Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rozmowa z ciałem i duszą. 22 rytuały wyzwolenia emocjonalnego - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
23 listopada 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
44,90

Rozmowa z ciałem i duszą. 22 rytuały wyzwolenia emocjonalnego - ebook

Pomóż sobie w chwilach wyczerpania i bezsilności, odzyskaj chęć działania i kontrolę nad trudnymi emocjami!

Wyobraź sobie, że natłok emocji, bezradność czy przygnębienie w reakcji na niełatwą rzeczywistość stają się wspomnieniem, a ty masz poczucie spełnienia i szczęścia i zachowujesz spokój nawet w obliczu napotykanych trudności. Taki stan jest na wyciągnięcie ręki, o ile wsłuchasz się w głos płynący z twojego wnętrza i odpowiesz na sygnały, które do ciebie wysyłają ciało i dusza. Tylko jak to zrobić…?

Aby znaleźć odpowiedź na to pytanie, autorka tej książki sięgnęła po mądrość uzdrowicieli i szamanów, a wykorzystanie ich doświadczeń całkowicie odmieniło jej podejście do siebie i własnego życia. Na tej podstawie opracowała 22 rytuały, które umacniając więzi między ciałem i duszą, odbudowują prowadzony przez nie dialog i pozwalają rozpoznać wewnętrzne potrzeby. Każdy z rytuałów sam w sobie jest techniką uzdrawiającą, a stosowane łącznie stanowią drogę do uwolnienia wewnętrznej energii, samopoznania i dokonania głębokiej, pozytywnej przemiany życia. Metody Natachy Calestrémé okazały się tak skuteczne, że książka, w której je przedstawiła, z miejsca stała się we Francji jednym z największych bestsellerów.

Teraz klucz do uzdrowienia jest w twoich rękach.

Kategoria: Psychologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67604-09-3
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Wstęp

Życie doświad­cza wszyst­kich bez względu na wiek. Wydaje nam się, że z cza­sem uod­por­niamy się na zada­wane przez nie rany. Kiedy jed­nak pod­no­simy się po jed­nym cio­sie, kolejny spy­cha nas z powro­tem na dno. Żałoba, roz­sta­nia, cho­roby, nie­po­wo­dze­nia, pro­blemy rodzinne i zawo­dowe – nie­kiedy można odnieść wra­że­nie, że los się na nas uwziął.

A prze­cież zaczę­li­śmy się zdrowo odży­wiać, medy­to­wać i uczęsz­czać na roz­ma­ite tera­pie w nadziei, że nauczymy się kochać sie­bie i sobie wyba­czać… Cóż, wpraw­dzie dzięki temu tro­chę rza­dziej odczu­wamy potrzebę zaszy­cia się na dru­gim końcu świata, ale – para­dok­sal­nie – każdy nowy pro­blem rodzi w nas teraz jesz­cze potęż­niej­szy gniew i fru­stra­cję. Zacho­dzimy w głowę: _Robię wszystko, jak należy! Dla­czego to nie działa?_

Co zro­bić, żeby poczuć się lepiej? Jak się odbu­do­wać i odna­leźć radość życia oraz spo­kój ducha?

Dopóki mia­łam choć odro­binę ener­gii, mój opty­mizm brał górę i odsu­wa­łam od sie­bie koniecz­ność odpo­wie­dze­nia sobie na tego rodzaju pyta­nia. Zawsze znaj­do­wa­łam jakiś powód, żeby zaci­snąć zęby i przeć do przodu. Niczym juczny koń tasz­czy­łam coraz cięż­szy z roku na rok bagaż emo­cjo­nalny. Chu­s­teczki poma­gały otrzeć łzy, ale jed­no­cze­śnie dzia­łały jak klapki na oczy, nie pozwa­la­jąc mi zoba­czyć, jak bar­dzo się męczę. Aż do tego kosz­mar­nego dnia, w któ­rym moje ciało odmó­wiło posłu­szeń­stwa. Sie­dzia­łam, sta­łam czy leża­łam – para­li­żo­wał mnie ból pro­mie­niu­jący od ple­ców w dół. Bar­dzo szybko zdia­gno­zo­wano u mnie podwójną prze­pu­klinę dys­kową. Wpraw­dzie to dole­gli­wość, od któ­rej się nie umiera, jed­nak dla zwie­rzę­cia przy­wy­kłego do galopu przy­ku­cie do łóżka brzmiało jak wyrok.

Uda­wa­nie, że wszystko jest w porządku, stało się nie­moż­liwe. Ponie­waż nie mogłam się ruszać, zro­bi­łam bilans. Od czte­rech lat życie dawało mi ostro w kość. Roz­wód z pierw­szym mężem wciąż odbi­jał mi się czkawką, zatru­wa­jąc rela­cje z moją naj­bliż­szą rodziną. Na płasz­czyź­nie zawo­do­wej wcale nie było lepiej – po tym, jak odrzu­cono mój pomysł na książkę i kilka innych na filmy doku­men­talne, stra­ci­łam wiarę w sie­bie. Na domiar złego wła­śnie wtedy zda­rzyła się tra­ge­dia: moja młod­sza sio­stra, z którą w ciągu ostat­nich trzech lat bar­dzo się zbli­ży­ły­śmy, zmarła po kilku mie­sią­cach prze­by­wa­nia w śpiączce. Jakiś czas póź­niej umarła z wycień­cze­nia jedna z moich naj­bliż­szych przy­ja­ció­łek, nad którą pastwił się mąż. Wresz­cie – to brzmi aneg­do­tycz­nie, ale w rze­czy­wi­sto­ści prze­lało czarę gory­czy – padłam ofiarą nie­zwy­kle bru­tal­nej agre­sji słow­nej ze strony osoby, któ­rej nie­świa­do­mie zro­bi­łam przy­krość. Dwa dni póź­niej dopa­dła mnie dys­ko­pa­tia. Mimo tro­skli­wej opieki Stéphane’a, mojego męża, wyłam z bólu, prze­ra­żona gwał­towną reak­cją wła­snego orga­ni­zmu. Nie trzeba Freuda, żeby odgad­nąć, że na łopatki nie poło­żyło mnie ostat­nie ze wspo­mnia­nych wyda­rzeń, lecz sku­mu­lo­wane dzia­ła­nie wszyst­kich. Czu­łam się jak śli­mak z popę­kaną muszlą leżący w peł­nym słońcu. Koniecz­nie musia­łam się odbu­do­wać.

Pochło­nę­łam masę pod­ręcz­ni­ków roz­woju oso­bi­stego, mając nadzieję zna­leźć narzę­dzia, które pomo­głyby mi wyjść na pro­stą. Moją uwagę zwró­ciły szcze­gól­nie słowa psy­chia­try Carla Gustava Junga, twórcy psy­cho­lo­gii ana­li­tycz­nej: „Ci, któ­rzy niczego nie wycią­gają z prze­ciw­no­ści losu, zmu­szają kosmiczną świa­do­mość, żeby pona­wiała je tyle razy, ile będzie konieczne, by zro­zu­mieli, czego uczy ich prze­żyty dra­mat. To, czemu zaprze­czasz, znie­wala cię. To, co akcep­tu­jesz, cię zmie­nia”. Innymi słowy, dopóki nasze rany emo­cjo­nalne nie zostaną _ule­czone_, dopóty Wszech­świat – to, co Jung nazywa _kosmiczną świa­do­mo­ścią_ – będzie sta­wiać na naszej dro­dze ludzi i sytu­acje, któ­rzy otwo­rzą te rany, dając nam _szansę_ na zro­zu­mie­nie ich sensu, prze­pra­co­wa­nie i wresz­cie uwol­nie­nie się od nich.

Czas mijał, a myśl Junga wciąż błą­kała mi się po gło­wie. Rze­czy­wi­ście, na polu zawo­do­wym działo się coś nie­by­wa­łego. Przez ostat­nich pięt­na­ście lat robi­łam jeden film za dru­gim, reali­zu­jąc doku­menty przy­rod­ni­cze i repor­taże popu­larno-naukowe, nato­miast od roku wszyst­kie sta­cje tele­wi­zyjne sys­te­ma­tycz­nie odrzu­cały moje pro­jekty. Naj­pierw wpa­dłam w kon­ster­na­cję, potem ogar­nęła mnie złość. Wma­wia­łam sobie, że tele­fon w końcu zadzwoni. Ale nic się nie zmie­niło. Zosta­łam bez pracy. Wystę­pu­jąc o zasi­łek, poczu­łam wstyd. Z chwilą, gdy świad­cze­nia ustały, moje konto świe­ciło pust­kami. Z finan­so­wego punktu widze­nia to była totalna kata­strofa.

Do dnia, w któ­rym urząd pracy zapro­sił mnie na roz­mowę celem przyj­rze­nia się mojej sytu­acji. Ode­bra­łam to jako atak. „U mnie wszystko dobrze, wła­śnie pra­cuję nad kolejną powie­ścią, mam pro­jekty fil­mowe, pro­szę więc nie nale­gać, bo i tak nie przyjdę” – odpo­wie­dzia­łam z gra­cją roz­wście­czo­nego mopsa. Ale admi­ni­stra­cja miała w nosie moje dąsy i kilka tygo­dni póź­niej byłam zmu­szona udać się na pół­nocne przed­mie­ścia Paryża, gdzie mie­ścił się oddział dla pra­cow­ni­ków sek­tora kul­tury. Na miej­scu spu­ści­łam nieco z tonu, a mię­dzy mną a uśmiech­niętą dorad­czy­nią nawią­zała się nawet nić sym­pa­tii. Opo­wie­dzia­łam jej o swo­ich pro­jek­tach i wspo­mnia­łam, że marzę o napi­sa­niu sce­na­riu­sza serialu tele­wi­zyj­nego. Dwie godziny póź­niej, gdy zbie­ra­łam się do wyj­ścia, kobieta zauwa­żyła:

– Nie podała nam pani swo­jego adresu mailo­wego.

Wyja­śni­łam, że nie zro­bi­łam tego, żeby nie tra­cić czasu na prze­glą­da­nie bez­war­to­ścio­wego spamu.

– Szkoda, bo ominą panią ogło­sze­nia doty­czące szko­leń – dodała, po czym głu­cha na moje pro­te­sty prze­wi­nęła kilka stron na ekra­nie kom­pu­tera. – O, pro­szę, tutaj na przy­kład dosta­li­śmy pro­po­zy­cję kursu mistrzow­skiego orga­ni­zo­wa­nego przez szkołę Luca Bes­sona.

Zain­try­go­wana, ponow­nie usia­dłam. Kobieta pod­su­nęła mi plik kar­tek z peł­nym pro­gra­mem, chwy­ci­łam jedną na chy­bił tra­fił i prze­czy­ta­łam: „Kurs sce­no­pi­sa­nia seriali tele­wi­zyj­nych”. Roz­dzia­wi­łam buzię, a serce omal nie wysko­czyło mi z piersi… W jed­nej chwili wró­ciła do mnie myśl Junga. _Zro­zu­mieć sens prze­ciw­no­ści losu._ Bez mil­czą­cego tele­fonu nie byłoby bez­ro­bo­cia, bez bez­ro­bo­cia nie byłoby spo­tka­nia w urzę­dzie pracy, bez spo­tka­nia w urzę­dzie pracy nie dowie­dzia­ła­bym się o kur­sie mistrzow­skim. Czyżby brak zle­ceń, który odbie­ra­łam jako nie­spra­wie­dli­wość, miał mi pomóc osią­gnąć mój cel?

Nie dość, że kurs mistrzow­ski był drogi, to jesz­cze zaczy­nał się za trzy tygo­dnie. Liczyła się każda minuta. Podzię­ko­wa­łam mojej dorad­czyni i naprędce przy­go­to­wy­wa­łam papiery dla AFDAS-u, insty­tu­cji pokry­wa­ją­cej koszty szko­leń dokształ­ca­ją­cych. Roz­e­mo­cjo­no­wana sta­wi­łam się przed okien­kiem.

– Przy­kro mi – oświad­czyła urzęd­niczka, zwra­ca­jąc mi doku­menty – osta­teczny ter­min skła­da­nia wnio­sków upływa mie­siąc przed szko­le­niem, a pani kurs zaczyna się z trzy tygo­dnie. Spóź­niła się pani.

W moje gło­wie wybu­chła wojna ner­wów. Ale jeśli Jung się nie mylił, ja po pro­stu musia­łam być na tym kur­sie!

– Z pew­no­ścią jest jakieś roz­wią­za­nie – wybą­ka­łam nie­śmiało. Mia­łam prze­czu­cie, że wszystko, co się tutaj działo, wpły­nie na moją przy­szłość. Jeżeli mój wnio­sek zosta­nie zaak­cep­to­wany, poświęcę całą moją ener­gię, „żeby zro­zu­mieć, czego uczą mnie” bole­sne doświad­cze­nia z prze­szło­ści.

– A czy przy­pad­kiem nie jest pani autorką? – zapy­tała urzęd­niczka.

– Ow­szem…

– Bo jeżeli może pani udo­wod­nić, że w ciągu ostat­nich dwóch lat zaro­biła pani jako pisarka lub sce­no­pi­sarka co naj­mniej dzie­więć tysięcy euro, to powinno się udać. Dla pisa­rzy ter­min został skró­cony z mie­siąca do trzech tygo­dni, dzi­siaj jest więc ostatni dzień skła­da­nia wnio­sków.

W te pędy wró­ci­łam do domu, żeby prze­fak­so­wać wszyst­kie potrzebne doku­menty. Wkrótce nade­szły dobre wie­ści: mój wnio­sek o finan­so­wa­nie szko­le­nia został zaak­cep­to­wany. Tydzień potem otrzy­ma­łam tele­fon ze szkoły z zapro­sze­niem na roz­mowę. Było tylko osiem wol­nych miejsc, a jedno z nich przy­pa­dło wła­śnie mnie. To wszystko przy­pra­wiało mnie o zawrót głowy! Co wię­cej, wtedy jesz­cze o tym nie wie­dzia­łam, ale ta opo­wieść miała mieć ciąg dal­szy. Kilka mie­sięcy póź­niej, na sku­tek odej­ścia jed­nego z wykła­dow­ców, dyrek­tor szkoły fil­mo­wej, który znał moje doko­na­nia powie­ściopisarskie, powie­rzył mi pro­wa­dze­nie zajęć ze sce­no­pi­sar­stwa i two­rze­nia postaci dla stu­den­tów pierw­szego i dru­giego roku. A jakby tego było mało, nie­długo potem pewien pro­du­cent zapro­po­no­wał mi stwo­rze­nie pomy­słu na serial tele­wi­zyjny.

Bilans nie pozo­sta­wiał wąt­pli­wo­ści: bez­ro­bo­cie, które uwa­ża­łam za naj­gor­sze nie­szczę­ście, stało się punk­tem wyj­ścia do speł­nie­nia moich marzeń.

Tego dnia zro­zu­mia­łam, że… wszystko ma sens.

Co dalej? Co mogłam zro­bić, żeby odzy­skać zdro­wie i ener­gię? Wiele lat temu jako dzien­ni­karce i reży­serce dane mi było spo­tkać ludzi, któ­rzy pozwo­lili mi spoj­rzeć w nowy spo­sób na rany zada­wane przez los. Mało mnie to wów­czas obcho­dziło, ale mój racjo­nalny punkt widze­nia auten­tycz­nie zachwiał się w posa­dach. Uzdro­wi­ciele, magne­ty­ze­rzy, media i sza­mani zdra­dzili mi swoje tech­niki przy­wra­ca­nia zdro­wia i poprawy kon­dy­cji psy­chicz­nej. To była kwe­stia nie bio­lo­gii czy psy­cho­lo­gii, lecz ener­gii i fun­da­men­tal­nie odmien­nej od wszyst­kiego, czego się do tej pory nauczy­łam, per­spek­tywy. A jeśli to mogłoby mi pomóc?

Zasto­so­wa­łam ich metody. Z tygo­dnia na tydzień, z mie­siąca na mie­siąc odbu­do­wy­wa­łam sie­bie, uwal­nia­jąc się od odzie­dzi­czo­nych po mojej rodzi­nie ran oraz lęków i poczu­cia winy. Uzdro­wi­łam sie­bie. Moje życie zmie­niło się na lep­sze.

W rezul­ta­cie zaczę­łam orga­ni­zo­wać warsz­taty, na któ­rych dzie­li­łam się swo­imi spo­strze­że­niami na temat roz­ma­itych prak­tyk ener­ge­tycz­nych. Z rado­ścią gości­łam na nich nie tylko tera­peu­tów czy psy­cho­lo­gów, ale także leka­rzy z całej Fran­cji. Przez te wszyst­kie lata otrzy­ma­łam od nie­zna­jo­mych mi ludzi tak wiele dowo­dów na sku­tecz­ność tych metod, że zde­cy­do­wa­łam się pójść o krok dalej. Posta­no­wi­łam, że nad­szedł czas, aby podzie­lić się tą cenną wie­dzą. Niniej­sza książka jest owo­cem tych prze­my­śleń.

Dzięki niej uwol­nisz się od bole­snych emo­cji i ponow­nie nawią­żesz łącz­ność ze swoją wewnętrzną siłą – klu­czem do odzy­ska­nia two­jej ener­gii.

WSKA­ZÓWKA: prze­czy­taj książkę w cało­ści, zanim zaczniesz sto­so­wać poszcze­gólne rytu­ały. Jeżeli przej­dziesz od razu do inte­re­su­ją­cych cię rytu­ałów, będzie ci bra­ko­wało peł­nego kon­tek­stu, a to z kolei utrudni ci otwar­cie się na ich dzia­ła­nie. Nie prze­gap szansy, by sko­rzy­stać z wszyst­kich dobro­czyn­nych efek­tów tej książki.ROZDZIAŁ 1. Jak rozpoznać rany emocjonalne

Roz­dział 1

Jak roz­po­znać rany emo­cjo­nalne

Naszym celem jest zmie­nić podej­ście do prze­ciw­no­ści losu. W trud­nych doświad­cze­niach kryje się coś wspa­nia­łego. Na razie widzimy tylko szlam, wkrótce jed­nak zro­zu­miemy, że w isto­cie mamy do czy­nie­nia z nawo­zem, dzięki któ­remu zaczniemy się roz­wi­jać w zupeł­nie nowy spo­sób. Spo­glą­da­jąc na zda­rze­nia z dystansu, prze­sta­niemy je postrze­gać jako kata­strofy, a każda trud­ność sta­nie się cenną lek­cją. Nie zawsze jeste­śmy ofia­rami losu czy celem ata­ków innych ludzi; z każ­dego trud­nego doświad­cze­nia musimy sta­rać się wycią­gnąć coś pozy­tyw­nego.

Przy­glą­da­jąc się tej nowej filo­zo­fii życia, odkry­łam best­sel­le­rową książkę Lise Bour­beau _Bądź sobą. Wylecz swoje 5 ran_¹_._ Ta kana­dyj­ska tera­peutka oparła się w swo­ich roz­wa­ża­niach na teo­riach Sig­munda Freuda, twórcy psy­cho­ana­lizy. Utrzy­my­wał on, że to, jak wyglą­damy, ma zwią­zek z naszymi emo­cjami. Po prze­ba­da­niu kilku tysięcy przy­pad­ków pozwo­liło to Bour­beau wyty­po­wać pięć ran: odrzu­ce­nia, porzu­ce­nia, upo­ko­rze­nia, zdrady i nie­spra­wie­dli­wo­ści.

Każdy z nas miałby nosić takie rany, przy czym dwie lub trzy są domi­nu­jące. Bour­beau opi­suje w swo­jej książce, jak prze­ja­wiają się one w naszej fizycz­no­ści, i pro­po­nuje poglą­dowy opis każ­dej z nich. Stwo­rzy­łam krótką cha­rak­te­ry­stykę tych ran, ilu­stru­jąc je nazwi­skami kilku cele­bry­tów.

PIĘĆ RAN GŁÓWNYCH

RANA ODRZU­CE­NIA: W dzie­ciń­stwie ciało szczu­płe lub chude, czę­sto z zapad­niętą klatką pier­siową; wokół oczu coś w rodzaju maski. W pracy dąży do per­fek­cji. Samot­nik postrze­gany przez współ­pra­cow­ni­ków jako odlu­dek. Unika trud­nych sytu­acji. Ange­lina Jolie i Andy War­hol.

RANA PORZU­CE­NIA: Wiot­kie ciało, zgar­bione plecy, smutne spoj­rze­nie. Szuka uwagi i marzy o życiu w świe­tle reflek­to­rów. Prosi o porady, ale nie­ko­niecz­nie się nimi kie­ruje. Nie znosi samot­no­ści. Bar­dzo ser­deczny. Woody Allen i książę Karol².

RANA UPO­KO­RZE­NIA: Okrą­głe ciało i twarz, oczy sze­roko otwarte. Nie lubi pośpie­chu, dąży do per­fek­cji z obawy przed kry­tyką. Stara się robić wię­cej dla innych niż dla sie­bie, nie­kiedy z poczu­ciem, że jest wyko­rzy­sty­wany. Mar­lon Brando, Mar­ga­ret That­cher i Donald Trump.

RANA ZDRADY: Pro­por­cjo­nal­nie zbu­do­wane ciało ema­nu­jące siłą i wła­dzą, inten­sywne i uwo­dzi­ciel­skie spoj­rze­nie. Głu­chy na pro­blemy innych. Chce mieć wszystko pod kon­trolą, toteż z tru­dem przy­cho­dzi mu dele­go­wa­nie zadań. Lubi zabły­snąć. Bystry i szybki w podej­mo­wa­niu decy­zji. Penélope Cruz i Arnold Schwa­rze­neg­ger.

RANA NIE­SPRA­WIE­DLI­WO­ŚCI: Syl­wetka wypro­sto­wana i spra­wia­jąca wra­że­nie ide­al­nej, okrą­głe pośladki, iskra w oku. Bar­dzo wyma­ga­jący wobec sie­bie, dąży do per­fek­cji. Twier­dzi, że nie ma żad­nych pro­ble­mów. Trudno mu spra­wiać sobie przy­jem­no­ści bez poczu­cia winy. Zinédine Zidane i John F. Ken­nedy.

Jeżeli czy­ta­jąc te opisy, myślisz: „Nie roz­po­znaję się w żad­nym z nich”, a twoi zna­jomi mówią: „Ależ tak, to cały ty” – to nor­malne! Umysł zawsze pró­buje odcią­gnąć naszą uwagę od rany, tak aby uchro­nić nas przed bole­snym uświa­do­mie­niem sobie jej ist­nie­nia. Byłam tego świad­kiem pod­czas jed­nego z moich wykła­dów, na któ­rym pre­zen­to­wa­łam wszyst­kie pięć ran. Po pre­lek­cji pod­szedł do mnie męż­czy­zna, oświad­cza­jąc: „Odno­to­wa­łem cztery rany, bra­kuje jed­nej”. Zwró­ci­łam jego uwagę na to, że tą bra­ku­jącą jest naj­praw­do­po­dob­niej jego rana domi­nu­jąca. W ten spo­sób jego umysł chciał oszczę­dzić mu cier­pie­nia, zakła­da­jąc, że męż­czy­zna nie jest gotowy, żeby spoj­rzeć rze­czy­wi­sto­ści w twarz. Uśmiech­nął się scep­tycz­nie. Popro­si­łam go wów­czas, żeby wymie­nił te, które zapa­mię­tał. Bra­ko­wało zdrady. „To całe moje życie” – wyszep­tał zdu­miony.

Ty też chcesz spró­bo­wać? Wymień wszyst­kie pięć ran bez prze­wra­ca­nia kartki. To nie test pamięci, lecz eks­pe­ry­ment.

1. ________________

2. ________________

3. ________________

4. ________________

5. ________________

Jeżeli umknęły ci jedna czy dwie, możesz sobie pogra­tu­lo­wać – wła­śnie ziden­ty­fi­ko­wa­łeś swoje rany domi­nu­jące. W prze­ciw­nym razie odnieś się do zapre­zen­to­wa­nej wcze­śniej cha­rak­te­ry­styki.

Spo­sób, w jaki ciało uwi­dacz­nia nasze rany domi­nu­jące, jest wpraw­dzie inte­re­su­jący, jed­nak naj­bar­dziej intry­gu­jąco brzmi teza Bour­beau doty­cząca ich genezy: „Wydaje się, że nasza dusza wybiera pewien zestaw ran, na przy­kład odrzu­ce­nie i nie­spra­wie­dli­wość, zdradę i porzu­ce­nie, by je wypró­bo­wać. W ten spo­sób, nie­jako zde­fi­nio­wani, nie­ustan­nie mie­li­by­śmy _przy­cią­gać osoby i sytu­acje_, które będą otwie­rać w nas te rany, dopóki ich defi­ni­tyw­nie nie zabliź­nimy”.

Pierw­szymi oso­bami, które mie­li­by­śmy _wybrać_, są nasi rodzice. Nasza dusza mia­łaby decy­do­wać o _śro­do­wi­sku_ rodzin­nym, kul­tu­ro­wym i spo­łecz­nym, w któ­rym się rodzimy. Ta teo­ria począt­kowo budziła moją nie­uf­ność. Ale praca nad tele­wi­zyj­nym seria­lem doku­men­tal­nym _Enquêtes extra­or­di­na­ires_ (Na tro­pie zja­wisk nad­przy­ro­dzo­nych) spra­wiła, że zaczę­łam powąt­pie­wać w swoje dotych­cza­sowe prze­ko­na­nia. Mimo że nieco ponad połowa ludz­ko­ści wie­rzy w rein­kar­na­cję, uzna­wa­łam to za egzo­tyczną cie­ka­wostkę Wschodu. Nie spo­dzie­wa­łam się zatem, jak wiel­kim odkry­ciem będzie dla mnie histo­ria małego Jamesa Leinin­gera, jedna z naj­le­piej udo­ku­men­to­wa­nych zaga­dek nauko­wych w histo­rii.

Pocho­dzący z Luizjany James w 2000 roku ma dwa lata; wtedy też zaczy­nają mu się śnić kosz­mary. Przez sen powta­rza słowa „ogień na pokła­dzie”, szar­pie za szcze­belki swo­jego łóżeczka i krzy­czy, że nie może wydo­stać się z kok­pitu. Z wie­kiem chło­piec zacznie twier­dzić, że jest ame­ry­kań­skim lot­ni­kiem wal­czą­cym w dru­giej woj­nie świa­to­wej i sta­cjo­nu­ją­cym na lot­ni­skowcu _Natoma_. Co wię­cej, poda nazwi­ska swo­jej załogi i wskaże jako miej­sce zestrze­le­nia samo­lotu wyspę Iwo Jima… Rodzice, na początku scep­tyczni, będą potrze­bo­wali dzie­się­ciu lat, żeby przy­jąć do wia­do­mo­ści, że ich syn jest naj­praw­do­po­dob­niej rein­kar­na­cją Jamesa Hustona, zabi­tego w 1945 roku przez Japoń­czy­ków pod­czas jed­nego z lotów. Wszyst­kie podane przez chłopca szcze­góły, z któ­rych nie­które były objęte klau­zulą pouf­no­ści przez ame­ry­kań­ską armię, zostały zwe­ry­fi­ko­wane i potwier­dzone w 2011 roku. Już te usta­le­nia wyda­wały się nie­by­wałe, ale naj­bar­dziej nie­sa­mo­wite jest to, co James powie­dział ojcu na temat swo­jego poczę­cia: „Wybra­łem was, cie­bie i mamę, na swo­ich rodzi­ców”. Nie dowie­rza­jąc, ojciec zapy­tał, kiedy to miało miej­sce. „Pod­czas waka­cji na Hawa­jach, w różo­wym hotelu”. Z daty uro­dzin Jamesa wyni­kało, że chło­piec rze­czy­wi­ście został poczęty w hawaj­skim Pink Palace!

Jak­kol­wiek wariacko to brzmi, wybie­ramy swo­ich rodzi­ców… i nie tylko. Także wszyst­kich swo­ich bli­skich oraz krąg rodzinny, towa­rzy­ski i zawo­dowy. Czyż dalaj­lama nie stwier­dził: „Jest nas na Ziemi ponad sie­dem miliar­dów, to abso­lut­nie nie­moż­liwe, żeby ota­cza­jący nas ludzie byli obok nas przez przy­pa­dek”?

No dobrze, ale co zro­bić, żeby nasze rany emo­cjo­nalne prze­stały wciąż się otwie­rać?ROZDZIAŁ 2. Jak wyrwać się z cyklu ran emocjonalnych

Roz­dział 2

Jak wyrwać się z cyklu ran emo­cjo­nal­nych

Pierw­szy krok to uświa­do­mie­nie sobie swo­ich ran i ich _zaak­cep­to­wa­nie_. Jeżeli nie udało ci się ich okre­ślić w poprzed­nim ćwi­cze­niu lub nie odna­la­złeś się w żad­nym z opi­sów, zasto­suj nastę­pu­jącą metodę: zapisz sko­ja­rze­nia mające zwią­zek z sze­ścioma lub sied­mioma przy­krymi doświad­cze­niami. To może być na przy­kład imię tej lub tego, kto cię porzu­cił albo zdra­dził, śmierć, która tobą wstrzą­snęła, klaps otrzy­many w dzie­ciń­stwie, obraź­liwa uwaga bli­skiej osoby lub zna­jo­mego, wypa­dek samo­cho­dowy, zagi­nię­cie uko­cha­nego zwie­rzątka, sta­no­wi­sko, które przy­dzie­lono komuś innemu… Nie ogra­ni­czaj się! Zapisz wszystko, co przy­cho­dzi ci do głowy. Nie ma zna­cze­nia, czy będzie to stare czy świeże wspo­mnie­nie. Im wię­cej doświad­czeń zano­tu­jesz, tym cie­ka­wiej będzie dalej.

– ________________

– ________________

– ________________

ROZPOZNAWANIE TRUDNEGO DOŚWIADCZENIA

Określ teraz swoje odczu­cia łączące się z prze­ży­tymi doświad­cze­niami za pomocą odpo­wied­nich liter: N dla nie­spra­wie­dli­wo­ści, O dla odrzu­ce­nia, P dla porzu­ce­nia, Z dla zdrady i U dla upo­ko­rze­nia. Jeżeli jakieś doświad­cze­nie wiąże się z dwiema ranami (na przy­kład upo­ko­rze­niem i zdradą), przy­pisz mu dwie litery. Czę­sto trudno jest odróż­nić odrzu­ce­nie od porzu­ce­nia. Odrzu­ce­nie to wynik decy­zji (na przy­kład gdy dziecko sły­szy: „Nie dosta­niesz kola­cji, dopóki nie odro­bisz lek­cji”), pod­czas gdy porzu­ce­nie bywa skut­kiem nie­uwagi lub zda­rze­nia _rze­komo nie­za­leż­nego_ od naszej woli (na przy­kład: „Nie zdą­ży­łem cię ode­brać na czas, bo były korki”).

Pod­su­muj wszyst­kie N, O, P, Z i U. Jeżeli dwie lub trzy rany poja­wiają się czę­ściej niż inne i są zgodne z two­imi przy­pusz­cze­niami, to bar­dzo dobrze! Jeżeli zaś rezul­tat cię dziwi, to jesz­cze lepiej! Tak czy ina­czej, wła­śnie roz­po­zna­łeś zra­nie­nia wpły­wa­jące na twoje życie. Warto pamię­tać, że dane doświad­cze­nie może być postrze­gane róż­nie przez różne osoby. Jedni odczują roz­sta­nie jako porzu­ce­nie, pod­czas gdy inni – jako odrzu­ce­nie, zdradę, upo­ko­rze­nie bądź nie­spra­wie­dli­wość. Ana­lo­gicz­nie utrata pracy, oszu­stwo, porażka czy wypa­dek – zda­rze­nia, które nie mają ze sobą nic wspól­nego – mogą wszyst­kie zostać zin­ter­pre­to­wane jako (na przy­kład) nie­spra­wie­dli­wość.

Dzięki temu ćwi­cze­niu roz­po­zna­łeś rany będące źró­dłem odna­wia­ją­cego się cyklu bole­snych doświad­czeń, o któ­rym wspo­mi­nał Jung. Każdy z nas prze­żył – lub poznał kogoś, kto prze­żył – takie serie nie­szczęść:

- To straszne, że kobiety, z któ­rymi się wią­za­łem, zawsze prę­dzej czy póź­niej mnie zdra­dzały!
- Mam tego dość, cią­gle tra­fiam na prze­ło­żo­nych, któ­rzy posta­na­wiają się na mnie uwziąć!
- Ręce opa­dają… Za każ­dym razem, kiedy kupuję nowy samo­chód, on natych­miast się psuje!

Tak długo, jak postrze­gamy te doświad­cze­nia jako dra­mat lub zło­śli­wość losu albo prze­rzu­camy odpo­wie­dzial­ność za nie na innych, jed­no­cze­śnie przyj­mu­jąc rolę ofiary, zamy­kamy oczy na ważny komu­ni­kat: to nasza dusza każe nam odczu­wać pewne rany. Dopóki się z nimi nie upo­ramy, dopóty nie prze­staną nam uprzy­krzać życia. To nasze NAJ­WAŻ­NIEJ­SZE WYZWA­NIE.

Musimy pamię­tać, że nawra­ca­jący pro­blem ozna­cza, iż nie wycią­gnę­li­śmy z niego wła­ści­wej nauki. To dar, nowa szansa na dostrze­że­nie tego, czego do tej pory nie zauwa­ży­li­śmy.

Ze zdzi­wie­niem odkry­jemy, że NIE­USTAN­NIE KAŻEMY SOBIE I SWO­JEMU OTO­CZE­NIU PRZE­ŻY­WAĆ TO SAMO TRUDNE DOŚWIAD­CZE­NIE. Tym­cza­sem naj­lep­szy spo­sób na zale­cze­nie rany to NIE ZADA­WAĆ JEJ SOBIE ANI SWO­JEMU OTO­CZE­NIU.

Wróćmy teraz do naszych cele­bry­tów, żeby zro­zu­mieć efekt _cyklicz­nego otwie­ra­nia się_ ran emo­cjo­nal­nych.

RANA ODRZUCENIA

Andy War­hol jest jed­nym z naj­więk­szych arty­stów XX wieku, jed­nak śro­do­wi­sko zawsze uwa­żało jego twór­czość za kon­tro­wer­syjną. On sam w trak­cie stu­diów czuł się _odrzu­cany_ i szy­ka­no­wany. Prze­śla­do­wała go myśl o śmierci, miał skłon­ność do ano­rek­sji (forma _odrzu­ce­nia_ wła­snego ciała) i był skraj­nym per­fek­cjo­ni­stą. Podob­nie jak – rów­nież nosząca ranę _odrzu­ce­nia_ – Ange­lina Jolie. Aktorka ota­cza się wąskim gro­nem zna­jo­mych i ceni samot­ność. Powta­rza, że „zawsze będzie pun­kówą”, pod­kre­śla­jąc przy­na­leż­ność do kontr­kul­tury, która _odrzuca_ usta­lony porzą­dek i nagina obo­wią­zu­jące reguły. Tych dwoje, choć są znani na całym świe­cie, pozo­staje na jego pery­fe­riach, wydep­tu­jąc swoje arty­styczne ścieżki z dala od „stada”.

Żeby odciąć się od rany odrzu­ce­nia, w pierw­szej kolej­no­ści należy prze­stać zada­wać ją sobie, jak rów­nież sta­rać się nie zada­wać jej innym. Nie ucie­kać poprzez cią­głe prze­pro­wadzki, nie prze­kre­ślać ludzi, któ­rzy mają odmienne zda­nie, wybie­rać takie ścieżki kariery, w któ­rych podej­mo­wa­nie decy­zji nie jest naj­waż­niej­sze (edu­ka­cja, medy­cyna, ana­li­tyka, pisar­stwo, han­del, admi­ni­stra­cja…), zacho­wy­wać umiar w spo­so­bie oce­nia­nia innych (to doty­czy szcze­gól­nie osób, któ­rych praca polega na ewa­lu­acji dru­giego czło­wieka). Aby doznać ulgi, trzeba prze­stać odrzu­cać innych.

RANA PORZUCENIA

Mimo że Woody Allen ma nie­zwy­kłe poczu­cie humoru, z jego oczu wyziera smu­tek. Wzrok „zbi­tego psa”, przy­gar­biona syl­wetka i demon­stra­cyjna rezy­gna­cja nie prze­szka­dzają mu sys­te­ma­tycz­nie obsa­dzać się we wła­snych fil­mach… w więk­szo­ści przy­pad­ków w roli ofiary. Tak typowa dla arty­stów chęć bycia w cen­trum uwagi jest zna­kiem roz­po­znaw­czym rany porzu­ce­nia. Książę Karol ma cztery lata, gdy matka _porzuca_ go, żeby zasiąść na tro­nie Anglii. Dla każ­dego, kto nosi to zra­nie­nie, celi­bat jest udręką. Karol _porzuca_ więc Camillę Par­ker Bow­les dla Lady Diany, którą następ­nie _porzuci_, by powró­cić do Camilli.

Aby uwol­nić się od rany porzu­ce­nia, należy prze­stać nad­mier­nie przy­wią­zy­wać się do opi­nii innych ludzi. Trzeba jed­nak uwa­żać, żeby pierw­sza lep­sza róż­nica zdań nie stała się pre­tek­stem do _porzu­ce­nia_ przy­ja­ciół lub zna­jo­mych, a także sta­rać się nie _porzu­cać_ roz­po­czę­tych pro­jek­tów (pasji, hobby, pomy­słów zawo­do­wych).

RANA UPOKORZENIA

Mar­ga­ret That­cher, była pre­mier Wiel­kiej Bry­ta­nii, była znana ze swo­ich uszczy­pli­wych, a nie­kiedy upo­ka­rza­ją­cych reflek­sji. Nie na darmo zwano ją „żela­zną damą”. To samo doty­czy byłego pre­zy­denta Fran­cji François Mit­ter­randa, któ­rego legen­dar­nych docin­ków oba­wiał się każdy adwer­sarz. Na ich obronę należy dodać, że tych dwoje poli­ty­ków miało szcze­gólny dar son­do­wa­nia nastro­jów innych, czę­sto prze­sła­nia­jący im ich wła­sne potrzeby czy zachcianki. W ten spo­sób kar­mili swoją ranę _upo­ko­rze­nia_ – uczu­cia, które Mit­ter­rand powe­to­wał sobie, _upo­ka­rza­jąc_ swoją żonę, gdy na jaw wyszedł jego romans z Anne Pin­geot. Jeżeli zaś cho­dzi o Mar­lona Brando, o tym zra­nie­niu świad­czy choćby jego spora nad­waga. Aktor wsty­dził się matki alko­ho­liczki, która zapi­jała się do nie­przy­tom­no­ści w miej­scach wąt­pli­wej repu­ta­cji. Rana _upo­ko­rze­nia,_ którą nosił przez całe swoje dzie­ciń­stwo, otwo­rzyła się na nowo, gdy prze­stano mu pro­po­no­wać role. Następ­nie _upo­ka­rzał się_ sam, nie dba­jąc o sie­bie i tyjąc na potęgę (sto trzy­dzie­ści sześć kilo­gra­mów pod koniec życia). Eks­per­tem w dzie­dzi­nie _upo­ka­rza­nia_ jest Donald Trump, który bez­par­do­nowo poniża swo­ich kon­ku­ren­tów i dzien­ni­ka­rzy obraź­li­wymi twe­etami. Posu­nął się nawet do stwier­dze­nia, że z kobie­tami można robić, co tylko się chce.

Jeżeli nie chcemy wysłu­chi­wać przy­krych uwag ze strony naszych bli­skich, kole­gów z pracy czy nie­zna­jo­mych na ulicy, sami powin­ni­śmy oszczę­dzić innym zło­śli­wych żar­ci­ków, upo­ka­rza­ją­cych docin­ków czy poni­ża­ją­cych prze­zwisk. Ponadto, powstrzy­mu­jąc się przed nad­mier­nym zaan­ga­żo­wa­niem (żeby nikogo nie zawieść), poczu­jemy się mniej wyko­rzy­sty­wani. Wresz­cie, lepiej trak­tu­jąc sie­bie („Ale ze mnie głu­pek!”) i zwra­ca­jąc uwagę na dietę, nie tylko prze­sta­niemy tyć, ale rów­nież pozba­wimy naszą ranę upo­ko­rze­nia racji bytu.

RANA ZDRADY

Eks­tra­wer­tyczni, nie­cier­pliwi, uwo­dzi­ciel­scy, ema­nu­jący siłą i wła­dzą – ludzie, któ­rzy noszą ranę _zdrady_, to uro­dzeni akto­rzy. To zra­nie­nie typowe dla świata poli­tyki, w któ­rym wbi­ja­nie noża w plecy to chleb powsze­dni. Dla­tego wśród akto­rów anga­żu­ją­cych się w poli­tykę, jak Ronald Reagan czy Arnold Schwa­rze­neg­ger, jest ona odczu­wana dotkli­wiej. O ranie _zdrady_ świad­czą także ide­alne pro­por­cje syl­wetki, jak u Penélope Cruz, która została _zdra­dzona_ przez swoją szwa­gierkę. Kobieta prze­ka­zała pra­sie infor­ma­cję o ciąży aktorki, mimo że Cruz od zawsze strze­gła swo­jej pry­wat­no­ści. To nie wszystko – gdy była w związku z Javie­rem Bar­de­mem, oboje posta­no­wili przez rok nie przyj­mo­wać żad­nej roli, żeby móc sku­pić się wyłącz­nie na sobie. Pakt został jed­nak wkrótce zerwany, gdy Bar­dem zgo­dził się zagrać w fil­mie Ale­jan­dra Gonzáleza Iñárritu, co aktorka ode­brała oczy­wi­ście jako _zdradę_.

Naj­lep­szy spo­sób, żeby uwol­nić się od rany zdrady, to prze­stać chcieć wszystko kon­tro­lo­wać – włącz­nie z naszym naj­bliż­szym oto­cze­niem (ofi­cjal­nie w celu _nie­sie­nia pomocy_, choć w rze­czy­wi­sto­ści dla wła­snego kom­fortu) – i zacząć trzy­mać się posta­no­wień doty­czą­cych naszej osoby (dieta, sport, relaks, detoks niko­ty­nowy…). Jeżeli nauczymy się być mniej nie­cier­pliwi, jeżeli prze­sta­niemy twier­dzić, że posie­dli­śmy całą prawdę świata, zdrada – oso­bi­sta lub zawo­dowa – sta­nie się tylko przy­krym wspo­mnie­niem.

RANA NIESPRAWIEDLIWOŚCI

Zinédine Zidane, jeden z naj­lep­szych pił­ka­rzy w histo­rii, jest znany nie tylko ze swo­ich nie­zwy­kłych umie­jęt­no­ści, ale i z fatal­nego w skut­kach zda­rze­nia, jakie miało miej­sce w finale mistrzostw świata w 2006 roku. Cóż za _nie­spra­wie­dli­wość_ dla gra­cza tej klasy! Pod­czas pamięt­nego meczu, w odpo­wie­dzi na obe­lgi _nie­spra­wie­dli­wie_ ude­rza­jące w jego matkę i sio­strę, Zidane zadał jed­nemu z wło­skich pił­ka­rzy cios głową, za co zastał wyrzu­cony z boiska, przy­czy­nia­jąc się do _nie­spra­wie­dli­wej_ klę­ski swo­jej dru­żyny. Ową _nie­spra­wie­dli­wość_ skwi­to­wał nastę­pu­jąco: „Tylko reak­cja pod­lega karze. Ale nie ma reak­cji bez pro­wo­ka­cji”. Nic dziw­nego, że dzi­siaj, kiedy jest uta­len­to­wa­nym tre­ne­rem, przy­kleja mu się ety­kietkę _nie­spra­wie­dli­wego_ wobec nie­wy­se­lek­cjo­no­wa­nych zawod­ni­ków. Wypro­sto­wana syl­wetka, wypu­kłe pośladki i moż­li­wie naj­bar­dziej per­fek­cyjna postawa (główne znaki roz­po­znaw­cze nie­spra­wie­dli­wo­ści) to także atry­buty Johna F. Ken­nedy’ego. Wybór tego naj­młod­szego w chwili obej­mo­wa­nia urzędu pre­zy­denta USA, któ­rego rodzina doświad­czyła całej serii _nie­spra­wie­dli­wych_ tra­ge­dii, dawał nadzieję na reali­za­cję pro­gramu bar­dziej rów­no­ścio­wej poli­tyki _spra­wie­dli­wo­ści_.

Co zro­bić, żeby prze­stać czuć się trak­to­wa­nym w spo­sób _nie­spra­wie­dliwy_? Po pierw­sze, uświa­do­mić sobie _nie­spra­wie­dli­wość_, jaką wyrzą­dzamy samym sobie. Jest nią na przy­kład dąże­nie do per­fek­cji we wszyst­kich dzie­dzi­nach życia kosz­tem wła­snego zdro­wia lub czasu spę­dza­nego z bli­skimi. Aby unik­nąć wypa­le­nia, zacznijmy dostrze­gać wła­sną wraż­li­wość i potrzeby. Po dru­gie, sta­rajmy się nie zapo­mi­nać _nie­spra­wie­dli­wie_ o tych, któ­rzy nam pomo­gli, oraz o skut­kach, jakie wywo­łuje każda nasza decy­zja.

Naj­czę­ściej jeste­śmy nosi­cie­lami dwóch ran domi­nu­ją­cych, co utrud­nia ich roz­po­zna­nie. Możemy mieć ciało o ide­al­nych pro­por­cjach (rana nie­spra­wie­dli­wo­ści), lecz bio­dra nieco szer­sze od ramion (rana zdrady) – będziemy wów­czas odczu­wać oby­dwa zra­nie­nia. Ana­lo­gicz­nie, jeżeli mamy skłon­ność do tycia, a naszym mię­śniom bra­kuje napię­cia, praw­do­po­dob­nie ozna­cza to, że nosimy zarówno ranę porzu­ce­nia, jak i ranę upo­ko­rze­nia.

ZAAKCEPTOWANIE TRUDNEGO DOŚWIADCZENIA

Nie­za­leż­nie od tego, czy nosimy jedną czy kilka ran, koniecz­nie musimy przyj­rzeć się nie tylko temu, co każemy zno­sić sobie i innym, ale także spo­so­bowi, w jaki postrze­gamy pro­ble­ma­tyczne zda­rze­nia. Przy­kład Nicole, jed­nej z uczest­ni­czek moich warsz­ta­tów, jest szcze­gól­nie wymowny. Kobieta uznała za nie­spra­wie­dliwe, że w dniu jej uro­dzin part­ner nie zło­żył jej życzeń już z samego rana (inni, w zależ­no­ści od noszo­nej rany, uzna­liby to za odrzu­ce­nie, zdradę, upo­ko­rze­nie lub porzu­ce­nie). Wie­czo­rem, odkryw­szy, że wraz z przy­ja­ciółmi zor­ga­ni­zo­wał dla niej przy­ję­cie nie­spo­dziankę, znów ode­brała to jako nie­spra­wie­dli­wość – tym razem dla­tego, że nie domy­ślił się, iż wola­łaby roman­tyczną kola­cję we dwoje. Spo­glą­da­jąc na to z dystansu, zro­zu­miała, że każde wyda­rze­nie inter­pre­to­wała przez pry­zmat swo­jej rany. Nie zda­wała sobie sprawy, że narze­ka­jąc przez cały dzień, to ona sama trak­to­wała nie­spra­wie­dli­wie swo­jego part­nera, mimo że męż­czy­zna wcale nie zapo­mniał o jej uro­dzinach.

Przez całe życie będziemy przy­cią­gać do sie­bie ludzi i sytu­acje, które każą nam doświad­czać naszych ran po to, byśmy mogli je ule­czyć. Zro­zu­mie­nie tego pozwala prze­stać pochop­nie oce­niać dzia­ła­nia ota­cza­ją­cych nas ludzi i o wiele lepiej sobie z nimi radzić.

Od tej pory każdą nową prze­ciw­ność losu należy postrze­gać jako oka­zję do zmiany naszego nasta­wie­nia. Spójrzmy na kolejny przy­kład: Lau­rent, mój przy­ja­ciel z połu­dnio­wej Fran­cji, jest współ­wła­ści­cie­lem pary­skiego miesz­ka­nia, któ­rego połowa należy do jego miesz­ka­ją­cej w Hisz­pa­nii sio­stry. Jako że nosi w sobie ranę odrzu­ce­nia, uwiel­bia chwile samot­no­ści i nie znosi, gdy na głowę zwa­lają mu się nie­pro­szeni goście. A ponie­waż przy­cią­gamy do sie­bie sytu­acje, _które otwie­rają nasze rany_, toteż _przy­pa­dek_ spra­wił, że pew­nego dnia sio­stra zapro­po­no­wała przy­ja­cio­łom zwie­dza­ją­cym mia­sto, by zano­co­wali w miesz­ka­niu aku­rat w cza­sie, kiedy prze­by­wał w nim Lau­rent. Męż­czy­zna ode­brał ten splot oko­licz­no­ści jako odrzu­ce­nie ze strony sio­stry. Zre­wan­żo­wał się więc jej takim samym odrzu­ce­niem, nie zga­dza­jąc się na tego rodzaju nie­za­po­wie­dziane wizyty. Pew­nego dnia sio­stra zapy­tała go, czy jej cho­ru­jąca na raka teściowa nie mogłaby zatrzy­mać się w miesz­ka­niu na czas badań. Lau­rent, który prze­by­wał wów­czas w Paryżu, zamarł: „Może przy­je­chać, ale ja w takim razie zano­cuję w hotelu”. Odrzu­cił więc także teściową sio­stry. Eks­mi­tu­jąc się z wła­snego miesz­ka­nia, tylko prze­kie­ro­wał pro­blem. Nie zro­zu­miał, że wszystko wokół niego _sprzy­się­gło się_, żeby jątrzyć ranę tak długo, aż Lau­rent wycią­gnie z tej sytu­acji lek­cję i prze­sta­nie odrzu­cać innych. Za moją poradą zde­cy­do­wał się ser­decz­nie przy­jąć teściową sio­stry, nie wypro­wa­dza­jąc się z miesz­ka­nia. Efekt? Teściowa przy­słała maila, w któ­rym wyja­śniła, że zatrzyma się u bli­skiej przy­ja­ciółki i wobec tego nie będzie nie­po­koić Lau­renta.

Żeby nie zma­gać się w nie­skoń­czo­ność z naszymi ranami i nie zada­wać ich innym, trzeba pod­jąć dzia­ła­nia, które unie­moż­li­wią powta­rza­nie tych samych doświad­czeń przez całe życie. Zerwa­nie kon­taktu z daną osobą nie jest roz­wią­za­niem. Naj­lep­szym spo­so­bem, żeby ule­czyć ranę i prze­stać odczu­wać jej dotkliwe skutki, jest jej roz­po­zna­nie i zaak­cep­to­wa­nie oraz uświa­do­mie­nie sobie, że powraca ona do nas cyklicz­nie dla naszego dobra.

Roz­po­zna­nie swo­jej rany nie ozna­cza, że powin­ni­śmy zga­dzać się na wszystko. W obli­czu nad­użyć, prze­mocy moral­nej lub zwy­kłych zło­śli­wo­ści koniecz­nie należy chro­nić sie­bie i mówić o swo­ich uczu­ciach. Oczy­wi­ście nie mam tutaj na myśli gwałtu, prze­mocy fizycz­nej, mole­sto­wa­nia czy innych czy­nów, przed któ­rymi jedy­nym ratun­kiem jest ucieczka. Ochro­niw­szy sie­bie, trzeba będzie wró­cić do samego zda­rze­nia, by je prze­ana­li­zo­wać i wycią­gnąć z niego naukę. Jeżeli uda nam się odpo­wied­nio od niego zdy­stan­so­wać – nie­kiedy dopiero wiele lat póź­niej – gdy zdą­żymy się już odbu­do­wać, gdy ewen­tu­al­nie prze­ba­czymy naszemu agre­so­rowi oraz roz­wi­niemy umie­jęt­no­ści i talenty, o któ­rych wcze­śniej nie mie­li­śmy poję­cia – przyj­dzie czas, żeby spoj­rzeć na to doświad­cze­nie z innej per­spek­tywy.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: