Przygody dobrego wojaka Szwejka czasu wojny światowej - ebook
Przygody dobrego wojaka Szwejka czasu wojny światowej - ebook
Perypetie Szwejka na tyłach i na froncie I wojny światowej oraz jego niepohamowane gadulstwo bawią czytelników na całym świecie od prawie stu lat. Tłumaczona na kilkadziesiąt języków, wielokrotnie filmowana oraz adaptowana na potrzeby sceny teatralnej i telewizji, powieść Haška weszła na stałe do kanonu literatury XX wieku. Gdyby istniał kanon dzieł humorystycznych, niewykluczone, że otwierałaby go właśnie ta książka.
Język Józefa Szwejka – kompanijnego ofermy, który jakimś cudem zawsze wychodzi cało z opresji – aż kipi od gier słownych. Urzędowy frazes i hurrapatriotyczny patos zderzają się tu z mową potoczną. „Jeśli bohater klasycznej epiki jest tym, co czyni, czyli jego czyny wyznaczają bieg fabuły i decydują o jego charakterze, to Szwejk jako bohater powieściowy »jest tym, co gada« – jego gadanie (powtórzmy raz jeszcze) jest motorem napędowym fabuły” – pisze we „Wstępie” Jacek Baluch.
Powieść Haška doczekała się w Polsce przeszło trzydziestu wydań. W serii Biblioteka Narodowa ukazuje się w trzecim z kolei przekładzie – po translacjach Pawła Hulki-Laskowskiego i Józefa Waczkowa przyszedł czas na tłumaczenie Antoniego Kroha.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65588-81-4 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– No to zabili nam Ferdynanda – rzekła gosposia panu Szwejkowi, który, gdy przed laty został definitywnie uznany za idiotę przez wojskową komisję lekarską, opuścił służbę wojskową i utrzymywał się ze sprzedaży psów, okropnych nierasowych paskudztw, fałszując ich rodowody.
Prócz tego zajęcia był dotknięty reumatyzmem i smarował sobie właśnie kolana opodeldokiem^().
– Którego Ferdynanda, pani Müllerová? – spytał, nie przestając masować kolana. – Ja znam dwóch Ferdynandów. Jednego, co jest służącym u drogisty Průšy i wypił mu tam kiedyś przez pomyłkę flaszkę jakiegoś smarowidła do włosów, a poza tym jeszcze znam Ferdynanda Kokoškę, co zbiera psie gówienka. Obydwu żadna szkoda.
– Ależ panie szanowny, pana arcyksięcia Ferdynanda, tego z zamku Konopiště^(), tego tłustego, pobożnego!
– Jezus Maria! – zawołał Szwejk. – A to dobre. Gdzie to się przydarzyło panu arcyksięciu?
– Rąbnęli go w Sarajewie, panie szanowny, z rewolweru, wiesz pan. Jechał tam z tą swoją arcyksiężną automobilem.
– Patrzaj pani, pani Müllerová, automobilem. No, taki pan może sobie na to pozwolić i nawet nie pomyśli, jak taka jazda automobilem może się nieszczęśliwie skończyć. Do tego w Sarajewie, czyli w Bośni, pani Müllerová. To pewnie Turcy. Jasna sprawa, nie powinniśmy byli zabierać im tej Bośni i Hercegowiny^(). No, pani Müllerová, nasz arcyksiążę pan już na sądzie boskim. Długo się męczył?
– Pan arcyksiążę był zaraz gotów, panie szanowny. Wiesz pan, z rewolwerem nie ma żartów. Niedawno u nas w Nuslach jeden taki bawił się rewolwerem, powystrzelał całą rodzinę i stróża, co poszedł sprawdzić, kto tam strzela na trzecim piętrze.
– Czasem rewolwer, pani Müllerová, nie wystrzeli, choćbyś pani kota dostała. Takich patentów jest cała kupa. Ale na pana arcyksięcia pewno sprawili sobie coś lepszego i mogę się założyć, że ten człowiek, co mu to zrobił, pięknie się wyelegantował. Wiadomo, bardzo ciężka robota, odstrzelić pana arcyksięcia. To co inne, niż kiedy kłusownik strzela do gajowego. Chodzi o to, jak się do niego dopchać, na takiego pana nie możesz pani iść w byle jakich łachach. Trzeba w cylindrze, żeby panią przedtem policjant nie zwinął.
– Podobno ich tam było więcej, panie szanowny.
– Wiadoma sprawa, pani Müllerová – powiedział Szwejk, kończąc masowanie kolan – gdybyś pani chciała zabić arcyksięcia pana albo cesarza pana, na pewno byś się pani kogoś poradziła. Więcej ludzi ma więcej rozumu. Ten poradzi jedno, tamten co innego i dzieło się wydarzy, jak to jest w tym naszym hymnie^(). Najważniejsze, żeby wyniuchać moment, kiedy taki pan przejeżdża. Jak na ten przykład, pamiętasz pani tego pana Lucheniego^(), co przebił naszą nieboszczkę Elżbietę pilnikiem. Spacerowali sobie. No i wierzaj pani komu: od tego czasu żadna cesarzowa nie chodzi na spacery. A to jeszcze czeka wiele osób. I zobaczysz pani, pani Müllerová, że dobiorą się też do cara i carycy, a może być, nie daj Boże, do cesarza pana, jak już tak zaczęli z jego stryjaszkiem^(). On ma, znaczy się starszy pan, całą masę wrogów. Jeszcze więcej niż ten Ferdynand. Niedawno mówił jeden pan w gospodzie, że przyjdzie czas, że cesarze będą kitować jeden po drugim i że nawet prokuratura im nie pomoże. Potem nie miał czym zapłacić i bufetowy musiał kazać go zwinąć. A on mu dał raz w dziób, policjantowi dwa razy. Więc go odwieźli w koszyczku, żeby się opamiętał. No, pani Müllerová, dzisiaj wiele się dzieje. Ależ to strata dla Austrii. Kiedy byłem w wojsku, to jeden szeregowiec zastrzelił kapitana. Naładował gwer i poszedł do kancelarii. Tam mu powiedzieli, że nie ma czego szukać, ale on wciąż swoje, że musi rozmawiać z panem kapitanem. No to kapitan wyszedł i natychmiast wlepił mu koszarniaka. Ten chwycił gwer i buch go prosto w serce. Kula wyleciała panu kapitanowi z pleców i jeszcze narobiła szkody w kancelarii. Rozbiła kałamarz, a ten zalał urzędowe akta.
– A co z tym żołnierzem? – spytała pani Müllerová, gdy Szwejk się ubierał.
– Powiesił się na szelkach – odpowiedział, czyszcząc melonik. – A te szelki nawet nie były jego. Pożyczył od profosa^(), że mu niby spodnie opadają. Miał czekać, aż go zastrzelą? Wiesz pani, pani Müllerová, w takiej sytuacji każdemu w głowie się miesza. Profosa za to zdegradowali i dali mu sześć miesięcy. Ale nie odsiedział. Uciekł do Szwajcarii i robi tam za kaznodzieję w jakimś kościele. Dziś jest mało porządnych ludzi, pani Müllerová. Ja myślę, że pan arcyksiążę w tym Sarajewie też się pomylił co do tego człowieka, który go zastrzelił. Zobaczył jakiegoś pana i pomyślał: „Porządny człowiek, bo wiwatuje na moją cześć”. A tymczasem ten trach w niego. Posłał mu jedną kulkę czy kilka?
– Gazety piszą, panie szanowny, że pan arcyksiążę był jak sito. Wygarnął do niego wszystkie naboje^().
– To strasznie szybko idzie, pani Müllerová, raz-dwa i po krzyku. Ja bym na takie coś kupił browning. Wygląda jak zabawka, ale możesz pani w dwie minuty powystrzelać tym ze dwudziestu arcyksiążąt, chudych albo tłustych. Co prawda, mówiąc między nami, pani Müllerová, w grubego arcyksięcia trafisz pani pewniej niż w chudego. Pamiętasz pani, jak wtedy w Portugalii zastrzelili tego swojego króla^(). Też był przy kości. Wiadomo, król nie będzie przecież chudy. Ja teraz idę do gospody U Kalicha, a gdyby ktoś przyszedł po tego ratlerka, za którego wziąłem zaliczkę, to mu pani powiedz, że mam go w swojej psiarni na wsi, że mu niedawno obciąłem uszy i teraz nie wolno go przewozić, póki mu się nie zagoją, żeby się nie przeziębiły. Zostaw pani klucz u stróżki.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------