Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość

Porozumienie bez przemocy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
22 stycznia 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,99

Porozumienie bez przemocy - ebook

Nowe wydanie "Porozumienia bez przemocy: o języku życia" Marshalla Rosenberga wzbogacone zostało o obszerny rozdział na temat mediacji w duchu PBP - zupełnie niepodobnych do klasycznych mediacji, z którymi ktokolwiek z nas miał szansę się zetknąć.

Punktem wyjścia w procesie opisywanym przez Rosenberga jest, jak i w całej jego metodzie, kontakt międzyludzki na poziomie serca, bez którego mediacje nie mogą się w ogóle rozpocząć. Inny jest też cel: Rosenberg jako mediator nie dąży do kompromisu, lecz - uwaga! - do tego, by każda ze stron zakończyła konflikt w pełni usatysfakcjonowana. Brzmi niewiarygodnie, lecz, jak udowadnia autor na licznych przykładach ze swojej pracy, jest to możliwe.

Kategoria: Psychologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8382-466-6
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZEDMOWA

Nie­wielu ludzi zasłu­guje na tak ogromną wdzięcz­ność nas wszyst­kich jak zmarły nie­dawno Mar­shall Rosen­berg. Życie tego nie­zwy­kłego czło­wieka można zilu­stro­wać tytu­łem jed­nej z jego ksią­żek: _To, co powiesz, może zmie­nić świat_. Był on nie­zwy­kle świa­domy zna­cze­nia tych słów – motta życio­wego, a może i ostrze­że­nia. Rze­czy­wi­stość widziana oczami każ­dego z nas zawsze jest jakąś histo­rią. Histo­rię, któ­rej jeste­śmy boha­te­rami, kształ­tuje nasz język. To zało­że­nie legło u pod­staw podej­ścia Rosen­berga do roz­wią­zy­wa­nia kon­flik­tów. Spra­wiał on, że skon­flik­to­wane osoby zaczy­nały wymie­niać się komu­ni­ka­tami wol­nymi od osą­dów, wza­jem­nego obwi­nia­nia się i prze­mocy.

Wykrzy­wione twa­rze uczest­ni­ków pro­te­stów ulicz­nych w wie­czor­nych wia­do­mo­ściach to wię­cej niż obrazy. Każda z tych twa­rzy, każdy gest i każdy krzyk przed­sta­wia jakąś histo­rię, a swo­ich histo­rii trzy­mamy się jak tonący brzy­twy, bo one okre­ślają naszą toż­sa­mość. Zatem gdy Mar­shall Rosen­berg zaczął pro­pa­go­wać mówie­nie bez prze­mocy, tak naprawdę zaczął pro­pa­go­wać zmianę ludz­kiej toż­sa­mo­ści. Dosko­nale zda­wał sobie z tego sprawę. W nowym wyda­niu swo­jej książki tak oto mówi o poro­zu­mie­niu bez prze­mocy i o roli media­tora: „Nie dość, że w PBP postu­lu­jemy wpro­wa­dze­nie zmian, to jesz­cze sta­ramy się wcie­lić w życie nowy sys­tem war­to­ści”.

Zgod­nie z jego nowym sys­te­mem war­to­ści kon­flikty są roz­wią­zy­wane w spo­sób, który nie wymu­sza typo­wych fru­stru­ją­cych kom­pro­mi­sów. Skon­flik­to­wane strony trak­tują się z sza­cun­kiem, pytają nawza­jem o swoje potrzeby, by w atmos­fe­rze wol­nej od uprze­dzeń nawią­zać ze sobą kon­takt. Gdy spoj­rzymy na pełen wojen i prze­mocy świat, w któ­rym myśle­nie „my kon­tra oni” jest normą, w któ­rym łamane są wszel­kie zasady obo­wią­zu­jące cywi­li­zo­wa­nego czło­wieka, popeł­niane naj­gor­sze zbrod­nie, nowy sys­tem war­to­ści wydaje się fan­ta­sma­go­rią. Pod­czas jed­nej z euro­pej­skich kon­fe­ren­cji dla media­to­rów wypo­wie­dziano słowa kry­tyki, nazwa­jąc podej­ście Rosen­berga formą psy­cho­te­ra­pii. Ale czy – powiem to zwy­czaj­nie – nie prosi on, byśmy zapo­mnieli o prze­szło­ści i zostali przy­ja­ciółmi? To takie pro­ste, choć takie nie­osią­galne – i na praw­dzi­wej woj­nie, i na pry­wat­nych wojen­nych ścież­kach.

Każdy świa­to­po­gląd obcią­żony jest baga­żem sys­temu war­to­ści. Ludzie nie są w sta­nie odrzu­cić tego bagażu. Co wię­cej, zwy­kle są z niego dumni. Na całym świe­cie od wie­ków wojow­nicy budzą strach i podziw jed­no­cze­śnie. Wyznawcy psy­cho­lo­gii Junga twier­dzą, że w pod­świa­do­mo­ści każ­dego z nas zako­rze­niony jest arche­typ Marsa, boga wojny, który spra­wia, że wcho­dze­nie w kon­flikty i oka­zy­wa­nie agre­sji leżą w naszej natu­rze.

W tej książce zostało przed­sta­wione inne spoj­rze­nie na ludzką naturę. W nim cała nadzieja. Według niego nasze histo­rie to fik­cja, która powstaje i roz­wija się na grun­cie utwo­rzo­nym przez brak samo­świa­do­mo­ści, nasze nawyki i oto­cze­nie oraz warunki, w jakich żyjemy. Nawet naj­wspa­nial­sze histo­rie zawie­rają ele­menty prze­mocy. Za każ­dym razem, gdy uży­wamy siły, by chro­nić rodzinę, bro­nić się przed ata­kiem z zewnątrz, wal­czyć z nie­spra­wie­dli­wo­ścią lub o cudze dobro, zapo­bie­gać prze­stęp­stwom, tak naprawdę dajemy się zwer­bo­wać do armii o nazwie „Prze­moc”. Jeśli zaś nie damy się do niej zwer­bo­wać, ist­nieje duże ryzyko, że nasze oto­cze­nie obróci się prze­ciwko nam i będzie chciało nas uka­rać. Mówiąc krótko: nie­ła­two jest wybrnąć z takiej sytu­acji.

Ist­nieje w Indiach sta­ro­dawny model życia bez prze­mocy zwany ahimsą. To słowo tłu­ma­czone jest zwy­kle jako nie­sto­so­wa­nie prze­mocy, choć jego zna­cze­nie jest szer­sze. Wyra­zem ahimsy są zarówno poko­jowe pro­te­sty Mahatmy Gan­dhiego, jak i afir­ma­cja życia Alberta Schwe­it­zera. Pod­sta­wo­wym aksjo­ma­tem ahimsy jest nie­wy­rzą­dza­nie zła. Mój podziw wzbu­dziło to, że Mar­shall Rosen­berg, który zmarł w wieku 80 lat, uchwy­cił ahimsę na obu jej pozio­mach: dzia­łań i świa­do­mo­ści.

Dzia­ła­nia zostały szcze­gó­łowo opi­sane w tej książce jako pod­stawy PBP, więc nie będę się tutaj nimi zaj­mo­wał. O wiele wię­cej mocy ma w sobie świa­do­mość zgodna z ahimsą, którą miał Mar­shall Rosen­berg. Nie opo­wia­dał się po żad­nej ze stron, nie badał nawet, jak doszło do kon­fliktu. Zakła­dał bowiem, że wszyst­kie histo­rie pro­wa­dzą w spo­sób mniej lub bar­dziej otwarty do jakie­goś kon­fliktu. Sku­piał się nato­miast na budo­wa­niu kon­tak­tów mię­dzy­ludz­kich – mostów psy­chicz­nych, które mogły połą­czyć zwa­śnione strony. Pozo­sta­wał tym samym w zgo­dzie z kolej­nym aksjo­ma­tem ahimsy: liczy się nie to, co robimy, lecz to, jaką jakość ma nasza uwaga.

W świe­tle prawa w wyniku roz­wodu ustaje mię­dzy mał­żon­kami wspól­nota mająt­kowa. Mał­żon­ko­wie mogą podzie­lić dobra mate­rialne mię­dzy sie­bie i to koń­czy sprawę. To nie działa na grun­cie emo­cjo­nal­nym – tutaj, jak powie­działby Rosen­berg, powie­dziano zbyt dużo słów.

Agre­sja rodzi się za sprawą ego. To ono w sytu­acji kon­flik­to­wej kie­ruje nas w stronę „ja”, „moje”, „dla mnie”. Sta­wiamy sobie za przy­kład świę­tych ofiar­nie słu­żą­cych Bogu, ale mię­dzy hołu­bio­nymi przez nas war­to­ściami a tym, jak postę­pu­jemy, roz­ciąga się prze­paść. Ahimsa roz­pina nad tą prze­pa­ścią most świa­do­mo­ści. Jedy­nym spo­so­bem wyeli­mi­no­wa­nia wszel­kiej prze­mocy jest odcię­cie się od wła­snej subiek­tyw­nej histo­rii. Nie dozna oświe­ce­nia ten, kogo trzy­mają na świe­cie wła­sne przy­wią­za­nia – to stwier­dze­nie mogłoby sta­no­wić trzeci aksjo­mat ahimsy. Wydaje się to jed­nak rów­nie rady­kalne jak słowa kaza­nia Jezusa na górze o tym, że tylko cisi na wła­sność posiądą zie­mię.

To nie zmiana zacho­wań, lecz zmiana świa­do­mo­ści jest klu­czem do suk­cesu. Aby doszło do zmiany świa­do­mo­ści, musimy przejść z punktu A do punktu B. Punkt A to życie pełne nie­usta­ją­cych żądań ze strony ego, punkt B – uwol­nie­nie się od żąda­nego. Bądźmy szcze­rzy: nie­wielu z nas marzy o uwol­nie­niu się od ego. Z per­spek­tywy kogoś, kto znaj­duje się w punk­cie A, jest to czymś zara­zem strasz­nym i nie­re­al­nym. Co będziemy mieli z tego, że się uwol­nimy (zwy­kle z każ­dego dzia­ła­nia chcemy coś mieć)? A gdy już się uwol­nimy, czy spę­dzimy resztę życia, sie­dząc i nic nie robiąc?

Odpo­wiedź znaj­dziemy w tych momen­tach, w któ­rych spon­ta­nicz­nie i w spo­sób natu­ralny uwal­niamy się na chwilę od ego: pod­czas medy­ta­cji lub gdy jeste­śmy bez­gra­nicz­nie szczę­śliwi. Świa­do­mość pozba­wiona ego to stan, w który wkra­czamy, będąc w kon­tak­cie z cudami natury, sztuki i muzyki. Jedyną róż­nicą mię­dzy tymi chwi­lami (któ­rym towa­rzy­szą dodat­kowo kre­atyw­ność, miłość i radość) a ahimsą jest to, że one poja­wiają się i zni­kają, ahimsa zaś pozo­staje nie­zmienna. Dzięki ahim­sie każdy staje się tym, kim naprawdę jest.

„Wyż­sza świa­do­mość” to zbyt gór­no­lotne okre­śle­nie ahimsy. Okre­śle­nie „zwy­kła świa­do­mość” lepiej oddaje ten stan zwłasz­cza w świe­cie, w któ­rym wszel­kie normy stały się nie­nor­malne i balan­sują na gra­nicy pato­lo­gii. Nie jest prze­cież nor­malne życie w świe­cie, w któ­rym tysiące gło­wic nukle­ar­nych są skie­ro­wane na prze­ciw­ni­ków posia­da­czy tych gło­wic, a ter­ro­ryzm stał się akcep­to­wa­nym aktem reli­gij­nym.

Naj­waż­niej­szym owo­cem pracy Mar­shalla Rosen­berga, naj­cen­niej­szym spad­kiem, jaki nam zosta­wił, nie jest, wbrew pozo­rom, rewo­lu­cyjne podej­ście do roli media­tora. Jest nim nato­miast nowy, choć tak naprawdę znany od wie­ków, sys­tem war­to­ści, według któ­rego żył. Każde poko­le­nie powinno od nowa uczyć się ahimsy, bo jeste­śmy w swo­jej natu­rze roz­darci mię­dzy poko­jem a prze­mocą. Mar­shall Rosen­berg udo­wod­nił, że osią­gnię­cie stanu wspo­mnia­nej „zwy­kłej świa­do­mo­ści” jest moż­liwe i bar­dzo pomocne pod­czas roz­wią­zy­wa­nia kon­flik­tów. Zosta­wił ślady, któ­rymi możemy teraz podą­żać. I będziemy nimi podą­żać, jeśli tylko zależy nam naprawdę na pozna­wa­niu sie­bie samych. To jedyne wyj­ście w świe­cie woła­ją­cym o ratu­nek, czyli o mądrość i roz­wią­za­nie wszel­kich kon­flik­tów.

Deepak Cho­pra

Dr nauk med. Deepak Cho­pra, zało­ży­ciel Cho­pra Cen­ter for Wel­l­be­ing oraz autor ponad osiem­dzie­się­ciu ksią­żek prze­tłu­ma­czo­nych na czter­dzie­ści trzy języki, w tym dwu­dzie­stu trzech ksią­żek, które zna­la­zły się na liście best­sel­le­rów „New York Timesa”.SŁOWA TO OKNA (a cza­sem mury)

_W two­ich sło­wach sły­szę wyrok,_

_Czuję się osą­dzona i odpra­wiona._

_Zanim odejdę, muszę się upew­nić,_

_Czy wła­śnie to chcia­łeś mi rzec?_

_Nim się pode­rwę do obrony,_

_Zanim prze­mó­wię z bólem lub stra­chem,_

_Zanim zbu­duję mur ze słów,_

_Powiedz, czy mnie nie myli słuch?_

_Słowa to okna, a cza­sem mury,_

_Ska­zują nas, ale też wyzwa­lają._

_Kiedy mówię, kiedy sły­szę,_

_Niech bije ze mnie miło­ści blask._

_Pewne rze­czy koniecz­nie chcę powie­dzieć,_

_Bo tyle dla mnie zna­czą._

_Jeśli z moich słów nie wynika, o co mi idzie,_

_Czy pomo­żesz mi wyrwać się na wol­ność?_

_Jeśli zabrzmiały, jak­bym cię chciała poni­żyć,_

_Jeśli poczu­łeś, że mi na tobie nie zależy,_

_Spró­buj wsłu­chać się w nie głę­biej_

_I dotrzeć do uczuć, które są nam wspólne._

Ruth Beber­meyer1 DAWANIE Z SERCA

Sedno poro­zu­mie­nia bez prze­mocy

_W życiu szu­kam współ­czu­cia, prze­pływu mię­dzy sobą a innymi ludźmi, opar­tego na wza­jem­nym dawa­niu z serca._

Mar­shall B. Rosen­berg

WSTĘP

Ponie­waż wie­rzę, że mamy wro­dzoną zdol­ność cie­sze­nia się, gdy możemy dawać i brać w spo­sób współ­czu­jący, przez więk­szość życia zadaję sobie te oto dwa pyta­nia: Dla­czego tra­cimy kon­takt z wła­sną współ­czu­jącą naturą, tak że dopusz­czamy się prze­mocy i wyzy­sku­jemy ludzi? I na odwrót: jaka wła­ści­wość pozwala nie­któ­rym ludziom pozo­stać w kon­tak­cie z wła­sną współ­czu­jącą naturą nawet w oko­licz­no­ściach, które wysta­wiają ich na naj­cięż­sze próby?

Zain­te­re­so­wa­łem się tymi kwe­stiami już w dzie­ciń­stwie, gdzieś latem 1943 roku. Moja rodzina prze­nio­sła się wtedy do Detroit w sta­nie Michi­gan. Nie­całe dwa tygo­dnie po naszym przy­jeź­dzie w miej­skim parku miał miej­sce incy­dent, który dopro­wa­dził do wybu­chu roz­ru­chów na tle raso­wym. W ciągu kilku dni zgi­nęło ponad czter­dzie­ści osób. Nasza dziel­nica znaj­do­wała się w samym cen­trum zamie­szek, toteż przez trzy dni sie­dzie­li­śmy w domu, zamknięci na klucz.

Kiedy skoń­czyły się roz­ru­chy, a my poszli­śmy do szkoły, prze­ko­na­łem się, że imię może być rów­nie nie­bez­pieczne jak kolor skóry. Gdy pod­czas spraw­dza­nia obec­no­ści nauczy­ciel wyczy­tał moje nazwi­sko, dwaj chłopcy wście­kle na mnie łyp­nęli i jeden z nich zasy­czał: „Jesteś żydłak?”. Ni­gdy przed­tem nie sły­sza­łem tego słowa, więc nie wie­dzia­łem, że nie­któ­rzy ludzie uży­wają go jako obe­lży­wego okre­śle­nia Żyda. Po lek­cjach ci dwaj zacze­kali przed szkołą, powa­lili mnie na zie­mię, pobili i sko­pali.

Od tam­tego lata czter­dzie­stego trze­ciego roku roz­trzą­sam oba przy­to­czone na wstę­pie pyta­nia. Na przy­kład to, jaki dar pozwala nam nawet w naj­strasz­liw­szych oko­licz­no­ściach pozo­sta­wać w kon­tak­cie z wła­sną współ­czu­jącą naturą? Mam tu na myśli takich ludzi jak Elly Hil­le­sum, która zacho­wała współ­czu­jącą postawę nawet w kosz­mar­nych warun­kach nie­miec­kiego obozu kon­cen­tra­cyj­nego. Napi­sała wtedy w swoim dzien­niku:

_Nie­ła­two jest mnie prze­stra­szyć. Nie żebym była jakoś szcze­gól­nie odważna, ale po pro­stu wiem, że mam do czy­nie­nia z ludźmi i że zawsze i wszę­dzie muszę ze wszyst­kich sił sta­rać się zro­zu­mieć każdy postę­pek każ­dego czło­wieka. I na tym wła­śnie pole­gał istotny sens dzi­siej­szego poranka: mniej­sza o to, że nawrzesz­czał na mnie sfru­stro­wany młody gesta­po­wiec; grunt, że nie byłam przy tym ani tro­chę obu­rzona, lecz raczej szcze­rze mu współ­czu­łam i kor­ciło mnie, żeby go spy­tać: „Mia­łeś bar­dzo nie­szczę­śliwe dzie­ciń­stwo? Zawio­dłeś się na swo­jej dziew­czy­nie?”. Tak, spra­wiał wra­że­nie czło­wieka znę­ka­nego, udrę­czo­nego, ponu­rego sła­be­usza. Naj­chęt­niej od razu zro­bi­ła­bym mu tera­pię, bo wiem, że tacy żało­śni mło­dzieńcy stają się nie­bez­pieczni, gdy tylko pozwoli im się trak­to­wać ludz­kość tak, jak mają ochotę._

Etty Hil­le­sum, _Dzien­nik_

Kiedy bada­łem czyn­niki, od któ­rych zależy nasza umie­jęt­ność pod­trzy­my­wa­nia w sobie współ­czu­cia, nagle ude­rzyła mnie klu­czowa rola języka i spo­sobu, w jaki posłu­gu­jemy się sło­wami. Zdo­ła­łem od tam­tej pory zde­fi­nio­wać pewną szcze­gólną postawę wobec poro­zu­mie­wa­nia się (mówie­nia i słu­cha­nia), która pozwala nam dawać z serca, ponie­waż umoż­li­wia każ­demu czło­wie­kowi nawią­za­nie kon­taktu z sobą samym i z innymi ludźmi, i to w taki spo­sób, że nasze wro­dzone współ­czu­cie roz­kwita. Postawę tę nazy­wam Poro­zu­mie­niem Bez Prze­mocy (Nonvio­lent Com­mu­ni­ca­tion), nawią­zu­jąc do okre­śle­nia „nonvio­lence” w takim zna­cze­niu, w jakim sto­so­wał je Mahatma Gan­dhi. Jest to natu­ralny stan współ­od­czu­wa­nia, który osią­gamy wtedy, gdy prze­moc ustąpi z naszego serca.

PBP: spo­sób poro­zu­mie­wa­nia się, dzięki któ­remu zaczy­namy dawać z serca.

Choć może nam się wyda­wać, że nasz styl poro­zu­mie­wa­nia się nie ma nic wspól­nego z prze­mocą, nasze słowa jed­nak czę­sto ranią i wywo­łują ból u innych albo w nas samych¹. W nie­któ­rych spo­łecz­no­ściach opi­sana tu metoda znana jest pod nazwą Poro­zu­mie­nia Współ­czu­ją­cego; uży­wany w tej książce skrót PBP ozna­cza Poro­zu­mie­nie Bez Prze­mocy – czyli wła­śnie Współ­czu­jące.

JAK SKUPIAĆ UWAGĘ

Fun­da­men­tem PBP jest taki spo­sób mówie­nia i umie­jęt­ność komu­ni­ko­wa­nia się, które pozwa­lają nam zacho­wać czło­wie­czeń­stwo nawet w nie­sprzy­ja­ją­cych oko­licz­no­ściach. Nie ma w tej meto­dzie niczego nowego; wszyst­kie jej skład­niki znane są od stu­leci. Jej zada­niem jest nie­ustanne przy­po­mi­na­nie nam o czymś, co już wiemy – o tym, jak my, ludzie, mamy zgod­nie z pier­wot­nym zamy­słem wza­jem­nie odno­sić się do sie­bie; dzięki tej meto­dzie łatwiej też jest nam żyć w taki spo­sób, żeby wie­dza ta prze­ja­wiała się w kon­kret­nym dzia­ła­niu.

PBP pomaga nam zmie­nić swój styl wyra­ża­nia sie­bie i słu­cha­nia tego, co mówią inni. Nasze słowa nie są już odtąd nawy­kową, auto­ma­tyczną reak­cją, ale sta­no­wią zamie­rzoną wypo­wiedź, która wynika wyłącz­nie ze świa­do­mo­ści tego, co spo­strze­gamy, co czu­jemy i czego chcemy. Dzięki PBP wyra­żamy sie­bie szcze­rze i jasno, zara­zem z sza­cun­kiem i empa­tią poświę­ca­jąc uwagę innym ludziom. Odtąd w każ­dej wymia­nie zdań potra­fimy usły­szeć wła­sne głę­bo­kie potrzeby i ocze­ki­wa­nia, a także cudze. PBP uczy nas uważ­nie obser­wo­wać i dokład­nie okre­ślać zacho­wa­nia i oko­licz­no­ści, które wywie­rają na nas taki czy inny wpływ. Uczymy się wyraź­nie dostrze­gać i uze­wnętrz­niać wła­sne potrzeby i ocze­ki­wa­nia w każ­dej kon­kret­nej sytu­acji. Tech­nicz­nie jest to pro­ste, ale bar­dzo wiele zmie­nia.

Kiedy wsłu­chu­jemy się we wła­sne i cudze głę­bo­kie potrzeby, tak jak naucza PBP, związki mię­dzy ludźmi uka­zują się nam w cał­kiem nowym świe­tle.

Dzięki PBP stop­niowo zastę­pu­jemy nasze stare wzorce reago­wa­nia na kry­tykę i osąd poprzez obronę, wyco­fy­wa­nie się czy atak, zaczy­namy nato­miast postrze­gać w nowym świe­tle sie­bie i innych, a także nasze inten­cje oraz wza­jemne odnie­sie­nia. Opór, postawa obronna i gwał­towne reak­cje poja­wiają się coraz rza­dziej. Kiedy sku­piamy się na jasnym wyra­ża­niu spo­strze­żeń, odczuć i potrzeb, zamiast na sta­wia­niu dia­gnoz i osą­dza­niu, odkry­wamy głę­bię wła­snego współ­czu­cia. Ponie­waż z punktu widze­nia PBP ogrom­nie ważne jest słu­cha­nie – zarówno samego sie­bie, jak i innych – z cza­sem budzi się sza­cu­nek, uwaga i empa­tia, a także wza­jemna chęć dawa­nia z serca.

Cho­ciaż PBP nazy­wam „metodą poro­zu­mie­wa­nia się” lub „języ­kiem współ­czu­cia”, jest to dużo wię­cej niż metoda czy język. Na głęb­szym pozio­mie będzie to nie­ustanne sku­pia­nie uwagi w obsza­rach, w któ­rych mamy więk­sze szanse zdo­być to, czego poszu­ku­jemy.

Kie­rujmy snop świa­tła świa­do­mo­ści tam, gdzie jest nadzieja, że znaj­dziemy to, czego szu­kamy.

Opo­wiem aneg­dotę: pewien czło­wiek łaził na czwo­ra­kach pod latar­nią uliczną i cze­goś szu­kał. Prze­cho­dzący poli­cjant spy­tał go, co też naj­lep­szego wypra­wia. – Szu­kam klu­czy­ków od samo­chodu – odparł tam­ten lekko pod­pi­tym tonem. – A czy wła­śnie tu je pan zgu­bił? – zapy­tał poli­cjant. – Nie, upu­ści­łem je w tam­tej uliczce – padła odpo­wiedź. Na widok zdu­mio­nej miny funk­cjo­na­riu­sza poszu­ki­wacz klu­czy­ków czym prę­dzej dodał: – Ale tu jest lep­sze świa­tło.

Kul­tura, w któ­rej się wycho­wa­łem, nauczyła mnie sku­piać uwagę aku­rat tam, gdzie mam nie­wiel­kie szanse zdo­być to, czego chcę. Wymy­śli­łem więc PBP jako metodę kie­ro­wa­nia uwagi – czyli świa­tła świa­do­mo­ści – ku obsza­rom, w któ­rych kryje się mniej lub bar­dziej wyraźna obiet­nica, że mogę w nich zna­leźć przed­miot moich poszu­ki­wań. A ja w życiu szu­kam współ­czu­cia, prze­pływu mię­dzy mną a innymi ludźmi, opar­tego na wza­jem­nym dawa­niu z serca.

Ta współ­czu­jąca postawa, którą nazy­wam „dawa­niem z serca”, opi­sana jest w nastę­pu­ją­cej pio­sence mojej przy­ja­ciółki Ruth Beber­meyer:

_Naj­hoj­niej obda­rzona czuję się,_

_kiedy ode mnie coś przyj­mu­jesz –_

_gdy rozu­miesz radość, z jaką_

_skła­dam ci dar._

_I wiesz, że robię to nie po to,_

_abyś miał u mnie dług,_

_lecz po pro­stu chcę, żeby moja miłość do cie­bie_

_dała owoce._

_Z wdzię­kiem brać –_

_kto wie, czy to nie naj­więk­szy dar._

_W ogóle nie roz­róż­niam tych dwóch_

_stron medalu._

_Kiedy mi coś dajesz,_

_oddaję ci swoje przyj­mo­wa­nie._

_A kiedy bie­rzesz ode mnie, taka się czuję_

_obda­rzona._

Kiedy dajemy z serca, powo­duje nami radość, która w nas try­ska, ile­kroć dobro­wol­nie wzbo­ga­camy cudze życie. Z takiego dawa­nia poży­tek mają obie strony: ten, kto daje, i ten, kto bie­rze. Obda­ro­wany cie­szy się z pre­zentu, nie oba­wia­jąc się kon­se­kwen­cji, jakie pociąga za sobą przyj­mo­wa­nie darów moty­wo­wa­nych stra­chem, poczu­ciem winy, wsty­dem lub żądzą zysku. Jako ofia­ro­dawcy także czer­piemy korzyść, zysku­jemy bowiem sza­cu­nek do samych sie­bie, gdy widzimy, że nasze wysiłki komuś poma­gają. PBP można sto­so­wać nawet w kon­tak­tach z ludźmi, któ­rzy nie znają tej metody i wcale nie mają zamiaru odno­sić się do nas ze współ­czu­ciem. Jeżeli prze­strze­gamy zasad PBP, powo­du­jąc się jedy­nie chę­cią współ­czu­ją­cego dawa­nia i przyj­mo­wa­nia, i jeśli przy tym zro­bimy wszystko, co w naszej mocy, żeby nasi part­ne­rzy dowie­dzieli się, że nie mamy żad­nej innej moty­wa­cji, oni też przy­łą­czą się do tego pro­cesu i prę­dzej czy póź­niej zdo­łamy nawią­zać współ­czu­jący dia­log. Nie twier­dzę, że zawsze nastę­puje to szybko, lecz gdy pozo­sta­jemy wierni zasa­dom i meto­dzie PBP, współ­czu­cie nie­uchron­nie roz­kwita.

METODA PBP

Aby dopro­wa­dzić do sytu­acji, gdy obie strony pra­gną dawać z serca, sku­piamy świa­tło świa­do­mo­ści w czte­rech obsza­rach, zwa­nych czte­rema ele­men­tami modelu PBP.

Naj­pierw sta­ramy się zoba­czyć, co wła­ści­wie dzieje się w danej sytu­acji. Ogól­nie rzecz bio­rąc, polega ona na tym, że jacyś ludzie mówią lub robią coś, co albo wzbo­gaca nasze życie, albo nie. Spró­bujmy jed­nak spo­strzec, co oni tak naprawdę mówią i robią. Cała sztuka w tym, żeby umieć sfor­mu­ło­wać to spo­strze­że­nie, a zara­zem powstrzy­mać się od jakie­go­kol­wiek osądu czy oceny: po pro­stu rze­czowo stwier­dzić, co mia­no­wi­cie robi dana osoba, któ­rej dzia­ła­nie nam się podoba lub nie. Następ­nie mówimy, co czu­jemy wobec postę­po­wa­nia part­nera, które spo­strze­gli­śmy: czy jest to uczu­cie bólu, lęku, rado­ści, roz­ba­wie­nia, iry­ta­cji? Po trze­cie okre­ślamy wła­sne potrzeby zwią­zane z uczu­ciami, które przed chwilą zde­fi­nio­wa­li­śmy. Kiedy za pomocą PBP jasno i uczci­wie wyja­wiamy, co się z nami dzieje, mamy świa­do­mość tych trzech ele­men­tów.

Cztery ele­menty PBP: Spo­strze­że­nie, Uczu­cia, Potrzeby, Prośba

Na przy­kład matka może prze­ka­zać swo­jemu nasto­let­niemu synowi taki trój­czło­nowy prze­kaz: – Wiesz co, Felek, kiedy widzę dwie brudne skar­petki pod sto­li­kiem i jesz­cze trzy pary prze­po­co­nych skar­pet obok tele­wi­zora, jestem ziry­to­wana, bo chcia­ła­bym, żeby w naszym wspól­nym miesz­ka­niu pano­wał porzą­dek.

W opi­sa­nej sytu­acji hipo­te­tyczna matka natych­miast doda­łaby czwarty ele­ment, czyli bar­dzo kon­kretną prośbę: – Nie zechciał­byś zanieść tych skar­pe­tek do swo­jego pokoju albo wrzu­cić do pralki?

Na tym eta­pie wymiany zwra­camy się do part­nera z prośbą, któ­rej speł­nie­nie wzbo­gaci nasze życie albo po pro­stu je umili.

Dwie fazy PBP:
1. Szczere wyra­ża­nie sie­bie poprzez cztery ele­menty PBP.
2. Empa­tyczny odbiór za pośred­nic­twem czte­rech ele­men­tów PBP.

PBP polega więc mię­dzy innymi na tym, żeby prze­ka­zać tę czte­ro­czło­nową infor­ma­cję bar­dzo wyraź­nie, w sło­wach lub w innej for­mie. Drugą fazą tego stylu poro­zu­mie­wa­nia się jest przyj­mo­wa­nie ana­lo­gicz­nych czte­ro­czło­no­wych infor­ma­cji od innych ludzi. Nawią­zu­jemy z nimi łącz­ność w ten spo­sób, że naj­pierw wyczu­wamy, co spo­strze­gli, co czują i czego potrze­bują, a potem usta­lamy, jak można wzbo­ga­cić ich życie, doda­jąc czwarty ele­ment, czyli speł­nia­jąc ich prośbę.

Gdy tak sku­piamy uwagę na czte­rech wymie­nio­nych obsza­rach i poma­gamy part­ne­rom czy­nić to samo, two­rzymy wza­jemny prze­pływ zro­zu­mie­nia i pod­trzy­mu­jemy go, póki natu­ralną koleją rze­czy nie pojawi się współ­czu­cie, a wtedy okaże się: co kon­kret­nie spo­strze­głem, co czuję i czego mi trzeba; i o co takiego pro­szę, co by wzbo­ga­ciło moje życie; okaże się też, co ty spo­strze­głeś, co czu­jesz i czego ci trzeba; i o co takiego pro­sisz, co by wzbo­ga­ciło twoje życie…

METODA PBP

Kon­kretne _zaob­ser­wo­wane_ przez nas dzia­ła­nia, które wpły­wają na nasze samo­po­czu­cie.

Co _czu­jemy_ wobec tego, co spo­strze­gli­śmy.

_Potrzeby_, war­to­ści, pra­gnie­nia itp., z któ­rych wyni­kają nasze uczu­cia.

_Prośba_ o kon­kretne czyny, które wzbo­gacą nasze życie.

Korzy­sta­jąc z tej metody, możemy albo naj­pierw wyra­żać samych sie­bie, albo empa­tycz­nie przyj­mo­wać w wypo­wie­dzi innych osób te cztery ele­menty prze­kazu. Choć w roz­dzia­łach 3–6 będziemy się uczyli słu­chać i wyra­żać je sło­wami, trzeba pamię­tać, że PBP nie polega na powta­rza­niu goto­wej for­muły, ale dosto­so­wuje się zarówno do roz­ma­itych sytu­acji, jak i do indy­wi­du­al­nych upodo­bań i kul­tu­ro­wych oby­cza­jów. Dla wygody okre­ślam PBP jako „metodę” lub „język”, moż­liwe jest jed­nak sto­so­wa­nie jej bez wypo­wia­da­nia choćby jed­nego słowa. Istotą PBP jest bowiem to, byśmy byli świa­domi tych czte­rech ele­men­tów i skie­ro­wali na nie naszą uwagę, a nie na wypo­wia­dane w danym momen­cie słowa.

STOSOWANIE PBP W ŻYCIU CODZIENNYM

Kiedy sto­su­jemy PBP w roz­ma­itych inte­rak­cjach – czy to z samym sobą, czy to z kimś innym lub z całą grupą – wzmac­niamy w sobie natu­ralną zdol­ność współ­od­czu­wa­nia. Metodę tę można zatem sku­tecz­nie wyko­rzy­sty­wać na wszyst­kich pozio­mach poro­zu­mie­wa­nia się i w naj­róż­niej­szych sytu­acjach, takich jak:

- intymne związki
- rodzina
- szkoła
- orga­ni­za­cje i insty­tu­cje
- tera­pia i porad­nic­two
- nego­cja­cje mię­dzy dyplo­ma­tami lub ludźmi inte­resu
- wszel­kiego rodzaju dys­ku­sje i kon­flikty

Nie­któ­rzy ludzie sto­sują PBP, żeby wpro­wa­dzić do swo­ich intym­nych związ­ków wię­cej głębi i tro­ski:

_Kiedy nauczy­łam się brać (słu­chać) i dawać (wyra­żać) za pomocą PBP, prze­sta­łam czuć się obiek­tem napa­ści i „wycie­raczką”, a zaczę­łam naprawdę wsłu­chi­wać się w słowa i wydo­by­wać z nich uczu­cia, któ­rymi są pod­szyte. Nagle odkry­łam strasz­li­wie obo­la­łego męż­czy­znę, z któ­rym pozo­staję w związku mał­żeń­skim od dwu­dzie­stu lat. Pod­czas week­endu poprze­dza­ją­cego ten warsz­tat mąż popro­sił mnie o roz­wód. Mówiąc naj­kró­cej, przy­szli­śmy tu dziś razem, a ja jestem wdzięczna za wkład PBP w szczę­śliwe zakoń­cze­nie naszej histo­rii… Nauczy­łam się wsłu­chi­wać w uczu­cia, uze­wnętrz­niać swoje potrzeby i ocze­ki­wa­nia, a także akcep­to­wać odpo­wie­dzi, które nie zawsze mia­łam ochotę usły­szeć. Mąż nie po to jest na świe­cie, żeby mnie uszczę­śli­wiać, a i ja nie po to, żeby dawać mu szczę­ście. Oboje nauczy­li­śmy się, że można doro­snąć, nauczy­li­śmy się akcep­to­wać i kochać, tak żeby­śmy oboje mogli osią­gnąć speł­nie­nie._

uczest­niczka warsz­tatu w San Diego

Inni korzy­stają z PBP, żeby w pracy budo­wać rela­cje, dzięki któ­rym osią­gną lep­sze efekty. Pewien nauczy­ciel pisze:

_Mniej wię­cej od roku posłu­guję się PBP w szkole spe­cjal­nej. Metoda ta daje dobre skutki nawet w zasto­so­wa­niu do dzieci, które są opóź­nione w nauce mowy i w ogóle z tru­dem się uczą albo spra­wiają trud­no­ści wycho­waw­cze. Jeden uczeń z mojej klasy pluje, prze­klina, wrzesz­czy i kłuje ołów­kami inne dzieci, gdy te zbliżą się do jego ławki. Zwra­cam mu wtedy uwagę: „Pro­szę, prze­tłu­macz to na język żyrafy” . Chło­piec natych­miast zrywa się z miej­sca, staje na bacz­ność i patrząc na osobę, która go roz­gnie­wała, mówi z całym spo­ko­jem: „Pro­szę, odsuń się od mojej ławki. Zło­ści mnie, kiedy sto­isz tak bli­sko”. Inni ucznio­wie odpo­wia­dają wów­czas mniej wię­cej tak: „Prze­pra­szam! Zapo­mnia­łem, że ci to prze­szka­dza”._

_Zaczą­łem się zasta­na­wiać, czemu tak naprawdę brak mi już cier­pli­wo­ści do tego dziecka, i spró­bo­wa­łem usta­lić, czego od niego ocze­kuję (oprócz har­mo­nii i ładu). Uświa­do­mi­łem sobie, ile czasu zain­we­sto­wa­łem w pla­no­wa­nie lek­cji i że zanie­dbuję swoją potrzebę twór­czo­ści i aktyw­nego uczest­nic­twa uczniów, bo muszę zapro­wa­dzać dys­cy­plinę. Poczu­łem też, że nie dbam wystar­cza­jąco o kształ­ce­nie pozo­sta­łych dzieci. Odtąd ile­kroć ten chło­piec zaczy­nał w cza­sie lek­cji po swo­jemu pogry­wać, mówi­łem: „Chciał­bym, żebyś poświę­cił tro­chę uwagi temu, co mówię”. W nie­które dni musia­łem mu to powta­rzać po sto razy, ale jakoś jed­nak do niego tra­fiało i zazwy­czaj na pewien czas sku­piał się na tema­cie lek­cji._

nauczy­ciel, Chi­cago, stan Illi­nois

A oto wypo­wiedź lekarki:

_Coraz czę­ściej sto­suję PBP w swo­jej prak­tyce lekar­skiej. Nie­któ­rzy pacjenci pytają mnie, czy jestem psy­cho­lo­giem, bo ich leka­rze zazwy­czaj nie inte­re­sują się tym, jak pacjent żyje i jakie ma podej­ście do swo­jej cho­roby. PBP pomaga mi zro­zu­mieć, czego pacjen­towi trzeba i co w danej chwili chciałby usły­szeć. Metoda ta jest szcze­gól­nie przy­datna w kon­tak­tach z cho­rymi na hemo­fi­lię lub AIDS, mają oni bowiem w sobie tyle zale­ga­ją­cego gniewu, że w wielu przy­pad­kach mocno na tym cierpi rela­cja mię­dzy pacjen­tem a służbą zdro­wia. Pewna kobieta chora na AIDS, którą zaj­muję się od pię­ciu lat, powie­działa mi nie­dawno, co jej naj­bar­dziej pomo­gło: otóż naj­wię­cej dało jej to, że szu­ka­łam pomy­słów, dzięki któ­rym mogłaby cie­szyć się swoim codzien­nym życiem. PBP ogrom­nie mi się w takich spra­wach przy­daje. Daw­niej czę­sto zda­rzało się, że wie­dząc o śmier­tel­nej cho­ro­bie pacjenta, sama byłam pod sil­nym wra­że­niem bez­na­dziej­nej pro­gnozy i nie bar­dzo potra­fi­łam szcze­rze zachę­cać cho­rego do życia. Dzięki PBP zyska­łam nową świa­do­mość i nauczy­łam się nowego języka. Jestem zdu­miona, jak bar­dzo ta metoda har­mo­ni­zuje z moją prak­tyką medyczną. W miarę jak coraz bar­dziej anga­żuję się w ten taniec, któ­rym jest PBP, pra­cuję z coraz więk­szą ener­gią i rado­ścią._

lekarka z Paryża

Jesz­cze inni korzy­stają z tej metody w dzia­łal­no­ści poli­tycz­nej. Bawiąc z wizytą u krew­nych, pewna osoba z fran­cu­skich sfer rzą­do­wych zauwa­żyła, że jej sio­stra i szwa­gier poro­zu­mie­wają się i odno­szą do sie­bie zupeł­nie ina­czej niż daw­niej. Zachę­cona tym, co jej opo­wie­dzieli o PBP, zwie­rzyła im się, że w przy­szłym tygo­dniu będzie pro­wa­dzić nego­cja­cje mię­dzy Fran­cją a Algie­rią, doty­czące pew­nych deli­kat­nych zagad­nień, zwią­za­nych z pro­ce­durą adop­cji. Cho­ciaż czasu było nie­wiele, wysła­li­śmy do Paryża tre­nera, który mówił po fran­cu­sku. Pani mini­ster swój póź­niej­szy suk­ces w Algie­rii przy­pi­sała w znacz­nej mie­rze nowo pozna­nym tech­ni­kom poro­zu­mie­wa­nia się.

Uczest­nicy warsz­tatu w Jero­zo­li­mie – Żydzi o roz­ma­itych poglą­dach poli­tycz­nych – roz­ma­wiali w języku PBP o wysoce kon­tro­wer­syj­nej kwe­stii Zachod­niego Brzegu Jor­danu. Wielu izra­el­skich osad­ni­ków, któ­rzy tam zamiesz­kali, uważa, że w ten spo­sób wypeł­niają nakaz reli­gijny; są oni skłó­ceni nie tylko z Pale­styń­czy­kami, lecz także z innymi Żydami, przy­zna­ją­cymi Pale­styń­czy­kom prawo do marzeń o nie­pod­le­głym pań­stwie. Pod­czas jed­nej z sesji pewien tre­ner i ja zade­mon­stro­wa­li­śmy empa­tyczne słu­cha­nie według zasad PBP, a następ­nie popro­si­li­śmy uczest­ni­ków, żeby poroz­ma­wiali, zamie­nia­jąc się rolami i wcho­dząc w poło­że­nie adwer­sa­rza. Po dwu­dzie­stu minu­tach pewna osad­niczka oświad­czyła, że jeśli prze­ciw­nicy poli­tyczni zdo­łają wysłu­chać jej tak, jak przed chwilą została wysłu­chana, być może zre­zy­gnuje ze swo­jej działki i wypro­wa­dzi się z Zachod­niego Brzegu, aby zamiesz­kać na zie­miach uzna­wa­nych przez spo­łecz­ność mię­dzy­na­ro­dową za pra­wo­wite tery­to­rium Izra­ela.

Na całym świe­cie PBP oddaje obec­nie wiel­kie usługi spo­łecz­no­ściom tar­ga­nym gwał­tow­nymi kon­flik­tami i sil­nymi napię­ciami etnicz­nymi, reli­gij­nymi lub poli­tycz­nymi. Fakt, że coraz wię­cej osób poznaje tę metodę i sto­suje ją jako narzę­dzie media­cji pod­czas roz­wią­zy­wa­nia kon­flik­tów w Izra­elu, Auto­no­mii Pale­styń­skiej, w Nige­rii, Ruan­dzie, w Sierra Leone i innych kra­jach, spra­wia mi szcze­gólną satys­fak­cję. Ja i moi współ­pra­cow­nicy spę­dzi­li­śmy kie­dyś w Bel­gra­dzie trzy bar­dzo inten­sywne dni, szko­ląc tam­tej­szych dzia­ła­czy poko­jo­wych. Zaraz po przy­jeź­dzie zoba­czy­li­śmy w twa­rzach uczest­ni­ków szko­le­nia wyraźną roz­pacz, ich kraj był wtedy uwi­kłany w bru­talną wojnę na tery­to­rium Bośni i Chor­wa­cji. Lecz w miarę trwa­nia warsz­tatu w ich gło­sach zaczy­nała się poja­wiać nuta śmie­chu, gdy zwie­rzali się nam, jak głę­boko są wdzięczni i jak się cie­szą, że zna­leźli źró­dło mocy, któ­rego szu­kali. W ciągu następ­nych dwóch tygo­dni pod­czas warsz­ta­tów w Chor­wa­cji, Izra­elu i Pale­sty­nie wie­lo­krot­nie widy­wa­li­śmy, jak zroz­paczeni miesz­kańcy kra­jów spu­sto­szo­nych przez wojnę odzy­ski­wali dzięki nauce PBP ani­musz i wiarę w sie­bie.

To, że mogę jeź­dzić po świe­cie i uczyć ludzi spo­sobu poro­zu­mie­wa­nia się, z któ­rego czer­pią oni siłę i radość, uwa­żam za istne bło­go­sła­wień­stwo. Jestem też ogrom­nie ura­do­wany i pod­eks­cy­to­wany tym, że teraz mam oka­zję podzie­lić się z wami w tej oto książce całym bogac­twem Poro­zu­mie­nia bez Prze­mocy.

STRESZCZENIE

Poro­zu­mie­nie bez Prze­mocy pomaga każ­demu z nas nawią­zać kon­takt z innymi i z sobą samym w taki spo­sób, żeby mogło roz­kwit­nąć wro­dzone nam współ­czu­cie. Metoda ta pomaga nam zmie­nić swój styl wyra­ża­nia sie­bie i słu­cha­nia tego, co mówią inni. Zmiana nastę­puje dzięki nauce sku­pia­nia uwagi na czte­rech obsza­rach: na tym, co spo­strze­gamy, co czu­jemy, czego potrze­bu­jemy oraz na kie­ro­wa­nych ku innym ludziom proś­bach, któ­rych speł­nie­nie może wzbo­ga­cić nasze życie. Sto­so­wa­nie PBP sprzyja wni­kli­wemu słu­cha­niu, wza­jem­nemu sza­cun­kowi i empa­tii, a także obu­stron­nemu pra­gnie­niu dawa­nia z serca. Nie­któ­rzy posłu­gują się PBP, żeby nauczyć się oka­zy­wać wię­cej współ­czu­cia samym sobie, inni chcą w ten spo­sób pogłę­bić swoje związki oso­bi­ste, a jesz­cze inni budują tą metodą bar­dziej owocne rela­cje w pracy lub w sfe­rze poli­tyki. Na całym świe­cie PBP znaj­duje zasto­so­wa­nie w dzia­łal­no­ści media­cyj­nej pod­czas roz­strzy­ga­nia dys­put i kon­flik­tów na wszel­kich moż­li­wych pozio­mach.

PBP w działaniu: „Morderca, rzeźnik, zabójca dzieci, morderca!”

_Po wielu roz­dzia­łach tej książki nastę­pują dia­logi, będące przy­kła­dem zasto­so­wań PBP. Mają one dać Czy­tel­ni­kowi pewien posmak auten­tycz­nej wymiany zdań, w któ­rej jeden z uczest­ni­ków sto­suje zasady PBP, tak jak opi­sano je w danym roz­dziale. PBP jest jed­nak nie tylko języ­kiem czy zbio­rem tech­nik wer­bal­nych. Świa­do­mość i inten­cje, któ­rymi metoda ta jest prze­nik­nięta, można wyra­zić poprzez mil­cze­nie, poprzez spe­cy­ficzny rodzaj obec­no­ści, a także wyra­zem twa­rzy i gestami. Zamiesz­czone w tej książce dia­logi, sta­no­wiące przy­kład PBP w dzia­ła­niu, są z koniecz­no­ści wyde­sty­lo­wa­nymi i skró­co­nymi wer­sjami auten­tycz­nych roz­mów, kiedy to chwile mil­czą­cej empa­tii, humor, aneg­doty, gesty itp. sprzy­jały powsta­niu mię­dzy roz­mówcami natu­ral­nej, płyn­nej więzi – rzecz nie do odda­nia w skon­den­so­wa­nej for­mie słowa dru­ko­wa­nego._

Pew­nego razu pro­wa­dzi­łem pokaz PBP w mecze­cie na tere­nie obozu dla uchodź­ców Dehe­isha w Betle­jem. Publicz­ność sta­no­wiło stu sie­dem­dzie­się­ciu pale­styń­skich muzuł­ma­nów, samych męż­czyzn, mało życz­li­wych Ame­ry­ka­nom. Nagle zauwa­ży­łem prze­bie­ga­jącą przez tłum słu­cha­czy falę tłu­mio­nego wzbu­rze­nia.

– Szep­tem powta­rzają sobie wia­do­mość, że jest pan Ame­ry­ka­ni­nem! – ostrzegł mnie mój tłu­macz i wła­śnie wtedy pewien jego­mość spo­śród publicz­no­ści zerwał się na równe nogi. Patrząc mi pro­sto w oczy, wrza­snął co sił w płu­cach:

– Mor­derca!

Natych­miast poparł go chór kil­ku­na­stu gło­sów:

– Rzeź­nik!

– Dzie­cio­bójca!

– Mor­derca!

Na szczę­ście zdo­ła­łem się sku­pić na uczu­ciach i potrze­bach tego czło­wieka. W tym aku­rat kon­kret­nym przy­padku mia­łem na czym oprzeć swoje domy­sły. Wjeż­dża­jąc do obozu, zauwa­ży­łem kilka pustych pojem­ni­ków po gazie łza­wią­cym, któ­rymi w przed­dzień wie­czo­rem obóz ten ostrze­lano. Na każ­dym pojem­niku wid­niał wyraź­nie czy­telny napis „Made in USA”. Wie­dzia­łem, że uchodźcy mają bar­dzo za złe Sta­nom Zjed­no­czo­nym dostawy gazu łza­wią­cego i innej broni dla Izra­ela.

Zwra­ca­jąc się do czło­wieka, który zwy­my­ślał mnie od mor­der­ców, zapy­ta­łem:

JA: Czy zło­ści pana to, że mój rząd w ten wła­śnie spo­sób wyko­rzy­stuje zasoby swo­jego kraju? _(Nie wie­dzia­łem, czy mój domysł jest trafny, naj­waż­niej­sze jed­nak było to,_ że _szcze­rze sta­ram się dotrzeć do uczuć i potrzeb roz­mówcy)_.

ON: Jesz­cze jak mnie zło­ści! Myśli pan, że potrze­bu­jemy gazu łza­wią­cego? Potrzebna jest nam kana­li­za­cja, a nie ten wasz gaz łza­wiący! Potrzebne nam są domy! Potrzebny nam jest nasz wła­sny kraj!

JA: A więc jest pan wście­kły i byłby pan wdzięczny, gdyby ktoś pomógł wam pod­nieść swój stan­dard życiowy i uzy­skać poli­tyczną nie­za­leż­ność?

ON: Wie pan, jak to jest, kiedy się tu żyje od dwu­dzie­stu sied­miu lat, tak jak ja i moja rodzina, i to jesz­cze z dziećmi? Ma pan cho­ciaż poję­cie, jak my się tu męczymy?

JA: Wygląda na to, że jest pan strasz­nie zde­spe­ro­wany i zasta­na­wia się, czy ja albo kto­kol­wiek inny potrafi naprawdę zro­zu­mieć, jak to jest, kiedy się żyje w takich warun­kach, jakie wy tu macie. Czy dobrze pana sły­szę?

ON: Chce pan zro­zu­mieć? No to niech mi pan powie: ma pan dzieci? A czy one cho­dzą do szkoły? Mają place zabaw? Mój syn jest chory! Bawi się w odkry­tym ścieku! Dzieci w jego kla­sie w ogóle nie mają pod­ręcz­ni­ków! Widział pan kie­dyś szkołę bez pod­ręcz­ni­ków?

JA: Wyraź­nie sły­szę, jak pana to boli, że musi pan tutaj wycho­wy­wać dzieci; pró­buje pan zako­mu­ni­ko­wać mi, że chciałby pan zapew­nić im to samo, co chcą zapew­nić swoim dzie­ciom wszy­scy rodzice – sta­ranne wykształ­ce­nie i odpo­wied­nie warunki do tego, żeby bawiły się i rosły w zdro­wym oto­cze­niu…

ON: No wła­śnie, cho­dzi o same pod­stawy! Prawa czło­wieka – tak chyba wy, Ame­ry­ka­nie, te sprawy nazy­wa­cie. Może by was tu wię­cej przy­je­chało, żeby­ście sami zoba­czyli, jakie ludz­kie prawa tutaj zapro­wa­dza­cie!

JA: Chciałby pan, żeby wię­cej Ame­ry­ka­nów uświa­do­miło sobie ogrom cier­pie­nia, jakie tu zno­si­cie, i wni­kli­wiej przyj­rzało się skut­kom naszych poli­tycz­nych dzia­łań?

Dia­log trwał. Mój roz­mówca jesz­cze przez pra­wie dwa­dzie­ścia minut dawał wyraz swo­jemu bólowi, a ja wsłu­chi­wa­łem się w uczu­cia i potrzeby ukryte w każ­dym jego stwier­dze­niu. Ani mu nie przy­ta­ki­wa­łem, ani się nie sprze­ci­wia­łem. Jego słowa odbie­ra­łem nie jako napaść, lecz jako dar od bliź­niego, który chce odsło­nić przede mną wła­sną duszę i naj­czul­sze punkty.

Kiedy ten pan nabrał wresz­cie pew­no­ści, że go rozu­miem, zdo­łał wysłu­chać moich wyja­śnień, dla­czego w ogóle przy­je­cha­łem do obozu uchodź­ców. Gdy minęła kolejna godzina, ten sam czło­wiek, który nazwał mnie mor­dercą, zapro­sił mnie do sie­bie do domu na świą­teczną kola­cję, bo działo się to aku­rat w cza­sie rama­danu.2 KOMUNIKAT, KTÓRY BLOKUJE WSPÓŁCZUCIE

_Nie sądź­cie, aby­ście nie byli osą­dzeni. Jak bowiem innych osą­dzi­cie, tak i was osą­dzą…_

Pismo Święte, Mate­usz 7,1

Pró­bu­jąc dociec, co wła­ści­wie odcina nas od wro­dzo­nego nam stanu współ­czu­cia, wyróż­ni­łem pewne rodzaje wypo­wie­dzi i innych komu­ni­ka­tów, które, moim zda­niem, przy­czy­niają się do tego, że sto­su­jemy prze­moc zarówno wobec innych oraz nas samych. Te wła­śnie rodzaje prze­kazu okre­ślam mia­nem „komu­ni­ka­tów odci­na­ją­cych od życia”.

Pewne spo­soby poro­zu­mie­wa­nia się odci­nają nas od wro­dzo­nego nam stanu współ­czu­cia.

OSĄDY MORALNE

Jed­nym z kilku typów komu­ni­katu odci­na­ją­cego od życia są osądy moralne, suge­ru­jące, że ludzie, któ­rych dzia­ła­nie jest nie­zgodne z naszym sys­te­mem war­to­ści, nie mają racji lub są źli. Tego rodzaju osądy znaj­dują odzwier­cie­dle­nie w takich cho­ciażby wypo­wie­dziach: „Sęk w tym, że jesteś strasz­nym samo­lu­bem”, „Ona jest leniwa”, „Oni mają mnó­stwo uprze­dzeń”, „To nie­sto­sowne”. Zarzuty, obe­lgi, słowa lek­ce­wa­że­nia, ety­kietki, wszelka kry­tyka, porów­na­nia i dia­gnozy – wszystko to są formy osądu.

Suficki poeta Rumi napi­sał: „Gdzie nie się­gają wyobra­że­nia o pra­wo­ści i niepra­wo­ści, zaczyna się szczere pole. Cze­kam tam na cie­bie”. Ale komu­ni­katy odci­na­jące od życia więżą nas wła­śnie w świe­cie wyobra­żeń o pra­wym i niepra­wym postę­po­wa­niu – czyli w świe­cie osą­dów; ich język obfi­tuje w słowa, za pomocą któ­rych ludzi oraz ludz­kie uczynki kla­sy­fi­kuje się i umiesz­cza w prze­ciw­staw­nych kate­go­riach. Kiedy mówimy tym języ­kiem, osą­dzamy innych ludzi i ich zacho­wa­nie; zaprząta nas wtedy to, kto jest dobry, zły, nor­malny, nienor­malny, odpo­wie­dzialny, nieodpo­wie­dzialny, bystry, ogra­ni­czony itd.

Na pozio­mie osą­dów inte­re­suje nas głów­nie to, KTO JEST CZYM.

Na długo przed osią­gnię­ciem peł­no­let­nio­ści nauczy­łem się poro­zu­mie­wać w bez­oso­bo­wym stylu, który nie wyma­gał ode mnie ujaw­nia­nia tego, co się działo w moim wnę­trzu. Ile­kroć spo­ty­ka­łem się z ludźmi czy też z zacho­wa­niami, któ­rych nie lubi­łem albo nie rozu­mia­łem, punk­tem wyj­ścia mojej reak­cji było prze­ko­na­nie, że coś jest z nimi nie tak. Kiedy nauczy­ciele kazali mi robić coś, na co nie mia­łem ochoty, byli „wredni” albo „nie­po­czy­talni”. Kiedy wyprze­dzał mnie jakiś kie­rowca, woła­łem: „Ty idioto!”. Gdy mówimy tym języ­kiem, nasze myśli i komu­ni­katy wypły­wają z prze­ko­na­nia, że z innymi ludźmi widocz­nie coś jest nie w porządku, skoro tak a nie ina­czej postę­pują; cza­sem zaś uzna­jemy, że to wła­śnie w nas samych tkwi błąd, skoro nie rozu­miemy oto­cze­nia i nie reagu­jemy tak, jak byśmy chcieli. Cała nasza uwaga sku­pia się na kla­sy­fi­ko­wa­niu, ana­li­zo­wa­niu i usta­la­niu pozio­mów nie­słusz­no­ści, a nie na tym, czego nam samym, a także innym ludziom, potrzeba i bra­kuje. Jeśli zatem bli­ska mi osoba prosi o wię­cej czu­ło­ści, niż jej oka­zuję, jest „zachłanna i nie­sa­mo­dzielna”. Ale jeśli to ja zapra­gnę wię­cej czu­ło­ści, niż od niej dostaję, uznam, że jest „wynio­sła i nie­wraż­liwa”. Jeśli mój kolega z pracy bar­dziej niż ja przej­muje się deta­lami, jest „małost­ko­wym pedan­tem”. Lecz jeśli to mnie bar­dziej niż jemu detale leżą na sercu, będzie „nie­chluj­nym bała­ga­nia­rzem”.

Wie­rzę, że w tym spo­so­bie ana­li­zo­wa­nia cudzych zacho­wań znaj­dują tra­giczny wyraz nasze wła­sne potrzeby i sys­temy war­to­ści. Mówię: „tra­giczny”, bo gdy uze­wnętrz­niamy swoje potrzeby i sys­temy war­to­ści w tej a nie innej for­mie, wzma­gamy postawy obronne i opór ze strony wła­śnie tych ludzi, któ­rych postę­po­wa­nie jest przed­mio­tem naszej tro­ski. Jeśli zaś zgo­dzą się oni postę­po­wać w myśl naszego sys­temu war­to­ści, bo uznali, że traf­nie zana­li­zo­wa­li­śmy popeł­niane przez nich błędy, naj­praw­do­po­dob­niej zro­bią to wyłącz­nie ze stra­chu, poczu­cia winy lub wstydu.

Zawsze drogo za to pła­cimy, kiedy ludzie dają pierw­szeń­stwo naszym potrze­bom czy też sys­te­mom war­to­ści nie dla­tego, że pra­gną dawać z serca, lecz powo­do­wani stra­chem, poczu­ciem winy lub wsty­dem. Prę­dzej czy póź­niej odczu­jemy na wła­snej skó­rze kon­se­kwen­cje male­ją­cej życz­li­wo­ści ze strony tych, któ­rzy pod­pi­sali się pod wyzna­wa­nymi przez nas war­to­ściami, ule­ga­jąc poczu­ciu zewnętrz­nego lub wewnętrz­nego przy­musu. Oni też płacą za to w sen­sie emo­cjo­nal­nym, bo zapewne poczują urazę i będą mieli obni­żoną samo­ocenę, kiedy odpo­wie­dzą nam, powo­do­wani stra­chem, poczu­ciem winy albo wsty­dem. Co wię­cej, ile­kroć obraz naszej osoby trwale sko­ja­rzy się komuś z któ­rymś z wyżej wymie­nio­nych uczuć, maleje praw­do­po­do­bień­stwo, że czło­wiek ten kie­dyś jesz­cze odnie­sie się do naszych potrzeb i war­to­ści w spo­sób współ­czu­jący.

Ana­li­zu­jąc cudze postę­po­wa­nie, w rze­czy­wi­sto­ści uze­wnętrz­niamy wła­sne potrzeby i sys­temy war­to­ści.

Ważne jest zatem, aby nie mylić wypo­wie­dzi o war­to­ściach z osą­dami moral­nymi. Kiedy mówimy na temat war­to­ści, które w życiu cenimy, jak na przy­kład uczci­wość, wol­ność czy pokój, wyra­żamy prze­ko­na­nie o tym, co – według nas – naj­le­piej służy życiu. Nato­miast do wypo­wia­da­nia sądów moral­nych jeste­śmy skłonni wtedy, gdy ludzie lub ich zacho­wa­nia wyraź­nie odbie­gają od naszego sys­temu war­to­ści. Mówimy wtedy na przy­kład: „Prze­moc jest zła. Zabójcy są nie­go­dziwi”. Gdyby od małego nauczono nas posłu­gi­wać się języ­kiem uła­twia­ją­cym oka­zy­wa­nie współ­czu­cia, umie­li­by­śmy uze­wnętrz­niać swoje potrzeby i wyzna­wane war­to­ści wprost, zamiast suge­ro­wać, że ktoś postę­puje nie­wła­ści­wie, kiedy owym potrze­bom i war­to­ściom nie czyni zadość. I tak na przy­kład, zamiast mówić: „Prze­moc jest zła”, mogli­by­śmy powie­dzieć: „Sto­so­wa­nie prze­mocy jako narzę­dzia roz­strzy­ga­nia kon­flik­tów budzi moje obawy; dużą war­tość ma dla mnie roz­wią­zy­wa­nie kon­flik­tów mię­dzy ludźmi innymi spo­so­bami”.

O.J. Harvey, pro­fe­sor psy­cho­lo­gii z uni­wer­sy­tetu sta­no­wego w Kolo­rado, pro­wa­dzi bada­nia nad związ­kami mię­dzy języ­kiem a prze­mocą. Losowo wybrał frag­menty tek­stów lite­rac­kich z wielu róż­nych kra­jów i porów­nał czę­sto­tli­wość, z jaką poja­wiają się słowa, za pomocą któ­rych kla­sy­fi­kuje się i osą­dza ludzi. Jego eks­pe­ry­ment dowiódł ist­nie­nia wyraź­nej kore­la­cji mię­dzy czę­stym uży­wa­niem takich słów a przy­pad­kami prze­mocy. Ani tro­chę nie zasko­czyła mnie wia­do­mość, że w obrę­bie kul­tur, w któ­rych ludzie rozu­mują kate­go­riami ludz­kich potrzeb, prze­moc wystę­puje znacz­nie rza­dziej niż tam, gdzie przy­le­piają sobie nawza­jem ety­kietki „dobrych” i „złych”, wie­rząc przy tym, że źli zasłu­gują na karę. W trzech czwar­tych ame­ry­kań­skich pro­gra­mów tele­wi­zyj­nych, wyświe­tla­nych w porze, gdy ist­nieje naj­więk­sze praw­do­po­do­bień­stwo, że dzieci je obej­rzą, boha­ter kogoś zabija albo spusz­cza mu lanie. Owe akty prze­mocy sta­no­wią typową „kul­mi­na­cję” wido­wi­ska. Widzo­wie, od dzie­ciń­stwa nauczeni, że czar­nemu cha­rak­te­rowi należy się kara, z przy­jem­no­ścią oglą­dają te sceny gwałtu.

Kla­sy­fi­ko­wa­nie i osą­dza­nie ludzi sprzyja prze­mocy.

Źró­dłem więk­szo­ści, jeśli nie wszel­kich aktów prze­mocy słow­nej, psy­chicz­nej albo fizycz­nej, czy to wśród człon­ków rodziny, ple­mie­nia czy narodu – jest spo­sób rozu­mo­wa­nia, zgod­nie z któ­rym przy­czyną kon­fliktu jest jakieś zło w prze­ciw­ni­kach, czemu towa­rzy­szy nie­zdol­ność dostrze­ga­nia ich bez­bron­no­ści, ich uczuć, obaw, pra­gnień, tęsk­not itp. Ten wła­śnie nie­bez­pieczny spo­sób myśle­nia widoczny był pod­czas zim­nej wojny. Nasi przy­wódcy widzieli w Rosji „nie­go­dziwe impe­rium”, upar­cie dążące do tego, żeby uni­ce­stwić ame­ry­kań­ski styl życia. Nato­miast przy­wódcy rosyj­scy twier­dzili , że Ame­ry­ka­nie to „impe­ria­li­styczni wyzy­ski­wa­cze”, któ­rzy chcą sobie pod­po­rząd­ko­wać Rosję. Ani jedna, ani druga strona nie przy­zna­wała się do stra­chu, uta­jo­nego pod tymi ety­kiet­kami.

PORÓWNANIA

Inną formą osądu są porów­na­nia. W książce zaty­tu­ło­wa­nej _How to Make Your­self Mise­ra­ble_ („Uniesz­czę­śliw się sam”) Dan Gre­en­berg w zabawny spo­sób demon­struje, jak pod­stęp­nie umie nami cza­sem zawład­nąć myśle­nie porów­naw­cze. Czy­tel­ni­kom, któ­rzy szcze­rze pra­gną tak sobie urzą­dzić życie, aby stało się dla nich udręką, pro­po­nuje, żeby nauczyli się porów­ny­wać z innymi ludźmi. Z myślą o oso­bach nie­zna­ją­cych tej metody pod­suwa parę ćwi­czeń. Pierw­sze z nich wyko­nuje się za pomocą foto­gra­fii, uka­zu­ją­cych w całej oka­za­ło­ści męż­czy­znę i kobietę, któ­rzy zgod­nie ze stan­dar­dami dzi­siej­szych mediów ucie­le­śniają ideał piękna fizycz­nego. Czy­tel­nik ma prze­pro­wa­dzić dokładne pomiary wła­snego ciała, porów­nać wyniki z załą­czo­nymi para­me­trami owych ponęt­nych oka­zów, a potem kon­tem­plo­wać róż­nice.

Porów­na­nie to forma osądu.

Ćwi­cze­nie to przy­nosi obie­cany sku­tek: gdy wda­jemy się w tego rodzaju porów­na­nia, zaczy­namy czuć się kiep­sko. Kiedy wydaje nam się, że już bar­dziej nie uda nam się zdo­ło­wać, prze­wra­camy kartkę i tu się oka­zuje, że pierw­sze ćwi­cze­nie to była tylko roz­grzewka. Ponie­waż uroda fizyczna sta­nowi walor względ­nie powierz­chowny, Gre­en­berg daje nam teraz szansę, żeby­śmy zmie­rzyli się z innymi ludźmi w dzie­dzi­nie naprawdę istot­nej, a mia­no­wi­cie w sfe­rze osią­gnięć. Z książki tele­fo­nicz­nej wybiera na chy­bił tra­fił nazwi­ska osób, z któ­rymi mamy się porów­ny­wać. Pierw­sze nazwi­sko, jakie podobno zna­lazł w spi­sie nume­rów, brzmi Wol­fgang Ama­de­usz Mozart. Gre­en­berg wymie­nia języki, któ­rymi wła­dał ten kom­po­zy­tor, i naj­waż­niej­sze utwory, które napi­sał jesz­cze w dzie­ciń­stwie. Czy­tel­nik ma pod­su­mo­wać wszystko, co dotych­czas osią­gnął, a rezul­tat tych obra­chun­ków porów­nać z tym, czego doko­nał Mozart, zanim skoń­czył dwa­na­ście lat. Ćwi­cze­nie jak zwy­kle dopeł­nia kon­tem­pla­cja róż­nic.

Nawet jeśli Czy­tel­nik ni­gdy nie zdoła się wydo­być z otchłani nie­doli, w którą za pomocą tych ćwi­czeń sam się wtrą­cił, może zauważy, jak sku­tecz­nie ten spo­sób rozu­mo­wa­nia blo­kuje współ­czu­cie – zarówno wobec samego sie­bie, jak i wobec innych.

WYPARCIE SIĘ ODPOWIEDZIALNOŚCI

Kolej­nym typem komu­ni­ka­tów odci­na­ją­cych od życia jest wypar­cie się odpo­wie­dzial­no­ści. Komu­ni­kat odci­na­jący od życia zaćmiewa naszą świa­do­mość tego, że każdy z nas odpo­wiada za wła­sne myśli, uczu­cia i czyny. Czę­sto uży­wane słowo „musieć” – tak jak w zda­niu „Pewne rze­czy czło­wiek po pro­stu robić musi, chce czy nie chce” – może być przy­kła­dem, jak tego rodzaju fra­ze­olo­gia zamąca poczu­cie odpo­wie­dzial­no­ści za wła­sne postępki. Wyra­że­nie „przez cie­bie czuję się…” – na przy­kład w zda­niu „Przez cie­bie czuję się winny” – to kolejny przy­kład, jak język uła­twia odmowę wzię­cia na sie­bie odpo­wie­dzial­no­ści za wła­sne uczu­cia i myśli.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1.

W języku pol­skim nie ma jed­nego słowa, któ­rym można prze­tłu­ma­czyć „nonvio­lence”. Naj­bliż­sze jest okre­śle­nie skła­da­jące się z kilku słów: „spo­sób postę­po­wa­nia wyklu­cza­jący wszelką prze­moc i wywie­ra­nie pre­sji”. Stąd także wynika trud­ność, jak pro­sto i pre­cy­zyj­nie nazwać po pol­sku samą metodę Nonvio­lent Com­mu­ni­ca­tion (NVC). Trzeba wie­dzieć, że „Poro­zu­mie­nie Bez Prze­mocy” nie oddaje dokład­nie tego, co zawiera nazwa NVC i czym jest ta metoda. Bliż­sze zna­cze­niowo byłoby „Poro­zu­mie­nie Współ­czu­jące” lub „Poro­zu­mie­nie Serca”, jed­nak w języku pol­skim są to okre­śle­nia meta­fo­ryczne, uży­wane raczej w poezji niż w mowie potocz­nej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: