Podróż życia Sióstr Shergill - ebook
Podróż życia Sióstr Shergill - ebook
Autorka Pikantnych historii dla pendżabskich wdów – bestsellerowej książki wybranej do klubu czytelniczego Reese Witherspoon – powraca z podnoszącą na duchu, przewrotnie zabawną powieścią obyczajową, indyjskim odpowiednikiem Powiedzmy sobie wszystko.
Urodzone w Wielkiej Brytanii, ale pochodzące z Pendżabu siostry – Rajni, Jezmeen i Shirina – nigdy nie były sobie szczególnie bliskie. Już jako nastolatki darły ze sobą koty, a teraz, gdy wszystkie trzy są dorosłe, praktycznie nic ich nie łączy.
Nieuleczalnie chora na raka matka trójki sióstr kieruje do swoich córek ostatnią prośbę: kiedy umrze, mają odbyć pielgrzymkę do Złotej Świątyni w Amritsarze i rozsypać w Indiach jej prochy.
Podróż życia Sióstr Shergill to hinduska powieść drogi w kobiecym wydaniu.
- Byłam ciekawa, jak może wyglądać taka podróż w wykonaniu kobiet narażonych na rozmaite niebezpieczeństwa w społeczeństwie zdominowanym przez mężczyzn – pisze Balli Kaur Jaswal. – Chciałam również zgłębić temat zgrzytu pomiędzy tradycją a nowoczesnością w społecznościach imigranckich, szczególnie wśród kobiet takich jak siostry Shergill, czyli przedstawicielek pierwszego pokolenia wychowanego poza granicami Indii.
Barwna, wzbudzająca emocje, klimatyczna. Podróż życia Sióstr Shergill to urocza i błyskotliwa powieść o rodzinie, siostrzanych więziach i dziedzictwie, które łączy ludzi pomimo dzielących ich różnic. Zabawna i wzruszająca, przypomina nam o tym, co w życiu najważniejsze.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8143-199-6 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Najdrożsi,_
_jeśli czytacie te słowa, to znaczy, że mój koniec wreszcie nadszedł. Liczę na to, że nasze ostatnie wspólne chwile przebiegły spokojnie i że miałam okazję powiedzieć każdemu z was, jak bardzo was kocham. Jeśli nie, mam nadzieję, że wiecie, ile wam zawdzięczam. Jestem bardzo dumna z każdego z was i z wybranych przez was ścieżek. Miałam wielkie szczęście, mogąc patrzeć na to, jak odnosicie sukcesy i zmagacie się z losem, przeżywacie porażki i odnosicie zwycięstwa. Przeprowadzenie was od niemowlęctwa aż po dorosłość pozwoliło mi przeżyć życie wiele razy i mam wrażenie, że pomimo krótkiego pobytu na tym świecie zdołałam je bardzo dobrze poznać._
_Oczywiście są jeszcze kwestie związane z moim testamentem i podziałem majątku, ale przyjdzie na nie pora. Prawnicy omówią je z wami po dopełnieniu wszystkich innych formalności. Jeśli jesteście ciekawi szczegółów już teraz, zajrzyjcie do załącznika._
_Dbajcie o siebie i resztę rodzeństwa. Znajdźcie czas, nie tylko przy szczególnych okazjach, żeby umacniać rodzinne więzi. Życie nauczyło mnie, że najważniejsze jest okazywanie najbliższym, jak bardzo ich kochamy i cenimy. Nigdy o tym nie zapominajcie._
Tak brzmiał list, który starsza kobieta leżąca na łóżku obok podyktowała do swojego telefonu. Kilka razy załamał jej się głos i musiała zrobić przerwę, żeby ciężko westchnąć i wydmuchać nos. Sita Kaur Shergill ściszyła dźwięk w telewizorze, żeby wysłuchać części związanej z podziałem majątku – najbardziej interesowało ją to, co jej sąsiadka zostawi w spadku swoim dzieciom, ale treść „załącznika” okazała się jedną wielką niewiadomą. Widziała dzieci, które odwiedzały starszą kobietę – dwóch mężczyzn w średnim wieku, prawdopodobnie bliźniaków stosujących skrajnie odmienne diety, i ładną blondynkę, która wciąż powtarzała te same podnoszące na duchu słowa: „Jesteśmy przy tobie, mamo. Jesteśmy tutaj”_._ Często zjawiali się w szpitalu osobno, ale wychodzili z niego razem, ściskając się za ramiona i gawędząc o miejscach parkingowych albo pogarszającym się smaku kawy w szpitalnej stołówce.
Sita wcisnęła guzik wzywający pielęgniarkę, a gdy ta wreszcie się pojawiła, poprosiła ją o długopis i kartkę papieru. Był wczesny ranek przed rozpoczęciem godzin odwiedzin. Najlepszy czas na myślenie o śmierci. Ból ogarnął ciało Sity; przeniknął je od palców u stóp aż po skronie i wibrował w kościach. Nigdy jej nie opuszczał, pomimo morfiny – w lepsze dni dostrzegała go tylko kątem oka, jak czaił się w cieniu, w gorsze zaś wykręcał jej kruche ciało niczym mokry ręcznik. Tego dnia miała w sobie dość siły, żeby usiąść na łóżku; list podyktowany przez pacjentkę z sąsiedniego łóżka ją zmotywował, a pielęgniarki jakimś cudem spełniły jej prośbę w ciągu minuty.
„Moje najdroższe córki” _–_ zaczęła pisać, po czym przerwała, marszcząc brwi. Czy kiedykolwiek zwracała się do nich w ten sposób? Wykreśliła pierwszą linijkę i zaczęła jeszcze raz. „Rajni, Jezmeen i Shirino”. Od razu lepiej – w ten sposób przynajmniej zwróci ich uwagę. Dawniej stawała u podnóża schodów i wykrzykiwała wszystkie trzy imiona, nawet jeśli chciała, żeby tylko jedna z córek zeszła na dół; w razie czego zawsze mogła znaleźć coś do roboty pozostałym dwóm. Działało to tylko przez pewien czas, do momentu, gdy Jezmeen zaczęła odkrzykiwać: „KTÓRĄ Z NAS KONKRETNIE WOŁASZ?”.
_Rajni, Jezmeen i Shirino,_
_oto umarłam. I całe szczęście, bo miałam już dosyć tego okropnego życia – ciężkiej pracy, cierpienia i zajmowania się sobą bez żadnego cholernego powodu. Cieszcie się zdrowiem, póki wam ono dopisuje, bo jak przestanie, żadne przyjemności wam tego nie wynagrodzą._
Nie może ich zostawić z tymi słowami. Są zbyt szczere. Nigdy by jej tego nie wybaczyły. Złożyła kartkę na pół, odłożyła ją na stolik i przycisnęła długopisem, a później zamknęła oczy. Jak chciała zostać zapamiętana? Była żoną, matką, wdową i babcią. Sikhowie nie wygłaszali mów pogrzebowych, więc córki nie będą musiały spisywać listy jej mizernych osiągnięć. Czasami wydawało jej się, że wie, która z córek zapamięta ją najgorzej, kiedy indziej natomiast wmawiała sobie, że wszystkie zgodnie przyznają, iż starała się jak najlepiej.
Sita ponownie wezwała pielęgniarkę. Tym razem musiała dłużej czekać, lecz w końcu zjawiła się przy niej cienka jak wieszak dziewczyna z ciałem pokrytym tatuażami i do połowy wygoloną głową. Nie była co prawda tak życzliwa jak jej jamajska koleżanka, która czasami ściskała Sitę za rękę, mówiąc: „A teraz sobie odpocznij”, ale uśmiechnęła się, gdy Sita zadała jej pytanie:
– Ile masz lat?
– Dwadzieścia siedem – odparła. Miała wygolone zygzakowate wzory po obu stronach czaszki. Sita zastanawiała się, któremu mężczyźnie coś takiego wydałoby się atrakcyjne.
– Byłaś kiedyś w Indiach? – zapytała.
– Nigdy – odparła pielęgniarka z żalem w głosie, który ucieszył Sitę.
– Czy gdyby twoja matka poprosiła cię o coś, zrobiłabyś to dla niej?
Pielęgniarka odsunęła stolik Sity, żeby poprawić koc, który skłębił się wokół jej stóp. Musnęła przy tym palce staruszki.
– Oczywiście, że tak – odparła. – Potrzebuje pani czegoś, bo jeśli…
– W co wierzysz? – przerwała jej Sita.
Dziewczyna zmrużyła oczy.
– To bardzo osobiste pytanie.
Sita zmarszczyła czoło. Nie bez powodu wolała tamtą jamajską pielęgniarkę, która nosiła na szyi cienki złoty krzyżyk wystający jej spod dekoltu w uniformie. „Dobry Boże” – sapała cicho, rozciągając plecy na koniec długiej zmiany.
– Czy możesz mi podać papier i długopis? – zapytała Sita. Gdy dziewczyna spróbowała sięgnąć do szuflady nocnej szafki, serce podskoczyło Sicie do gardła. Tylko nie tam! _–_ Leży na stoliku – warknęła.
Chociaż pielęgniarka raczej nie zabrałaby woreczka na biżuterię, leżącego pomiędzy modlitewnikiem i ładowarką do telefonu komórkowego, Sita żyła na tym świecie już dostatecznie długo, by wiedzieć, że ostrożności nigdy za wiele. Dziewczyna przesunęła stolik z powrotem na swoje miejsce i wyszła, pewnie po to, żeby sobie pomarudzić i powiedzieć reszcie pielęgniarek, że miały rację: stara Shergill powinna wreszcie wykorkować. W zeszłym tygodniu Rajni wparowała do pokoju pielęgniarek i zmyła im głowę za to, że nie przykryły trzęsącej się z zimna Sity podczas wyjątkowo ciężkiego epizodu. „Nie obchodzi mnie, że ma już koc, zanieście jej drugi” – prawie krzyknęła jej córka, w odpowiedzi na co Sita miała ochotę rozpłakać się z wdzięczności i jednocześnie skarcić ją za zrobienie sceny.
Ból wgryzał się w jej ciało i czuła, że to będzie kiepski dzień. Córki na pewno odwiedzą ją po południu – miała nadzieję, że wszystkie trzy; Rajni w końcu zadzwoniła do Shiriny i kazała jej jak najszybciej wsiąść w samolot i przylecieć, ponieważ wyglądało na to, że dni Sity są policzone. Musiała napisać ten list, póki wciąż miała w sobie resztki sił.
_Rajni, Jezmeen i Shirino,_
_jak zapewne pamiętacie, po zdiagnozowaniu u mnie raka miałam zamiar wybrać się na pielgrzymkę do Indii i oddać cześć naszym wspaniałym guru. Razem z lekarzami przekonałyście mnie, że to kiepski pomysł, ponieważ już wtedy było ze mną krucho, ale myślę, że taka wyprawa podniosłaby mnie na duchu, choćby nawet nie wpłynęła korzystnie na moje zdrowie._
_Załączam listę miejsc – w Delhi, Amritsarze i tak dalej – które chciałabym, żebyście odwiedziły w moim imieniu, gdy mnie już nie będzie. Cała podróż zabierze Wam tydzień. Powinnyście się tam wybrać razem i wypełnić wszystkie zadania: odbyć sewę_¹_, aby poprzez służbę innym umocnić swoją pokorę, rytualnie wykąpać się w sarovarze_² _dla oczyszczenia i ochrony duszy przed chorobami i wreszcie wznieść się na najwyższe szczyty duchowości, byście doceniły ciało, które niesie was przez życie. Życzę sobie również, abyście rozsypały w Indiach moje prochy._
_Chciałabym, żebyście odwiedziły miejsca, których sama nie będę miała już okazji zobaczyć. Doświadczyły prostych przyjemności, takich jak podziwianie wschodu słońca w Bramie Indii czy wspólne zjedzenie skromnej kolacji. Na następnej stronie znajdziecie szczegółowy plan. Proszę, zróbcie to dla mnie, kończąc tym samym moją ziemską podróż i kontynuując własną._
_Z wyrazami miłości_
_wasza matka, Sita Kaur Shergill_
Kiedy ponownie czytała list, litery zaczęły jej się rozmazywać przed oczami. Nagle poczuła w kościach rwący ból. Zacisnęła powieki i kurczowo chwyciła się krawędzi materaca. Pielęgniarki mogły jej podać tylko określoną ilość morfiny w ciągu doby, a żadna dawka nie wydawała się wystarczająca, żeby całkowicie uśmierzyć ból. „Jesteśmy przy tobie, mamo, jesteśmy tutaj” – wyobraziła sobie swoje córki wypowiadające słowa tamtej blondynki, kiedy pokaże im list. Łzy będą im spływały po policzkach, wezmą się za ręce i chociaż ten jeden raz będą naprawdę razem.
Kiedy ból zelżał, Sita ponownie sięgnęła po długopis i odwróciła kartkę, żeby rozpisać na niej plan wyprawy. Miejsce agonii szybko zajęła nostalgia – wspomnienia Sity dotyczące Indii zdawały się wyraźniejsze niż kiedykolwiek. Psycholog Russ, który odwiedził je w zeszłym tygodniu, twierdził, że często tak się dzieje przed śmiercią. „Myśl o niej jak o przejściu – powiedział. – Kończysz jeden etap, a zaczynasz kolejny”. Przypominając sobie te słowa, Sita jęła rozmyślać o wyprawie swoich córek do Indii. Uprze się, żeby to zrobiły – żadnych wymówek, żadnego wycofywania się. Przyjemnie było wiedzieć, że kiedy one powrócą do swoich korzeni, Sita będzie zajęta poznawaniem życia po drugiej stronie. Kto wie, ile czasu zabierze jej przyzwyczajenie się do nowego otoczenia, nawiązanie znajomości i nauka obsługi ekspresu do kawy? A jeśli spotka tam Devindera, swojego zmarłego męża? Będą mieli do nadrobienia dziesiątki lat, oczywiście gdy już zmyje mu głowę za to, że tak nagle ją zostawił.
Myśli i wspomnienia wczesnych lat małżeństwa i macierzyństwa zalały umysł Sity, redukując cierpienie do tępego bólu, który umiejscowił się w jej klatce piersiowej. Tamte czasy przepełniał chaos – Sita musiała się nauczyć, jak być żoną i matką, prowadzić gospodarstwo i przyzwyczaić się do funkcjonowania w nowym kraju. A kiedy wreszcie zaczęło jej to wychodzić, została wdową. Tylko przez krótki okres swojego życia Sita mogła się nacieszyć pełną rodziną. Dopisała kolejne punkty do planu wyprawy. Od jej ostatniej podróży do Indii minęło prawie trzydzieści lat. Tłumacząc im etapy godzenia się ze śmiercią, Russ powiedział, że niektórzy ludzie rozpaczliwie pragną cofnąć czas. Chociaż Sita uważała się za zbyt pragmatyczną, by folgować takim zachciankom, miała nadzieję, że córki zastaną Indie dokładnie takimi, jakimi je zostawiła.
Chciała im powiedzieć coś jeszcze. Przyznać się do czegoś, na co zdecydowała się po rozmowie z Russem. Będzie musiała znaleźć odpowiedni moment. O takich rzeczach nie wypadało pisać w liście; zniży głos i poprosi córki, aby podeszły bliżej. Na początku będą ją próbowały odwieść od tego pomysłu. „Nie wygłupiaj się, mamo” – powiedzą Rajni albo Shirina. „To jakiś żart, tak?” – zapyta Jezmeen, która niczego nie traktuje poważnie, nawet słów umierającej kobiety. A później wszystkie trzy zaczną protestować i wmawiać jej, że nie ma pojęcia, o czym mówi. Właśnie to było najbardziej frustrujące w umieraniu; wszystkim wydawało się, że myśli Sity zasnuwa mgiełka strachu, rozpaczliwe pragnienie życia. A przecież śmierć jest jedyną pewną rzeczą na tym świecie. Aby udowodnić swoim córkom, że mówi poważnie, każe im otworzyć szufladę i wyjąć z niej woreczek na biżuterię. Zajrzyjcie do środka. Widzicie? W takim razie przestańcie się spierać z własną matką.ROZDZIAŁ 1
_Wolałabym, żebyście pojechały do Indii w którymś z chłodniejszych miesięcy, ale ponieważ Rajni może wziąć urlop tylko podczas szkolnych wakacji, będziecie musiały to zrobić w lipcu lub sierpniu. Zabukujcie sobie bilety lotnicze i hotele jak najszybciej – wiem, że ostatnio byłam w Indiach ponad dwadzieścia lat temu, ale rezerwacje na ostatnią chwilę kosztują krocie._
Rajni nie miała skłonności do omdleń. Chwilę po tym, jak Anil powiedział jej o swojej dziewczynie, zastanawiała się, czy nie upozorować omdlenia, wiedziała jednak, że w ostatniej chwili wyciągnęłaby ręce, by złagodzić upadek. Nikt nie potraktowałby poważnie kobiety udającej, że mdleje. Słabe zasłabnięcie, dobre sobie.
Wpatrywała się więc w Anila, dokonując w umyśle prostych obliczeń:
36 – 18 = 18
Dziewczyna miała osiemnaście lat więcej niż jej syn.
36 ÷ 18 = 2
Dziewczyna była dokładnie dwa razy starsza od niego.
43 – 36 = 7
Dziewczyna była tylko siedem lat młodsza od Rajni.
Ostatni fakt sprawił, że zrobiło jej się niedobrze. Silny zapach niedojedzonej ryby również nie pomagał. Upiekła im na kolację trzy kawałki łososia, ponieważ dzięki kwasom tłuszczowym omega-3 wszyscy mieli dożyć setki. Czy dziewczyna Anila miała pojęcie o dobroczynnym działaniu tych kwasów? Pewnie nie.
– Daj spokój, mamo – odezwał się Anil, w odpowiedzi na co Rajni tylko pokręciła głową. Nie, nie, nie. Ten wieczór miał był szczególny: ostatnia wspólna kolacja przed jej wyjazdem do Indii. Skoro Anil wybrał akurat tę okazję, żeby powiedzieć im o swojej dziewczynie, to powinna ona być… no cóż, dziewczyną. Taką, która zwracałaby się do niej „pani Chadha” i której rodzice podchodziliby do Anila nieufnie, dopóki nie zaskarbiłby sobie ich sympatii dobrymi manierami i czystymi paznokciami.
Anil zwrócił się do Kabira:
– Tato – powiedział lekko rozpaczliwym tonem, dobitnie świadczącym o tym, że już wcześniej rozmawiali na ten temat bez niej. Przez twarz Kabira przemknął cień poczucia winy. Zerknął ukradkiem na Rajni.
– Wiedziałeś o tym? – zapytała męża. – Od jak dawna?
Kabir miał cienkie wargi, które prawie znikały, kiedy coś go zasmuciło.
– Przyszedł do mnie dziś rano – wyznał. – Pakowałaś się przed podróżą i nie chciałem ci przeszkadzać.
Kolacja – ranek = cały dzień.
Rajni spiorunowała Kabira wzrokiem, który zwykle rezerwowała dla niegrzecznych uczniów wysyłanych do jej gabinetu.
– I co o tym myślisz? Zechcesz się ze mną podzielić swoją opinią?
– Oczywiście jestem zaniepokojony, lecz Anil ma już tyle lat, że może podejmować własne decyzje.
– Zaniepokojony? Niepokoić to się można wtedy, gdy pani Willis nie ma siły wystawić swoich kontenerów na chodnik. Tu chodzi o naszego syna, Kabirze. Raptem kilka tygodni temu skończył szkołę średnią, a teraz informuje nas, że chce zamieszkać z kobietą dwa razy starszą od siebie! – Gdzie w ogóle zdołał poznać trzydziestolatkę? Nagle przyszło jej do głowy coś strasznego. – Chyba nie była twoją nauczycielką, co?
– Nigdy w życiu – oburzył się Anil. Rajni ciężko westchnęła. Całe szczęście. Zawsze martwiła się o Cass Finchley, nauczycielkę muzyki, która kołysała się nieco zbyt sugestywnie na skraju parkietu podczas pilnowania uczniów na szkolnych balach.
Kabir odchrząknął.
– Anilu, twoja matka i ja wróżymy ci świetlaną przyszłość. Nie chcemy, żebyś ją zaprzepaścił przez jakiś… romans.
– To nie jest żaden romans – odparł Anil. – Myślimy o sobie poważnie.
– Na pewno tak sądzisz, ale wcześniej czy później pojawią się problemy, synu. – Rajni zawsze czuła się wzruszona, kiedy Kabir zwracał się do Anila per synu. Było to staroświeckie, urocze i robiło jej się od tego cieplej na sercu. Teraz wypowiedział to słowo takim tonem, jakby zapomniał, co ono właściwie znaczy.
– Wszystkie przeszkody da się jakoś pokonać, prawda? – odparł Anil.
– Wszystkie? – powtórzyła za nim jak echo Rajni.
Chłopak wzruszył ramionami.
– Wywodzimy się z tej samej kultury. Mamy siebie. Ludzie zawsze powtarzają, że to najważniejsze.
– Pochodzicie z dwóch kompletnie różnych pokoleń. Ona jest dorosłą kobietą, a ty chłopcem! Równie dobrze moglibyście przylecieć z innych planet.
– Wszystkie przeszkody da się pokonać – powtórzył twardo Anil. Z tą swoją zaciśniętą szczęką tak bardzo przypominał Kabira, że Rajni miała ochotę zawiesić całą tę kłótnię i pobiec po aparat. Podobno ludzie zawsze robią najwięcej zdjęć swoim pierworodnym dzieciom. A że Anil był ich pierwszym i jedynym dzieckiem, Rajni pstrykała mu fotki bez strachu o to, że jego rodzeństwo poczuje się pominięte. Ich dom był kapliczką poświęconą dzieciństwu Anila, pełną portretów i obrazów malowanych palcami, a także ołówkowych kresek na ścianach dokumentujących, w jakim tempie rósł przez wszystkie te lata.
Lamenty nad przyszłością Anila powoli stawały się coroczną tradycją w ich rodzinie. W zeszłe lato kłócili się o to, że Anil postanowił nie zdawać na studia – chciał zrezygnować z nauki po skończeniu szkoły średniej. „W tych czasach i tak wszystkiego można się dowiedzieć z internetu, prawda?” – zapytał. Rajni wyszła z pokoju, a gdy wróciła, Kabir zapewnił ją, że przemówi ich synowi do rozsądku. Po wielu miesiącach osiągnęli wreszcie kompromis: Anil złoży papiery na studia, ale zrobi sobie rok przerwy od nauki. Miał w tym czasie znaleźć pracę (jego rodzice liczyli na to, że uświadomi sobie, jak ciężko pracują ludzie bez dyplomu wyższej uczelni), ale później zmarła jego babcia i zostawiła mu niewielki spadek, zamieniając rok przerwy od nauki w płatne wakacje.
– Zastanów się nad tym przez chwilę, Anilu – odezwał się Kabir. – Ta kobieta z pewnością jest już w takim wieku, że będzie się chciała ustatkować.
– Właśnie dlatego chcemy razem zamieszkać.
– Ale czy rozumiesz, co to dla niej znaczy?
Anil zacisnął palce na oparciu stojącego przed nim krzesła. Jego rewelacje poderwały całą trójkę na równe nogi, więc teraz stali nad talerzami z niedokończonym posiłkiem. Rajni po raz kolejny uderzył w nos łososiowy zapach. Pozbierała ze stołu talerze i wyniosła je do kuchni.
– Doskonale wiem, czego pragnie Davina – zapewnił ich Anil.
Kiedy Rajni wyrzucała resztki kolacji do kosza, nawiedził ją niechciany obraz syna kotłującego się w łóżku z doświadczoną kobietą. Przestań, upomniała się w myślach. Rozejrzała się za czymś – czymkolwiek – na czym mogłaby skupić uwagę. Na blacie leżała ulotka zostawiona poprzedniego wieczoru przez świadków Jehowy. Tylko zawracali ludziom głowę, ale nie potrafiła im zamknąć drzwi przed nosem – mieli takie blade policzki i imponująco wykrochmalone kołnierzyki. „W tym momencie jestem zajęta, ale może zostawicie mi coś do poczytania” – zaproponowała im na otarcie łez, choć wiedziała, że za dzień czy dwa ulotka trafi do kosza. „WASZE CIERPIENIA WKRÓTCE DOBIEGNĄ KOŃCA” – głosił nagłówek nad obrazkiem przedstawiającym zalaną słońcem zieloną łąkę. Jakie to musi być miłe, mieć taką pewność. Słowa z ulotki przyniosły Rajni chwilę ukojenia, po której znowu wróciła do rzeczywistości.
– Kobieta w tym wieku szuka sobie partnera na całe życie – odezwał się do syna Kabir.
– To nie jest tylko jakaś fraza, tato. – Miał na myśli „fazę”. Rajni była zbyt zdenerwowana, żeby go poprawiać, ale postanowiła wyjaśnić mu później różnicę.
Weszła zdecydowanym krokiem do salonu.
– Tik-tak! – krzyknęła, niemal przyprawiając bliskich o atak serca. – Kobiety po trzydziestce ciągle to słyszą, nawet jeśli nie chcą mieć dzieci. „Zafunduj sobie jedno, zanim będzie za późno”.
(Chociaż w jej przypadku brzmiało to raczej: „Zafunduj sobie kolejne dziecko, chyba nie chcesz poprzestać na jednym? Dokończ to, co zaczęłaś! Wolisz, żeby twój syn był jedynakiem?”_._ Tak jakby nie próbowali z Kabirem do momentu, aż seks stał się dla nich kolejnym rutynowym obowiązkiem, takim jak pranie czy płacenie rachunków za wodę).
– Właśnie – przyznał jej rację Kabir. – Presja społeczna. Silniejsza, niż mogłoby ci się wydawać, Anilu, szczególnie wśród dorosłych.
– Jedynymi ludźmi, którzy próbują na nas wywierać presję, jesteście wy. Poradzimy sobie z Daviną.
– A więc jeśli jutro zechce mieć dziecko, nie będzie ci to przeszkadzało? Zrezygnujesz z podróży i wieczornych wypadów na miasto z kolegami? – zapytał Kabir.
To go powinno ostudzić, pomyślała Rajni, widząc malujący się na twarzy syna niepokój. Anil planował wakacje w Europie: narty w Bułgarii, skakanie z wyspy na wyspę w Grecji, robienie Bóg wie czego w Amsterdamie.
– Owszem. Zrezygnuję z tego wszystkiego – odparł cicho, zaciskając palce na oparciu krzesła.
W pokoju zapadła cisza. Anil przygryzł wargę i wlepił wzrok w swoje zbielałe kłykcie.
Kabir patrzył na niego jak oniemiały.
– Co powiedziałeś?
– Że zrezygnuję dla niej z tego wszystkiego – powtórzył Anil.
– Synu?
– Mamo, tato, to nic takiego, okej? Musicie mi obiecać, że nie ześwirujecie.
Ściany pokoju zaczęły się rozmazywać, a podłoga lekko zachwiała się Rajni pod stopami. Usłyszała, jak Kabir odpowiada łagodnym głosem:
– W porządku, obiecujemy. Co się stało?
– Davina jest w ciąży – odparł ich syn.
A później rzeczywiście zemdlała.
Klientka widziała w internecie filmik o tym, że dzięki bronzerowi można wyglądać pięć kilo szczuplej.
– Ta dziewczyna przejechała sobie pędzelkiem po twarzy i nagle się okazało, że ma kości policzkowe! – nie mogła się nadziwić.
– Te filmiki są naprawdę pomocne – przyznała Jezmeen. – Zawierają mnóstwo przydatnych wskazówek.
Szczególnie dla kogoś takiego jak ona, kto nie miał doświadczenia w robieniu profesjonalnego makijażu. Po tym, jak zawieszono ją na stanowisku prowadzącej _DisasterTube_, jedna z zatrudnionych w studiu makijażystek zaproponowała jej tę fuchę. To tylko na jakiś czas, powtarzała sobie Jezmeen. Wkrótce jej los się odwróci i znajdzie sobie nową rolę. Gdy ostatnio sprawdzała, filmik z jej udziałem miał 788 wyświetleń, co trudno nazwać szaloną popularnością, ale jej agent Cameron nadal twierdził, że powinni uważać.
– Przyczaj się i zaczekaj, aż opadnie kurz – poradził swojej klientce. Dysponował niewyczerpanymi pokładami pocieszających banałów, takich jak: „Daj sobie trochę czasu”, co w wolnym tłumaczeniu oznaczało: „Przyjmij najmniej uwłaczającą pracę, jaką ci zaproponują, i cierpliwie czekaj, aż anonimowy tłum internautów zdecyduje o twoim losie”.
– Czy w takim razie nałożysz mi bronzer? – zapytała Stella.
– Mam na ciebie inny pomysł – odparła ciepło Jezmeen. Na pewno zacznie od znalezienia podkładu, który będzie lepiej pasował do cery Stelli, bo teraz bliżej jej było do Zatrzaśniętej w Solarium niż Blasku Letniego Poranka.
Kiedy Jezmeen przecierała wacikiem policzki Stelli, dopadło ją uczucie lekkiego déjà vu. Kiedyś to Rajni nakładała jej makijaż, a Jezmeen starała się nie wiercić i nie odwracać w stronę lustra dla sprawdzenia efektu. Jezmeen pamiętała również, jak malowała mamę rankiem w dniu ślubu Shiriny. Profesjonalna makijażystka uparła się, żeby pomalować jej powieki śliwkowym cieniem i obrysować je grubą kreską. Mama była przerażona. „Nie mogę wejść w takim stanie do świątyni – jęknęła. – Ludzie powiedzieliby, że…” Nie dokończyła zdania, co rzadko jej się zdarzało. Widocznie wystarczyło, by powiedzieli cokolwiek. „Przynieś chusteczki, Jezmeen” – rozkazała. Kiedy pomagała mamie zmyć makijaż, Jezmeen zwróciła uwagę na jej obwisłą skórę na policzkach i opadające powieki i obiecała sobie, że nigdy się nie zestarzeje.
Leżący na blacie telefon zabuczał.
– Przepraszam – powiedziała do Stelli i nachyliła się, żeby spojrzeć na wyświetlacz. Wiadomość od Rajni. Jezmeen postanowiła ją zignorować. Rajni pewnie panikowała przed podróżą i pytała o to, czy siostry zaszczepiły się przeciwko tężcowi, albo o coś równie idiotycznego.
– Użyjemy teraz primera – oznajmiła Jezmeen, pokazując Stelli buteleczkę. – To świetna baza, dzięki której makijaż będzie znacznie trwalszy. – Telefon ponownie zabuczał. – Przepraszam – powtórzyła, zerkając ze złością na ekran.
– Nie szkodzi, złotko. Chłopak pewnie jest o ciebie zazdrosny.
Ha! Gdyby tylko miała chłopaka, choćby i zazdrosnego. Jej ostatni związek zakończył się jednak większą katastrofą, niż Stella byłaby sobie w stanie wyobrazić.
– To tylko moja siostra – wyjaśniła Jezmeen. – W czwartek lecimy do Indii i pewnie chce mi przypomnieć o spakowaniu kremu do opalania czy coś w tym stylu.
– Wakacje! Wybieracie się tylko we dwie?
– We trzy. Nasza najmłodsza siostra przyleci aż z Australii.
– Jak uroczo – stwierdziła Stella.
Ludzie zawsze tak mówili, kiedy Jezmeen wspominała o tym, że ma dwie siostry. Uroczo. Kameralne herbatki i długie rozmowy. Nierozerwalna więź. Stella uśmiechała się do niej tak promiennie, że Jezmeen postanowiła nie wspominać o tym, jak bardzo nie ma ochoty jechać do Indii w towarzystwie wiecznie zadzierającej nosa Rajni i irytująco perfekcyjnej Shiriny.
– Robimy to dla naszej mamy – wyjaśniła. – Zmarła w listopadzie, a my lecimy do Indii, żeby uczcić jej pamięć i rozrzucić prochy.
– Jakie to piękne. Cóż za wspaniały hołd – wydusiła z siebie Stella, po czym wzięła Jezmeen za rękę.
Teraz pewnie wyobrażała sobie trzy posłuszne córki wspinające się w zwiewnych białych szatach na spowitą mgłą górę i przekazujące sobie urnę z prochami matki. I znowu się pomyliła. Pielgrzymki nie były nawet obowiązkowe w ich religii (Jezmeen poczytała sobie trochę w internecie na temat sikhizmu i wysłała Rajni wszystkie linki w ramach nieustającej kampanii przeciwko wszystkiemu, co starsza siostra zamierzała robić w Indiach), ale kiedy leczenie przestało działać, mama zwróciła się w stronę bardziej uświęconych metod. Była jednak zbyt słaba, żeby odbyć niektóre rytuały i odwiedzić po raz ostatni święte miejsca, więc powierzyła to zadanie córkom. Jezmeen zwróciła uwagę na to, że matka przemyciła do planu podróży kilka punktów służących wyłącznie temu, by spędziły trochę czasu tylko we trzy. Pewnie wiedziała, że same nie wpadną na taki pomysł. Z punktu widzenia Jezmeen w całej tej podróży chodziło nie tyle o duchowość, ile o to, żeby wspólnie gdzieś pojechały.
Tym razem jej telefon zaczął dzwonić.
– Na litość boską – zdenerwowała się.
– Odbierz, złotko. Może to coś ważnego.
– Dziękuję, Stello. – Jezmeen sięgnęła po telefon. – Jestem w pracy, Rajni.
– Widziałaś wiadomości ode mnie? Będziesz musiała przyjechać na lotnisko sama. Wczoraj przy kolacji dowiedziałam się o czymś… i muszę sobie z tym jakoś poradzić. Kabir odwiezie mnie prosto na lotnisko.
– W porządku. To wszystko?
– Tak – odparła niepewnie Rajni. – O której planujesz wyjechać?
– Będę na Heathrow dwie godziny przed wylotem, Rajni, spokojna głowa.
– Jesteś jeszcze w pracy?
– Tak, i zamierzam do niej wrócić. Na razie!
Rajni zaczęła coś mówić, ale Jezmeen się rozłączyła. Wyciszyła telefon i wróciła do Stelli.
– Użyję dwóch różnych korektorów, ponieważ mamy do czynienia z dwoma rodzajami niedoskonałości.
– Czy mam je ze sobą zmieszać? – zapytała Stella.
– Nie, tego kosmetyku użyjemy pod oczy, a tym zamaskujemy wypryski na brodzie. – Jezmeen uniosła kolejno buteleczki. Kiedy Stella się im przyglądała, Jezmeen zerknęła na telefon. Miała dziwne przeczucie. Dlaczego Rajni pytała o to, czy jest jeszcze w pracy, skoro wylatywały dopiero w czwartek?
– Chyba będę musiała to sobie zapisać – stwierdziła Stella, przetrząsając torebkę. – Bo inaczej zapomnę, jak ich używać.
– Proszę bardzo. – Jezmeen podała klientce ołówek i karteczkę z narysowaną na niej twarzą. – Narysuj strzałkę prowadzącą w okolice oczu i zapisz: „Nude Secret 19”.
Stella miała wyjątkowo staranny charakter pisma.
– Masz świetne podejście, złotko. Czy ktoś już ci to mówił?
Jezmeen uśmiechnęła się zaskoczona.
– Dziękuję.
– Muszę koniecznie wziąć od ciebie wizytówkę. Czy malujesz także prywatnie? Moja córka szuka dobrej makijażystki na swój ślub. Co prawda to dopiero na wiosnę, ale porządnych specjalistów trzeba zaklepywać z dużym wyprzedzeniem.
Uśmiech Jezmeen w jednej sekundzie zgasł. Wiosna przyszłego roku! Na myśl o tym, że mogłaby wtedy pracować na stoisku kosmetycznym, poczuła ściskanie w żołądku. Nie ma mowy. Jezmeen po prostu się przyczaiła i dała sobie trochę czasu, czekając, aż opadnie kurz. Ludzie szybko zapominają. Chociaż Cameron uważał, że w tym przypadku niekoniecznie tak będzie. „Nie ma zbyt wielu ról dla hinduskich aktorek – tłumaczył. – A reżyserzy nie mogą sobie pozwolić na kiepski PR, angażując do filmu kogoś nowego. W tej chwili wiele czynników przemawia przeciwko tobie”. Litościwie przemilczał fakt, że na rynku jest już jedna Polly Mishra. Wiedział, że Jezmeen nie cierpi być porównywana do aktorki, która przyćmiła ją od razu, gdy tylko pojawiła się na scenie.
Kiedy Stella zapisywała sobie nazwę kosmetyku, Jezmeen dyskretnie zerknęła na telefon. Przez ostatnie dwie minuty Rajni dzwoniła do niej aż trzy razy i wysłała SMS o treści: „WIESZ O TYM, że lecimy dziś wieczorem, prawda?”.
Serce Jezmeen na moment przestało bić. Prawie wypuściła telefon z ręki. Szybko odpisała siostrze: „JASNE, że tak. Właśnie kończę pracę i jadę prosto na lotnisko”.
Jak to się u diabła stało? Miały przecież lecieć w czwartek, a nie we wtorek. Mgliście pamiętała rozmowę z Rajni o tańszym locie w czwartek. „Co prawda jest o drugiej w nocy, ale to chyba nie problem” – stwierdziła Rajni. W tonie jej głosu było coś, co nie wiedzieć czemu zirytowało Jezmeen, więc powiedziała: „Nie wszyscy mają wakacje”; wtedy Rajni zabukowała wtorkowy lot.
A może Jezmeen tylko sobie wyobraziła, że Rajni dała za wygraną? Czasami prowadziła z nią wyimaginowane rozmowy, tak jak wcześniej z mamą – wolała to niż prawdziwe kłótnie. Z tych wymyślonych to zawsze Jezmeen wychodziła obronną ręką, jej oponentka zaś przepraszała, a czasami nawet błagała o przebaczenie. A więc jednak wylatywały dziś wieczorem. Wylatywały dzisiaj! Jezmeen będzie musiała zadzwonić do szefowej i powiedzieć, że wypadła jej ważna sprawa rodzinna.
– A jak się nazywa primer? – zapytała Stella.
– Po prostu primer – odparła Jezmeen. Niech to szlag. Nie pamiętała nawet, gdzie jest jej walizka.
– Ojej – westchnęła Stella, niechcący dziurawiąc kartkę ostrym czubkiem ołówka.
W rzeczy samej.
Na lotnisku w Melbourne chmara krewnych odprowadzała parę starszych Hindusów. Shirina patrzyła, jak cała ich grupa – przypominająca rój os – zmierza w kierunku odprawy bagażowo-biletowej.
– Myślisz, że wracają do domu? Czy lecą w odwiedziny? – zapytała.
Sehaj wzruszył ramionami.
– Bez różnicy. Odprawa dla wszystkich wygląda tak samo. – Przeglądał coś na telefonie. Shirina zerknęła na wyświetlacz. Cyferki i wykresy. Takie tam służbowe sprawy, mruknąłby pod nosem, gdyby zapytała, co go tak pochłonęło.
– Moim zdaniem raczej to drugie. Jak sądzisz? – zapytała, przyglądając się krewnym starszej pary.
– Nie wiem – burknął Sehaj.
– Próbuję tylko znaleźć jakiś temat do rozmowy – wyjaśniła i dopiero wtedy się ocknął.
Odłożył telefon i zatknął jej kosmyk włosów za ucho.
– Przepraszam – szepnął, przyciskając wargi do jej skroni.
Shirina przytuliła głowę do jego piersi. I pomyśleć, że to właśnie na zatłoczonym lotnisku zdołali wreszcie znaleźć chwilę intymności tuż przed jej wylotem. Przez ostatnich kilka dni towarzyszyło im głównie pełne napięcia milczenie. Zacisnęła powieki. Koszula Sehaja pachniała mieszanką wody kolońskiej i płynu do płukania poleconego przez jego matkę. Życie małżeńskie Shiriny pachniało świeżo wyprasowaną pościelą; była to pierwsza rzecz, na jaką zwróciła uwagę, gdy wprowadziła się do ich domu trzy lata temu. Sehaj pogładził ją po włosach. Przestraszyła się, że może się rozpłakać, więc szybko wyswobodziła się z uścisku i poczuła, jak coś ciężkiego przetacza jej się po stopie.
– Auć – jęknęła, cofając nogę spod kółek walizki. Kobieta, która ją za sobą ciągnęła, niczego nie zauważyła. Odeszła w kierunku bramki w szpilkach, które wyglądały, jakby dźgała nimi ziemię przy każdym kroku.
– Moim zdaniem mieszkają tutaj i tylko wyjeżdżają na wakacje – stwierdził Sehaj, wskazując głową na starszą parę. – Ich krewni wyglądają na bardzo zadowolonych.
– Ale dlaczego miałyby ich odprowadzać wszystkie dzieci i wnuki? – zastanawiała się głośno Shirina.
– Może to długie wakacje? – odparł Sehaj. – Albo mają tam dom, w którym spędzają kilka miesięcy w roku?
Przyjemnie byłoby uciec z Melbourne na kilka miesięcy. Po niebie każdego dnia przetaczały się szare chmury, zalewając miasto lodowatym deszczem. Żaden mieszkaniec Anglii nie pomyślałby, że w Australii może być zimno. Nawet Shirina nie chciała w to wierzyć, dopóki nie poślubiła Sehaja i się tam nie przeprowadziła. A teraz za każdym razem, gdy słyszała w wiadomościach o przetaczających się przez Europę w lipcu falach upału, wyglądała przez okno na śliskie, mokre drogi i gałęzie drzew uginające się pod silnym wiatrem i zastanawiała się, jak to możliwe.
– A tamci? – zapytał Sehaj, wskazując dwóch młodych mężczyzn. – Bracia? Najlepsi przyjaciele?
– Przyjaciele – odparła Shirina, zadowolona, że znowu się w to bawią. Podczas miesiąca miodowego, gdy utknęli na lotnisku w Stambule z powodu śnieżycy (było to kolejne miasto, którego Shirina nie podejrzewała o zimę, nie mówiąc już o śnieżycach), dla zabicia czasu wymyślali różne historie na temat obcych ludzi. Dwa i pół roku to nie tak długo, ale Shirina czuła, że musi przypomnieć Sehajowi tamten beztroski okres w ich życiu.
– Pamiętasz, jak wtedy w Stambule w końcu wsiedliśmy do samolotu i dostaliśmy miejsca za plecami pary hollywoodzkich szpiegów? – zapytała.
Oczy Sehaja rozbłysły.
– Oboje wyglądali jak gwiazdy filmowe i nie mogli oderwać od siebie rąk.
Przez cały lot całowali się i obmacywali. Shirina i Sehaj doszli do wniosku, że tych dwoje musi być w podróży poślubnej, chociaż swoimi publicznymi umizgami zdeklasowali resztę nowożeńców. Jednak później, tuż przed lądowaniem, zajęli miejsca w dwóch różnych rzędach i wysiedli z samolotu oddzielnie. Shirina i Sehaj patrzyli, jak każde z nich staje w innej kolejce do odprawy celnej, a później kochankowie rozeszli się w dwie różne strony, nawet na siebie nie patrząc. Kobieta poszła w kierunku metra, mężczyzna zaś został przy karuzeli bagażowej.
– To musieli być szpiedzy – stwierdził Sehaj, wielki fan thrillerów, których akcja rozgrywa się w czasach zimnej wojny.
Shirina spojrzała na zegarek. Niedługo będzie musiała się zbierać. Na tablicy odlotów pojawiły się nowe nazwy miast i godziny lotów, między innymi do Berlina i Dżakarty, Pretorii i Chicago – jednym słowem, mogła polecieć wszędzie. Cóż za elektryzująca myśl. Poczuła się tak, jakby znowu siedziała przed ekranem laptopa i przeglądała profile mężczyzn, z których każdy mógł się dla niej okazać przepustką do nowej, nieznanej przyszłości.
Sehaj cały zesztywniał, a Shirina poczuła, że żołądek zaciska jej się w supeł. Miała wrażenie, że mąż chce jej coś powiedzieć.
– Lepiej już pójdę – oznajmiła. – Obiecałam Jezmeen, że kupię jej parę rzeczy w sklepie wolnocłowym. – Było to drobne, niedoskonałe kłamstwo. Ile czasu upłynęło od ich ostatniej rozmowy? Gdyby nawet Jezmeen czegoś stamtąd potrzebowała, pewnie i tak nie powiedziałaby o tym młodszej siostrze.
– W porządku – odparł w zamyśleniu Sehaj. Wstali z miejsc, a on wziął jej walizkę. Hinduska rodzina wciąż tkwiła przed stanowiskiem odpraw, chociaż nigdzie nie było widać starszej pary. – Przepraszam – zwrócił się do nich, ale nawet nie drgnęli. – Przepraszam – powtórzył bardziej zdecydowanym głosem. Przesunęli się tylko trochę, zajęci rozmową. – Ludzie, dajcie spokój, przecież to lotnisko. Nie stójcie w przejściu – zirytował się Sehaj i dopiero wtedy zwrócili na niego uwagę. Shirina próbowała go wziąć za rękę, ale jej mąż zaczął przepychać się przez tłum, torując sobie drogę łokciami.
– Przepraszam – wymamrotała ze spuszczoną głową, chociaż też była poirytowana. Czar chwili bezpowrotnie prysnął.
Przytuliła męża w nadziei, że przestanie się złościć, ale jego ciało wciąż było napięte.
– Przepraszam, Sej – powiedziała wreszcie.
Jak to możliwe, że niektóre małżeństwa ciągle się kłócą? – zachodziła w głowę. Sama nie mogła sobie poradzić nawet z tym jednym konfliktem. Wolała przeprosić. Nawet jeśli nie zrobiła nic złego, było jej przykro z powodu całej tej sytuacji.
Nagle Sehaj wyciągnął coś z kieszeni. Shirina od razu poznała papeterię – sztywny kremowy papier najwyższej jakości – i pismo teściowej. Spojrzała na zapisane na kartce nazwisko i adres, po czym wlepiła wzrok w męża.
– Nie wolno ci wrócić do domu, dopóki tego nie zrobisz – powiedział Sehaj, wciskając kartkę w dłoń żony. Nie dał jej ani chwili na odpowiedź. Po prostu odszedł i zniknął w tłumie.