzimy siebie przede wszystkim jako jednostkę, a dopiero potem jako przedstawiciela gatunku.
W przypadku zwierząt kolejność jest odwrotna. Nauka postrzega zwierzę przede wszystkim jako przedstawiciela określonego gatunku, a dopiero na drugim miejscu stawia jego cechy indywidualne. Przywykliśmy oglądać w ogrodzie zoologicznym jednego czy dwa osobniki, które decyzją kierownictwa zoo są nieświadomymi „ambasadorami” swojego gatunku. Nasze wyobrażenia o jednolitości gatunkowej zwierząt ujawniają się, gdy próbujemy porównywać ich inteligencję. Dla sprawdzenia starej i niegdyś popularnej hipotezy, że większy mózg oznacza większą inteligencję, ludzki mózg porównywano z mózgami szympansów, małp zwierzokształtnych i szczurów. Oczywiście mózg szympansa jest mniejszy niż człowieka, małpy zwierzokształtnej mniejszy niż szympansa, a mózg szczura jest zaledwie wielkości móżdżka ssaków naczelnych. O tym wszyscy wiedzą. Zaskakujący jest natomiast fakt, że do tych porównań wykorzystano mózgi zaledwie dwóch czy trzech szympansów i innych małp. Te kilka zwierzaków, które pechowo dla siebie straciły głowy dla dobra nauki, uznano więc za optymalnych przedstawicieli swoich gatunków. A może to były przypadkiem szympansy o wyjątkowo dużych mózgach lub małpy o wyjątkowo małych?¹
Podobnie, jeśli jeden osobnik lub mała ich grupa nie podoła psychologicznemu eksperymentowi, to na cały gatunek spada odium tej porażki. Chociaż grupowanie zwierząt według biologicznych podobieństw jest bardzo użytecznym uproszczeniem, wywołuje to dziwny efekt: mówimy o gatunku tak, jakby wszyscy jego przedstawiciele byli identyczni. Nigdy nie zdarza się to w przypadku ludzi. Jeśli pies, który ma do wyboru kupkę dwudziestu ciasteczek i drugą, zawierającą dziesięć ciasteczek, wybierze tę ostatnią, wyciąga się wnioski dotyczące całego gatunku. Mówimy, że „pies” nie potrafi rozróżnić małego i dużego stosu, a nie – że „ten pies” nie potrafi ich rozróżnić.
Kiedy więc piszę o PSIE, w domyśle chodzi mi o TE PSY, KTÓRE DO TEJ PORY ZOSTAŁY PRZEBADANE. Być może kiedyś, po przeprowadzeniu wielu dobrze pomyślanych eksperymentów, będziemy w prawie mówić o WSZYSTKICH PSACH. Nawet jednak jeśli to nastąpi, różnice między poszczególnymi osobnikami nadal będą ogromne: wasz pies może mieć wyjątkowo dobry węch, może unikać ludzkiego wzroku, uwielbiać swoje legowisko i nie znosić, by go dotykano. Nie każde zachowanie psa należy interpretować jako znaczące, jako coś wrodzonego bądź niezwykłego; czasem psy po prostu takie są, tak jak i my. Podkreślam więc, że treścią tej książki są rozpoznane dotąd zdolności TYCH PSÓW; wasze doświadczenia mogą być inne.
Tresowanie psów
Ta książka nie jest podręcznikiem tresury. Niektóre jej treści mogą ci jednak pomóc w nauczeniu swojego psa kilku rzeczy. Dorównasz w ten sposób psom, które już dawno, bez pomocy książek o ludziach, nauczyły się nas tresować bez naszej wiedzy.
Publikacje na temat wychowania psów oraz te, które zajmują się ich zachowaniem i świadomością, nie mają ze sobą wiele wspólnego. Treserzy wykorzystują tylko kilka podstawowych zasad psychologii i etologii – czasem z powodzeniem, czasem doprowadzając do katastrofy. Tresura opiera się przeważnie na nauce przez skojarzenia. Łatwo je wpoić wszystkim zwierzętom, a także ludziom. Nauka przez skojarzenia to podłoże praktycznych zasad warunkowania, które każą nagradzać zwierzę (smakołykiem, okazaniem uwagi, zabawką, pieszczotą), jeśli wykazało się pożądanym zachowaniem (pies siadł). Poprzez systematyczne powtórzenia można u psa wytworzyć nowe zachowania, takie jak leżenie, przewracanie się na grzbiet, a dla bardziej ambitnych jazda na nartach wodnych za motorówką.
Często jednak zasady tresury są sprzeczne z wynikami badań naukowych. Wielu treserów zakłada na przykład, że istnieje analogia pomiędzy psem i oswojonym wilkiem, co określa ich sposób patrzenia na psy. Analogia warta jest tyle, co jej źródło. A w tym przypadku, jak się przekonamy, naukowcy niewiele wiedzą o zachowaniu wilków w ich środowisku naturalnym, to zaś, co wiedzą, przeczy stereotypom wykorzystywanym przy porównaniach.
Co więcej, metody tresury nie są weryfikowane metodami naukowymi, choć wielu treserów twierdzi co innego. Żaden program szkolenia psów nie został oceniony przez porównanie zachowań grupy eksperymentalnej, która poddawana jest tresurze, i grupy kontrolnej, której życie wygląda tak samo, lecz która nie odbywa szkolenia. Ludzie, którzy korzystają z usług treserów, często wyróżniają się dwiema nietypowymi cechami: ich psy są mniej „grzeczne” niż przeciętni przedstawiciele tego gatunku, a oni sami mają ponadprzeciętną motywację, by ukształtować swojego psa w określony sposób. Przy takiej kombinacji cech jest bardzo prawdopodobne, że po kilku miesiącach szkolenia zachowanie psa ulegnie zmianie, niemal bez względu na zastosowane metody.
Udana tresura daje poczucie sukcesu, ale nie znaczy to, że sukces ten zawdzięczamy właściwej metodzie. Być może tak jest, ale mógł to być tylko szczęśliwy przypadek. Może temu psu poświęcano podczas szkolenia więcej uwagi niż innym. Może po prostu dojrzał w trakcie szkolenia. A może jego zachowanie poprawiło się, bo wyprowadziła się z sąsiedztwa rodzina z wrednym kundlem. Innymi słowy, na sukces tresury mogły się złożyć dziesiątki zachodzących jednocześnie zmian w życiu psa. Nie możemy odrzucić tych ewentualności bez rzetelnych badań naukowych.
Co jednak najistotniejsze, szkolenie jest zwykle dostosowane do człowieka – ma zmienić psa tak, aby zaczął odpowiadać wyobrażeniom właściciela i zachowywać się tak, jak on sobie życzy. My mamy tutaj zupełnie inne cele: chcemy przyjrzeć się temu, co pies robi, czego od nas chce i jak nas rozumie.
Pies i jego właściciel
Coraz modniejsze staje się mówienie, że jest się opiekunem lub towarzyszem psa, a nie jego właścicielem. Błyskotliwi pisarze wspominają o „psie, który ma człowieka”, odwracając kierunek relacji. W tej książce określam rodziny, w których żyją psy, jako „właścicieli” po prostu dlatego, że termin ten definiuje nasze prawne relacje ze zwierzętami: nadal są one uważane za własność (przy czym własność o niskiej wartości odszkodowania, o ile nie chodzi o rasowego reproduktora, o czym – mam nadzieję – czytelnik nie będzie musiał przekonać się osobiście). Świętem będzie dla mnie dzień, w którym psy przestaną być własnością. Dopóki to jednak nie nastąpiło, używam terminu „właściciel” bez żadnych szczególnych intencji, jedynie dla wygody. Tak samo należy rozumieć stosowane zaimki: jeśli nie piszę konkretnie o suce, używam słowa „on”, traktując je jako neutralne ze względu na płeć.PRZYNALEŻNOŚĆ DO DOMU
Czeka na progu. Jakimś sposobem Pump dokładnie wie, gdzie ma stać, gdy nie pozwalam jej być w kuchni. Leży rozciągnięta, ale kiedy stawiam posiłek na stole, skacze na równe nogi, aby dopaść tego, co spadło na podłogę. Przy stole dostaje wszystkiego po trochu i wszystkiego chętnie próbuje, nawet jeśli tylko pożuje przez chwilę i bezceremonialnie wypluje. Rodzynki jej nie smakują. Pomidory też nie. Zniesie winogrono, jeśli uda jej się przegryźć je na pół bocznymi zębami. Potem obraca je językiem, jakby miała do czynienia z czymś dużym albo twardym, wreszcie zaczyna przeżuwać. Wszystkie końcówki marchewek są dla niej. Bierze łodygi brokułów i szparagów, delikatnie trzyma je w pysku i wpatruje się we mnie, jakby chciała przekonać się, czy dostanie coś jeszcze, a potem udaje się na dywan, by zacząć obgryzanie.
Książki o tresurze często podkreślają, że „pies jest zwierzęciem”. To prawda, ale nie jest to pełna prawda. Pies jest zwierzęciem UDOMOWIONYM, a słowo to oznacza „należący do domu”. Psy przynależą do domów i ich okolic. Udomowienie jest wariantem procesu ewolucji, na który wpływ miała nie tylko natura, ale także ludzie chcący przecież wprowadzić psy do swoich domów.
Aby zrozumieć, o co chodzi psom, musimy zrozumieć, skąd się wywodzą. Jako członek rodziny psowatych (_canidae_) pies domowy jest spokrewniony z kojotem, szakalem, dingo i cyjonem, lisem i psem leśnym⁴. Wywodzi się jednak z jednej tylko linii _canidae,_ której dawni przedstawiciele najbardziej przypominali współczesnego szarego wilka. Kiedy widzę, jak Pumpernickel ostrożnie wypluwa rodzynki, raczej nie przychodzą mi do głowy obrazy wilków ze stanu Wyoming, napadających na łosia i rozrywających go na strzępy⁵. Obraz zwierzęcia, które cierpliwie czeka na progu kuchni, a potem duma nad tym, czy zjeść marchewkę, na pierwszy rzut oka wydaje się nie do pogodzenia z naturą drapieżnika, którego związki są pełne napięcia i opierają się na przemocy.
Wielbiciele marchewki wykształcili się z zabójców łosi za sprawą zewnętrznego czynnika: nas – ludzi. Natura ślepo i obojętnie „wybiera” cechy, dzięki którym zwierzętom łatwiej jest przeżyć. Nasi przodkowie również selekcjonowali cechy – fizyczne i psychiczne – które doprowadziły nie tylko do przetrwania, ale i wszech obecności współczesnego psa domowego, _canisfamiliaris._ Wygląd, zachowanie, upodobania tego zwierzęcia, okazywane nam zainteresowanie są w dużym stopniu efektem udomowienia. Dzisiejszy pies jest dobrze „zaprojektowanym” stworzeniem. Tyle że doszło do tego w dużym stopniu przypadkowo.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1.
Oczywiście naukowcy szybko odkryli mózgi większe niż ludzkie: większy jest mózg delfina, podobnie jak innych zwierząt górujących nad nami rozmiarami ciała – wielorybów lub słoni. Mit „wielkiego mózgu” dawno upadł. Badacze szukający związku między budową mózgu a inteligencją biorą dziś pod uwagę inne czynniki: liczbę zwojów mózgowych, współczynnik encefalizacji, czyli stosunek masy mózgu do masy ciała, ilość kory nowej lub całkowitą liczbę neuronów i synaps między neuronami.
2.
Stało się to dla mnie jasne pewnego dnia, gdy zbierałam dane o nosorożcach białych. W Parku Dzikich Zwierząt zwierzęta przemieszczają się (w miarę swobodnie) po całym terenie, a zwiedzający siedzą w specjalnych wagonikach poruszających się po określonych trasach. Siedziałam na wąskim pasku trawy pomiędzy torem a ogrodzeniem i obserwowałam codzienne relacje społeczne wśród nosorożców. Gdy nadjeżdżał pociąg, nosorożce przerywały swoje czynności i szybko zbierały się w zbitą grupę. Ustawiały się na kształt rozety, stykając się zadami, z głowami skierowanymi na zewnątrz. Zwierzęta te są nastawione pokojowo, ale z powodu kiepskiego wzroku łatwo wpadają w panikę, jeśli nie czują zapachu tego, co się zbliża. Pod względem obserwacji liczą więc na siebie nawzajem. Pociąg się zatrzymywał i wszyscy gapili się na nosorożce, które, jak informował przewodnik, „nie robią nic”. W końcu wagoniki ruszały dalej, a nosorożce znów zaczynały zachowywać się swobodnie.
3.
Przypomina to odkrycia behawiorystów z połowy ubiegłego wieku. Poddawali oni psy laboratoryjne wstrząsom elektrycznym, których zwierzęta nie mogły uniknąć. Pozostawione później w pomieszczeniu z widoczną drogą ucieczki i ponownie rażone prądem, okazywały _wyuczoną bezradność_: nie uciekały, by uniknąć wstrząsów, lecz zamierały w bezruchu, zrezygnowane i pogodzone z losem. Badacze nauczyli zatem psy uległości i akceptowania braku kontroli nad własnym położeniem (później zmuszali psy, by oduczyły sif tej reakcji i unikały elektrowstrząsów). Szczęśliwie dni eksperymentów, podczas których razi się psy prądem, by zbadać ich zachowanie, są dawno za nami.
4.
Poza tą listą pozostają hieny. Mimo że mają rozmiary i kształt ciała zbliżone do psa, uszy sterczące jak u owczarka niemieckiego i lubią wyć, jak inne psowate, nie należą jednak do tej rodziny. Są mięsożercami bliżej spokrewnionymi z mangustami i kotami, niż z psami.
5.
Obecnie uważa się, że rodzynki są dla niektórych psów toksyczne nawet w bardzo małych ilościach (chociaż mechanizm nie jest znany), co sprawia, że zastanawiam się, czy nie dlatego Pump czuje do nich instynktowną awersję.