Powiedziała, że nie żałuje - ebook
Powiedziała, że nie żałuje - ebook
Przenikliwe i zaskakujące spojrzenie na wojnę oczami kobiet.
Obie decyzje, o pozostaniu i ruszeniu w dalszą drogę, były tak samo trudne, choć wymagały od kobiet innego rodzaju siły. Jednakowo trudno było patrzeć na coraz słabiej widoczne plecy tych, które poszły dalej, co na niknące na tle krajobrazu sylwetki tych, które zostały.
Jest wiosna 1945 roku, świat zmienia się nieodwracalnie. Na granicy norwesko-fińskiej pięć kobiet wyrusza z obozu jenieckiego w kierunku Finlandii. Wędrując przez zniszczone tereny Laponii, widzą brutalne skutki wojny, która odcisnęła piętno na miejscowych krajobrazach i ludności. Zmieniła też bohaterki. Kilka lat wcześniej każda z nich znalazła się na życiowym zakręcie. Połączyły je przypadkowość losu i wspólne doświadczenie, które uznano za zdradę. Poczucie wstydu miesza się ze świadomością, że wędrówka wiedzie nie tylko w rejony, gdzie każdy źle postawiony krok będzie kosztował życie, ale i w głąb siebie.
To opowieść o utracie domu, kraju i tożsamości. O tym, czy możliwe jest życie po klęsce, kiedy nie ma dokąd wracać i nie wiadomo, czy ci, których się kiedyś kochało, wciąż na nas czekają.
Tommi Kinnunen oddaje głos kobietom i pokazuje zupełnie nową perspektywę wojennych przeżyć. „Powiedziała, że nie żałuje” to niezwykła i trudna herstoria. Opowieść zapomnianych i wzgardzonych, w których świecie nic nie jest czarno-białe.
Agnieszka Jankowiak-Maik, Babka od histy
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67551-99-1 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Na drogach Północy
„Czy nie warto by o nich napisać? O tych powracających kobietach?”, spytał mnie mąż w saunie naszego domku letniskowego w pewien lutowy weekend.
Zaczęliśmy rozmawiać, wspominaliśmy kolejne epizody wojny lapońskiej, poczynając od tego, że na pewnym etapie drugiej wojny światowej w północnej Finlandii było około dwustu tysięcy żołnierzy nazistowskiej armii, a kończąc na tym, że w centrum mojego rodzinnego Kuusamo po wojnie ostały się zaledwie dwa domy. Byłem świeżo po lekturze książki Marianne Junili, badaczki z uniwersytetu w Oulu, która opisała koegzystencję fińskiej ludności cywilnej z niemieckimi żołnierzami, i teraz zastanawialiśmy się, co mogło popchnąć Finki do zaciągnięcia się do pracy u nazistów. Po kapitulacji Niemiec wszystkie kobiety, które z Laponii przedostały się z niemiecką armią do Norwegii, wywieziono najpierw do Oslo, a potem drogą morską przetransportowano do obozu w Hanko; już w dzieciństwie słyszałem o kobietach, które wróciły do domu na piechotę. Wspomniałem również, że w latach osiemdziesiątych zdarzyło mi się wystąpić w sztuce Ritvy-Kaiji Laitinen, gdzie był między innymi poruszony temat Finek, które wróciły do domów z Norwegii, i że nauczycielka historii opowiadała nam w gimnazjum o tych zmęczonych, milczących kobietach. Wszystko to wiodło do pytania: „Czy nie warto by o nich napisać?”.
W głowie zaczęły pojawiać mi się obrazy grupy kobiet wędrujących przez zrównaną z ziemią Laponię do Rovaniemi. Niektóre wizje były całkiem wyraźne: w jednej kobieta siedzi na poboczu i patrzy na znikające za zakrętem plecy pozostałych, w drugiej wszystkie widzą znajome krajobrazy, lecz jeszcze ich nie rozpoznają. Inne obrazy były znów nieostre i bardziej przypominały wrażenia zmysłowe: połyskująca w słońcu tafla jeziora i oślepiająco zielony las. Smród ze spalonych domów, smak jęczmiennego podpłomyka. To, jak czuć pod dłonią dopiero odrastające włosy.
Wyszliśmy z sauny, umyliśmy się i pobiegliśmy przez podwórze do domku, bo mocno sypał śnieg. Pod wieczór spisałem te wszystkie obrazy i niedługo potem powstał zarys powieści. W nocy wysłałem do wydawcy mail: „Do Twojej wiadomości: dziś w saunie w Laitili zrodził się pomysł nowej powieści”.
Zacząłem pochłaniać informacje o wydarzeniach z tamtych lat. Czytałem o zniszczeniu Laponii, odbudowie sieci drogowej i sytuacji kobiet na wojnie. Odważyłem się skontaktować z Marianne Junilą – wypytywałem ją o to, jak traktowano Finki, które wróciły z wojny. Zbadałem kwestię ochrony pogranicza Ramienia, sytuację mieszkających tam Saamów i plany rozminowywania terenu. W archiwach zapoznałem się z protokołami przesłuchań z obozu w Hanko i przeczytałem dysertację o kobietach ewakuowanych do Niemiec, nie znalazłem jednak żadnych materiałów o losie tych kobiet, które z Norwegii wróciły pieszo do domów. Nie było już szans na to, by odszukać którąkolwiek z nich, bo najmłodsze miałyby wówczas prawie sto lat. Skontaktowałem się więc z moją nauczycielką historii z gimnazjum i spytałem, czy zdążyła spisać jakieś wspomnienia. Odpowiedziała mi, że próbowała rozmawiać z osobami, o których się mówiło, że wróciły z Norwegii, lecz wszystkie kobiety po jej pytaniach nabierały wody w usta. W zniszczonych wsiach Laponii nie było bezpiecznie przyznawać się do tego, że pod koniec wojny ruszyło się z Niemcami na północ.
Im głębiej zanurzałem się w archiwaliach, tym bardziej zmieniały się moje wyobrażenia o wojnie. Jak to możliwe, że ludzie wracali do normalnego życia po tym wszystkim, co zobaczyli, zrobili i przeżyli w czasie wojny? Finowie, którzy walczyli u boku armii niemieckiej, mają swoje towarzystwo pamięci, natomiast z pracujących dla tej samej armii Finek zrobiono po wojnie albo kurwy, albo nastolatki, którym miłość uderzyła do głowy. Dlaczego czyny mężczyzn usprawiedliwia się rozkazami z góry, a kobiety obarcza się odpowiedzialnością indywidualną?
Latem 2019 roku odbyliśmy podróż do lapońskiego Ramienia, gdzie szukaliśmy pozostałości tamtej szosy, po której kazałem wędrować swoim bohaterkom. Mąż wielokrotnie wysadzał mnie na tej leśnej drodze i odjeżdżał z dzieckiem kawałek dalej, pozwalając mi iść wydeptanym piachem. Wsłuchiwałem się w odgłos własnych kroków, zaciągałem się zapachem letniego lasu i robiłem zdjęcia kwiatów i krzewinek. Po powrocie do samochodu pytałem swojego domowego biologa, co to za rośliny. Dziecko na tylnym siedzeniu bawiło się plastikowymi kucykami.
Kusiła mnie myśl, by napisać powieść o samej podróży. W moich wcześniejszych książkach bohaterowie są raczej statyczni: budują domy i je zamieszkują, a tym razem bohaterki miały po prostu iść. Mieć wokół siebie wyłącznie nagie szczyty tunturi i północne wrzosowiska, rwące strumienie i chciwie budzący się do życia las. Poza tym chciałem napisać o wojnie lapońskiej. Kiedy przed laty przeprowadzałem się na południe Finlandii, zauważyłem, że ludzie dobrze znają te wydarzenia drugiej wojny światowej, które rozegrały się na Przesmyku Karelskim czy w okolicach Ładogi, lecz wojenne losy Północy są dla nich znacznie mniej jasne.
Podczas pracy nad książką najciekawsze były dla mnie momenty, gdy mogłem się zatrzymać i zadumać nad tym, czyje opowieści spisuję. W życiu każdego człowieka zachodzą wielkie zmiany, często jednak docierają do nas jedynie historie tych najsilniejszych. Każdy musi dokonywać wyborów, o których dopiero po czasie może powiedzieć, czy były dobre czy złe. Do jednakowych decyzji mogą popychać bardzo różne motywy. W opisach wojny autorzy skupiają się najczęściej na bohaterskich walkach mężczyzn i wytrwałości kobiet podczas ewakuacji – to takim ludziom stawia się pomniki i dla nich ogłasza się święta państwowe. A na opowiadania cichych bohaterów trafia się rzadko. W Kuusamo wszyscy wiedzą, że niemiecki ogień nie strawił dwóch domów w centrum miasteczka, ale o trzecim ocalałym budynku, domku kobiety świadczącej podczas wojny usługi seksualne, podręczniki historii milczą. Nie został on też objęty ochroną zabytków.
Książka jest gotowa. Nie można jej traktować jak dzieło historyczne, kilka szczegółów, których prawdziwości nie mogę podważać, musiałem nieco zmienić. Mimo to będę szczęśliwy, jeżeli moja powieść choćby w niewielkim stopniu zdoła opisać to, co się przydarzyło kobietom, które po powrocie do domów z wojny wolały już do śmierci nigdy nikomu nie mówić o pewnym etapie swojego życia.I
.
Pod wieczór kobiety wyszły na uliczki portu i jeszcze dalej, tam, gdzie wznoszące się z morza zbocze było zwieńczone stromymi skałami Narvikfjellet. Irene znalazła dobry punkt obserwacyjny, wdrapała się na wysoki głaz, z którego roztaczał się widok na port. Wszystkie kobiety wpatrywały się w ten sam niemiecki statek pasażerski i znikających w jego czeluściach żołnierzy. Irene zastanawiała się, po co w ogóle tutaj przyszła. Chciałaby pewnie jeszcze raz zobaczyć Klausa, może życzyć mu szczęśliwej podróży. Albo podziękować, choć sama nie była pewna za co.
Wiedziała, że wojna ma się ku końcowi, nawet jeżeli nie wolno było mówić o tym na głos. Całą Północ zniszczono, wycofujący się Niemcy spalili Laponię i Finnmark do gołej ziemi: wiatr jeszcze długo potem niósł do portu smrodliwy dym i sadzę znad zgliszcz. Żołnierze zostali przerzuceni tutaj, do portu nad Morzem Norweskim, skąd statki zabierały ich z powrotem do Niemiec, byli potrzebni do obrony Berlina zagrożonego ze wschodu i z zachodu. Przybyłe tu z armią kobiety, takie jak ona i wszystkie tutaj, wcześniej też zabierano, co prawda tylko po kilkadziesiąt na statek, ale dobre i to. Jednak z każdym kolejnym załadunkiem liczba przyjmowanych na pokład była coraz mniejsza, a na ostatnie statki podobno nie wpuszczono już żadnej.
Od morza dął przenikliwy wiatr. Kobiety stojące najbliżej brzegu krzyżowały ramiona na piersiach i ciaśniej otulały się płaszczami. Irene postawiła kołnierz swoich karakułów. Rozejrzała się. Na brzegu było pełno kobiet, ale panowała tam cisza.
Wiele kobiet patrzących teraz na port wcześniej usiłowało dostać się na statek. Niektóre płakały i krzyczały na kei, inne próbowały przemówić do rozumu oficerom sztabu albo kapitanom transportowców. Jak armia niemiecka poradzi sobie bez pielęgniarek, szefowych kantyn, kucharek i praczek? Jak to możliwe, że ta praca z dnia na dzień całkiem straciła wartość? Gdzie znajdą kogoś na ich miejsce, skąd wezmą nowe ręce do roboty?
Część kobiet z kolei przyznawała otwarcie, że boi się nadejścia oddziałów sowieckich, a nawet fińskich, odkąd Finowie wypowiedzieli Niemcom sojusz i oba narody znalazły się po przeciwnych stronach frontu. Co się stanie z pracującymi dla Niemców Finkami, kiedy wpadną w łapy Ruskich? Irene już przed Bożym Narodzeniem widziała kroniki filmowe o kobietach z Nemmersdorf zgwałconych i zamordowanych przez czerwonoarmistów. O takich rzeczach jednak głośno się nie mówiło.
No i był jeszcze jeden ważny powód, by zabrać się z Niemcami: część kobiet była w zaawansowanej ciąży. Czy to się godzi, żeby Kurtowie, Hansowie, Oliverowie i Fritzowie porzucali założone tu, na Północy, rodziny i uciekali na zawsze do dalekiej Rzeszy? Niektóre pary już od kilku ładnych lat planowały wspólną przyszłość, chłopcy zachodzili w głowę, co też matka powie na kandydatkę na synową z Taivalkoski, kiedy po wojnie pojadą razem do Köln.
Ciąża była dla sztabu przekonującym argumentem. Brzemiennym wyznaczano miejsca na statkach lub przewożono je do Oslo, gdzie miały czekać na dalszy transport, ponieważ nowa ojczyzna potrzebowała dzieci. Resztę kobiet odsyłano z kwitkiem. Próżno było się powoływać na ważność swojej pracy, próżno opisywać przywiązanie do swojego Niemca. „Miłość to wytwór chorego mózgu”, ucinał kapitan statku i rozkazywał marynarzom znieść lamentującą kobietę z powrotem na ląd.
Jednak większość z nich chęci wyjazdu do Rzeszy nie argumentowała miłością, bo do Norwegii nie przywiodły ich uczucia, lecz umiejętności zawodowe, na które Niemcy mieli zapotrzebowanie, ale te wyjaśnienia nie dały żadnej prawa wejścia na pokład. Do tego uprawniał jedynie rozpychający się w brzuchu matki nowy obywatel Rzeszy.
W kantynie Irene słyszała, że niektóre młodsze próbowały wtargnąć na pokład siłą. Wbiegały z płaczem na trap i czepiały się relingu, lamentując, że wróg się zbliża. Na tym etapie wojny płacz nie robił już jednak wrażenia na nikim; marynarze mieli po prostu więcej roboty ze znoszeniem kobiet z powrotem na keję. Podobno wrzucali je do basenu portowego, a nieliczne, którym udało się jakoś zadekować na statku, kończyły nawet za burtą. Irene nie wiedziała, czy można w te opowieści wierzyć. Komu by się chciało potwierdzać takie sensacje? Czasem myślała, że te okrutne pogłoski rozpuszcza się celowo. W końcu łatwiej rządzić kimś, kto się boi.
Jeszcze jakiś czas temu i ona wyobrażała sobie, że popłynie do Niemiec, mówili o tym od samego początku. Klaus poszedł na rozmowę do bezpośredniego przełożonego, żeby wybadać grunt, ale nie doczekał się żadnej odpowiedzi i więcej już nie próbował. Skoro na pokład nie weszły nawet te młode i brzemienne dziewczęta, to dlaczego mieliby zabrać ją? Poza tym Irene zupełnie nie wiedziała, co miałaby później w tych Niemczech robić. A tu, na Północy, wojna już niedługo się skończy. I trzeba będzie się zdecydować, co dalej, w którą stronę się udać. Tymczasem jednak nie robiła nic. Nie wiedziała jeszcze, dokąd stąd ruszy.
Żołnierze wchodzili po trapie na pokład i znikali w czeluściach statku. Kilku zostało przy relingu i część kobiet na brzegu wyciągała szyje, próbując dostrzec znajomą twarz. Większość kobiet jednak nie wypatrywała nikogo. Niemcy na statku śmiali się i posyłali im całusy. Ich liebe dich. Dla nich uniesione ręce kobiet były jedynie sentymentalnym gestem miłości, a nie rozpaczliwym wołaniem o zabranie na pokład, umożliwienie ucieczki z tego ślepego zaułka, do którego wpędziła je wojna. Żołnierze nie rozumieli strachu, który ściskał serca pozostających na lądzie. Oni nie musieli się bać, bo za nich zawsze ktoś odpowiada, a kobiety są na wojnie zdane na siebie, polują na nie wszyscy.
Irene nie chciało się już szukać twarzy Klausa w tłumie, z tej odległości zresztą i tak nie odróżniłaby jej od innych. Pewnie rozpoznałaby go po chodzie czy sposobie trzymania głowy, tylko co by jej z tego przyszło. On też by jej nie zobaczył, choćby nawet wpadło mu do głowy szukać jej wzrokiem na brzegu.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------