- promocja
Rozkwit i upadek rodu Sobieskich - ebook
Rozkwit i upadek rodu Sobieskich - ebook
Książka poświęcona jest dziejom Jana III i Marii Kazimiery oraz ich dzieci. Przedstawia przede wszystkim prywatne życie rodziny Sobieskich, poprzedzone długoletnim romansem Jana i Marii Kazimiery, którzy na potrzeby swej korespondencji przyjęli pseudonimy Celadona i Astrei. Autorka zrywa z dotychczasową wizją zgodnie, z którą to Jan Sobieski zainicjował związek tych dwojga ludzi, a kochał „jedyną serca i duszy pociechę” od pierwszego wejrzenia. Również pełne uczuć listy bohaterów przedstawione zostały w nowym świetle. Książka ukazuje nie tylko młodzieńczą namiętność kochanków, ale również wzajemne oddanie i ofiarność małżonków oraz trudny czas wdowieństwa i samotności Marii Kazimiery. Pokaźną część publikacji zajmują dzieje synów i córki Sobieskich.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-16258-7 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„Był człowiekiem posłanym od Boga, nie aniołem, był człowiekiem ze wszystkimi swoimi wadami i słabościami”¹ – tak pisał o Janie Sobieskim jeden z jego biografów. To na pewno prawdziwe słowa. Jan III należy do najsławniejszych postaci w dziejach Polski, a jego zasługi dla historii oręża są ogromne. Nie brakowało jednak w życiu tego bohatera porażek i trudności, a on sam nie był herosem bez skazy. Dostrzeżenie w człowieku tak wielkim wad i słabości nie powinno umniejszać podziwu dla jego dokonań. Jego sława płynęła nie tylko ze zwycięstw. Jej źródłem są także przepojone miłością i tęsknotą listy do ukochanej żony – Marii Kazimiery. Kwestia uczuć Jana Sobieskiego była po wielekroć omawiana i z reguły czyniono mu zarzuty, że pokochał kobietę niegodną jego miłości, która nigdy nie doceniła ani jego wielkości, ani głębi emocji, które w nim wzbudziła. Uczucia były podstawą zarzutów stawianych Sobieskiemu – źle wybrał partnerkę i płacił za to wysoką cenę, stając się niekochanym, wręcz maltretowanym mężem. W listach, które się zachowały, wielu nie dostrzegało pewnej gry i znaku epoki, w której powstały. Barokowa miłość była pełna przesady, czasem nawet sprzecznych sygnałów – głębia uczuć przejawiała się w owym czasie wewnętrznym konfliktem, a z erotyką ramię w ramię postępowała śmierć. Trzeba o tym pamiętać, pochylając się nad tymi listami. Zarzuty, które Sobieski stawiał żonie, były krzykiem stęsknionego serca, ale również przejawem egotyzmu – nieco przesadnego zainteresowania własną osobą. Właściwie więcej słów poświęcił autor sobie samemu niż ukochanej. Nie można też tracić z oczu tego, że do naszych czasów dotrwała tylko część ich korespondencji. Nie zachowała się większość listów Marii Kazimiery, gdyż nie ma wątpliwości, że pisywała do męża często. Wynika to z wnikliwej lektury jego listów. Korespondencja Sobieskiego świadczy również o szerszym aspekcie uczuć, które żywił dla małżonki. Nie była dla niego jedynie obiektem erotycznym – była partnerką, którą mąż informował o swoich działaniach, o sytuacji politycznej czy militarnej. Dla historyka te listy to bogate źródło wiedzy o wydarzeniach tego czasu. Świadczą jednocześnie, że w rozumieniu Sobieskiego takie wieści nie przekraczały możliwości intelektualnych Marii Kazimiery. Wiemy to także z jej odpowiedzi – zawierają opinie i komentarze na temat tego, co opisywał. Nie należy więc odbierać królowej wszelkich zdolności intelektualnych, jak to czynili niektórzy z jej biografów. Można raczej spróbować dostrzec w Marii Kazimierze to, co widział jej małżonek, i zastanowić się, co go do niej przykuło. Nie po to, aby ją podziwiać, lecz żeby zrozumieć kobietę, która przez trzydzieści lat była towarzyszką życia bohatera, a dwadzieścia lat wdowieństwa spędziła, wspominając jego wielkość i ich wzajemną miłość.
Najmniej znane, ale równie mocno owiane czarną legendą, są losy dzieci Sobieskich. Synom króla, którzy z różnych powodów nie zdobyli korony po jego śmierci, zarzucano brak zdolności i charyzmy ojca. Dostrzegano tylko ich wady i słabości, nie próbując zobaczyć dramatu, który stał się ich udziałem.
Na temat dokonań Jana III, a także o jego miłości do Marii Kazimiery napisano wiele książek. Spis ważniejszych z nich został zamieszczony na końcu tej pracy. Warto do nich sięgnąć w poszukiwaniu dokładniejszych informacji na temat sukcesów militarnych i trudności, które Sobieski napotkał w polityce, a także losów jego dzieci oraz czasów, w których przyszło im żyć. Maria Kazimiera doczekała się biografii pióra Michała Komaszyńskiego. Popularnością cieszy się nadal dzieło Tadeusza Boya–Żeleńskiego, napisane ze swadą i rozmachem, choć autor wykazał się większą wyobraźnią niż znajomością źródeł, bo też nie był historykiem. A historykowi wyobraźnia źródeł zastąpić nie może, tym bardziej że życie pisze opowieści o wiele ciekawsze niż szukający sensacji autorzy. Opisując dzieje Sobieskich, najmniej uwagi poświęcono ich dzieciom, choć ich historia jest nie mniej ciekawa niż dzieje Jana III i Marii Kazimiery. Nie ma jednak w życiu synów króla ani tak wielkich czynów, ani tak wielkiej miłości, jest za to dużo więcej dramatu. Na ujawnienie nieznanych dotąd szczegółów z ich życia pozwoliło dotarcie do źródeł niedostępnych po II wojnie światowej, a nawet uznawanych za bezpowrotnie stracone. To właśnie one ukazały Marię Kazimierę i jej uczucia do dzieci w świetle listów pisanych do synów. Pozwalają zobaczyć historię królewiczów Sobieskich poprzez korespondencję, którą wymieniali między sobą.
Niniejsza książka jest próbą przybliżenia czytelnikowi dziejów króla, jego żony i dzieci. Ta rodzina dzięki wygranej pod Chocimiem wzniosła się na szczyty powodzenia, a wraz z sukcesem wiedeńskim trwale weszła do historii Europy i chrześcijaństwa, lecz po śmierci Jana III – autora tych zwycięstw, wpadła w nicość polityczną, a wkrótce zeszła ze sceny dziejowej.POCZĄTEK
„O, jak słodko i zaszczytnie jest umierać za Ojczyznę!” – takie słowa wyryto na nagrobku hetmana Stanisława Żółkiewskiego. Czytając ten napis, Jan Sobieski uczył się alfabetu. Wiele lat później wspominał, że te pierwsze lekcje odbywały się pod okiem matki.
Zapewne Teofila Sobieska uczyła synów nie tylko składania liter. Edukacji musiały towarzyszyć opowieści o dziejach rodziny. O tym, jak Stanisława Żółkiewskiego, ich pradziadka, gdy był jeszcze niemowlęciem, niedbała niańka zostawiła w polu w palących promieniach słońca, a wielki orzeł nadleciał i rozpostartymi skrzydłami dał mu cień, ratując od niechybnej śmierci. O tym, jak tenże hetman Żółkiewski bił wroga pod Kłuszynem i zajmował Moskwę. O tym, jak wyjeżdżając na ostatnią wyprawę, prosił najmilszą małżonkę Reginę z Herburtów, by wykupiła jego ciało i sprowadziła je do Żółkwi, co ta gorliwie uczyniła, dając Turkom ogromny okup. O tym, że do domu powrócił wówczas także jedyny syn hetmana – Jan, mądry i żądny wiedzy; wyjeżdżał na dalekie uniwersytety po nauki, a potem towarzyszył ojcu w kampanii cecorskiej i dostał się do niewoli. O tym, jak powrócił z niej chory, a choć planował zemstę i zbierał siły na kolejną wojnę, zmarł, nie wypełniwszy tych zamiarów. O tym, jak córka hetmana Żółkiewskiego Zofia poślubiła Jana Daniłowicza, a ten wielokrotnie przygotowywał obronę ziem ruskich przed najazdami tatarskimi i tureckimi. I tym, jak ich syn Stanisław – energiczny i mający przed sobą świetną przyszłość, lecz porywczy, na elekcji króla Władysława IV wdał się w zwadę z pewnym szlachcicem i zabił go. O tym, jak za to zabójstwo skazano go na infamię i banicję, a on powróciwszy do domu, zwerbował oddział wojska, z którym wyruszył na kampanię smoleńską, i odzyskał honor, a potem zginął w walce z Tatarami. O tym, jak straszna była jego śmierć, gdy ubito pod nim konia i dostał się do niewoli, a jeden z tatarskich dowódców kazał go ściąć swemu młodemu synowi, ten zaś, godząc niewprawną ręką, po wielekroć uderzał, zabić nie umiejąc.
Może matka opowiadała chłopcom także o mężnych czynach kobiet swego rodu. O tym, jak jej babka Regina Żółkiewska żelazną ręką rządziła w domu i majątkach męża pod jego nieobecność. O tym, jak wyprawiała męża na wojny i żegnała z niewzruszoną miną, choć z lękiem w sercu, okazując „męstwo naturze przeciwne”². O tym, jak po śmierci hetmana urządziła w jego komnacie kaplicę poświęconą jego pamięci, w której złożono jego zbroję, broń, buławę i skrwawione szaty, a przed obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej paliła się bezustannie lampa. O tym, jak Regina Żółkiewska tuż przed śmiercią wraz z córką Zofią Daniłowiczową i wnuczkami Teofilą i Dorotą organizowała obronę zamku w Olesku przed Tatarami, stając na czele służby zamkowej. O tym, jak córka hetmańska Zofia Daniłowiczowa, słynna z urody i hartu ducha, trwała przy zbolałej matce, zachowując wśród smutku i trudów życia ciepło i dobroć. O tym, jak Zofia odwoziła swą starszą córkę Teofilę do domu jej męża Jakuba Sobieskiego i udzielała jej macierzyńskich rad dotyczących zarządu gospodarstwem, nakazując Tosieńce dbałość o dom, by nie mówiono, że dotąd się starała jedynie ze strachu przed matką. O tym, jak Zofia tuż po przyjściu na świat wnuka – późniejszego króla – ponownie organizowała obronę Oleska przed Tatarami. O tym, jak oddawała swą młodszą, kilkuletnią zaledwie, córkę Dorotę do klasztoru Benedyktynek we Lwowie, gdyż jednej z mniszek przyśniło się, że Daniłowiczówna zostanie ksienią zgromadzenia. O tym, jak niepokorna panna wróciła później do domu, lecz pewnego dnia sama obcięła swe długie włosy i poprosiła rodziców o zezwolenie na powrót za furtę. A potem rzeczywiście została przełożoną tego zgromadzenia.
Może Janowi mówiono także o pięknych mowach, które jego ojciec Jakub Sobieski wygłaszał na pogrzebach tych wszystkich zasłużonych mężów i kobiet z rodu swej żony, gdyż słynął z elokwencji i żaden pogrzeb, ślub czy zrękowiny nie mogły się odbyć bez jego udziału, a głosząc chwałę Żółkiewskich i Daniłowiczów, miał wiele do powiedzenia.
Zapewne to z ust ojca chłopcy usłyszeli o swym dziadku – Marku Sobieskim, który był tak silny, że ponoć na oczach Stefana Batorego i jego wojska przepłynął Wisłę w zbroi, gdy konia zniosła mu woda. A król miał wtedy powiedzieć, że gdyby los królestwa zależał od siły jednego człowieka, oddałby je właśnie w ręce Marka. A później to Markowi powierzono nadzór nad uwięzionym w Polsce arcyksięciem Maksymilianem, gdy doszło do podziału głosów na polu elekcyjnym, a poparty przez część wyborców arcyksiążę próbował przejąć tron z bronią w ręku. Dostał się do niewoli i spędził jakiś czas w Krasnymstawie, głównej siedzibie Sobieskiego.
Jakże wiele bohaterskich opowieści snuto w otoczeniu przyszłego króla i zwycięzcy spod Wiednia. Musiał je chłonąć całym sobą, gdyż wiele z nich, już jako człowiek dorosły, zapisał i przytaczał w wygłaszanych mowach. Ponoć matka Jana Sobieskiego miała marzyć, by z kości przodków powstał mściciel, jednak wojenne dzieła jej syna nie były zemstą. Jan III został wychowany w kulcie oręża i siły, ale i w poszanowaniu dla wroga. Zwyciężając Turków, nigdy nimi nie gardził, wręcz odwrotnie – doceniał ich sprawność i wartość ich sił zbrojnych. Wysoko cenił ich rzemiosło, zarówno uzbrojenie, jak i przedmioty codziennego użytku. Siodła i uprząż jego koni, szaty, które nosił, i wiele przedmiotów, którymi się otaczał, pochodziło ze Wschodu, a Sobieski zdobywał je nie tylko jako łupy, lecz także kupował nieraz za duże pieniądze, pełen podziwu dla ich urody i kunsztu ich wytwórców. Był bowiem wielkim człowiekiem, o otwartym i chłonnym umyśle, szerokich horyzontach, a sercu gorącym i szczerym.ROMANS
Gdy Maria Kazimiera wychodziła za mąż za wojewodę sandomierskiego i wyjeżdżała do Zamościa, a potem urodziła pierwsze dziecko, w Polsce szalała wojna ze Szwecją. Jan Sobieski w niej uczestniczył, i to po obu walczących stronach.
Począwszy od 1655 roku Szwedzi przemierzali niemal cały kraj, plądrując i nękając jego ludność. Bardzo szybko szlachta, która uprzednio stanęła po stronie najeźdźcy, spodziewając się pomocy w walce z wrogiem zewnętrznym, zrozumiała, że popełniła błąd. Karol X Gustaw nie dbał o państwo, do którego wpuszczono go bez przeszkód, wręcz odwrotnie, on i jego armia bez skrupułów korzystali z łatwej zdobyczy. To odmieniło sytuację. Już pod koniec 1655 roku szlachta zaczęła porzucać Szwedów i na powrót uznawać zwierzchność Jana Kazimierza. Coraz liczniejsze szeregi zbierały się, by stawić opór najeźdźcy. Janowi Sobieskiemu taka decyzja zabrała więcej czasu. Pozostał na służbie Karola X Gustawa niemal rok. Dopiero w 1656 roku porzucił jego sprawę i w bitwie pod Warką wystąpił już po stronie Jana Kazimierza. Za powrót do posłuszeństwa prawowitemu władcy i dzielną postawę w tym starciu został mianowany chorążym koronnym.
W jakiś czas potem pomiędzy Janem Sobieskim a Marią Kazimierą zaczęła krążyć korespondencja. W historiografii przyjęło się, że to Sobieski był od samego początku – od pierwszego wejrzenia – zainteresowany panią Zamoyską. Niestety, szczątkowe i dość jednostronne wiadomości, które mamy na ten temat, nie potwierdzają tej opinii. Przede wszystkim Sobieski bywał w Zamościu jako znajomy pana domu, czyli Jana Zamoyskiego. Raczej nie przyjeżdżał tam dla Marii Kazimiery. Ponadto pierwsze listy wymieniane między Janem i wojewodziną były efektem jej inicjatywy. Mieszkając w Zamościu, nudziła się i pragnęła żywego kontaktu z dworem swej opiekunki Ludwiki Marii. Interesowały ją dworskie ploteczki, wiązały ją z Warszawą także zakupy, których tam dokonywała. Nabywała holenderskie płótno i koronki oraz biżuterię, a zatem luksusowe towary, które umilały życie osamotnionej uczuciowo i oddalonej od dworskich rozrywek kobiecie. Pozostaje zadać pytanie, dlaczego na pośrednika do takich spraw wybrała sobie mężczyznę. Sobieski, w przeciwieństwie do Zamoyskiego, zawsze dbał o swój wygląd i przywiązywał wagę do stroju, ale czy tyle wystarczyło, by pani Zamoyska uznała chorążego koronnego za godnego powierzenia mu misji robienia zakupów i zdobywania dla niej informacji o tym, co słychać na dworze? Czy nie byłoby prościej zwrócić się z takimi oczekiwaniami i prośbami do jednej z dawnych przyjaciółek i towarzyszek, które wciąż mieszkały na dworze u boku królowej? A może chorąży jej się podobał i próbowała znaleźć pretekst do podtrzymania żywszych kontaktów z młodym, przystojnym, pełnym życia mężczyzną? Listy, na których możemy oprzeć swoje domysły, są jednostronne, bo zachowały się przede wszystkim te pisane przez Marię Kazimierę, nie znamy odpowiedzi chorążego, a o jego zachowaniu możemy wnioskować tylko z jej słów.
Początkowo Maria Kazimiera oczekuje plotek dworskich i skarży się, że Sobieski nie odpisuje regularnie na jej listy. Pozostaje pytanie, czy rzeczywiście nie odpisywał, czy miała to być próba pokazania, jak bardzo ona tęskni za jego słowami. W każdym razie Maria Kazimiera narzeka, że on, zajęty „bywaniem” w wielkim świecie, nie ma dla niej – opuszczonej i samotnej – czasu. Dodać jednak wypada, że przynajmniej pozornie słowa zawarte w listach pozbawione są kokieterii i wydają się pełne powagi i zrozumienia dla milczenia chorążego. Być może dla umocnienia zainteresowania Sobieskiego kontaktem z nią Maria Kazimiera zleca mu czasem przedstawienie Ludwice Marii jakichś jej próśb. Na przykład przesyła mu klejnoty, które powinien zanieść królowej i poprosić ją o ułożenie ich w elegancki wzór, który posłuży jubilerowi do oprawienia kamieni. Wszelki, także prywatny, kontakt z monarchinią mógł być dla chorążego cenny, a zatem powinien skorzystać z ofiarowanej mu okazji spotkania jej. Mimo to prośba, którą Maria Kazimiera kieruje do Sobieskiego, a nawet do samej królowej, może trochę dziwić. Czy na pewno podczas zamieszania politycznego i trwającej wojny monarchini miała czas na projektowanie biżuterii dla swej ulubienicy? Nie dowiadujemy się tego, gdyż w kolejnych listach nie ma informacji na temat losu przesłanych chorążemu drogich kamieni. Nie wiemy także, czy siodło, które dostała wówczas Maria Kazimiera, było podarunkiem od Sobieskiego czy realizacją jakiegoś jej zamówienia. Okazało się niewygodne i wojewodzina narzekała na nie w jednym z listów. Przy okazji dowiadujemy się, że przynajmniej w młodości jeździła konno. Poza tym jednym momentem nie słyszymy o Marii Kazimierze jako amazonce, natomiast istnieje dość ciekawy portret konny królowej, ale jest on bardzo stylizowany. Sportretowana monarchini więcej uwagi poświęca berłu, które trzyma w ręku, niż wodzom rumaka, którego dosiada.
Z dalszej korespondencji, w tym także kierowanej do wspólnego znajomego, przyjaciela Jana Sobieskiego – Jana Fryderyka Sapiehy, wynika, że gdzieś u schyłku 1659 roku pomiędzy Marią Kazimierą a Janem Sobieskim doszło do poważnej scysji. Najpierw chorąży złożył pani Zamoyskiej jakąś tajemniczą, ale niegodną propozycję. Słowa, które czytamy w liście, jaki do niego napisała, brzmią tak dwuznacznie i tajemniczo, że bardzo trudno wyjaśnić, o co mogło chodzić. „Błagam więc, żebyś Wć nie stawiał żądań, których nie mogę wysłuchać, a którym przykro mi odmawiać. Dosyć Wć traktuję jak swoje dziecko, skoro daję Wci mój ulubiony szkaplerz. Żegnaj mi Wć, żyjmy zadowoleni w cnocie”¹⁰. Cóż może oznaczać propozycja życia w cnocie w kontekście wcześniejszego zdania o tym, że przykro jej odmawiać? Słowa zawarte w tym fragmencie nie bardzo do siebie przystają, ale starczyć nam muszą za całe wytłumaczenie tajemniczego wydarzenia. W dodatku, mimo pewnego oburzenia, nie omieszkała Maria Kazimiera podarować Sobieskiemu szkaplerza, który najpewniej miał mu nieustannie przypominać ofiarodawczynię, zwłaszcza że już wcześniej przesłała mu różaniec.
Być może napięcie wywołane przez pierwsze nieporozumienie spowodowało kolejne. Latem 1660 roku podczas wizyty Jana Sobieskiego i Jana Fryderyka Sapiehy w Zamościu doszło do awantury pomiędzy chorążym koronnym a panią Zamoyską. Także w tym wypadku nie znamy jej przyczyny, wiemy natomiast, że gdy Maria Kazimiera odwołała się do tego, że jest kobietą i należą się jej pewne względy, usłyszała w odpowiedzi, że bycie kobietą to nie powód do specjalnego traktowania. Nie był zatem Jan Sobieski taktowny ani szarmancki, a pogorszył sytuację, opuszczając dom Zamoyskich bez pożegnania z gospodynią. Pomimo takiego obrotu sprawy Maria Kazimiera postanowiła użyć pośrednictwa Sapiehy, by skłonić Sobieskiego do przywrócenia dawnych stosunków. To właśnie z listu doń kierowanego znamy całe zajście. Być może na znak przeprosin Jan Sobieski wysłał Marii Kazimierze swego karła Muszkę; dziękowała mu za to i obiecywała dobrze się nim opiekować.
Znajomość między chorążym koronnym a panią Zamoyską wkroczyła wówczas na całkiem nowe tory. Przede wszystkim Maria Kazimiera podsunęła Sobieskiemu lekturę niezmiernie popularnych romansów. Wymieniali się najmodniejszymi książkami traktującymi o miłości – _Kleopatrą_, _Cyrusem_ i przede wszystkim _Astreą_. W listach pojawiły się też zupełnie nowe nuty. Rozpoczęło się także odgrywanie ról – Maria Kazimiera stała się mateczką, a Jan Sobieski – synem, co pozwoliło im wejść w świat pewnej intymności. Z listu przytoczonego wyżej wynika, że to wojewodzina próbowała wprowadzić w kontaktach z chorążym koronnym element gry i sama przyjęła określoną pozę, udając matkę starszego od siebie mężczyzny. W kolejnych listach pani Zamoyska nawiązywała do tej zabawy. Najpierw, odgrywając rolę matki, ganiła Sobieskiego, pisząc: „Wć zanadto jesteś rozpustny”¹¹. Później jednak padły wiele mówiące słowa: „kocham Wć tak czule jak syna”¹². A dalej czytamy pochwały, że Sobieski stara się być grzecznym i pełnym galanterii kawalerem. Pewnego razu wojewodzina zarzucała mu, że chce zapomnieć o starej miłości i poszukuje nowej. Pozorną przyczyną kokieterii stała się także córka Marii Kazimiery Kasia. Z korespondencji wynika, że Sobieski znał i lubił dziewczynkę, zresztą przez całe życie cenił sobie towarzystwo dzieci. Najpewniej bawił się z Kasią podczas wizyt w Zamościu. Dziewczynka miała wówczas niespełna dwa latka, była więc malusieńka, a Maria Kazimiera w swoich listach wkładała jej w usta wypowiedzi, których tak małe dziecko nie mogło sformułować. Pewnego razu dziewczynka miała narzekać, że gdy Sobieski z nią tańczył, nie starał się zbyt mocno i żaden kurz nie unosił się z podłogi, a innym razem, że małej Kasi – świetnej tancerce – brakuje kawalera. Najdziwniejsze jednak słowa, które ponoć Kasia wygłosiła na temat chorążego, brzmiały tak: „Wć nader niedbały i że widać miłość Wci poczęła się podczas wielkich mrozów, skoro wciąż jeszcze jest zamarznięta”¹³. Kokieteria zawarta w listach jest oczywista i trudno się dziwić, że Sobieski po takich słowach i lekturze romansów uległ czarowi Marii Kazimiery.
Spośród książek podsuwanych mu przez panią Zamoyską prawdopodobnie największe wrażenie na Sobieskim uczyniła _Astrea_ autorstwa Honoriusza d’Urfé. Fabuła romansu osadzona została w krainie Forez zamieszkanej przez pasterzy. Jeden z nich Celadon kocha się w pasterce Astrei, jednak ta początkowo jest niedostępna. Później, mimo iż Celadon zdobywa jej wzajemność, oboje powątpiewają w szczęście, które pozornie jest w zasięgu ręki. Przygnębiony i nieszczęśliwy bohater postanawia odebrać sobie życie, rzucając się w nurt rzeki, ale zostaje uratowany przez nimfy. Jednak ciągle wspomina swą wybrankę i czas upływa mu na rozpamiętywaniu szczęścia, które utracił. Warto dodać, że z narracji nie wynika, by rzeczywiście kiedykolwiek był naprawdę szczęśliwy i pewny wzajemności Astrei. Romans przedstawia ideał miłości barokowej, która jest ciągłym rozważaniem wątpliwości, pełnym rozterek i smutku. Kochanków przepełniają sprzeczne uczucia – miłości i tęsknoty – wzmocnione przez poczucie oddalenia i chłodu ze strony partnera. Według modelu przedstawionego w _Astrei_ to przede wszystkim kobiety są obiektami westchnień i to one – istoty wyższego rzędu – są władczyniami męskich serc. W świecie romansu to one rozkazują, one obdarzają szczęściem i strącają kochanków w otchłań rozpaczy. Miłość barokowa jest pomieszaniem szczęścia i tej właśnie rozpaczy. Astrea zwraca się do ukochanego takimi oto słowami: „moje pragnienia muszą być rozkazem, moje opinie racjami, a moje zlecenia niepodważalnymi prawami”¹⁴. Nie trzeba zapewne dodawać, że kochanek przystaje na to żądanie. To ona zatem bierze władzę nad sercem i umysłem mężczyzny w swoje ręce, a on z miłości do niej podporządkowuje się całkowicie. Celadon nieustannie wzdycha, a nieraz nawet płacze na myśl o swej ukochanej, podejrzewa ją o chłód i ciągle spodziewa się odrzucenia, czasem zarzuca jej okrucieństwo, ale mimo iż pogrążony w żalu, nie rezygnuje z uczuć do Astrei, gdyż „miłość przemijająca prawdziwą miłością nie jest”¹⁵. Celadon musi być posłuszny, „miłość bowiem niemożności żąda w poświęceniu”¹⁶. Astrea, stawiając ukochanemu surowe warunki i wymagania, jest jednocześnie osobą trzeźwą i świadomą ograniczoności ludzkiego serca i umysłu. „Nie chcesz wierzyć, że cię kocham, a pragniesz, abym ja wierzyła, że ty mnie kochasz”¹⁷ – mówi w pewnym momencie do Celadona.
Wspólna lektura francuskich romansów odegrała z pewnością niemałą rolę w kształtowaniu uczuć, zwłaszcza Jana Sobieskiego. Książki, które podsuwała mu Maria Kazimiera, początkowo dawały najprawdopodobniej powody do spotkań, wymiany spostrzeżeń i korespondencji. Wprowadziły ich w tajemny świat uczuć kreowany przez skomplikowaną fabułę i splątane namiętności. W romansach tych pasterze i pasterki żyli w krainie, gdzie o szczęście bywało nadzwyczaj trudno. Akcja opierała się na potajemnych uczuciach żywionych przez bohaterów do wybranek, których często nie wyznawano wprost, lecz raczej rojono na temat nieuchwytnego i niemożliwego do spełnienia szczęścia. Na drodze bohaterów pojawiały się wciąż nowe przeszkody, a czasem ich samych ogarniały mniej lub bardziej uzasadnione wątpliwości co do wzajemności i szczerości wyznawanych, zaprzysięganych i na wiele sposobów potwierdzanych uczuć. W romansach miłość i szczęście z niej wynikające były najbardziej pożądane i najmniej osiągalne. Światem tym rządziły w istocie niepewność i wątpliwości oraz troska i lęk z nich wynikające. Emocje były prawdziwe, ale wartość miłości zdawało się potwierdzać nieszczęście, które jej towarzyszyło. Była ona zatem tyle warta co ból serca, jaki wywoływała. Możliwe, że bez tego bólu nie mogła w ogóle istnieć, gdyż to właśnie on dawał jej prawdziwość i głębię. Łatwo zauważyć, że obawy bohaterów przed brakiem wzajemności były nieuzasadnione, ale przecież czytelnik nie powinien analizować akcji, lecz wczuwać się w los zakochanych, utożsamiać się z nimi.
Tak właśnie uczynił Jan Sobieski. Uwierzył, że jego uczucia uszlachetni naśladowanie bohaterów. Nie mógł zatem już nigdy poczuć pewności, że wybranka kocha tylko jego. Musiał wątpić i wciąż od nowa żądać potwierdzenia, że jest kochany i kochania warty. Musiał się domagać dowodów uczuć i grozić, że brak miłości, a nawet brak pewności co do wzajemności, zabije go.
O swych uczuciach musiał opowiadać swym najbliższym, choć narażał się na kpiny lub gniew na Marię Kazimierę, oskarżaną o brak serca przez rodzinę Jana Sobieskiego, a potem przez straszną legendę, która wokół obojga narosła. Przecież bohaterowie romansów tak właśnie postępowali, ileż słów poświęcili w gronie przyjaciół i w samotności na utyskiwania nad brakiem wzajemności ze strony obiektów swej namiętności. Jan Sobieski poszedł w ślady bohaterów, a oni zaprowadzili go do wieczności, gdyż jego nazwisko na zawsze kojarzone będzie z miłosnymi wyznaniami, słowami pożądania i tęsknoty kierowanymi do Marii Kazimiery. Jego utożsamienie z nimi oddawać mogą pseudonimy, jakie nadali sobie z Marią Kazimierą – zgodnie z najsłynniejszym romansem francuskim, zapewne też ukochanym dziełem obojga, zaczęli nazywać się Celadonem i Astreą. Perypetie tej pary bohaterów wcale nie odbiegają od tych, które przeżyją Jan Sobieski i Maria Kazimiera, tyle że przeżycia pasterza i jego wybranki są nieco naiwne, a nawet dość płaskie, w porównaniu z tym, co zdarzyło się ich naśladowcom. Powieściowi Celadon i Astrea są obecnie znani tylko dzięki Janowi Sobieskiemu i Marii Kazimierze; gdyby nie głębokie uczucia i barwne losy tych dwojga realnych ludzi, o bohaterach XVII-wiecznego romansu nikt od dawna już by nie pamiętał. Ponieważ jednak powieściowi Celadon i Astrea w jakiś sposób stanowili dla tych dwojga ludzi wzór, po dzień dzisiejszy budzą ciekawość i bawią swoimi naiwnymi przygodami czytelników.
Gdy Maria Kazimiera i Jan Sobieski spotykali się na dworze i w Zamościu, a także wymieniali listy, zakończyła się wojna ze Szwecją. 3 maja 1660 roku podpisano pokój w Oliwie, który nie przyniósł zmian terytorialnych. Po pięciu latach zmagań z najeźdźcą Polska uwolniła się od jego obecności, ale niemal natychmiast wznowiona została wojna z Rosją. Towarzyszyły jej bunty nieopłaconego wojska. Wycieńczony najazdem szwedzkim kraj nie mógł zaznać spokoju.
Nie zaznał go także Jan Sobieski. W tym czasie zbliżył się do dworu i podjął współpracę z królową, a zachęcała go do tego Maria Kazimiera. Ona uczyła go miłości za pomocą francuskich romansów, a Ludwika Maria dawała mu lekcje poruszania się na scenie politycznej na przykładzie działań na rzecz stronnictwa francuskiego, które montowała. Monarchini, nie mając własnych dzieci, gdyż dwójka jej maluchów narodzonych z małżeństwa z Janem Kazimierzem zmarła, zamierzała wprowadzić na tron księcia francuskiego. Plany te dotyczyły młodego Henryka Juliusza księcia d’Enghien, syna Wielkiego Kondeusza, słynnego wodza francuskiego, który poślubił siostrzenicę polskiej królowej Annę, księżniczkę Palatynatu. Ludwika Maria myślała, by tej parze przekazać władzę w Polsce, a prowadzić do tego miało oczywiście zwycięstwo w elekcji. Drogą do sukcesu mogła być elekcja vivente rege, a więc wybór następcy Jana Kazimierza jeszcze za życia króla i uniknięcie walki politycznej towarzyszącej wolnej elekcji. Królowa zamierzała też przeprowadzić reformy, które mogłyby umocnić państwo. Chodziło przede wszystkim o likwidację liberum veto, a więc prawa każdego posła do wyrażenia swego protestu wobec debat sejmowych, równoznacznego z zerwaniem sejmu, które prowadziło do głębokiego niedowładu politycznego w Rzeczypospolitej. Władza i pozycja króla słabły coraz bardziej. Jednak działania monarchini napotykały sprzeciw ze strony części szlachty i magnaterii. Wpływowe rody obawiały się, że reforma sejmu i elekcji pozbawi je dotychczasowej pozycji, tym bardziej że rosła ona i umacniała się, w miarę jak słabła władza centralna, a król tracił możliwość kierowania państwem.
Wyrazicielem sprzeciwu szlachty i magnaterii wobec planów dworu stał się Jerzy Sebastian Lubomirski, piastujący najwyższe godności – marszałka wielkiego koronnego i hetmana polnego koronnego. Początkowo przystał on do obozu królowej, ale najwyraźniej zapragnął odegrać w nim główną rolę. Te ambicje magnata doprowadziły do jego konfliktu z Ludwiką Marią, która nie zamierzała oddawać przywództwa. W efekcie Lubomirski wystąpił przeciw planom reform, oskarżając parę monarszą o zamach na wolność szlachecką. Ponieważ marszałek był osobą cieszącą się powszechnym szacunkiem w Rzeczypospolitej i miał poważne zasługi w ratowaniu kraju zarówno przed najazdem szwedzkim, jak i rosyjskim, łatwo zdobył poparcie. Między Lubomirskim a królową doszło do walki politycznej, która nie przyniosła sukcesu żadnej ze stron.
W 1661 roku w Sobieskim nastąpił przełom, daleko poważniejszy, niż może nam się wydawać, z przyjaciela domu przedzierzgnął się bowiem w przepełnionego miłością adoratora Marii Kazimiery. Wyznania Jana dotyczące jego nastawienia do płci odmiennej przed tą datą nie pozostawiają najmniejszych wątpliwości, że będąc młodym, zdrowym, pełnym życia mężczyzną, umiał się cieszyć względami kobiet. Rozważał możliwość ożenku z Joanną Katarzyną z Radziwiłłów, wdową po Bogusławie Leszczyńskim, a później z jedną z księżniczek francuskich. Plany matrymonialne dobrze sytuowanego magnata, jedynego, po śmierci brata, spadkobiercy ogromnej fortuny, nie były oczywiście niczym dziwnym, ale na temat „romansowej” natury Sobieskiego czytamy o wiele więcej.
Potwierdzają to uwagi zawarte w listach Marii Kazimiery, jak choćby słynna wzmianka o łaźni pełnej Czerkiesek, którą zorganizował sobie chorąży koronny w Jaworowie. Co więcej, mamy niemal pewność, że łaźnia i jej mieszkanki rzeczywiście dostarczała mu przyjemności, gdyż już po ślubie z Sobieskim Maria Kazimiera była zazdrosna o jego wyjazdy do Jaworowa, a mąż zapewniał ją, że takie rozrywki zarzucił dawno temu. W jednym z listów do męża Maria Kazimiera zapewniała, że kocha go jak żadna z kobiet, które dotąd pojawiały się w jego życiu.
Z zachowanej korespondencji Marii Kazimiery wnioskujemy, że w 1661 roku listy Jana Sobieskiego kierowane do niej przeszły głęboką metamorfozę. Przede wszystkim czytamy o ogarniającej go melancholii. Najpewniej zawierały one sugestie, co lub raczej kto jest jej przyczyną. Maria Kazimiera przyjmowała te deklaracje z pewną nieufnością, choć jej wahania mogą być także przejawem kokieterii. Jej stosunek do chorążego koronnego najlepiej wyrażały słowa, w których z całym spokojem podkreślała, że zdaje sobie sprawę z tego, jak dobrze potrafi on udawać umierającego. Musiał to być komentarz do narzekań z jego strony.
Zmiana w zachowaniu Sobieskiego wobec dotychczasowej „mateczki” spowodowała, że i ona otworzyła się nieco bardziej. W jej listach pojawiły się teraz częste wzmianki o tym, jaka nieszczęśliwa jest w małżeństwie z Janem Zamoyskim. Narzekała na męża, twierdząc, że nadal wydaje bez umiaru pieniądze, nie dba o siebie – nazywała go „chłopem grubym”, czyli ordynarnym. Najbardziej doskwierał jej brak szacunku ze strony służby, która nie szanowała i nie słuchała jej jako pani, nie spełniała też jej poleceń.
Ostateczna zmiana w związku Marii Kazimiery i Jana Sobieskiego nastąpiła jesienią 1661 roku. Wówczas to Jan, przepełniony gorącym uczuciem, złożył Marii Kazimierze przyrzeczenie, że trwać będzie w samotności – i zapewne czystości – ze względu na miłość, jaką do niej żywi. Historycy nazwali to ślubami karmelitańskimi, gdyż przysięgę złożył Jan Sobieski swej ukochanej właśnie w kościele Karmelitów w Warszawie w dzień świętego Jana – 24 września lub 6 października. Śluby nie były najpewniej obustronne, gdyż Maria Kazimiera, związana przysięgą małżeńską z Janem Zamoyskim, niczego podobnego ślubować nie mogła. Dla Sobieskiego to przyrzeczenie było przeszkodą w zawarciu związku małżeńskiego, w każdym razie nie mógł tego uczynić bez zgody Marii Kazimiery, bo tylko ona lub kapłan mogli go zwolnić ze słowa, które jej dał.
Śluby karmelitańskie stanowią przełom w życiu Sobieskich i z całą pewnością można je potraktować jako początek romansu, jednak w żadnym wypadku nie oznacza to, że łączyło ich coś więcej niż uczucia. Wątpliwości co do zmysłowej natury tego związku można żywić ze względu na brak wzmianek odnoszących się do erotyki lub szyfru, który jej mógł dotyczyć, a który pojawi się dopiero w listach małżeńskich. Może to świadczyć nie o czystości, lecz o przezorności i daleko posuniętej ostrożności kochanków. Wszakże w romansach pasterskich, na których wzorował się Jan Sobieski, miłość była uczuciem czystym, nieskażonym przyziemnością, co oczywiście nie oznacza z całą pewnością, że zdrowy mężczyzna w kwiecie wieku mógł zrezygnować z tego aspektu życia, o czym świadczą także wzmianki w listach małżeńskich. Natomiast wiele mówi fragment listu Marii Kazimiery, w którym tłumaczy się ona ze swojej wstrzemięźliwości w listach. „Niesłusznie się Wć uskarżasz na oziębłość; zastanów że się Wć jak człowiek rozsądny, czy można cokolwiek zrobić i powiedzieć tak, żebyś tylko Wć jeden o tym wiedział”¹⁸. Czasem prosiła też, żeby spalił jej listy, ale skoro je czytamy, to znaczy, że nie spełnił tych próśb.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1.
O. Forst de Battaglia, _Jan Sobieski król Polski_, Warszawa 1983, s. 76.
2.
_Mowa Jakuba na pogrzebie Reginy z Herburtów_, J. Ostrowski-Daneykowicz, _Swada polska i łacińska_, Lublin 1745, s. 36.
3.
_Instrukcja Imć Pana Jakuba Sobieskiego, dana Imć Panu Orchowskiemu, jako dyrektorowi wojewodziców bełskich, gdy ich na studia do Krakowa oddawał_, _Źródła do historii wychowania (wybór). Cz. I: Od starożytnej Grecji do końca XVII wieku_, wybór S. Kot, Kraków 1929, s. 297.
4.
Tamże, s. 298.
5.
Tamże.
6.
Tamże.
7.
_Instrukcja synom moim do Paryża_, _Źródła do historii wychowania_…, s. 304.
8.
Tamże, s. 307.
9.
J. A. Morsztyn, _Psyche_, cyt. za Maria Kazimiera d’Arquien de la Grange, _Listy do Jana Sobieskiego_, oprac. L. Kukulski, Warszawa 1966, s. 11.
10.
Tamże, s. 102.
11.
Tamże, s. 140.
12.
Tamże, s. 142.
13.
Tamże, s. 138.
14.
Honoré d’Urfé, _Astrea_, Warszawa 1978, s. 72–73.
15.
Tamże, s. 124.
16.
Tamże, s. 206.
17.
Tamże, s. 73.
18.
Maria Kazimiera de la Grange d’Arquien, _Listy_…, s. 205