Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Opowiadania haiku - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
11 października 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Opowiadania haiku - ebook

Postanowiłem złożyć zbiorek opowiadań z krótkich tekstów, które pisywałem przez ponad dekadę poczynając od 1991 roku. Nie jest to wybór najlepszych, lecz raczej wybór ocalałych rzeczy, które przetrwały liczne przeprowadzki ze sprzętu na sprzęt, a także zmiany systemowe - chodzi o kolejne wersje Windowsa. Są tak krótkie, że dzisiaj wydają się szczególnie nadawać do czasów, w których żyjemy - można szybko przeczytać jedno, za drugim. Zdążyć, zanim autobus, bądź tramwaj dojedzie na następny przystanek. W drugiej części dodałem parę dłuższych tekstów. Pochodzą z tego samego okresu i może w jakimś stopniu uzupełniają się ze swoim drobnym rodzeństwem. Bywają jednak kontrowersyjne, więc uczulam, że nie każdy powinien je czytać. Tylko dla dorosłych!

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
Rozmiar pliku: 515 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OD AUTORA

Postanowiłem złożyć zbiorek opowiadań z krótkich tekstów, które pisywałem przez ponad dekadę poczynając od 1991 roku. Nie jest to wybór najlepszych, lecz raczej wybór ocalałych rzeczy, które przetrwały liczne przeprowadzki ze sprzętu na sprzęt, a także zmiany systemowe - chodzi o kolejne wersje Windowsa. Przez lata krótkie opowiadania, a może raczej krótkie literackie impresje (niczym wiersze haiku), zapisywane były przeze mnie często w środku nocy, a nawet nad ranem, gdy sen mieszał się już z jawą. Była to po części próba utrzymania się przy pisaniu, kiedy to usiłowałem jednocześnie utrzymywać się z innego rodzaju pracy. Napisać chociaż jedno zdanie, kilka słów – taki wtedy przyświecał mi cel. Opowiadania wydają się jednak zapisem czegoś, co działo się w mojej głowie, pomysłów lub ich braku – ale nawet powtórzenia na różne sposoby tego samego mogą wydać się ciekawe. Są tak krótkie, że dzisiaj wydają się szczególnie nadawać do czasów, w których żyjemy - można szybko przeczytać jedno, za drugim. Zdążyć, zanim autobus, bądź tramwaj dojedzie na następny przystanek.

W drugiej części dodałem parę dłuższych tekstów. Pochodzą z tego samego okresu i może w jakimś stopniu uzupełniają się ze swoim drobnym rodzeństwem. Bywają jednak kontrowersyjne, więc uczulam, że nie każdy powinien je czytaćWyspa

Dwunastu marynarzy spalonych od słońca i wybielonych od soli morskiej wiosłowało z wysiłkiem w przyciasnej łupinie łodzi ratunkowej. Ich twarze zarośnięte od tygodni nie wyrażały zbyt wiele, chyba, że rezygnację. Nagle bosman umieszczony na przodzie zerwał się na równe nogi i wychrypiał: ląd, ląd do stu tysięcy diabłów morskich! I rzeczywiście, regularną linię horyzontu zakłócał charakterystyczny zarys, jakby wygryziony z błękitu nieba i oceanu przez ogromnego rekina. Dopływali, gdyż teraz szybko szła im ta robota. I płynęli zdecydowanie, nie zdając sobie sprawy, że dążą ku swej zgubie – ziemi pełnej kanibali. Nie, żartuję. Ilekroć patrzę na Twój gładki, idealny brzuch, płaskością swą przypomina mi samotną wyspę na oceanie, ku której zmierzają z nadzieją rozbitkowie, jak choćby tych dwunastu marynarzy, którzy, gdy tam dotrą, okrzykną to miejsce rajem. Ty śmiejesz się odsłaniając swoje piękne zęby i różowe dziąsła i mówisz do mnie: „mój ty Hemingwayu”. Ale Twoje oczy kłamią i Twój brzuch też okazuje się niczym innym, jak kobiecym brzuchem. I cóż… Marynarze zginą, a może nawet w ogóle ich nie było, tak, jak wyspy, ku której płynęli. Ale jesteś Ty i Twój wilgotny brzuch, oczekujący spotkania z moim, lecz to fałsz. Naprawdę to wiem, że jest gorąco, straszliwie duszno, nic na to nie można poradzić, tu nie ma wentylacji. Ta okropna noc zdaje się nie mieć końca i nawet wyspa, na której spędzamy tę naszą wstrętną miłość fałszywą, jest już w nas na zawsze, tak, jak ci marynarze, którzy tu kiedyś dopłyną.

(1991)

***Kantownictwo

Szedłem klatką schodową, popatrzyłem – okno, parapet… I zapragnąłem, aby tak może w parapet. Czołem i buch! O, jak mi źle, gdy tak spętany niemożnościami poczynam sobie wcale nieparapetowo. Nic. Zapukałem. Otworzono. Otworzyła. Stoi i patrzy. Mówi: proszę, wejdź.

Odsuwa się w bok, razem z drzwiami, tak, że prawie na oścież. Wchodzę. Ściany z takimi pięknie kanciastymi narożnikami, że w róg, tak bym chciał czołem, głową tłuc. Ale pokój. Usiądź, proszę. Tak, więc stół i nierówne krzesło. A stół to takie ostre kanty ma i ja bym w kant taki tłukłbym i tłukł, i w róg i w kant, na przemian, i jeszcze, by krew, aby gwiazdy. Ciepłą herbatę postawiła. Ile słodzisz? Jedną, jedną łyżeczkę. Zamieszałem nie dzwoniąc. A ty? Ja nie słodzę. W ogóle. Nie jadam nawet nic słodkiego. Nie-samowite. Jednak wciąż na kant, i na róg, zerk, zerk. Ona i tak nic nie zauważa. Zresztą ona mówi: po co przyszedłeś? Mówiłeś, że już nie przyjdziesz.

Ja, że kłopoty mam. Chyba sza, szaleję. Parapet.

- Słucham?

Ale ja nic nie mówię, tylko na parapet zerkam, a zaraz też w okno, bo wysoko tak, a ja już nie mogę, a tu, stąd tak wysoko i w dół, i głową w beton, czerepem się wbić, tak, aby skończyć z tym, bo dość już mam, więc w dół i w beton i jak skorupka od jajka. Słucham?

- Pytałam właśnie, co się z tobą dzieje?

-Właśnie nie wiem. Po to tu przyszedłem.

I jednocześnie nóż zobaczyłem na kredensie. Błyskał sobie i mi, ostro i wyraźnie. Aż ręce podrzucało.

- Cóż, ja ci nie pomogę, skoro sam sobie nie możesz pomóc.

******

Puszczała banały, jak kółka z dymu. Ciekawe, czy pali papierosy. Może fajkę? I nóż, parapet, okno, stół kanciasty, to jakby odpowiedź tuż, w zasięgu ręki, tylko sięgnąć. Tylko stuknąć! I już zacząłem myśleć o młotku, który mam w domu, wśród narzędzi, rupieci i takich innych. Gdybym tak głowę na parapet i zerkając przez okno obuchem w ciemię, tak, że gwiazdy, że wszechświat cały eksplodowałby w puszce mojego umysłu. Młotek i buch obuchem.

- Słuchaj, musisz już iść. Ja czasu nie mam i w ogóle.

Pomyślałem: w jakim ogóle? Ale nic. Wstałem i tkliwym spojrzeniem obdarzyłem stół, okno i kredens. To wszystko, co ostre i wybuchające w mojej głowie. Herbaty nie dopiłem. Wyszedłem. Szybko drzwi za mną zamknęła. Klatka schodowa. Ulica oddająca się mrokowi. Szybko nadjeżdżające auto.

(1991)

******

Wstała i zaczęła się ubierać. Musimy już iść. Ale tak naprawdę to ona musiała i dlatego ja z nią. Wstydliwie zasłaniała swoją nagość, chociaż przed chwilą byliśmy nadzy wobec siebie. Nie, jeszcze raz. Wstałaś i zaczęłaś się ubierać. Musimy już iść. To zawsze brzmi tak samo. Tak naprawdę to ty musiałaś iść, przynajmniej tak uważałaś i dlatego ja musiałem iść z tobą. Normalnie zostalibyśmy jeszcze trochę i może ty znalazłabyś chwilę, aby zwrócić na mnie uwagę, aby dotknąć mnie czule w kilka wrażliwych na twój dotyk miejsc na mapie mojej rozpalonej skóry. Zasłaniałaś swoje piersi, chociaż przed chwilą jeszcze je widziałem w swoich dłoniach. Teraz stałem się obcym, podglądaczem, który nagle znalazł się w pokoju. Oczywiście, usiłuję cię zrozumieć, trochę się dystansuję do swoich wrażeń i emocji związanych z tą chwilą. Po prostu tak musi być. Jesteś zdenerwowana, spieszysz się, musisz wyjść. Ja pewnie na twoim miejscu... Ale nie jestem na twoim miejscu, ja nie bywam na twoim miejscu. Ja nie mam takiego miejsca, w którym powiem nagle, w chwili, gdy powinienem właśnie czule cię dotknąć - musimy już iść. Nie zacznę wtedy nerwowo się ubierać, wstydzić swojego ciała przed tobą, z pewnością nie swojej nagości. Nawet nie przerwę, aby zapalić papierosa, bo nie palę papierosów i ta chwila po rozkoszy nigdy nie będzie dla mnie chwilą, którą zachcę przerwać chwilą na papierosa. Jeśli chodzi o mnie, to ja mógłbym zawsze już tylko leżeć nago obok nagiej ciebie. Świat zacząłby się walić, ściany płonęłyby jasnym ogniem apokalipsy, a mi nie mrugnęłaby nawet powieka. Ty wstałabyś i zaczęłabyś się ubierać. I może to, że musiałbym iść z tobą, ocaliłoby nas oboje przed zagładą. Tylko po co? Zwłaszcza, że przecież wciąż nie ma i nie było żadnego końca świata.

KONIEC

******

To zadziwiające, że kiedy jednak mnie dotykasz, wycofuję się ze wszystkiego, co wcześniej powiedziałem i pomyślałem. Twój dotyk budzi we mnie taką przyjemność i rozczulenie, że płaczę, jest mi dobrze. Chyba jestem szczęśliwy i wtedy, wtedy ktoś wchodzi do pokoju i mówi: co wy tu robicie? jak wam nie wstyd?

I budzę się, nie czuję się dobrze. Jestem sam, na ulicy ktoś krzyczy i szczeka pies, ale nie widzę niczego, nawet światło dostaje się z trudem poprzez zaciągnięte grube zasłony. Ubieram się i chcę wyjść, aby zobaczyć, co tam się dzieje na świecie, czemu krzyczą i szczekają. Na schodach pusto, nieprzyjemnie, stęchlizna starej kamienicy. Podwórko. Za podwórkiem siedzi człowiek na skrzynce, kiedy patrzę mu w twarz i on patrzy i mówi: jeszcze naprawdę się nie przebudziłeś.

******

Mężczyzna w publicznej toalecie, do której schodzi się betonowymi schodkami z alejek parku, obcinał sobie małymi nożyczkami włoski w nosie. A w tym samym czasie ja nie wychodzę z domu, leżę na plecach na wysłużonym materacu, którego pościel włóczy się po ziemi i patrzę w sufit nie myśląc zbyt wiele, ale czując jakiś niewysłowiony ból, jakąś bolesną pustkę we mnie, odczucie dojmującego braku. Nie, nie potrafię tego uchwycić, a nade mną, tak wysoko, że nawet nie mogę o tym wiedzieć, przelatuje samolot z pasażerami, którzy jeszcze nie są w tej samej, co ja, czasowej strefie, dla nich teraz jest już noc, dla mnie na dobre nie zaczął się jeszcze dzień - kobieta poprawia koc na półsiedzącym, półleżącym dziecku na miejscu obok, jest troskliwą matką, choć przeczuwa, w brodatym mężczyźnie przed, nią uśpione niebezpieczeństwo, stara się więc nie robić gwałtownych i hałaśliwych ruchów, bo, oprócz dziecka, zbudzi się nieprzewidywalny terrorysta. Muszę wstać, ale jednocześnie uświadamiam sobie, że nie muszę niczego, że, cokolwiek uczynimy w naszym życiu, nie jest pewne, czy w rezultacie naszego poruszenia cokolwiek się zmieni, wydarzy, czy będzie to dobre, dla nas, lub kogokolwiek, czy też obróci się przeciwko nam i nikt nie będzie zadowolony. Może lepsze jest nieruchome opadanie w moim wysłużonym materacu na dno wyśnionej otchłani, może lepiej nie wychodzić dzisiaj z domu, bo nawet, jeśli prawdą jest, że i tu możesz zginąć, to w o wiele mniejszym stopniu, powiedzmy sobie szczerze, zwłaszcza, że przez większość czasu nie będę robił nic, nie ukroję sobie nawet kromki chleba, aby nie skaleczyć się nożem, a gdy będę głodny, to zamówię pizzę, dostawca przyniesie mi pod same drzwi i dostanie napiwek pod warunkiem, że będzie starannie pokrojona. Oczywiście, samolot może spaść na mój dom. Brodacz albo nagle przebudzone dziecko może spowodować tę katastrofę. Mężczyzna z toalety może oszaleć, boleśnie przerywając swoją czynność pobiegnie na oślep przed siebie, aleją, chodnikami, ulicą, znowu chodnik, wbiegnie na chybił trafił w bramę, która będzie moją bramą i wybierze spośród wszystkich innych drzwi akurat moje drzwi i, gdy mu otworzę oczekując pizzy, wymierzy mi kilka mocnych ciosów swoimi małymi nożyczkami, którymi może nawet nie przebiłby mi klatki piersiowej, nie przeciął się przez mostek, nie dostał do mojego serca, ale dźgając raz po raz rozchlastałby moją szyję, przeciął wypiętą, jakby specjalnie po to, aortę i zalał wszystko czerwienią, że nic już by, oprócz tego, nie było widać. A choćby nawet ten najbardziej zwyczajny scenariusz - dzwonek do drzwi i dostawca pizzy okazuje się niezadowolony ze swojej pracy, a mój zbyt niski napiwek, pieniądze były zmięte tak, jak nie lubi i zabrudzone, dodaje oliwy do ognia. Dusi mnie, wpycha mi w gardło całą tę swoją pizzę, nawet nie chce mi zrobić krzywdy, ale oliwki zatykają moją tchawicę, ketchup dostał się do nosa. Ginę dramatycznie, to także mogłoby się przydarzyć. Ale teraz, kiedy jestem w domu, tak naprawdę nie myślę o tym zbyt wiele. Zmagam się z dzisiejszym dniem, z niechęcią do podniesienia się do pracy i każdy argument skłaniający do pozostania w domu jest lepszy od tego, który zmusi mnie wreszcie do działania. Powiedzmy sobie szczerze, tylko moja kobieta może coś tu zmienić, ale Kobieto, przecież Ciebie dla mnie nie ma i niczym nie wypełnię już tej pustki, zresztą nie muszę. Mogę tu spokojnie zostać i czekać, aż się coś samo zmieni.

******

Są takie chwile, kiedy inaczej niż dotąd, bo chociaż dotąd wydawałoby się, że to było – dotyk, chcę Cię dotknąć i poczuć Ciebie w moich dłoniach, poprzez Twoje ciało odczuć istotę istnienia, doświadczać drugiej osoby, kogoś innego niż ja sam, obcego, ale aby się nagle bardzo blisko zbliżyć. Przebyć odległość, której zdawałoby się, że przebyć nie można. Dwie samotne dusze, bo może to straszne odczucie samotności, kiedy Ciebie przy mnie nie ma, to dowód na istnienie duszy - czegoś, co odczuwa, czegoś, co tęskni. Jednak, kiedy się nad tym wszystkim zastanowić, to może jednak zostanę przy swojej osobie. Porozumienie następuje łatwiej. Zbliżam się do siebie, zagłębiam się w siebie i szybciej dochodzę do tego samego wniosku, że nikogo nie ma. I niczym nie wypełnię tej pustki.

******

Twoja skóra ma smak i zapach, stara dobra skóra, twoje usta przylegają do mojej skóry, zużyta skóra stóp. Ma jakby swoją gęstość, drobiny materii zespolone w bryły, ciężkie, żywe, po to, aby poczuć ich istnienie. Uderzenie potrafi być dobitne, ale nic tak nie uświadomi istnienia jak powolna pieszczota, smakowanie zmysłami swoich ciał. Zapach, który się unosi wokół krwionośnych naczyń. Jestem. Jesteś. Może tylko przez chwilę, może tylko przez wieczność. Tryskamy strumieniami płynów.

***
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: