Opowieść księgarki z Tokio. Rok, podczas którego spotykałam się z nieznajomymi, by polecać im książki - ebook
Opowieść księgarki z Tokio. Rok, podczas którego spotykałam się z nieznajomymi, by polecać im książki - ebook
Nanako Hanada przeżywa życiowy kryzys. Niedawno się rozstała, nie ma gdzie mieszkać, a w pracy nie idzie jej najlepiej. Sprzedaż książek w ekscentrycznej księgarni Village Vanguard w Tokio, którą zarządza Nanako, spada. Pewnego dnia Nanako dowiaduje się o nowej aplikacji randkowej i postanawia w końcu wyjść ze swojej strefy komfortu i poznać nowych ludzi. Jej plan to: przełamanie nieśmiałości oraz wprowadzenie nowych znajomych w świat książek. „Opowieść księgarki z Tokio” to inspirująca historia kobiety, która po rozstaniu z mężem bierze życie w swoje ręce i przekracza własne słabości dzięki mocy książek. Hanada dzieli się swoją odświeżająco autentyczną historią o tym, jak książki mogą pomóc nawiązać kontakt z innymi ludźmi i poprowadzić nas do głębszego poznania samych siebie.
Nanako Hanada (ur. w 1979 r.) jest księgarką. Jej debiutancka autobiograficzna książka „Opowieść księgarki z Tokio” zyskała status bestsellera, została zekranizowana, a uzyskane tantiemy pozwoliły autorce otworzyć własną wymarzoną księgarnię w Tokio. „Japońska Relacja” to wyjątkowa kolekcja literatury współczesnej, wydawana przez wydawnictwo Relacja, która wprowadza polskich czytelników w fascynujący świat japońskich bestsellerów. Seria ta zawiera starannie wybrane powieści, które zyskały ogromną popularność w Japonii, a teraz zdobywają serca czytelników na całym świecie.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-68227-12-3 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Prolog
Styczeń 2013, północ, na dnie
Była styczniowa noc.
W taniej restauracji familijnej znajdującej się na przedmieściach Jokohamy czekałam samotnie z pustką w sercu, aż nadejdzie godzina druga. W takich chwilach nie chce mi się nawet otworzyć książki. Właśnie mija tydzień od dnia, gdy rozpoczęłam życie jako bezdomna. Miałam tylko walizkę, do której wrzuciłam naprędce ubrania na zmianę i rzeczy niezbędne do życia, trzymałam ją w pracy.
Dziś zamierzam spędzić noc w superłaźni¹, jest jednak pewna niedogodność w korzystaniu z tego miejsca: za pobyt dłuższy niż sześć godzin pobierają dodatkową opłatę. Jeśli chcę się zmieścić w trzech tysiącach jenów za nocleg, nie mogę się tam ulokować przed drugą w nocy. Co wieczór wybieram miejsce, gdzie spędzę noc, w zależności od tego, co jest moim priorytetem w danym dniu: czy chcę się wyspać, czy muszę zrobić pranie, czy też odrobinę zaoszczędzić? Stąd mój wybór pada albo na tanią noclegownię, albo na superłaźnię, albo na hotel kapsułowy.
Jestem już zmęczona tym, że każdego dnia, gdy nadchodzi wieczór, muszę myśleć: „No, pora szukać miejsca na dzisiejszą noc”, a dodatkowo przygnębia mnie to, że codziennie tracę na nocleg kilka tysięcy jenów. Jak długo mam zamiar żyć w ten sposób?
– Nie możemy dłużej być razem, udając, że nic się nie stało. Jutro już tu nie wrócę.
Tak powiedziałam tydzień temu i opuściłam mieszkanie, w którym żyłam z mężem. Nie miałam dokąd pójść ani nie zastanawiałam się, co potem zrobię, nie liczyłam też zbytnio, że on zmieni nastawienie, gdy odejdę.
Kiedy sączyłam wystygłą kawę, zaczęły nachodzić mnie ponure myśli. Prowadząc tak żałosne życie nawet przez długi czas, nie odzyskam spokoju ducha na tyle, by zapragnąć powrotu do domu. Raczej już tam nie wrócę.
Poszukam czegoś. Zamieszkam sama, zacznę żyć od nowa.
Ludzie wokół mnie pewnie będą mi współczuć, jaka to ja biedna, nie ułożyło mi się w małżeństwie, takie tam. To oczywiście nie jest przyjemne, ale znacznie gorzej byłoby, gdybym ja sama uległa takiej wizji własnej osoby; na samą myśl o tym popadam w coraz większe przygnębienie. Nie chcę spędzić życia na użalaniu się nad sobą.
Łatwo powiedzieć… Do tej pory wolne dni spędzaliśmy wspólnie z mężem, a teraz, gdy jestem sama, nie mam pojęcia, co mogłabym robić w tym czasie.
Pracowałam jako kierowniczka sklepu z książkami i artykułami różnymi należącego do sieci Village Vanguard. Może z tego powodu moim jedynym hobby było czytanie i zajmowanie się książkami, jasne więc, że nie miałam przyjaciół, z którymi mogłabym spędzać wolne dni. Cóż za ubogie życie… Ja przecież nie mam niczego.
Ubogie życie…
Chcę się dowiedzieć więcej o świecie, którego nie znam.
Chcę się otworzyć na świat, stworzyć siebie od nowa, żyć pełnią życia.
Życie jako bezdomna, które wyniszczało skutecznie moją psychikę, nie trwało zbyt długo. Wkrótce rozmówiłam się z mężem, ustaliliśmy, że rozwiążemy umowę najmu dotychczasowego mieszkania i każde z nas znajdzie osobne dla siebie. Najpierw on się wyprowadził, potem ja wynajęłam mały lokalik na obrzeżach miasta, dziesięć minut pieszo od stacji Jokohama, blisko mojej pracy.
Wielka lodówka, którą kupiliśmy po ślubie, zdominowała ciasną kuchnię mojej kawalerki. Za oknem rozciągał się całkiem nowy widok, ale długo nie mogłam odzyskać spokoju ducha na tyle, żeby się tym cieszyć. Przed oczami miałam tylko szeroką ulicę, po której jechało mnóstwo samochodów. Wpatrując się bez końca w ten widok, powtarzałam sobie jednak, że z pewnością wkrótce wydostanę się z dołka na powierzchnię, na poziom zero.
*
O istnieniu dziwnego portalu randkowego, o nazwie X, dowiedziałam się chyba niedługo po przeprowadzce. Gdy przeglądałam wyrywkowo nową książkę początkującego przedsiębiorcy, mój wzrok zatrzymał się na pewnej stronie. Portal X był tam przedstawiony jako jeden z nowoczesnych internetowych serwisów społecznościowych. Opis brzmiał: „Spotkaj się i porozmawiaj z nieznajomym przez jedyne trzydzieści minut”.
Może to właśnie to… – podpowiedziała mi intuicja. Odłożyłam książkę i sięgnęłam po smartfon.
Okazało się, że do zalogowania się na tym portalu potrzebne jest uwierzytelnienie przez Facebook, więc musiałam najpierw zarejestrować tam konto. O mediach społecznościowych miałam dość blade pojęcie, nigdy nie miałam z nimi do czynienia, więc wszystko zaczęło się od tego, że założyłam konto na tak zwanym Facebooku.
Rejestracja, ustawienie profilu, uwierzytelnienie i znów rejestracja, ustawienie profilu…
Przebyłam długą drogę, ale w końcu udało mi się wejść na stronę X. Były tam zdjęcia różnych ludzi, opatrzone prostymi wpisami typu: „Porozmawiajmy o pracy, zainteresowaniach, o czymkolwiek”, „Wymienię się informacją z osobami, które zaczęły działalność jako przedsiębiorcy albo zamierzają to zrobić” i zaproszeniami na spotkanie tego a tego dnia, o tej i o tej godzinie w dzielnicy Shibuya albo Shinjuku.
Co to za świat?! W życiu nie widziałam czegoś podobnego.
Bez wątpienia była to strona przypominająca portal randkowy, ale nie wydawała się podejrzana, robiła nawet wrażenie czegoś eleganckiego, być może dlatego, że spotkania z przedstawicielami płci przeciwnej w poszukiwaniu miłości nie były jej jedynym celem. Zupełnie nie pasowała do moich wyobrażeń o „stronach randkowych”. Ponieważ byli na niej tak bardzo różni ludzie, jak student, pan w średnim wieku, dziewczyna z biura, etatowy pracownik firmy czy facet, który – tak przynajmniej wyglądał – zasuwa po mieście drogim rowerem.
Czy gdybym tylko chciała, naprawdę mogłabym się spotkać z każdym z nich? Niesamowite. W takim razie kogo by tu wybrać? Z tą myślą przejrzałam profile jeszcze raz. Trudna sprawa. Osoby, z których autoprezentacji nie wynika, że mają jakieś wybitne cechy osobowości, i piszą tylko: „Rozmowa na każdy temat – okej”, którym brakuje konkretnych motywacji, żeby się spotkać, paradoksalnie mogą nabrać ochoty na spotkanie z osobami, które nie cieszą się większym zainteresowaniem, ale w ich opisie jest jakiś konkretny punkt zaczepienia do rozmowy, bo piszą na przykład: „Chcę porozmawiać o miłości!” albo „Studiuję mózg!”.
Co w takim razie powinnam napisać na profilu?
Bez trudu mogłabym zamieścić taką treść: „Zainteresowania – czytanie książek”, „Porozmawiajmy o książkach”. Jednak w tych okolicznościach oznaczałoby to tyle, co nie napisać nic, czułam, że nie zrobiłoby to na nikim większego wrażenia.
Mam. W tym miejscu mogłabym napisać tak…?
Mignęło tylko i natychmiast skasowałam. Nie można przecież tak wprost do ludzi, których nie znam, to zbyt daleko posunięta bezpośredniość. Przecież nigdy tego nie robiłam.
Ale… Ale przecież nic się nie stanie, jak mi się nie uda. Jak nic mi nie wyjdzie, to najwyżej się ktoś rozczaruje. Chyba lepsze to, niż nie robić nic.
Po wielu wahaniach poprawiłam swój profil i zarejestrowałam się ponownie.
„Jestem kierowniczką nietypowej księgarni. W bazie danych obejmującej ponad dziesięć tysięcy książek znajdę coś w sam raz dla Ciebie na dziś”.
Czy powinnam była tak pisać? No trudno.
Z bronią, której nigdy wcześniej nie używałam i nawet nie wiem, jak jej używać, znalazłam się na tajemniczym portalu spotkań.
Tak zaczęła się moja podróż.ROZDZIAŁ 1. NIE WIEDZIAŁAM, ŻE TOKIO TO TAKIE ZWARIOWANE MIASTO…
Rozdział 1
Nie wiedziałam, że Tokio to takie zwariowane miasto…
– Pani Nanako, prawda? – powiedział, wchodząc do kawiarni, wysoki mężczyzna, znacznie cichszy i spokojniejszy, niż sobie wyobrażałam. Wyglądał na czterdzieści parę lat.
– Nazywam się Tsuchiya. Bardzo mi miło. Zamówiła już pani coś do picia? Często tu bywam, mają pyszny sernik, proszę spróbować, stawiam. Naprawdę godny polecenia.
Mówiąc to, usiadł naprzeciwko mnie z normalnym wyrazem twarzy.
To było moje pierwsze spotkanie, powinnam je zapamiętać. Z panem Tsuchiyą.
*
Po zarejestrowaniu się na portalu X przez dłuższą chwilę przeglądałam go, żeby zrozumieć, jak jest zorganizowany.
Procedura umówienia spotkania w realu wyglądała następująco. Najpierw ustala się czas i przybliżone miejsce spotkania: „dzień… miesiąc… godzina… miejsce spotkania…: dajmy na to okolice Shibuyi” i wysyła się to z dopiskiem, na przykład „Spędźmy przyjemnie czas na pogawędce”. Taka informacja zostaje zarejestrowana jako „Rozmowy” i udostępniana zalogowanym osobom w postaci listy propozycji, a ci, którzy są zainteresowani tym spotkaniem, oznaczają to w zakładce „Zgłoszenia”. Jeśli jest kilkoro chętnych, proponujący rozmowę wybiera, z kim chce się spotkać. A jeśli nie chce się spotkać z żadnym z nich, może wycofać propozycję. Jeśli nikt się nie zgłosi, nie dochodzi do kontaktu i propozycja umiera śmiercią naturalną. Podsumowując, żeby się z kimś spotkać, trzeba albo zarejestrować chęć spotkania i czekać, aż się ktoś zgłosi, albo zgłosić zainteresowanie już istniejącą propozycją.
Samo zarejestrowanie profilu niczego nie daje. Przeglądając portal, przekonywałam się z każą chwilą, że – w odróżnieniu od Facebooka czy Twittera – nie ma tam niczego ciekawego. Można zagłosować w rankingu na najciekawszą osobę, otagować pozycje, które nas interesują, na przykład „#czytanie książek”, „#podróże”, i sprawdzić, kto otagował te same pozycje. Na tym możliwości się kończą.
Zajrzałam na listę poszukiwanych partnerów i zorientowałam się, że są zarejestrowane propozycje spotkań o bardzo różnych porach i że wiele propozycji spada, nie znajdując chętnych. Myślałam i myślałam, nie mogąc się zdecydować na zarejestrowanie propozycji, bo może nikt chętny się nie zgłosi i będzie mi smutno i głupio, albo będą się zgłaszać same podejrzane osoby.
Odezwał się sygnał, że mam nową wiadomość na Facebooku. Od nieznajomej osoby.
„Dzień dobry (^^)/ Nazywam się Tsuchiya! Pracuję w reklamie. Piszę, bo znalazłem Cię na X! Jesteś nowa, prawda? Witaj! Nie znam się za bardzo, ale gdybyś nie wiedziała, jak się tam poruszać, pytaj☆”.
Byłam nieco zdezorientowana, z jednej strony ulga, że odezwał się ktoś tak uprzejmy, z drugiej zdziwienie, dlaczego nagle pisze do mnie obcy człowiek?!
„Dziękuję za zainteresowanie. Ale jak mnie Pan znalazł?”
„Chodzi o wiadomość na Facebooku? (^^) Na dole na profilach poszczególnych osób są oznaczenia: ❬f❭ lub logo Twittera, nie wiedziałaś? Jak się w nie kliknie, można zobaczyć konto tej osoby. Gdybyś miała wrażenie, że na spotkanie zgłosił się ktoś podejrzany, warto go w ten sposób sprawdzić. Można się trochę uspokoić, jeśli jest podana nazwa firmy, w której pracuje, czy informacje o jego życiu, pochodzeniu. Z postów, które zamieszcza, też można się dowiedzieć, co to za człowiek. I jeszcze jedno, nowi członkowie, osoby aktualnie online wyświetlają się jako »Osoby polecane«. Na dole strony. Wiedziałaś?”
Tak, to uprzejme z jego strony, ale żeby zaraz wysyłać wiadomość – drobna przesada.
„Aha, więc tak to wygląda…? Dziękuję, pomógł mi Pan, nie wiedziałam tego wszystkiego”.
„Może zarejestrujesz się w »Rozmowach«? Tak, żeby zobaczyć, jak to wygląda”.
„No tak, jak się nie zarejestruję, to nic się nie wydarzy. Wiem, ale zastanawiam się, co będzie, jak nikt się nie zgłosi, i w ogóle”.
„To może ja będę numerem jeden, z którym się spotkasz? Jeśli uzgodnimy dzień i godzinę spotkania, to ja się zgłoszę. Jeśli chcesz, możemy zrobić próbę rejestracji. Życie jest pełne wyzwań♪”.
Miałam wrażenie, że siłą wymusza to na mnie, ale może to jednak lepsze niż wpatrywanie się godzinami w stronę. Nie wydawał się podejrzany, postanowiłam więc spotkać się z nim na próbę.
„Dobrze, tak zróbmy. Dziękuję bardzo. Zaraz spróbuję się zarejestrować”.
I tak umówiłam się z panem Tsuchiyą.
*
Pan Tsuchiya zasugerował, żeby się spotkać w eleganckiej kawiarni w Shibuyi, gdzie podają prawdziwą kawę. Dopóki nie przyszedł, nie mogłam się wyciszyć, silnie przeżywałam to, że „za chwilę będę rozmawiać z nieznajomym”, rozglądałam się niespokojnie po kawiarni, wygładzałam spódnicę, ale jak tylko się przywitaliśmy, natychmiast się uspokoiłam, „przecież to nic strasznego”. Pewnie nie bez znaczenia była ułatwiająca rozmowę atmosfera, jaką pan Tsuchiya roztaczał wokół siebie.
Kiedy skończyłam zamawiać kawę i polecany przez niego sernik, „stres z powodu nieznanego” prawie całkiem zniknął.
– Panie Tsuchiya… pan chyba od dawna jest na portalu X? Dlaczego pan się tym zainteresował? Jakie są pana wrażenia z tych kontaktów?
– Cóż. Zamiast pić samotnie herbatę, spotykam się z ludźmi. Zmiana nastroju, rozmowy z młodymi osobami są stymulujące, są źródłem nowych pomysłów, które wykorzystuję w pracy. Sprawia mi to przyjemność. A pani?
– Rozstałam się z mężem. I pomyślałam sobie, że jest przecież inny świat, a skoro tak, chciałabym w nim polecać ludziom lekturę.
– Rozstanie! Aha, musiało być ciężko. W związku z tym pewnie ma pani wiele do opowiedzenia… to bardzo ciekawe. Jeśli pani nie chce, proszę nie mówić, ale co było powodem rozstania?
– No cóż…
Mąż pracuje w tej samej firmie, mieliśmy wielu wspólnych znajomych, więc do tej pory prawie nikomu nie mówiłam, dlaczego się rozstaliśmy. Wydawało mi się, że jeśli opowiem o tym tylko z mojej perspektywy, to będzie nie fair, jakbym stawiała się w pozycji ofiary. A mnie się wydawało, że do rozstania przyczyniliśmy się oboje, nie byłam w nastroju, by winić czy nienawidzić męża, jeśli już o tym mowa, miałam raczej poczucie winy, że jedyne rozwiązanie, jakie mi przyszło do głowy, to oddalić się od niego na jakiś czas, by uniknąć problemów.
Ale ten mężczyzna tutaj nie ma z nami żadnego związku. Nie będzie o tym plotkował ze znajomymi męża, tym bardziej nie poinformuje jego samego, kończąc: „Tak właśnie powiedziała!”. Nie ma obaw, że się będzie tym niezdrowo interesował. Opowiedzieć o tym, wplatając żarty, obcemu człowiekowi, którego więcej nie spotkam, było mi bardzo łatwo.
Pan Tsuchiya wysłuchał z uwagą mojej opowieści, potakując: ach tak, ach tak.
– Spotykamy się tutaj z różnymi ludźmi. Zdążyła się już pani rozstać z mężem, ale czy to znaczy, że nie warto być z mężczyzną? Cóż, bywają i takie historie… ale przecież odczuwa się też fizyczną samotność.
Miały to być słowa pocieszenia. Kompletnie nietrafione.
Co…? – pomyślałam przez chwilę. Szybko jednak dotarło do mnie, że tutaj rozmawia się również o trywialnych sprawach i o seksie.
– Nie czuję jakoś specjalnie fizycznej samotności. Ale nie miałabym nic przeciwko temu, by znaleźć sobie wkrótce faceta – odpowiedziałam stosownie do sytuacji.
– Mówi się o samotności, żeby uniknąć mówienia wprost o potrzebach seksualnych! Ale przecież kobiety też je odczuwają, nie ma się czego wstydzić, tak uważam!
Nie wiedzieć czemu rozmowa zmierzała w kierunku, który zakładał, że cierpię z powodu niezaspokojenia seksualnego. Pan Tsuchiya kontynuował, nie dopuszczając mnie do głosu.
– Tak to właśnie jest. Osobiście jestem, żeby nie było, wielkim zwolennikiem równouprawnienia kobiet, bardzo je szanuję, ale kobieta bez mężczyzny, samotnie zmagająca się z życiem, wydaje się, jakby to powiedzieć, trochę znerwicowana. Kobieta, każda bez wyjątku, kochana przez mężczyznę, rozkwita, tylko z tego jednego powodu. – Rozwijał przestarzałą teorię.
– Co takiego?!
Mimowolnie uśmiechnęłam się ironicznie.
– Nie chciałem powiedzieć, że kobieta ma być stale z mężczyzną ani że pani wygląda na wyposzczoną! Miałem na myśli tylko to, że kto jak kto, ale pani z pewnością znajdzie sobie faceta.
– Bardzo dziękuję. Fajnie by było znaleźć faceta przystojnego jak Pierre Taki².
Nawiązując częściowo do tematu, próbowałam od niego odejść, a pan Tsuchiya na to:
– Ho, ho, Pierre Taki! Tacy mężczyźni są w pani typie? Oryginalne! No cóż, nie jestem tak interesujący jak Pierre Taki, ale jeśli uzna pani, że się nadaję, to zawsze możemy razem wyjść, żeby, na przykład, coś zjeść, mogłaby pani opowiedzieć o mężu, o tym, co panią boli, i poczuć się lżej. Co do mnie, może być z seksem, może być bez, według pani uznania… Żartowałem.
Koniec końców, wychodzi na to, że chce tylko pogadać o seksie. Trochę się obruszyłam, ale przecież to dzięki takiemu człowiekowi udało mi się zrobić pierwszy krok. I chwała mu za to.
– Bardzo mi miło z tego powodu, ale teraz raczej wolałabym pospotykać się z różnymi ludźmi z X! Dziś miałam okazję spotkać się z panem, cieszę się, że w ten sam sposób będę mogła poznać wiele osób – odpowiedziałam, a w duchu dodałam: dlatego ani myślę spotykać się z panem.
– No tak, jasne. Ale proszę pamiętać, że są różni podejrzani ludzie.
Pomyślałam: właśnie ty taki jesteś! I uznałam, że już mogę to powiedzieć.
– Z pewnością. Tacy podejrzani jak pan? – zażartowałam, a pan Tsuchiya na to, również żartobliwym tonem:
– Zaraz, zaraz. To okropne, co pani mówi. Niech pani będzie dla mnie milsza.
– Tak, sytuacja robi się trudna, ja już bym podziękowała.
– Zaraz, zaraz.
To była dla mnie zupełnie nowa sytuacja, żeby w ciągu z góry ustalonych trzydziestu minut traktować się z taką bliskością, przerzucać się żartami. Ułatwiała to świadomość, że nie musimy się już więcej spotykać.
Być może na skutek mojej delikatnej odmowy pan Tsuchiya potem opowiadał już tylko o świecie reklamy, o swoich codziennych zajęciach i projektach, nad którymi teraz pracuje.
Na sam koniec zapytałam go o książki. Jakie zwykle czyta, jakie chciałby przeczytać.
– Może jakąś powieść. Ostatnio prawie nie czytam.
Z tego, co usłyszałam, wynikało, że nie śledzi nowości wydawniczych, nie pochłania z pasją książek.
Szczerze odrzucała mnie jego uporczywość, charakterystyczna dla facetów w średnim wieku, kiedy nalegał usilnie, by znów się spotkać, i starał się sprowadzić rozmowę na temat seksu, ale gdy opowiadał o pracy, wydawał się wrażliwy, wyczuwało się w jego sposobie mówienia pewną subtelność. Biorąc pod uwagę również jego charakter i profesję, raczej spodobałoby mu się coś współczesnego niż klasyka.
Zamierzałam polecić mu książkę Takehiro Higuchiego, którą przeczytałam całkiem niedawno i pomyślałam, że oto „pojawił się niesamowity człowiek”. Gdy go czytałam po raz pierwszy, czułam, że operuje on zupełnie nowym językiem i ma nowe widzenie świata, byłam bardzo poruszona. Jako że pan Tsuchiya pracuje w reklamie, chciałam, żeby koniecznie przeczytał, jeśli jeszcze nie zna, coś autorstwa tego utalentowanego pisarza, który się nagle objawił. Mogłaby to być powieść „Żegnaj, Zoshigaya”, ale skoro tak lubi seks, pewnie chętniej przeczyta coś z seksem w tytule – „Seks po japońsku”. Ostatnio wyszło wydanie kieszonkowe, tym lepiej, że to nowość.
Jest to opowieść o małżeństwie, które wkracza w świat swingersów, na początku wydaje się, że to po prostu powieść erotyczna, ale z czasem przeradza się w opowieść o przemocy, powieść sądową, a kończy jako powieść o czystej miłości; jej radykalizm jest naprawdę imponujący, ta powieść to rollercoaster. Cieszyłabym się, gdyby mu się spodobała.
W ten sposób wybrałam pierwszą lekturę do zarekomendowania, napisałam o niej następnego dnia razem z podziękowaniem i wysłałam do pana Tsuchiyi Messengerem.
Spotkanie z nieznajomym okazało się nie takie straszne, jak mi się wydawało. Co więcej, o ile do tej pory często zdarzało mi się mieć ponurą minę z powodu rozstania z mężem czy trudności w pracy, dzięki spotkaniu z panem Tsuchiyą, który nie miał żadnego związku z moimi problemami, po raz pierwszy od dłuższego czasu zobaczyłam siebie nieskrępowaną całą tą sytuacją, pogodną, radosną; aż się sama trochę zdziwiłam.
Zachęcona udanym spotkaniem, następnego dnia również zarejestrowałam chęć umówienia się na spotkanie. Miałam przypadkiem w pracy wolny dzień, byłam w Tokio, ale wieczorem pomyślałam, że spróbuję: „A może ktoś się zgłosi na zarejestrowane spotkanie proponowane nagle, za godzinę?”. Weszłam więc na X.
Minęło dziesięć minut i nikt się nie zgłosił. Ludzie nie zaglądają przecież tak często na tę stronę i niewielu ma czas o dowolnej porze – pomyślałam i gdy już zamierzałam zrezygnować, przyszła wiadomość. Od pana Kojiego.
„Widziałem propozycję! Koniecznie chcę się spotkać! Niestety jeszcze jestem w pracy, za chwilę kończę, ale na ósmą nie zdążę! Może być po pół do dziewiątej?”
Zanim odpowiedziałam, sprawdziłam profil pana Kojiego. Miał już wiele spotkań, są też rekomendacje od osób, z którymi się widział. Brzmiały tak: „Pogodny, interesujący człowiek”, „Rozgadaliśmy się i spotkanie się przeciągnęło (śmiech)”, „Pełen energii, przebojowy!”.
Okej, wygląda na to, że jest w porządku.
„Proszę się nie śpieszyć, poczekam w kawiarni, czytając książkę”.
W ten sposób zostało ustalone spotkanie numer dwa – z panem Kojim.
Czytałam w kawiarni w stylu żywcem wziętym z dwudziestego wieku. Było tak cicho, że obawiałam się, czy to aby na pewno dobre miejsce na rozmowę, wtedy przyszła wiadomość.
„Najmocniej przepraszam, właśnie skończyłem pracę! Jak teraz wyjdę, dotrę tam około 21.30”.
Szczerze mówiąc, trochę się wkurzyłam. Przecież to ponad godzinę później niż pierwotnie ustalona pora spotkania! Miałam możliwość spotkać się w tym czasie z kimś innym, zmarnował mi wieczór, dlaczego miałabym się dostosowywać do jego warunków! Tak pomyślałam… i gdyby nie chciało mi się dłużej czekać, wystarczyło wysłać wiadomość: „No to tym razem odwołujemy”. Jednak nie miałam po co wracać szybko do domu, więc skoro już tu byłam, postanowiłam poczekać.
Kawiarnię zamykali o 21.00, musiałam więc zmienić miejsce spotkania. Niestety w pobliżu nie było innej, otwartej do późna, poza tym zgłodniałam, wysłałam więc wiadomość, że czekam w pobliskim barze S, i link do tego miejsca. Uznałam, że głupotą jednak byłoby czekać bezczynnie, więc postanowiłam, że napiję się i zjem, zanim on przyjdzie.
– Pani Nanako? Przepraszam, przepraszam, przepraszam!! Naprawdę przepraszam!!
Przede mną pojawił się mężczyzna mniej więcej trzydziestoletni o łagodnym spojrzeniu, mocnym głosie i sprężystej sylwetce, jak u członka szkolnej drużyny sportowej. Jego sposób przepraszania jednak nie wskazywał, że czuje się winny, roześmiałam się mimowolnie.
– W porządku. Zjadłam sama pizzę.
– O, śmieje się pani, cudownie!! Od razu mi lepiej! To wystarczy, już mi lepiej! Pizza dobra rzecz, ja też zgłodniałem! Jakie mają? Można jeszcze zamówić? Zjedzmy, napijmy się. Stawiam na przeprosiny!!
Siedzieliśmy blisko kontuaru, więc pan Koji krzyknął energicznie do barmana:
– Prosimy piwo! Największe, jakie macie! Może być beczka! Co, macie tylko kufle? Niech będzie. Żaden problem!
Wznieśliśmy toast i dopiero wtedy mogliśmy zacząć spokojnie rozmawiać.
– Pani dopiero co zarejestrowała się w X, prawda? To zaszczyt, że mogłem się dziś z panią spotkać.
– Dla mnie też. A pan, panie Koji ma na koncie wiele spotkań, prawda?
– No tak. Cóż…
Podrapał się po głowie, jakby zawstydzony.
– Panie Koji, po co pan zapisał się do X?
– Pracuję teraz w przedsiębiorstwie, w którym zajmuję się edukacją dzieci. Ale chciałbym kiedyś założyć własną firmę, zbieram więc fundusze i dopracowuję plan. Ponieważ od zawsze jestem związany z branżą edukacyjną, myślę, że moja firma też działałaby w tej dziedzinie. W mojej obecnej pracy są sami mężczyźni, nie mam więc okazji poznać opinii, pomysłów kobiet. A te spotkania dają mi możliwość, by przedstawić swoją wizję i wysłuchać ich opinii.
Pan Koji odpowiedział rzeczowo, jak świetnie przygotowany student, który podczas rozmowy kwalifikacyjnej przestawia motywacje, dlaczego chce pracować w danej firmie.
– No proszę. Jak różnie można to wykorzystać…
– A panią co kierowało, że się przyłączyła?
Musiałam w tej sytuacji opowiedzieć raz jeszcze to samo, co wczoraj. Pan Koji wysłuchał mnie, kiwając przesadnie głową, marszcząc brwi i uśmiechając się od czasu do czasu.
– To wspaniałe! To przecież nowe wyzwanie! A ja mogę w tym uczestniczyć, być świadkiem takiej chwili w pani życiu! Jestem wdzięczny. W tym jest jakieś przeznaczenie, żeśmy się spotkali: pani patrząca w przyszłość i ja. Myślę, że pani nabierze większej wiary w siebie, no a ja muszę się bardzo starać. Z całych sił będę panią wspierać!!
Powiedział i nie wiedzieć czemu wyciągnął do mnie rękę. W jego słowach, mniejsza o to, co powiedział, w samych słowach było za dużo emocji.
– Co takiego…? Dziękuję, ale…
Podałam mu rękę z lekkim ociąganiem.
– Zaraz, zaraz! Myśli pani sobie: ale upierdliwy, no tak! Ale narwany! Wiem, że tak pani myśli. Przez trzydzieści lat żyję z tym charakterem, przyzwyczaiłem się, że ludzie tak o mnie myślą!
– Nie, przepraszam, wcale się pan nie przyzwyczaił! Bo gdyby tak było, to myślę, że by to pana nie ruszało.
– Że niby mnie to rusza! Nieprawda! Nie no, tak właśnie jest. Wiem, i co z tego! Słowa mają moc, więc trzeba mówić, coraz więcej mówić, tak uważam! Jak się jest wdzięcznym na przykład, nie wolno się wstydzić. Rozumie pani? Trzeba mówić, wyrażać to słowami! Działać pozytywnie, ja chciałbym być dzikim zwierzęciem, stanąć do walki z otwartą przyłbicą. Wie pani, kto to taki So Takei? Nie? No tak, nie wie pani? Jest pani piękną kobietą. No co, może nie?! Nie, nie, nie, nieprawda, że nie jest pani piękna?
– Coo takiego?
Męczy mnie, ale to chyba nie jest zły człowiek. Jasne, że nie podzielam jego entuzjazmu, ale ta przemowa miała tak nadzwyczajną moc, że mnie też dodała energii. Ostatecznie przygnieciona tą nie do końca zrozumiałą dla mnie siłą, zostałam i przy kolejnych drinkach gadaliśmy aż dwie godziny.
Kiedy spytałam go o książki, powiedział:
– Chciałbym lepiej cię poznać, Nanako (później nie używał już mojego imienia), dlatego poleć mi książkę, o której sama myślisz „to jest to!”, książkę, dzięki której poznam ciebie. Na pewno kupię ją i przeczytam!
Byłam rozczarowana tą odpowiedzią, ale cóż, bywają i takie spotkania, pomyślałam, że w domu zastanowię się, co mu polecić.
O której książce mogłabym dziś powiedzieć „to jest to!”…? Może polecę mu pracę Ellie Omiyi „Wszystko o wystawie: Przekazywanie myśli”. Jest to zbiór zdjęć i tekstów prezentowanych na wystawie pani Ellie, więc dla zwykłych ludzi, niebędących jej fanami, ta książka może być trudna w odbiorze. Do niedawna, po tym, jak opuściłam dom, czytałam ją bez przerwy, otwierałam wiele razy, traktując jak talizman, i za każdym razem płakałam, taka to książka. Dla mnie jest niezwykle ważna, a przesłanie Ellie „Róbmy to, choć to niełatwe, łączmy się z ludźmi” zapadło mi głęboko w serce. Jeśli te słowa przypadkiem dotrą do serca pana Kojiego, będę bardzo szczęśliwa. Jemu również informacje o polecanej książce przesłałam na Messengerze.
Wkrótce się odezwał.
– Dzięki, Nanako! Tamten wieczór był bardzo ekscytujący! Nie potrafię tego ładnie wyrazić, ale myślę, że jesteśmy pokrewnymi duszami, a gdy ludzie mający podobną energię podsycają ogień, to jego siła rośnie dwu-, a nawet trzykrotnie, tak uważam. Czułaś chyba to samo tamtego dnia, Nanako? Jestem wprawdzie żonaty, ale spotkanie z drugim człowiekiem to zawsze przeznaczenie, więc dla mnie to bez znaczenia. Gdy się spotkamy następnym razem, nie będziemy się przejmować czasem, chcę rozmawiać z Tobą, Nanako, do samego rana. Pragnę, byśmy się lepiej poznali wzajemnie. Ale jeśli nie zechcesz posunąć się dalej, to trudno, niech i tak będzie. Jednak będzie mi żal, jeśli zabraknie Ci odwagi. W takim wypadku nie musisz odpowiadać! Zniosę to po męsku.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. Superłaźnia (jap. _sūpā sentō_) – to luksusowa łaźnia publiczna, która różni się od zwykłej publicznej łaźni (_sentō_) tym, że oprócz kąpieli można w niej skorzystać z dodatkowych atrakcji, takich jak sauna, zabiegi kosmetyczne, kąciki wypoczynkowe, usługi gastronomiczne itp. Jeszcze jedną różnicą jest opłata za korzystanie: łaźnie zwykłe stanowią grupę „powszechnych łaźni publicznych” i mają prawnie regulowane ceny, a superłaźnie należą do grupy „pozostałych łaźni publicznych” i same ustalają opłaty. Przy czym zwykłe łaźnie w Japonii to miejsca służące nie tylko do zaspokajania potrzeb higienicznych, ale również dają możliwość zrelaksowania się w ogromnej wannie, do której się wchodzi już po umyciu. Rozkwit przeżywały w czasach, kiedy wiele domów w miastach nie posiadało własnych łazienek. W łaźniach publicznych używana jest woda z wodociągów, choć podobno niektóre czerpią ją z głębi ziemi. Czym innym są gorące źródła (jap. _onsen_). Tym słowem określa się również skupione wokół nich obiekty wypoczynkowe. .
2. Pierre Taki (właśc. Masanori Taki) – ur. w 1967 roku japoński aktor filmowy o nieco kontrowersyjnej urodzie.