Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pora burzy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
3 marca 2020
Ebook
29,90 zł
Audiobook
34,95 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pora burzy - ebook

Czy zagadka romansu z czasów wojny zostanie rozwiązana? Greta Bernstem-Różańska wciąż ma nadzieję na wyjaśnienie tajemnicy śmierci ukochanego, kapitana Friedricha von Welfow. Zadania podejmuje się popularna pisarka Karolina Rokoszy, która marzy o przygodzie na podobieństwo tych, jakie spotykają jej bohaterki. Prośba wnuka Grety, Marcina Różańskiego urzeczywistnia to marzenie. Czy wspólne dążenie do prawdy zbliży ich do siebie? Czy zagmatwana przeszłość stanie się początkiem pięknej przyszłości? Nic nie jest przesądzone... Pytań jest więcej. Co wspólnego z Gretą, babką Marcina, ma Hermann Göring? Czy pogłoski o skarbie ukrytym przez nazistów w Lesicy na Ziemi Kłodzkiej to prawda? Czym tak naprawdę zajmował się kapitan Friedrich von Welfow? Co wspólnego z całą historią ma żydowska dziewczynka, Ilza Herscheles? Dlaczego Karolina otrzymuje oszczercze anonimy? Odpowiedzi znajdziemy w książce. „Jeżeli ma mi się udać, to jedynie z twoją pomocą”.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-64980-97-8
Rozmiar pliku: 929 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I

Karolina Rokoszy była autorką poczytnych romansów i niewątpliwie kobietą sukcesu. Mogła poszczycić się ponad dwudziestoma powieściami, z których większość stała się bestsellerami. Dużą popularność zyskała w Niemczech i Szwecji, gdzie wiele jej książek doczekało się ekranizacji. Ostatnim jej sukcesem było wykupienie przez BBC prawa do sfilmowania dwóch powieści. Rozkwit życia zawodowego nie szedł niestety w parze z rozkwitem życia osobistego. Mimo ukończonych czterdziestu lat, Karolina wciąż pozostawała w stanie wolnym i nic nie zapowiadało, aby w najbliższym czasie miało to ulec zmianie. Czytając jej pełne uczuć książki, nikomu nawet przez myśl by nie przeszło, że ktoś, kto tak pisze, może być singlem. A jednak Karolina Rokoszy była singielką i jeszcze do niedawna bardzo jej to odpowiadało. Wszystko zmieniło się wraz z ukończeniem magicznej czterdziestki. Wtedy to zaczęły nachodzić ją przemyślenia dotyczące jej życia uczuciowego, a konkretnie jego braku. Niebagatelny wpływ na rozbudzenie owych przemyśleń mieli rodzice i ich coraz częściej zadawane trudne pytania. Prym wiódł tutaj ojciec. Waldemar Rokoszy, rosły siedemdziesięciolatek w typie Gregory’ego Pecka, był niegroźnym, lecz momentami męczącym despotą. Bezgranicznie kochał jedynaczkę i bardzo chciał, by u jej boku wreszcie znalazł się odpowiedni mężczyzna. Przy każdej możliwej okazji wytykał córce brak partnera, dzieląc się swoimi przemyśleniami na ten temat i dając rady, czym doprowadzał ją do szewskiej pasji, powodując wybuchy niepohamowanego gniewu. W tym miejscu należy nadmienić, że pannę Rokoszy cechował oprócz urody także choleryczny temperament, tak więc atmosfera rodzinnych dyskusji wiele razy była gorąca. Zmęczona ciągłymi docinkami rodzica, dla świętego spokoju dała się wreszcie namówić na spotkanie z jednym z jego współpracowników – i to był duży błąd. Pojawienie się w jej życiu Pawła Dziekońskiego przyniosło jedynie rozczarowanie, którego zresztą spodziewała się od samego początku, gdy tylko poznała tego mężczyznę.

– A niech to cholera weźmie! – warknęła Karolina, energicznie omijając jedną z kałuż. Obcasy jej sandałków rytmicznie stukały o chodnikowe płyty, błyszczące srebrzyście od niedawnego deszczu.

Było późne lipcowe popołudnie, szła ulicą Parkową, zmierzając do restauracji Grape, w której umówiła się z Pawłem. To był jego pomysł, by spotkać się właśnie tutaj. Gdyby to zależało od niej, wybrałaby coś znacznie skromniejszego. Grape Hotel & Restaurant było to jedno z bardziej ekskluzywnych miejsc we Wrocławiu. Odnowiona przedwojenna willa zachwycała nie tylko architekturą fasady, ale i wytwornością wnętrza. Paweł uwielbiał luksus, czuł się w nim jak przysłowiowa ryba w wodzie, ona wręcz przeciwnie, nigdy nie przepadała za przepychem. Omijając kolejną kałużę, Karolina westchnęła zrezygnowana. W całej jej sylwetce i ruchach widoczne było rozdrażnienie. Postronny obserwator, patrząc na jej twarz, na której malował się chmurny grymas, mógł się domyślać, że przepełnia ją złość na otaczający świat i uczucie buntu. Ręce wbiła w kieszenie sukienki, zaciskając mocno usta i gniewna szła na umówione spotkanie. Aura potęgowała przygnębienie, ciemne chmury przykrywały szczelnie niebo, wisząc nisko nad dachami. Co jakiś czas padał deszcz i zrywał się przenikliwy wiatr. W powietrzu unosił się zapach wilgoci i dymu. Srebrzysta poświata dodawała krajobrazowi niesamowitości. Mimo że było jeszcze w miarę wcześnie, robiło się coraz ciemniej.

Karolina rzeczywiście była nie w humorze. Na ten stan wpłynęło wiele spraw. Przede wszystkim nastrój psuła jej nowa powieść i brak weny do jej zakończenia. Jeszcze się nie zdarzyło, by miała z tym problem, do teraz. Była rozdrażniona, tym bardziej że wydawca upominał się o książkę licznymi telefonami i mailami. Kolejnym problemem był Paweł i to cholerne spotkanie. Zamierzała mu oznajmić, że nie widzi dla nich wspólnej przyszłości. Mimo że od początku ich znajomości trzymała dystans, miała poczucie, że w pewnym sensie daje mu nadzieję na coś więcej. Nie było miłe występować teraz w roli wrednej harpii. Liczyła się z tym, że usłyszy kilka przykrych słów. A jeszcze ten incydent w tramwaju. Wciąż nie mogła ochłonąć. Otóż, ku wielkiemu zaskoczeniu Karoliny, młody chłopak zrobił jej miejsce. Jeszcze nigdy jej się to nie przytrafiło. Czy wyglądam tak, jakbym potrzebowała miejsca siedzącego?! – pytała z goryczą w myślach. – Czy wyglądam, cholera, na staruszkę?!

Moment, w którym uświadamiamy sobie, że młodość bezpowrotnie minęła, mimo wiadomej nieuchronności tego zdarzenia, zawsze bywa dla każdego tak samo zaskakujący i dotkliwy. Nie inaczej było w przypadku Karoliny.

Boże! Jestem już prawie stara – przemknęło jej przez głowę i aż przystanęła, tak ją ta myśl oszołomiła. Wzrok jej padł na szybę wystawową mijanego właśnie sklepu. Odbijała się w niej sylwetka wysokiej, szczupłej kobiety o długich, jasnych, kręconych włosach. Kobiety atrakcyjnej i jeszcze młodej – co do tego nie było wątpliwości.

– Uhrr – wymruczała złowrogo do swojego odbicia, wprowadzając w popłoch przechodzącego nieopodal starszego mężczyznę z gazetą pod pachą.

Typ intelektualisty, w drucianych okularach i z siwą, modnie przystrzyżoną brodą, oddaliwszy się nieco, odwrócił i się spojrzał na Karolinę z miną wyrażającą, co myśli o tego typu zachowaniu przedstawicielki płci pięknej. Jej było w tej chwili wszystko jedno. Kompletnie ignorując nieznajomego, zacisnęła mocniej pasek wokół zgrabnej talii, odwróciła się i poszła dalej. Nie opuszczał jej natłok myśli kręcących się wokół przemijania i męczące przekonanie, że coś w jej życiu właśnie się skończyło, pewien etap minął definitywnie i tylko do siebie może mieć żal, że nie wykorzystała tego czasu należycie. Nagle poczuła się przegrana. Czego ja tak naprawdę chcę? – zastanawiała się, a jej myśli bezwiednie popłynęły w stronę Pawła. Gdy kilka dni temu zaproponował wspólny wyjazd, poczuła mdłości. Często tak reagowała na zbyt natarczywe umizgi mężczyzn. Swoją drogą, była to dziwna reakcja organizmu. Może powinna zasięgnąć opinii psychiatry? Wizja, jaką nagle ujrzała: ona na lekarskiej kozetce, wyznająca, że zainteresowanie mężczyzn wywołuje u niej odruch wymiotny, rozbawiła ją. Te mdłości to po prostu instynkt samozachowawczy, który ostrzega przed niewłaściwym mężczyzną – wytłumaczyła sobie. Wszystko dobrze, tylko że czas leci, a ten właściwy jakoś nie staje na jej drodze. A może staje, stanął i to nie raz, tylko lata pisania romansów zbytnio wyidealizowały w jej wyobraźni obraz kochanka i w efekcie przeoczyła prawdziwą miłość? Obraz Marka przemknął jej przez głowę, po czym zniknął, przegoniony zniecierpliwionym cmoknięciem. Nie, nie będziesz do tego wracać – przywołała się do porządku.

Gdyby tak nie grymasiła, dawno byłaby żoną i matką – podsumowała, wciąż zastanawiając się nad przyczynami braku partnera. Jej koleżanki nie przebierały i mają teraz rodziny. Wiele z nich ma już dzieci na studiach i nawet drugiego męża. Czego ja tak naprawdę chcę? – uporczywe pytanie wciąż męczyło. Odpowiedź znała tak naprawdę od dawna. Jednakże jej infantylizm zawstydzał, dlatego spychała owo wytłumaczenie w najdalsze części podświadomości. Niestety, teraz odpowiedź wybrzmiała z całą mocą, wyświetlając się w jej głowie niczym neon w psychodelicznych barwach. Co było pragnieniem Karoliny Rokoszy? Pragnęła przeżyć wielką przygodę na podobieństwo bohaterek jej powieści. Zaznać z mężczyzną czegoś niesamowitego. Poczuć dreszczyk emocji. Unieść się na różowej chmurce, zatracając w błogostanie. Jednak to, co przydarza się bohaterkom romansów, kobietom żyjącym w realnym świecie – zaznaczmy: kobietom dojrzałym – niekoniecznie musi. Karolina doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Ze mną musi być coś nie tak – krytycznie oceniła swoje tęsknoty, otwierając z werwą drzwi do restauracji.

***

Oranżeria hotelu Grape była stylowa – przestronne, jasne wnętrze urządzono ascetycznie, ale ze smakiem. Przez oszklone ściany widoczne były drzewa i bujna roślinność.

– Z tobą musi być coś nie tak. Innego wytłumaczenia nie ma – usłyszała z ust Pawła. Nie dotknęło jej to stwierdzenie, była przecież tego samego zdania. – To nie jest normalne, by kobieta będąca w kwiecie wieku odrzucała awanse mężczyzny, któremu niczego nie można zarzucić – ciągnął dalej swój wywód.

– Trochę rzeczy by się znalazło – mruknęła, przyglądając się drobnym koniczynkom na obrusie.

– Bardzo proszę, tylko bez ironii – uniósł dłoń w geście protestu. – Mogłabyś mieć doprawdy na tyle przyzwoitości, by sobie odpuścić takie uwagi. Mam prawo reagować wzburzeniem po usłyszeniu rewelacji, którymi mnie właśnie obdarowałaś. Mam prawo powiedzieć to, co myślę – uściślił gniewnie.

– A czy ja ci zabraniam? Mów – zabrzmiało to dość nonszalancko, jeszcze bardziej rozjuszając Pawła.

– Ależ oczywiście, że powiem. I zapewniam, może cię to zaboleć, tak jak mnie zabolały twoje słowa.

Karolina mimowolnie westchnęła pod jego pełnym przygany spojrzeniem.

O ileż prościej jest opisać taką rozmowę jak ta w książce – pomyślała. – Proza życia to nie lada wyzwanie.

Nagle doznała przypływu autoironii i wezbrała w niej złość. Oto ona, która zawsze musi mieć ostanie słowo i znana jest z ciętego języka, siedzi teraz jak trusia i pozwala sobie ciosać kołki na głowie. Godzi się na obrzucanie gorzkimi epitetami przez siedzącego naprzeciw mężczyznę, choć nie ponosi żadnej winy za zaistniałą sytuację. Przy ostatnich słowach obudziło się w niej wrodzone poczucie sprawiedliwości, które nakazało wprowadzić małą korektę do ostatniego zdania – ona również po części ponosi za to winę, niestety.

– Nie dałaś naszej relacji żadnej szansy. Powiem więcej, ty ją brutalnie zdeptałaś – rzucił oskarżycielsko Paweł.

– Zdaję sobie sprawę, że możesz czuć się dotknięty – odezwała się w tonie pojednawczym, co niestety, nie pomogło, a tylko jeszcze bardziej wszystko skomplikowało.

– Dotknięty?! A to dobre – roześmiał się głośno, ściągając na siebie spojrzenia innych gości znajdujących się w lokalu i personelu. Przejawiał dokuczliwe upodobanie do teatralności i wzbudzania zainteresowania ogółu. Uwielbiał być w centrum uwagi. Teraz postanowił wykorzystać okazję do cna. – Zabawiłaś się mną, wykorzystałaś, poniżyłaś, potraktowałaś nieludzko – grzmiał, wyraźnie się rozkręcając.

– Chyba trochę przesadzasz.

– Gdy ja planowałem romantyczny wyjazd na Kretę, podczas którego chciałem nas do siebie zbliżyć, ty właśnie spisywałaś naszą znajomość na straty – nie słuchał jej. – Czym był dla ciebie nasz związek? – zapytał, oczekując jednoznacznej odpowiedzi.

– Nie było żadnego związku.

– To jakiś żart? – oburzył się, mimo że w duchu musiał przyznać jej rację.

Od samego początku ich znajomości Karolina utrzymywała dystans, to on był stroną aktywną. Zależało mu na tej kobiecie i na wszystkim, co się z nią wiązało. Zbyt długo planował każdy szczegół, aby teraz odpuścić. Przyrzekł sobie zrobić wszystko, co w jego mocy, by zatrzymać ją przy sobie.

– Spotkaliśmy się raptem kilka razy – odparła beznamiętnie, po czym dodała, wyraźnie akcentując ostatnie słowo: – Zawsze traktowałam cię jedynie po przyjacielsku.

Zapanowała cisza. Karolina zajęła się jedzeniem, czując na sobie ciężkie spojrzenie Pawła. Dobrze wiedziała, że to dopiero początek przedstawienia, swoistego rodzaju uwertura. Nie myliła się.

– Śmiem przypuszczać, że potrzebny ci byłem jedynie jako materiał do kolejnego romansidła – gniewnie odsunął od siebie pusty talerz.

– Przeceniasz mnie – rzekła kpiąco.

– Zastanawiam się, jak możesz pisać te ckliwe powieści, sama będąc wyzutą z wszelkich uczuć.

– Nie uważasz, że robisz się trochę patetyczny? – uniosła wymownie brwi.

– Bynajmniej. Mówię jedynie to, co widzę. Mamisz kobiety nierealnymi miłostkami. Głupieją po lekturze twoich książek, tyle ci powiem.

– Będziesz teraz poddawać krytyce moją twórczość?

W odpowiedzi jedynie prychnął pod nosem. Karolina miała dość tego spotkania. Z trudem panowała nad tym, by nie wybuchnąć. Gdyby mogła teraz dać upust swojemu temperamentowi, uderzyłaby pięścią w stół, a następnie rozbiła na głowie Pawła jeden z leżących na stole talerzy, na koniec oblewając go sosem z sosjerki. Wyobrażenie całej sceny nieco poprawiło jej samopoczucie.

– Szkoda mi twojego ojca – odezwał się po chwili Paweł.

– A co on ma tu do rzeczy?

– Bardzo mu zależało, byśmy zostali parą.

– Przeboleje to.

– Waldemar jest bardzo zawiedziony.

– Czym? – zainteresowała się.

– Tym, że nie wyszłaś za mąż. Ubolewa nad twoim staropanieństwem. Myślę, że wstydzi się, iż jego córka wciąż pozostaje panną pomimo takich warunków – tu omiótł ją wymownym spojrzeniem.

Nader wybujała wyobraźnia Karoliny skrystalizowała przed jej oczami obraz ojca, który z zaaferowaną miną wylewa przed Pawłem swoje żale, a ten spieszy z zapewnieniem pociechy i pomocy, i parsknęła śmiechem. Jej towarzysz nie takiej spodziewał się reakcji. Zacisnął usta, wyraźnie hamując się przed powiedzeniem czegoś, czego mógłby później pożałować. Tymczasem Karolina nie przestawała chichotać.

– Wybacz – wydusiła wreszcie.

– Mogę wiedzieć, co cię tak rozbawiło?

– Nie możesz – ponownie ogarnęło ją rozbawienie. Burleska z ojcem i Pawłem w roli głównej nie chciała zniknąć z jej głowy.

Paweł przyglądał się jej, rytmicznie stukając palcami o blat stołu. Na jego twarzy widoczne było napięcie.

– Chcesz stabilnego związku i dzieci, tylko się boisz – odezwał się po chwili namysłu. – Wiele kobiet, które osiągnęły sukces zawodowy, ma z tym problem. Obawiają się, że mąż i wychowywanie dzieci odbije się na ich karierze. Że przystopuje ich zawodowy rozwój. Że…

Karolina postanowiła wyłączyć fonię i skupiła się jedynie na wizji. Paweł był przystojnym mężczyzną, musiała to przyznać. Typ południowca, o oliwkowej cerze i ciemnych oczach. Wysoki, wysportowany, ubierał się ze smakiem. Wiedział, że podoba się kobietom, i perfidnie to wykorzystywał. Lubił flirtować. Flirt był mu potrzebny do upewniania się o niesłabnącej atrakcyjności. Był zdolnym architektem. Przez jakiś czas pracował w Nowym Jorku, ale postanowił wrócić do kraju. Karolina była zdziwiona jego decyzją, gdy dowiedziała się, w jak renomowanej firmie pracował. Nie lubił wspominać tamtego okresu, więc nie pytała. Po powrocie zatrudnił się w pracowni architektonicznej jej ojca. Waldemar Rokoszy nie mógł się go nachwalić, a to było rzeczą rzadko spotykaną. Rokoszy, uznany architekt z wieloma międzynarodowymi sukcesami, znany był w zawodowych kręgach jako osoba wymagająca i kapryśna. Z rozmyślań wybił ją ostry głos Pawła. Dotarło do niej, że pyta ją o coś kolejny już raz.

– Słucham? – starała się skupić rozproszone myśli.

– Pytałem, dlaczego nie chcesz dać nam szansy? Myślę, że gdybyśmy tylko chcieli, moglibyśmy stworzyć udany związek.

– Nie pociągasz mnie – postanowiła mówić wprost.

Ostre cięcie, jak mawiała ciotka Tekla, zawsze jest najlepsze. Choć zazwyczaj nie spotyka się ze zrozumieniem osoby, na której zostało przeprowadzone. Karolina miała teraz tego najlepszy przykład. Paweł wyglądał na zszokowanego. Dotychczas żadna kobieta nie powiedziała mu takich słów prosto w twarz. Przez chwilę przetrawiał jej słowa.

– Co ci się we mnie nie podoba?

– Uszy na przykład.

Pierwsze, na co Karolina zwracała uwagę u mężczyzn, były uszy. Wiedziała, że to śmieszne oceniać człowieka po uszach, ale tak po prostu miała. Precyzując: uszne płatki Pawła były za grube. Szczerą odpowiedź jej towarzysz odebrał jako uszczypliwość i postanowił przemilczeć tę uwagę.

– I co teraz? – spytał po chwili. – Zaproponujesz, byśmy zostali przyjaciółmi? – w pytaniu aż nadto słyszalna była nonszalancja.

Karolina milczała. Jaki sens było komentować rzeczy oczywiste. Nie chciała poza tym dolewać oliwy do ognia i podsycać i tak już gorącej atmosfery.

– Wiesz, jak takie słowa działają na mężczyznę? – kontynuował.

Mimowolnie się uśmiechnęła. Paweł przyglądał się jej w ciszy przez dłuższy czas.

– Ten wasz kobiecy altruizm – bąknął. – Ranicie z miłosierdziem.

– „Najwyższym obowiązkiem jest miłosierdzie” – odpowiedziała cytatem.

– Słucham?

– Napisał to norweski pisarz Gulbranssen w powieści A lasy wiecznie śpiewają. Proponuję ci ją przeczytać. Opowiada o miłości i szacunku.

– Nie przepadam za tego typu literaturą.

– Wiele tracisz.

– Poza tym nie mam czasu na czytanie.

– Czytanie dobrze robi na styl.

Mężczyzna spojrzał na nią z autentycznym respektem.

– Ostry języczek, ostry charakterek odbijający się na ślicznej buzi, ostrzegano mnie przed tobą. Ale to mnie właśnie w tobie kręci – wyjawił.

– Ostry języczek, charakterek czy śliczna buzia? – zgasiła go.

Paweł parsknął śmiechem.

– Całość – uściślił, wpadając nagle w świetny humor. Przywołał kelnerkę.

– Masz ochotę na deser? – zapytał.

– Nie, dziękuję.

– A ja mam i to wielką. Co słodkiego poleciłaby pani mężczyźnie, który dowiedział się właśnie, że nie pociąga kobiety, którą uwielbia bezgranicznie? – tu wskazał na swoją partnerkę, wciąż manifestując dobry humor.

Kelnerka uśmiechnęła się lekko pod nosem, dyskretnie obrzucając Karolinę wzrokiem, w którym dało się odczytać niedowierzanie, że taki facet może nie wzbudzać uczuć.

– Czekoladowy torcik jest bardzo dobry – odparła.

– W takim razie poproszę torcik. I co jest jeszcze dobrego? – spytał, roztaczając przed nią cały swój urok.

– Polecam też sernik z polewą pistacjową, babeczki z malinami, ptysie, eklerki – wymieniała, oblewając się rumieńcem pod siłą jego spojrzenia.

Paweł czuł się w swoim żywiole. Rozparł się wygodnie na krześle i szczerzył do kelnerki ładne białe zęby.

– To w takim razie wezmę jeszcze sernik i babeczkę z malinami – oznajmił, mrugając do niej. – Słodkości podane przez panią na pewno będą smakować obłędnie.

Kelnerka zachichotała nerwowo, a Karolina wzniosła oczy ku górze.

– Pękniesz – odezwała się, gdy zostali sami.

– Bez obaw, znam swoje możliwości. W planach miałem spróbowanie nieco innej słodyczy, ale muszę obejść się smakiem – wbił w nią wyzywający wzrok.

Karolina postanowiła puścić jego uwagę mimo uszu. W chwilę później zachwycona kelnerka położyła przed nim zamówione ciasta.

– Smacznego – uśmiechnęła się szeroko.

– Dziękuję – odrzekł uwodzicielsko.

– Gdyby pan sobie jeszcze czegoś życzył…

– Niechybnie dam znać – wszedł jej w słowo, robiąc przy tym wymowną minę.

– Przystopowałabym z tym flirtem – odezwała się nie bez uszczypliwości Karolina.

– Ja nie molestuję, ja jedynie ocieplam kontakty – bezbłędnie odgadł jej myśli.

– Takie „ocieplanie kontaktów” może cię drogo kosztować.

Paweł roześmiał się, po czym z charakterystyczną dla siebie hardością, rzekł:

– Zaryzykuję.

Wzruszyła ramionami i sięgnęła po filiżankę z kawą. Przyglądała się, jak ze smakiem pałaszuje. W jego zachowaniu jak zwykle widoczny był akcent megalomanii. Była niemal pewna, że jutro pożałuje tego obżarstwa.

– Delicje – ocenił, gdy skończył jeść, bez powodzenia kryjąc przesyt deserem. Zamówił jeszcze herbatę, nie przerywając ani na moment flirtu z wyraźnie zadowoloną kelnerką.

Karolina przyglądała się swojemu towarzyszowi z politowaniem. Nie opuszczało jej przekonanie, że cała ta błazenada jest dla niej, to coś w rodzaju: „patrz, co tracisz, głupia”. Nie chciała, by ją odwoził do domu, ale się uparł. Dla świętego spokoju zgodziła się. W samochodzie milczeli oboje, dopiero przed domem Karoliny Paweł przerwał ciszę:

– Masz czterdzieści lat. Nie sądzisz, że czas dorosnąć? – spytał wyzywająco.

Nie spodobało się jej to, co usłyszała. Rozumiała, że może czuć się zawiedziony, ale rekompensowanie złego samopoczucia w taki sposób było zwyczajnym prostactwem. A tego Karolina nie tolerowała. Nawet gdyby miała cieplejsze uczucia względem Pawła, po czymś takim wygasłyby one natychmiast.

– Chyba za dużo sobie pozwalasz – rzekła lodowato.

– Marzenie o księciu na białym koniu dobre jest dla małych dziewczynek, a nie dojrzałych kobiet – ciągnął dalej, całkowicie ignorując jej uwagę.

– Dlaczego uważasz, że marzę właśnie o kimś takim?

– Nie pisałabyś tych wszystkich swoich czytadeł, gdyby było inaczej. Z tych historyjek wręcz wylewają się twoje pragnienia.

– Przejrzałeś mnie.

– Potrzebny ci jest mężczyzna z krwi i kości – zignorował jej jawną złośliwość.

– Taki jak ty? – pokpiwała nadal. – Flirciarz z syndromem Piotrusia Pana? Jeśli ktoś tu jest niedojrzały, to na pewno nie ja.

Paweł milczał. Patrzył przed siebie, zaciskając dłonie na kierownicy. Karolina zachęcona jego reakcją, pozwoliła sobie na jeszcze kilka gorzkich słów:

– Jesteś ostatnią osobą, która mogłaby się wypowiadać na temat dojrzałości.

Odwrócił głowę i spojrzał jej w oczy. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.

– Dlaczego się ze mną spotykałaś, Karolino? – pytanie zabrzmiało oficjalnie i arogancko zarazem.

Poczuła nagle wszechogarniający wstyd, zdradliwe rumieńce zabarwiły jej policzki.

Dobre pytanie – mruknęła w myślach. Sama by chciała znać na nie odpowiedź. Pierwsze spotkanie wymuszone było namową ojca, ale następne? Przecież tak naprawdę od samego początku wiedziała, że nie jest to mężczyzna dla niej. Więc dlaczego? Czyżbym podświadomie bała się samotności? Czy w desperacji zdecydowałabym się na związek z niekochaną osobą? – myśli te wywołały w niej jednocześnie gniew i wstyd.

– Nie wiem – wyznała szczerze i szybko wysiadła z samochodu.

– Ja się tak łatwo nie poddaję – rzucił za nią, przechylając się na siedzenie pasażera i odprowadzając ją wzrokiem do furtki. Nie odezwała się, znikając za szpalerem z ligustru.

Komórka Karoliny zadzwoniła, gdy ta ledwo zamknęła za sobą drzwi do mieszkania. Na wyświetlaczu pokazało się imię „Beata”.

– Tylko nie to – jęknęła, wyłączając telefon i odkładając go na stojący w holu stolik przy lustrze.

Miała dość wrażeń na dzisiaj. Rozmowę z wydawcą postanowiła odłożyć na następny dzień. Czuła się tak zmęczona, jakby przebiegła maraton. Odłożyła torebkę na półkę pod wieszakiem, niedbale zrzuciła sandałki i skierowała kroki do kuchni. Zrobiła sobie herbaty z dzikiej róży, po czym klapnęła na najbliższe krzesło. Oparłszy brodę na dłoni, wpatrywała się w zegar ścienny wiszący naprzeciw niej. Wskazówki rytmicznie przesuwały się do przodu, czas nieubłaganie mijał sekunda po sekundzie. Im dłużej patrzyła w duży cyferblat, tym większa ogarniała ją chandra.

– Dość tego! Przecież takie dołki psychiczne to nie w moim stylu – odezwała się stanowczo, odwracając wzrok od zegara z silnym postanowieniem.

Potrzebowała terapii wstrząsowej, a taką mogła jej zagwarantować jedynie Tekla. Tylko ona była w stanie postawić ją ponownie do pionu. Siostra ojca, szorstka dama z wyjątkową trzeźwością umysłu, była dla Karoliny autorytetem. Uwielbiała ciotkę bezgranicznie od dziecka, często naśladowała jej sposób wysławiania się, gesty. Zawsze chciała być taka jak ona: silna i niezależna. Uwielbienie było obustronne.

Tekla przepadała za jedyną bratanicą, a rozpoznawanie w niej odbicia samej siebie jedynie to uczucie potęgowało. Mogły rozmawiać godzinami, nigdy nie kończyły się im tematy do dyskusji.Tekla miała siedemdziesiąt pięć lat, od kilku lat pozostawała na emeryturze. Wcześniej pracowała na uczelni, była filologiem klasycznym. Ku zaskoczeniu rodziny wraz z przejściem na emeryturę ta dotąd zagorzała panna, która gatunek męski uważała za dopust boży, wyszła nagle za mąż za kolegę z wydziału i wyprowadziła się z Wrocławia na wieś. Obecnie wiodła szczęśliwe i spokojne życie w Lesicy, urokliwym przysiółku na ziemi kłodzkiej. Ojciec Karoliny uważał, że tylko czekać, jak siostra pogoni męża i skruszona powróci na miejskie łono, które jeszcze do niedawna tak uwielbiała. Niemożliwością jest bowiem, by tak z dnia na dzień zmieniły się człowiekowi upodobania. Czas jednak biegł, a Tekla wciąż cieszyła się niesłabnącym szczęściem w wiejskim zakątku, u boku kochanego mężczyzny. I nic nie wskazywało, aby stan ten miał ulec jakiejś radykalnej zmianie. Na aluzje brata Tekla reagowała zawsze tym samym cytatem jej ulubionego filozofa Arystotelesa: „Nie ma nic w umyśle, czego by przedtem nie było w zmysłach”, ucinając tym samym rozmowę.

Złożenie sobie postanowienia zawsze dobrze robi na samopoczucie. Decyzja wyjazdu do Lesicy wpłynęła na poprawę nastroju Karoliny. Już cieszyła się na perspektywę zobaczenia Tekli, Bernarda oraz Moniki, jego siostry, która z racji swojej niepełnosprawności pozostawała pod ich opieką. Kto wie – myślała – może i książkę uda mi się tam dokończyć.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: