- nowość
- promocja
Ożenek. Rewizor - ebook
Ożenek. Rewizor - ebook
Ożenek - komedia z 1842 roku. Jest to satyra na ówczesne społeczeństwo, na małżeństwa z rozsądku, aranżowane przez swatów. Utwór pełen jest groteskowych postaci i absurdalnych sytuacji, do dziś chętnie wystawiany na scenach teatralnych na całym świecie.
Rewizor jest to jedno z najważniejszych dzieł w literaturze, napisane w 1836 roku, będące ostrą satyrą na korupcję, biurokrację i moralną degrengoladę społeczeństwa w XIX wieku. Gogol obnaża w nim ludzkie wady, zwłaszcza służalczość, tchórzostwo, chciwość i hipokryzję.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-68283-40-2 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Podkolesin, Stiepan._
PODKOLESIN
Swatka nie zaglądała?
STIEPAN
Tak jest, nie.
PODKOLESIN
A u krawca byłeś?
STIEPAN
Byłem.
PODKOLESIN!
Szyje frak?
STIEPAN
Szyje.
PODKOLESIN
A dużo już uszył?
STIEPAN
Sporo. Pętelki już obszywa.
PODKOLESIN
Co mówisz?
STIEPAN
Mówię: pętelki obszywa.
PODKOLESIN
A nie pytał się czasem, na co panu frak?
STIEPAN
Nie pytał się.
PODKOLESIN
Może powiedział: „Czy się twój pan przypadkiem nie żeni?”.
STIEPAN
Nie. Nic nie mówił.
PODKOLESIN
Ale widziałeś tam więcej fraków, co? Przecież i dla innych szyje?
STIEPAN
A tak. Fraków u krawca dużo wisi.
PODKOLESIN
Czy nie sądzisz, że tamte fraki są z gorszego sukna niż mój?
STIEPAN
A tak. Pańskiego fraka sukno twarzowsze.
PODKOLESIN
Co mówisz?
STIEPAN
Mówię: pańskiego fraka twarzowsze sukno.
PODKOLESIN
Właśnie. I nic się krawiec nie pytał, czemu to twój pan dał sobie zrobić frak z tak świetnego materiału?
STIEPAN
Nie.
PODKOLESIN
Nic nie mówił, że się pan chyba żeni?
STIEPAN
Nie. Ani słówkiem o tym.
PODKOLESIN
Aleś mu przecież powiedział, jaką mam rangę i w jakim siedzę urzędzie?
STIEPAN
Mówiłem.
PODKOLESIN
I co on na to?
STIEPAN
Mówi: postaram się.
PODKOLESIN
Dobrze. Możesz iść.
_Stiepan wychodzi._SCENA TRZECIA
PODKOLESIN
Uważam, że czarny frak wygląda jakoś solidniej. Kolorowe nadają się bardziej dla sekretarzy, dla tytularnych radców i temu podobnej nicości. Młokosowato jakoś. Ci zaś, którzy posiadają rangę wyższą, muszą pamiętać, jak to się mówi, o tym… no, wyskoczyło mi słowo. Szkoda. Dobre słowo, a zapomniałem. Tak, tak, bracie, choćbyś na głowie stanął, to przecież radca dworu taki sam pułkownik jak każdy inny. Tyle tylko że mundur bez epoletów. Ej, Stiepan!SCENA CZWARTA
_Podkolesin, Stiepan._
PODKOLESIN
A szuwaks kupiłeś?
STIEPAN
Kupiłem.
PODKOLESIN
Gdzie kupiłeś? Tam, gdzie ci mówiłem, na Wozniesjeńskim Prospekcie?
STIEPAN
Tak jest.
PODKOLESIN
I co? Dobry?
STIEPAN
Dobry.
PODKOLESIN
Próbowałeś nim buty czyścić?
STIEPAN
Próbowałem.
PODKOLESIN
I co? Błyszczą się?
STIEPAN
Błyszczeć to one się dobrze błyszczą.
PODKOLESIN
A nie pytał się sklepikarz, po co panu taki szuwaks?
STIEPAN
Nie.
PODKOLESIN
Może powiedział, że się twój pan chyba żeni?
STIEPAN
Nie. Nic nie mówił.
PODKOLESIN
No dobrze. Możesz iść.
_Stiepan wychodzi._SCENA ÓSMA
_Podkolesin, Fiekła._
PODKOLESIN
Witam, Fiekła Iwanowna, witam! No co? Jak tam? Weź krzesło, siadaj i mów! No? Jakże tam? Jak jej: Melania?…
FIEKŁA IWANOWNA
Agafia Tichonowna.
PODKOLESIN
Tak, tak: Agafia Tichonowna. Pewno jaka czterdziestoletnia dziewoja.
FIEKŁA IWANOWNA
Już co to, to nie. Prawdę powiem: jak się pan z nią ożeni, co dzień będzie pan chwalić i dziękować.
PODKOLESIN
Łżesz, Fiekła!
FIEKŁA IWANOWNA
Za stara jestem, dobrodzieju, żeby łgać. Pies łże.
PODKOLESIN
A posag, posag? Powtórz no!
FIEKŁA IWANOWNA
Posag: dom murowany na Moskiewskiej Stronie, dwa piantra, dochodowy dom; już taki dochodowy, że sama przyjemność. Sam sklepikarz płaci siedemset za sklepik; tak samo piwiarnia dużo narodu przyciąga; dwie drewniane ofincyny, jedna ofincyna całkiem drewniana, druga na murowanym fundamencie, każda po czterysta rubli dochodu przynosi. I jeszcze ogród jest na Wyborskiej Stronie. W pozaprzeszłym roku kupiec wydzierżawił pod kapustę, i nie byle jaki kupiec – trzeźwy kupiec, nietrunkowy, kropli do ust nie bierze, i trzech synów ma, a dwóch już ożenił, „a trzeci, powiada, młody jeszcze, niech w sklepie posiedzi, żeby, powiada, sprzedaż lekciej szła; bo ja, powiada, stary już jestem, więc niech syn w sklepie siedzi, żeby sprzedaż lekciej szła”.
PODKOLESIN
Ale panna… panna jaka?
FIEKLA IWANOWNA
Jak ta rafineria. Biała, rumiana, jak krew z mlekiem. Słodycz taka, że wyrazić nie sposób. O, potąd będzie pan zadowolniony!
pokazuje na gardło
I przyjacielowi, mówię, i wrogowi pan powie: „Ach, Fiekła Iwanowna, z duszy serca dziękuję”.
PODKOLESIN
A jednak panna nie z oficerskiego stanu…
FIEKŁA IWANOWNA
Kupca trzeciej gildii córka. Ale już taka córka, że samemu generałowi wstydu nie zrobi. O kupcu nawet słyszeć nie chce: „Dla mnie, powiada, jaki by tam nie był mąż, wszystko jedno, żeby nawet z drobnym wyglądem, byle szlachcic”. Już taki z niej delikates. A w niedzielę, jak jedwabną suknię włoży, no to, Bóg świadkiem, tak szumi, że już nie wiem. Nic, tylko hrabina.
PODKOLESIN
Ja przecież tylko dlatego mówię, że jestem radcą dworu, więc muszę mieć… rozumiesz…
FIEKŁA IWANOWNA
Naturalna rzecz, jakże nie rozumieć? Mieliśmy tam i radcę dworu, ale kosza dostał, nie spodobał się. Bo doprawdy taki dziwny miał zwyczaj: co słowo powie – to skłamie. A było spojrzeć na niego – owszem, z wyglądem. Ale trudno, co robić. Tak go już Bóg stworzył. Sam nie chciał, a inaczej nie mógł, zawsze kłamał. Wola boża – nic nie poradzisz.
PODKOLESIN
A oprócz tej nie ma tam jakich innych?
FIEKŁA IWANOWNA
Zmiłuj się, dobrodzieju, na co ci inna, kiedy ta jest najlepsza.
PODKOLESIN
No, zaraz najlepsza…
FIEKŁA IWANOWNA
Cały świat przewędrujesz, takiej nie znajdziesz.
PODKOLESIN
Namyślę się jeszcze, mamuńciu, rozważę. Przyjdź pojutrze. Znowu sobie tak, uważasz, tego: ja będę leżał, a ty będziesz mówić.
FIEKŁA IWANOWNA
Zmiłujże się, dobrodziejaszku! Trzeci miesiąc chodzę – i bez żadnego skutku: siedzi w szlafroku i fajkę sobie, jakby nigdy nic, pyka.
PODKOLESIN
A tobie się zdaje, że ożenić się – to, nie przymierzając, jak zawołać: „Stiepan, podaj buty!”? – wciągnąłeś na nogi i poszedłeś, co? Trzeba się zastanowić, rozważyć, rozpatrzyć…
FIEKŁA IWANOWNA
Jak chcesz rozpatrzyć – to patrz. Kto ci broni? Na to jest towar, żeby go oglądać. Wdziej kaftan i jedź do panny. Ranek właśnie, najlepsza pora.
PODKOLESIN
Teraz? Patrz, jak chmurno. Pojadę – a tu nagle deszcz.
FIEKŁA IWANOWNA
No, nie chcesz – nie trzeba. Sam pożałujesz. Siwizna już spod czupryny wygląda, ani się obejrzysz, jak do małżeńskiej rzeczy przestaniesz się nadawać. Także coś: radca dworu. My, dobrodzieju, takich znajdziemy narzeczonych, że na ciebie nawet nie spojrzymy.
PODKOLESIN
Przestań, babo, ględzić! Co cię nagle tknęło, że o siwych włosach mówisz? Gdzie widzisz siwe włosy?
_Dotyka ręką włosów._
FIEKŁA IWANOWNA
Nie obejdzie się człowiek bez siwizny – po to żyje. A ty się opamiętaj. Ta mu niedobra i tamta niedobra. A ja takiego mam na oku kapitana, że ty mu i pod żebra nie sięgniesz. A mówi – niczym ta trąba! W admiralicji służy.
PODKOLESIN
Łżesz, babo, jak najęta! W lustrze się przejrzę, zobaczę, skądeś siwe włosy wymyśliła. Stiepan, podaj lustro! Albo sam pójdę. A niech mnie Bóg broni! Toć to gorsze niż ospa!
_Wychodzi_SCENA DZIEWIĄTA
_Fiekła, Koczkariew._
KOCZKARIEW
_wbiega_
Podkolesin? Gdzie Podkolesin?
_spostrzega Fieklę_
Toś ty tu? Ach, ty taka owaka! Powiedz, po jakiego diabła mnie ożeniłaś?
FIEKŁA IWANOWNA
A co w tym złego? Przykazanie spełniłeś.
KOCZKARIEW
Przykazanie! Żona! Myślałby kto! Nie mogłem się bez niej obejść?
FIEKŁA IWANOWNA
Sam przecież nudziłeś: ożeń mnie, babciu, ożeń!
KOCZKARIEW
Ach, ty stara klempo!… A tutaj co robisz? Czy i Podkolesin chce?…
FIEKŁA IWANOWNA
Jeszcze by miał nie chcieć! Bóg mu szczęście zsyła.
KOCZKARIEW
Nie? Doprawdy? A to łotr, nic mi o tym nie powiedział. Dobry gagatek, he? Cichaczem, co?SCENA DZIESIĄTA
_Podkolesin, Koczkariew, Fiekła._
_Podkolesin wchodzi trzymając lustro. Przegląda się w nim uważnie._
KOCZKARIEW
_podkrada się z tyłu, straszy go_
Puf!!
PODKOLESIN
_krzyknął, upuścił lustro_
Oszalałeś? No i na co to… Co za głupstwa! Tak mnie przestraszyłeś, że mi dusza w pięty uciekła!
KOCZKARIEW
Żarty, przyjacielu, drobnostka.
PODKOLESIN
Ładne żarty! Do tej chwili nie mogę przyjść do siebie I lustro stłukłem. Przecież to kosztuje. W angielskim magazynie kupione.
KOCZKARIEW
Detal! Kupię ci inne.
PODKOLESIN
Tak, inne! Znam ja te inne lustra. Postarzają o dziesięć lat, a cała gęba na bakier.
KOCZKARIEW
Słuchaj, ja mam więcej powodów do gniewu. Przede mną, przed swoim przyjacielem, takie rzeczy ukrywasz. Masz podobno zamiar ożenić się?
PODKOLESIN
Brednie. Nic podobnego!
KOCZKARIEW
Jakże? Mam na miejscu dowody.
_pokazuje na Fiekłę_
Wiadomo przecież, co to za ptaszek. Ano cóż? Nic strasznego. Zamiar chrześcijański, nawet jeżeli o ojczyznę chodzi, niezbędny. Bardzo proszę. Pomogę ci, wszystko załatwię.
_do Fiekły_
Powiedz no: jak, co i tak dalej. Szlachcianka czy z urzędniczej kategorii, czy kupiecka córka? I jak się nazywa?
FIEKŁA IWANOWNA
Agafia Tichonowna.
KOCZKARIEW
Agafia Tichonowna Brandachłystowa?
FIEKŁA IWANOWNA
Właśnie że nie. Kuperdiagina.
KOCZKARIEW
Z Szestiławocznej ulicy?
FIEKŁA IWANOWNA
Ani nawet! Bliżej Piasków, w Mydlanym Zaułku.
KOCZKARIEW
No tak, w Mydlanym Zaułku, zaraz za sklepikiem, drewniany dom?
FIEKŁA IWANOWNA
Wcale nie za sklepem! Za piwiarnią!
KOCZKARIEW
Jak to za piwiarnią? W takim razie nie wiem.
FIEKŁA IWANOWNA
Jak skręcisz w zaułek, to na wprost stoi budka; a jak budkę miniesz, pójdziesz na lewo – i zaraz ci przed samymi oczami, przed samiutkimi, mówię, oczami będzie drewniany dom, gdzie mieszka ta, co to z ober-cukretarzem senatu przedtem żyła. Więc do szwaczki nie chodź, bo to nie tam, ale za nią zaraz drugi dom będzie murowany – właśnie ten dom, w którym Agafia Tichonowna, ta właśnie narzeczona, mieszka.
KOCZKARIEW
Dobrze, dobrze. Zaraz to wszystko obrobię. A ty idź, Jesteś już niepotrzebna.
FIEKŁA IWANOWNA
Jakże tak? Sam wesele urządzisz?
KOCZKARIEW
Sam, sam! Możesz się nie wtrącać.
FIEKŁA IWANOWNA
Ach, ty bezwstydniku! Przecie to nie mężczyzny sprawa! Daj, dobrodzieju, spokój. Jakże tak można?
KOCZKARIEW
A idźże, babo! Nic się na tym nie znasz, nie wtrącaj się! Pilnuj, szewcze, kopyta! Zmiataj!SCENA JEDENASTA
_Koczkariew, Podkolesin._
KOCZKARIEW
No, przyjacielu! Tej sprawy odkładać nie wolno. Jedziemy!
PODKOLESIN
Ależ nie… przecież ja jeszcze nic nie tego… Same projekty…
KOCZKARIEW
Wszystko jedno! Tylko nie trać animuszu: ożenię cię tak, że nawet nie usłyszysz. Zaraz jedziemy do panny i zobaczysz, jak wszystko od razu…
PODKOLESIN
No wiesz! Tak zaraz i od razu?
KOCZKARIEW
A na co mamy czekać? Sam się zastanów: co masz z tego, że nie jesteś żonaty? Spójrz na swój pokój! Widzisz? Tu but nie oczyszczony, tam miska do mycia, tu znów tytoń rozsypany na stole… A ty sam – co robisz? Leżysz, rozmamłany, przez cały dzień – i nic.
PODKOLESIN
To tak… to rzeczywiście… Porządku nie ma, sam wiem…
KOCZKARIEW
Aha! Ale kiedy będziesz miał żonę, wszystko się zmieni! Zaraz się zjawi kanapa… piesek… jakiś czyżyk w klateczce, ręczna robótka… No i pomyśl: siedzisz na kanapce i nagle usiądzie obok śliczna, uważasz, kobietka i zacznie cię, uważasz, rączką…
PODKOLESIN
Racja, do wszystkich diabłów… Gdy się tak zastanowić, jakie bywają rączki… po prostu jak mleko.
KOCZKARIEW
Ba!… one, bracie, nie tylko rączki mają. Mają one… ale co tu gadać ? Takie, bracie, rzeczy mają, że diabli wiedzą czego nie znajdziesz!
PODKOLESIN
Przyznam ci się, że bardzo lubię, kiedy koło mnie siądzie coś takiego ładnego…
KOCZKARIEW
Widzisz, sam do smaku doszedłeś. Teraz trzeba tylko działać. Pozostaw wszystko mnie. Obiad weselny i inne rzeczy – wszystko ja. Szampana – co najmniej tuzin, mniej w żaden sposób nie można. I madery pół tuzina, obowiązkowo. Narzeczona ma zapewne kupę ciotek i kum – one żartów nie lubią. A reńskie – pal je licho, prawda? Co zaś dotyczy obiadu, to mam na oku kucharza, który kiedyś przy samym dworze!… Tak, bestia, nakarmi, że nie wstaniesz.
PODKOLESIN
Ależ, mój drogi, jak można? Tak się do tego zabierasz, Jakby już miał być ślub.
KOCZKARIEW
A dlaczegożby nie? Po co odkładać? Przecież się zgadzasz?
PODKOLESIN
Ja? No nie… Jeszcze niezupełnie…
KOCZKARIEW
Masz tobie! Dopiero co oświadczyłeś, że chcesz.
PODKOLESIN
Mówiłem tylko, że przydałoby się…
KOCZKARIEW
Ależ, mój drogi, jak to? Jużeśmy przecież całą sprawę… tego, a ty… Nie rozumiem. Czy ci się stan małżeński przestał podobać?
PODKOLESIN
Owszem, podoba mi się.
KOCZKARIEW
Więc o co chodzi?
PODKOLESIN
O nic. Uważam tylko, że to trochę dziwne…
KOCZKARIEW
Co jest dziwne?
PODKOLESIN
No, jak to? Przez całe życie byłem nieżonaty i nagle żona…
KOCZKARIEW
I nie wstydzisz się! Widzę, że trzeba z tobą serio pomówić. Będę mówił otwarcie jak ojciec z synem. No, proszę cię, spójrz tylko na siebie, przyjrzyj się uważnie, o, teraz właśnie – spójrz tak, jak na mnie patrzysz. Czym teraz jesteś? Niczym. Kawał drewna, nic nie znaczysz. Po co żyjesz? Spójrz w lustro – co tam widzisz? Głupią twarz, nic więcej. A teraz pomyśl, że się tu koło ciebie będą kręcić rozmaite maleństwa, i nie dwoje lub troje, a może cała szóstka – i wszystkie, jak dwie krople wody, wykapany tatuś. Jesteś teraz sam, jakiś tam radca dworu, ekspedytor czy inny naczelnik. Bóg raczy wiedzieć. A wtedy, uważasz, naokoło będą ekspedycięta, takie maleńkie kanalijki, i jakiś brzdąc wyciągnie rączki, zacznie ci bokobrody skubać, a ty mu na to tylko psią mową: hau! hau! hau! Powiedz sam, czy jest coś piękniejszego?
PODKOLESIN
E! Łobuziaki z nich! Wszystko poniszczą, rozrzucą papiery.
KOCZKARIEW
Niech sobie łobuzują. Grunt, że wszystkie będą do ciebie podobne.
PODKOLESIN
A rzeczywiście, to może być zabawne: mały smarkul, szczeniak, i już do ciebie podobny.
KOCZKARIEW
Prawda, że zabawne? No, to jedziemy.
PODKOLESIN
Dobrze, można jechać.
KOCZKARIEW
Stiepan! Ubranie!
PODKOLESIN
_ubiera się przed lustrem_
Sądzę jednak, że należałoby w białej kamizelce.
KOCZKARIEW
Głupstwo, wszystko jedno.
PODKOLESIN
_wkładając kołnierzyk_
Bestia praczka kiepsko nakrochmaliła kołnierzyk, nie chce stać. Ty jej, Stiepan, powiedz, że jeżeli będzie tak bieliznę prasować, to ja ją, durną, wyrzucę. Pewno amorami zajęta zamiast prasować.
KOCZKARIEW
Śpiesz się, śpiesz, nie marudź!
PODKOLESIN
Zaraz.
kładzie frak, siada
Wiesz co, Ilia Fomycz? Jedź sam.
KOCZKARIEW
Zwariowałeś chyba! Kto się ma żenić – ja czy ty?
PODKOLESIN
Wiesz, jakoś mi się nie chce. Może jutro.
KOCZKARIEW
No i powiedz sam: masz ty choć kroplę oleju w głowie? Czy nie cymbał z ciebie? Już jest gotów – i nagle ni z tego, ni z owego – nie! Powiedz: czy nie jesteś w takim razie świnią i łotrem?
PODKOLESIN
Czego mi wymyślasz? Co ci zrobiłem?
KOCZKARIEW
Bałwan jesteś, bałwan, każdy ci to powie! Po prostu bęcwał, choć ekspedytor. Przecież dla twego dobra działam. Zrozum, że ci taki kąsek sprzed nosa świsną. A on sobie leży, kawaler zatracony! Jak ty wyglądasz? Kim jesteś? Śmieć, szmata, och, powiedziałbym trafne słówko, ale nie wypada. Baba! Gorzej niż baba!
PODKOLESIN
Z ciebie także dobry ananas! (_półgłosem_) Oszalałeś, czy co! Przy pańszczyźnianym człowieku takie słowa. Też znalazłeś miejsce do wymysłów.
KOCZKARIEW
A jakże cię nie zwymyślać? Kto się na to zdobędzie? Kto by miał sumienie nie zwymyślać cię od ostatnich?! Jako człowiek solidny postanowiłeś ożenić się – bardzo to chwalebne. I nagle, po prostu z głupoty, jakby się szaleju obżarł, tępe bydlę…
PODKOLESIN
Dajże już pokój. Dosyć. Nie krzycz! Jadę!
KOCZKARIEW
Jadę! Naturalnie, że jedziesz. Bo co innego?
do Stiepana
Podaj panu płaszcz i kapelusz.
PODKOLESIN
_w drzwiach_
Dziwny człowiek, doprawdy. Nie można się z nim zadawać: ni stąd, ni zowąd zaczyna pyskować. Żadnego obejścia.
KOCZKARIEW
Skończone! Już teraz nie pyskuję.
_Wychodzą._SCENA DWUNASTA
_Agafia Tichonowna, Arina Pantelejmonowna._
_Pokój w mieszkaniu Agafii Tichonowny. Agafia Tichonowna rozkłada karty. Przy niej siedzi ciotka, Arina Pantelejmonowna._
AGAFIA TICHONOWNA
Znów, cioteczko, podróż. Jakiś król karowy interesuje się bardzo… łzy… list miłosny. Z lewej strony treflowy wykazuje dużo uczucia, lecz jakaś zła kobieta przeszkadza.
ARINA PANTELEJMONOWNA
Jak sądzisz, kto by to mógł być ten król trefl?
AGAFIA TICHONOWNA
Nie wiem.
ALINA PANTELEJMONOWNA
A ja wiem.
AGAFIA TICHONOWNA
Kto, cioteczko?
ALINA PANTELEJMONOWNA
Dzielny kupiec Aleksy Dmitriewicz Starikow.
AGAFIA TICHONOWNA
O, nie on. Założę się, że nie on.
ARINA PANTELEJMONOWNA
Nie sprzeczaj się, Agafia. Włosy takie same, jasne. Nie ma innego treflowego króla.
AGAFIA TICHONOWNA
A właśnie że nie, ciociu! Król trefl oznacza tu szlachcica – gdzie kupcowi do króla?
ARINA PANTELEJMONOWNA
Aj, Agafio, Agafio! Inaczej byś mówiła, gdyby żył nieboszczyk ojciec twój, Tichon Pantelejmonowicz. Bywało, jak huknie całą pięścią w stół i krzyknie: „Pluję na tego, powiada, co się wstydzi być kupcem; i nie wydam, powiada, córki za pułkownika! Inni niech wydają. I syna, powiada, na urzędy nie dam! Co, powiada, czy kupiec nie służy monarsze tak samo wiernie jak każdy inny?”. I całą pięścią w stół! A łapa niczym wiadro – aż strach! Przecież on, kochanie, choć mój brat, ale jeżeli prawdę powiedzieć, to matkę twoją wykończył. Gdyby nie to, żyłaby nieboszczka dłużej.
AGAFIA TICHONOWNA
Więc i ja mam dostać takiego okrutnego męża? Za nic na świecie nie wyjdę za kupca!
ARINA PANTELEJMONOWNA
Przecież Aleksy Dmitriewicz jest inny.
AGAFIA TICHONOWNA
Nie chcę! Nie chcę! Brodaty! Zacznie jeść, wszystko po brodzie będzie ciekło. Nie! Nie!
ARINA PANTELEJMONOWNA
A skąd ci dobrego szlachcica wziąć? Na ulicy nie czeka.
AGAFIA TICHONOWNA
Fiekła Iwanowna znajdzie. Obiecała, że najlepszego poszuka.
ARINA PANTELEJMONOWNA
Toż ona łże, skarbie!SCENA TRZYNASTA
_Fiekła, Agafia Tichonowna, Arina Pantelejmonowna._
FIEKŁA IWANOWNA
_wchodzi_
Grzech, dobrodziejko, tak mnie obrażać.
AGAFIA TICHONOWNA
Ach, to ty, Fiekła! No co? Opowiadaj! Jest?
FIEKŁA IWANOWNA
Jest, jest. Daj tylko tchu złapać, takem się naganiała! Po wszystkich domach latałam, po ministerstwach i urzędach wystawałam – wszystko dla ciebie. Wiesz, dobrodziejko rodzona, że mnie ledwo nie pobili, jak Bóg w niebie; ta stara, co to Afiorowów pożeniła, podchodzi do mnie i od razu: „Ty taka owaka, powiada, mnie będziesz chleb zabierać, pilnuj swojego rewiru!”. ,,Czego chcesz, powiadam, ja dla swojej panienki, powiadam, każde zadowolnienie gotowam uskutecznić”. Za to jakich kawalerów nazbierałam! Stoi świat i stać będzie, a takich jeszcze nie było. Niektórzy jeszcze dzisiaj przybędą. Przyleciałam uprzedzić.
AGAFIA TICHONOWNA
Jak to dzisiaj? Fiekła, duszko! Ja się boję!
FIEKŁA IWANOWNA
Nie bój, kwiatuszku, nic się nie bój! Przyjadą, popatrzą, nic więcej. A i ty popatrzysz – nie spodobają się, pójdą sobie.
ARINA PANTELEJMONOWNA
Spodziewam się, żeś co najlepszych przywabiła.
AGAFIA TICHONOWNA
A ilu, ilu?
FIEKŁA IWANOWNA
Ze sześciu będzie.
AGAFIA TICHONOWNA
Uch!!!
FIEKŁA IWANOWNA
Czegoś się tak, ptaszyno, spłoszyła? Wybierać łatwiej; jak nie jeden, to zaraz drugi.
AGAFIA TICHONOWNA
A co za jedni? Szlachta?
FIEKŁA IWANOWNA
Sama najlepsza! Taka szlachta, że świat dotychczas nie widział!
AGAFIA TICHONOWNA
Ach powiedz, powiedz!
FIEKŁA IWANOWNA
Kiedy wyrazić trudno! Sępatyczni, akuratni, przystojni! Pierwszy – Baltazar Baltazarowicz Żewakin, ach, jaki miły! W marynarce służbę pełnił. W sam raz dla ciebie. Powiada, że ma życzenie, aby panna swoje ciało na sobie miała, a chuderlawych zupełnie nie lubi. Drugi, Iwan Pawłowicz, za egzekuchtora jest, taki ważny, że ani przystąp! A postawny! A gruby! Jak krzyknie: „Ty mi, powiada, głupstwami głowy nie zawracaj, że panna taka czy owaka. Ty mi od razu na stół całą prawdę: ile ruchomego majątku, ile nieruchomego?”. „Tyle i tyle” – mówię. „Łżesz, ścierwo!” – powiada, i jeszcze, ptaszyno, taki wyraz wkleił, że i powtórzyć niepodobna. O, myślę sobie, pewno ważna sztuka.
AGAFIA TICHONOWNA
A jeszcze kto?
FIEKŁA IWANOWNA
A jeszcze Nikanor Iwanowicz Anuczkin. Ten to już taki delikatny, a usteczka, Bożeż ty mój jedyny, malina, sama malina! Taki już przyjemny. „Ja, powiada, wymagam, żeby panna przystojna była, wychowana i żeby po francusku mówić umiała”. O, to substelnego zachowania człowiek, niemiecka sztuka; i sam taki cieniusieńki, nóżki wąziutkie, cacko!
AGAFIA TICHONOWNA
Nie, nie chcę ja tych subtelności… jakoś w nich nie bardzo gustuję.
FIEKŁA IWANOWNA
No, jeśli coś masywniejszego wolisz, to weź Iwana Pawłowicza. Lepszego nie znajdziesz. Pan całą gębą. W te drzwi nie wejdzie, taki solidny.
AGAFIA TICHONOWNA
A ile ma lat?
FIEKŁA IWANOWNA
Młody jeszcze. Pięćdziesiątki nie doszedł.
AGAFIA TICHONOWNA
A jak się nazywa?
FIEKŁA IWANOWNA
Jajecznica. Iwan Pawłowicz Jajecznica.
AGAFIA TICHONOWNA
Takie nazwisko?
FIEKŁA IWANOWNA
Nazwisko.
AGAFIA TICHONOWNA
To straszne! Słuchaj, Fiekłusza, jakże to będzie? Wyjdę za niego za mąż i będę się nazywać Agafia Tichonowna Jajecznica? Niech Pan Bóg broni!
FIEKŁA IWANOWNA
Iii tam, kwiatuszku, są w Rosji takie sodomskie przezwiska, że jak usłyszysz, to tylko pluniesz i przeżegnasz się! Zresztą nie podoba ci się – weź Żewakina.
AGAFIA TICHONOWNA
A jakie ma włosy?
FIEKŁA IWANOWNA
Dobre włosy.
AGAFIA TICHONOWNA
A nos?
FIEKŁA IWANOWNA
E… i nos dobry. Wszystko na swoim miejscu. I sam taki miły, że nie wiem. Jedno tylko, nie pogniewaj się: w całym mieszkaniu żadnych mebli, sama fajka stoi.
AGAFIATICHONOWNA
A jeszcze kto?
FIEKŁA IWANOWNA
Akinf Stiepanowicz Pantelejew, urzędnik, radca tytularny, jąka się troszkę, za to bardzo skromny.
ARINA PANTELEJMONOWNA
Ciągle w kółko jeno: urzędnik i urzędnik. Ty mi lepiej powiedz, czy nie amator kieliszka?
FIEKŁA IWANOWNA
Owszem – pije; słowa nie powiem – pije. Ale co na to poradzić – przecie mówię, że radca tytularny. Cichutki za to jak ten jedwab.
AGAFIA TICHONOWNA
Nie, nie chcę męża pijaka!
FIEKŁA IWANOWNA
Jak uważasz, ptaszyno. Nie chcesz tego, weź innego. A zresztą, cóż w tym złego, że czasem sobie przetrąci? Nie cały tydzień pijany chodzi, zdarzy się dzień, że i trzeźwy będzie.
AGAFIA TICHONOWNA
A jeszcze kto?
FIEKŁA IWANOWNA
Jest tam jeszcze jeden, tyle że… Daj mu Boże zdrowie, lepiej o tamtych pomyśleć.
AGAFIA TICHONOWNA
A kto to taki?
FIEKŁA IWANOWNA
Wcale mówić nie chcę. Radca dworu wprawdzie i order nosi, ale ciężki charakter, trudno go z domu wydostać.
AGAFIA TICHONOWNA
I to wszystko ? Przecież mówiłaś o sześciu, a dotychczas wymieniłaś pięciu.
FIEKŁA IWANOWNA
Jeszcze ci, śliczności moje, mało? Tak cię wzięło? A dopiero co się zlękłaś.
ARINA PANTELEJMONOWNA
Co mi tam po twojej szlachcie! Jeden kupiec za sześciu starczy.
FIEKŁA IWANOWNA
A, nie, dobrodziejko łaskawa! Szlachcic zawsze co innego. Szanowniejszy jest!
ARINA PANTELEJMONOWNA
Co mi z szanowności? Kiedy Aleksy Dmitriewicz sobolową czapkę na głowę naciśnie i przejedzie się w sankach, to…
FIEKŁA IWANOWNA
A szlachcic apolety włoży, wyjdzie naprzeciw i powie: „Te, liczykrupa, na bok, pan jedzie!” – Albo krzyknie: „Daj no, kupcze, aksamitu co najlepszego!”. A kupiec mu na to: „Sługa pana dobrodzieja, bardzo proszę!”. A szlachcic mu powie: „Zdejm, chamie, czapkę”.
ARINA PANTELEJMONOWNA
A kupiec, jak nie będzie chciał, sukna nie da – i będzie szlachcic goło-nago chodzić!
FIEKŁA IWANOWNA
A szlachcic kupca szablą zarąbie!
ARINA PANTELEJMONOWNA
A kupiec w te pędy do policji.
FIEKŁA IWANOWNA
A szlachcic na kupca ze skargą do senatora!
ARINA PANTELEJMONOWNA
A kupiec do gubernatora!
FIEKŁA IWANOWNA
A szlachcic…
ARINA PANTELEJMONOWNA
Łżesz, babo, kłamiesz! Gubernator większa figura niż senator. Rozpanoszyła się tu ze swoim szlachciurą! Szlachcic, babo, kiedy musi, tak samo w pas się kłania…
_Dzwonek._
Dzwoni ktoś…
FIEKŁA IWANOWNA
Ach, to oni!
ARINA PANTELEJMONOWNA
Kto?
FIEKŁA IWANOWNA
Narzeczeni! Jakiś kawaler!
AGAFIA TICHONOWNA
Uch!
ARINA PANTELEJMONOWNA
Ratujcie, wszyscy święci! Pokój nie sprzątnięty!
_Chwyta wszystko, co jest na stole,i zaczyna uwijać się po pokoju._
Serweta na stole całkiem czarna! Duniasza, Duniasza!
Duniasza wchodzi.
Prędzej, czystą serwetę!
_Ściąga obrus i biega po scenie._
AGAFIA TICHONOWNA
Ciociu, cioteczko, a co ze mną będzie ? Jestem nieomal w koszuli.
ARINA PANTELEJMONOWNA
Leć, skarbie, ubieraj się!
_Biega, Duniasza przynosi obrus; dzwonek._
Leć, powiedz: „Zaraz”.
_Służąca krzyczy: „Zara!”_
AGAFIA TICHONOWNA
Ciociu, sukienka nie wyprasowana!
ARINA PANTELEJMONOWNA
Boże miłosierny! Boże sprawiedliwy! Zmiłuj się! Włóż inną!
FIEKŁA IWANOWNA
_wbiega do pokoju_
No, gdzież te paniusie? Prędzej, ptaszyno!
_Dzwonek._
Rany boskie! A on ciągle za drzwiami!
ARINA PANTELEJMONOWNA
Duniasza, wprowadź! Poproś, żeby poczekał!
_Duniasza pędzi, otwiera drzwi, słychać glosy:_ „W domu? „W domu! Proszę!”
Kobiety patrzą w dziurkę od klucza.
AGAFIA TICHONOWNA
Ach, jaki tłuścioch!
FIEKŁA IWANOWNA
Idzie! Idzie!
_Uciekają._SCENA CZTERNASTA
_Jajecznica i Duniasza._
DUNIASZA
Pan będzie łaskaw chwileczkę poczekać.
_Wychodzi._
JAJECZNICA
Owszem, poczekać poczekamy, ale żeby niezbyt długo; na chwilę tylko wyskoczyłem z departamentu. A tu nagle spostrzeże się generał i: „Gdzie egzekutor?”. ,,Narzeczoną poszedł oglądać”. Pokaże on mi narzeczoną! No, tymczasem, przejrzyjmy jeszcze raz inwentarz.
_czyta_
„Dom murowany dwupiętrowy”.
_podnosi oczy, ogląda pokój_
Jest.
„Dwie oficyny: jedna na podmurowanym fundamencie, druga drewniana”. Gorzej z tą drewnianą. „Bryczka, sanie podwójne, rzeźbione, pod duży kobierzec i pod mały”. Kto wie? Może takie, że na szmelc tylko. Baba mówi, że pierwsza klasa. Dobrze, niech i tak będzie. „Dwa tuziny srebrnych łyżek”. Naturalnie, w domu muszą być srebrne łyżki. „Dwa lisie futra…” Hm… „Cztery wielkie puchowe pierzyny i dwie niniejsze…”
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki