Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Słonie w ogrodzie - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
12 kwietnia 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
26,89

Słonie w ogrodzie - ebook

Nominacja do nagrody Swiss Book Prize 2016.

Po niespodziewanej śmierci ojca bohaterka traci grunt pod nogami. Przez rok żyje jak we mgle, chodzi na przypadkowe wykłady na uniwersytecie, jeździ pociągiem po Szwajcarii, aby odwiedzić miejsca, w których dotychczas mieszkała. Wreszcie jedzie na Bałkany do rodzinnego Prizren w poszukiwaniu korzeni i utraconej tożsamości. Wspomnienia idyllicznego dzieciństwa w mieście naznaczonym osmańską przeszłością, które wraz z bliskimi musiała opuścić w wieku dziesięciu lat, wkraczają w jej szwajcarską teraźniejszość z ogromną siłą.

Wciąż żywe w jej wspomnieniach Prizren już nie istnieje, a ona sama bardzo się zmieniła. Szuka więc dla siebie miejsca w nowej ojczyźnie i oswaja nowy język. Jednak z każdym kolejnym poznanym niemieckim słowem uświadamia sobie, że coraz bardziej oddala się od matki. Mimo wszystko bohaterka próbuje wyjść z życiowego impasu.

Słonie w ogrodzie to wspaniała powieść nie tylko o życiu z piętnem emigracji i wyobcowaniu, stracie i stagnacji, lecz także o rozliczeniu z przeszłością i nowym początku.

„W swojej debiutanckiej powieści Kureyshi opowiada o tym, jak wraz z rodziną uciekła z Kosowa do Szwajcarii. Mówi prostym językiem, bez wyciskania łez. Dlatego właśnie jest to tak wspaniała książka”.
„Berner Zeitung”

„Młodej autorce udało się wykorzystać znane autobiograficzne klisze, by stworzyć przystępną, niezwykle aktualną powieść, która zachowuje doskonałe proporcje między powściągliwym stylem i bujnymi środkami poetyckimi”.
„Neue Zürchner Zeitung”

Słonie w ogrodzie to niewielka powieść, w której gęsta fabuła napisana jest powściągliwym językiem”.
„Die Zeit”

Meral Kureyshi (ur. 1983) – pisarka urodzona w Prizren (dzisiejsze Kosowo), od 1992 roku mieszka w Szwajcarii. Absolwentka Szwajcarskiego Instytutu Literatury w Bernie. Założycielka Lyrikatelier, instytucji zajmującej się promowaniem poezji wśród dzieci. Książka Słonie w ogrodzie jest jej debiutem powieściowym.

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8179-529-6
Rozmiar pliku: 3,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Twoją trumnę złożyli w ziemi. Chciałeś być pochowany w Prizren. Od miesiąca w każdy piątek z rana zasłaniam włosy białą chustą i odmawiam za ciebie Ja Sin, modlitwę za umarłych.

Z okna ósmego piętra widzę Anne, mamę, wychodzącą z domu. Wiem, że do jej warg przyklejone jest marlboro. W torbie, która na pewno ma więcej lat niż ja, nosi zawsze przynajmniej jedno czerwono-białe pudełko papierosów. Gdy tylko Anne wychodzi z domu, od razu zapala papierosa ogrzaną wcześniej w dłoni zapalniczką. Zaciąga się przy tym, lekko mrużąc oczy, jakby raziło ją światło. Jej pierś faluje. Gdy wydmuchuje dym, znika na krótko w papierosowym obłoku. Nie lubi palić samotnie, nigdy nie lubiła, i teraz stoi na dole jak piec zbędny w lecie.

Baba, mój tata, chciał oduczyć ją palenia. Anne dmuchnęła mu dymem w twarz i odparła, że dobre wino potrzebuje dobrego papierosa, a od kiedy przestała pić alkohol, zaczęła mawiać, że dobra kawa potrzebuje dobrego papierosa.

Torba Anne uszyta jest z czarnej, taniej, świńskiej skóry. Jest to duża torba z długim paskiem, żeby w zimie można ją było zarzucić na ramię okutane paltem. Kiedy szukam w niej pęsetki, zauważam małą wewnętrzną przegrodę. Zamknięcie torby na zamek błyskawiczny wygląda jak rana, rana, która została wprawdzie zaszyta, lecz z której nigdy nie wyciągnięto nici. Ząbek za ząbkiem otwieram torbę i znajduję w niej drewniany grzebień, który należał do ciebie.

Anne wyjmuje z torby składaną laskę. Widzę, jak ją rozsuwa, zawsze z lewej do prawej. Dziś przysłano pocztą dwie nowe laski, stara się z przodu zużyła.

Podobałoby ci się nasze nowe mieszkanie. Podłóg nie wyścielają dywany, a z balkonu ósmego piętra daleko ponad dachami można zaglądać do innych mieszkań. Zawsze lubiłeś Bümpliz. Przychodziłeś tu na zakupy, tu mieszkało wielu twoich przyjaciół, a w meczecie urządzonym w piwnicy wieżowca świętowałeś Bajram z dużą grupą mężczyzn z Albanii.

Przez pięć lat szukaliśmy tego mieszkania. Po twojej śmierci znaleźliśmy je na obrzeżach Berna w budynku, w którym mieszka dwadzieścia siedem rodzin obcokrajowców i trzy rodziny szwajcarskie.

– Ależ pani dobrze mówi po niemiecku – zauważyła głośno i wyraźnie wynajmująca.

– Mieszkamy w Szwajcarii, odkąd skończyłam dziesięć lat – powiedziałam.

Kiedy się tu wprowadzaliśmy, postanowiliśmy powiesić na ścianach obrazy. Do dziś ściany są puste.

Anne sama chodzi do szkoły dla niewidomych, a także do Alimy, tureckiego sklepu, poza tym jeździ pociągiem do Biel w odwiedziny do swojej przyjaciółki Eminy. Raz w miesiącu przychodzi do niej Franz, żeby przećwiczyć z nią nowe trasy, po których ona potem z dumą nas prowadzi – Anne przodem, my za nią. „Kacza rodzina”, woła za nami Maria z piątego piętra. Maria wie, kto z kim pokłócił się w bloku, kto nie oczyścił pralki we wspólnej pralni i kto nie wytarł kurzu z suszarki.

Mój brat skończył dwadzieścia dwa lata, jest ode mnie młodszy o dwa lata. Chciałby zostać grafikiem, pół dnia przesypia, w jego pokoju jest zawsze ciemno i brudno. Moja siostra, której ja bardziej matkuję niż mama – moja mama, nasza mama – jest młodsza ode mnie o dziesięć lat. Anne strzeże jej jak kruchego klejnotu. Nas nigdy tak nie traktowała. Mój brat często obrywał pokrzywami w tyłek, kiedy jako dziecko zsikał się do łóżka.

Szukam innych przedmiotów w ranie torby Anne i natykam się na złożoną kartkę papieru. To list, który przysłałeś nam w lecie 1991 roku z Istambułu. Od tego czasu minęło piętnaście lat. W liście donosisz, że chcesz dostać się do Szwajcarii, i prosisz, żebyśmy za tobą przyjechali, zaufali ci. Piszesz drukowanymi literami.

Papier złożony jest w kwadrat, w miejscach złożenia trochę już zbrązowiał, twoje pismo jest staranne. Słyszę, jak mówisz „lekarskie pismo”. Nie byłeś lekarzem, tylko sprzątałeś przychodnie lekarskie, a kiedy przychodziliśmy odwiedzić cię w pracy, wdziewałeś biały fartuch, który wisiał za drzwiami, a my sadowiliśmy się na leżance, przykrytej wcześniej białym papierem, i głęboko nabieraliśmy w płuca powietrza, żebyś mógł nas zbadać.

Kiedy przyszedł ten list, Anne siedziała na sofie w naszym małym mieszkaniu w Prizren w dzielnicy Kurila i płakała. Mój brat spał pod stołem na poduszce. Stałam w otwartych drzwiach wejściowych. Wiatr wwiewał do mieszkania żółte liście. Był to ciepły wiatr, który łaskotał mnie pod pachami. Kiedy Anne wstała i mijając mnie, przeszła przez próg, mechanicznie obróciłam za nią głowę, a gdy moja głowa wróciła na poprzednie miejsce, spod stołu patrzyło na mnie brązowe oko. Jak z oddali usłyszałam głos Anne:

– Baba nie wróci do domu.

Przejechałam językiem po ustach i poczułam smak soli.

– Ludzie są słoni – powiedział raz Dede, mój dziadek.

– Gdzie jest Baba?

– Nie wiem, nie wiem, nie wiem!

Anne ukryła twarz w dłoniach. Przeczytała nam list od Baby i odpisała mu. Dziś jej słowa wpadają nam jednym, a wypadają drugim uchem, a oczy Anne widzą ponad naszymi słowami.

Anne chodzi, jakby widziała. Więc kiedy nagle gwałtownie się zatrzymuje, wychylam się przez okno:

– Coś się stało? Zejść na dół?

Anne śmieje się, odwraca i znika w holu wejściowym naszego budynku. Zaniepokojona biegnę do windy.

– Zapomniałaś mnie umalować.

Anne „redukuje laskę”, jak nazywa tę czynność. W mieszkaniu nie potrzebuje laski. Idzie do łazienki, zamyka klapę ubikacji, siada na niej i zamyka oczy. Palcami rozprowadzam po jej twarzy puder, próbując pokryć zaczerwienione miejsca na policzkach. Skóra Anne jest w dotyku trochę szorstka.

– Zamknij oczy.

– Jak wyglądam? Nie widziałam się od dziesięciu lat.

– Wyglądasz jak Fatma Girik.

Anne narzuca białą chustę na swoje czarne loki.

Wstydziłam się tej jej chusty. Nikt w naszej rodzinie nie nosił chusty; dlaczego właśnie teraz, tu, w Szwajcarii, Anne musi nosić tę chustę! Zapytałam ją o to. Anne odparła, że najpierw powinnam się zastanowić, a dopiero potem pytać. Dlatego właśnie zaczęłam pisać. Mogę pisać, co myślę, i nikt mi nie wytknie, że najpierw powinnam pomyśleć, co mówię.

Wstydziłam się już nawet tego, że nie mogliśmy sobie kupić niczego nowego do ubrania, że strzygliśmy sobie nawzajem włosy, że byliśmy jedyni, którzy nie mieli auta ani telefonu, a do tego wszystkiego jeszcze Anne z tą chustą! Już wcześniej byliśmy inni od wszystkich, potem staliśmy się obcy.

W kuchni Anne wyjmuje z lodówki butelkę coli. Mówi, że przybiera na wadze, choć niczego nie je, kilogramy na jej biodrach podwajają się chyba od samego patrzenia.

Myślę o zdjęciach, które nosi ze sobą w torebce. Nie muszę się przed nią kryć, kiedy w niej grzebię, mogę to robić na jej oczach, które mnie nie widzą, kiedy Anne się śmieje i popija colę z butelki. Wstydzę się tego.

Zdjęcia pokazują Anne w tańcu, w ciasnym objęciu, na stole stoi sporo butelek wina, pod jednym okiem Anne widać rozmazaną mascarę. Anne. Czerwone usta. Czerwone paznokcie. Na jednym zdjęciu całujesz się z nią. Na innym Anne siedzi na twoich kolanach i śmieje się z głową przechyloną w tył, jedną ręką obejmuje cię za szyję. Teraz policzki Anne się nadymają. Z jej lekko uchylonych ust wydobywa się odgłos czkawki.

– To okropne, nie rób tak więcej – mówię.

Idę do swojego pokoju i zamykam drzwi. Słyszę za sobą jej śmiech.

Po chwili dochodzi do mnie odgłos zatrzaskiwanych drzwi wejściowych. Od razu wstaję i podchodzę do okna. Zima prowadzi właśnie swoją coroczną walkę z jesienią, wkrótce ją wygra. Czekam, aż Anne wyjdzie z budynku, zapali papierosa, znajdzie w torebce laskę. I rozłoży ją – z lewej na prawą, z lewej na prawą. Przed ostatnim zakrętem Anne ogląda się i szeroko się uśmiecha. Wie, że do niej macham.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: