Powiedz STOP depresji, lękom i toksycznym ludziom - ebook
Powiedz STOP depresji, lękom i toksycznym ludziom - ebook
Książka Powiedz STOP depresji, lękom i toksycznym ludziom niesie wsparcie nie tylko tym, którzy cierpią z powodu stanów depresyjnych, ale każdemu, kto tęskni za radością życia. Przedstawiono tu w zwięzłej formie problemy, z którymi boryka się większość z nas: od akceptacji siebie i swoich emocji, poprzez schematy myślowe, które determinują nasze zachowania i wywołują w nas gniew, aż po relacje z toksycznymi ludźmi. Autor, doświadczony coach i trener biznesu, zebrał w tej książce sprawdzone metody, które pozwolą zapanować nad przygnębieniem, niskim poczuciem wartości, lękami, apatią, nadpobudliwością czy poczuciem wyalienowania. Jego poradnik rozwoju emocjonalnego ma też praktyczny wymiar, zawiera bowiem zestawy technik i ćwiczeń, które są łatwe i bardzo skuteczne w codziennym zastosowaniu.
Jeśli czujesz się przytłoczony problemami dnia codziennego, sięgnij z autorem tej książki do źródła swoich trudności i wprowadź w życie zawarty w niej program regeneracyjno-rozwojowy, by wreszcie nawiązać kontakt ze sobą, odzyskać wewnętrzną wolność i zacząć cieszyć się własnym życiem.
To, że trafiłeś na tę książkę, oznacza, że uczyniłeś krok na drodze do większej samoświadomości – jedynego źródła siły, które jest odnawialne i niewyczerpane. Nie jest ono zasilane przez twoje otoczenie czy sytuację materialną, ale czerpie z twoich głębokich zasobów, które krok po kroku będziesz w sobie odkrywał i uczył się z nich korzystać. Uczucie, które pojawia się, kiedy zaczynamy rozumieć, iż sami stwarzamy swój świat i nie jesteśmy niewolnikami sytuacji bez względu na to, jak ocenialiśmy ją do tej pory, jest jedyne i niepowtarzalne. Stopniowo w nasze życie wkracza wówczas wolność, spokój i równowaga.
Ty także masz szansę je odczuć.
Kategoria: | Psychologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-966143-9-1 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dla kogo jest ta książka i czemu powstała?
Poradnik rozwoju emocjonalnego _Powiedz STOP depresji, lękom i toksycznym ludziom_ jest przeznaczony dla każdego, kto tęskni za radością życia. Tak naprawdę jest więc dla wszystkich – a zwłaszcza tych, którzy:
- chcą się rozwijać emocjonalnie,
- chcą zrozumieć prawa rządzące ludzką psychiką,
- bywają przygnębieni, apatyczni, doświadczają obniżenia nastroju, depresji,
- są nadpobudliwi, zestresowani, cierpią na nerwice,
- mają niskie poczucie własnej wartości,
- mają złe relacje z otoczeniem,
- są samotni, pesymistyczni, wyalienowani,
- cierpią z powodu braku życiowej energii,
- są blisko tych, którzy mają depresję,
- czują się przytłoczeni problemami dnia codziennego,
- „wypadli z peletonu”,
- nie potrafią wybaczyć,
- cierpią na choroby fizyczne.
Książka porusza podstawowe problemy, z którymi boryka się większość z nas: od akceptacji siebie i swoich emocji, poprzez wzorce myślowe, którymi się kierujemy, aż po nasze otoczenie, które bywa toksyczne, i zmiany wywołujące w nas lęk. Staram się, aby przedstawiona tu wiedza miała charakter zwięzły i praktyczny. Opatruję ją też zestawami technik i ćwiczeń, które są łatwe i bardzo skuteczne w codziennym zastosowaniu. Aby dobrać najodpowiedniejszy dla siebie sposób pracy z książką, przeczytaj rozdział _Jak pracować z poradnikiem_.
Ostatnie kilkaset lat to niebywały czas w naszej historii. Rewolucja przemysłowa spowodowała, że ze statków parowych przesiedliśmy się na statki kosmiczne, parskające konie zamieniliśmy na konie mechaniczne, a liczydła zastąpiliśmy komputerami. W różnych dziedzinach inteligencję człowieka skutecznie zastępuje ta sztuczna. Żyjemy bowiem w dobie rewolucji cyfrowej. Mamy nieograniczone możliwości korzystania z wiedzy i dóbr kultury, dzielenia się przemyśleniami i wsparciem, nawiązywania relacji itd.
Oczywiście każdy postęp pociąga za sobą pewne negatywne skutki. Kiedy nie było samochodów, nie było także wypadków samochodowych. Przed erą samolotów ludzie nie ginęli w katastrofach lotniczych. Przemiany zawsze miały swoją mroczną stronę, ale bilans zysków i strat wychodził na plus. Należy się jednak zastanowić, czy w ostatnich dziesięcioleciach nadal na ten plus wychodzimy. Czy zyskujemy jako ludzie? Czy dzięki postępowi jesteśmy tak zwyczajnie szczęśliwsi?
Trzeciego marca 1972 roku sonda Pioneer 10 wyniosła w kosmos najważniejsze informacje o ludzkiej cywilizacji, w tym nasze rysunki. Teraz, w trzeciej dekadzie XXI wieku, być może żałujemy, że informacja o nas miała rysunkową formę, bo można by zaprezentować wszechświatowi nasze realne zdjęcia. Przekopiowalibyśmy je z portali społecznościowych i dzięki temu przedstawiciele odległych cywilizacji dowiedzieliby się, że żyjemy na pięknej planecie, jemy wyszukane potrawy i wyglądamy tak, że klękajcie narody. Przede wszystkim jednak przekonaliby się, że jesteśmy wręcz szaleńczo szczęśliwi, co widać po naszych białych jak śnieg, prostych, wyszczerzonych zębach oraz uśmiechniętych twarzach, z których pryszcze znikły bezpowrotnie. Nie musieliby wiedzieć, że za tym sielankowym obrazkiem kryje się bolesna prawda, jest on bowiem efektem obróbki w programie graficznym, którym nawet dzieci potrafią się już posługiwać.
A co z wiedzą, z której możemy swobodnie korzystać? Czy i w tej dziedzinie postęp ujawnia swoje mroczne oblicze? Ostatnio pewna farmaceutka oświeciła mojego przyjaciela, że Ziemia jest płaska, i dodała, że ma na to dowód, bo na ulicy jej wózek stoi i się nie turla. „No jak nie, jak tak”. Gdyby nie była płaska – argumentowała z przekonaniem – to by się sam z siebie potoczył. Taki dowód naukowy wyczytała w internecie u wyznawcy teorii płaskiej Ziemi, który ma tysiące fanów. Oto jeden ze skutków demokratyzacji wiedzy za pośrednictwem internetu. Oczywiście nie ma co wylewać dziecka z kąpielą. W sieci istotnie możemy odnaleźć wiele wartościowych treści, z których warto czerpać wiedzę. Jednak często nie posiadamy narzędzi umożliwiających weryfikację, co tę wartość niesie, a co jest efektem zwykłej manipulacji bądź niewiedzy.
Dzięki rzeczywistości wirtualnej zmienił się także charakter naszych relacji. Możemy ich nawiązać nieskończenie wiele i utrzymywać tyle spośród nich, ile tylko mamy ochotę. Zaglądamy zatem na jeden z portali internetowych lub otwieramy aplikację i widzimy, że nasi „przyjaciele” mają superpracę, dobrze się bawią, pięknie ubierają, ciągle dokądś podróżują, jedzą sushi i mają nieprawdopodobnie uzdolnione dzieci. A kiedy już to wszystko zobaczymy, uświadamiamy sobie, że piłeczka jest po naszej stronie. Czujemy się zobowiązani, by doskoczyć do ideału. Robimy zatem kilkadziesiąt selfie i wybieramy to najlepsze. Potem wrzucamy na nie filtry, wymazujemy niedoskonałości, tu wyszczuplamy, tam pogrubiamy, dodajemy jakieś tło… A, zostały jeszcze zęby! I już jesteśmy gotowi na relacje z innymi, „prawdziwymi” ludźmi. Co za ulga, że nie musimy się z nimi spotykać na żywo. Na szczęście większość z nich mieszka wiele kilometrów od nas i dzięki temu możemy pielęgnować tak pieczołowicie wykreowany wizerunek.
W sieci mamy jednak nie tylko przyjaciół, lecz także zajadłych wrogów. Wraz z portalami społecznościowymi pojawiła się bowiem cyberprzemoc. Współcześni ludzie niemal od pierwszych lat świadomego życia doświadczają niebywałej agresji, poniżania i wyśmiewania. Zaledwie jedno pokolenie wcześniej ludzkie zachowania, wygląd, opinie czy orientację mogło wyśmiewać zaledwie kilka osób z najbliższego otoczenia. Teraz mogą to robić setki, a nawet tysiące użytkowników medium, na którym znajduje się nasz profil. Żyjemy w rzeczywistości, której często nie potrafimy zrozumieć, a już z pewnością coraz częściej nie umiemy poradzić sobie z nią psychicznie.
Nasza planeta naprawdę stała się globalną wioską. To, gdzie się w danym momencie znajdziemy, jest uzależnione jedynie od grubości naszego portfela, a w zasadzie od zasobności konta. Chętnie podróżujemy, zwiedzamy obce kraje i prowadzimy interesy za granicą, paradoksalnie jednak ta otwartość na świat prowadzi nas czasem do zamknięcia. Wraz z nami przemieszczają się bowiem rozmaite patogeny, a potem jakiś mały wirus na kilka lat zamyka nas w domach i zmusza do zakrywania twarzy.
Po internetowych łączach mkną też informacje. Kiedy na innym kontynencie wydarza się coś złego, wiemy o tym w mgnieniu oka. Gdy klikamy w taką wiadomość, algorytmy naszej wyszukiwarki automatycznie wrzucają nas do bańki informacyjnej. Taki algorytm wylicza, że Mirka interesują katastrofy, więc zaraz na ekranie telefonu lub komputera wyświetla mu się setka innych katastrof. Jeszcze sto lat temu, aby się o nich dowiedzieć, Mirek musiałby kupić gazetę. Teraz ta „gazeta” pojawia się u niego sama i co chwila atakuje nowymi informacjami.
Nie chodzi tu zresztą wyłącznie o negatywne informacje, ale wszelkie bodźce, które nas skłaniają do określonych zachowań. Bodźce te ugruntowują nasze opinie o tym, co jest ważne, a co nie, co jest dobre, a co złe, co jest nam potrzebne, a co zbędne (tych ostatnich rzeczy zresztą w zasadzie nie ma). Działanie cyberświata służy głównie temu, aby nas do czegoś nakłonić, by wpłynąć na nasze emocje, wyobraźnię, system wartości i potrzeby. Ma odpowiednio przemodelować naszą psychikę. Pod wpływem tego bombardowania psychika rozlatuje się jednak na kawałki…
Odpowiadamy na to silnymi emocjami. Pojawia się wysoki poziom stresu, lęku, a nawet agresji. Nie wiemy, jak sobie z nimi poradzić, bo nikt nas tego nie nauczył. Co za tym idzie, nie do końca potrafimy wyrazić to, co czujemy. W wirtualnym świecie uczucia i emocje przyjmują – a jakże! – cyfrową postać. Uzewnętrzniamy je za pomocą odpowiednich ikonek, czyli emotikonów. Robimy to zresztą nie po raz pierwszy w historii. Graficznie wyrażaliśmy nasze uczucia w piśmie obrazkowym już kilka tysięcy lat temu. Później przyjęliśmy inne formy ekspresji. Teraz z emotikonów korzystają ponad trzy miliardy ludzi na całym świecie.
Właściwie to współcześnie nie żyjemy w rzeczywistości, ale we śnie o rzeczywistości. Ten sen jest kreacją, na którą składają się wyidealizowane, retuszowane życia innych ludzi. Świat podsuwa nam też coraz to nowsze, prostsze recepty na życie i oferuje system wartości „być to mieć”. Oczywiście musimy mieć coraz więcej, presja otoczenia jest bowiem gigantyczna. Niezależnie od tego, czy dotyczy to przedmiotów, pieniędzy, urody, pozycji czy popularności, nigdy nie jest dość, a my nigdy nie jesteśmy wystarczająco dobrzy. To zresztą nieprzerwanie popycha nas do działania. Wiemy, że nie wolno nam się zatrzymać, musimy iść do przodu, choć nierzadko jest to podróż na skraj emocjonalnej przepaści. Nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo sami się wyniszczamy. Oczywiście czasem przebijają się gdzieś informacje, że jakaś celebrytka zmaga się z depresją. Wtedy jesteśmy bardzo zaskoczeni. Równie zaskakujące są statystyki dotyczące samobójstw, zwłaszcza wśród bardzo młodych ludzi, oraz ilość sprzedawanych leków uspokajających.
Dlaczego musimy śnić? Odpowiedź jest prosta: ponieważ gdybyśmy się przebudzili, zobaczylibyśmy, jak bardzo jesteśmy w tej cyberprzestrzeni nieszczęśliwi. Powszechnie doświadczamy obniżenia nastroju i przygnębienia, nazywanych przez naszych przodków melancholią czy splinem. Ukrywamy je jednak za fasadą zadowolenia. Notujemy też coraz więcej przypadków depresji oraz nerwic. Przez nasz glob przetacza się największa w znanej nam historii ludzkości fala różnorakich zaburzeń emocjonalnych, głównie lękowych. W wielu krajach liczba ludzi potrzebujących pomocy psychologicznej lub psychiatrycznej przekroczyła 20 procent całej społeczności. Między postępem społeczno-ekonomicznym a rozwojem emocjonalnym ludzkości powstała ogromna przepaść. Nie dostrzegliśmy, że w pędzie do przodu zgubiliśmy najważniejszą część naszego człowieczeństwa i teraz boleśnie ten brak odczuwamy.
Dlaczego tak się stało? Przecież wiedza na temat życia emocjonalnego człowieka nie jest tajna i niedostępna. Wręcz przeciwnie, istnieje od tysiącleci, a w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat do tradycyjnie docenianych myślicieli i badaczy ludzkiej psychiki dołączyli nowi światli ludzie. Reprezentowane przez wielu z nich całościowe podejście do natury człowieka jest milowym krokiem na drodze do zrozumienia meandrów naszej psychiki. Wystarczy wymienić takich wybitnych psychologów i filozofów jak Aldous Huxley, Alan Watts, Jiddu Krishnamurti, Chögyam Trungpa, Dhiravamsa, Jacques Vigne, Anthony de Mello, Ken Wilber, Carl Gustav Jung, Fritz Perls, Stanislav Grof, Erik Erikson, John Ruskan czy Arnold Mindell. A jednak dorobek światowej filozofii i psychologii oraz powszechny dostęp do informacji nie uchroniły nas przed cierpieniem.
Dlaczego powstała ta książka?
Chociaż istnieją znakomite publikacje polskich i zagranicznych autorów dotyczące rozmaitych zagadnień psychologicznych, to dla współczesnego człowieka, który musi nieustannie zabiegać o sukces i w związku z tym pozostaje mu mało czasu na cokolwiek innego, zdobycie nawet elementarnej wiedzy o funkcjonowaniu własnej psychiki okazuje się nazbyt kłopotliwe. Dlatego zamiast czerpać z mądrości spisanej w księgach wielkich mędrców, słuchamy zwykle przygodnych doradców, z których każdy usłużnie podsuwa nam swoje złote myśli… W ten sposób w naszym życiu pojawiają się kolejne mody, za którymi bezmyślnie podążamy. Oderwane od istoty naszej indywidualnej osobowości wzorce myślowe i zachowania są błędnie interpretowane jako znak podążania drogą cywilizacyjnego rozwoju. Współczesne skomercjalizowane społeczeństwo utrwala te schematy i wciąga nas w nie jak rzeczny wir. Jednocześnie od rzetelnej wiedzy psychologicznej odcina nas zjawisko wspomnianych już baniek informacyjnych. W efekcie teoria jednego sprawnego guru, iż wystarczy „się uśmiechać, aby mózg dostał sygnał szczęścia”, dociera do setek tysięcy ludzi. Aż 80 procent z nich z czasem przekona się, że to bujda, ale zanim to się stanie, będą wierzyć w każde słowo „mistrza”.
Jednak nawet jeśli dysponujemy wystarczającą ilością czasu i chęci oraz otwartym umysłem, aby dogłębnie przestudiować zagadnienia, o których piszę, to natrafiamy na ścianę hermetycznego języka, naszpikowanego fachowymi terminami i abstrakcyjnymi analizami, który skutecznie uniemożliwia dotarcie do sedna sprawy. Trudno się oprzeć wrażeniu, że niektórzy autorzy traktują stopień skomplikowania terminologicznego jako miarę wielkości dzieła. No cóż, być może nie przerobili kwestii narcyzmu.
I właśnie dlatego powstał ten poradnik. Chodziło o to, by przełożyć ważną dla współczesnego człowieka, ponadczasową wiedzę psychologiczną na zrozumiały i nowoczesny język. Jest to próba skonstruowania programu regeneracyjno-rozwojowego, opartego na skutecznych i sprawdzonych metodach pracy z naszymi problemami, pozwalającego wykorzystać nasz potencjał oraz mierzyć się z ograniczeniami.
Dlaczego to ja go napisałem? Zagadnieniami ludzkiej psychiki zajmuję się od ponad dwudziestu pięciu lat. Prowadzę warsztaty rozwojowe, terapeutyczne, spotkania indywidualne i liczne szkolenia rozwojowe. W tym czasie miałem kontakt dosłownie z tysiącami ludzi i wielu z nich przekazywało mi, że dzięki wiedzy i umiejętnościom, które zdobyli z moją pomocą, uświadomili sobie, jak wiele mogą zrobić, aby ich życie było lepsze. Właśnie oni dali mi mandat do napisania tej książki. Oni wytłumaczyli mi, że decydujące znaczenie mają pasja, zaangażowanie i troska o innych, poparte samodzielną intensywną nauką i doświadczeniem, nie zaś pięć lat studiów psychologicznych (na czasem przypadkowo wybranej wyższej uczelni).
Jak doszło do tego, że absolwent Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie zajął się badaniami nad tym, jak lepiej żyć? Wiele lat temu nic nie wskazywało na to, że kiedyś się temu poświęcę. Po ukończeniu studiów rozpocząłem karierę zawodową. Pierwsze kilka lat spędziłem w japońskim koncernie Sony, częściowo w kraju, częściowo za granicą. Później przez blisko dziesięć lat pracowałem w amerykańskim gigancie General Motors, a zwieńczeniem tego okresu było objęcie posady dyrektora handlowego. Doświadczyłem zarówno prestiżu i glorii wysokiego stanowiska, jak i poddańczości, jaka panuje w korporacjach. Z pozoru wydawało się, że bardziej udanego życia nie mogłem sobie wymarzyć. Ale pomimo blasków kariery przez cały czas towarzyszyło mi poczucie niezadowolenia z egzystencji i niewyjaśnionej pustki.
Często doświadczałem huśtawki nastrojów: od upajania się sukcesami do wpadania w dołki w momentach porażek. Trudność sprawiało mi podejmowanie decyzji, i to bynajmniej nie z powodu niezdecydowania, ale z braku motywacji i świadomości, czego naprawdę chcę. Wpadłem w pułapkę analizowania, jaki powinienem być. Dynamiczny i zdecydowany, biegnący szybko do przodu? Tak! – entuzjastycznie odpowiadałem sobie. Ale zaraz potem gdzieś z tyłu głowy pojawiało się pytanie: „Dokąd biegnę?”. Na nie jakoś nie znajdowałem odpowiedzi. Nigdy nie przekonywały mnie teorie o prawdziwym mężczyźnie, domu, drzewie i synu. Może należałoby więc zagłębić się w rozmyślania o sensie egzystencji? Także nie. Ludzie wiecznie rozmyślający zawsze mnie drażnili. Widziałem, jak wykorzystują duchowość do ucieczki od prawdziwych problemów życia i dziwaczeją.
Wpadałem w pułapkę rosnących oczekiwań otoczenia dotyczących pożądanego wizerunku. Moim odizolowanym mikroświatem, moją bańką, stały się luksusowe hotele, piękne samochody, dobre restauracje, ludzie, dla których liczy się jedynie blichtr. Maska szczęśliwca, którą nakładałem przez lata, zaczynała mnie w tym czasie coraz mocniej uwierać. Życie nadzieją, że dopiero w przyszłości znajdę czas na odpoczynek, książkę, przyjaciół czy zwykłe przebywanie ze sobą bez napięcia i wrażenia, że muszę ciągle się śpieszyć, przestało mi wystarczać.
Ostatecznie stan „przygniecenia życiem” pogłębiły tragiczne przeżycia osobiste. Doszedłem do wniosku, że coś niedobrego dzieje się z moją psychiką. Nigdy nie uważałem, że z pomocy psychologów korzystają tylko ludzie chorzy psychicznie, postanowiłem więc z problemem udać się do specjalisty. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy pani psycholog orzekła, że rozwiązanie mojego problemu jest niezwykle proste. Specjalistka zasugerowała mi stosowanie antydepresantu i zakończyła terapię.
Moja nieustępliwość w zgłębianiu zagadnienia zaprowadziła mnie do kolejnej poradni, ale i tę wizytę zwieńczył podobny finał. Pomyślałem, że skoro fachowcy twierdzą, iż to sprawa chemii mózgu, to powinienem im zaufać, zacząłem więc zażywać antydepresant. Po kilkunastu tygodniach okazało się jednak, że lek nie rozwiązał moich problemów. Wówczas trafiłem wreszcie do psychologa, który znalazł czas na rozmowę. Diagnoza mojego stanu brzmiała: „depresja albo stan obniżonego nastroju”. Ucieszyłem się, że wiem wreszcie, z czym się zmagam, ale odpowiedzi, jaka jest przyczyna moich kłopotów, nie otrzymałem, a na tym mi przecież zależało.
Wtedy właśnie zaczęła się moja długa podróż do poznawania zasad rządzących życiem emocjonalnym człowieka. Zrozumiałem, że kryzys, którego doświadczałem, był sygnałem do zmiany dotychczasowego życia. Wywołało go moje prawdziwe „ja” po to, żebym mógł przebudzić się z letargu, w którym tkwiłem. Co więcej, doszedłem do wniosku, że poznanie zasad funkcjonowania psychiki nie przekracza możliwości przeciętnego człowieka i naprawdę nie trzeba do tego ukończyć studiów z zakresu psychologii. Potrzeba na to jednak czasu, chęci i wnikliwości.
Odkrycia te rozbudziły we mnie ogromną ciekawość. Przeczytałem dziesiątki poradników o tym, jak żyć „lepiej i szczęśliwiej”, ale wydały mi się one tak dalece oderwane od realiów, że powinny przynależeć do sfery baśni i bajek. Wiele z nich zawierało też w mojej opinii oczywiste błędy terapeutyczne. Nawet pozycje autorstwa popularnych uzdrowicieli często straszyły naiwnością.
Sięgnąłem zatem po publikacje szacownych psychologów. Zgłębianie ich wymaga wyjątkowego hartu ducha, gdyż pisane są wspomnianym żargonem naukowym, niezrozumiałym dla zwykłego czytelnika. Ponadto naukowcy mają tendencję do wynoszenia na piedestał poglądów własnych, pomniejszania zaś lub pomijania częstokroć komplementarnych teorii kolegów. Ze zdziwieniem zauważyłem, że nawet ci najwybitniejsi kwitują dowiedzione sukcesy innych stwierdzeniem: „To niemożliwe”. Istnieje także ogromna niechęć do metod pracy, które sytuują się poza obszarem tradycyjnej psychologii uniwersyteckiej, nawet jeśli ich skuteczności dowiedziono za pomocą narzędzi naukowych. Natrafiłem też na wywody przestrzegające przed eksperymentowaniem, które tchnęły tak oczywistą hipokryzją, że chyba tylko autor jej nie zauważał. Przeraziłem się tym, jak małostkowi potrafią być ludzie, którym społeczność powierzyła tak doniosłą misję jak opieka nad naszą psychiką.
Sięgnąłem do psychologii buddyjskiej, która naszej części świata wydaje się dość egzotyczna ze względu na odmienny kontekst społeczny. Przesłanie buddyzmu bywa częstokroć wypaczane; z filozofii psychologicznej wielu pseudobuddystów stworzyło sobie kolejne źródło ucieczki od świata, co jest wywróceniem do góry nogami głównej idei człowieka w perspektywie buddyzmu.
Wreszcie doszedłem do wniosku, że swoją wiedzę zacznę pogłębiać, uczestnicząc w kursach, warsztatach i szkoleniach. Po kilku latach spostrzegłem, że trafiam albo na wyłudzaczy, którzy chcą się dorobić na naiwnych uczestnikach, albo na nawiedzonych terapeutów, opowiadających o ogniach piekielnych, ziemskich i niebieskich. Ich stosunek do świata i ludzi stał w sprzeczności z głoszonymi teoriami miłości, wybaczania i akceptacji. Znalazłem także ludzi wybitnych, ale tak niezdolnych do działania i nieskutecznych, że swoją wiedzą i wartościami nie potrafili się podzielić.
Coraz częściej otrzymywałem przy tym pytania o godną polecenia książkę lub dobrze prowadzone warsztaty. Musiałem jasno odpowiedzieć, że istnieje dużo znakomitych publikacji, które zawierają trafne porady, ale zapoznanie się z nimi wymaga sporej ilości czasu. Nie potrafiłem jednocześnie wskazać takiej zrozumiałej dla laika pozycji, w której znalazłby on wyjaśnienie swoich kłopotów i proste rady, jak z tymi problemami pracować. Doszedłem do wniosku, że jeśli zbiorę swoje przemyślenia i doświadczenia w zwięzłą całość – swoisty poradnik zawierający ćwiczenia i techniki wypróbowane na sobie i tysiącach ludzi na świecie – to osoby, które borykają się z dokuczliwymi problemami emocjonalnymi, mogą mieć z tego pewną korzyść. Większość z tych problemów można rozwiązać w prosty sposób, bez użycia tabletek, zanim pojawią się niebezpieczne sytuacje i rozwinie się stan chorobowy. Tak powstała ta książka.
Moje uwagi i konstatacje w niej zawarte mogą stać się przyczynkiem do rozpoczęcia pracy nad sobą albo do wyboru metody pracy indywidualnej polecanej w ostrych stanach. Podkreślam, że niniejszy poradnik zawiera program pracy inspirowany teoriami i metodami, które zaczerpnąłem od znanych i cenionych psychologów, psychiatrów, psychoterapeutów, filozofów i nauczycieli duchowych. Nie roszczę sobie prawa do tworzenia własnych metod terapii, a jedynie do skonstruowania programu złożonego z zestawu technik, które są w mojej opinii najskuteczniejsze, bezpieczne i możliwe do zastosowania w warunkach samodzielnej pracy nad sobą. Nie znajdziesz tu niesprawdzonych eksperymentów. Poradnik ten nie zawiera też treści religijnych ani ezoterycznych, choć konkretne przemyślenia i metody pracy mogą się na nich opierać. Jest to działanie celowe, podyktowane chęcią wzniesienia się ponad bariery wyznaniowe.
Czy praca z poradnikiem rozwiąże wszystkie twoje problemy? Oczywiście, że nie. Nawet najgłębsza wiedza i wyjątkowo intensywna praca nad sobą nie zamienią nas w wiecznie zadowolonych i szczęśliwych ludzi. Po prostu życie nie wygląda jak wyretuszowane zdjęcie. Wielu z nas doświadcza traumatycznych sytuacji i przeżyć, w których praca indywidualna z terapeutą lub wsparcie farmakologiczne bywają konieczne. Sam korzystam z tych form, kiedy zachodzi taka potrzeba. Są jednak dziesiątki problemów, z którymi mierzymy się zupełnie niepotrzebnie tylko dlatego, że nikt nam nie powiedział, jak możemy sobie pomóc. Właśnie ich rozwiązaniu służy ta książka.DEPRESJA – OBJAWY I NIEPOROZUMIENIA
Depresja – objawy i nieporozumienia
Poszukując teorii, która wyjaśniłaby, czym jest depresja i jakie czynniki ją wywołują, przeczytałem wiele publikacji. Chciałem, aby stanowisko, które przedstawię, było podparte autorytetami naukowymi, a nie wynikało wyłącznie z moich osobistych przekonań. Nie będę ukrywał, że przeżyłem głębokie rozczarowanie, zauważywszy, że większość opinii wzajemnie się wyklucza. Niektóre z nich są tak dalece niezgodne z doświadczeniami skutecznych terapeutów, których miałem szczęście poznać, oraz z moimi własnymi obserwacjami, że w końcu postanowiłem zrezygnować z omawiania różnorodnych podejść i przedstawić tylko koncepcję najbardziej mi bliską, polecając jednocześnie czytelnikowi sięgnięcie do innych prac, aby wyrobić sobie własne zdanie (bardzo często będę cię namawiał w tej książce do dokonywania samodzielnych przemyśleń i nieprzyjmowania bezkrytycznie cudzych poglądów, w tym moich własnych).
Depresja jest niezwykle złożonym zaburzeniem. Koncepcje, które zakładają, że istnieje jedna dominująca przyczyna tej dolegliwości, prędzej czy później są weryfikowane negatywnie. Badacze depresji Roger Granet i Robin K. Levinson uważają, że na jej powstanie mają wpływ czynniki biologiczne, psychiczne oraz środowiskowe¹. Zgadzam się z tą opinią. Należy jednak zadać sobie pytanie, czy „dziedziczone” albo „podarowane” nam predyspozycje do depresji skazują nas na cierpienie i czy oznaczają nieuchronność jej nadejścia. W moim najgłębszym przekonaniu tak nie jest.
Jacques Vigne rozróżnia dwie postacie depresji: psychogenną, czyli pochodzenia wyłącznie psychicznego, i endogenną, często o podłożu dziedzicznym². Przyczyną tej drugiej, jak twierdzi Vigne, może być niedobór enzymów, który uniemożliwia pobór sodu przez błony komórek nerwowych. Ten sam Vigne twierdzi także, że znane mu są przypadki depresji endogennej, w których praca terapeutyczna przyniosła znaczną poprawę. Wydaje się, że opinia, w myśl której depresję wywołują zmiany chemiczne w organizmie, jest prawdziwa tylko w części. Powstaje bowiem pytanie, jakie czynniki aktywizują predyspozycję do depresji. Mówiąc wprost, skoro teoretycznie pewni ludzie powinni zapaść na depresję, to dlaczego nie każdy z nich na nią cierpi?
Czyżby było istotnie tak, jak uważa Barbara Ann Brennan, że choroba jest lekcją, którą otrzymujemy, by lepiej pamiętać, kim jesteśmy³? Czy nie oznacza to, że bez względu na posiadane predyspozycje lub ich brak, zrównoważone funkcjonowanie lub pojawienie się depresji determinuje sposób, w jaki żyjemy?
Jestem przekonany, że podstawowa przyczyna depresji tkwi w naszym sposobie życia. Zgadzam się w pełni z Johnem Ruskanem, że do powstania chronicznych stanów depresyjnych i maniakalno-depresyjnych przyczynia się nagromadzenie stłumionych uczuć⁴. Ruskan twierdzi wręcz, że depresji nie nabywa się genetycznie, ale powstaje ona w konsekwencji braku wiedzy i nieodpowiednich reakcji na doświadczenia życiowe. Niezależnie od tego, czy Ruskan myli się, czy też nie, przyczyna uruchomienia depresji tkwi w sposobie, w jaki siebie traktujemy. Uważam, że zasada ta odnosi się do większości chorób, także tych o charakterze genetycznym. Gdyby tak nie było, predyspozycje genetyczne byłyby wyrokiem, a przecież medycyna już dawno udowodniła, że są jedynie zagrożeniem.
Za chwilę wrócimy do tej tezy, ale najpierw określmy, kiedy można mówić o stanach depresyjnych albo ich zalążkach. Nierzadko pierwsze objawy depresji nie są szczególnie ostre ani bolesne, nie należy ich jednak ignorować, mogą bowiem stanowić preludium do sytuacji kryzysowej. Depresja jest zwykle wynikiem nawarstwienia się problemów. Kiedy taka kumulacja nastąpi, jedno dramatyczne zdarzenie może uruchomić lawinę. Może to być śmierć bliskiej osoby, rozstanie z partnerem albo utrata pracy, a nawet pozornie błaha sytuacja, którą jednak subiektywnie postrzegamy jako dramat: kłopoty w szkole albo w pracy czy oblany egzamin. Uznajemy wtedy, że właśnie to konkretne zdarzenie wywołało depresję, choć tak naprawdę już wcześniej solidnie na nią zapracowaliśmy. Depresja u młodzieży często wynika z nieprawidłowych relacji z rodzicami, rodzeństwem bądź rówieśnikami. Istotną rolę odgrywają tu też między innymi bańki informacyjne w mediach społecznościowych, które są przepełnione zafałszowanymi obrazami ludzi sukcesu, w tym głównie influencerów, sowicie opłacanych przez firmy mające na celu sprzedaż swoich produktów lub usług.
Oto najczęstsze przejawy stanów depresyjnych bądź prowadzących do depresji, które wymagają podjęcia pracy nad sobą:
- niechęć do działania,
- apatia,
- trudności w podejmowaniu decyzji,
- pogorszony nastrój,
- smutek,
- gwałtowne zmiany nastroju (rano smutek, wieczorem euforia),
- wybuchy emocji (gniew, agresja),
- nadpobudliwość,
- stany permanentnego zmęczenia bez wyraźnych przyczyn zewnętrznych,
- nerwice,
- silny stres,
- choroby psychosomatyczne (np. duszności, bóle mięśni, zawał serca, otyłość),
- niskie poczucie własnej wartości,
- trudność w kontaktach z otoczeniem,
- stany lękowe (z wyłączeniem psychoz, które świadczą o zaburzeniach innego typu),
- poczucie agresywności otoczenia,
- uczucie alienacji i separacji,
- samotność,
- poczucie braku jakichkolwiek perspektyw,
- uczucie uwięzienia w pułapce lub zniewolenia,
- wszelkie uzależnienia (od używek, narkotyków, jedzenia, odchudzania itd.).
Doświadczając dowolnego z opisanych tu dojmujących stanów, nierzadko robimy co w naszej mocy, by po prostu zapomnieć o odczuwanym dyskomforcie. Niestety, w takim wypadku problem, zamiast zniknąć, odkłada się na później i z czasem powraca z większą siłą. Pojawia się stan, który Ruskan określa jako „wyczerpanie energetyczne”, czyli „depresja”⁵.
Wtedy albo się w nim zagłębiamy, albo sięgamy po tabletkę. Tabletka często pomaga i na dodatek szybko przynosi ulgę. Ale szybkość nie jest równoznaczna ze skutecznością. Leki działają doraźnie na objawy.
Dlaczego substancje chemiczne na ogół tylko łagodzą skutki? Ponieważ wszystko wskazuje na to, że głęboką przyczyną depresji nie jest jedynie „chemia mózgu”. Ruskan twierdzi wręcz, że „chemia mózgu jest rezultatem uczuć, a nie odwrotnie, i próba oddziaływania na nią w celu zmiany uczuć człowieka jest po prostu absurdem”⁶.
Podzielając w dużej części pogląd Ruskana, nie jestem jednak przeciwnikiem wspomagania terapii lekami. Według mnie w wielu formach depresji korzystne jest podawanie środków farmakologicznych w celu złagodzenia ciężkich objawów choroby, tak aby można było rozpocząć skuteczną pracę terapeutyczną. Ograniczenie się jednak wyłącznie do leczenia farmakologicznego przynosi zwykle krótkotrwałe rezultaty. Oczywiście istnieje depresja o podłożu biologicznym. Aby odpowiednio dobrać terapię, powinno się zatem przeprowadzić specjalistyczne badania, które wykluczą przyczyny biologiczne. Przypadki depresji endogennych czasami wymagają podania leków, ale nigdy nie osiągniemy trwałych rezultatów, jeśli w proces zdrowienia nie włączymy pracy rozwojowo-terapeutycznej. Na szczęście wielu lekarzy psychiatrów myśli właśnie w taki sposób, dzięki czemu skutecznie pomagają swoim pacjentom.
Depresja budzi się, kiedy całymi latami nie pozwalamy sobie na odczuwanie własnych emocji. Nasza kultura wręcz zachęca, by część z nich uznać za niemądre, agresywne, nieadekwatne, nieprzyzwoite. W efekcie wszystkie uczucia dzielimy na dobre albo złe. Mamy dwie strony – tę, którą akceptujemy, i tę, z której istnienia powoli przestajemy zdawać sobie sprawę. Co więcej, usuwamy z naszego wyobrażenia o sobie pewne aspekty własnej osobowości i nie dopuszczamy do siebie myśli o ich istnieniu. Tworzymy na własne potrzeby odrealniony obraz siebie. Używamy w tym dziele zasady chciejstwa, czyli jesteśmy nie sobą, ale tym, kim chcielibyśmy być, albo tacy, jakimi chciałoby widzieć nas otoczenie. Ale przecież nie jesteśmy tylko tacy, jacy chcemy być. Nie możemy wyrzec się naszego prawdziwego ja. Łatwiej odciąć sobie nogę, niż pozbyć się kawałka swojej natury.
W procesie, jakim jest nasze życie, ta niechciana część nas zaczyna dawać o sobie znać pod postacią takich emocji jak gniew, złość, agresja, smutek, apatia, nuda, a w końcu depresja. Zaczynamy walczyć z przykrymi emocjami, rodzącymi się z zaprzeczonych uczuć. Staramy się rozweselić, znaleźć sobie jakieś zajęcie, wyciszyć się, wypocić na boisku. Na garnek z kipiącymi emocjami, którym się stajemy, nakładamy pokrywkę. Kiedy chce nam się krzyczeć, mówimy: „Nie wypada”; kiedy cisną nam się do oczu łzy – powstrzymujemy płacz; kiedy czujemy gniew i agresję – wycofujemy się. Nie uświadamiamy sobie jednak, że kiedy nie dajemy sobie prawa do odczuwania tych emocji, uznając je za negatywne, to w naszym ciele, w wyniku podświadomie tworzonych napięć, powstają blokady. Oprócz trudności emocjonalnych pojawiają się wówczas choroby psychosomatyczne (_soma_ – ciało), będące konsekwencją tłumienia emocji. W ten sposób problem jedynie się pogłębia.
Źródłem depresji nie jest chemia organizmu, lecz brak samoświadomości. Nauczono nas, jak rozmnaża się pantofelek i ile dopływów ma Ganges, ale nikt nie podjął nawet próby przekazania nam, jak powinniśmy żyć. Mimo że tyle instytucji wpaja nam całymi latami najróżniejszą, czasem całkowicie zbędną wiedzę, wrzuca się nas w proces życia jak do rwącej rzeki, nie nauczywszy nas wcześniej poruszania się w wodzie. Postrzegamy świat jako pełen zagrożeń i niebezpieczeństw. W rzece życia podtapiamy się co chwila i uderzamy w wystające kamienie. A przecież wystarczy nauczyć się pływać, żeby strach zamienił się w ciekawość, a bezbronność w chęć działania, aby podnieść głowę znad wody i dostrzec piękny w swej zmienności i różnorodności świat. Ta książka jest taką lekcją pływania.
Nie ma pigułki, która mogłaby uleczyć przyczynę depresji, ale istnieje droga do odnalezienia tej przyczyny. I wbrew pozorom nie jest to szlak niebezpieczny. Wymaga tylko odwagi do zmiany sytuacji i podjęcia intensywnej pracy nad „nauką pływania”.
Coraz częściej pojawia się hasło, że depresja jest chorobą i trzeba ją leczyć. Zgadzam się z tym poglądem. Nie wolno stanów obniżonego nastroju pozostawiać samym sobie, aż przejdą, bo wówczas wracają. A wracają, ponieważ przekazują wiadomość, że dzieje się coś niedobrego, że nie odnaleźliśmy właściwej dla siebie drogi życiowej. Nie należy zatem tych stanów tłumić, ale dotrzeć do ich źródeł, tak aby leczyć przyczynę, a nie skutek.
Skłonności do depresji mają wszyscy ci, którzy nie pozwalają sobie na bycie pełnymi ludźmi, z uwzględnieniem różnorodnych aspektów osobowości, także tych postrzeganych jako negatywne. Jeśli zapytasz z powątpiewaniem, jak można polubić swoją ciemną stronę, odpowiadam: nie masz wyjścia. Do tej pory ją potępiałeś i czy przyniosło to dobry skutek? Jeśli zastanawiasz się nad tym, czy można cieszyć się także z porażek, odpowiadam: można. Co więcej, porażki mogą wnosić w życie ogromną radość.
Zachęcam cię do pracy z tym poradnikiem. Przezwyciężanie depresji to nie walka ze sobą, ale dla siebie. To droga do prawdziwego ja, które będzie potrafiło odkryć, czym jest życie. Ten poradnik to podanie ci ręki na drodze do pozytywnych zmian, lecz decyzję o wyruszeniu w tę podróż musisz podjąć sam.JAK PRACOWAĆ Z PORADNIKIEM?
Jak pracować z poradnikiem?
Z poradnikiem mogą pracować zarówno osoby, u których została stwierdzona depresja, stany obniżonego nastroju czy inne dolegliwości emocjonalne, jak i osoby, które od czasu do czasu doświadczają łagodnego przygnębienia, braku energii czy niewyjaśnionego smutku. Znakomite rezultaty rozwojowe praca przyniesie także tym, którzy nie uskarżają się na żadne dolegliwości, ale dążą do samopoznania.
W zależności od swojego stanu powinieneś przemyśleć następujące sposoby postępowania:
- JEŚLI TWOJA DEPRESJA CZY STANY LĘKOWE TRWAJĄ DŁUGO I SĄ SILNE – nie ograniczaj się do pracy z poradnikiem. Skontaktuj się z psychologiem, psychiatrą bądź terapeutą. Być może istnieje konieczność wsparcia twoich wysiłków intensywniejszą pracą indywidualną albo lekiem. Poradnik może pomóc ci w wyborze metody pracy. Pamiętaj jednocześnie, żeby w takiej sytuacji nie poprzestawać na samym przyjmowaniu leku!
- JEŚLI ZAUWAŻASZ U SIEBIE STANY PSYCHOZ I SILNYCH LĘKÓW O NIEUZASADNIONYM PODŁOŻU LUB INNE WYRAŹNE, NIEPOKOJĄCE DOLEGLIWOŚCI – skonsultuj się z psychiatrą, a poradnik stosuj jedynie jako wsparcie. Pomijaj ćwiczenia oddechowe albo przedyskutuj ich stosowanie z lekarzem!
- JEŚLI CIERPISZ NA LEKKĄ DEPRESJĘ, STANY OBNIŻONEGO NASTROJU LUB OKRESOWE ZABURZENIA NASTROJU – zadecyduj sam, czy skorzystasz również z indywidualnej pomocy psychologa bądź terapeuty, czy ograniczysz się do pracy z poradnikiem.
- JEŚLI TRAPIĄ CIĘ PROBLEMY EMOCJONALNE ALBO CHCESZ DOWIEDZIEĆ SIĘ WIĘCEJ O SOBIE – możesz ograniczyć się tylko do pracy z poradnikiem.
- JEŚLI OBECNIE KORZYSTASZ Z TERAPII ALBO PRZYJMUJESZ LEKI – nie odstawiaj kuracji bez konsultacji ze specjalistą!
Pamiętaj: depresja nie jest wyrokiem. Nawet jeżeli nie znalazłeś jeszcze dobrej metody na radzenie sobie z nią, nie oznacza to, że taka metoda nie istnieje.
Aby samodzielnie pracować z poradnikiem i osiągnąć z tej pracy korzyści, potrzebne są dbałość i sumienność. Ważne jest, abyś z jednej strony niczego nie przyjmował bezkrytycznie i nie wierzył mi na słowo, z drugiej zaś byś pamiętał, że może się w tobie budzić naturalny opór przed zmianą. Jeśli jesteś czemuś przeciwny albo nie dowierzasz, że określona metoda przyniesie oczekiwany skutek, zamiast od razu ją odrzucić, przyjmij wobec niej otwartą postawę. Po prostu sprawdź ją!
Wiedz także, że poradnik, który trzymasz w dłoniach, ma charakter rozwojowo-terapeutyczny. Nie chcę zastępować lekarzy w diagnozowaniu i leczeniu depresji czy zaburzeń lękowych. Książka może zatem służyć jako wsparcie zrozumienia procesów emocjonalnych, które w nas zachodzą, a także jako źródło ćwiczeń autoterapeutycznych. Świadomie ograniczam do minimum fachowe sformułowania, tak aby to, co piszę, było zrozumiałe dla każdego. Część technik relaksacji, które tu znajdziesz, to znane i wypróbowane sposoby zaczerpnięte z mądrości Wschodu. Nie są one jednak powiązane z jakimikolwiek wierzeniami.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. Roger Granet, Robin K. Levinson, A jeśli to… depresja, przekł. Jerzy Ludwik Pyś, Prószyński i S-ka, Warszawa 2000.
2. Jacques Vigne, Wprowadzenie do psychologii duchowej, przekł. Danuta Orlewicz, Jacek Santorski & CO, Warszawa 1995.
3. Barbara Ann Brennan, Dłonie pełne światła, przekł. Marcin Wawrzyńczak, Amber, Warszawa 2005, s. 151.
4. John Ruskan, Uzdrawianie emocjonalne, przekł. Sebastian Musielak, Rebis, Poznań 2002.
5. Ibidem.
6. Ibidem.