Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Reformacja służby wśród dzieci w XXI wieku - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
13 października 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Reformacja służby wśród dzieci w XXI wieku - ebook

Dzieci często podejmują decyzję odejścia od kościoła już między dziesiątym a dwunastym rokiem życia, ponieważ uważają zajęcia szkółki niedzielnej za nudne. W wieku trzynastu lat sądzą, że wiedzą wszystko na temat Biblii i Boga, nie widzą więc sensu uczęszczania do kościoła. Czy wynika to może z faktu, że nie doceniamy ich duchowego potencjału i ograniczamy się do karmienia ich ciągle tymi samymi historiami biblijnymi? Najwyższy czas, żeby Ciało Chrystusa oceniło i zdefiniowało na nowo znaczenie służby wyposażania dzieci i czynienia ich uczniami. Książkę tę powinni przeczytać rodzice, pracownicy służby wśród dzieci oraz wszyscy, którzy pragną, żeby od najmłodszych lat dzieci bardziej doświadczały Ojca i działania Jego mocy. To narzędzie niezwykle pomocne w wyposażaniu następnego pokolenia. Szczególnie cenię sobie przystępność tej książki. Zachęciła mnie ona do podejmowania dalszych wysiłków, by to nowe pokolenie doświadczało więcej Bożej mocy.

Kategoria: Wiara i religia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788377521366
Rozmiar pliku: 3,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

DEDYKACJA

Niniejszą książkę z miłością dedykuję Siostrze Violet Nichols.

Siostra Vi, jak ją nazywaliśmy, kierowała szkółką niedzielną w kościele mojego ojca, gdy wzrastałam. Od piątego do czternastego roku życia traktowałam ją jako mojego mentora. Uważała ona, że moim obowiązkiem, jako córki pastora, jest modlitwa o zbawienie i chrzest w Duchu Świętym dzieci, które przyprowadzała do kościoła. W ten sposób sama stałam się pierwszym „usługującym dzieckiem”, jakie kiedykolwiek znałam. Nie mam pojęcia, z iloma chłopcami i dziewczynkami pomodliłam się przez te lata, będąc pod jej prowadzeniem. Ani Siostra Vi, ani ja nie przypuszczałyśmy, że w tym czasie budowała ona we mnie fundamenty służby, którą zajmuję się dzisiaj. Gdy miałam czternaście lat, Siostra Vi odeszła do Pana, klęcząc przy ołtarzu dorocznej wakacyjnej szkoły biblijnej, jaką prowadziła dla dzieci z sąsiedztwa.PODZIĘKOWANIA

Po raz pierwszy spotkałam się z określeniem „redefining children’s ministry in the 21st century” (tu za zgodą Autorki: „reformacja służby wśród dzieci w XXI wieku”), czytając biuletyn wydany przez Lenny’ego LaGuardię, dyrektora Children’s Equipping Center przy International House of Prayer w Kansas City, Missouri (Centrum Wyposażania Dzieci przy Międzynarodowym Domu Modlitwy). Lektura ta dotknęła mojego serca i wyobraźni. Od tego czasu używam tego określenia, gdyż oddaje ono w pełni to, co noszę w sercu jako wizję dla ciała Chrystusa. Lenny powiedział mi, że używał tego sformułowania od lat. Nic więc dziwnego, że jest on jednym z pionierów w dziedzinie szkolenia dzieci w poruszaniu się w rzeczywistości nadprzyrodzonej. Dziękuję, Lenny, że dla tej książki użyczyłeś mi swojego sformułowania.

Szczere podziękowania kieruję do Tima Carpentera, byłego redaktora wydawnictwa CharismaLife Publishers, Daphne Kirk, autorki Reconnecting the Generations, Esther Ilnisky, założycielki Esther Network i autorki Let the Children Pray, a także moich pastorów, Alana i Carol Kochów z Lee’s Summit, MO, za to, że znaleźli czas, aby przeczytać mój maszynopis i podzielić się ze mną swoimi odczuciami, konstruktywną krytyką oraz sugestiami dotyczącymi poprawek. Ci przyjaciele są wspaniałymi pastorami dzieci i dorosłych, a ich indywidualne spojrzenie okazało się bardzo cennym wkładem w ostateczną wersję książki, którą trzymacie teraz w ręku.PRZEDMOWA

Gdy Becky po raz pierwszy usługiwała w naszym kościele, uczyła nasze dzieci na temat chwały Bożej. Duch Święty poruszał się wśród dzieci w niesamowity sposób. Jedną z manifestacji Jego mocy był złoty pył na ich rękach. Niektóre dzieci wołały do Boga w modlitwie, leżąc na podłodze z twarzą zwróconą ku ziemi przez ponad godzinę po nabożeństwie. W końcu rodzice musieli zbierać swe pociechy z podłogi, aby zabrać je do domu. To właśnie wtedy zobaczyliśmy, że to, o czym nauczała Becky, oraz jej wizja wprowadzenia dzieci w ponadnaturalną Bożą rzeczywistość są czymś prawdziwym. Skończył się czas, w którym głównym sposobem nauczania dzieci o Bogu były kolorowe obrazki. Uwalnianie dzieci do usługiwania to zupełnie nowe dni.

Każdego lata zabieraliśmy nasze dzieci na jeden z najlepszych obozów chrześcijańskich w kraju. Można go było porównać do chrześcijańskiego Disneylandu z przeróżnymi zabawami i atrakcjami. Pewnego roku zawieźliśmy je do Północnej Dakoty na obóz Becky, gdzie Duch Święty był obecny w potężny i głęboki sposób. Powiedzieliśmy dzieciom, że nie możemy uczestniczyć w obu obozach naraz, więc będą musiały wybrać. Wszystkie bez wahania odpowiedziały: „Chcemy jechać do Dakoty Północnej!”. Wybrały Bożą obecność, nie zabawki.

Relację z Becky nawiązaliśmy latem 2003 roku. Od samego początku czuliśmy, że pochodzi to od Boga. Chociaż już wcześniej prowadziliśmy szkolenia i nauczania dla dzieci, gdy Becky przyszła do naszego kościoła, wniosła ze sobą coś szczególnego, co pomogło dzieciom przeskoczyć na zupełnie nowy poziom. Potem szliśmy w naszej służbie dla dzieci tą samą drogą. Przez wiele lat organizowaliśmy wakacyjne szkółki biblijne, ale nic tak bardzo nie poruszyło i nie zmieniło naszych dziewczynek i chłopców jak służba Becky, której fundamentem jest wprowadzenie dzieci w rzeczywistość rzeczy ponadnaturalnych. Ten znaczący wpływ sprawił, że rozpoczęliśmy prowadzenie wstawienniczej grupy modlitewnej dla dzieci w wieku od pięciu do jedenastu lat. Nadal jest to silna grupa. Udało się nam nie tylko ją utrzymać, ale też rozwinąć duchowo. Za każdym razem, kiedy nasze dzieci mają kontakt z Becky i jej wyjątkową posługą, zdają się posuwać głębiej w kwestiach duchowych.

Pewnego razu dzieci zjechały się do naszego kościoła z całego kraju, by uczestniczyć w prowadzonej przez Becky szkole uzdrawiania dla dzieci, podczas której nauczano dzieci o wszystkich aspektach uzdrawiania. Pomimo że nasze dzieci wiedziały już wiele na ten temat, raz jeszcze mogły się wzbić duchowo o kilka poziomów. Ostatniego wieczoru konferencji, gdy dziewczynki i chłopcy modlili się o dorosłych, ludzie doświadczali wielu uzdrowień. Byli zadziwieni, gdyż to właśnie dzieci wypowiadały słowa poznania i modliły się za chorych. Taki był cel. Chcemy pchnąć nasze dzieci wyżej, niż sami jesteśmy. Pragniemy, by to, co dla nas jest sufitem, dla nich stało się podłogą.

Zatem przesłanie tej książki jest autentyczne i jeśli weźmiecie je do serca, nauczycie się, co i w jaki sposób przekazać kolejnemu pokoleniu oraz jak je dalej poprowadzić – a tego potrzebują przecież zarówno nasze rodziny, jak i kościoły. Nasze dzieci potrzebują duchowych matek i ojców, którzy przekażą im to, co dla nich cenne, oraz wychowają kolejne pokolenie. O tym jest ta książka. Wykorzystujemy materiały Kids in Ministry International w naszym kościele w służbie dla młodszych, jak i starszych dzieci i wiemy z doświadczenia, że to działa. Gorąco polecamy przesłanie, jakim Becky dzieli się w Reformacji służby wśród dzieci w XXI wieku, gdyż wiemy, że przemieni ono wasze dzieci i waszą służbę dziecięcą.

Alan i Carol Kochowie

Christ Triumphant Church

Lee’s Summit, MO, USAWPROWADZENIE

Podstawową przesłanką niniejszej książki jest fakt, że w nowożytnym i współczesnym Kościele Jezusa Chrystusa mamy do czynienia z kryzysem w zakresie służby dziecięcej. Wielu, którzy angażują się w pracę z dziećmi, wiedziało o tym już od dawna. Jednak gdy George Barna oraz Barna Group (instytut zajmujący się analizą kultury amerykańskiej, dostarczający zasoby i bazę doświadczalną z myślą o moralnej i duchowej przemianie) opublikowali wyniki swoich badań na ten temat i przekazali je liderom chrześcijańskim, rzuciło to alarmujące światło na całą sytuację. Wzbudzone zostało nowe zainteresowanie tym, jak powinniśmy podchodzić do kwestii usługiwania najmniejszym świętym.

Barna opublikował swoje wyniki w książce zatytułowanej Transforming Children into Spiriltual Champions (Zmienianie dzieci w duchowych zwycięzców). Jeśli jeszcze nie przeczytaliście tej książki, gorąco zachęcam, abyście to uczynili, a następnie przekazali książkę waszemu pastorowi. Jest ona prawdziwym alarmem dla Ciała Chrystusa, dotyczącym naszych dzieci. Przed wydaniem tej książki Barna napisał też inną, pod tytułem Real Teens (Prawdziwe nastolatki). Warto przeczytać także tę pozycję, gdyż pokazuje ona, co się stanie z dziećmi uczonymi według dotychczasowych metod, jeśli w środowisku kościelnym nie nastąpi wkrótce radykalna zmiana strategii działania. Lektura ta pozwala nam również zobaczyć owoc (lub jego brak) tego, co wytworzyliśmy w dzieciach, które przeszły przez drzwi służby dziecięcej w ciągu ostatnich lat. Skłania to do poważnych refleksji.

Jestem zaangażowana w służbę wśród dzieci od 1991 roku. Zaobserwowałam przez własne doświadczenia wiele z tego, o czym pisze Barna, szczególnie gdy pokazuje, jak wielu trzynastolatków nie ma pojęcia, czym jest uwielbienie, nigdy nie odczuło Bożej obecności, a także – według swego przekonania – nigdy nie usłyszało Jego głosu, nawet po przebywaniu pod naszym wpływem przez dwanaście lat. Innymi słowy, dzieci te nigdy prawdziwie nie doświadczyły Boga. Nie powinno nas dziwić, że nie chcą trwać w Kościele czy religii, w której nie ma życia ani relacji ze Stwórcą. Dzieci są spragnione życia ponadnaturalnego, o którego istnieniu im powiedzieliśmy, ale i którego bardzo rzadko (o ile w ogóle) mogły doświadczyć.

Niniejsza książka została opracowana właśnie z tej perspektywy, na postawie moich własnych obserwacji i doświadczeń. Przemyślenia, którymi się dzielę, często nie są mojego autorstwa. Zawsze znajdzie się garstka dziecięcych pastorów, którzy szkolą dzieci, aby chodziły w nadprzyrodzonej mocy Boga. W historii zapisane są przykłady dzieci, które głosiły ewangelię, prorokowały, modliły się, prowadziły przebudzenia i dokonywały innych rzeczy. W szczególności w okresie ostatnich dwudziestu pięciu czy trzydziestu lat wzrasta liczba pastorów dziecięcych, którzy nie tylko wierzą w to, co tu przedstawiam, i nauczają tego, ale także mogliby opowiedzieć o wiele bardziej ekscytujące historie niż moja.

Pośród tych niesamowitych osób, które przetarły szlaki służby wśród dzieci, znajdują się: Helen Beason, Gwen Davis, Mark Harper, Leonie Hibberd, Pete Hohmann, Bobby i Ginger Husseyowie, Esther Ilnisky, Daphne Kirk, Lenny LaGuardia, Jane Mackie, Jeanne Medaras, John Tasch, David Walters i inni znani i nieznani. Jest ich zbyt wielu, by o wszystkich wspomnieć. Podjęli niezmierny wysiłek, by uświadomić środowisku kościelnemu, jak bardzo Bóg pragnie użyć dzieci jako swoich partnerów w posługiwaniu. Mieli oni znaczący wpływ na życie tysięcy dzieci. To na barkach tych pionierów stoję dzisiaj i zajmuję swoje miejsce. Wielu z nich wywarło wpływ również na mnie w tym, co robię, i na przesłanie, którym się dzisiaj dzielę.

Niesamowite, a zarazem frustrujące, zważywszy na wszystko, co uczynili przez tyle lat, jest to, że ich wpływ nie doprowadził do żadnych radykalnych zmian w typowej służbie wśród dzieci na szerszą skalę w Ciele Chrystusa. Nadal pozostają wyjątkami. Z tego właśnie powodu poczułam się zmuszona napisać tę książkę. Jest moją pasją i pragnieniem, by jeszcze za mojego życia te zasady i koncepcje stały się tym, co nazywam głównym nurtem w służbie dziecięcej. Fakt, że dany kościół ma dziecięcą grupę modlitewną, dziecięcy zespół ewangelizacyjny, dziecięcą grupę usługi proroczej, dziecięcy zespół uwielbienia czy dziecięcą służbę uzdrawiania, powinien być tak samo powszechny jak to, że ma szkółkę niedzielną. Nasze dzieci powinny być ćwiczone w chodzeniu w mocy Ducha Świętego już od wczesnych lat. To podstawa spełnionego, pasjonującego chrześcijańskiego życia.

Wywarcie trwalszego i szerszego wpływu niniejszego przesłania w Kościele Chrystusa utrudnia duża rotacja wśród liderów służby dziecięcej w lokalnych kościołach. Gdy jeden lider udaje się na konferencję, dowiaduje się o tej wizji i zaczyna wdrażać nowe pomysły, po niedługim czasie okazuje się, że rezygnuje z powierzonej funkcji, opuszcza kościół i służba zostaje powierzona nowym osobom. A nowi zaczynają wówczas od podstaw; rzadko są odpowiednio przeszkoleni, by kontynuować wizję poprzednich liderów. Może się zdarzyć, że dotrą do tych samych książek, nagrań czy konferencji, z których czerpali inspirację poprzednicy, ale mogą też nigdy z nich nie skorzystać. Zatem, bez konkretnego prowadzenia, odwołują się do metod, które znają z własnego dzieciństwa, czyli tradycyjnej szkółki niedzielnej – a to prowadzi nas do obecnego kryzysu. Zatem próbując wprowadzać znaczące, stałe zmiany w sposobie wychowywania dzieci w naszych chrześcijańskich kręgach, stajemy w miejscu ciągłego zmagania.

To dlatego musimy dotrzeć do wydawców programów nauczania dla dzieci, autorów literatury dziecięcej, producentów materiałów audiowizualnych, twórców programów telewizyjnych, liderów szkół biblijnych, założycieli kościołów, misjonarzy, pastorów, rodziców i każdego, kto ma wpływ na sytuację w Ciele Chrystusa. By wygrać tę walkę, musimy bardziej niż kiedykolwiek stanąć ramię w ramię, łącząc nasze głosy, aby przekaz został usłyszany, gdyż możemy spędzić całe życie, pracując nad czymś indywidualnie, i nie osiągnąć niczego więcej ponad to, co mamy dzisiaj. Lecz jeśli połączymy siły, mamy o wiele większą szansę, że nasz głos zostanie usłyszany i wprowadzimy trwałe zmiany. Wyszukaj w Internecie hasło „palestyńskie dzieci”, aby się przekonać, jak poważnie nasz wróg traktuje szkolenie dzieci w swojej wizji. Nieważne, ile będzie nas to kosztować – jeśli mamy ocalić następne pokolenie, potrzebna jest reformacja, odnowa służby wśród dzieci w XXI wieku.

Becky FischerRozdział 1 Dzieci potrzebują doświadczać Boga

„Nienawidzę szkółki niedzielnej – to straszna nuda!”

Pewnego wieczoru siedziałam spokojnie na podwórku przed moim domem, czytając książkę, gdy nagle usłyszałam poruszenie na końcu segmentu – mój dom był środkowym w potrójnym segmencie. Podniosłam głowę w samą porę, by zobaczyć jedenastoletnią blondynkę, która, chichocząc, przebiegała trawnik sąsiadów i zmierzała w moją stronę. Nie miałam pojęcia, kim jest. Bez ostrzeżenia wbiegła za moje krzesło, uklękła i schowała się pod nie, by nie było jej widać. Nadal chichocząc, powiedziała mi: „Bawimy się w policjantów i złodziei, ja jestem złodziejem. Jeśli koledzy mnie dorwą, wyląduję w pudle”.

Z radością potowarzyszyłam jej chwilę, stojąc na czatach, podczas gdy jej koledzy wyłaniali się jeden po drugim zza rogu, zapewne w poszukiwaniu „złodzieja”. Na moment zniknęli, gdy skończyłam jej relacjonować całą sytuację. Spędziłyśmy ze sobą trzy, może cztery minuty, gdy nagle po krótkiej przerwie w rozmowie krzyknęła: „Dziś byłam na szkółce niedzielnej. Nienawidzę jej! To straszna nuda!”.

Ta zupełnie obca mi dziewczynka wprawiła mnie w zdumienie. Zaczęłam się zastanawiać, skąd ten nagły komentarz w samym środku zabawy w policjantów i złodziei. Była szczera do bólu i najwyraźniej ta sprawa zaprzątała jej umysł. Czułam, że Duch Święty zaaranżował to spotkanie, by pokazać mi dokładniej coś, nad czym rozmyślałam od pewnego czasu. Wiele dzieci miało podobne odczucia co do programów szkółek niedzielnych, z którymi się zetknęły.

Bardzo ostrożnie wypytałam ją o kościół, do którego chodzi, a ona wymieniła mi nazwę jednej z największych charyzmatycznych wspólnot w naszym mieście. Znałam to miejsce, ale tylko trochę byłam zaznajomiona z wykorzystywanym tam programem przeznaczonym dla dzieci. Prawdą było jednak, że – z nielicznymi wyjątkami – zdanie, które wymówiła dziewczynka, pasowałoby do większości kościołów naszego miasta. Dlaczego? Ponieważ szkółki niedzielne i służba wśród dzieci prowadzone tak jak w większości przypadków są rzeczywiście duchowo „nudne” pomimo lepszych programów i metod nauczania, doskonalszych technologii, większych budżetów i ciekawszych rozrywek niż kiedykolwiek wcześniej. Nadal czegoś brakuje.

Dlaczego nie jesteśmy w stanie znacząco oddziaływać na nasze dzieci i zatrzymać ich jako aktywnych członków Ciała Chrystusa mimo sposobności wpływania na nie podczas ich najbardziej wrażliwych lat? Najwyraźniej nie wywołujemy najlepszego wrażenia.

Dzień Szkółki Niedzielnej

Niedługo po incydencie z dziewczynką z sąsiedztwa otrzymałam telefon od żony pewnego pastora prowadzącego kościół w innym stanie. Zaczęła opowiadać o mężczyźnie prowadzącym u nich szkółkę niedzielną, a potem zapytała mnie, czy mogłabym gościnnie nauczać w trakcie ich Dnia Szkółki Niedzielnej. Jego celem miało być uświadomienie dzieciom, jak ważne jest uczęszczanie na szkółkę.

– Nie mów, niech zgadnę – przerwałam jej. – Ciężko wam zachęcić dzieciaki, by regularnie przychodziły na spotkania?

– Zgadza się – przyznała i opowiedziała mi o tym, jak zniechęcony był przez to ich nauczyciel. – Mamy nadzieję, że jeśli zorganizujemy specjalny dzień, dzieci zdadzą sobie sprawę, jak ważna jest szkółka, i zmotywuje je to do regularnego przychodzenia.

– Mogę przyjechać, oczywiście – odpowiedziałam. – Ale nie jestem pewna, czy to coś pomoże. Mogę przywieźć swoje najbardziej inspirujące wykłady i najciekawsze lekcje. Możemy przeżyć wielkie poruszenie Boże. Mogę im powiedzieć, jak ważne to jest dla Kościoła. Ale co będzie, kiedy wyjadę? Wasi pracownicy wrócą do prowadzenia lekcji swoimi sposobami, które dla dzieciaków są nudne.

Nie chciałam być niegrzeczna. Jedyne, czego pragnęłam, to zwrócić uwagę na poważny problem. Prawdą jest, że wiele kościołów znajduje się w podobnej sytuacji. Dlaczego tak się dzieje? Głęboko wierzę, że kościoły robią wszystko, co w ich mocy, by zaspokoić potrzeby i pragnienia dzieci związane z posługą. Większość szkół biblijnych oferuje kursy na temat posługi wśród dzieci, a niektóre z nich nadają nawet stopnie naukowe w tej dziedzinie, by wyszkolić ludzi do pracy z dziećmi. W całym kraju organizowane są fantastyczne konferencje, na których posługujący wśród dzieci mogą otrzymać najlepsze kwalifikacje i wyposażenie.

Kilkadziesiąt lat temu produkty chrześcijańskie były dużo gorszej jakości niż to, co oferował ten świat, zdążyło się to jednak radykalnie zmienić. Mamy teraz najlepsze filmy wideo, kasety z muzyką, płyty CD, DVD, książki i jedne z najbardziej kreatywnych programów szkolnych oraz wakacyjnych kursów biblijnych, jakie istniały w historii chrześcijaństwa. Jednak niezależnie od tego, o ile nasze programy są lepsze i bardziej atrakcyjne, część kościołów wciąż nie dotarła do sedna sprawy. Nie chodzi o to, by stworzyć jak najlepszą „łapkę na myszy” poprzez wyposażenie, programy, udogodnienia, dobrych nauczycieli, obsługę na pełen etat czy dni szkółki niedzielnej. To wszystko jest wspaniałe i jesteśmy za to wdzięczni, ale potrzebujemy głębszego rozwiązania, by naprawić istniejący problem.

Co jest prawdziwym problemem?

Jest bardzo przykre, gdy dzieci uważają szkółkę niedzielną za nudną pomimo naszej ciężkiej pracy, ale prawdziwą tragedią są skutki takiej sytuacji. Wyniki ostatnich badań opublikowane przez Barna Group pokazują, że liczba dzieci uczęszczających do kościoła kurczy się dramatycznie, kiedy osiągną wiek pomiędzy trzynastym a siedemnastym rokiem życia, zaś grupa tych, którzy „zabierają Jezusa ze sobą” po ukończeniu szkoły średniej, jest alarmująco mała. Jedne z badań szacują, że mniej niż jeden na trzech nastolatków planuje chodzenie do kościoła po wyprowadzeniu się z domu. Oznacza to, że prawie 70% dzieci, które wychowaliśmy, nie zamierza w dorosłości chodzić do kościoła. Może to mieć przerażający wpływ na przyszłość naszych kościołów, jak również na stan chrześcijaństwa jako życiodajnego czynnika oddziałującego na kulturę, nie wspominając już o tym, co stanie się z życiem tych młodych ludzi pozbawionych trwałego udziału chrześcijaństwa. Ci z nas, którzy są pod wpływem życia kościelnego od dłuższego czasu, nie potrzebują wyników badań, by to stwierdzić. Oglądamy to zjawisko od lat. Badania pozwoliły jedynie określić statystycznie to, czego od dawna doświadczamy i o czym wiemy, będąc świadkami masowego exodusu nastolatków z kościoła.

Musimy zadać sobie pytanie: Co jest ważniejsze dla naszych dzieci – wiedzieć, ilu kamieni użył Dawid, by zabić Goliata, czy znać głos Pana w osobistym życiu?

Nie są pod wrażeniem

Podczas gdy na innych kontynentach, takich jak Afryka, Ameryka Południowa czy Azja, obserwujemy znaczny wzrost Kościoła poprzez masowe nawrócenia, sytuacja na Zachodzie, a zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, jest zupełnie odwrotna. Skoro tak, powinniśmy się zająć przede wszystkim wychowaniem naszego własnego potomstwa i trzymaniem go w „zagrodzie”. Musimy zadać sobie pytanie, dlaczego nie umiemy wywrzeć znaczącego wpływu na własne dzieci i utrzymać ich jako aktywnych członków Ciała Chrystusa, mając możliwość kształtowania ich w najbardziej wpływowych latach życia. Najwyraźniej nie robimy zbyt wielu rzeczy, które „wywierają wrażenie”. Świetnie pamiętam dni, w których katolicy dumnie twierdzili: „Dajcie nam wychować dziecko do siódmego roku życia, a będzie nasze na zawsze!”. Co oni takiego wiedzieli, czego my nie wiemy?

Inne wyniki opublikowane przez Barna Group pokazują, że dwoje na troje dzieci w wieku trzynastu lat wciąż nie zna Jezusa jako swojego Zbawiciela, większość z nich nie wie, czym jest uwielbienie, a tylko troje na dziesięcioro dzieci to w pełni oddani chrześcijanie. Mogę dodać do tego moje osobiste spostrzeżenia z podróży po świecie i po Stanach Zjednoczonych. Gdziekolwiek jestem, zadaję pytania i proszę o podnoszenie rąk. Tylko niewielki odsetek naszych dzieci jest ochrzczony w Duchu Świętym, mówi językami, słyszał kiedykolwiek głos Boży, wie, co oznacza prowadzenie Ducha Świętego oraz jest świadomy obecności Bożej na nabożeństwach czy w jakimkolwiek innym miejscu. Innymi słowy, niezależnie od wyznania, dzieci nie mają trwałej, intymnej i aktywnej relacji z żyjącym Bogiem na żadnym z poziomów po dwunastu latach prowadzenia w kościołach. Co jest nie tak? Musimy zadać sobie pytanie: Co jest ważniejsze dla naszych dzieci – wiedzieć, ilu kamieni użył Dawid, by zabić Goliata, czy znać głos Pana w osobistym życiu?

Potrzeba zmiany w posłudze wśród młodzieży

W pewnym artykule w czasopiśmie Ministries Today Magazine autorstwa Barry’ego St. Claira, założyciela i prezesa Reach Out Youth Solutions, czytamy: „Eksperymentowanie w służbie młodzieżowej zawiodło. Większość naszych wysiłków można przyrównać do orania betonu. Orzemy przy użyciu najlepszych technik i najwyższej klasy technologii. Po drodze wytwarzamy mnóstwo iskier i hałasu. A potem ze zdziwieniem oglądamy brak plonów. Jeżeli chcemy, by Kościół przetrwał, musimy przemyśleć to, co robimy w naszej posłudze. Jak sugerował nieżyjący już znawca młodzieży, Mike Yaconelli, jeśli chcemy, by młodzi ludzie mieli trwałą wiarę, musimy całkowicie zmienić sposób usługiwania wśród młodzieży w Ameryce”.

Pomimo że komentarze te dotyczą w szczególności służby młodzieżowej, zwróćmy uwagę na ich logiczną konkluzję. Musimy zdać sobie sprawę, że porażka nie zaczyna się, gdy członkowie Kościoła stają się nastolatkami. Zwróćmy uwagę, że fundamenty wiary kształtują się w ciągu pierwszych pięciu lat życia dziecka i wszystko, czego się ono później uczy, jest już przyswajane przez filtr tego, w co wierzy. Esther Ilnisky pisze: „ Jakie podejście i skojarzenia związane z Kościołem, jego przywódcami i Bogiem rozwiną się w dziecku, dopóki jest ono małe, takie będą mu towarzyszyć do końca życia”.

Dzieci nie mają poważnej dyscypliny

Jedną z najsmutniejszych pomyłek, jakie popełniamy jako wierzący, jest zakładanie, że dzieci nie potrafią zrozumieć głębokich prawd zawartych w Słowie Bożym i działać zgodnie z nimi. W konsekwencji nigdy nie zostają dobrze wykształcone czy poddane właściwej chrześcijańskiej dyscyplinie, ale przez dwanaście lat są tylko głaskane rozrywkowymi historyjkami biblijnymi przy użyciu najnowszych technologii. Błędnie założyliśmy, że to jedyny sposób na utrzymanie ich uwagi. Najwcześniejszy wiek, w którym według naszej opinii dziecko może w inteligentny i głęboki sposób funkcjonować jako osoba wierząca oraz zacząć zmieniać świat, to wiek kilkunastu lat.

Jeśli nie zdobędziemy serc naszych dzieci, dopóki nie ukończą one jedenastego czy dwunastego roku życia, z dużym prawdopodobieństwem stracimy je w ciągu kilku lat.

Kościół jako całość w dużym stopniu nie docenił duchowego potencjału swoich dzieci, patrzył bowiem na nie według ciała, a nie według Ducha. Trudno nam sobie wyobrazić wiercące się i piszczące dzieci jako wojowników i proroków, póki jeszcze nimi nie są. Zdecydowanie widzimy potencjał tego, „kim będą, gdy dorosną”. Ale jako dzieci? To zupełnie inna sprawa. Potrzebujemy objawienia, że jeśli będziemy czekać na odpowiedni wiek, by potraktować dzieci poważnie jako uczniów Chrystusa, będzie już za późno.

Jak sprawić, by Chrystus coś znaczył dla dzieci

Jasne jest, że Kościół, jaki znamy, i chrześcijaństwo, w którym żyjemy, a także Bóg, jakiego przedstawiamy, wydaje się niewiele znaczyć dla tego pokolenia, które dorasta do wieku nastoletniego i dojrzewa. Jezus najwyraźniej należy do tej samej kategorii co Święty Mikołaj, króliczek wielkanocny i Wróżka Zębuszka, a to dlatego, że rzadko jest rzeczywisty w życiu dzieci. Ich opinia kształtuje się pod wpływem tego, co słyszą co tydzień w szkółce niedzielnej. W wielu przypadkach Jezus jest dla nich osobą z opowiadań, a nie kimś, kogo znałyby osobiście. Dlaczego? Bo nigdy nie odczuwały Jego obecności, nie słyszały Jego głosu ani nie doświadczyły Jego cudu czy uzdrowienia; w wielu przypadkach widziały zbyt dużo modlitw bez odpowiedzi. A o co tak naprawdę chodzi w chrześcijaństwie – o dobre historie biblijne czy o osobistą relację z żyjącym Bogiem?

Jeśli nie zdobędziemy serc naszych dzieci, dopóki nie ukończą one jedenastego czy dwunastego roku życia, z dużym prawdopodobieństwem stracimy je w ciągu kilku lat. Nie możemy za to winić burzliwego okresu dojrzewania. Problem zaczyna się dużo wcześniej, w podejściu do służby wśród dzieci, pozbawionej życia i trwałej mocy, która podtrzymywałaby naszych podopiecznych, gdy będą dorastać, niezależnie od tego, czy zajmą się pracą zawodową czy rozrywką.

Co jest nie tak?

Młodzi ludzie mogą uczęszczać do kościoła przez jakiś czas, dopóki rodzice tego wymagają, ale już w wieku dziesięciu czy jedenastu lat potrafią podjąć decyzję, że kościół nie jest dla nich. Jako przykład weźmy moją małą sąsiadkę bawiącą się w policjantów i złodziei na podwórku. Patrząc na nią jako na młodszą nastolatkę, wiem, że nie chce ona mieć zbyt wiele wspólnego z kościołem. Nie podjęła tej decyzji, idąc do gimnazjum czy liceum. Podjęła ją dużo wcześniej, gdy łatwo było jeszcze do niej dotrzeć, a szkółka niedzielna była nudna. Co jest nie tak z programami dla dzieci? Każdy wydawca programów szkółek niedzielnych natrudził się, by były one jak najnowocześniejsze, a materiały jak najciekawsze i odpowiadające obecnym stylom nauczania.

Być może tutaj leży sedno problemu. Jednym z najczęstszych powodów, dla których ludzie nie są gotowi angażować się w jakąkolwiek służbę dla dzieci, jest to, że nie chcą stracić poruszenia Bożego na spotkaniach dla dorosłych! Pastor główny mówi najczęściej do pastora dzieci: „Tak organizuj swoje zajęcia, żebyś był raz w miesiącu na ogólnym nabożeństwie. Ty też musisz się karmić”.

Stworzenie pewnego rodzaju duchowego środowiska, w którym dzieci mogłyby doświadczać Boga, a nie tylko uczyć się o Nim, to czynnik niezbędny, by zmienić ich podejście do Kościoła.

Stwierdzenia przynoszące objawienie

Oto fascynujące, obnażające prawdę stwierdzenia dotyczące stanu naszej szkółki niedzielnej i programów kościelnych dla dzieci. Przyznajemy po pierwsze, że nie ma w tych programach obecności ani poruszenia Bożego, a po drugie, że dzieci nie są karmione duchowo. Stworzenie pewnego rodzaju duchowego środowiska, w którym dzieci mogłyby doświadczać Boga, a nie tylko uczyć się o Nim, to czynnik niezbędny, by zmienić ich podejście do Kościoła. Jeśli my, dorośli, pragniemy i łakniemy obecności Bożej, czy nie jest sensowne przyjąć, że nasze dzieci również jej pragną?

Reality show a chrześcijańska rzeczywistość

Dorośli nie lubią uczęszczać na suche duchowo, nudne nabożeństwa. Gdy tylko odkryją alternatywę, w większości przypadków nie da się ich z powrotem zaprowadzić do dawnego kościoła. Dzieci nie są inne. Też chcą doświadczać Bożej realności. Pragną spotkania z Duchem Świętym, choć nie zawsze wiedzą, jak nam to przekazać słowami.

„Suche i nudne” ma w zasadzie niewiele wspólnego z tym, czy dysponujemy najnowszymi technologiami i najświeższymi materiałami do nauki czy też nie. Ma za to wiele wspólnego z obecnością Jezusa Chrystusa w klasie. Możemy mieć pusty pokój bez wyposażenia, a jednocześnie głębokie nabożeństwa, jeżeli nauczymy się prowadzić dzieci przed Boży tron. Zbyt często my, jako przywódcy kościelni, myliliśmy się, wykorzystując najnowsze technologie podczas naszych nabożeństw i myśląc, że to właśnie dzięki nim dzieci poczują duchową inspirację. Nie ma nic złego w używaniu narzędzi, które mogą usprawnić i uatrakcyjnić nasze nabożeństwa. Sama często korzystam z nich w swojej posłudze, ale nie mogą się one stać substytutem obecności Ducha Świętego.

Wiele słyszymy w dzisiejszych czasach o reality show. Są to programy kręcone na żywo, bez prób, ze zwykłymi ludźmi w miejsce opłacanych aktorów. Ludzie ci prześcigają się w robieniu rzeczy dziwacznych, ryzykownych, pełnych wyzwań, a czasem wręcz szkaradnych, by wygrać ogromne nagrody. Może to być duża suma pieniędzy, potencjalny partner, wysoka pensja, prestiżowa praca itd. Ponieważ nagroda jest atrakcyjna, uczestnicy gotowi są zrobić niemal wszystko, by ją zdobyć. W tego typu programach widzimy każdą sytuację tak, jak ma ona miejsce naprawdę. Może to być rzeczywiście ekscytujące i zajmujące, widzowie wiedzą bowiem, że wydarzenia są autentyczne i że nie oglądają aktorów, którym zapłacono, by wystawili wiarygodne przedstawienie. Widzowie mogą się z programem utożsamiać, bo jest prawdziwy.

Dzieci są głodne prawdziwego Boga

Dzieci są spragnione prawdziwego Kościoła i chrześcijaństwa. Chcą tego, co rzeczywiste. Chcą naprawdę odczuwać obecność Boga. Chcą naprawdę słyszeć Jego głos. Chcą naprawdę doświadczać Jego mocy. Szczerze mówiąc, takie rzeczy rzadko zdarzają się na przeciętnych cotygodniowych spotkaniach dla dzieci w naszych kościołach. Jeżeli zaś dzieci nie doświadczą Boga w naszej posłudze, gdzie mają Go szukać i jak mają być duchowo zaspokojone bez tego doświadczenia? Od czasu do czasu przeżywają Boże poruszenie na obozach kościelnych, ale zdarzenie mające miejsce raz do roku nie podtrzyma ich na ich chrześcijańskiej drodze bardziej, niż podtrzymałoby dorosłych.

Jako przywódcom Kościoła często z trudem przychodzi nam znaleźć i utrzymać dobry zespół nauczycieli i posługujących wśród dzieci. Czy nie jest to jeden z powodów? Jeżeli nie odczuwamy Bożej obecności na nabożeństwach dla naszych dzieci, nie chcemy tam bywać. Uznajemy to za stratę czasu. Dlaczego więc dzieci mają czuć się inaczej?

Duchowy głód i jego świadomość wzrastają w naszej kulturze i wpływają na dzieci tak samo jak na dorosłych. Musimy dzieciom dać autentyczne doświadczenie Boga.

Adekwatność w odniesieniu do rozwoju kultury

Ktoś powiedział, że nasze przesłanie się nie zmienia, ale metody muszą być adekwatne do rozwoju kultury. Cudownie jest mieć do dyspozycji tak wspaniałe środki, że można konkurować z tym, co oferuje ten świat. Samo używanie muzycznych nagrań na płytach DVD czy prezentacji Powet Point to nie wszystko. Dzisiejsze pokolenie myśli inaczej niż poprzednie. Mimo jednak wysokiego poziomu technologicznego w naszym środowisku społeczeństwo, w którym żyjemy, szuka wszelkiego rodzaju mistycznych czy duchowych doświadczeń, które może znaleźć wszędzie – od New Age, poprzez religie wschodu, aż do satanizmu.

Z powodu rozluźnienia przepisów imigracyjnych Stany Zjednoczone są najbardziej zróżnicowanym religijnie krajem na ziemi. Nie możemy już dłużej zakładać, że każde dziecko pochodzi z takiego samego judeochrześcijańskiego środowiska i ma takie same ramy światopoglądowe, w jakich my się wychowaliśmy w XX wieku. Dla nich prawda jest relatywna. W wyniku tego powstało pokolenie, które za nic złego uważa mieszanie odrobinki chrześcijaństwa z okruchem buddyzmu, ździebełkiem islamu i szczyptą religii wicca. Ludzie tego pokolenia nie widzą w tym żadnego konfliktu, ponieważ dla nich wiara i moc oparte są na tym, czego doświadczają, a niekoniecznie na prawidłowej doktrynie. Innymi słowy, jeżeli ktoś ma głębokie doświadczenie w religii wschodniej, doświadczenie to uwiarygodnia tę religię niezależnie od tego, czy u jej fundamentów leży prawda czy też nie.

Harry Potter bardziej rzeczywisty niż Jezus?

Mówiąc dosadniej, jeżeli dziecko zajmuje się Harrym Potterem i doświadcza przeżyć duchowych, to niezależnie od tego, czy jest to dobre czy nie, zyskuje to dla niego większą wartość niż szkółka niedzielna, w której nie odczuwa mocy żadnego rodzaju. Dzieci są głodne tego, co ponadnaturalne, i nie zdobędą właściwego rozeznania co do tego, które nadprzyrodzone doświadczenie jest dobre i bezpieczne, a które nie, jeśli nie zostaną tego nauczone. Wszystko, co ponadnaturalne, jest dla nich rzeczywiste. Jak ćma do światła ciągną do tego, co duchowe. Jedna wizyta w szkolnej bibliotece albo rzut oka na dział komiksów w supermarkecie czy najbliższej księgarni pozwoli nam usłyszeć ich krzyk głodu duchów, chochlików, czarów i innych haczyków okultyzmu – ciemnej strony tego, co ponadnaturalne. Duchowy głód i jego świadomość wzrastają w naszej kulturze i wpływają na dzieci tak samo jak na dorosłych. Musimy dzieciom dać autentyczne doświadczenie Boga. Logiczne jest, że powinno się to dziać w lokalnym kościele.

Dzieci potrzebują osobistych przeżyć z Bogiem

Niedawno dostałam pewną gazetkę od bardzo znanego chrześcijańskiego przywódcy, który jest jednocześnie autorem wielu bestsellerów. Gdybym wymieniła nazwisko, na pewno byście je skojarzyli, gdyż jest on bardzo znaczącą osobą dla Ciała Chrystusa od wielu lat. Jest również dziadkiem. Cała gazetka wyrażała smutek nad jego wnukami, z których większość była narodzona na nowo, a niektórzy byli napełnieni Duchem Świętym. Autor wyrażał zaniepokojenie brakiem duchowego głodu i zainteresowania, które widział w tych dzieciach, kiedy dorastały w kościele. Mimo że ich rodzice służyli Bogu, a ich kościoły były silne, nie wydawało się to wywierać żadnego wpływu na dzieci. Po długim poszukiwaniu doszedł do wniosku, że nie przeżyły one nigdy znaczącego osobistego doświadczenia nadprzyrodzonego Boga.

To typowa sytuacja. Dlaczego nasze dzieci regularnie nie doświadczają niczego znaczącego w Duchu Świętym? Przez lata przychodzą co niedzielę do kościoła. My, dorośli, zawsze mamy swoje doświadczenia i szukamy ich coraz bardziej. Możliwe, że kościół, który prowadzi ten człowiek, jest pozbawiony życia, ale mocno w to wątpię. Skłaniałabym się raczej ku temu, że dorośli w kościele stwierdziliby, iż regularnie doświadczają Boga.

Oto moje pierwsze pytania: Jak wygląda ich służba wśród dzieci? Czy dwunastolatki są wciąż na lekkostrawnej diecie opowiadań o Mojżeszu przechodzącym przez Morze Czerwone oraz Jonaszu i wielkiej rybie, a owoce Ducha są w nich rozwinięte na takim samym poziomie jak w wieku lat czterech? Czy dzieci kiedykolwiek słyszały nauczanie o chwale Bożej, czy zabrano je do Miejsca Najświętszego poprzez uwielbienie, uczono o mocy krwi Jezusa i o tym, jak słuchać głosu Pasterza? Czy wiedzą na podstawie własnego doświadczenia, że On jest rzeczywisty nie tylko dla osób powyżej dwudziestego pierwszego roku życia?

Podsumowanie

W Kościele funkcjonuje wiele dziwnych wyobrażeń na temat tego, co nasze dzieci mogą duchowo przyjąć i co może im się spodobać. Nasze dzieci to ofiary złapane w pułapkę starego bukłaka naszych wyrobionych z góry sądów na temat tego, czego mogą doświadczyć jako istoty duchowe. Obładowanie najnowszymi osiągnięciami techniki to tylko jeden z aspektów dostosowania się do kultury. Niezależnie od tego, jak wyglądają nabożeństwa dla naszych dzieci, szkółka niedzielna, kościół dziecięcy czy jakakolwiek inna służba, musimy wysilić się, by zobaczyć, że Bóg jest namacalnie obecny na każdym spotkaniu naszych dzieci. Robimy to, wyznaczając konkretny czas uwielbienia, w którym delikatnie oswajamy dzieci z Bożą obecnością i zabieramy je do Sali Tronowej. Robimy to, gdy wydzielamy na spotkaniach cichy czas i wsłuchujemy się w Jego głos, a następnie dzielimy się ze sobą nawzajem tym, co usłyszeliśmy. Robimy to, gdy organizujemy czas przy starodawnym ołtarzu i zachęcamy dzieci, by szukały Bożego oblicza. Gdy damy im przykład, pójdą za nim. Tak postępując, uczynimy pierwszy krok ku zrozumieniu na nowo służby wśród dzieci w XXI wieku.

Zacznij działać

1. Jak według ciebie czują się dzieci, wśród których usługujesz? Czy powiedziałyby ci, że szkółka jest ekscytująca czy nudna? Dlaczego?

......................................

......................................

......................................
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: