Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Respha. Opowieści - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 marca 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Respha. Opowieści - ebook

Feliks Brodowski (1864-1934) – pisarz, krytyk literacki, publicysta i nowelista okresu Młodej Polski. Twórczość literacka Brodowskiego podejmowała tematy znane pisarzowi z doświadczenia; z naturalistyczną dokładnością opisywała środowiska ludzi bezdomnych, prostytutek, alkoholików, przestępców i ludzi wyrzuconych na bruk. Niniejszy zbiorek zawiera opowiadania: „Respha, z tematów biblijnych”. „Pieśń.” „Opowieść druga”. „Szklany dzwon”. „O zmierzchu”. „W piwnicy”. „Złuda i rzeczywistość”. Moja biografia”. Żona lewity”. „Na grani. Epilog”.

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7639-227-1
Rozmiar pliku: 210 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

RESPHA

Z tematów biblijnych.

I.

Pod niebem przepojonem jasnością poranka, śród pieściwych czarów wiosny szło dwu wędrowców. Na nagich do kolan nogach ich osiadła ciem na sadź, pyłu nie z jednej drogi zebranego. Obaj w pasterskiej odzieży, z kijmi grubemi w dłoniach i sum kami u boku szli zwolna, dobrze już umęczeni.

Jeden z nich był tęgim młodzieńcem za całą krasę mającym świeżość policzków i jędrność mięśni. Drugi, nieco starszy, był uderzająco piękny. Oracze w polach, winiarze w winnicach przystawali i dłonią od słońca oczy osłaniając długo patrzali za nim z uśmiechem zadowolenia, z jakim każdy człowiek ogląda jakiś niezwykły kwiat, gdzieś raz na lat sto rozkwitający. Z umiłowaniem nasadzić go musiała dłoń boska.

Nad prostem, miernie wydłużonem czołem wiły się czarne kędziory. Nos nieznacznie zgięty; niewielkie nozdrza, lekko rozdymające się gdy drażnił je mocny poranny aromat ziół; usta drobne; oko duże o ciemnej siatkówce i czystej głębi wejrzenia – wszystko zniewalało w tej twarzy harmonją i czarem wyrazu. Jak cyprys smukły, miał w ruchach umiar siły spokojnej, prawie niewidocznej w wdzięku i zgrabności jeleniej.

Przeszli okryte pachnącemi ziołami stoki gór Efraim, minęli ziemię Salisa i świeżą zielonością przybrane, umyte rosą winnice; po chłodnych, zagajonych dębami ścieżynach zapuścili się w doliny Salima.

Piękny wędrowiec chciwie pił okiem czar krajobrazu rozrzuconego śród przezroczy powietrza niezmącenie przejrzystego do najdalszych obrzeżyn widnokręgu. Towarzysz jego natomiast frasobliwie i pilnie poglądał dokoło po wzgórzach i polach.

Wreszcie pod cienistemi stropami cisów Jemini, rozpościerającemi nad głową nawisłe zwoje delikatnych zielonych koronek z igliwia – przystanęli ocierając uznojone czoła.

– Za dalekośmy odeszli – rzekł młodszy – i za długo bawim. Ojciec wasz bardziej o was, niż o zgubę swoją frasować się będzie. Oślice pognały może gdzie na południe i w jakiej zapadlinie skalnej, w chłodzie się kryją, nocą na trawę wychodząc. A może rozprawił się z niemi lew lub lampart z pustyni!

– Cóż zatem? Wracamy? – rzekł starszy. Nie żałuję żeśmy przebiegli tyle drogi. Cudny ranek, przecudne strony.

– My tuż granicy ziemi Suf – począł znów pierwszy, rozglądając się. Więc nadłóżmy jeszcze nieco drogi i wejdźmy do miasta. Tam jest mąż boży, który może powie nam o zgubie.

– Ale mężowie boży nie żywią się manną i nie chcą darmo proroczyć, a w mojej sumce nie widzę ani okruszyny chleba.

– Patrzcie, tom ja bogatszy bo i kęs mi został tyli, co wróblowi dwa razy dziobnąć, a nadto znalazłem czwartą część sykla srebrnego. Tem się zadowolić musi mąż boży; dodamy mu dobre życzenia gdy powie nam gdzie oślice.

I poszli rzeźko drogą ku wzgórzu i miastu w gaje oliwkowe wtulonemu.

... A szło ich teraz – troje, bo za niemi z jakiejś otchłani, może na granicy ziemi Suf naraz wypełzłe, cichą kradło się stopą – Nieszczęście, okiem niemigającem w dal dni przyszłych zapatrzone.

W stępując na wzgórze napotkali gromadę dziewcząt z świegotem jaskółek biegnących po wodę. Zapytane czy jest teraz w mieście starzec widzący, zakrzykły:

– Jest. Dziś lud na górze ofiary sprawuje, a on je błogosławić będzie. Wnijdźcie do miasta, znajdziecie go nim pójdzie na górę.

Weszli do miasta i starca napotkanego w bramie zapytali, gdzie jest dom widzącego.

– Jam jest widzący, rzekł.

Człowiek który mówił o syklu srebrnym pomyślał w chwili tej, że nawet czaszy złotej i złota pełnej nie śmiałby w zapłacie mężowi temu ofiarować. W brózdach jego twarzy, w fałdach ku ustom spływającym osiadła cierpka wzgardliwość, oczy zaś, czernią jakby przypalonych powiek okolone i głęboko zapadłe, patrzyły z pod chmurnie zwisłych brwi wzrokiem, który wchodził w dusze jak w bramy otwarte. On widział, siebie przejrzeć nie dając, i stał przed nimi jak stanie czasem na niebie chmura ciężka, mrokiem wydęta, o wzdętych płowych brzegach... To był ostatni z sędziów Izraela, Samuel.

Krył w sobie nawałnice.

Jeszcze tej nocy, do pierwszych rozbłysków dnia, zmagał się z sobą. W starczej piersi biły pioruny gniewu, łoskotały wzburzone fale żalów po gruzach jego nadziei, przeciągle wyły wichry ciężkich obaw i trosk o losy ludu. Trwał lud uparcie w tem by dano mu króla. Dosyć sędziów. Takich jak Samuel mało, skoro właśni jego synowie, którym spodziewał się godność swą w dziedzictwie przekazać – już przekupni. – W trosce o wolności ludu by jedynowładzca nogą ich nie przydeptał, przestrzegał Samuel, że król poczyni sobie niewolniki, synów ludu pobierze za jezdnych, oraczy ról swoich i żeńców swego żniwa, córki za służebne i dziesięcinami nękać będzie.

– Nic to wszystko – byle był nieustraszony i miał lwią dla wrogów paszczękę, byle imię jego echem łoskocząc śród skał, wzbudzało strach w Filistynach. Niech taki będzie – a my mu już damy i syny nasze za jezdnych i oraczy, i córki by mu wonne rzeczy gotowały, i co najlepsze z naszych winnic i oliwnie – odpowiadano mu.

Wzburzyły się w nim wnętrzności od gniewu i szedł po radę do Boga. A Bóg Samuelowy był dziwnie do niego sam ego podobny, jakby się wysnuł z oparów jego marzeń i był stężałą gdzieś w przestrzeni i na tronie niebios osadzoną myślą Samuela, równie – surowy, mściwy, obraźliwy, gniewny, popędliwy, z błyskawicą w oku, gromem w ustach, garścią piorunów w dłoni, rozognionem okiem wypatrujący gdzie i kto wyłamał się z karbów zakonu, kogo i co zdruzgotać. Izraelowi potrzebny był taki bóg i on to, w ciszy nocnej, szeptem gniewnym rozkazy swe Samuelowi podawał. Jakby Samuel w chmurę gromowładną stężały – Samuelowi w postaci ludzkiej...

I oto w przezornej swej mądrości wybór osoby króla zlecił wypadkowi. Kto z dalszych stron dziś pierwszy do miasta wkroczy – będzie królem. Któż zaś, o dnia zaraniu, wnijść by tu miał? Wieśniak ubogi, zabłąkany – nikt więcej. Taki zaś w ręku starca będzie woskiem, gliną.

Ciężkim, badawczym wzrokiem mierzył tego, kogo los zesłał.

– Któż wy i co was sprowadza? – zapytał.

Starszy odrzekł:

– Zowię się Saul, jestem synem Cysa z Gabaa, to zaś sługa domu naszego. Ojcu mojemu zginęły oślice. Szukamy ich próżno. Wskaż nam, mężu boży, drogę, której sami znaleźć nie umiemy.

Mowa jego tchnęła prostotą, a czyste oko nie umiało ukryć wieśniaczego zawstydzenia człowieka pól, mało do ludzi nawykłego.

Złagodniały oczy starca.

Położył rękę na ramieniu wieśniaka.

– Nie frasuj się o oślice, rzekł – ani o inny dobytek. Któż wie, azali wszystko, co najlepszego w Izraelu twojem nie będzie.

– Czemuż mi takie słowa mówisz? – odparł Saul – wszakżem ci ja z najmniejszego pokolenia izraelskiego i dom mój najpodlejszy między wszystkiemi domy mego pokolenia.

Podobała się Samuelowi ta mowa. Ująwszy Saula za rękę wywiódł go i sługę jego na górę, dał im miejsce przedniejsze między zebranymi tam mężami – i cząstkę jadła, które dla nieznanego przybysza zachował, położył przed Saulem, mówiąc łagodnie:

– Jedz. Dla ciebie to zostawione było.

Nazajutrz gdy się poczęło rozedniewać wyszli wszyscy trzej z miasta. Na słonecznym stoku góry osychające z gęstej rosy nocnej tchnęły na nich cieniste ogrody cudną wonią poranku. Nakazawszy słudze by przyzostał za niemi zeszedł Samuel z Saulem z drogi w chłodne zacienie drzew i krzewów terebinty i tu słowo Boże długo synowi chłopskiemu opowiadał. Pouczył go słowy mocnemi, czego Bóg po nim wymaga – lud w zakonie utrzymać, sądem prawym go sądzić, od najazdów bronić. Ucichły na tę chwilę w sercu starca burze i złości i żadnej do człowieka, którego wolą swoją na szczyty wprowadzał, niechęci nie uczuwał; drżał mu głos w zruszeniem, które falą od morza ukochań jego – ludu i zakonu w piersi mu się podnosiło. Mowa jego zrazu pełna silnych akcentów nakazu, zwolna miękła i przeszła niemal w cichy szept prośby:

– Nie krzywdź, nie spętaj ich łańcuchem niewoli, przenigdy nie czyń z ludu podnożka nogom swoim.

Wziąwszy bańkę oliwy wylał na głowę Saula i ucałował go:

– Oto pomazał cię Pan nad dziedzictwem swojem za wodza.

Wyszli z zacieni gaju i na drodze, w słońcu, się pożegnali; na Saula, gdy pochylił się przed starcem, padł cień tej wyniosłej postaci i okrył go całego.II.

Wracał Saul inną drogą, na Selsę, grób Racheli, dolinę Taboru i ów pagórek boży, gdzie spotkanie z gromadą proroków Samuel mu przepowiedział.

– I z niemi ty sam będziesz prorokował, a odmienisz się w innego męża.

On już się odmienił. Nie był to człowiek z dnia wczorajszego, drobnemi rzeczami sfrasowany, ale tęgi jakiś, w radosnej zadum ie nowe, a wielkie w sobie i dokoła światy widzący. Były one w nim, nie Samuel je tam nasadził, były jako rola pod śniegiem. Od słów Samuela zazieleniło się naraz w duszy saulowej, zakwitło; zaszumiały mu wiatry ożywcze i zapachniała jakaś nowa wiosna. Innym okiem patrzał i wszystko inne widział. Gdy droga go doliną u podnóża góry wiodła, niepohamowane pragnienie rączo go na jej szczyt pchnęło by stamtąd nowemi oczami ogarnąć kraj.

Patrzał zdumiony, przejęty, z łoskoczącem w piersi sercem...

W okręgu – cały Kanaan od niebieszczy morskiej na zachodzie do zwierciadlanej tafli jeziora słonego i zapadającej w nie długiej wstęgi Jordanu na wschodzie; od gór Gilead i falisto wygiętych zielonych wzgórzy północy do dolin na południu stopniowo w żarem afrykańskim spaloną pustynię zachodzących, a wszystko w tak przejrzystem powietrzu, że w oku stulały się rozległe przestrzenie, wszystko było blizkie, zda się – ująć to można i przycisnąć do piersi lub do ust ponieść, wypić i upoić się.

Kanaan! Jakby pierwszy raz to słowo słyszał! Dziedzictwo Boga, ziemia praojców, którą utracili i odzyskali po mękach, płaczu, tęsknotach, kajaniu się długiem. Ośrodkiem świata była dotąd dla Saula domowa zagroda, płowo-grzywe pola jęczmienne, winnica ojcowska, zielone pastwiska w okół niej. Teraz zagrał mu kraj, ojczyzna. Jakaż cudna! Kraj dolin i gór, jezior, potoków i źródeł, tryskających z chłodnych szczelin skalnych; kraj gdzie dęby i sosny północy witają się z palmą; kraj fig, migdałów, jabłoni i granatów, miodu daktylowego, winnic o jędrnych gronach i gajów oliwnych ˝gdzie nogi w oliwie się nurzają˝; kraj co w uroczych oazach dla kontrastu zatulonych między poszarpane dzikie skały u pobrzeży morza Martwego wycieplał krzew balsamowy; kraj niepożytych cedrów – i zdrowych, jędrnych ludzi! Zanim go stworzył, musiał Bóg zapewne kraj ten wymarzyć wpierw w jakiemś słodkiem, wiośnianem widzeniu.

Dzwoniły Saulowi w pamięci słowa Samuela.

– Nie myśl, – mówił tam, nad drogą – że ta ziemia jest jak inne. Ona czuje, rozumiesz to? – widzi i słyszy, posiada wrażliwość ludzką, rozpoznanie zła i dobra. Cierpi i otrząsa się gdy dotknie jej stopa zabójcy, cudzołożnika lub bałwochwalcy. Bogata i szczodra, gdy zechce – zamknie swe spichrze, ogłodzi, umorzy suszą, utrapi szarańczą lub pochłonie jak Sodomę w czeluści wiecznego ognia. Trzeba być czystym by mieć prawo zmieszać się z jej świętym prochem bo w prochy jej iść nie znaczy to umierać; ma ona żywot niezniszczony i duch więcej niż ludzki.

Saul zasłonił dłońmi oczy przed zbyt rażącem słońcem południa. Weszedł w siebie. Czym że on był dotąd? Synem Cysa, wnukiem Abijela, członkiem pokolenia najmniejszego z izraelskich. Teraz lud cały w nim się odezwał. Lud Abrahamów, Jakóbów, Mojżeszów, Jozuych... Czuł się więcej niż sobą, rozrastał się i obejmował ogromy jakieś. Schodząc z góry mówił do siebie:

– Ziemio święta, kocham cię; ludu tej ziemi czuję cię w sobie. Te były nowe światy, co mu się zazieleniły.

A mając oczy na nie otwarte, nie dziw że zmieszany z gromadą proroków proroczył z niemi ku zdumieniu tych, co widzieli go dawniej, gdy za bydlętami chodził.

Lecz gdy wrócił do rodzinnego Gabaa i powiało nań zagrodą, domem; gdy szedł ścieżką swego pola głaszcząc dłonią falującą grzywę jęczmienia, a powitał go ryk bydląt i głosy domowników, wróciła mu wieśniaczość jego. Ręką dotknął czoła jakby z snu dziwnego zbudzony. Powitał żonę Achinoam, synów, córki.

Pytany, przemilczał o najważniejszem.

– Nie znalazłszy oślic – tyle powiedział – poszliśmy do Samuela.

– Cóż wam Samuel oznajmił?

– Oznajmił za pewne, że oślice się znalazły.

Pilno mu było wrócić do powszedniej pracy i uporać się z tem co zaległo. Nazajutrz, gdy dniało, podążył tam, gdzie zwykł słodycz wypoczynku znajdować.

Był ranek cichy, nieupalny i wonny. Nad idącym świegotały jaskółki. W pachnącej świeżością winnicy cieszyły go zawiązki gronek. Gdy przeszedł winnicę i gaik oliwny na wzgórzu już widział mały domek, ocieniony jabłoniami, które konary swoje nad płaskim dachem jego rozpostarły. Obfitość lilji w uroczej bieli, osypanej perełkami rosy wypełniała ogródek wonią swego dziewictwa nadmiernie słodką i do zawrotu głowy upajającą.

Jakie mu to wszystko miłe było. Przystawał, oddychał głęboko, cieszył się.

Zaczaił się przy oknie. Z izby dochodziły głosy jakby zebranej tam całej gromady jaskółek. Jak perły potrząsane dźwięczał czyjś młody śmiech, to głośny to cichnący, krótki, urywany, czasem przedrzeźniający, to znów czułością wezbrany. Tak śmieją się młode matki. Cudny śmiech co naraz milknie, gdy jej usta przylepią się do różowego ciałka dziecka; wtedy sypać się poczynają drobne perełki śmiechu dziecinnego. Czasem ta dźwięcząca uciecha zbiega się w jeden okrzyk matczyny, namiętny – to uścisk w jedno złączył ją z dzieckiem.

Saul uśmiechał się sam do siebie. Widział ich radosną duszą; słodkie ich wesele i w nim się zaperliło. Nasłuchiwał jak nieśmiały kochanek. Ile razy miał przekroczyć ten próg, zawsze mu się zdawało że to dziś dopiero pierwsze ją zapoznał, tę co tam się śmiała. I zawsze przypominał mu się powab pierwszego ich widzenia w porze, gdy deszcze zimowe przeszły, wysypały kwiaty, przyszedł czas śpiewania ptasząt, synogarlice nawoływać się poczęły, macice w inne rozkwitały wydając woń, a jabłonie wypuściły pączki. Czarem powiek długiemi rzęsami ocienionych i wstydliwie na ciemne tęczówki ócz i zabłękicone ich białka opadających zniewoliła wtedy Respha jego młode serce, wzięła je sobie. Weszła w niego jak wiośniana wonność i tak a w nim już została zawsze świeża i upajająca.

Ucałował w myśli to wspomnienie i w szedł rozpromieniony, słoneczny, w łunie radości jeszcze piękniejszy, bezwiednie królewski w ruchu, łagodnie wyciągając ręce, prężące się do uścisku.

Na łóżku zasłanem skromnemi kobiercami troje istot nieład uczyniło swą zabawą. Rozrzucono kobierce, pomięto wezgłowie, pozwlekano prześcieradła.

Zarumieniona porwała się ku niemu Respha. Była jak młodzieńcze marzenie, co w jakiś poranek wiosenny z upragnień miłosnych rozkwitło i z sadów i pól ukwieconych pobrało barwy, woń, świeżość, puchy pieszczoty i świegotliwość ptasząt.

Zawisła mu na szyi gibka, przełam ując się w jego ramionach, gdy porwał ją, uniósł całą i wtulił w siebie. Podała mu drobne, karmazynowe usteczka i zacałowana ledwie co wyrzec mogła.

– Wieki nie byłeś. Powiedz Saulu czy zbrzydłam za ten czas?

Ucałowawszy jej oczy pełne powabu utęsknień, osłonionych cieniem rzęs, rzekł:

– Oczy twoje jeszcze mi wypiękniały.

Odjąwszy usta od jej drobnych, rozedrganych nozdrzy powiedział:

– Jeszcze mi wonniejsze niż były.

– I wszystkaś mi piękna a pachniesz rozkwitłą jabłonią.

– A dzieci? – zawołała wyrywając mu się. A o dzieciach co powiesz?

Starszy miał dwa lata i zwał się Armoni. W białej koszulce przybiegł bosemi stopkami i odpychając matkę wspinał się ku rękom Saula. Na łóżku w zwojach pomiętej pościeli półroczny nagusek tłuściutki i różowy, z paluszkiem w wilgotnej buzi przyglądał się im, wymachując nożynami.

Matka porwała go na ręce i poczęła z nim kręcić się po izbie jak szalona. Podrzucała maleństwo jak jabłuszko, wreszcie posadziła je sobie na głowie i podbiegła z nim do Saula, który gonił ich oczami.

– A ty nie wiesz, co on już umie ten mądry Mefiboset! Powiedz mu – daj rączkę.

Saul wyciągnął obie dłonie a tłuścioszek począł w nie uderzać piąstkami.

Rozsiedli się wszyscy razem i spletli rękoma.

– Dobrze nam przy tobie nasz królu.

Saul popatrzył na nią.

– Czemu mię tak zowiesz?

– Alboś nie królem naszym, a my nie królestwo-ż twoje, a toż nie królewięta malutkie nasze?

Miękką dłonią powiodła po jego włosach, na których..............................................................................
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: