Przestańmy być grzeczni, bądźmy sobą - ebook
Przestańmy być grzeczni, bądźmy sobą - ebook
Jak to się stało, że przestaliśmy wsłuchiwać się w siebie i odcięliśmy się od swoich uczuć i potrzeb?
Często wolimy słuchać innych ludzi, niż wyznać komuś, jak sami się czujemy. W zakładaniu masek i odgrywaniu ról osiągnęliśmy mistrzostwo. Przyzwyczailiśmy się do ukrywania tego, co się w nas dzieje, aby w ten sposób zdobyć uznanie, poczucie przynależności i pozorny komfort. Większość z nas w kwestii komunikacji wciąż znajduje się na etapie nieporadnego bełkotu. Przywykliśmy do oceniania i osądzania innych, do przypinania im łatek, choć sami nie mamy na tyle śmiałości, by podzielić się z drugim człowiekiem własnymi uczuciami i naszym prawdziwym „ja”.
Odcięcie od siebie to rodzaj autoprzemocy; niesłuchanie siebie prędzej czy później prowadzi do niesłuchania innych; brak szacunku dla siebie zamienia się w brak szacunku dla otoczenia. Pora odnaleźć radość w przebywaniu ze sobą i z bliskimi!
Ta książka jest zaproszeniem do rozładowania mechanizmów przemocy. Uczy, jak rozpoznawać własne potrzeby i samodzielnie o nie dbać. Pokazuje proste, praktyczne sposoby na zrzucenie emocjonalnej maski i prowadzenie autentycznego życia. Przestań narzekać, że nikt się tobą nie zajmuje! Skończ z obwinianiem innych, bo tylko ty posiadasz moc uzdrowienia własnych zachowań!
Kategoria: | Psychologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8225-066-4 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przedmowa
Przestać być grzecznym, by stać się sobą
Wyrażajmy swoją prawdę z szacunkiem dla innych oraz dla tego, kim jesteśmy – zachęca w swojej książce Thomas d’Ansembourg. I zaprasza, by dogłębnie przyjrzeć się temu, jak porozumiewamy się ze sobą i z innymi ludźmi. Dowiemy się zatem, jak przeprogramować nasz sposób wyrażania siebie, nasz tryb _wypowiadania siebie_, tak by odnaleźć radość przebywania w bliskości ze sobą oraz z innymi, i by otwarcie na drugiego człowieka dawało nam poczucie szczęścia. Przekonamy się także, że wszyscy mamy możliwość wyjścia z komfortowej strefy nieświadomości i wkroczenia do świata oferującego swobodę i wolność wyboru.
Projekt piękny i ambitny! – warto dodać. Metoda proponowana przez Thomasa d’Ansembourga, choć zdaje się nie dotykać sedna spraw lub zaledwie przemykać po ich powierzchni, czyli tym, co komunikujemy na zewnątrz siebie, w rzeczywistości wnika w strukturę psychologiczną każdego z nas. Przedsięwzięcie wymagające, gdyż aby jasno nazwać to, co przeżywamy w swoim wnętrzu, trzeba najpierw pozbyć się sporego bagażu nieuświadomionych uwarunkowań. Przedsięwzięcie rewolucyjne, gdyż po drodze odkryjemy, że dążenie do szczerego _wypowiadania siebie_ każe nam odsłaniać czułe punkty i wystawia na próbę naszą dumę. Projekt zaskakujący, gdyż obnaża naszą skłonność do pozostawiania rzeczy takimi, jakie są, z obawy, że przeszkodzimy innym, ale także dlatego, że inni mogliby przeszkodzić nam – gdybyśmy zechcieli rozmawiać naprawdę. Projekt prowokacyjny i stymulujący, gdyż zachęca każdego do pracy nad tym, by zmienić siebie, zamiast czekać, aż zmienią się inni.
Potencjał porozumienia bez przemocy objawił mi się w pełnej krasie na pustyni. Jean-Marie Delacroix i ja zabraliśmy na wyprawę po Saharze grupę dwudziestu czterech mężczyzn w ramach warsztatów _La flamme intérieure_ (Wewnętrzny ogień). Uległszy sugestiom Thomasa d’Ansembourga, zgodziłem się na udział chłopaków i kilku dorosłych animatorów ze stowarzyszenia Flics et Voyous. Mieli oni zapewnić wsparcie techniczne podczas tej ekspedycji. Misją stowarzyszenia było pomaganie młodzieży z problemami; dowiedziałem się o nim kilka lat wcześniej, gdy Pierre-Bernard Velge, założyciel Flics et Voyous, i Thomas d’Ansembourg, jego prawa ręka, zaprosili mnie jako psychologa na podobną wyprawę po Saharze z ich podopiecznymi. Zrewanżowałem się więc, włączając ich grupę do naszej ekspedycji. Spodobał mi się koncept przygody jako sposobu na reintegrację społeczną.
Pomysł wydawał się dobry, jednak zwątpiłem, gdy w grupie technicznej jeden z nastolatków zaczął grozić opiekunowi nożem. Zło wykiełkowało nawet tu, dziesiątki kilometrów od najbliższej cywilizacji. Absolutnie nie godziłem się na to, by wystawiać na niebezpieczeństwo moją grupę, miałem więc w głowie tylko jedną myśl: jak najszybciej odesłać wichrzycieli do domu. W rzeczywistości był to prosty sposób, żeby pozbyć się problemu.
O swoich zamiarach powiedziałem Thomasowi. Nie sprzeciwił się, poprosił jednak, bym dał mu kilka godzin. Na wydmie, nieco z dala od obozowiska, rozpoczęły się długie pertraktacje. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu dyskusja doprowadziła do zawarcia ugody w grupie technicznej. Odtąd do końca podróży nie było żadnego incydentu, który zakłóciłby jej przebieg. Podziwiając cierpliwość Thomasa, przekonałem się jednocześnie o wartości zastosowanego przez niego bezprzemocowego sposobu komunikacji.
Od tego czasu Thomas d’Ansembourg bywa regularnym gościem na organizowanych przeze mnie warsztatach jako doradca i współprowadzący. W ramach działań stowarzyszenia Coeur.com często proszę go o pomoc w kryzysowych sytuacjach. Ukończyłem prowadzony przez niego kurs wprowadzający do porozumienia bez przemocy, a podstawowe założenia tej dyscypliny wykładam na swoich seminariach.
Dlaczego? Ponieważ zdałem sobie sprawę, że w kwestii komunikacji większość z nas, ze mną na czele, wciąż znajduje się na etapie nieporadnego bełkotu. Przywykliśmy do oceniania i osądzania innych, do przypinania im łatek, choć sami nie mamy na tyle śmiałości, by odsłonić przed nimi własne uczucia i _wypowiedzieć siebie._ W rzeczy samej, kto spośród nas mógłby pochwalić się, że przed sformułowaniem oceny dokonuje przeglądu swoich odczuć? Kto pracuje nad tym, by rozpoznawać i nazywać tłumione potrzeby, które maskujemy wypowiadanymi słowami? Kto stara się formułować wobec otoczenia realistyczne i negocjowalne prośby?
W mojej opinii ten model komunikacji, oparty właśnie na realistycznych i negocjowalnych prośbach, zasługuje na uwagę przede wszystkim dlatego, że jest komplementarny względem rozwiązań proponowanych w innych metodach, głównie Jacques’a Salomégo i Thomasa Gordona. Wszystkie słusznie podkreślają konieczność zdobycia umiejętności wypowiadania się w imieniu własnego „ja” w oparciu o indywidualne doświadczenia oraz przyznania, że odczuwanie własnych potrzeb jest całkowicie uprawnione. To uprawnienie ma jednak swoje granice. Nie może wykraczać poza komunikowanie innym negocjowalnych próśb, w przeciwnym razie istnieje ryzyko zamknięcia się w bańce egotyzmu. Bo o ile nasze potrzeby są słuszne jako takie, o tyle nie wszystkie mogą zostać zaspokojone. Należy szukać kompromisów akceptowalnych dla wszystkich stron. To tutaj, w moim odczuciu, tkwi cała siła porozumienia bez przemocy.
W polityce taka technika zdziałałaby cuda. Powinno zresztą nauczać się tej metody już w szkole podstawowej, tak żeby uniemożliwić uczniom nieprawidłowe kształtowanie poprzez odcięcie się od własnego „ja” i właściwego im sposobu ekspresji. _Par excellence_ sprawdza się ona również w związkach, gdzie napięcia między partnerami bywają dotkliwe i urastają do niebezpiecznych rozmiarów. Porozumienie bez przemocy wydaje mi się czymś w rodzaju przedsionka psychologii, a zarazem tym, co pozwala przełożyć teoretyczną wiedzę o psychice człowieka w świetle stojących przed nim wyzwań na konkretne działania w naszym codziennym życiu.
To prawda, że o ile generalnie łatwo jest przyswoić sobie zasady dowolnej metody komunikacji, o tyle zastosowanie praktyczne nastręcza trudności. W tym sensie niniejszy poradnik będzie punktem odniesienia. Ukazuje bowiem cały talent i otwartość umysłu autora, który odmalowuje nam świat uczuć i potrzeb w sposób będący wypadkową dwóch cech, jakie stały się jego atutem podczas długiej kariery prawniczej: dokładności analitycznej i namacalnej skuteczności.
Spośród ludzi, którzy potrafią śmiało _wypowiadać siebie_, Thomas d’Ansembourg jest tym, któremu przychodzi to z największą zręcznością. Ten poeta komunikacji i eksplorator wewnętrznych i zewnętrznych pustyń zrozumiał, że aby osiągnąć realne porozumienie z innymi, należy zrezygnować z relacji opartych na stosunku sił i postawić na szali swoją własną prawdę. Widziałem, jak się zmieniał, jak w ciągu kilku lat przeistaczał się z grzecznego, bojącego się zaangażowania chłopca w kochającego męża i oddanego ojca. Widziałem, jak stopniowo porzucał obowiązki adwokata i konsultanta finansowego po to, by pozostać wiernym sobie i pomóc tym, którzy chcieliby podążyć tą samą ścieżką. Z radością widzę, jak wraz z tą książką – napisaną, by powiedzieć nam, że nie ma zażyłości z innymi bez zażyłości ze sobą, tak jak nie ma zażyłości ze sobą bez zażyłości z innymi – rozwinął cały swój potencjał. Z wrażliwością i elegancją Małego Księcia Saint-Exupéry’ego Thomas d’Ansembourg przypomina nam, że możemy wyjść na spotkanie drugiego człowieka, nie przestając być sobą.
Guy CorneauWSTĘP
Wstęp
I żadnej nadziei, żebym sam wyszedł z samotności. Kamień nie ma żadnej nadziei bycia czymś innym niż kamieniem. Ale współdziałając z innymi kamieniami, tworzy całość i staje się świątynią.
Antoine de Saint-Exupéry, _Twierdza_
(tłum. A. Olędzka-Frybesowa)
Byłem grzecznie sfrustrowanym i uprzejmie zblazowanym adwokatem. Dzisiaj z zapałem udzielam się na konferencjach, seminariach oraz jako terapeuta. Byłem zatwardziałym kawalerem, sparaliżowanym na myśl o zaangażowaniu w związek i kompensującym samotność nadaktywnością. Dzisiaj jestem spełnionym mężem i ojcem. Żyłem w głęboko ukrytym, lecz nieustającym smutku. Dzisiaj wypełniają mnie wiara i szczęście.
Co się wydarzyło?
_Uświadomiłem sobie_, że ignorując własne potrzeby, od lat używałem wobec siebie przemocy, a odpowiedzialnością za nią ochoczo obarczałem innych. _Zaakceptowałem_ fakt, że mam potrzeby, że mogę ich słuchać, rozróżniać je i szeregować wedle priorytetów, że mogę troszczyć się o _siebie_, zamiast użalać się, że nikt się mną nie zajmuje. Całą energię, którą wcześniej trwoniłem na biadolenie, niezgodę i defetyzm, zacząłem powolutku łączyć w jeden strumień, który _przekierunkowałem_ na przemianę wewnętrzną, kreatywność i relacje. Pojąłem również oraz zaakceptowałem fakt, że inni także mają swoje potrzeby i że niekoniecznie jestem jedyną osobą, która będzie potrafiła – i mogła – je zaspokoić.
Założenia porozumienia bez przemocy były dla mnie – i wciąż pozostają – czytelnym i wiarygodnym drogowskazem na drodze prowadzącej do zmian. Chciałbym, żeby w sposób równie czytelny i wiarygodny pomogły czytelnikowi odnaleźć się we własnych relacjach, począwszy od tej, którą utrzymuje ze sobą.
Tą książką chciałbym więc zilustrować technikę, którą Marshall B. Rosenberg¹ opracował na podstawie i w duchu prac Carla Rogersa. Ci, którzy znają spuściznę Thomasa Gordona, z pewnością rozpoznają kilka pojęć zapożyczonych również stamtąd. Tym samym daję wyraz przekonaniu, że jeśli każdy z nas zgodziłby się przyjrzeć przemocy – tej, której często nieświadomie i bardzo subtelnie używa wobec siebie oraz innych (niejednokrotnie zresztą w jak najlepszych intencjach) – i postarał się zrozumieć napędzające ją mechanizmy, stworzyłby sobie okazję, by owe mechanizmy zablokować i rozbroić. Każdy miałby wówczas swój wkład w budowanie satysfakcjonujących relacji między ludźmi jednocześnie bardziej wolnymi i świadomymi własnej odpowiedzialności za siebie.
Marshall B. Rosenberg nazywa swój sposób komunikowania się porozumieniem bez przemocy. Ja sam mówię o komunikacji świadomej i bezprzemocowej. Przemoc jest bowiem skutkiem naszego braku świadomości. Gdybyśmy byli bardziej świadomi tego, co faktycznie przeżywamy w swoim wnętrzu, łatwiej byłoby nam okazywać siłę bez konieczności uciekania się do wzajemnej agresji. Moim zdaniem przemoc pojawia się w chwili, gdy zaczynamy używać siły nie po to, by tworzyć, stymulować czy chronić, lecz by wywierać przymus – wobec siebie lub wobec drugiego człowieka. Owa siła może być natury emocjonalnej, psychicznej, moralnej, hierarchicznej czy instytucjonalnej. W tym sensie przemoc subtelna, ubrana w białe rękawiczki, w szczególności przemoc emocjonalna, zdarza się o wiele częściej niż agresja wyrażająca się w rękoczynach, przestępstwach, obelgach, i jest tym groźniejsza, iż pozostaje nienazwana.
Dzieje się tak dlatego, że wkrada się ona podstępnie między słowa, których używamy niewinnie każdego dnia. Nasz powszedni język jest jej nośnikiem. Słowa są przecież wehikułem dla naszych myśli i jaźni. Stajemy więc tutaj przed wyborem, czy nasze myśli i świadomość ubierać w słowa, które dzielą, przeciwstawiają, skłócają, porównują, kategoryzują lub karzą, czy w słowa, które jednoczą, wychodzą naprzeciw, godzą i stymulują. Pracując zatem nad naszą świadomością i językiem, możemy wyplenić z nich to, co zakłóca komunikację i rodzi codzienną przemoc.
Zasady porozumienia bez przemocy nie są więc nowe. Od wieków stanowią część mądrości tego świata – mądrości rzadko stosowanej, być może dlatego, że uchodzącej za mało praktyczną. To, co wydaje mi się odkrywcze i czego wymiar praktyczny mam okazję testować każdego dnia, to proponowany przez Marshalla B. Rosenberga porządek.
Z jednej strony, w warstwie językowej, mamy porządek zestawiający dwa znane nam pojęcia: porozumienie i bezprzemocowość. Jakkolwiek atrakcyjne, obydwa te terminy, wraz z opisywanymi przez nie wartościami, często budzą w nas poczucie niemocy: czy zawsze istnieje możliwość bezprzemocowej komunikacji? W jaki sposób, podczas rozmowy, skonkretyzować, urzeczywistnić i uskutecznić owe wartości, z którymi każdy w duchu się zgadza: szacunek, wolność, wzajemną życzliwość, odpowiedzialność?
Z drugiej strony, w warstwie mentalnej, mamy porządek poszczególnych elementów i celów komunikacji. To czteroetapowy proces, który ma nam uświadomić, że zawsze reagujemy na coś, na jakąś sytuację, co do której mamy swoje spostrzeżenia (element 1), że owe spostrzeżenia zawsze wzbudzają w nas uczucia (element 2), że za owymi uczuciami kryją się potrzeby (element 3), a te z kolei skłaniają nas do sformułowania prośby (element 4). Metoda ta opiera się na założeniu, że czujemy się lepiej, gdy jasno widzimy to, na co reagujemy, gdy dokładnie rozumiemy zarówno nasze uczucia, jak i potrzeby, i gdy udaje nam się formułowanie negocjowalnych próśb bez obawy o to, jak zareaguje druga osoba – bez względu na to, jaka to będzie reakcja. Metoda ta opiera się również na założeniu, że czujemy się lepiej, gdy jasno widzimy to, do czego odwołuje się lub na co reaguje druga osoba, gdy dokładnie rozumiemy zarówno jej uczucia, jak i potrzeby, i gdy słyszymy negocjowalną prośbę, pozostawiającą nam możliwość odmowy i szukania rozwiązania, które zadowoli obie strony – a nie pierwszą stronę kosztem drugiej czy drugą kosztem pierwszej. Porozumienie bez przemocy jest więc czymś więcej niż techniką komunikacji – jest sztuką pielęgnowania relacji w poszanowaniu siebie, innych oraz otoczenia.
W erze cyfryzacji coraz więcej ludzi porozumiewa się nie tylko coraz szybciej, ale i coraz gorzej, cierpiąc z powodu samotności, niezrozumienia, utraty punktów odniesienia oraz poczucia bezsensu. Nad jakość relacji wciąż wyraźnie przedkłada się dobrą organizację i efektywność. Znalezienie nowych sposobów komunikacji stało się palącą kwestią.
Wielu z nas jest sfrustrowanych ludzką niezdolnością do prawdziwego wyrażania siebie oraz bycia prawdziwie wysłuchanymi i zrozumianymi. Nawet jeśli dzięki dzisiejszym technologiom potrafimy wymieniać ogromne ilości informacji, nasza _prawdziwa_ zdolność wyrażania się i słuchania są jakby ułomne. Wynikająca z tego bezsilność ożywia lęki, które skutkują znanym efektem tożsamościowej radykalizacji: fundamentalizmem, nacjonalizmem, rasizmem. Czy uczestnicząc w pasjonującej rewolucji technologicznej, w szczególności tej, która dotyczy globalnych narzędzi komunikacji, stojąc wobec zjawiska bezprecedensowego przenikania się grup etnicznych, ras, religii, kultur, modeli politycznych i ekonomicznych, co stało się możliwe dzięki owym narzędziom, nie ryzykujemy pominięcia czegoś mniej spektakularnego, ale prawdziwego i na tyle cennego, że poszukiwanie spełnienia na każdym innym polu może okazać się ślepą uliczką: spotkania – realnego, bez udawania i bez masek, wolnego od lęków, przyzwyczajeń i uprzedzeń, nieobciążonego naszymi uwarunkowaniami i zakorzenionymi refleksami? Spotkania człowieka z człowiekiem, które wyciągnie nas z baniek, w jakich zamykamy się z naszymi telefonami, ekranami i wirtualną rzeczywistością?
Wydaje się, że czeka na nas niezupełnie jeszcze odkryty i budzący strach kontynent _prawdziwych relacji pomiędzy wolnymi i odpowiedzialnymi ludźmi_.
Jeżeli wzbraniamy się przed zejściem na ten ląd, to dlatego, że będąc w relacji, często obawiamy się zatracenia siebie. Nauczono nas bowiem odcinać się od siebie, by móc być z innymi.
Proponuję, abyśmy przyjrzeli się mojemu pomysłowi na stworzenie prawdziwych relacji pomiędzy wolnymi i odpowiedzialnymi ludźmi; pomysłowi wyrosłemu na gruncie pytania, które regularnie powraca do mnie jako istota trudności „bycia” wielu z nas: _Jak być sobą, nie przestając być z innymi, jak być z innymi, nie przestając być sobą?_
Gdy pisałem tę książkę, zajmowała mnie regularnie pewna kwestia. Wiem, że książki bywają pouczające i mogą mieć wpływ na nasz rozwój. Zdaję sobie jednak sprawę, że zrozumienie intelektualne nie wystarczy, by przeistoczyć serce. Przeistoczenie to wynika ze zrozumienia emocjonalnego, to znaczy z doświadczenia i praktyki rozciągniętych w czasie. Niniejsza książka jest zresztą tego przykładem: opiera się głównie na doświadczeniu i praktyce.
Po tym, jak po raz pierwszy zetknąłem się z porozumieniem bez przemocy, zależało mi, aby przyswoić sobie jego założenia w sposób praktyczny właśnie dlatego, iż nie ufam książkowej wiedzy, która często daje poczucie, że wszystko zrozumieliśmy – co może być prawdą na poziomie mentalnym – podczas gdy w rzeczywistości niczego sobie nie przyswoiliśmy; złudzenie, które pozwala nam unikać okazji do prawdziwej i trwałej przemiany.
To wyjaśnia, dlaczego w umieszczonej przeze mnie bibliografii, oprócz książki Marshalla B. Rosenberga, znajduje się tak niewiele pozycji, mimo iż wiem – i cieszy mnie to! – że poruszane przeze mnie zagadnienia, same w sobie wcale nie nowe, są tematem dociekań również innych autorów.
Owszem, przelewając na papier za pomocą nieożywionych słów i pojęć to, czego uczymy się na żywo podczas warsztatów i seminariów poprzez odgrywanie scenek, proces przyswajania, wsłuchiwanie się w emocje, feedback, ciszę i reakcje grupy, zdaję sobie sprawę, że ów zamysł może niektórym wydać się naiwnie utopijny. Podejmuję to ryzyko, ponieważ chodzi o proces, a nie jakiś chwyt marketingowy, co oznacza, że mamy tutaj do czynienia ze stanem świadomości, który należy praktykować tak, jak praktykuje się język obcy. Każdy wie, że jednorazowe przeczytanie rozmówek polsko-angielskich nie sprawi, iż zdecydujemy się wziąć udział w konkursie oratorskim na Oksfordzie ani nawet w salonowej konwersacji z pierwszym lepszym lordem! Najpierw skromnie poćwiczymy podstawy. Poza tym, czy słowo „utopia” nie budzi skojarzeń z odległą krainą?
Otóż książka ta adresowana jest do osób, które podążają ku takiej krainie, miejscu _prawdziwego_ spotkania człowieka z człowiekiem. Mój zawód pozwala mi spotykać takie osoby codziennie w najróżniejszych środowiskach: biznesowym, socjalnym i oświatowym, w związkach i rodzinach wywodzących się ze wszystkich warstw społecznych, w służbie zdrowia, wśród wykluczonej młodzieży lub menadżerów. I codziennie utwierdzam się w przekonaniu, że to miejsce istnieje – wystarczy tylko chcieć do niego dotrzeć.Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1.
Marshall B. Rosenberg (1934–2015) – doktor psychologii klinicznej, uznany na świecie działacz na rzecz pokoju, twórca idei porozumienia bez przemocy i założyciel Centrum Porozumienia bez Przemocy (Center for Nonviolent Communication). Gorąco zachęcam do lektury jego książki Porozumienie bez przemocy. O języku życia, tłum. M. Markocka-Pepol. M. Kłobukowski, Czarna Owca, Warszawa 2020.
2.
A. de Saint-Exupéry, Mały Książę, tłum. J. Szwykowski, MUZA SA, Warszawa 2004, s.72.
3.
G. Corneau, L’amour en guerre, Les Éditions de l’Homme, Montreal 1996.