Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Ptaki - ebook

Data wydania:
23 października 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ptaki - ebook

Kultowa norweska powieść w nowym przekładzie.

Rodzeństwo siedziało na schodku przed chałupiną, w której mieszkało samowtór. Czerwcowy wieczór był ładny, ciepły, a stare drewno ścian oddawało leniwie zapach po słonecznym dniu.


Mattis i Hege są rodzeństwem, które łączy silna więź emocjo¬nalna. Hege opiekuje się bratem, o którym miejscowi mówią „taki trochę głupek”. Mattis nieco inaczej patrzy na otaczającą go rzeczywistość, nie przejmuje się opiniami innych, ale za¬chwyca go nieprzenikniony świat przyrody, który dla niego jest prosty i łatwy. Kiedy nad domem pojawiają się słonki – ptaki, których nigdy wcześniej nie widział w okolicy, a Hege się zakochu¬je, Mattis czuje, jakby jego świat się rozpadał. Podejmuje więc rozpaczliwą próbę walki o uwagę siostry. Ale czy nie jest już za późno?
W nowym wydaniu dołączone jest opowiadanie Niedojda, które stało się dla autora bezpośrednią inspiracją do napisania Ptaków.


Bezradność wobec życia jest wiecznotrwała. W końcu wszyscy jesteśmy niedojdami, tyle że w „Ptakach” na najwyższym literac¬kim poziomie. Piękna powieść! Warto wrócić.
Ignacy Karpowicz

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788368263220
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Słowo od tłu­maczki

Od Nie­dojdy do Mat­tisa

Dla mi­ło­śni­ków twór­czo­ści Tar­jeia Ve­sa­asa Ptaki są dzie­łem szcze­gól­nym. Szer­szej pu­blicz­no­ści stały się znane dzięki mi­strzow­skiej ekra­ni­za­cji z 1968 roku za­ty­tu­ło­wa­nej Ży­wot Ma­te­usza w re­ży­se­rii Wi­tolda Lesz­czyń­skiego, w któ­rej nie­za­po­mnianą rolę za­grał Fran­ci­szek Pieczka. Sama po­wieść, wy­dana w Nor­we­gii w 1957 roku, uka­zała się w Pol­sce w prze­kła­dzie Be­aty Hła­sko sześć­dzie­siąt lat temu, w 1964 roku. Róż­nica dwóch po­ko­leń w od­bio­rze formy po­wie­ścio­wej to dużo, przy­szła więc pora, by po­wtór­nie zmie­rzyć się z prozą li­ryczną sym­bo­li­sty i kla­syka nor­we­skiego mo­der­ni­zmu.

Nowy prze­kład po­wie­ści Ve­sa­asa tra­fia do rąk Czy­tel­ni­ków po­prze­dzony no­welą Nie­dojda (Tu­sten). W Nor­we­gii opu­bli­ko­wano ją w 1952 roku, a w Pol­sce, prze­tłu­ma­czona przez Ewę Gra­bar­czyk jako Głupi, zna­la­zła się w wy­da­nym w 1988 roku wy­bo­rze opo­wia­dań Koń z Hog­get.

Umiesz­cze­nie obu tek­stów w jed­nym to­mie po­zwala w wy­jąt­kowy spo­sób prze­śle­dzić ewo­lu­cję two­rze­nia przez au­tora po­staci głów­nego bo­ha­tera – od wraż­li­wego na piękno przy­rody i nie w pełni spraw­nego fi­zycz­nie Nie­dojdy do re­flek­syj­nego, pró­bu­ją­cego zro­zu­mieć świat i sie­bie Mat­tisa, w któ­rym oto­cze­nie wi­dzi głów­nie przy­głu­piego obi­boka. Przy­bli­ża­nie się do te­matu w róż­nych ga­tun­kach prozy, czy bę­dzie to no­wela, słu­cho­wi­sko czy po­wieść, a na­wet w li­ryce, jest zresztą ce­chą cha­rak­te­ry­styczną twór­czo­ści Ve­sa­asa, o czym wspo­mi­nano w po­sło­wiach do wcze­śniej opu­bli­ko­wa­nych no­wych prze­kła­dów Wio­sen­nej nocy i Zamku z lodu.

W Pta­kach mamy do czy­nie­nia z mo­der­ni­styczną wer­sją Kün­stler­ro­man, po­wie­ści o ar­ty­ście, za­wie­ra­ją­cej wątki au­to­bio­gra­ficzne. Sam Ve­saas przy­znał to w ga­wę­dzie Om Tu­sten (O Nie­doj­dzie) z 1959 roku:

Re­dak­tor pro­sił, że­bym opo­wie­dział, jak „po­wsta­wała” po­stać Mat­tisa Nie­dojdy. Mogę to zro­bić tylko od ze­wnątrz. Nie we­zmę na sie­bie przed­sta­wie­nia psy­cho­lo­gicz­nego pro­cesu . Naj­bli­żej prawdy o Nie­doj­dzie znajdę się, gdy na­zwę to au­to­por­tre­tem z pew­nymi za­strze­że­niami.

Błę­dem jest na­zy­wa­nie Nie­dojdy nie­do­ro­zwi­nię­tym umy­słowo (jak to się cza­sami robi). Nie­po­rad­ność to tylko coś, w co zo­stał wy­po­sa­żony, żeby móc mó­wić (ważne) rze­czy, któ­rych nie mógłby po­wie­dzieć, gdyby ucho­dził za zwy­kłego by­strzaka (Baum­gart­ner, s. 253).

W rę­ko­pi­sie z 1968 roku pod ty­tu­łem Mat­tis’ liv (Ży­wot Ma­te­usza) Ve­saas na­wią­zuje po­śred­nio do cech ar­ty­sty po­ety Mat­tisa w po­chwale „mi­strzow­skiego od­twórcy” – Fran­ciszka Pieczki:

Wielka sztuka to prze­dziwna sprawa: nie wy­da­wa­łoby się, by silny, wy­soki Pieczka nada­wał się do przed­sta­wie­nia bez­rad­nego Mat­tisa – a wręcz prze­ciw­nie – ol­brzym cał­ko­wi­cie znik­nął, po­zo­stał zaś praw­dziwy Mat­tis, nie­prak­tyczny i za­gu­biony w re­al­nym ży­ciu, lecz de­li­kat­nymi pta­simi ry­sami za­równo w du­szy, jak i wo­kół sie­bie, z po­etyc­kimi wi­zjami i pięk­nymi, po­zba­wio­nymi na­dziei sen­nymi ma­rze­niami, z wraż­li­wo­ścią po­ety na słowa i z bo­ga­tym w niu­anse ży­ciem we­wnętrz­nym.

Tylko taki czło­wiek spo­tyka na swej dro­dze cu­dow­nego ptaka – i traci te­goż ptaka tak na­gle i bru­tal­nie (Baum­gart­ner, s. 256).

Wróćmy jed­nak do ga­wędy Ve­sa­asa o po­wsta­wa­niu opo­wie­ści o Nie­doj­dzie:

Książka żyła w my­ślach przez długi czas. Kon­kretny po­czą­tek dała jej re­plika, którą usły­sza­łem w 1933 roku. Przy­pad­kowy czło­wiek, któ­rego na­zwi­ska nie znam ani nie wiem, gdzie się on znaj­duje, mó­wił, że „nie­do­szłe świerki w ba­gnie mogą ko­muś dać wiele do my­śle­nia”. Zda­nie wgry­zło mi się w pa­mięć, lecz przez wiele lat po­zo­sta­wało tam je­dy­nie jako wy­po­wiedź, nic wię­cej.

Pod­czas wojny na­pi­sa­łem po­tem pierw­szą no­welę o Nie­doj­dzie. Na­zwa­łem ją Nie­do­szłe świerki. To, w jaki spo­sób po­stać przy­brała kształt, dawno przy­krył kurz nie­pa­mięci, jed­nak punk­tem wyj­ścia były owe drobne, uschnięte świerczki na ba­gnie, tkwiące tam bez wa­run­ków do wzro­stu.

Kiedy no­wela zo­stała ukoń­czona, stało się ja­sne, że trzeba na­pi­sać o Mat­ti­sie wię­cej. Tym­cza­sem no­wela cze­kała i wy­szła w for­mie książ­ko­wej do­piero w 1952 roku. Nie­mniej z upły­wem lat ze­brało się wiele no­ta­tek o Nie­doj­dzie oraz ze­staw nie­doj­do­wych re­plik, ta­kich choćby jak ta, że „pła­skie ka­mie­nie na­dają się do sie­dze­nia”. Nie­dojda stał się więc zna­jo­mym, to­też ła­two było na­pi­sać książkę – na tyle, by wie­dzieć, jaki bę­dzie moż­liwy ko­niec (Baum­gart­ner, s. 254).

Olav Ve­saas, nie­oce­niony bio­graf swo­jego ojca, po­daje wy­ciąg z za­pi­sków au­tora w jego no­tat­ni­kach. Tak więc w 1943 roku po­ja­wia się wy­po­wiedź o pła­skich ka­mie­niach, w 1953 roku Ve­saas no­tuje, że ma po­mysł na po­wieść Tu­sten og pa­ra­di­set (Nie­dojda i raj) lub Tu­sten og en­ge­len (Nie­dojda i anioł). Rok póź­niej za­pi­suje w no­tat­niku, że „Nie­dojda od­krywa ciągi słonki nad cha­łupą. Bę­dzie to de­cy­du­jąca sprawa”. W lu­tym 1956 roku Ve­saas za­czyna pi­sać po­wieść Rug­de­trek­ket (Ciągi słonki). Koń­czy ją w lipcu te­goż roku i bie­rze się za prze­pi­sy­wa­nie jej na czy­sto – jed­nak już pod in­nym ty­tu­łem. Ko­lejne re­dak­cje i prze­pi­sy­wa­nia oraz liczne przy­miarki do in­nych ty­tu­łów trwają do po­łowy stycz­nia 1957 roku, kiedy to Ve­saas wy­syła do wy­daw­nic­twa „nową po­wieść pod ty­tu­łem Fu­glen (Ptak)”. Osta­teczny ty­tuł po­wstał po na­ra­dzie z wy­dawcą, a po­wieść uka­zała się jed­no­cze­śnie w Nor­we­gii, Da­nii, Szwe­cji i Fin­lan­dii na po­czątku wrze­śnia 1957 roku. Tar­jei Ve­saas wła­śnie ukoń­czył sześć­dzie­siąty rok ży­cia.

Olav Ve­saas pi­sze we frag­men­cie po­świę­co­nym Pta­kom, że w dwóch pierw­szych wer­sjach po­wie­ści au­tor trzy­mał się sym­bolu świercz­ków na ba­gnie z no­weli, do­piero zaś w trze­ciej wer­sji, go­to­wej do druku, za­stą­pił je dwiema uschłymi osi­kami zwa­nymi po­tocz­nie Mat­tis-i-Hege.

Wspo­mina też, że jego ojca in­te­re­so­wały loty to­kowe sło­nek na długo przed po­wsta­niem po­wie­ści. W 1935 roku Tar­jei Ve­saas na­pi­sał dla bo­żo­na­ro­dze­nio­wego nu­meru pi­sma „Spe­idern” opo­wia­da­nie pod ty­tu­łem Rug­de­trekk (Ciągi sło­nek) o sta­rym cie­śli, który zbu­do­wał so­bie dom pod trasą lo­tów to­ko­wych sło­nek. W 1940 roku zaś, kiedy w Ju­vstøyl w Se­tes­dalu pi­sał Nocne czu­wa­nie, rów­nież ob­ser­wo­wał w po­bliżu ciągi tego ptaka.

Przy­miarki do po­wie­ści i ko­lejne wer­sje ty­tu­łów świad­czą o tym, że Tar­jei Ve­saas stop­niowo od­da­lał się od po­staci Nie­dojdy z no­weli i roz­wi­jał wą­tek prze­żyć we­wnętrz­nych Mat­tisa oraz związku z pta­kiem, z któ­rym ten się iden­ty­fi­kuje. Prze­piękne sceny ko­re­spon­do­wa­nia Mat­tisa ze słonką to kwin­te­sen­cja twór­czo­ści po­ety i istoty po­ezji. Można to też uznać za szczy­towy punkt Ve­sa­aso­wej sym­bo­li­stycz­nej od­miany Kün­stler­ro­man.

W bio­gra­fii pióra Olava Ve­sa­asa znaj­duje się frag­ment brud­no­pisu prze­mó­wie­nia, które pi­sarz wy­gło­sił w am­ba­sa­dzie w Lon­dy­nie w 1968 roku z oka­zji wpro­wa­dze­nia na ry­nek an­giel­ski prze­kładu Pta­ków. Tar­jei Ve­saas ujął to wów­czas tak:

Jest to w grun­cie rze­czy książka o tak zwa­nej sy­tu­acji ar­ty­sty w ży­ciu. Ar­ty­sta jest czę­sto bez­rad­nym dziec­kiem, więź­niem ma­rzeń i po­my­słów, co bar­dziej re­ali­stycz­nie na­sta­wieni lu­dzie na­zy­wają ra­czej fan­ta­zjo­wa­niem. Prze­żywa on chwile wznio­słe i mo­menty trudne, cza­sami wszystko wy­daje mu się cha­osem. Dość po­pu­larny jest po­gląd, że pi­sarz to ra­czej ba­ła­ga­niarz . Wo­lał­bym, żeby na po­stać bez­rad­nego Mat­tisa pa­trzono jak na po­etę, który ma na wy­cią­gnię­cie ręki ku­szącą, nie­znaną kra­inę, do któ­rej ni­gdy nie do­ciera. Jedno czy dru­gie po­etyc­kie słowo wy­do­bę­dzie się w nim na po­wierzch­nię i uczyni go na mgnie­nie szczę­śli­wym, unie­ru­chomi i odej­mie mowę, a po­tem za­raz znik­nie (Ve­saas, s. 312).

Nie miej­sce tu na peł­no­wy­mia­rową ana­lizę Pta­ków. Nie na­leży też od­bie­rać Czy­tel­ni­kom sa­tys­fak­cji sa­mo­dziel­nego in­ter­pre­to­wa­nia tek­stu po­wie­ści. Warto jed­nak zwró­cić uwagę na dość skom­pli­ko­waną formę nar­ra­cji, co opi­sał li­te­ra­tu­ro­znawca Frode Her­munds­gård i co zo­stało sto­sun­kowo wier­nie od­dane w tłu­ma­cze­niu. Otóż mo­der­ni­sta i sym­bo­li­sta Ve­saas swo­bod­nie zmie­nia w Pta­kach trzy różne per­spek­tywy spoj­rze­nia na Mat­tisa. Wi­dzimy go od ze­wnątrz, jak wy­gląda w oczach in­nych, od we­wnątrz, gdy opi­sane są jego my­śli i prze­ży­cia, oraz cza­sami bez­po­śred­nio, gdy do­cho­dzi do głosu jego wła­sne wi­dze­nie świata w pierw­szej oso­bie liczby po­je­dyn­czej.

Wielu kry­ty­ków i czy­tel­ni­ków pod­kre­ślało, że od­bie­rają Mat­tisa jak osobę z krwi i ko­ści i mogą się z nim iden­ty­fi­ko­wać.

Tu warto za­cy­to­wać Hal­l­dis Mo­ren Ve­saas, która w swych wspo­mnie­niach o mężu na­pi­sała:

Ze swej strony są­dzę, że ła­two jest też iden­ty­fi­ko­wać się z sio­strą Mat­tisa, Hege – i uwa­żam, że bie­rze się to nie tylko stąd, że za­wsze re­ago­wa­łam na ko­biety w książ­kach Tar­jeia, jakby były one rze­czy­wi­stymi po­sta­ciami, mo­imi sio­strami. We­dług mnie Hege także jest główną bo­ha­terką w książce. Z serca ży­czy się jej – jak sam pi­sarz to uczy­nił – póź­nego szczę­ścia z Jør­ge­nem i ma się na­dzieję, że nie poj­mie ona związku z uto­nię­ciem Mat­tisa – bo je­śli go poj­mie, to ra­czej nie­wiele szczę­ścia czeka ją w przy­szło­ści (Mo­ren Ve­saas, s. 106).

Ma­ria Go­łę­biew­ska-Bi­jak

W opra­co­wa­niu wy­ko­rzy­stano i prze­ło­żono cy­taty z na­stę­pu­ją­cych źró­deł:

Tar­jei Ve­saas, Hu­set og fu­glen. Tek­ster og bil­lete 1919–1969, re­di­gert av Wal­ter Baum­gart­ner.

Hal­l­dis Mo­ren Ve­saas, Båten om da­gen. Minne frå eit sam­liv 1946–1970.

Olav Ves­sas, Løynde land. Ein bok om Tar­jei Ve­saas, s. 305–315.

Frode Her­munds­gård, De­pic­ting sub­jek­ti­vity in the Film Ad­ap­ta­tion of Tar­jei Ve­saas’ No­vel Fu­glane..., za: Gun­nar Iver­sen, https://mon­ta­ges.no/2020/05/ana­ly­sen­fu­glane-2019/.NIE­DOJDA

.

Nie­dojdę za­trzy­mano na środku go­ścińca i za­py­tano, czy mógłby się pod­jąć rą­ba­nia drewna. Sta­nął przed nim wy­soki, bar­czy­sty męż­czy­zna i spoj­rzał mu w oczy.

– Co? – za­py­tał za­sko­czony Nie­dojda. Nie wie­rzył, że do­brze usły­szał. Mie­wał cza­sami szum w uszach. Ale czy ten męż­czy­zna nie po­wie­dział „Mat­tis”?

Tam­ten po­wtó­rzył:

– Po pro­stu za­py­ta­łem, czy mógł­byś pod­jąć się dla mnie ścinki i rą­ba­nia, Mat­tis.

Mat­tis, po­wie­dział. Jak gdyby ni­gdy nic. Jakby tu był ja­kiś inny ro­bot­nik.

Nie­dojda tak się ucie­szył, że zro­biło mu się go­rąco. Szybko jed­nak ukrył w so­bie tę ra­dość, żeby tam­ten nic nie za­uwa­żył. Wie­dział, że ro­bot­nicy nie drżą z ra­do­ści, je­śli do­staną taką ofertę. Od­po­wia­dali po pro­stu tak albo nie, w za­leż­no­ści od tego, jak im pa­so­wało. Tylko że ten mocno zbu­do­wany męż­czy­zna po­wie­dział Mattis. A do wszyst­kich, któ­rzy mó­wili do niego „Mat­tis”, na­tych­miast przy­twier­dzała się jakby gwiazda. Je­żeli się zda­rzyło, że ktoś do niego za­ga­dał, rzadko uży­wał imie­nia. Mat­tis do­brze wie­dział, że mię­dzy ludźmi ni­gdy nie na­zy­wał się ina­czej niż Nie­dojda.

– Tak – od­parł, gdy upo­rząd­ko­wał so­bie to wszystko w gło­wie.

– Mo­żesz to wziąć na sie­bie?

– Tak.

Męż­czy­zna za­py­tał trzy razy. Dla­czego mu­siał to ro­bić?

– To do­brze.

To do­brze, po­wtó­rzyło się jak echo w du­szy oży­wio­nego Nie­dojdy.

– Na­prawdę je­stem aku­rat w po­trze­bie – rzu­cił męż­czy­zna. Po­tem szybko od­chrząk­nął za­kło­po­tany.

– Gdzie to jest? – za­py­tał Nie­dojda, na­wet nie usły­szaw­szy tego, co po­wie­dział męż­czy­zna.

– Mam na my­śli Za­chod­nie Zbo­cza. Tam ro­śnie tyle wy­so­kich brzóz.

– Tak, zga­dza się – przy­tak­nął Nie­dojda, choć wcale nie znał tam­tej oko­licy.

– Wi­dać znasz tam­ten re­jon.

Nie­dojdę prze­peł­niała duma. Męż­czy­zna wciąż jesz­cze tu stał. Stoi na środku drogi i roz­ma­wia ze mną. Ten silny męż­czy­zna, wła­ści­ciel la­sów i zbo­czy. Gdyby po­ja­wiła się tu jesz­cze cała gro­mada lu­dzi i to zo­ba­czyła. Mo­głaby się zbiec cała pa­ra­fia. Przy­da­łoby się im. Choć po praw­dzie to nie nie­dziela. A droga tak pu­sta, jak tylko może być.

Męż­czy­zna jesz­cze stał. Jesz­cze nie skoń­czył. Po­zwo­lił Nie­doj­dzie pła­wić się w tej ła­sce.

Znie­ru­cho­miały Nie­dojda pła­wił się w tej ła­sce i cze­kał.

Działo się to gdzieś w dru­giej po­ło­wie maja. Je­zioro po­ni­żej drogi od dawna było wolne od lodu, od­dy­chało i od nowa żyło. Woda w nim wez­brała. Błę­kit nieba po­ciem­niał. Pach­niało świe­żym li­sto­wiem i zie­mią. Czuło się, że to wszystko jest oso­bliwe. Że być na ziemi to ta­jem­nica.

Ży­cie i praca na roli. Wszy­scy się tru­dzą. Każdy tro­chę za­ra­bia. Tra­fiło się też temu nie­doj­dzie Mat­ti­sowi, za­trzy­mano go na środku drogi i za­pro­po­no­wano cię­cie drzew na opał.

Męż­czy­zna wy­glą­dał na za­do­wo­lo­nego. Zna­lazł drwala do da­le­kich la­sów na Za­chod­nich Zbo­czach. Nic nie wspo­mniał o tym, że Nie­dojda jest ostat­nim z py­ta­nych po tym, jak wszy­scy inni po­wie­dzieli „nie”. Po­dobna myśl prze­mknęła Nie­doj­dzie przez głowę, bo miał złe do­świad­cze­nia, ale od­su­nął ją od sie­bie. Prze­cież tym ra­zem nie musi tak być.

Męż­czy­zna wy­cią­gnął z kie­szeni za­rdze­wiały klucz. Po­dał go Nie­doj­dzie:

– To jest klucz do ko­leby.

Nie­dojda wziął go, nie ru­sza­jąc się z miej­sca.

– Do­brze – po­wie­dział ci­cho.

Był to jakby klucz do wiel­kiego skarbu. Albo do nad­zwy­czaj­nego domu. Za nim szła moc. Nie­dojda przy­jął wraz z klu­czem oznakę wła­dzy i od­po­wie­dzial­no­ści.

Tym­cza­sem męż­czy­zna mó­wił:

– Za długo by trwało, gdy­byś każ­dego dnia pły­nął tam i z po­wro­tem, więc chyba bę­dziesz mu­siał tam za­miesz­kać.

– Do­brze.

– Chyba się nie bo­isz spać sam?

Nie­dojda po­czer­wie­niał, a męż­czy­zna po­czuł lek­kie za­kło­po­ta­nie. Po­wie­dział coś, czego nie po­wi­nien mó­wić, bo prze­cież do­ty­czyło to Nie­dojdy. Zwy­kłego ro­bot­nika nie pyta się, czy się nie boi spać sam w cha­cie po dru­giej stro­nie je­ziora. Męż­czy­zna stra­cił swoją gwiazdę – była taka kru­cha i nie­trwała, że nie ist­niało nic aż tak nie­trwa­łego.

– No do­brze – po­spie­szył ze zmianą te­matu. – To za­czniesz może już ju­tro, je­śli masz czas. Ściąć trzeba tylko wy­so­kie brzozy. Zresztą są ozna­ko­wane, wy­star­czy tym się kie­ro­wać. Po­tem po­tniesz je na zwy­kłą dłu­gość do sprze­daży i uło­żysz w pół­famny. To drewno, które będę sprze­da­wał.

Słowa pły­nęły z ust męż­czy­zny i przy­cią­gały Nie­dojdę. Wie­dział też jakby dla­czego. Słu­chał uważ­nie z klu­czem w ręce.

– W ta­kim ra­zie szczę­śli­wej drogi – za­koń­czył męż­czy­zna.

– Szczę­śli­wej drogi – po­wie­dział Nie­dojda.

Znów był sam na dro­dze.

Nie­dojda szedł do domu. Bar­dzo chciał spo­ty­kać lu­dzi idą­cych mu na­prze­ciw. Za­zwy­czaj tego uni­kał, dziś jed­nak czuł wprost prze­ciwną po­trzebę. Brało się to od owego za­rdze­wia­łego klu­cza, który ści­skał w pię­ści scho­wa­nej w kie­szeni spodni. Dano mu klucz do domu. Miał mieć wła­dzę rzą­dze­nia tym do­mem, otwie­rać go i za­my­kać, kiedy ze­chce. Cie­szył się, a kiedy na ko­goś się na­ty­kał, pa­trzył mu pro­sto w twarz, aż lu­dzie się dzi­wili. Roz­ma­wiano z nim, do­stał za­ro­bek i klucz. Wszystko w ciągu jed­nego dnia. Szara tkań mi­nio­nych dni wi­siała w pa­mięci – od­su­nął ją, zo­sta­wił za sobą. Prze­cież i tak tam przy­na­le­żała. Była jak stara oku­rzona pa­ję­czyna z reszt­kami much. Na tym tle za­wi­sły te­raz gwiazdy. To, co w jego sercu naj­pięk­niej­sze, wy­szło na jaw, tak przy­naj­mniej się wy­da­wało.

Główna droga, którą szedł, pro­wa­dziła przez ba­gno, roz­le­głe, kwa­śne, nie­uprawne ba­gno z wiech­ciami nie­do­szłych świer­ków tu i ów­dzie we mchu. Ma­łych drze­wek, które ni­gdy nie do­ra­stały, je­dy­nie le­d­wie się prze­bi­jały przez ży­cie, po­kryte ciem­nymi po­ro­stami i su­chymi, cien­kimi, po­krę­co­nymi ga­łąz­kami.

Zo­stały tam...

Nie­dojda spoj­rzał na nie z lę­kiem.

W tej sa­mej chwili zbli­żyło się szyb­kim kro­kiem kilku wy­rost­ków. Z książ­kami pod pa­chą. Pew­nie ze szkoły. Albo może z eg­za­mi­nów przed kon­fir­ma­cją na ple­ba­nii. Byli w tym wieku.

Na dzi­siaj skoń­czyli. We­seli, z by­strym wzro­kiem. Na­sta­wieni na hecę. Nie­dojda ich zo­ba­czył i chciał uciec, bo to naj­gor­sze, co go spo­ty­kało. Jed­nak nie było jak umknąć. Na ta­kich nie po­ma­gał na­wet klucz.

Za­uwa­żył ten błysk, który prze­biegł po ich twa­rzach, gdy w po­śpie­chu szu­kali, co by tu spe­cjal­nego po­wie­dzieć Nie­doj­dzie. Nie mieli nic przy­go­to­wa­nego, nic wy­star­cza­jąco nie­zu­ży­tego, chyba żeby coś wpa­dło w ostat­niej chwili...

Może dla­tego, że lśniła ja­sna gwiazda – w każ­dym ra­zie sam nie wie­dział, kiedy wska­zał na ba­gno:

– Pa­trz­cie na nie! – rzu­cił ni stąd, ni zo­wąd.

Wpa­trzyli się zdu­mieni. Strzał, który wła­śnie miał paść z ich edu­ko­wa­nych mó­zgów, nie padł. Nic tam nie wi­dzieli.

Nie­dojda wska­zy­wał pal­cem:

– Pa­trz­cie na nie­do­szłe świerki!

Ode­brało im mowę. Nie­dojda stał przed nimi, ści­ska­jąc w kie­szeni klucz. Ni­ski, su­chy i po­krę­cony, do tego z rzadką bródką jak ciemny po­rost pod szczęką. Ni­gdy się nie zda­rzyło, żeby w pełni po­zbył się tej sfu­sze­ro­wa­nej brody, za­wsze tro­chę jej tam zwi­sało.

Chło­pa­kom krew ude­rzyła do głów i szybko po­szli da­lej. Nie­dojda ru­szył w swoją stronę. Tro­chę sam sobą zdzi­wiony, ale szczę­śliwy. Dawno już nie od­niósł ta­kiego zwy­cię­stwa. Wie­lo­krot­nie prze­ży­wał to wy­da­rze­nie od nowa.

Wy­cią­gną­łem rękę i wska­za­łem pro­sto na drzewa. Chło­paki pew­nie na­wet o tym nie śniły. Pa­trz­cie na nie­do­szłe świerki!, tak im po­wie­dzia­łem. A im się to na­wet nie śniło.

Ści­snął klucz w kie­szeni.

No i ścinka drzew. Jak inni męż­czyźni. Na drewno opa­łowe.

Mam te­raz z czym wra­cać do sio­stry, po­my­ślał i prze­szedł na drugą stronę go­ścińca do ich cha­łupy.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: