- W empik go
Przypadki i wpadki dyplomaty - ebook
Przypadki i wpadki dyplomaty - ebook
Wspomnienia Przypadki i wpadki dyplomaty Jacka Kluczkowskiego obejmują głównie okres lat 90. XX wieku i pierwszego dziesięciolecia XXI wieku, kiedy autor pełnił ważne funkcje w centralnych władzach państwa, a następnie w dyplomacji RP. Pracując w kancelarii prezydenta, przygotowywał przez kilka lat projekty przemówień Aleksandra Kwaśniewskiego, a w okresie rządów Marka Belki był koordynatorem zespołu doradców premiera. Angażując się w coraz większym stopniu w sprawy kontaktów z Ukrainą, uczestniczył m.in. z Andrzejem Przewoźnikiem w negocjacjach we Lwowie w sprawie odbudowy Cmentarza Orląt Lwowskich oraz w rozmowach z Hryhorijem Surkisem na temat organizacji mistrzostw Euro 2012 w piłce nożnej.
Centralnym wydarzeniem wspomnień jest „pomarańczowa rewolucja” w Ukrainie w 2004 roku. Autor mógł obserwować ją z bliska, gdyż należał do grupy osób, które zorganizowały wówczas międzynarodową misję mediacyjną w Kijowie i obrady tamtejszego Okrągłego Stołu. Po ich sukcesie został w 2005 roku ambasadorem Rzeczypospolitej Polskiej w Ukrainie i pełnił tę funkcję do 2010 roku.
Wszystkie te etapy swojej aktywności politycznej i dyplomatycznej opisał w publikowanych obecnie wspomnieniach. Możemy dzięki nim obserwować „od kuchni”, jak tworzy się politykę zagraniczną i jak wygląda codzienna praca w dyplomacji, a również przyjrzeć się scenie politycznej Ukrainy w czasach, gdy główne role odgrywały na niej tak barwne postaci jak Julia Tymoszenko i Wiktor Juszczenko. Spośród wielu ciekawych epizodów warto na pewno zwrócić uwagę na opis mało znanych wydarzeń, które doprowadziły do zgłoszenia przez Polskę i Ukrainę wspólnej inicjatywy zorganizowania Euro 2012.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-07-03584-0 |
Rozmiar pliku: | 6,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ukraińska dziennikarka zapytała mnie kiedyś o to, jak się odnajduję jako były dziennikarz w pracy dyplomatycznej, która w jej wyobrażeniu polega na uczestniczeniu w przyjęciach i zajmowaniu się niezwykle tajnymi sprawami. Przyszła mi do głowy odpowiedź, że wbrew pozorom zawody dyplomaty i dziennikarza są do siebie dość podobne. Zarówno jeden, jak i drugi rozmawiają z różnymi ludźmi, odwiedzają rozmaite miejsca oraz instytucje, zapoznają się z analizami specjalistów. Potem muszą bardzo szybko coś napisać i przekazać swoim szefom. Dziennikarze piszą wywiady i reportaże, a dyplomaci – depesze i informacje. Dyplomaci mają nawet trochę gorzej, bo muszą pamiętać, żeby w swych opracowaniach zawrzeć konkluzje i wnioski. Dziennikarz może pozostawić takie podsumowanie domyślności czytelników.
Różne są na świecie modele kariery w dyplomacji i drogi do objęcia stanowiska ambasadora. W Europie na ogół dominuje model ściśle profesjonalny. Pracownicy służby dyplomatycznej mają odpowiedni profil wykształcenia i wyznaczoną ścieżkę rozwoju zawodowego od niższych szczebli do wyższych, włącznie ze stanowiskiem ambasadora. W Stanach Zjednoczonych obowiązuje model mieszany. Wśród ambasadorów zdarzają się nominaci stricte polityczni. W Polsce mamy do czynienia z próbami wypracowania własnego modelu. Zwycięzcy wyborów często obawiają się obstrukcji ze strony osób powołanych przez poprzednią ekipę. Los szefów placówek dyplomatycznych bywa w tej sytuacji niepewny.
Moja droga do służby zagranicznej nie była typowa i właściwie nie pasuje do żadnego modelu kariery – ani do ściśle profesjonalnego, ani do politycznego. Najważniejsze w moim życiu okazało się doświadczenie ukraińskie i jemu poświęcona będzie istotna część tej książki. Dzięki pracy dziennikarskiej znalazłem się po raz pierwszy w Ukrainie, której historia i współczesność mnie zafascynowały. Później, jako anonimowy prezydencki ghostwriter, zapoznawałem się z praktycznym uprawianiem dyplomacji. Zawsze przydawały mi się zamiłowanie do historii, doświadczenia z pracy dziennikarskiej oraz osobiste kontakty z ludźmi różnych profesji, różnych generacji i różnych poglądów, nawiązane w latach pracy za wschodnią granicą Polski.
Pierwszą nominację ambasadorską – w 2005 roku do Kijowa – zawdzięczałem ścieżce politycznej. Ale odejście ze stanowisk ministra i prezydenta, którzy decydowali o moim wyjeździe na tę placówkę, nie zakończyło mojej kariery dyplomatycznej. Współpracowałem z trzema prezydentami Rzeczypospolitej Polskiej, pięcioma premierami oraz sześcioma ministrami spraw zagranicznych i właściwie nigdy nie spotkałem się z przejawami braku zaufania z ich strony. Może czasem, w jakichś żartach czy aluzjach… Wypracowałem w sobie dystans, powiedziałbym nawet – swoisty immunitet wobec zawirowań politycznych. Dawało mi to czasem większe poczucie samodzielności, a może nawet lepsze rozumienie tego, że dążenie do dobrego sąsiedztwa w relacjach Polski i Ukrainy to sprawa ponad historycznymi i politycznymi podziałami. Zapewne nie odczuwałbym tego tak mocno, gdybym był bardziej uwikłany w nasze krajowe zależności polityczne.
W latach 1992–2010 obserwowałem – w zależności od sytuacji z bliska i z perspektywy – zmiany, które zachodziły w ukraińskiej polityce, gospodarce i kulturze. A również w tamtejszym społeczeństwie. Stałem się długoletnim i wytrwałym obserwatorem ukraińskich sukcesów i porażek. Niekiedy także ich współuczestnikiem. Punktem zwrotnym w mojej zawodowej karierze, momentem, który przesądził o rozpoczęciu pracy w dyplomacji, był udział w mediacji podczas ukraińskiej pomarańczowej rewolucji. Temu okresowi poświęciłem najwięcej miejsca w niniejszej publikacji. Pytania o to, dlaczego pomarańczowa rewolucja nie przyniosła reformatorskiego przełomu i dlaczego tak szybko wyparował kapitał zaufania do jej bohaterów, nie dawały mi spokoju przez cały okres mojej misji dyplomatycznej w Kijowie. Do dzisiaj uważam, że są one kluczowe dla zrozumienia rozwoju wydarzeń w Ukrainie w następnych kilkunastu latach. Czego było więcej: sukcesów czy porażek? Na pewno zbyt dużo było zaniechań i opóźnień.
W konsekwencji nie udało się niestety – zarówno nam Polakom życzącym Ukrainie sukcesu na jej drodze do Europy, jak i samym Ukraińcom – wygrać z czasem. Nad Ukrainą wisiał od samego początku cień Rosji, której rządzące elity nigdy nie pogodziły się z ukraińską niepodległością, demokracją, wolnością słowa i właściwie od samego początku – a na pewno od momentu dojścia do władzy Władimira Putina – dążyły do ich zdławienia. Trzeba jednak pamiętać, że tragedia, która spotkała Ukrainę, nie była rezultatem błędów ukraińskich czy polskich lub zachodnich polityków, chociaż myślę, że obserwator ma prawo je wytykać i krytykować. Nie oceniam polityków, z którymi los mnie zetknął – ani ukraińskich, ani polskich – niezależnie od tego, czy są mi bliscy i czy są sympatyczni, czy też nie. Zawsze starałem się zrozumieć motywy ich działania. Ale wiadomo nie od dziś, że „po owocach poznajemy ich”. Nieszczęście temu krajowi przyniosła agresja ze strony Rosji – państwa i narodu, wobec których przed rokiem 2013, a już na pewno przed 2004 większość Ukraińców nie żywiła nieprzyjaznych uczuć.
Prezentowana publikacja jest zbiorem wspomnień, czasem też refleksji, dotyczących różnych wydarzeń oraz spotkań i rozmów, w których brałem bezpośredni udział. Miałem okazję poznać wielu znanych polskich i zagranicznych polityków i dyplomatów, a także ludzi kultury, nauki, mediów, biznesu i sportu. Z niektórymi bliżej współpracowałem lub przeprowadzałem interesujące dla mnie rozmowy, dzięki czemu lepiej zrozumiałem ich motywacje i działania. Opisując teraz tamten czas i tamte kontakty, korzystałem przede wszystkim z własnych notatek i zapisków oraz z zasobów własnej pamięci, która – mam nadzieję – mnie nie zawiodła.
Nie siliłem się na udzielenie odpowiedzi na pytanie: dlaczego stało się to, co się stało? Nie zamierzam zastępować politologów i historyków. Chciałbym jedynie, żeby książka ta przybliżyła Czytelnikowi funkcjonowanie świata polskiej polityki i dyplomacji w latach 1995–2010 oraz ukazała niektóre mniej znane epizody z ówczesnych relacji Polski i Ukrainy.
Była też, nie ukrywam, jeszcze inna przyczyna, która skłoniła mnie do uporządkowania moich przede wszystkim ukraińskich wspomnień. Upłynęło już wiele lat od niektórych opisywanych wydarzeń i zaczęła zanikać pamięć o znaczeniu oraz przebiegu brawurowej polskiej interwencji w listopadzie 2004 roku na rzecz obrony prawa Ukraińców do demokratycznego wyboru swoich władz. Upowszechniła się uproszczona wersja tamtych dni, nie docenia się relacji bezpośrednich świadków. Nie widzę także prób dotarcia do niejawnych relacji dyplomatycznych i raportów służb specjalnych z tamtych czasów. Prawda, są one często nadal utajnione, ale przecież minęło już tak wiele lat, że można podjąć próbę, by przynajmniej niektóre z tych dokumentów wydobyć i wykorzystać do celów naukowych. Nie można przecież opierać opracowań tego fragmentu najnowszej historii wyłącznie na publicznych wystąpieniach polityków, ich oświadczeniach dla mediów i na kontrolowanych przeciekach, jak to się niestety często dzieje.
Na działalność dyplomaty nie składają się same sukcesy. Naprawdę niejeden raz zdarzało mi się formułować nietrafione prognozy czy powtarzać za moimi rozmówcami błędne oceny lub nawet fałszywe informacje. Bywały także faux pas. Piszę o takich wydarzeniach dosyć otwarcie. Mogą się przytrafić każdemu, ba, są to sytuacje wręcz nieuniknione. Dyplomacja i w ogóle polityka polegają przecież na interakcji z otoczeniem, na wyszukiwaniu wszelkich możliwych i niemożliwych sposobów zrozumienia rozmówców i partnerów oraz porozumieniu się z nimi. Tu nie powinno być miejsca na mentorstwo ani poczucie wyższości.
Własne doświadczenie przekonało mnie niejeden raz, że przebieg wydarzeń nie jest zdeterminowany przez jakieś ogólne prawidłowości lub decyzje podejmowane przez wielkie mocarstwa. Częściej, niż nam się zdaje, decydują czynniki subiektywne lub po prostu zbiegi okoliczności.
We wspomnieniach nie wykorzystuję informacji, które zdobyłem w czasie lektury niejawnych dokumentów w okresie mojej pracy w rządzie i w dyplomacji, chociaż osobiście uważam, że proces ich udostępniania powinien zostać zdecydowanie przyspieszony. Niekiedy jednak wspominam w książce różne rozmowy i sytuacje, w których brałem udział, a które nie miały publicznego charakteru. Nie dostrzegam przyczyny, żeby nadal, po upływie tylu lat, chronić ich poufność. Mówimy wszak o dosyć już odległej przeszłości.
Wybór wspomnień, które tu prezentuję, został uporządkowany chronologicznie i tematycznie. Proszę Czytelnika o wybaczenie – to nie jest zwarty i ciągły wykład, są to raczej przybliżenia pewnych sytuacji czy zdarzeń, na których przebieg miałem mniejszy lub większy wpływ. Niektóre z nich mogą się wydawać wręcz anegdotyczne, ale chyba wszystkie, które wspominam, otwierały mi oczy na inną niż moja własna perspektywę albo przynajmniej pomagały mi lepiej zrozumieć jakiś problem, jego genezę i uwarunkowania.
Mam nadzieję, że publikowane wspomnienia składają się w sumie na ciekawą całość. Pozostawiam to ocenie Czytelnika.Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1.
W skład trylogii wchodziły dramaty: _Śmierć Iwana Groźnego_, _Car Fiodor Joannowicz_ i _Car Borys Fiodorowicz Godunow_.
2.
Smuta (ros.) – zamęt, okres zamieszek w państwie moskiewskim w latach 1605–1613.
3.
Wertep (ukr.) – w tradycji greckokatolickiej jasełka, szopka, widowisko przedstawiające narodzenie Jezusa.
4.
Towarzystwo Lwa – powstało w 1987 roku we Lwowie i było apolitycznym zrzeszeniem ludzi zainteresowanych odrodzeniem lokalnych tradycji oraz budzeniem świadomości narodowej i historycznej wśród Ukraińców.
5.
Marek Belka, _Selfie_, Warszawa 2016, s. 41–43.
6.
W języku rosyjskim funkcjonują w tym kontekście dwa osobne określenia. Słowo „rossijanin” nie wyraża przynależności etnicznej, ale jedynie polityczną i obejmuje właściwie wszystkich mieszkańców państwa rosyjskiego. Dla opisania rosyjskiego etnosu używa się słowa „russkij”.
7.
Pomysłodawcą zaproszenia Federacji Rosyjskiej do Trójkąta Weimarskiego był profesor Longin Pastusiak, jeden z czołowych polityków lewicy, który zaapelował o to w jednym ze swych parlamentarnych przemówień.
8.
Jerzy Machejek, Jan Olczyk, Andrzej Machejek, _Kwaśniewski: „nie lubię tracić czasu!”_, Łódź 1995.