- promocja
Rozmowy z seryjnymi mordercami. Najgorsi na świecie - ebook
Rozmowy z seryjnymi mordercami. Najgorsi na świecie - ebook
Christopher Berry-Dee powraca. Rozmowy z seryjnymi mordercami. Najgorsi na świecie to kolejna podróż w mroczny świat potworów. Tym razem autor zapuszcza się jeszcze głębiej. Nie oszczędzając czytelnikom wstrząsających szczegółów, analizuje życie i kłamstwa seryjnych morderców i wyjaśnia motywy ich przerażających zbrodni.
Wywiady z zabójcami, policjantami i przedstawicielami prokuratury, a także staranna analiza śledztw, pozwalają czytelnikowi uzyskać bezprecedensowy wgląd w psychikę najbardziej diabolicznych ludzi na świecie.
Bohaterami książki są zarówno samotni outsiderzy, jak i szanowani członkowie społeczeństwa. Rozmowy z seryjnymi mordercami. Najgorsi na świecie dowodzą, że potworni mordercy mogą być znacznie bliżej, niż myślimy...
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8143-227-6 |
Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Składam specjalne podziękowania swoim kolegom i przyjaciołom: Steve’owi Morrisowi (współwydawcy i współredaktorowi czasopisma „The New Criminologist”), Phillipowi Simpsonowi, Kirstie McCallum, Sarah Brown, Ruth Sands, Simonowi Bealowi (webmasterowi „TNC”), Martinowi Balaamowi, a także rodzicom – Patrickowi i May.
Przekazuję wyrazy wdzięczności wszystkim profesjonalistom, którzy pomagali mi w pisaniu tej książki. Wymieniam wybrane osoby i instytucje, które rozmawiały ze mną na temat poszczególnych spraw.
Sprawa Johna Wayne’a Gacy’ego: były szef Departamentu Policji Des Plaines Joseph R. Kozenczak, sędzia Louis B. Garippo i prokurator William Kunkle.
Sprawa Kennetha Bianchiego: Kenneth Bianchi, Frances Piccione (jego przybrana matka), Veronica „VerLyn” Compton, profesor Donald T. Lunde, profesor David Canter, profesor Elliot Leyton, sędzia Roger Boren, funkcjonariusze wydziału zabójstw Departamentu Policji Bellingham i Departamentu Policji Los Angeles, kapitan Lynde Johnston z wydziału zabójstw Departamentu Policji Rochester, detektyw Richard Crotsley z wydziału zabójstw Departamentu Policji Los Angeles, agent Robert Beams z FBI, Katherine Yronwode, agencja ochrony Whatcom, były funkcjonariusz Departamentu Policji Bellingham Robert Knudsen, personel zakładu karnego dla kobiet w zachodniej części stanu Waszyngton i więzienia stanowego Walla Walla.
Sprawa Williama Heirensa: zakład karny Vienna w stanie Illinois, William Heirens, Dolores Kennedy, prokurator Thomas Epach i Betty Finn (siostra Suzanne Degnan).
Sprawa Johna Cannana: policja Avon i Somerset, nadkomisarz Bryan Saunders, policja Dorset, policja londyńska – nadkomisarz Jim Dickie i komisarz Stuart Ault, John Cannan, profesor David Canter, pani Cannan, Robin Odell i Sharon Major.
Sprawa Patricii Wright: Arletta Wright i Patricia Wright.
Na zakończenie dziękuję personelowi w w w . n e w c r i m i n o l o g i s t . c o . u k, mojemu wydawcy Johnowi Blake’owi, Lucianowi Randallowi, a ponadto wielu tysiącom czytelników, którym podobała się pierwsza część tej książki, _Rozmowy z seryjnymi mordercami_.
Christopher Berry-Dee
współredaktor/wydawca czasopisma „The New Criminologist”
w w w . n e w c r i m i n o l o g i s t . c o . u k
Southsea, Hampshire, czerwiec 2005WSTĘP
Stany Zjednoczone zamieszkuje zaledwie pięć procent populacji naszej planety, ale właśnie tam pojawiło się dotychczas więcej seryjnych morderców niż we wszystkich pozostałych krajach razem wziętych – łącznie siedemdziesiąt sześć procent. Drugie miejsce zajmuje Europa, z siedemnastoma procentami. Palma pierwszeństwa na tym kontynencie przypada Wielkiej Brytanii (dwadzieścia osiem procent), drugie są Niemcy (dwadzieścia siedem procent).
Najwyższy wskaźnik seryjnych morderstw w Stanach Zjednoczonych odnotowano w Kalifornii. Następne są stany Nowy Jork, Teksas i Illinois. Najniższy wskaźnik ma stan Maine.
Przeszło dziewięćdziesiąt procent seryjnych morderców to mężczyźni rasy białej, najczęściej pochodzący z klas niższych albo klasy średniej. Większość odznacza się wrodzoną inteligencją, ale miała w szkole kłopoty w nauce. Ludzie ci doświadczali w dzieciństwie traumatycznych przeżyć: wykorzystywano ich psychicznie, maltretowano i molestowano seksualnie. Wielu seryjnych zabójców wychowało się w rodzinach, których członkowie popadali w konflikt z prawem, cierpieli na choroby psychiczne i byli uzależnieni od alkoholu. Dzieci wzrastające w takich rodzinach często spędzają dużo czasu samotnie, a wiele z nich w bardzo młodym wieku przejawia okrucieństwo wobec zwierząt.
Ludzie, którzy przeżyli trudne dzieciństwo, na ogół wyrastają na normalnych, uczciwych obywateli, ale seryjni zabójcy, tacy jak John Cannan, Kenneth Bianchi i John Gacy, ofiary przemocy w rodzinie, popełniają te same błędy przez całe życie. Nie potrafią stać się dorośli, nie potrafią stać się ludźmi w średnim wieku, a gdy uważają, że powinni odnieść sukces, okazuje się, że szybko zsuwają się po równi pochyłej. Chcą być ważni, wyjątkowi, marzą o władzy, dominacji i panowaniu nad innymi. Nie umieją osiągnąć tego w uczciwy sposób, więc aby rozładować napięcie i frustrację, zabijają, torturują, gwałcą i ćwiartują zwłoki ofiar.
Typowy sadystyczny morderca wydaje się zupełnie normalnym człowiekiem. To biały mężczyzna w średnim wieku, który ma niezaspokojone pragnienie władzy, kontroli i dominacji. Nie zabija dla pieniędzy ani z zemsty, lecz dlatego, że sprawia mu to przyjemność. Lubi polować na ofiary, wciągać je w pułapkę, krępować i torturować; uważa, że zabijanie jest zabawne, bo niesie ze sobą dreszczyk emocji. Szczególne zaś podniecenie i radość odczuwa w chwili, kiedy umierająca ofiara wydaje ostatnie tchnienie.
Tacy zabójcy jak John Wayne Gacy, Kenneth Bianchi i większość tych, których opisałem we wcześniejszej książce, _Rozmowy z seryjnymi mordercami_, rozkoszują się cierpieniami innych; starają się, by ich śmierć była powolna i bolesna. Dręcząc kogoś, czują się od niego lepsi.
Sześćdziesiąt dwa procent ofiar to kobiety. W Stanach Zjednoczonych seryjni mordercy zabijają rocznie nawet około dwustu osób. Liczba ta, choć z pozoru duża, jest jednak niewielka w porównaniu z osiemnastoma tysiącami ofiar zwykłych morderstw popełnianych każdego roku. Głównym problemem społecznym nie są seryjne morderstwa, tylko przemoc domowa, zabójstwa w miejscu pracy i tragiczne awantury, gdy dwóch mężczyzn pije razem w barze, po czym jeden wyjmuje pistolet i kładzie drugiego trupem.
Jednak każdy seryjny morderca ma na koncie wiele ofiar, a to oznacza, że mała grupa sprawców ponosi odpowiedzialność za liczne zbrodnie. Jeden sprawca może zabić pięć, dziesięć, dwadzieścia, a nawet więcej osób. Niektórzy zamordowali setki, co może budzić przerażenie.
Randy Kraft odurzał swoje ofiary, po czym wpychał im do penisów wykałaczki, a do odbytów – klamki samochodowe; czasami obdzierał ludzi żywcem ze skóry. Jak wkrótce się przekonamy, John Wayne Gacy, Kenneth Bianchi i Angelo Buono również zadawali bezbronnym ofiarom straszliwe, długotrwałe cierpienia.
Okrutne czyny podtrzymują kruche ego seryjnych morderców seksualnych, którzy rozpaczliwie pragnąc uzyskać poczucie władzy nad innymi, starają się to osiągnąć za pomocą aktów sadyzmu.JOHN WAYNE MICHAEL GACY
17 marca 1942 – 10 maja 1994
Okazał się niższy, niż przypuszczałem. Wszedł skuty do sali widzeń, schludny i czysty. Pachniał tanim środkiem dezynfekcyjnym: typowa więzienna woń kojarząca się z zakładem pogrzebowym. Lekko seplenił; było w tym coś niemal kobiecego. Twarz Gacy’ego przypominała kartofel; patrzyłem na obłe ramiona, małe niebieskie oczka i wydatne brzuszysko. Wyglądał naprawdę odrażająco.
Jestem w stanie cierpliwie rozmawiać z mordercami w rodzaju Kennetha Bianchiego, ponieważ są w stanie wyrażać swoje myśli. Jednak z trudem znosiłem obecność tego grubego potwora, który torturował i zabił co najmniej trzydziestu trzech młodych mężczyzn.
Żaden z seryjnych zabójców, których poznałem, nie wzbudził we mnie takiej odrazy jak Gacy. Zachowywał się wyniośle, jakby chciał powiedzieć: „Raczyłem udzielić ci audiencji”.
Uścisnąłem mu dłoń, miękką i wilgotną jak ścierka. Miał kobiece palce i wypielęgnowane paznokcie. Tak samo brzmią wpisy w jego dzienniku, starannie ocenzurowane i przygotowane na użytek czytelników.
_Christopherze, życzę Ci, żeby Twój projekt zakończył się wielkim sukcesem._
Joseph R. Kozenczak, były szef wydziału śledczego, a następnie szef policji w Des Plaines (oficer, który schwytał Johna Wayne’a Gacy’ego), w liście do autora, 1995
Joe Kozenczak, dawny szef wydziału śledczego, a później szef Departamentu Policji Des Plaines, pisze w swojej książce _A Passing Acquaintance_: „Przypadkowy obserwator uznałby Gacy’ego za filar społeczeństwa. Aktywnie działał w JCC (Junior Chamber of Commerce), gdzie zabawiał dzieci przebrany za klowna. Był szefem okręgu Partii Demokratycznej i członkiem komisji miejskiej zajmującej się oświetleniem. Ale Gacy miał odrażające hobby: zmuszał chłopców do dewiacyjnych praktyk seksualnych, a następnie ich mordował; niekiedy spał przez kilka dni z martwymi ciałami. Skazano go za zabicie trzydziestu trzech młodych mężczyzn; dwudziestu siedmiu z nich pogrzebał w piwnicy swojego domu”.
Więzienie Menard, otwarte w marcu 1878 roku, to jeden z najstarszych zakładów karnych w stanie Illinois. Do soboty 11 stycznia 2003 roku istniał w nim oddział cel śmierci, tak zwana Zielona Mila, lecz tego dnia kończący kadencję republikański gubernator stanu nagle przeżył przemianę wewnętrzną. George Ryan poczuł, że ma wyrzuty sumienia z powodu trwających od lat egzekucji, po czym oznajmił stu pięćdziesięciu sześciu skazanym, że nie grozi im już najwyższy wymiar kary.
„Nie mogę żyć, mając na sumieniu śmierć skazańców” – oświadczył Ryan. Gdyby John Wayne Gacy miał więcej szczęścia, on również otrzymałby prezent pożegnalny od gubernatora!
_John nie cenił rzeczy, które ceni większość ludzi. Nie cenił emocji. Nie cenił instytucji. Nie cenił uczuć innych ludzi._
Greg Adamski, adwokat Johna Gacy’ego w latach 1990–1994rozdział pierwszy
Spełnić oczekiwania ojca
Niebieskooki John Wayne Michael Gacy, urodzony we wtorek i stracony we wtorek, przyszedł na świat w szpitalu Egdewater 17 marca 1942 roku, w dniu Świętego Patryka. Był drugim z trojga dzieci Marion i Johna Stanleya Gacych, ich jedynym synem. Dwa lata wcześniej urodziła się Joanne, a dwa lata później Karen.
Marion Elaine Gacy z domu Robinson, żywa, sympatyczna, towarzyska kobieta z Racine w stanie Wisconsin, lubiła tańczyć, śpiewać i wypić kilka drinków z przyjaciółmi. Była również pracowita; aż do małżeństwa, które zawarła w wieku trzydziestu lat, zarabiała na życie jako ekspedientka w aptece. Otrzymała solidne wychowanie; w jej rodzinie nie było alkoholizmu ani przemocy. Wydawała się naprawdę przyzwoitą kobietą.
John Stanley Gacy senior, głowa rodziny, urodził się w Chicago jako syn imigrantów z Polski. Zamknięty w sobie, ponury, niezdolny do okazywania subtelniejszych uczuć i przeżywania szczęścia czy smutku, był całkowitym przeciwieństwem żony. Mimo to jako fachowy operator obrabiarki, perfekcjonista w zawodzie wymagającym perfekcjonizmu, cieszył się szacunkiem kolegów i dobrze zarabiał.
John senior odznaczał się zręcznością manualną – wykonywał w domu drobne naprawy, kładł tapety, a nawet konstruował własne narzędzia. Często bił żonę. Miał wybuchowy temperament i bez ostrzeżenia wpadał we wściekłość. W trakcie kolacji krzyczał na każdego, kto powiedział coś, co mu się nie spodobało. Dużo pił i uważał, że bicie dzieci to dobra metoda wychowawcza.
_Zawsze troszczyłem się o swoje dzieci – nawet teraz się o nie troszczę. Nie chcę postępować jak mój ojciec, bo_ _uważam, że nie należy bić dzieci. Zawsze sądziłem, że służba na rzecz społeczeństwa i innych ludzi to mój obowiązek religijny. Jeśli służymy innym, odpłacą nam tym samym._
John Wayne Gacy w celi śmierci, 1993
Można powiedzieć, że początek życia Johna juniora był trudny, ponieważ niewiele brakowało, by chłopiec nie przeżył ciężkiego porodu pośladkowego. Dom Gacych był jednym z pięciu budynków przy Opal Street w dzielnicy Norridge w Chicago; podmiejska okolica, porośnięta trawą preriową, zachowała wiejski urok.
W niewielkim Norridge mieszkali dumni ludzie ulepieni z tej samej gliny, troszczący się o swoje domy i rodziny. Hodowali zwierzęta, w tym kury i kozy, i uprawiali ogródki warzywne. Drzwi nigdy nie były zamknięte, mieszkańcy nie plotkowali, ponieważ zajmowali się swoimi sprawami i tego samego oczekiwali od sąsiadów.
John junior o mało nie umarł w trakcie porodu, ale był to dopiero początek jego problemów. Pewnego dnia John Stanley pracował przy samochodzie, a jego czteroletni syn chciał pomóc. Jednak pomieszał części, które ojciec starannie ułożył w odpowiednim porządku. Pan Gacy lubił porządek. Obrabiarkę należało ustawiać z dokładnością jednej tysięcznej cala; jego zdaniem dom powinien funkcjonować podobnie. Gacy skrzyczał syna za drobne wykroczenie i zbił go pasem. John Wayne zapamiętał to lanie do końca życia.
Mniej więcej w tym samym czasie piętnastoletnia córka sąsiadów, nieco opóźniona w nauce, zaprowadziła Johna na prerię i ściągnęła mu majtki. Chłopiec popędził do domu, wrzeszcząc na całe gardło, i opowiedział matce o incydencie. Rodzice obojga dzieci mieli do siebie pretensje przez wiele lat.
John junior kochał zwierzęta i w wieku sześciu lat otrzymał w prezencie kundla o imieniu Pal. Pewnego dnia pijany i rozwścieczony John Stanley Gacy zastrzelił psa, by ukarać syna, po czym zostawił martwe zwierzę na brzegu rzeki, gdzie znalazł je mały John. Chłopiec ukradł trochę kwiatów z zakładu pogrzebowego i sprawił Palowi godny pogrzeb.
Dzieci Gacych uczęszczały do katolickiej szkoły w północnej części Chicago. Nauczyciele uważali Johna za dobrego ucznia, ale koledzy niezbyt go lubili. Był tęgi, niezgrabny, skłonny do marzycielstwa, lecz pozbawiony wyobraźni. Uzyskiwał kiepskie wyniki w sporcie i nie miał zdolności manualnych. Na dodatek okazał się chorowity. Matka mówiła, że od urodzenia cierpiał na problemy z sercem, co uniemożliwiało mu normalne zabawy. Lekarze nie znaleźli żadnych śladów choroby serca, ale ku ich zaskoczeniu wkrótce stan chłopca znacznie się pogorszył.
John był przez wiele lat bezlitośnie maltretowany fizycznie i psychicznie przez brutalnego ojca. Rzadko mijał dzień, by nie miał jakichś kłopotów. Stary Gacy stale dawał synowi do zrozumienia, że sprawia mu zawód – nazywał go „tępakiem” i „głupkiem”. Słowa te głęboko utkwiły w pamięci małego Johna.
W wieku około pięciu lat zaczął mieć napady drgawek i bez widocznej przyczyny tracił przytomność. Lekarze, którzy go badali, nie postawili konkretnej diagnozy, ale z ostrożności zapisali duże dawki silnych barbituratów i środków przeciwdrgawkowych, fenytoiny (dilantinu) i fenobarbitalu (luminalu), stosowanych w leczeniu padaczki.
Specyfiki te, stosowane z umiarem, nie są zbyt szkodliwe, jednak John junior połykał całe garście leków i pod ich wpływem jego stan znacznie się pogorszył, ponieważ dilantin wywołuje mnóstwo działań ubocznych.
Pierwszym z nich był przerost dziąseł, objaw nieprzyjemny i krępujący pod względem towarzyskim. Chłopiec zauważył, że jego dziąsła puchną i szybko czerwienieją; stan ten objął całą jamę ustną. Doszły do tego niezborność ruchów, oczopląs, bełkotliwa mowa, pogorszenie koordynacji ruchowej uniemożliwiające wykonywanie prostych czynności, a ponadto nieprzewidywalne skurcze mięśni. John cierpiał na bezsenność, zawroty głowy i napady nerwowości; prześladowały go migreny, mdłości, wymioty i niestrawność. Jak łatwo się domyślić, objawom tym towarzyszyła chroniczna depresja. Na dodatek groziło mu również trwałe uszkodzenie wątroby.
Ojciec Johna miał własną teorię na temat przyczyn drgawek Johna: utrzymywał, że chłopak symuluje, by nie chodzić do szkoły i zwrócić na siebie uwagę. Marion Gacy uważała inaczej. Wiedziała, że syn jest chory, i starała się go chronić. Jako doświadczona farmaceutka powinna rozumieć, że dorastający chłopiec stopniowo coraz bardziej uzależnia się od przeciwbólowych środków psychotropowych, i dostrzec ich działanie uboczne. Mimo to skupiała uwagę na nieustannych tarciach między ojcem a synem. Grała rolę bufora, a mąż szydził z Johna i nazywał go maminsynkiem; mówił, że wyrośnie na pedała. Uwielbiał dokuczać Johnowi, podkreślając jego dziewczęce cechy.
Kiedy chłopiec miał dziesięć lat, lekarze wreszcie rozpoznali jego chorobę jako odmianę epilepsji motorycznej. Jednak szkody już się dokonały, ponieważ od pięciu lat zażywał silne środki przeciwdrgawkowe.
John Wayne utrzymuje, że w wieku dziewięciu lat był molestowany seksualnie przez przyjaciela rodziny, właściciela firmy budowlanej, który zabierał go na przejażdżki furgonetką. Łaskotał go i uprawiał z nim zapasy. Zawsze kończyło się to w taki sposób, że chłopiec trzymał głowę między nogami mężczyzny; Gacy opisywał to w czasie pobytu w celi śmierci. Wiedział, że jest w jakiś sposób wykorzystywany, ale czuł się zupełnie bezbronny. Opowiedzenie o wszystkim ojcu nie wchodziło w rachubę.
Nie znamy dokładnej daty, ale około 1952 roku rodzina przeprowadziła się do bardziej przestronnego domu przy Mamora Street 4505 w północno-zachodniej części Chicago. John wspominał później, że ojciec miał tam sekretne miejsce – dużą suterenę. Słuchał muzyki Ryszarda Wagnera i pił. Reszta rodziny nie miała tam wstępu, ale po pijanemu Gacy senior rozmawiał ze sobą dwoma różnymi głosami.
Młody John wkrótce znalazł własne sekretne miejsce pod werandą od frontu, skąd mógł z ukrycia obserwować innych. Miał teraz swoją własną kryjówkę, podobnie jak ojciec, i to, co tam robił, pozostawało tajemnicą. Do czasu, aż zabrał tam bieliznę matki i ukrył w papierowej torbie. W późniejszych latach Gacy utrzymywał, że nie korzystał z bielizny w celach seksualnych; po prostu lubił jej dotyk i zapach.
Kiedy kradzież wyszła na jaw, dostał lanie. Zbito go ponownie, gdy młodsza siostra Karen znalazła w jego łóżku swoje majtki. Ojciec złoił mu skórę, a matka postanowiła dodatkowo go ukarać, zmuszając, by chodził do szkoły w damskich majtkach noszonych pod spodniami.
John Wayne Michael Gacy z trudem wkroczył w okres dojrzewania; jedynym źródłem wsparcia i ochrony przed brutalnym ojcem stała się dla niego matka. Mimo to nawet jej starania nie zapobiegły ciągłemu maltretowaniu psychicznemu, jakiego dopuszczał się ojciec. Zakończyło się ono dopiero w chwili śmierci Gacy’ego seniora.
Jedenastoletni John uzyskiwał niezłe wyniki w nauce. Miał niewielu przyjaciół wśród rówieśników, a nauczyciele uważali go za dobrego ucznia. Jednak unikał towarzystwa kolegów i zamykał się w sobie. Rozpaczliwie chciał spełnić wyśrubowane oczekiwania ojca – pan Gacy pragnął, by syn dzielił jego zainteresowania i we wszystkim go naśladował. W pewnym stopniu John spełnił te oczekiwania: był zawsze schludny i czysty, w jego pokoju panował porządek. Mimo to ojciec liczył na znacznie więcej.
John Stanley Gacy zabrał jedenastoletniego syna na tygodniową wyprawę wędkarską do stanu Wisconsin. Dla chłopca miał to być pierwszy prawdziwy sprawdzian. Niestety, przez cały czas padało. Nic nie wyszło z łowienia ryb; w rezultacie Gacy senior siedział w namiocie i upijał się do nieprzytomności, obwiniając syna o fiasko wycieczki. Nigdy więcej nie zabrał Johna na ryby.
W tym samym roku John bawił się na huśtawce i fotelik uderzył go w głowę. Wypadek doprowadził do powstania zakrzepu w mózgu; odkryto go dopiero, gdy Gacy miał szesnaście lat. Omdlenia ustały po terapii lekami, które rozpuściły zakrzep.
Ojciec, twardy, brutalny, pracowity perfekcjonista, skłonny do pijaństwa zwolennik dyscypliny, cenił te cechy u innych, więc młody John postanowił udowodnić, że potrafi ciężko pracować. I trzeba przyznać, że przez całe swoje życie „dobry” John Wayne Gacy nigdy się nie lenił.
Pomagał w szkole nauczycielom; na polecenie jednego z nich, zajmującego się wagarowiczami, telefonował do rodziców, by sprawdzić, czy wiedzą o nieobecności dzieci. Pracował jako magazynier, rozwoził gazety po domach i dostarczał zakupy z miejscowego sklepu spożywczego, dzięki czemu zarobił pierwsze w życiu pieniądze.
Był pilnym chłopcem pragnącym sprawiać ludziom przyjemność. Pomagał matce malować dom i sprzątać; dbał, by jego prace domowe były bez zarzutu. Jednak w oczach ojca to nie wystarczało. Syn robił wszystko źle.
_To Chrystus, jak go widzę w sobie. Jest monolitem, bo Chrystus to dla mnie monolit. Jest wszystkim dla wszystkich._
John Wayne Gacy opisujący w celi śmierci jeden ze swoich obrazów przedstawiających Chrystusa, 1992
Nie jest to rzecz powszechnie znana i z pewnością może budzić kontrowersje, ale wydaje się prawdopodobne, że Gacy zaczął zabijać w czternastym lub piętnastym roku życia – wiele lat później przyznał, że w wieku piętnastu lat zasztyletował nastolatka. Tę szokującą spowiedź potwierdza wiarygodne źródło: Joe Kozenczak, dawny szef policji w Des Plaines, który kierował śledztwem w sprawie trzydziestu trzech morderstw Gacy’ego.
Joe Kozenczak opowiada, że latem 1989 roku siedział przy swoim biurku, gdy zadzwonił do niego sierżant John Sarnowski z policji z Chicago. Przeczytał książkę Russa Ewinga _Buried Dreams,_ poświęconą Gacy’emu.
W 1955 roku Sarnowski był detektywem chicagowskiej policji. W październiku tego roku brutalnie zamordowano Johna i Antona Schuesslerów oraz ich przyjaciela Roberta Petersona.
W książce _A Passing Acquaintance_ Joe pisze: „Zmasakrowane ciała chłopców znaleziono w leśnym rezerwacie w północno-zachodniej części okręgu Cook. Sarnowskiego przydzielono do sprawy mniej więcej rok po tym, jak ta zbrodnia została dokonana, i prześladowała go ona po upływie trzydziestu lat”.
Kiedy Sarnowski czytał w książce Ewinga o młodym Johnie Gacym, nagle zdał sobie sprawę, że Gacy, Peterson i bracia Schuesslerowie, chłopcy w wieku jedenastu i czternastu lat, mieszkali blisko siebie w północno-zachodniej części Chicago.
Gacy mieszkał przy North Mamora 4505, Schuesslerowie przy North Mango Avenue 6711, a Robert Peterson przy Farragut Street 5519. Wynika z tego, że dom Gacy’ego znajdował się około półtora kilometra od domu Petersona i bardzo niedaleko domu Schuesslerów. Ważne wydawało się również to, że John Gacy uczęszczał w owym czasie do szkoły w Prussing, usytuowanej blisko szkoły Farnsworth, w której uczył się Peterson.
Uwagę detektywa Sarnowskiego zwróciła informacja, że jako nastolatek Gacy często odwiedzał kręgielnię Monte Christo. Tak się składa, że bywali w niej także trzej pozostali chłopcy.
John Sarnowski widział fotografię Gacy’ego zrobioną wkrótce po aresztowaniu za seryjne morderstwa i zauważył duże podobieństwo do portretu pamięciowego chłopca, który spotykał się z Robertem Petersonem, gdy ten odprowadzał swoją siostrę do okulisty. Według sierżanta portret sporządzono na podstawie opisu lekarza; mówił on, że chłopiec (Gacy) miał kartoflowatą głowę i utykał.
Na początku Joe Kozenczak nie wierzył własnym uszom. Zupełnie nie przypuszczał, że Gacy mógł zostać seryjnym mordercą w wieku czternastu lat. Amerykańskie organa ścigania w ogóle nie brały tego pod uwagę, bo ludzie w tak młodym wieku niezwykle rzadko popełniają seryjne zabójstwa.
Sierżant Sarnowski z uporem uzasadniał swoją teorię i sugerował, że modus operandi mordercy trzech chłopców wskazywał na pierwsze próby seryjnego zabójcy, który nie doprowadził jeszcze swoich metod do perfekcji.
Ale na tym się nie skończyło. Sarnowski zwrócił uwagę, że Petersona uduszono i że w przedniej części szyi znajdowało się wgłębienie pozostawione przez węzeł marynarski lub narzędzie. (Gacy często zabijał swoje ofiary sznurem zaciskanym przez obracanie kołka, co pozostawiało podobne ślady w przedniej części szyi).
Ślady znalezione na zwłokach chłopców w 1955 roku wskazywały, że mogli zostać zamordowani w warsztacie mechanicznym. Sarnowski przypomniał Kozenczakowi, że ojciec Gacy’ego miał taki warsztat w piwnicy swojego domu przy Mamora Street.
Było również kilka innych zbiegów okoliczności i część z nich zainteresowała Kozenczaka. Wydawało się mało prawdopodobne, by jeden nastolatek obezwładnił trzech, lecz nie można było całkowicie tego wykluczyć.
Sarnowski przedstawił zwierzchnikom wyniki swoich dociekań, ci jednak postanowili nie zajmować się sprawą.
Kozenczak i Sarnowski umówili się na spotkanie. Wkrótce potem odwiedzili archiwum policyjne w Maybrook. Funkcjonariusz odpowiedzialny za archiwum wyjął kartonowe pudło, które powinno zawierać kompletne akta śledztwa w sprawie trzech morderstw z 1955 roku. Kiedy policjanci zdmuchnęli z niego kurz, z przerażeniem spostrzegli, że jest puste. Ważne akta zniknęły na zawsze.
W wieku siedemnastu lat u Gacy’ego rozpoznano nieokreśloną chorobę serca. W ciągu swojego życia kilkakrotnie przebywał w szpitalach, ale lekarze nie byli w stanie ustalić dokładnej przyczyny odczuwanych przez niego bólów. Chociaż John często uskarżał się na serce, zwłaszcza po aresztowaniu za seryjne morderstwa, nigdy nie doznał zawału; wielu ludzi uważało, że próbuje wzbudzić współczucie, co zresztą zakończyło się fiaskiem.
Rok 1960 zaczął się dobrze dla osiemnastoletniego Johna Wayne’a Gacy’ego, który zrozumiał, że ludzie cenią wolontariuszy. Wiedział, że szczególne zaufanie budzą policjanci i strażacy. Ojciec nie darzył go szacunkiem, więc John zdobył szacunek w szkole dzięki pracom społecznym. Właściciel sklepu spożywczego podziwiał go jako pracowitego i przedsiębiorczego młodzieńca, co na razie było wystarczającą nagrodą.
John stworzył w szkole średniej grupę obrony cywilnej. Jako organizator przyznał sobie rangę kapitana. Przyczepiał do deski rozdzielczej swojego auta migającą niebieską lampkę i nosił mundur podobny do policyjnego; uwielbiał pędzić do pożarów albo wypadków samochodowych. Czuł się dzięki temu ważny, potrzebny, szanowany. Dawało mu to poczucie władzy, akceptacji związanej z nowymi obowiązkami, na co nie mógł liczyć w domu.
Wydawało się, że nastoletni John Wayne Gacy, przyjacielski i zaangażowany, zaczyna wreszcie odnosić sukcesy i wspinać się po drabinie społecznej. Jednak poniósł sromotną klęskę w innej sferze – okazał się beznadziejny i żałosny w kontaktach z płcią przeciwną.
John nie odznaczał się atrakcyjnym wyglądem: jego tęga sylwetka i kartoflana głowa po prostu nie podobały się dziewczętom. W rzadkich przypadkach, kiedy miewał kontakty o charakterze erotycznym, zawodziły go nerwy i próby kończyły się fiaskiem. Pewnego razu zemdlał w swoim samochodzie, co wcześniej przytrafiało mu się nieraz w chwilach stresu. Dziewczyna częściowo się rozebrała i tulili się namiętnie, gdy nagle Gacy stracił przytomność. Partnerka była wstrząśnięta. Zawstydzony John opowiedział o tym ojcu, a Gacy senior wpadł we wściekłość, usłyszawszy, że syn okazał się takim słabeuszem. John Stanley nienawidził homoseksualistów i powiedział Johnowi, że zostanie pedałem. Osiemnastolatek w dalszym ciągu chciał zasłużyć na pochwały ojca, więc zajął się polityką.
Włączył się do niej jako wolontariusz, wspomagając kampanię wyborczą radnego w czterdziestym piątym okręgu. Jak na tak młodego człowieka było to odpowiedzialne zadanie, ale mimo sukcesów ojciec dalej go wyśmiewał. „Polityka to bzdury – powtarzał. – Politycy to oszuści, a ty jesteś frajerem, że harujesz za darmo”.
Jednak John lubił ciężką pracę, która zajmowała długie godziny. Zdobył nowych przyjaciół, ci zaś darzyli go zaufaniem i podziwiali. Polityka stała się dla niego nowym domem, w którym był ceniony i szanowany. Mógł odnieść sukces i zrobić karierę, więc w 1961 roku rzucił szkołę. Teraz, kiedy skończył dziewiętnaście lat, przepaść między nim a ojcem jeszcze bardziej się pogłębiła.
_Wszyscy ludzie, z którymi uprawiałem seks, ciągle żyją._
John Gacy przesłuchiwany przez policję Des Plaines
Nie możemy zarzucić Johnowi Wayne’owi Gacy’emu, że był leniem. Mimo wszelkich swoich wad ciężko harował, by zaimponować brutalnemu, dominującemu ojcu – nie dlatego, że pan Gacy tego wymagał, ale dlatego, że syn koniecznie chciał sprawić mu przyjemność.
John nie ograniczał się do działalności politycznej; pracował również jako wolontariusz w Kościele katolickim i chętnie robił wszystko, o co go poproszono. Dokonywał napraw, odwoził po nabożeństwach starsze osoby do domów, dostarczał im zakupy – gorliwie spełniał wszystkie prośby. Został nawet członkiem drużyny kręglarskiej parafii pod wezwaniem Świętego Jana Berchmanna i odniósł pewne sukcesy sportowe.
Rozumiał, że kościół nie zaspokaja potrzeb części parafian, zwłaszcza młodych. Łatwo wyśmiewać jego ambicje i dobre intencje, skoro wiemy, że w późniejszym okresie stał się jednym z najpotworniejszych seryjnych morderców w historii, ale warto wspomnieć, że stworzył tak zwany klub Chi Ro, do którego należeli młodzi dorośli. Żeby zdobyć sympatię kolegów, organizował imprezy i wyprzedaże garażowe, które pozwalały zbierać pieniądze. Urządził także zimową potańcówkę.
_Naprawdę chciałem zostać księdzem. Kiedyś nawet wspomniałem o tym w czasie spowiedzi. Ale potrzebowali hydraulika i stolarza, złotej rączki zajmującej się naprawami. Pewnego dnia w trakcie spowiedzi ksiądz przez cały czas rozmawiał ze mną o cenie prac budowlanych ojca._
John Gacy w rozmowie z porucznikiem Joem Kozenczakiem
Później świat Johna legł w gruzach. Gacy senior w przypływie hojności kupił synowi nowego chevroleta impalę, model z 1960 roku. Szczęśliwy i dumny John utrzymywał auto w idealnym stanie, ale okazało się, że wpadł w pułapkę. W rzeczywistości pan Gacy pożyczył mu te pieniądze i John stał się jego dłużnikiem. W tej chwili ojciec miał nad nim znacznie większą kontrolę niż wcześniej.
Po jednej z awantur Gacy senior usunął z samochodu kopułkę zapłonu i oświadczył, że umieści ją z powrotem na miejscu, jeśli syn spłaci zaległe raty. John był nie tylko upokorzony, ale i wściekły. Nie mógł jeździć do pracy i kościoła ani wypełniać obowiązków społecznych. Pogrążył się w ponurych myślach. Po trzech dniach zapłacił ojcu i kopułka wróciła na miejsce. Jednak tym razem miał już dość. Powiedział matce, że idzie napompować koła, i zniknął na trzy miesiące.
Zrezygnował z nauki w szkole średniej, nie uzyskawszy dyplomu; była to już czwarta szkoła, którą rzucił. Pojechał do Las Vegas, gdzie znalazł pracę jako kierowca ambulansu w zakładzie pogrzebowym Palm Mortuary and Memorial Park. Szybko przestał pracować jako szofer, ponieważ odkryto, że jest za młody – miał dwadzieścia lat, a wymagano ukończenia dwudziestu jeden. Jednak szef nie chciał tracić dobrego pracownika i skierował go do kostnicy, co pociągało za sobą kontakt ze zwłokami.
Pani Gacy nie miała pojęcia, co się dzieje z synem; odchodziła od zmysłów ze zmartwienia i cierpiała na bezsenność. Zdawała sobie sprawę, że John nie jest zdrowy pod względem fizycznym i emocjonalnym, i niepokoiła się o jego bezpieczeństwo. John Gacy senior w ogóle nie przejmował się synem, dopóki nie przyszedł list od towarzystwa ubezpieczeniowego w sprawie rachunków za opiekę medyczną.
Wtedy wpadł w szał.
Marion zatelefonowała do szpitala, w którym leczył się syn, i uzyskała informację, że John spłaca rachunki i pracuje w zakładzie pogrzebowym Palm Mortuary w Las Vegas.
Spokojna, metodyczna praca w kostnicy miała w sobie coś, co podobało się Johnowi Gacy’emu. Był zafascynowany zwłokami i śmiercią. Nieruchome ciała, blade, pozbawione życia, ze skórą napiętą na kruchych kościach, budziły w nim jakieś pierwotne instynkty. Nauczył się czyścić zwłoki, balsamować, upiększać. Ponieważ nie miał własnego lokum, spał w zakładzie pogrzebowym, co dawało mu nocą dostęp do zmarłych.
John Gacy, samotny w obcym mieście, pozbawiony przyjaciół i życia towarzyskiego, zmienił się w upiora. Kiedy zakład pogrzebowy pustoszał po wyjściu pracowników, John podchodził do szaf z trupami i wyciągał szuflady. W słabym żółtawym świetle rozmawiał cicho z umarłymi, opisywał swoje kłopoty i delikatnie dotykał ciał, badając je z ciekawością. Czasami je rozbierał, schludnie składał ubrania i kładł obok trumien. Robił to każdej nocy, aż kierownik nabrał podejrzeń i zadzwonił na policję w Las Vegas, by poprosić o radę, ale nigdy niczego nie udowodniono i Gacy wkrótce znalazł inną pracę.
Policja z Des Plaines ustaliła później, że John Gacy był nekrofilem. Odbywał stosunki seksualne z ofiarami przed ich śmiercią i później; czasami sypiał kilka dni ze zwłokami.
John znudził się Las Vegas, zatelefonował do matki i spytał, czy może wrócić do domu. Zbieranie pieniędzy na podróż do Chicago zajęło mu trzy miesiące.
W 1963 roku, nabrawszy pewności siebie po samodzielnym życiu i pracy w Las Vegas, zapisał się na roczny kurs w szkole handlowej w Chicago. Zamieszkał z wujem i ciotką ze strony matki. Kiedy skończył naukę, znalazł pracę jako stażysta w firmie Nunn Bush, dużym przedsiębiorstwie obuwniczym z Illinois. Okazał się urodzonym sprzedawcą, zdobył sympatię personelu i klientów. Miły i pracowity, wkrótce otrzymał awans na menadżera działu w domu towarowym Robinsona przy East Cook Street 821 w pobliżu Springfield.
Później odkrył JCC, czyli Junior Chamber of Commerce – Izbę Handlową Młodych Przedsiębiorców. Powstała ona w 1920 roku i dawała młodym ludziom szansę rozwoju umiejętności przywódczych dzięki pracy na rzecz społeczeństwa. Jej członek Charles Lindbergh pomógł stworzyć pocztę lotniczą w Stanach Zjednoczonych; organizacja zebrała miliony dolarów na pomoc chorym na dystrofię mięśni oraz na zapobieganie przedwczesnym porodom, które w Ameryce stawały się coraz większym problemem społecznym – współpracowała w tym celu ze stowarzyszeniem March of Dimes, zbierającym fundusze na poprawę stanu zdrowotnego matek i dzieci.
Członkowie JCC należeli do różnych środowisk. Byli wśród nich przyszli prezydenci Bill Clinton i Gerald Ford, wybitni przedsiębiorcy, tacy jak Tom Monaghan, właściciel sieci Domino’s Pizza, dyplomowana pielęgniarka i dawna Miss America Kay Lani Rafko-Wilson, a także gwiazdy sportu, chociażby wybitny koszykarz Larry Bird.
Dwudziestojednoletni John Wayne Gacy wstąpił do JCC w 1963 roku. Czuł się tam jak ryba w wodzie, znalazł się w swoim żywiole. Rozkwitł z dala od apodyktycznego ojca, ponieważ obracał się wśród podobnych sobie ludzi, którzy wierzyli w dwa ideały – honor i sukces. Podobnie jak dawniej, gdy działał jako wolontariusz w Kościele katolickim, z determinacją rzucił się w wir pracy społecznej i w kwietniu 1964 roku otrzymał tytuł „kluczowej postaci”. Było to duże osiągnięcie, ponieważ przebywał w Springfield zaledwie od trzech miesięcy.
Odnosił same sukcesy. Poznał młodą kobietę, Marlynn Myers, pracującą w domu towarowym Robinsona. Zaczęli umawiać się na randki. „Była to miłość od pierwszego wejrzenia” – wspominał po latach Gacy.
Później odkrył inny rodzaj relacji emocjonalnych. Pił z kolegą – kilka lat starszym od siebie – i wieczorem pojechali do domu przyjaciela na kawę. Doszło do stosunku homoseksualnego; rozebrali się do naga i kolega zrobił Gacy’emu fellatio.
Po aresztowaniu za seryjne morderstwa John z pewną dozą hipokryzji oświadczył autorowi: „Chociaż na początku mi się to podobało, trochę się wstydziłem. Przechytrzył mnie i czułem się wykorzystany”.
We wrześniu 1964 roku dwudziestodwuletni Gacy poślubił Marlynn, której ojciec, Fred Myers, odniósł sukces jako franczyzobiorca Kentucky Fried Chicken i kierował punktami sprzedaży w mieście Waterloo w stanie Iowa.
W 1966 roku Gacy został pierwszym wiceprzewodniczącym JCC. Oficjalnie uznano go za wybitnego działacza JCC w okręgu, w którym mieszkał, i za wyróżniającego się członka organizacji na terenie stanu. Jego żona zaszła w ciążę i urodziła pierwsze dziecko, córkę Christie. Ojciec Johna tego nie komentował – może sukcesy syna mu zaimponowały, lecz wolał zachować to w sekrecie.
Teść Gacy’ego nie był szczególnie zachwycony wyborem córki. Nie uważał Johna za dobrego kandydata na zięcia. Mimo to młody człowiek szalał na punkcie Marlynn, więc teść podarował nowożeńcom dom i załatwił Gacy’emu posadę menadżera trzech lokali KFC w Waterloo.
John zarabiał piętnaście tysięcy dolarów rocznie plus procent od zysków. Wziął udział w kursie zorganizowanym przez Kentucky Fried Chicken University i zapisał się do JCC w Waterloo. Były to najlepsze lata jego życia.
Rok 1966 przyniósł jeszcze większe sukcesy. John doczekał się syna, Michaela. Pracował dziesięć, czternaście godzin na dobę, niestrudzenie działał w JCC. Organizował imprezy, werbował nowych członków, koordynował zbiórki pieniędzy, pracował społecznie. Na spotkania i imprezy zawsze przychodził z pełnymi firmowymi kubełkami, które rozdawał w celach reklamowych. Wstąpił również do Milicji Kupieckiej Waterloo, straży obywatelskiej wspomagającej policję w ochronie sklepów. Nosił pistolet i zainstalował na desce rozdzielczej swojego samochodu błyskające czerwone światło. Lubił towarzystwo młodych chłopców. Najchętniej blondynów.
W 1967 roku otrzymał tytuł wybitnego działacza JCC i został przewodniczącym okręgu. W 1968 roku o mało nie wybrano go na przewodniczącego JCC w Waterloo. Posiadał koneksje polityczne, przyjaźnił się z przedsiębiorcami, policjantami i funkcjonariuszami straży pożarnej. Był żonaty, miał dwoje pięknych dzieci, ładny dom i znaczne dochody. Co mogłoby pokrzyżować mu plany?
Otwierały się przed nim wielkie perspektywy, ale szczęśliwa passa nie trwała długo. W mieście i wśród członków JCC krążyły plotki na temat preferencji seksualnych Gacy’ego. Wydawało się, że zawsze przebywa w towarzystwie młodych chłopców. W mieście opowiadano, że Gacy to homoseksualista – a raczej, ściśle biorąc, biseksualista – i że próbuje podrywać młodych sprzedawców pracujących dla niego w KFC. Jednak jego najbliżsi nie chcieli w to wierzyć.
Do maja 1968 roku, gdy plotki okazały się prawdą i świat Johna Wayne’a Gacy’ego legł w gruzach.