- promocja
Pole - ebook
Pole - ebook
Zaczęło się od poszukiwania sposobu na zwalczenie kryzysu paliwowego w 1973 roku, a skończyło jako rewolucyjne odkrycie naukowe, porównywalne z osiągnięciami teorii względności i fizyki kwantowej, przeprowadzono dowód: jesteśmy połączeni z resztą świata.
Na początku lat siedemdziesiątych, w samym środku kryzysu energetycznego, garstka naukowców, próbując znaleźć substytut ropy naftowej przypadkowo zaobserwowała niezwykłe zjawisko, jak się okazało z dziedziny mechaniki kwantowej - pole punktu zerowego. Pole o niewyobrażalnie wielkiej energii, ocean mikroskopijnych wibracji - odpowiedź na ważkie pytania, rozwiązanie wielu problemów. To, w tak zwanej "martwej przestrzeni", znajduje się klucz do życia, komunikacji międzykomórkowej, DNA, rozwiązanie zjawisk paranormalnych, takich jak postrzeganie pozazmysłowe i leczenie duchowe, a także zbiorowa nieświadomość.
Pole. W poszukiwaniu tajemniczej siły wszechświata to mrożąca krew w żyłach opowieść z CIA, tajemnymi rosyjskimi ośrodkami doświadczalnymi i kosmicznymi programami NASA w tle. To podróż w czasie, w trakcie której garstka naukowców odkrywa fizykę niemożliwości.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8252-933-3 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Książka ta zaczęła powstawać osiem lat temu, kiedy w toku pracy zaczęłam napotykać cuda. Nie cuda w zwykłym znaczeniu tego słowa, jak rozstępujące się morze czy mnożące się wykładniczo bochenki chleba, ale jednak cuda, ponieważ kompletnie zmieniały sposób, w jaki myślimy o funkcjonowaniu świata. Cuda, z którymi się zetknęłam, dotyczyły ścisłych dowodów skuteczności metod leczenia, które lekceważyły wszystko to, co wiedzieliśmy na temat naszej biologii.
Odkryłam na przykład trochę dobrych prac na temat homeopatii. Badania randomizowane, podwójnie ślepych, z zastosowaniem metody placebo – najlepszy standard współczesnej medycyny naukowej – pokazały, że można wziąć jakąś substancję, rozcieńczyć ją tak, że nie zostaje nawet jedna cząsteczka, podać ten roztwór pacjentowi – teraz już w postaci samej wody – a pacjent zaczyna zdrowieć*1. Odkryłam też podobne badania dotyczące akupunktury; wykazano w nich, że nakłuwanie skóry cieniutkimi igłami w konkretnych miejscach ciała, wzdłuż tzw. kanałów energetycznych, może być skuteczne w leczeniu niektórych schorzeń.
Co do uzdrawiania duchowego, to choć niektóre badania były złej jakości, pewna ich liczba była jednak na tyle wiarygodna, by sugerować, że faktycznie mamy tu do czynienia z czymś ciekawym i że w leczeniu na odległość może być coś więcej niż tylko efekt placebo czy przypadkowa poprawa samopoczucia. W wielu badaniach pacjenci nie wiedzieli nawet, że ktoś próbuje ich uzdrawiać. A jednak były dowody, że niektórzy ludzie potrafią skupić się na oddalonym pacjencie i w jakiś sposób zaczyna się on czuć lepiej.
Odkrycia te wywołały u mnie ciekawość, ale również głęboki niepokój. Wszystkie te praktyki opierały się na całkowicie odmiennym modelu ludzkiego organizmu niż obowiązujący we współczesnej nauce. Były to systemy medyczne, które działały jakoby na jakichś „poziomach energetycznych”, a ja byłam ciekawa, jaką to właściwie energię wykorzystują.
W środowisku osób zajmujących się medycyną alternatywną powszechnie używa się określeń takich jak „subtelna energia”, ale dla niedowiarka wewnątrz mnie nie było to satysfakcjonujące wyjaśnienie. Skąd pochodzi ta energia? Gdzie rezyduje? Co to znaczy, że jest subtelna? Czy istnieje coś takiego jak pole energii człowieka? I czy to ono jest odpowiedzialne nie tylko za te alternatywne metody uzdrawiania, ale również za wiele innych tajemniczych zdarzeń, które nie dają się wyjaśnić? Czy było jakieś źródło energii, którego nie rozumiemy?
Jeśli działa coś takiego jak homeopatia, to staje na głowie wszystko, co wiemy na temat naszej fizycznej i biologicznej rzeczywistości. Jedna z tych dwóch rzeczy musi się mylić – albo homeopatia, albo standardowa wiedza medyczna. Wydaje się, że aby zaakceptować to, co wydaje się prawdą w tak zwanej medycynie subtelnych energii, potrzeba i nowej biologii, i nowej fizyki.
Zaczęłam własne badania, próbując ustalić, czy jacyś naukowcy prowadzą badania sugerujące alternatywną wizję świata. Pojechałam do wielu miejsc na świecie, spotkałam się z fizykami i innymi znanymi pionierami nauki w Rosji, Niemczech, Francji, Anglii, Ameryce Południowej i Środkowej, i w USA. Korespondowałam i rozmawiałam przez telefon z wieloma badaczami w innych krajach. Brałam udział w konferencjach, na których prezentowano zupełnie nowe odkrycia. Ogólnie rzecz biorąc, postanowiłam trzymać się naukowców o ustalonej renomie, działających zgodnie z rygorystycznymi zasadami pracy naukowej. W środowisku osób zajmujących się alternatywnymi metodami leczenia było już dość spekulacji, a ja – żeby móc to rozgryźć i zrozumieć – chciałam, by wszelkie nowe teorie miały solidne podstawy w dowodach matematycznych lub doświadczalnych – precyzyjnych równaniach, prawdziwej fizyce.
Kiedy zaczęłam się zagłębiać w temacie, odkryłam małą, lecz spójną społeczność, złożoną ze znakomitych naukowców o uznanym dorobku, która zajmowała się pewnym niewielkim aspektem tego samego. Ich odkrycia były niesamowite. To, nad czym pracowali, zdawało się obalać współczesne prawa biochemii i fizyki. Ich praca nie tylko wyjaśniała, dlaczego może działać homeopatia i uzdrawianie duchowe. Ich teorie i doświadczenia składały się na nową naukę, nowe widzenie świata.
_Pole_ powstało głównie dzięki wywiadom z wszystkimi głównymi naukowcami wspomnianymi w tej książce oraz na podstawie lektury ich najważniejszych publikacji. Byli to: Jacques Benveniste, William Braud, Brenda Dunne, Bernhard Haisch, Basil Hiley, Robert Jahn, Ed May, Peter Marcer, Edgar Mitchell, Roger Nelson, Fritz-Albert Popp, Karl Pribram, Hal Puthoff, Helmut Schmidt, Elisabeth Targ, Russel Targ, Charles Tart i Mae Wan-Ho. Uzyskałam olbrzymią pomoc i wsparcie od każdej z tych osób, telefonicznie i listownie. Większość z nich godziła się na rozliczne wywiady – często dziesięć lub więcej. Jestem im wdzięczna za zgodę na tak liczne konsultacje i zezwolenie na pracowite sprawdzanie podanych faktów. Tolerowali moje ciągłe wtrącanie się, a także mą ignorancję, a ich pomoc była nieoceniona.
Szczególnie muszę podziękować Deanowi Radinowi za nauczenie mnie statystyki, Halowi Puthoffowi i Peterowi Mercerowi za to, co urosło do kursu fizyki, Karlowi Pribramowi za zaznajomienie z neurodynamiką mózgu i Edgarowi Mitchellowi za dzielenie się ze mną najnowszymi odkryciami.
Jestem też wdzięczna wielu osobom, z którymi rozmawiałam lub korespondowałam, byli to: Andrei Apostol, Hanz Betz, Dick Bierman, Marco Bischof, Christen Blom-Dahl, Richard Broughton, Toni Bunnel, William Corliss, Deborah Delanoy, Suibert Ertel, George Farr, Peter Fenwick, Peter Garaiev, Valerie Hunt, Enzio Insinna, David Lorimer, Hugh MacPherson, Robert Morris, Richard Obousy, Marcel Odier, Beverly Rubik, Rupert Sheldrake, Dennis Stillings, William Tiller, Marcel Truzzi, Dieter Vaitl, Harald Walach, Hans Wendt i Tom Williamson.
Wprawdzie do mych przemyśleń i wniosków przyczyniła się cała gama książek i publikacji, jednakże jestem szczególnie zobowiązana za zestawienie dowodów na istnienie fenomenów psychicznych zawarte w książce Deana Radina _The Conscious Universe: The Scientific Truth of Sychic Phenomena_ (New York: Harper Edge, 1997) i książce Richarda Broughtona _Parapsychology: The Controversial Science_ (New York: Ballantine, 1991). To samo odnosi się do autorów takich jak Larry Dossey, którego liczne publikacje były niezwykle użyteczne w dokumentowaniu uzdrawiania duchowego, oraz Ervin Laszlo, autor fascynujących teorii próżni przedstawionych w książce _The Interconnected Universe: Conceptual Founadations of Transdisciplinary Unified Theory_ (Singapur: World Scientific, 1995)_._
Mam też ogromny dług wdzięczności wobec całego zespołu wydawnictwa HarperCollins, zwłaszcza mej redaktorki, Wandy Whiteley, za natychmiastowe zrozumienie, o czym jest ta książka, i wsparcie mnie swym entuzjazmem. Jestem szczególnie wdzięczna Andrew Colemanowi za jego pieczołowitą redakcję oryginału. I mam dług wobec mego zespołu w „What Doctors Don’t Tell You” za ich poparcie dla tego przedsięwzięcia. Julie McLean i Sharyn Wong szczególnie za pierwszą pomoc o jedenastej i Kathy Mingo za niezawodne wsparcie, które umożliwiło mi balansowanie między domem i pracą.
Szczególne podziękowania należą się Peterowi Robinsonowi, memu brytyjskiemu przedstawicielowi, oraz Danielowi Benorowi, międzynarodowemu agentowi literackiemu, za entuzjastyczne ustosunkowanie się do tego projektu. Bardzo też chciałabym podziękować memu agentowi w Ameryce, Russelowi Galenowi, którego niesłabnąca wiara w celowość tej publikacji była co najmniej zadziwiająca.
Muszę też wspomnieć o mych dzieciach, Caitlin i Anyi, poprzez które doświadczam codziennie istnienia Pola. I jak zwykle największe podziękowania należą się memu mężowi, Bryanowi Bubbrdowi, za pomoc w zrozumieniu prawdziwego znaczenia tej książki i prawdziwego znaczenia połączenia wzajemnego.Przedmowa
Moja matka zmarła cztery dni przed Bożym Narodzeniem. Spędziliśmy ten smutny, ostatni tydzień 1996 roku w jej domu na Florydzie, oddając jej ostatnią posługę, porządkując jej rzeczy, wiążąc razem setki luźnych końców, które pozostawia śmierć. Pewnego popołudnia, przeglądając lary i penaty w jej sypialni, natknęłam się pod jej łóżkiem na małe rdzawe pudełko z pamiątkami i odkryłam w nim, tuż obok różowego dziecięcego albumu i kilku spłowiałych polaroidowych fotografii, paczkę moich listów do domu z czasów nauki w college’u.
Otworzyłam kilka kolorowych kopert i przysiadłam, by odczytać zagmatwane pismo z czasów mojej młodości, szczegółowy opis mojego pierwszego roku poza domem. Pośród najrozmaitszych wymyślonych osiągnięć – dyskretnie upewniających mych rodziców w sensowności ich inwestycji – znalazłam takie zdanie: „Dziś mam zamiar poznać astronomię”.
Uśmiechnęłam się, wspominając tę pretensjonalną, młodszą mnie, ale wszelkie rozbawienie szybko znikło, gdy uświadomiłam sobie, że moja matka by tak nie zareagowała. Ona natychmiast pojęłaby prawdziwe znaczenie tego zdania – _mam zamiar nauczyć się astronomii w jeden dzień_; ona, która tyle włożyła w tę cechę mego charakteru, byłaby zadowolona z tej mej wczesnej pewności, że jestem w stanie bezpiecznie położyć na łopatki każdego potwora, który stanie mi na drodze.
_Dziś mam zamiar poznać astronomię_. To zdanie stało się czymś w rodzaju przysłowia, które mój mąż i ja często powtarzaliśmy w czasie pisania tej książki. Dla nienaukowca takiego jak ja pomysł tej publikacji wydawał się równie groteskowy co próba połknięcia całej wiedzy astronomicznej jednym łykiem.
_Pole_ powstało dzięki podstępowi. Przekonałam moich wydawców, by zainwestowali w coś, co było w zasadzie podróżą bez kompasu – aby zobaczyć, czy jest coś takiego jak „pole energetyczne człowieka”. Zaczęłam, jak zwykle robią to dziennikarze, od żerowania na gotowym. Jeździłam na konferencje. Czytałam artykuły naukowe. Skontaktowałam się z pionierami tych badań na całym świecie.
W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, najpierw z ciekawością, a potem z przerażeniem, że wkroczyłam w obszar nowy i niebezpieczny, naukę raczkującą, będącą w stadium powstawania. Naukowe podstawy, które przyjęliśmy, na których spoczywały pełne przekonania założenia na temat nas samych i naszego miejsca w świecie, rozpadały się dosłownie na moich oczach. Wyglądało na to, że książka mająca mnie wprowadzić w świat pisarstwa będzie wymagała ni mniej, ni więcej, tylko przedefiniowania naszych współczesnych poglądów na rzeczywistość.
_Dziś mam zamiar poznać astronomię._ Przez kilka lat, zbierając materiały do _Pola_ i zapoznając się z kolejnymi badaniami w tej dziedzinie, pobierałam nauki u mniej więcej dwudziestu pięciu cierpliwych pionierów nauki. Wierciłam im dziurę w brzuchu, podlizywałam się, żądałam wyjaśnień i wyłudzałam od każdego z nich niezliczone godziny, do dwudziestu wywiadów na głowę, wyciągając informacje, a w końcu wymuszając jakieś proste tłumaczenie koncepcji, które często dla fizyków istnieją tylko w postaci matematycznej. _Co to właściwie jest spójność kwantowa? Dlaczego istnieje pole punktu zerowego?_ Brałam ich często niezrozumiałe odpowiedzi i przetwarzałam na metafory, aż wreszcie obydwoje byliśmy zgodni co do brzmienia tego laickiego przybliżenia.
Podjęłam próbę dialogu sokratejskiego, przedstawiając każde odkrycie jako problem filozoficzny, na który należy spojrzeć w szerszym kontekście. _Czy istnieje świadomość, czy to tylko pole punktu zerowego?_ Jednakże poza kilkoma zapaleńcami, takimi jak fizyk Hal Puthoff, były dziekan szkoły inżynieryjnej w Princeton Robert Jahn i jego koleżanka, psycholog Brenda Dunne, wszyscy z wyrachowaniem unikali wszelkich rozmów na temat metafizycznych implikacji tych badań. Nikt nie miał ochoty rozmawiać, przynajmniej publicznie, o szerszej perspektywie, kolektywnym znaczeniu tak wielu pojedynczych odkryć czy dokonać syntezy wszystkich tych materiałów w całość. To zadanie, jak z bólem zrozumiałam, pozostawiono mnie.
Przez kilka lat dreptałam po przedpokoju, łkałam za biurkiem, zaniedbywałam dzieci i odkładałam inne prace w stosie na blacie. Nocami dyskutowałam z mężem, absolwentem wydziału filozofii, na odwieczne tematy: _Czym właściwie jest czas i przestrzeń? Czy jeśli nie patrzymy, Wszechświat znika?_ „Zostaw na boku czas i wszystko zaczyna mieć sens”, rzucił kiedyś Bob Jahn od niechcenia. Czy to możliwe? Albo, wracając do rzeczy, czy była to konieczność?
W tym czasie pisałam w gorączkowej panice, budując książkę jak tort, dodając nową warstwę znaczeń, gdy jakiś niuans stał się dla mnie jasny, a końcową powłokę dodałam dosłownie na kilka miesięcy przed publikacją.
W pewnym momencie zaczęłam pisać w konwencji sugerującej, że ten proces zachodzi PRZEZE MNIE. Każdego ranka szłam do komputera, a słowa i koncepcje wylewały się ze mnie w języku, którzy brzmiał obco – aż zdałam sobie sprawę, że znalazłam nowy głos i nowy temat, czy może to one w końcu mnie znalazły. Kiedy książka się ukazała, przeczytałam ją ze zdziwieniem, że faktycznie jest to moja praca.
Zaczęłam swą dziennikarską karierę w latach siedemdziesiątych jako dziennikarz śledczy i to podejście do pracy, trudne i bazujące na faktach, nigdy mnie nie opuściło. Przez wiele lat redagowałam biuletyn pod tytułem „What Doctors Don’t Tell You” (_Czego nie mówią wam lekarze_), krytykę współczesnej medycyny. Wprawdzie moja sympatia leży po stronie medycyny alternatywnej, po latach studiów nad ograniczeniami klasycznej medycyny Zachodu, nadal wymagam dowodów. Nie zwróciłam się ku wschodniej ezoteryce czy mistycyzmowi i mam skłonność do potępiania przejawów napuszonej duchowości Nowej Ery, wszystkich twierdzeń o medycynie „kwantowej” bez solidnych dowodów i różnych nieuzasadnionych i nieprecyzyjnych zastosowań słowa „energia”. Nie ma we mnie zbyt wiele egzaltacji.
Jednakże proces tworzenia _Pola_ zmienił samego herolda. Gdy tylko ten alchemiczny proces dobiegł końca, stałam się innym człowiekiem, nie tylko inaczej mówiącym, ale także zupełnie inaczej patrzącym na świat. Niezwykłe odkrycia tych badaczy sugerowały, że współczesny człowiek patrzy na świat przez mętne szkło oraz że zastosowanie tych odkryć do naszego życia będzie wymagało ni mniej, ni więcej, tylko zbudowania świata od nowa.
Joan Didion stwierdziła kiedyś, że opowiadamy sobie historie po to, by żyć. Z naszych wszystkich opowieści to właśnie te naukowe definiują nas najbardziej. To one kreują naszą percepcję Wszechświata i metod, jakimi on operuje; na tej podstawie tworzymy wszystkie nasze struktury społeczne: nasze relacje międzyludzkie i relacje ze środowiskiem, nasze metody robienia interesów i nauczania naszych dzieci, organizowania się w osiedla i miasta, określania granic naszych krajów i naszych planet.
Wprawdzie postrzegamy naukę jako prawdę ostateczną, jednakże w sumie jest ona tylko opowieścią opowiadaną na raty. Uczymy się naszego świata po kawałku, w procesie nieustannego poprawiania i recenzowania. Nowe rozdziały uzupełniają – a często zastępują – rozdziały wcześniejsze. Biorąc pod uwagę odkrycia wyszczególnione w tej książce oraz te, do których doszło już po jej opublikowaniu, widać jasno, że historia, którą opowiadano, zostanie wkrótce zastąpiona jakąś jej gruntownie zmienioną wersją.
Nasza obecna naukowa opowieść jest ponadtrzechsetletnią historią, opartą w dużej mierze na odkryciach Izaaca Newtona, o Wszechświecie, w którym cała materia porusza się w trójwymiarowej przestrzeni i czasie, w zgodzie z ustalonymi prawami. Newtonowska wizja świata opisuje odpowiedzialne miejsce zamieszkane przez przewidywalną i łatwą do zidentyfikowania materię. Wizja świata wyłaniająca się z tych odkryć podtrzymywana jest też przez filozoficzne implikacje darwinowskiej teorii ewolucji, z jej sugestią, że przetrwanie jest zarezerwowane dla osobników o silnej konstrukcji genetycznej. W gruncie rzeczy opowieści te idealizują osobność. Od chwili narodzin mówią nam, że tam, gdzie jest zwycięzca, musi być przegrywający. Z tej zawężonej wizji zbudowaliśmy nasz świat.
_Pole_ opowiada całkiem nową historię naukową. Najnowszy jej rozdział, napisany przez grupę w większości nieznanych odkrywców naukowych rubieży, sugeruje, że w gruncie rzeczy istniejemy jako jedność, współzależność – całkowicie zależne od siebie wzajemnie części, w każdej chwili wpływające na całość.
Ta nowa historia ma dla naszego rozumienia życia i dla konstrukcji naszej społeczności kolosalne znaczenie. Jeśli pole kwantowe wiąże nas wszystkich swoją niewidzialną siecią, to będziemy musieli na nowo przemyśleć definicję nas samych i na nowo określić, co to właściwie znaczy być człowiekiem. Jeśli pozostajemy w stałym i natychmiastowym dialogu z naszym otoczeniem, jeśli cała informacja z Kosmosu przepływa w każdej chwili przez pory naszej skóry, to nasze obecne pojęcie o możliwościach istoty ludzkiej jest zaledwie migawką tego, czym powinno być.
Jeśli nie jesteśmy oddzielni, nie możemy więcej myśleć o nas samych w kategoriach „zwycięzca” i „przegrany”. Musimy na nowo zdefiniować, co określamy jako „ja” i „nie-ja”, i zreformować sposób, w jaki współdziałamy z innymi ludźmi, prowadzimy interesy czy postrzegamy czas i przestrzeń. Musimy rozważyć na nowo, jak wybieramy i wykonujemy pracę, budujemy nasze społeczności i wychowujemy dzieci. Musimy wyobrazić sobie inny sposób na życie, całkowicie nowy sposób „bycia”. Musimy odrzucić wszystkie nasze społeczne kreacje i zacząć od nowa, budując na zgliszczach.
Większość czytelników mylnie sądzi, że materię tej książki stanowią współczesne odkrycia naukowe. W rzeczywistości _Pole_ to historia. Do naukowych przełomów opisanych na stronach tej książki doszło jedną trzecią stulecia temu. Jednakże od opublikowania _Pola_ przedstawieni w tej książce naukowcy dowiedli zadziwiającej umiejętności przewidywania. Wprawdzie ich główne badania prowadzone były w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku, najnowsze odkrycia w czołowych laboratoriach na całym świecie przynoszą dowody potwierdzające, że dziwna koncepcja mechaniki kwantowej – o której kiedyś sądzono, że zarządza jedynie światem najmniejszych cząstek – w rzeczywistości dotyczy całego świata. Dodatkowe wzmocnienie dla idei, że świadomość może mieć kluczowe znaczenie dla kształtu naszego świata, dają, dokonane przez niektórych z tych badaczy, odkrycia na temat zmiennej natury atomów i cząsteczek.
Dziesiątki naukowców z różnych dziedzin na całym świecie dowiodło, że cała materia egzystuje w bezkresnej kwantowej sieci połączeń między istotami ożywionymi a ich środowiskiem. Jeszcze inni wykazali, że świadomość jest substancją występującą poza granicami ludzkiego ciała. Mózg i DNA, uważane zawsze za głównych dyrygentów organizmu, powinny być raczej rozważane jako przetworniki – które przekazują, otrzymują i w końcu interpretują informację kwantową pobraną z pola. Nawet w kręgach tradycjonalistów nasze współczesne rozumienie czasu jako czegoś jednoznacznie ukierunkowanego zostało zdemaskowane jako konstrukcja niekompletna, która wymaga, być może, gruntownego przeglądu.
W ciągu kilku dziesięcioleci, które minęły od odkryć tych pierwszych badaczy, dowiedziano się tyle o naturze świadomości, że odczułam potrzebę napisania drugiej części. _The Intention Experiment_ to rozwinięcie sugestii zawartych w _Polu_, że ukierunkowane myśli są jednym z głównych czynników powstawania rzeczywistości – teorii, która jest stale testowana w masowych, ciągłych międzynarodowych eksperymentach z czytelnikami (http://www.theintentionexperiment.com).
Od pierwszej publikacji tej książki pole punktu zerowego, jako pole wszelkich możliwości i darmowe źródło niewyobrażalnej energii, przyciągnęło uwagę i pobudziło wyobraźnię ludzi. Próby ekstrahowania energii z pola punktu zerowego jako egzotycznego sposobu podróży kosmicznych – kiedyś obiekt sekretnych projektów finansowanych z umiarkowanych kapitałów startowych – są dziś chętnie sponsorowane przez takie giganty korporacyjne jak Lockheed Martin. Pole weszło do słownika wyrazów gier komputerowych, filmów, seriali telewizyjnych i piosenek. W kreskówce _Iniemamocni_ główny przeciwnik bohaterów filmu, Syndrome, do unieruchomienia swoich oponentów wykorzystuje rękawice wyposażone w źródło „energii pola zerowego”. Podobno technolodzy rozwijający wielkie wyszukiwarki internetowe upatrują w polu punktu zerowego sposobu na zaawansowane wyszukiwanie intuicyjne.
Sądząc po setkach listów, które dostałam od chwili opublikowania pierwszego wydania _Pola_, każdy czytelnik widzi w tej książce coś innego. Jednakże każdy też rozumie, że jej głównym przesłaniem jest nadzieja na nowe możliwości. W czasie gdy stara opowieść naukowa, ta kładąca nacisk na techniczne opanowanie Wszechświata, zagraża trwaniu naszej planety, _Pole_ oferuje odmienną przyszłość. Główny nurt naukowy okopał się na swych fundamentalistycznych pozycjach, zdominowany przez bardziej wymownych naukowców, którzy sądzą, że nasza naukowa opowieść jest już prawie kompletna. Jednakże niewielki ruch oporu nadal kwestionuje ten ograniczony sposób myślenia. Każdym nieortodoksyjnym pytaniem, każdą nieprawdopodobną odpowiedzią pionierscy naukowcy, tacy jak ci opisani w _Polu_, budują nasz świat na nowo. Być może oni i im podobni wskażą nam drogę.
Lynne McTaggart
Czerwiec 2007Rozdział drugi
Ocean światła
Bill Church miał pusty bak. Normalnie nie byłaby to sytuacja mogąca zrujnować cały dzień. Ale w 1973 roku, kiedy Ameryka pogrążona była w pierwszym kryzysie paliwowym, napełnienie baku benzyną zależało od dwóch czynników: jaki to był dzień tygodnia i jaka była ostatnia cyfra na twej tablicy rejestracyjnej. Ci, których tablice kończyły się na cyfry nieparzyste, mogli tankować w poniedziałki, środy i piątki; numery parzyste tankowały we wtorki, czwartki i soboty. Niedziele były dniami wolnymi, bez benzyny. Bill miał numer nieparzysty, a był to wtorek. To znaczyło, że bez względu na to, gdzie się wybiera i jak ważne jest jego spotkanie, musi tkwić w domu, niczym zakładnik kilku naftowych potentatów ze Środkowego Wschodu i OPEC. Nawet gdyby numer jego tablicy rejestracyjnej pasował do dnia tygodnia, to i tak czekałby może nawet dwie godziny w którejś z kolejek, które zygzakami otaczały rogi sąsiadujących ze stacją ulic. Oczywiście gdyby udało mu się znaleźć jakąś działającą stację.
Dwa lata wcześniej paliwa było dość, by wysłać Edgara Mitchella na Księżyc i z powrotem. Obecnie połowa stacji benzynowych w kraju była zamknięta. Prezydent Nixon zwrócił się do narodu, prosząc wszystkich Amerykanów o przykręcenie termostatów, zorganizowanie wspólnych dojazdów (tzw. _carpooling_) i zużywanie nie więcej niż 40 litrów benzyny na tydzień. Firmy poproszono, by zmniejszyły oświetlenie o połowę i wyłączyły światła w halach i magazynach. Waszyngton dał przykład za pomocą tradycyjnej świątecznej choinki, ustawionej bez światełek na trawniku przed Białym Domem. Naród, syty i zadowolony z siebie, przywykły do konsumowania energii jak zbyt wielu cheeseburgerów, był w szoku, zmuszony po raz pierwszy iść na dietę. Debatowano o racjonowaniu publikacji książkowych. Pięć lat później Jimmy Carter nazwałby to „moralnym ekwiwalentem wojny” i właśnie tak odczuwała to większość Amerykanów w średnim wieku, którzy nie musieli oszczędzać benzyny od czasów II wojny światowej.
Bill wpadł do środka i zadzwonił do Hala Puthoffa, by się poskarżyć. Hal, fizyk, specjalista w dziedzinie laserów, często bywał naukowym alter ego Billa. „Musi być jakiś lepszy sposób”, krzyknął załamany Bill.
Hal zgodził się, że pora zacząć szukać czegoś, co zastąpiłoby paliwa kopalne w transporcie – czegoś innego od węgla, drewna czy energii atomowej.
„Ale co może być jeszcze?”, zapytał Bill.
Hal wyrecytował litanię możliwości. Było to stosowanie ogniw słonecznych, paliwowych, wodnych (próba przekształcenia wodoru z wody w elektryczność). Był wiatr i odpadki, nawet metan. Jednakże żadna z nich, nawet najbardziej egzotyczna, nie wydawała się dość trwała czy realna.
Bill i Hal zgodzili się, że w rzeczywistości potrzebne jest całkiem nowe źródło: tani, niewyczerpywalny, być może jeszcze nieodkryty zasób energii. Ich rozmowy często skręcały w stronę takich spekulacji. Hal był na ogół fanem nowych technologii – im coś bardziej futurystyczne, tym lepsze. Był bardziej wynalazcą niż zwykłym fizykiem i w wieku 35 lat miał już opatentowany przestrajalny laser na podczerwień. Hal był człowiekiem sukcesu; za naukę zabrał się jako nastolatek, po śmierci ojca. W 1958 roku, w rok po wystrzeleniu Sputnika I, otrzymał dyplom University of Florida, ale dorastał w okresie rządów Kennedy’ego. Podobnie jak wielu młodych ludzi jego pokolenia wziął sobie do serca podstawową jego metaforę, mówiącą, że Stany Zjednoczone weszły na pionierską drogę. Przez wszystkie te lata, a nawet po tym, jak program kosmiczny USA załamał się w wyniku braku zainteresowania i pieniędzy, Hal trwał w idealistycznym podejściu do swej pracy i przekonaniu o kluczowym znaczeniu nauki dla przyszłości rodzaju ludzkiego. Hal był przekonany, że to nauka jest motorem cywilizacji. Ten niski człowiek o mocnej budowie ciała, lekkim podobieństwie do Mickeya Rooneya i bujnej kasztanowej czuprynie skrywał swe bogate życie wewnętrzne za flegmatycznym i bezpretensjonalnym wyglądem. Na pierwszy rzut oka nie przypominał naukowca z pierwszej linii frontu. Co nie zmienia faktu, że był faktycznie mocno przekonany, że pionierska praca naukowa ma podstawowe znaczenie dla przyszłości Ziemi, dostarczając inspiracji dla nauczania i wzrostu gospodarczego. Lubił też wychodzić ze swego laboratorium, starając się stosować fizykę w życiu codziennym.
Bill Church był może skutecznym biznesmenem, ale cechował go podobny idealizm jak Hala i również wierzył, że siłą doskonalącą cywilizację jest nauka. W porównaniu z Halem był jak skromny Medici na tle Leonarda da Vinci. Jego krótka przygoda z nauką skończyła się zaraz po tym, gdy musiał przejąć rodzinny biznes, Church’s Fried Chicken, teksaską ripostę na Kentucky Fried Chicken. Dziesięć lat zajęło mu rozwijanie tego biznesu i właśnie wprowadził firmę na rynek. Zbił majątek i nabrał ochoty, by wrócić do swych młodzieńczych aspiracji; bez wykształcenia musiał mieć do tego pośrednika. Hal był idealnym uzupełnieniem – utalentowany fizyk, skłonny badać obszary, na które inni z miejsca machnęliby ręką. Na pamiątkę tej współpracy Bill podarował Halowi we wrześniu 1982 roku złoty zegarek z dedykacją: „Lodowcowemu Geniuszowi od Śniegu”. Chodziło o to, że Hal był spokojnym wynalazcą, wytrwałym i chłodnym jak lodowiec, a Bill, Śnieg, stawiał przed nim nowe wyzwania, sypiąc nimi obficie jak drobnym puchem.
„Jest jeden ogromny rezerwuar energii, o którym jeszcze nie mówiliśmy”, powiedział Hal. Każdy fizyk kwantowy, wyjaśnił, dobrze wie o polu punktu zerowego. Mechanika kwantowa wykazała, że nie ma nic takiego jak próżnia czy nicość. To, o czym zwykliśmy myśleć jako o bezkresnej przestrzeni, w której nic nie ma, jak gdyby cały Kosmos został wymieciony z energii i materii, jest z punktu widzenia mechaniki kwantowej prawdziwym ulem.
Zasada nieoznaczoności, sformułowana przez Wernera Heisenberga, jednego z głównych twórców mechaniki kwantowej, mówi, że żadna cząstka nie pozostaje w spoczynku, ale jest w nieustannym ruchu dzięki energii stanu podstawowego, oddziałując nieustannie z materią na poziomie elementarnym. To znaczy, że najbardziej podstawową strukturą Wszechświata jest morze pól kwantowych, którym nie zaprzecza żadne znane prawo fizyki.
To, co uważamy za stabilny, statyczny Wszechświat, jest w gruncie rzeczy kipiącym wirem cząstek elementarnych, losowo pojawiających się i znikających. Wprawdzie zasada Heisenberga przede wszystkim odnosi się do nieoznaczoności związanej z pomiarem właściwości fizycznych świata subatomowego, ale ma też inne znaczenie: nie możemy znać zarówno energii, jak i czasu życia cząstki, a zatem zachodzące w ułamku czasu zdarzenie subatomowe wymaga nieznanej ilości energii. Zgodnie z teorią Einsteina i jego sławnym równaniem _E = mc_2, wiążącym energię z masą, wszystkie cząstki elementarne oddziałują ze sobą, wymieniając energię za pomocą innych cząstek kwantowych, o których się sądzi, że pojawiają się znikąd, powstając i anihilując się nawzajem w mniej niż mgnienie oka – konkretnie w 10–23 sekundy – i powodując przypadkowe fluktuacje energii bez wyraźnej przyczyny. Chwilowe cząstki powstałe w tym ułamku chwili są znane jako „cząstki wirtualne”. Różnią się od prawdziwych cząstek tym, że istnieją tylko w trakcie tej wymiany – w czasie dopuszczonym przez zasadę nieoznaczoności. Hal lubił myśleć o tym zjawisku jako o mgiełce kropelek rozchodzącej się od dudniącej ściany wodospadu*7.
To subatomowe tango, choć krótkie, to jednak po zsumowaniu w całym Wszechświecie daje gigantyczną energię, większą niż ta zawarta w całej materii świata. W określeniu „pole punktu zerowego”, zwanym też przez fizyków „próżnią”, zero oznacza, że fluktuacje pola są wykrywalne w temperaturze zera bezwzględnego, w najniższym możliwym stanie energii, gdzie nie ma żadnej materii i nie zostało nic, co może się poruszać. Energia punktu zerowego to energia obecna w najbardziej pustej przestrzeni przy najniższej możliwej energii, kiedy nie ma już materii, którą można by usunąć – w stanie, w którym ruch materii subatomowej zbliża się najbardziej do zera*8. Jednakże zgodnie z zasadą nieoznaczoności istnieje zawsze jakiś rezydualny ruch wynikający z wymiany cząstek wirtualnych. Zazwyczaj bywa omijany, jako coś, co jest obecne zawsze. W równaniach fizycznych większość fizyków najchętniej odrzuca tę kłopotliwą energię punktu zerowego – w procesie zwanym „renormalizacją”*9. Ponieważ energia punktu zerowego jest wszechobecna, przyjęto, że niczego nie zmienia. A ponieważ niczego nie zmienia, więc się nie liczy*10.
Hal interesował się polem punktu zerowego od kilku lat, od chwili, gdy natknął się w bibliotece na publikacje Timothy Boyera z City University w Nowym Jorku. Boyer wykazał w nich, że fizyka klasyczna, wspomagana przez rezydualne fluktuacje pól punktu zerowego, może wyjaśnić wiele dziwnych zjawisk związanych z mechaniką kwantową*11. Gdyby wierzyć Boyerowi, to do opisu własności Wszechświata nie byłyby potrzebne dwie różne fizyki – klasyczna newtonowska i kwantowa. Wszystko, co dzieje się w świecie kwantowym, można by wyjaśnić na gruncie fizyki klasycznej – pod warunkiem że uwzględni się pole punktu zerowego.
Im więcej Hal o tym myślał, tym bardziej był przekonany, że pole punktu zerowego spełniało wszystkie kryteria, które sobie założył: było darmowe, nieskończone, niczego nie zanieczyszczało. Pole punktu zerowego mogło zatem stanowić coś w rodzaju nieograniczonego źródła energii. „Gdyby można było z niego zaczerpnąć – powiedział Hal do Billa – można by nim nawet napędzać statki kosmiczne”.
Billowi spodobał się ten pomysł i zaproponował, że sfinansuje jakieś pionierskie badania w tej dziedzinie. Finansował już inne, bardziej zwariowane pomysły Hala. W pewnym sensie nadeszła pora Hala. W wieku 36 lat Hal znalazł się w zawieszeniu. Jego pierwsze małżeństwo się rozpadło, właśnie skończył pisać swą część książki, która okazała się ważnym podręcznikiem elektroniki kwantowej. Zaledwie pięć lat wcześniej na Uniwersytecie Stanforda zrobił doktorat z inżynierii elektrycznej i miał dokonania w dziedzinie laserów. Kiedy praca na uczelni zaczęła go nużyć, przeniósł się i obecnie zajmował się laserami w SRI (Stanford Research Institute), gigantycznym jarmarku badań naukowych, w owym czasie stowarzyszonym z Uniwersytetem Stanforda. Instytut, usadowiony w sennym zakątku miasteczka Menlo Park, wciśnięty między seminarium św. Patryka i pokryte dachówkami budynki Uniwersytetu Stanforda, sam był jak uczelnia, ze skomplikowaną siecią dwupiętrowych domów z czerwonej cegły. W owym czasie SRI był drugim co do wielkości think tankiem na świecie, gdzie każdy mógł studiować dosłownie wszystko, tak długo, jak długo potrafił znaleźć na to fundusze.
Hal poświęcił kilka lat na przestudiowanie literatury naukowej i wykonanie podstawowych obliczeń. Przyjrzał się dokładniej innym, pokrewnym aspektom próżni i ogólnej teorii względności. Hal, raczej niezbyt wylewny, starał się ograniczyć do obszarów ściśle intelektualnych, ale od czasu do czasu nie mógł się powstrzymać od wybiegania myślami w przód. Już w tych pierwszych latach wiedział, że trafił na coś o podstawowym znaczeniu dla fizyki. Był to niewiarygodny przełom, być może sposób na zastosowanie mechaniki kwantowej do świata na wielką skalę, a może nawet zupełnie nowa nauka. To było coś innego niż lasery i wszystko, co robił dotychczas. Czuł się trochę tak, z zachowaniem proporcji, jak Einstein, kiedy odkrywał teorię względności. W końcu zrozumiał, do czego zmierza: był na progu odkrycia, że „nowa” fizyka świata subatomowego może się mylić – a przynajmniej wymaga gruntownego przeglądu.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1.
D. Reilly, Is evidence for homeopathy reproducible?, „The Lancet”, 1994; 344: 1601–1606.
2.
Jeśli chodzi o podróż dr. Mitchella, opierałam się na: E. Mitchell, The Way of the Explorer: An Apollo Astronaut’s Journey Through the Material and Mystical Worlds (G.P. Putnam, 1996): 61. M. Light, Full Moon (London: Jonathan Cape, 1999); wizycie na wystawie fotografii księżycowych (London: Tate Gallery, listopad 1999); osobistych wywiadach z dr. Mitchellem (lato i jesień 999); T. Wolfe, The Right Stuff (London: Jonathan Cape, 1980) i A. Chaikin, A Man on the Moon (Harmondsworth: Penguin, 994).
3.
E. Mitchell, Way of the Explorer: 61. Rezultaty dr. Mitchella były opublikowane w „Journal of Parapsychology”, czerwiec 1971.
4.
D. Loye, An Arrow Through Chaos (Rochester, Vt: Park Street Press, 2000).
5.
Uważa się, że nielokalność została udowodniona w eksperymentach przeprowadzonych przez Alaina Aspecta i jego współpracowników w Paryżu w 1982.
6.
M. Schiff, The Memory of Water: Homeopathy and the Battle of Ideas in the New Science (Thorsons, 1995).
7.
H. Puthoff, Everything for nothing, „New Scientist”, 28 lipca 1990: 52–5.
8.
J. D. Barrow, The Book of Nothing (London, Jonathan Cape, 2000): 216.
9.
Proste równanie, pokazujące energię oscylatorów harmonicznych, można przedstawić jako H=ΣiħΩi(ni+1/2), gdzie 1/2 oznacza energię punktu zerowego. W trakcie renormalizacji fizycy po prostu pomijają 1/2. W porozumieniu z Halem Puthoffem, 7 grudnia 2000.
10.
Pole punktu zerowego jest zawarte w stochastycznej elektrodynamice. Natomiast w zwykłej, klasycznej fizyce jest ono renormalizowane.
11.
T. Boyer, Deviation of the black-body radiation spectrum without quantum physics, „Physical Review”, 1969; 182: 137–83.