Otwarte wody - ebook
Otwarte wody - ebook
Kiedy bohaterowie tej powieści, tancerka i fotograf, poznają się w londyńskim pubie, jeszcze wszystko przed nimi, bo jeszcze nic się nie wydarzyło. A może, przeciwnie, wydarzyło się już wszystko, bo ich przyszłość zdeterminowały wybory, które zdążył podjąć ktoś inny: społeczeństwo, kultura, ślepy los? „Otwarte wody” to historia dwojga młodych ludzi szukających czułości w niegotowym na czułość świecie, przemyślna gra z konwencją powieści miłosnej, portret pełnego napięć rasowych Londynu, a zarazem hołd złożony czarnej literaturze i muzyce.
Niezapomniany debiut – „The New York Times”
Wspaniale opowiedziana, czuła i poruszająca historia miłosna – „The Observer”
Bez wątpienia najlepszy debiut od lat – „The Times”
Fragment książki:
Tej nocy śni ci się, że policja napisała historię twojej śmierci, zrzucając twoje nazwisko do przypisów. Zrywasz się nagle, chwytając ją za nogę; leżycie zaplątani i teraz ona wydaje tylko cichy jęk, gdy mocno ją ściskasz. To nie pierwsza noc, kiedy nawiedzają cię tego typu lęki, obrazy, które podobnie jak wcześniej nie dają o sobie zapomnieć jeszcze długo po przebudzeniu. Często martwisz się, że właśnie taki będzie twój los i chociaż ona zawsze jest przy tobie, wtedy jej zabraknie – a ty nie będziesz wiedział, do kogo się zwrócić, gdy sytuacja stanie się niebezpieczna. A może już się stała? Przemawiające za tym dowody: zaskoczenie, jakie maluje się na twarzach innych osób na widok twojej potężnej sylwetki; podążający za tobą krok w krok ochroniarze sklepowi, zarówno ci podobni do ciebie, jak i ci wyglądający całkiem inaczej; wymazywanie twojej tożsamości za pomocą sylab, które nigdy nie składały się na twoje imię. Dla szczególnie zainteresowanych: żarty twoim kosztem sugerujące przestępczą działalność bądź niedostatki intelektu; próby zawłaszczenia słowa, którego ludzie nie ośmielą się wypowiadać w twojej obecności, jakby nie odebrali ci już wystarczająco dużo; to nużące poczucie, że wszyscy na ciebie patrzą, ale nikt cię nie widzi.
Caleb Azumah Nelson – brytyjsko-ghański pisarz i fotograf. Mieszka w Londynie. „The Observer” uznał go za jednego z dziesięciorga najlepszych debiutujących pisarzy 2021 roku. Wygrał Costa First Novel Award, zdobył nagrodę za debiut roku British Book Awards, znalazł się na shortlistach Dylan Thomas Prize, Waterstones Book of the Year oraz Sunday Times Young Writer of the Year. „Otwarte wody” szybko okazały się bestsellerem i sprzedały w nakładzie ponad stu tysięcy egzemplarzy. Jego druga książka, „Small Worlds”, będzie ekranizowana.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-964696-8-7 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
U barbera było dziwnie cicho. Brzęczały tylko głucho maszynki sunące po miękkiej skórze na głowach klientów. W pewnym momencie barber, który ją strzygł, przyłapał cię na tym, że przyglądasz się jej odbiciu w lustrze, i w jej oczach też coś dostrzegł. Przerwał i odwrócił się do ciebie, a kiedy mówił, jego dredy przypominające grube, piękne korzenie podskakiwały z ożywieniem:
– Coś jest między wami. Nie wiem, co dokładnie, ale coś jest na rzeczy. Niektórzy nazywają to związkiem, niektórzy przyjaźnią, inni miłością, ale między wami zdecydowanie coś jest na rzeczy.
Popatrzyliście wtedy po sobie tym samym zaskoczonym spojrzeniem, które wymienialiście częściej lub rzadziej, odkąd się poznaliście. Jak splątane kable słuchawek. Szczęśliwy traf. Cudowny splot okoliczności.
Jej spojrzenie umyka ci na chwilę i zaczynasz szybciej oddychać, jak wówczas, gdy rozmawiasz z kimś bliskim przez telefon i połączenie nagle zostaje przerwane. Niedługo przekonasz się, że miłość wywołuje w tobie niepokój, a jednocześnie czyni cię pięknym. Od miłości stajesz się czarny, zupełnie jakbyś to w obecności tej dziewczyny był najbardziej kolorowy. To nie powód do zmartwień; należy się radować! Możecie wtedy być sobą.
Później, idąc z nią ciemnymi uliczkami, trochę się speszyłeś. Powiedziałeś jej, żeby na ciebie nie patrzyła, bo kiedy wasze spojrzenia się spotykają, musisz być wobec niej szczery. Pamiętasz słowa Baldwina? „Pragnę być uczciwym człowiekiem i dobrym pisarzem”. Hmm. Uczciwy człowiek. Przecież jesteś uczciwy, tu i teraz.
Przyszedłeś tu, żeby mówić o tym, jak to jest kochać najlepszą przyjaciółkę. Zapytaj: skoro we fleksie chodzi o to, żeby powiedzieć jak najwięcej przy użyciu jak najmniejszej liczby słów, to czy istnieje lepszy flex niż miłość? Nie ma gdzie się schować ani dokąd pójść. Tylko spojrzenie.
Spojrzenie w ogóle nie wymaga słów; to szczere spotkanie.
Przyszedłeś tu, żeby mówić o wstydzie i jego związku z pożądaniem. Nie masz czego się wstydzić, otwarcie wyznając: „Chcę tego”. Nie powinieneś się wstydzić, że nie wiesz, czego chcesz.
Przyszedłeś tu, żeby ją zapytać, czy pamięta tamten pospieszny pocałunek. Po ciemku, zamotani w jej pościeli. Żadnych słów. Szczere spotkanie. Nie widziałeś nic poza dobrze ci znanym kształtem jej ciała. Słuchałeś, jak łagodnie, miarowo oddycha, i zrozumiałeś, czego chcesz.
Dziwna rzecz, pożądać najlepszej przyjaciółki. Dwie pary rąk zapuszczające się za daleko, proszące bardziej o wybaczenie niż zgodę: „Tak jest okej?” następujące ułamek sekundy po tym, jak przesunąłeś dłoń.
Czasami płaczesz po kryjomu.1
Tamtej nocy, kiedy się poznaliście, choć oboje bagatelizujecie to pierwsze spotkanie jako zbyt przelotne, odciągasz na bok swojego kumpla Samuela. Piwnica pubu w południowo-wschodnim Londynie jest pełna ludzi. Trwa impreza urodzinowa. Większość osób pije lub tańczy, jak kto woli.
– Co tam?
– Normalnie nie proszę o takie rzeczy.
– To znaczy, że już kiedyś prosiłeś.
– Nie, przysięgam. Jak babcię kocham – mówisz. – Ale czy mógłbyś przedstawić mnie swojej znajomej?
Chciałbyś powiedzieć, że w tej chwili starszy dżentelmen puszczający płyty wyciszył Move On Up Curtisa Mayfielda i zagrał inny, równie szybki kawałek. Że leciało Fight the Power Isley Brothers, kiedy wypowiadałeś to pragnienie, którego do końca nie rozumiałeś, ale czułeś, że musisz za nim pójść. Chciałbyś powiedzieć, że cały parkiet za tobą falował, a młodzi bujali się, jakby to były lata osiemdziesiąte, kiedy taka zabawa stanowiła jedną z niewielu dostępnych form wolności. W końcu to twoje wspomnienie, więc mógłbyś sobie pozwolić na pewną swobodę. Ale obiecałeś, że będziesz szczery. W rzeczywistości czułeś się tak skołowany obecnością tej kobiety, że najpierw wyciągnąłeś rękę, chcąc uścisnąć jej dłoń, po czym nagle zamachałeś niezdarnie ramionami, rozkładając je szeroko, żeby ją objąć.
– Cześć – mówisz.
– Cześć.
Uśmiecha się lekko. Nie wiesz, co powiedzieć. Chcesz wypełnić czymś ciszę, ale nic nie przychodzi ci do głowy. Stoicie, przyglądając się sobie w milczeniu, które wcale nie wydaje się krępujące. Przypuszczasz, że oboje macie taki sam zaciekawiony wyraz twarzy.
– Oboje jesteście artystami – wtrąca uczynnie Samuel. – Jest bardzo utalentowaną tancerką.
Kobieta kręci głową.
– A ty? – pyta. – Ty czym się zajmujesz?
– Jest fotografem.
– Fotografem? – powtarza ona.
– Czasami robię zdjęcia.
– Brzmi, jakbyś rzeczywiście był fotografem.
– Od czasu do czasu.
– Jaki wstydliwy.
Raczej nieśmiały, myślisz. Przeskakujesz przez tę rozmowę i widzisz, jak ci się przygląda. Na twarz kobiety pada czerwone światło i w jej szczerych rysach dostrzegasz coś jakby mgnienie życzliwości, jej oczy obserwują mowę twoich dłoni. To dobrze ci znany język, z południowej części miasta. Z tych okolic, które byłbyś bardziej skłonny nazywać domem. Dzięki temu pewne rzeczy są dla was obojga od razu zrozumiałe, nic nie musicie mówić.
– Chcecie się czegoś napić? Przynieść wam drinka?
Odwracasz się i po raz pierwszy od początku tej rozmowy zauważasz Samuela. Jest wycofany, lekko przygarbiony; uśmiecha się, ale jego postawa zdradza, że czuje się odsunięty na bok. Ogarniają cię wyrzuty sumienia, więc próbujesz jakoś go zagadnąć.
– To jak, chcecie się czegoś napić?
Twarz kobiety rozjaśnia się szczerym rozbawieniem, a wtedy ktoś łapie cię za łokieć i ciągnie za sobą. Jesteś potrzebny. Na parkiecie trochę się przerzedziło i zapada cisza wypełniona oczekiwaniem na to, co dopiero nadejdzie. Potem jest tort, brawa i mało harmonijnie odśpiewane Sto lat. Przesuwasz wiszący na ramieniu aparat, kierujesz obiektyw na solenizantkę, Ninę, gdy wypowiada w myślach życzenie, samotna świeczka na jej torcie wygląda jak drobniutkie słońce. W końcu tłum rozprasza się po sali, ciągnąc cię w różne strony. Jesteś tu jedynym fotografem, więc masz obowiązek wszystko dokumentować.
Znów gra muzyka. Ludzie stoją w małych grupkach i przerywają rozmowy, gdy aparatem wyławiasz z mroku ich przyjazne twarze. Starszy dżentelmen od płyt nie zwalnia tempa. Could Heaven Ever Be Like This Idrisa Muhammada jest w sam raz.
Wyłaniając się z tłumu, stajesz przy barze i wyciągasz szyję w różnych kierunkach. I kiedy ponownie rozglądasz się za tą kobietą, tamtej nocy, gdy się poznaliście, choć oboje bagatelizujecie to pierwsze spotkanie jako zbyt przelotne, okazuje się, że nigdzie jej nie ma.2
Jest akurat zima. Co prawda dość ciepła – tamtej nocy, kiedy ją poznałeś, błędnie oceniłeś odległość ze stacji metra do pubu i po pół godzinie marszu w samej koszuli, już na miejscu, odkryłeś, że masz pot na czole – ale jednak zima. Zła pora, żeby się w kimś zakochać. Spotkania w letnie wieczory podsycają to, co inaczej by zblakło. Możesz wyjść z tą osobą na spacer i wyrwać się na chwilę z dusznej klitki, w której mieszkasz. Możesz poczęstować się od niej papierosem. Mrużysz wtedy oczy, bo nikotyna drażni twój mózg, i wydmuchujesz dym w nieruchome, upalne powietrze londyńskiego wieczoru. Możesz spojrzeć w niebo i stwierdzić, że w ostatnich miesiącach jego błękit niespecjalnie się pogłębił. A zimą zadowalasz się wyskoczeniem na szybką fajkę i zaraz wracasz do domu.
Wspominasz o tamtej kobiecie młodszemu bratu, który był na tej samej imprezie, odtwarzasz jej obraz z tego, co zapamiętałeś, zupełnie jakbyś z muzycznych sampli składał nowy kawałek.
– Możliwe, żebym jej nie widział?
– Była wysoka. Dość wysoka.
– Okej.
– Ubrana cała na czarno. Beret, włosy zaplecione w warkoczyki. Wyglądała super.
– W ogóle nie kojarzę.
– Bar wygląda tak. – Układasz ręce w kształt litery „L”. – Ja stoję tutaj. – Wskazujesz na zgięcie „elki”.
– Chwila.
– No i? – pytasz zniecierpliwiony.
– Czy to w czymś pomoże, jeżeli ci powiem, że byłem kompletnie napruty i nic a nic nie pamiętam?
– Jesteś beznadziejny.
– Nie, tylko nawalony. I to konkretnie. No więc co dalej?
– W sensie?
Siedzicie w pokoju, trzymając w dłoniach kubki z herbatą. Igła adapteru cicho trzeszczy na winylu płyty gramofonowej, rozlega się pulsujący, kontemplacyjny rytm: bum, bum, bum.
– A więc spotkałeś miłość swojego życia...
– Tego nie powiedziałem.
– „Byłem na imprezie i nagle poczułem czyjąś obecność, odwróciłem się i oto stała przede mną dziewczyna, nie, kobieta, a na jej widok po prostu zaparło mi dech w piersi”.
– Spadaj – mówisz, zwalając się na kanapę.
– A jeśli już jej nie spotkasz?
– Wtedy złożę śluby czystości i resztę tego i kolejnego życia spędzę samotnie w górach.
– Brzmi dość dramatycznie.
– A ty co byś zrobił?
Wzrusza ramionami, podnosi się, żeby przełożyć płytę na drugą stronę. Głośniejszy chrobot, jakby ktoś podrapał paznokciem po skórze.
– To nie wszystko – odzywasz się.
– To znaczy?
Wbijasz wzrok w sufit.
– Ona spotyka się z Samuelem. To on nas ze sobą poznał.
– Że jak?
– Dowiedziałem się później. Ale chyba od niedawna są razem.
– Jesteś pewien?
– Tak mi się wydaje. Widziałem, jak całowali się w kącie.
Freddie śmieje się i podnosi ręce.
– Nie osądzam cię, stary. Zawsze można się pomylić. Ale chyba będziesz musiał... – Robi z palców nożyczki i wykonuje gest cięcia.
Co zrobić z pożądaniem? Idąc za nim, siejesz ziarno i wiesz, że w końcu jakimś cudem coś z niego wyrośnie. Poddajesz się czemuś, co wymyka się rozumieniu.
Ale nawet jeśli z tego ziarna coś wyrośnie i będzie żyło, oddychało, kwitło, nie ma gwarancji odwzajemnienia. Ani kolejnego spotkania. Dlatego jesteś zwolennikiem letnich flirtów. Bo nawet jeśli rozstaniecie się w jakąś długą noc, nawet jeśli wasze drogi się rozejdą albo zaśniecie samotnie, tylko ze wspomnieniem niedawnej intymności, w końcu przez szczelinę między zasłonami wpełznie promień letniego słońca. Jutro znów będzie długi dzień, a po nim równie długa noc. Kolejna duszna klitka albo grill z odrobiną jedzenia i mnóstwem picia. Kolejna nieznajoma będzie uśmiechać się do ciebie w ciemności albo przyglądać ci się z drugiego końca ogródka. Dotknie twojego ramienia, gdy obydwoje będziecie się głośno śmiać z jakiegoś pijackiego kawału. Potem wpadniecie zdyszani przez drzwi, obłapiając się nawzajem albo próbując po cichu namierzyć łazienkę w obcym domu. A zimą rzadko wychodzisz na zewnątrz.
Poza tym, żeby uporać się z pożądaniem, czasem lepiej zrobić mu przestrzeń. Poczuć je, dać się zaskoczyć i ulec mu, aż zaboli. Bo czy jest coś lepszego od przekonania, że znajomość z kimś zmierza w stronę miłości?
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------