Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Partnerzy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
14 sierpnia 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Partnerzy - ebook

Członek polskiego rządu – lider partii nacjonalistycznej, spędzający z rodziną wakacje na Wyspach Kanaryjskich, otrzymuje intratną propozycję współpracy od hiszpańskiej fundacji, działającej w tajemnicy na zlecenie rosyjskiego wywiadu. Dwoje oficerów Agencji Wywiadu wyrusza na Fuerteventurę, aby obserwować polityka. Polscy agenci nie wiedzą, że Służba Wywiadu Zagranicznego dostała rozkaz od prezydenta Federacji Rosyjskiej, żeby ich zlikwidować. Tropem Polaków podąża doświadczony zabójca. W cieniu tych wydarzeń rosyjscy agenci rozbudowują siatkę wpływów wśród polskich polityków, decydujących o przyszłości kraju.

Co tak naprawdę wydarzyło się na Isla Pequenia i jaki będzie to miało wpływ na sytuację polityczną w Polsce?

Kontynuacja losów oficerów AW Barbary Szymańskiej i Piotra Adamskiego - z powieści Partnerzy. Początek.

Robert Michniewicz – były oficer wywiadu. Absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego oraz studiów podyplomowych w Polskiej Akademii Nauk. W 1984 roku jako jeden z prymusów ukończył Ośrodek Kształcenia Kadr Wywiadowczych. W wywiadzie przepracował 23 lata, z czego 11 lat działał za granicą. Realizował zadania wywiadowcze na Bliskim Wschodzie, w Ameryce i Europie. W 2006 roku w stopniu podpułkownika przeszedł na emeryturę. W wolnych chwilach czyta literaturę sensacyjną i marynistyczną, podróżuje i uprawia sport.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8382-024-8
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

15 czerwca 2022 roku, godzina 4.00
Lot­ni­sko Cho­pina w War­sza­wie

Wcze­sna pora wylo­tów samo­lo­tów czar­te­ro­wych wynaj­mo­wa­nych przez biura podróży bywa praw­dziwą udręką dla pasa­że­rów. Wobec koniecz­no­ści wyjazdu na lot­ni­sko o trze­ciej nad ranem czę­sto w ogóle nie warto kłaść się spać. Z dru­giej strony wylot na waka­cje o takiej porze prze­kłada się na pra­wie cały dzień do wyko­rzy­sta­nia w miej­scu doce­lo­wym, co nie­któ­rzy, pomimo nie­wy­spa­nia, doce­niają.

Basia Szy­mań­ska, zwana przez kole­gów z Agen­cji Wywiadu „Baszką” – tak jak popu­larna na jej rodzin­nych Kaszu­bach gra kar­ciana, pół nocy nie spała, zasta­na­wia­jąc się, czy zada­nie, któ­rego się pod­jęła, nie zakoń­czy się kom­plet­nym fia­skiem, zarówno w sfe­rze ope­ra­cyj­nej, jak i w kon­se­kwen­cji w odnie­sie­niu do jej zna­jo­mo­ści z Pio­trem Adam­skim.

No wła­śnie, Piotr… – pomy­ślała o męż­czyź­nie, do któ­rego mocno się zbli­żyła za sprawą ich wspól­nych dra­ma­tycz­nych prze­żyć. Ale czy na czymś takim można w ogóle budo­wać przy­szłość? To mniej wię­cej tak, jakby w opar­ciu o syn­drom sztok­holm­ski pla­no­wać szczę­śliwe życie rodzinne. Śmieszne, prych­nęła w duchu. Zaraz też wró­ciło do niej nie­chciane i znacz­nie bar­dziej nie­po­ko­jące pyta­nie. Czy ludzie, któ­rzy zamie­rzają zwer­bo­wać do współ­pracy członka pol­skiego rządu, będą tak nie­fra­so­bliwi, że pozwolą się podejść ofi­ce­rom wywiadu znaj­du­ją­cym się na obcym tere­nie, a w dodatku nie­dy­spo­nu­ją­cym żad­nym wspar­ciem? W sumie zapla­no­wała wielką impro­wi­za­cję, ale czy to ma szansę się udać? Tro­chę zawa­diacko uznała, że skoro nie­dawno pora­dziła sobie ze ści­ga­ją­cymi ją funk­cjo­na­riu­szami Służby Wywiadu Zagra­nicz­nego (SWR) i Fede­ral­nej Służby Bez­pie­czeń­stwa (FSB), i to na ich tere­nie, to musi dać radę Hisz­pa­nom, nawet jeśli dzia­łają na rzecz Rosjan. Poza tym i tak było już za późno na tego typu wąt­pli­wo­ści – za kilka godzin wylą­duje na Wyspach Kana­ryj­skich, a razem z nią figu­rant, któ­rym ma się zająć. Ta kon­sta­ta­cja spra­wiła, że osta­tecz­nie przed pierw­szą zapa­dła w lekki sen.

Gdy po prze­bu­dze­niu z chwi­lo­wej – jak jej się wyda­wało – drzemki zaczęła się zbie­rać do wyj­ścia, dzia­łała w tak auto­ma­tyczny spo­sób, jakby codzien­nie wsta­wała przed trze­cią nad ranem. „Baszka” była nie­odrodną córką swo­ich rodzi­ców, co ozna­czało, że docie­rała z wyprze­dze­niem na wszel­kie spo­tka­nia. Dawało jej to pew­ność, choć cza­sami złudną, że nawet w razie nie­sprzy­ja­ją­cych oko­licz­no­ści jak korki czy wypa­dek na tra­sie zawsze zdąży. Zasada ta dosko­nale spraw­dzała się rów­nież w pracy ope­ra­cyj­nej. Poja­wie­nie się przed cza­sem w miej­scu spo­tka­nia z agen­tem dawało sporą szansę dostrze­że­nia cze­goś, co będzie sygna­łem, że służby prze­ciw­nika szy­kują pułapkę. Ozna­czało rów­nież moż­li­wość obser­wo­wa­nia, jak agent się zbliża, i wychwy­ce­nia, że cią­gnie za sobą tak zwany ogon. Choć musiała szcze­rze przy­znać sama przed sobą, że jej zwy­czaj nie zawsze gwa­ran­to­wał pozy­tywny rezul­tat, co potwier­dziło się w końcu lutego w Ole­niwce, w obwo­dzie doniec­kim. Przy­by­cie znacz­nie przed cza­sem i dłu­go­trwałe moni­to­ro­wa­nie rodzin­nego domu agenta o kryp­to­ni­mie „Zadar” nie pozwo­liły na wykry­cie zasadzki pre­cy­zyj­nie przy­go­to­wa­nej przez FSB, rosyj­ską służbę bez­pie­czeń­stwa.

Wystar­czy tych przy­krych wspo­mnień, uznała, otrzą­sa­jąc się z zamy­śle­nia. W końcu wła­śnie zaczy­nała długo wycze­ki­wane waka­cje. Dzi­siaj miała podwójny wen­tyl bez­pie­czeń­stwa, jeśli cho­dzi o punk­tu­alne dotar­cie na lot­ni­sko. Nie dość, że nie spała pra­wie całą noc, to jesz­cze na Okę­cie odwo­ziła ją jej zdy­scy­pli­no­wana mama. Umó­wiły się, że Bożena pod­je­dzie pod blok Basi na Ursy­no­wie o trze­ciej trzy­dzie­ści, ale oczy­wi­ście była na dole już kwa­drans po trze­ciej, a „Baszka” zeszła na dół dwie minuty póź­niej. Korzy­sta­jąc z tras szyb­kiego ruchu S2 i S79, zna­la­zły się przed ter­mi­na­lem odlo­tów za dwa­dzie­ścia czwarta. Zasady panu­jące w stre­fie Kiss & Fly wymu­siły krót­kie poże­gna­nie, zwień­czone zwy­cza­jową mat­czyną prośbą: „Zadzwoń, jak tylko dole­ci­cie”.

Wcho­dząc do budynku, Basia naiw­nie myślała, że znaj­dzie się w wylud­nio­nej o tej porze hali, tym­cza­sem tłum podróż­nych zaj­mo­wał prak­tycz­nie wszyst­kie miej­sca sie­dzące. Miała wra­że­nie, że wkro­czyła w sam śro­dek mro­wi­ska, a ludzie krążą wokół niej w jakimś sen­nym widzie. Prze­ma­sze­ro­wała wzdłuż naj­bliż­szego rzędu sie­dzeń, roz­glą­da­jąc się uważ­nie, ale ni­gdzie nie dostrze­gła Pio­tra.

Usia­dła na nie­wy­god­nym krze­sełku w pobliżu wej­ścia A do hali odlo­tów, wodząc wzro­kiem dookoła. Wyjazd w poło­wie czerwca, czyli jesz­cze przed typo­wym sezo­nem, powi­nien być atrak­cyjny dla związ­ków bez dzieci i osób star­szych, tym­cza­sem było tu tak dużo dzieci i mło­dzieży, jakby kon­tro­wer­syjny mini­ster edu­ka­cji i nauki w obec­nym rzą­dzie łaska­wie zde­cy­do­wał o skró­ce­niu roku szkol­nego. Obser­wu­jąc podróż­nych, napo­tkała wzrok jakie­goś męż­czy­zny, co spe­cjal­nie jej nie zdzi­wiło. Kłę­biący się wszę­dzie ludzie wpa­try­wali się z nie­cier­pli­wo­ścią w roz­kład odlo­tów, szu­kali zna­jo­mych albo po pro­stu naj­bliż­szej toa­lety. Tablica infor­ma­cyjna szcze­gól­nie zwra­cała uwagę, gdyż przy dzie­się­ciu naj­bliż­szych odlo­tach poza zapla­no­wa­nymi godzi­nami startu, por­tem doce­lo­wym oraz nazwą linii lot­ni­czej wciąż nie podano nume­rów sta­no­wisk odprawy. Dla niej to lepiej, bo wia­domo, że gdy tylko zostaną wyświe­tlone te infor­ma­cje, natych­miast ustawi się tam długa kolejka. Swoim zwy­cza­jem Basia wolała zna­leźć się na jej początku.

Nudząc się coraz bar­dziej, zer­kała na prze­mian na wej­ście A i poło­żone nie­da­leko wej­ście B. Głowa krę­ciła się jej jak świa­tło latarni mor­skiej. Była pewna, że Piotr zaraz się pojawi. Skoro nawet postrze­lony przez rosyj­skiego snaj­pera w Mariu­polu zmar­twych­wstał, dotar­cie na Okę­cie nie powinno sta­no­wić dla niego poważ­nego wyzwa­nia. Jej nie­po­kój budził nato­miast fakt, że ni­gdzie nie widziała „Ostera” z rodziną. Dobrze zapa­mię­tała jego twarz, a zdję­cie na wszelki wypa­dek miała zapi­sane w komórce. Według zapew­nień Darka Kowal­skiego z kontr­wy­wiadu Agen­cji Bez­pie­czeń­stwa Wewnętrz­nego figu­rant miał potwier­dzoną rezer­wa­cję na wyjazd z TUI oraz umó­wione ważne spo­tka­nia kilka dni po przy­lo­cie na Fuer­te­ven­turę. A może odwo­łał wszystko wczo­raj wie­czo­rem? – pomy­ślała. Spoj­rzała na ścienny zegar: do odlotu pozo­stały ponad dwie godziny. Wkrótce się okaże, czy jej wyjazd na Wyspy Kana­ryj­skie nie sta­nie się wyłącz­nie wycieczką tury­styczną. Tak naprawdę na­dal było jej tro­chę szkoda, że musiała zamie­nić wcze­śniej zare­zer­wo­wany wyma­rzony pobyt na Domi­ni­ka­nie na tę wycieczkę. Ale co zro­bić, służba nie drużba, jak mówi stare porze­ka­dło. A że z natury była opty­mistką – nie zmie­niły tego nawet nie­dawne smutne prze­ży­cia – wolała myśleć, że waka­cje to waka­cje, to samo słońce i ocean ten sam.

Ponow­nie zwró­ciła uwagę na dostrze­żo­nego wcze­śniej męż­czy­znę. Wła­ści­wie dla­czego ją zain­te­re­so­wał? Może coś w jego wyglą­dzie przy­cią­gnęło jej spoj­rze­nie? Na oko miał około pięć­dzie­siątki, mocno prze­rze­dzone włosy i zupeł­nie zwy­czajną, wręcz pospo­litą twarz. Jego ubra­nie było pognie­cione, jakby nie zmie­niał go od wielu godzin, a może nawet w nim spał. Widziała, że patrzył w jej stronę, ale kiedy ich spoj­rze­nia się spo­tkały, szybko odwró­cił wzrok, dzięki czemu mogła lepiej mu się przyj­rzeć. Już po chwili wie­działa, co jest w nim nie­ty­powe. Po pierw­sze był sam, co w hali przy­lo­tów nie byłoby dziwne, ale tutaj jed­nak sta­no­wiło rzad­kość. A po dru­gie nie miał żad­nego bagażu. Oczy­wi­ście mógł kogoś odpro­wa­dzać, tylko dla­czego kolejny raz patrzył wła­śnie na nią? Przy­pa­dek? Gdyby była w misji za gra­nicą, już zało­ży­łaby, że jest obser­wo­wana. W ojczyź­nie czuła się zde­cy­do­wa­nie bez­piecz­niej, choć wyda­rze­nia z początku marca prze­ko­nały ją, że agenci rosyj­skiej SWR mogą pro­wa­dzić ope­ra­cje także w sto­licy Pol­ski. Nie dawały jej spo­koju rów­nież wykryte przez nią w maju przy­padki, kiedy jeź­dziły za nią zagad­kowe tak­sówki. Wyda­rze­nia te nie miały żad­nych kon­se­kwen­cji i nie powtó­rzyły się w ciągu ostat­niego mie­siąca, co wyda­wało się pod­wa­żać traf­ność jej wcze­śniejszych ocen. Spo­koj­nie, kobieto, jesteś prze­czu­lona, pomy­ślała. Lecisz na waka­cje, więc prze­stań szu­kać duchów przy­naj­mniej do przy­lotu do Puerto del Rosa­rio.

Pięć po czwar­tej zaczęła być zła na swo­jego faceta, że naraża ją na zde­ner­wo­wa­nie. Nie była już taka pewna, że Piotr zdąży. Może zaspał po pra­wie cało­do­bo­wej podróży samo­cho­dem z Kijowa albo cze­goś zapo­mniał, albo na­dal prze­mie­rza zaczy­na­jącą dzień War­szawę… Kiedy się­gnęła po tele­fon, chcąc zwe­ry­fi­ko­wać praw­dzi­wość swo­ich ponu­rych wizji, w wej­ściu A zoba­czyła zna­jomą wysoką syl­wetkę, cią­gnącą dużą ciem­no­zie­loną walizkę na kół­kach. Unio­sła wysoko rękę. Piotr roz­glą­dał się po zatło­czo­nej hali. Co z cie­bie za ofi­cer wywiadu, skoro nie potra­fisz mnie dostrzec? – pomy­ślała uszczy­pli­wie. W końcu albo ją roz­po­znał, albo jego uwagę zwró­ciła jej wycią­gnięta do góry ręka, bo uśmiech­nął się i ener­gicz­nie ruszył w stronę Basi. Nie­po­kój od razu wypa­ro­wał, gdy obser­wo­wała zbli­ża­ją­cego się przy­stoj­nego mło­dego męż­czy­znę o wzro­ście metr dzie­więć­dzie­siąt i cał­kiem impo­nu­ją­cej musku­la­tu­rze. Przez ostat­nie trzy mie­siące nic nie stra­cił ze swo­jej sam­czej atrak­cyj­no­ści, uznała.

– Boże, ale tłum – stwier­dził odkryw­czo, zer­ka­jąc na zebra­nych dookoła ludzi.

– A może by tak „dzień dobry, naj­droż­sza”? Albo „jak dobrze cię widzieć, tęsk­ni­łem”? – zapro­po­no­wała iro­nicz­nie.

Popa­trzył na nią lekko zdzi­wiony.

– Prze­cież widzie­li­śmy się zale­d­wie parę godzin temu – odpo­wie­dział rze­czowo. – I jak pamię­tam, wczo­raj wie­czo­rem kilka razy mówi­łem, że tęsk­ni­łem i cały czas o tobie myśla­łem w Kijo­wie. Zresztą powta­rza­łem to pod­czas każ­dej naszej roz­mowy tele­fo­nicz­nej. Jeśli ruscy mnie pod­słu­chi­wali, mają już kom­pletną teczkę doty­czącą naszych spraw uczu­cio­wych. – Puścił do niej oko, sze­roko się uśmie­cha­jąc. – Ale fak­tycz­nie: dzień dobry, Basiu. – Ostat­nie zada­nie okra­sił kolej­nym uśmie­chem.

– Wystar­czy tego gada­nia. Po pro­stu mnie poca­łuj. – Posta­no­wiła być łaskawa, tym bar­dziej że cie­szyła się z per­spek­tywy dwu­ty­go­dnio­wych wyma­rzo­nych wspól­nych waka­cji. Choć to nie tylko waka­cje, przy­po­mniała sobie. Jed­no­cze­śnie spodo­bało się jej, że Piotr sam wspo­mniał o kwe­stiach uczu­cio­wych.

Adam­skiemu nie trzeba było dwa razy powta­rzać. Pocią­gnął ją za rękę, zmu­sza­jąc do wsta­nia, zła­pał w obję­cia i mocno poca­ło­wał w usta. Potem w męskim zapale uniósł Basię i okrę­cił dookoła, wzbu­dza­jąc zain­te­re­so­wa­nie zaspa­nych pasa­że­rów.

– Chyba nie­któ­rzy nam zazdrosz­czą takiego powi­ta­nia – stwier­dziła, choć taka spon­ta­niczna reak­cja Pio­tra jej paso­wała. Ona też przez ostat­nie mie­siące stę­sk­niła się za nim, za ich dłu­gimi roz­mo­wami, jego doty­kiem. Fak­tycz­nie chciała z nim być.

Aku­rat zwol­niło się miej­sce na ławce i mogli usiąść obok sie­bie. Dopiero wtedy zauwa­żyła zasi­nie­nia i wybro­czyny na jego pra­wej ręce.

– Boże, co ci się stało? – Nie dostrze­gła tego pod­czas ich roz­mowy poprzed­niego wie­czoru, ale wtedy Piotr miał na sobie cienką kurtkę. – Czemu nic nie powie­dzia­łeś?

– Nie chcia­łem cię mar­twić, wia­domo, jak reagują kobiety… Więc było tak: wsia­da­łem w Kijo­wie do samo­chodu, jakiś sza­lony moto­cy­kli­sta prze­je­chał zbyt bli­sko, no i dosta­łem kie­row­nicą w rękę. Poje­cha­łem do szpi­tala, powie­dzieli, że wszystko jest w porządku, a te ślady na pewno nie­długo znikną.

– Pio­truś, mie­li­śmy mówić sobie wszystko. – Basia ener­gicz­nie pogro­ziła mu pal­cem. – Powin­nam wie­dzieć, co się dzieje z moim part­ne­rem… – prze­rwała, uprzy­tam­nia­jąc sobie, że sama nie zasto­so­wała się do tej reguły. Musiała zmie­nić temat. – A niby skąd ty masz takie doświad­cze­nie z kobie­tami, mój miły? „Wia­domo, jak reagują”? W Ukra­inie mówi­łeś, że żad­nych kobiet w twoim życiu dotąd nie było, tylko praca i praca.

– Tak tylko mi się powie­działo. A poza tym jakieś kobiety były, mama, bab­cie… – Sam nie chciał cią­gnąć tematu, który był zbyt bli­sko zda­rze­nia w Kijo­wie, rozej­rzał się więc, szu­ka­jąc pomy­słu, jak zmie­nić wątek. – Czyli lecimy? – Popa­trzył na Basię z tym swoim cha­rak­te­ry­stycz­nym, słod­kim uśmie­chem.

Pomy­ślała, że ta sama rado­sna mina pod­trzy­my­wała ją na duchu w trud­nych chwi­lach prze­dzie­ra­nia się przez front rosyj­sko-ukra­iń­ski, gdy bała się, że wpadną w łapy rosyj­skich opraw­ców. To zamknięty roz­dział, a my musimy szybko zapo­mnieć o tym kosz­ma­rze, stwier­dziła w duchu, choć wie­działa, że obrazy tra­ge­dii, z któ­rymi się zetknęli, jesz­cze długo będą do nich wra­cać.

– Wyobraź sobie, że lecimy! Cho­ciaż sta­no­wi­ska odpraw na nasz odlot jesz­cze nie zostały wyzna­czone. – Odru­chowo spoj­rzała na tablicę infor­ma­cyjną.

– Basiu, a czy mogła­byś mi wytłu­ma­czyć w spo­sób zro­zu­miały dla prze­cięt­nego faceta, dla­czego wła­ści­wie lecimy na Fuer­te­ven­turę, mimo że jesz­cze trzy tygo­dnie temu mie­li­śmy zare­zer­wo­wane waka­cje na Domi­ni­ka­nie?

Wró­ciła wzro­kiem do jego uśmiech­nię­tej twa­rzy. Cho­ler­nie jej się podo­bał. Ale musiała być rze­czowa i na razie uni­kać draż­li­wego tematu.

– Mój ty prze­cięt­niaku, już ci prze­cież mówi­łam, że bar­dziej przy­padł mi do gustu hotel w Playa de Jan­dia, przy samej plaży, w pięk­nym ogro­dzie pal­mo­wym, i jego cudowna oko­lica. A drinki w tam­tej­szych barach to podobno czy­sta poezja. No i nie jest tak gorąco i wil­gotno jak na Domi­ni­ka­nie. Na Kana­rach zawsze czuć przy­jemną bryzę od oce­anu.

– Od dwóch mie­sięcy podob­nie pia­łaś z zachwytu nad hote­lem na Domi­ni­ka­nie. Nie chcę być małost­kowy, ale skąd ta nagła zamiana?

Dobry wykręt, aby nie kon­ty­nu­ować tego tematu, poja­wił się jak na zawo­ła­nie. Na tablicy wyświe­tliły się wła­śnie numery sta­no­wisk odprawy samo­lotu linii Enter Air do Puerto del Rosa­rio.

– O, jest sygnał do odprawy! – ogło­siła Basia pod­eks­cy­to­wa­nym gło­sem i wstała, cią­gnąc Pio­tra za rękę. – Sta­no­wi­ska dwie­ście czter­na­ście do dwie­ście szes­na­ście. Idziemy, nie chcę być na końcu.

Piotr o nic już nie dopy­ty­wał. Oboje chwy­cili za rączki swo­ich wali­zek i ruszyli w głąb ter­mi­nala.

Godzina 4.10
Salon VIP, Lot­ni­sko Cho­pina w War­sza­wie

Kre­mowo-nie­bie­ska kolo­ry­styka wnę­trza salo­nów strefy VIP współ­grała z ele­ganc­kimi obi­ciami wygod­nych mebli i ciem­nym odcie­niem drew­nia­nych rega­łów na książki. O tak wcze­snej porze pomiesz­cze­nia były nie­mal puste, jeśli nie liczyć dwóch osób z per­so­nelu.

Wice­mi­ni­ster Andrzej Tro­icki wraz z rodziną szedł za ste­war­dem aż do zatoczki wyzna­czo­nej przez dwie kanapy i kilka foteli. Syn i córka bez waha­nia rzu­cili się na mięk­kie meble, szu­ka­jąc oka­zji, żeby jesz­cze chwilę podrze­mać. Aż do odlotu rodzice mieli z nimi spo­kój, zamó­wili więc po fili­żance cap­puc­cino.

– Faj­nie tak się żyje. – Anna Tro­icka z zain­te­re­so­wa­niem roz­glą­dała się po wnę­trzu. Była tu pierw­szy raz. – Mogę tak zawsze… – Ziew­nię­cie prze­szko­dziło jej w kon­ty­nu­owa­niu myśli, ale mąż dosko­nale ją rozu­miał. Oboje pocho­dzili z Rud­nik, małej wio­ski w powie­cie łosic­kim, gdzie luk­su­sów nie było. Dla dwu­stu miesz­kań­ców nawet pobli­skie Łosice ze swoim zalud­nie­niem na pozio­mie nie­ca­łych sied­miu tysięcy osób wyda­wały się metro­po­lią, nie wspo­mi­na­jąc o jesz­cze więk­szych Sie­dl­cach poło­żo­nych tro­chę dalej.

Andrzej po ogól­niaku wyje­chał na stu­dia do sto­licy i szybko zła­pał bak­cyla życia w wiel­kim mie­ście. Rodzice go finan­so­wali, bo mieli z czego. Gdy ukoń­czył stu­dia z zakresu finan­sów i rachun­ko­wo­ści w Szkole Głów­nej Han­dlo­wej, ojciec i matka z dumą poka­zy­wali jego dyplom sąsia­dom w Rud­ni­kach. Szybko zna­lazł pracę w jed­nej z naj­więk­szych firm con­sul­tin­go­wych. Wstą­pił do Pol­skiego Stron­nic­twa Naro­do­wego, ponie­waż idee nacjo­na­li­styczne zawsze były mu bli­skie. Nie zapo­mniał o swo­jej pierw­szej miło­ści, Annie, która chęt­nie zgo­dziła się na wspólne życie z nim i prze­pro­wadzkę do sto­licy. Uro­dziło im się dwoje dzieci – czter­na­sto­letni dziś Sta­ni­sław i o cztery lata młod­sza Justyna. W audy­cie nie zro­bił osza­ła­mia­ją­cej kariery, co nie­ocze­ki­wa­nie zre­kom­pen­so­wało mu człon­ko­stwo w par­tii. Przed ostat­nimi wybo­rami par­la­men­tar­nymi wszedł do zarządu. PSN dołą­czyło do sze­ro­kiej koali­cji ugru­po­wań naro­do­wych i nie­ocze­ki­wa­nie dla sie­bie samego Tro­icki zdo­był man­dat. W sej­mie się nie wyróż­niał, podob­nie jak pozo­stali trzej człon­ko­wie par­tii, z któ­rymi stwo­rzył koło posel­skie. Wkrótce został wice­prze­wod­ni­czą­cym stron­nic­twa, co przy­nio­sło mu korzyść, kiedy par­tia rzą­dząca zaczęła mieć pro­blemy z więk­szo­ścią w par­la­men­cie. Zor­ga­ni­zo­wała „łapankę” na poten­cjal­nych sojusz­ni­ków, która spo­tkała się z pozy­tywną odpo­wie­dzią PSN. Jego wła­dze nie nale­żały do ide­ow­ców, a sta­no­wi­ska i kasa zde­cy­do­wały. Zaczęli wspie­rać par­tię rzą­dzącą w gło­so­wa­niach. Jako wice­li­der stron­nic­twa szybko dostał pro­po­zy­cję obję­cia sta­no­wi­ska w rzą­dzie, którą z rado­ścią przy­jął. Został sekre­ta­rzem stanu w Kan­ce­la­rii Pre­zesa Rady Mini­strów, zastępcą mini­stra cyfry­za­cji. Był szczę­śliwy i dumny, nad­zo­ro­wał klu­czowe depar­ta­menty: cyber­bez­pie­czeń­stwa, zarzą­dza­nia danymi i zarzą­dza­nia sys­te­mami. Kupili na kre­dyt nowe czte­ro­po­ko­jowe miesz­ka­nie i stali się „elitą wła­dzy”, jak po cichu żar­to­wał z Anią. Choć tak naprawdę sta­no­wi­sko mini­ste­rialne bar­dzo mu impo­no­wało, a jego żonie nawet jesz­cze bar­dziej. Miesz­kań­com Rud­nik ode­brało mowę na wieść o karie­rze, jaką zro­bił syn sąsia­dów.

Dzi­siaj wybie­rali się na wspa­niale zapo­wia­da­jący się urlop, który przy oka­zji miał zagwa­ran­to­wać Tro­ic­kiemu nowe osią­gnię­cia i – jak ocze­ki­wał – przy­nieść solidny zastrzyk pie­nię­dzy, który bar­dzo by mu się przy­dał. Nasłu­chał się od aktyw­nych na are­nie mię­dzy­na­ro­do­wej kole­gów, jakich korzy­ści można ocze­ki­wać ze strony majęt­nych orga­ni­za­cji poza­rzą­do­wych, zain­te­re­so­wa­nych współ­pracą z waż­nymi poli­ty­kami z obcych kra­jów. W końcu pomi­ja­jąc satys­fak­cję z budo­wa­nia pozy­cji w zagra­nicz­nych orga­ni­za­cjach, kwe­stia spłaty kre­dytu pochła­nia­ją­cego znaczną część jego mini­ste­rialno-posel­skich docho­dów sta­no­wiła stałą przy­czynę jego nie­po­koju. Kaden­cja obec­nego sejmu kie­dyś się zakoń­czy, a on może nie zostać ponow­nie wybrany. Czę­sto zada­wał sobie pyta­nie, co wtedy? I zazwy­czaj nie znaj­do­wał na nie żad­nej opty­mi­stycz­nej odpo­wie­dzi.

Godzina 4.30
Lot­ni­sko Cho­pina w War­sza­wie

Samotny męż­czy­zna w pognie­cio­nym ubra­niu wstał z meta­lo­wej ławki i powoli ruszył za podróż­nymi kie­ru­ją­cymi się do sta­no­wisk odprawy samo­lotu odla­tu­ją­cego na Fuer­te­ven­turę. W znacz­nej odle­gło­ści przed sobą widział młodą kobietę i wyso­kiego męż­czy­znę cią­gną­cego od pew­nej chwili dwie walizki. Nie musiał się spie­szyć – wie­dział, dokąd zmie­rzają, a jego zada­nie nie wyma­gało dogo­nie­nia ich. Kiedy zoba­czył długą kolejkę do sta­no­wisk dwie­ście czter­na­ście do dwie­ście szes­na­ście, zatrzy­mał się obok słupa pod­trzy­mu­ją­cego dach hali i spo­koj­nie obser­wo­wał inte­re­su­jącą go parę. Musiał tylko dopil­no­wać, by odle­cieli, a potem prze­ka­zać infor­ma­cję na ten temat.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: