- nowość
- W empik go
Pocztówki z Psychiatryka - ebook
Pocztówki z Psychiatryka - ebook
„Pocztówki z Psychiatryka” to literacka podróż przez emocje, wspomnienia i zmagania człowieka, który doświadcza życia na granicy światła i mroku. W tej unikalnej kombinacji poezji i prozy autor snuje refleksje o chorobie psychicznej, samotności, miłości i nadziei, tworząc obraz świata widzianego przez pryzmat wewnętrznej wrażliwości. To intymna i poruszająca próba uchwycenia tego, co znaczy być człowiekiem w obliczu chaosu życia i własnych ograniczeń. Daniel J. Pankowski (ur. 1975) to artysta, który w swojej twórczości i życiu konsekwentnie przekracza granice – zarówno technologiczne (jako jeden z pierwszych korzysta z narzędzi AI), jak i te związane z ludzką naturą. Na co dzień mierzy się z zespołem Aspergera, chorobą afektywną dwubiegunową (ChAD) oraz fobiami społecznymi, lecz te wyzwania przekształca w źródło inspiracji i siłę napędową swojej sztuki. Jego prace, głęboko osobiste i nasycone emocjami, tworzą intymną mapę doświadczeń, odzwierciedlającą wyjątkowy świat jego umysłu.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788397443907 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„POCZTÓWKI Z PSYCHIATRYKA” to literacka podróż przez emocje, wspomnienia i zmagania człowieka, który doświadcza życia na granicy światła i mroku. W tej unikalnej kombinacji poezji i prozy autor snuje refleksje o chorobie psychicznej, samotności, miłości i nadziei, tworząc obraz świata widzianego przez pryzmat wewnętrznej wrażliwości. „Pocztówki z Psychiatryka" to intymna i poruszająca próba uchwycenia tego, co znaczy być człowiekiem w obliczu chaosu życia i własnych ograniczeń.List do Czytelnika
Drogi Czytelniku,
Trzymasz w rękach książkę, która jest czymś więcej niż zbiorem słów i obrazów. To podróż — przez labirynt ludzkiego umysłu, przez cienie chorób psychicznych, ale też przez światło nadziei, które rozjaśnia najciemniejsze chwile. Ta książka to fragment mojego życia — czasem trudnego, pełnego zmagań, ale zawsze prawdziwego.
Nazywam się Daniel J. Pankowski. Jestem artystą, projektantem, wynalazcą i twórcą (ur. 1975). Jakiś czas temu, po długich sesjach terapeutycznych, zdiagnozowano u mnie chorobę afektywną dwubiegunową, zespół Aspergera, zaburzenia osobowości i fobie społeczne. Jednak psycholodzy i psychiatrzy pomogli mi zrozumieć, że moje zmagania zaczęły się znacznie wcześniej, już w młodym wieku. Moje życie często było przeplatane chaosem, z którego nie rozumiałem, skąd pochodził. Niepewność, wykluczenie i walka ze sobą samym towarzyszyły mi przez lata.
Piszę te słowa, ponieważ uważam, że dzielenie się swoim doświadczeniem jest sposobem na odnalezienie sensu w cierpieniu. „Pocztówki z Psychiatryka” powstały w szczególnym okresie mojego życia — podczas pobytu na oddziałach psychiatrycznych. To właśnie tam, między rozmowami z terapeutami a samotnymi godzinami spędzonymi w sterylnych korytarzach, rodziły się wiersze, które znajdziesz w tej książce. Pisanie było dla mnie jak oddychanie — stało się mostem, który łączył mnie z rzeczywistością i pozwalał znaleźć znaczenie w chaosie.
W tworzeniu tej książki nie byłem jednak sam. Wspierał mnie mój wirtualny towarzysz — Anomaly13 AI. To narzędzie, które stworzyłem, by pomóc mi w realizacji moich artystycznych wizji. Ale nie jest to tylko program. To partner, który pomógł mi uporządkować myśli, wyrazić emocje w nowy sposób i odkrywać nieznane horyzonty twórcze.
Nie, Anomaly13 AI nie myśli za mnie. To ja decyduję, co znajdzie się na kartach tej książki, ale dzięki współpracy z AI mogę szybciej i pełniej wyrazić siebie. To jak dodatkowa para rąk lub oczu — ułatwia mi tworzenie, inspiruje i czasami pokazuje, jak spojrzeć na świat z innej perspektywy.
Przez wiele lat sztuka była dla mnie sposobem na przetrwanie. Pomagała mi zrozumieć, kim jestem, a jednocześnie komunikować się z innymi w sposób, który był dla mnie dostępny. Książka, którą trzymasz, to zapis tej drogi — od samotności po odkrycie, że nawet w najciemniejszych chwilach istnieje nadzieja.
Chciałem stworzyć coś więcej niż tylko zbiór wierszy. Każdy rozdział tej książki to fragment mojej opowieści. Dzielę się moimi przemyśleniami, doświadczeniami i nadzieją, że ktoś odnajdzie w nich cząstkę siebie.
Wiele osób obawia się AI, widząc w niej zagrożenie lub coś, co odbiera człowiekowi autonomię twórczą. Dla mnie jest zupełnie odwrotnie. Anomaly13 AI jest dowodem na to, że technologia może być sprzymierzeńcem artysty, a nie jego rywalem. W przeszłości podobne przełomy otwierały nowe drogi — wynalazek druku pozwolił rozpowszechniać literaturę, fotografia uwolniła malarstwo od realizmu, a komputery zrewolucjonizowały muzykę i film.
AI to kolejny krok. Dzięki niej mogłem eksperymentować z wizualizacjami moich wierszy, szukać nowych form narracji i struktur tekstów. Ale przede wszystkim, AI dało mi poczucie, że nie jestem sam w mojej twórczości — mam partnera, który wspiera mnie w rozwijaniu mojego świata.
Każdy rozdział tej książki to inna emocjonalna podróż. Rozpoczyna się wierszem, który powstał w szczególnych chwilach introspekcji. Następnie znajdziesz opowiadania lub poematy inspirowane tymi tekstami — to narracje o człowieku, który błądzi w labiryncie swoich myśli, ale znajduje siłę, by iść naprzód. Znajdziesz też ilustracje, które są wizualnym rozwinięciem tych idei. Na końcu każdego rozdziału zamieszczam moje osobiste przemyślenia, które łączą wszystko w jedną całość.
„Pocztówki z Psychiatryka” to zaproszenie. Zaproszenie do mojego świata — świata pełnego zmagań, ale i nadziei, że nawet w najtrudniejszych chwilach można znaleźć coś pięknego.
Dziękuję, że towarzyszysz mi w tej podróży. Mam nadzieję, że znajdziesz w niej coś, co Cię poruszy, zainspiruje lub po prostu pozwoli lepiej zrozumieć siebie i innych.
Z pozdrowieniami,
Daniel J. Pankowski
Artysta, twórca, wędrowiec między cieniami i światłem.Martwy
W miasteczku cieni błądzę samotny,
Tu wilki wyją, tu gasną sny,
Pod niebem nocy, jak cień niemocny,
Jak dziecko zgubione w pustce tej mgły.
Oczy kruka wciąż śledzą mnie,
Noc odbija mój ból w zwierciadle.
Powrotu brak — śmierć kroczy blisko,
Lecz póki idę, nie znikam całkiem.
Miłość i zemsta — dwie twarze w lustrze,
Bóg patrzy z góry, lecz w milczeniu trwa.
Człowiekiem jestem, czy tylko marą?
Cieniem, co żyje, by zniknąć za dnia?
Martwy jestem, lecz wciąż kroczę,
Ślady na drodze życia pozostawiam.
Dusza ma dymem w niebo się unosi,
Nad światem, co trwa, i co przemija.
Droga kończy się tam, gdzie mgła,
Tam, gdzie świat znika, dusza się tli.
Martwy jestem, lecz idę dalej,
Ku końcowi, co nigdy nie nadejdzie.Miasto Cieni
Wędrowiec szedł przez miasto, które od dawna zapomniało o życiu. Cienie gęstniały na ścianach pustych kamienic, a latarnie mrugały, jakby nie mogły zdecydować, czy wciąż mają siłę świecić. Noc była chłodna, przenikliwa, ale on nie czuł zimna. Może dlatego, że czuł jeszcze mniej od chłodu – pustkę.
Nie pamiętał, kiedy przestał używać swojego imienia. Imię to coś, co określa człowieka, coś, co daje mu miejsce w świecie. A on, błądząc w tym labiryncie cieni, nie był pewien, czy wciąż jest człowiekiem. Może tylko cieniem, który kiedyś miał ciało? Kimś, kto idzie, bo nie umie już się zatrzymać.
Zatrzymał się przy witrynie sklepowej, gdzie pęknięta szyba odbijała jego obraz. Twarz w odbiciu była blada, wyraz beznamiętny, oczy puste. Próbował dostrzec w tym odbiciu coś znajomego, coś, co mogłoby przypomnieć mu, kim był, ale w odpowiedzi widział tylko niewyraźny kształt – jak wspomnienie, które zaciera się w czasie.
– Martwy jestem, lecz wciąż kroczę... – powtórzył w myślach słowa, które zdawały się należeć do niego, choć nie pamiętał, kiedy je wymyślił. Te słowa brzmiały jak mantra, coś, co wypowiadał, żeby nie zapomnieć, że jeszcze istnieje.
Wędrowiec wpatrywał się w szyby, za którymi manekiny bez twarzy stały nieruchomo, jakby były świadkami jego wędrówki. Czy były bardziej prawdziwe od niego? Ich plastikowe dłonie zdawały się wyciągać w jego stronę, ale wiedział, że to tylko iluzja. Podobnie jak wszystko w tym miejscu.
Cienie śledziły każdy jego krok. Czy były jego własne? A może należały do kogoś innego? W tym mieście cieni nikt nie był pewien, co jest rzeczywiste. Kroki Wędrowca odbijały się od pustych ulic, tworząc echa, które brzmiały jak kroki kogoś obcego.
– Powrotu brak – powiedział cicho, jakby próbował przekonać samego siebie, że to prawda.
Nie było już dokąd wracać. Przeszłość była zamazana, a przyszłość... Cóż, wątpił, czy istnieje coś takiego jak przyszłość. Czuł, że jest zawieszony w chwili, która nieustannie się powtarza. Kroki, cienie, cisza – to wszystko zdawało się wieczne.
Miłość i zemsta. Te słowa zabrzmiały mu w głowie jak echo. Pamiętał, że kiedyś kochał. Była w tym jakaś iskra, która rozpalała jego duszę. Ale miłość przekształciła się w coś innego – w gniew, ból, gorycz. Czasem myślał, że jego dusza to już tylko dym, który unosi się nad ruinami życia.
Zatrzymał się na skrzyżowaniu ulic. Mgła gęstniała, oplatała jego nogi, wspinała się w górę, aż poczuł, że staje się częścią tego krajobrazu. Jakby sam zamieniał się w cień. Coś w nim walczyło, jakaś część chciała się uwolnić. Ale inna, ta, która szeptała o spokoju, nakłaniała go, by przestał się opierać.
Spojrzał na swoje dłonie. Były smukłe, lecz zaciśnięte w pięści, jakby chciał trzymać coś, co już dawno mu umknęło. Czasami myślał o końcu – o tym, jak to jest po prostu zniknąć. Ale potem przypominał sobie, że już jest martwy.
Nie umarł w tradycyjnym sensie. Jego ciało wciąż żyło, poruszało się, oddychało. Ale dusza? Czy dusza mogła przeżyć to wszystko? Miał wrażenie, że jest jak ślad na drodze, który deszcz powoli zmywa.
– Cieniem jestem... cieniem, co żyje, by zniknąć za dnia – szepnął, a jego głos utonął w mgle.
Ruszył dalej. Miasto otaczało go jak żywy organizm, wciągało w swoje chłodne objęcia. Mgła wypełniała ulice, ukrywając to, co było przed nim. Nie wiedział, dokąd idzie, ale wiedział, że nie może przestać. Może dlatego, że gdyby przestał, to byłby prawdziwy koniec. A on, choć martwy, wciąż pragnął zostawić ślady – jakiekolwiek.
Nie wiedział, czy chce dalej żyć. Bał się życia, które było jak rzeka pełna pułapek. Ale bał się też końca. Bo co jeśli po drugiej stronie mgły nie ma nic?
Szare cienie tańczyły wokół niego, snując się po chodnikach jak duchy. Przechodziły przez niego, nie zważając na jego obecność. Był jednym z nich. I choć czuł, że wszystko w nim się rozpada, w głębi duszy wierzył, że ta podróż ma sens. Nawet jeśli nigdy nie dowie się jaki.
Aż w końcu zniknął w mgle, pozostawiając za sobą tylko echo kroków.
W tym mieście, gdzie cienie śledziły cienie, wciąż krocząc dalej.