Splątane losy. Zanim wybaczę - ebook
Splątane losy. Zanim wybaczę - ebook
Tajemnica z przeszłości i dług sprawiedliwości.
Karolina opiekuje się swoją surową, konserwatywną i apodyktyczną babcią. Marzy, żeby wreszcie się usamodzielnić i żyć według własnych reguł. Dzięki pomocy przyjaciółki znajduje pracę w pensjonacie Jesionowy Zakątek w Zaborzu. Tu próbuje wyjaśnić tajemnicę zawartą w pamiętniku pisanym w czasie II wojny światowej przez młodą dziewczynę, Polkę zmuszoną do służby u esesmana Ericha Henschela. Kim była Ludmiła? Co się stało z jej siostrą? Do czego były zdolne kobiety, by chronić swoje rodziny przez zagładą? Czy po życiu z bestialskim oprawcą jest jeszcze nadzieja? Karolina chce poznać całą historię i rozwikłać związki, które łączyły Ludmiłę i jej prababkę, odnaleźć ją samą lub przynajmniej jej potomków. Czy będzie to możliwe? Czy znajdzie odpowiedzi na wszystkie pytania?
Witajcie w Zaborzu. Tu każdy strzeże swoich tajemnic.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8103-788-4 |
Rozmiar pliku: | 891 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Sierpień 2009 roku
Mgnienie oka.
Czasem tyle wystarczy, aby czyjeś życie zmieniło się bezpowrotnie.
Zaledwie kilka sekund wcześniej Karola cieszyła się pięknym dniem. Miarowo wciskała pedały roweru, czując, jak powiew wiatru wpełza pod luźną koszulkę i chłodzi jej ciało. Zaśmiała się głośno, kiedy mocniejszy podmuch porwał jej długie włosy, aż zawirowały przy prawym policzku. Sierpniowe słońce przenikało przez liście drzew rosnących przy drodze, kładąc na jezdni falujące światłocienie. Karola przymknęła oczy i uniosła ku niemu uśmiechniętą twarz, aby przez chwilę napawać się ciepłym blaskiem. Gdzieś za sobą usłyszała narastający ryk silników i natychmiast zjechała na pobocze, ponieważ zbliżał się jakiś samochód. Jak okazało się chwilę później, nawet nie jeden, a dwa, jadące obok siebie tak szybko, że rower Karoli zachwiał się pod wpływem pędu powietrza, kiedy kierowcy minęli ją w rytm dudniącej z głośników muzyki.
Droga do Zaborza wiła się wśród lasów i obowiązywało na niej znaczne ograniczenie prędkości. Karola odnosiła jednak wrażenie, że kierowcy nic sobie nie robią z przepisów drogowych. Prują dobrze ponad setką, oceniła, patrząc na znikające za zakrętem auta. Pokręciła głową, w duchu ubolewając nad bezmyślnością ludzi, którzy ze spokojnej leśnej drogi zrobili sobie tor wyścigowy. Ryk silników odrobinę ucichł, więc znowu skupiła się na przyjemności, którą dawała jej jazda w to piękne popołudnie. Szkoda, że Majka…
Nie zdążyła nawet dokończyć tej myśli, kiedy usłyszała odgłos gwałtownego hamowania i zgrzyt metalu. A potem nagle nastała cisza. Karola przestraszona zachwiała się na siodełku, a z jej serca uleciał leniwy spokój. Coś najwyraźniej wydarzyło się za zakrętem. Czyżby któryś z szalonych kierowców stracił panowanie nad kierownicą i uderzył w drzewo? Nie zdziwiłoby jej to, skoro gnali jak wariaci. Mocniej nacisnęła pedały i przyśpieszyła, chcąc jak najszybciej dotrzeć na miejsce wypadku, aby sprawdzić, czy nikt nie został poszkodowany. Może jednak nie, skoro ponownie usłyszała warkot silników i pisk opon. To dobrze, pomyślała, znowu zwalniając. Nie życzyła źle nikomu, nawet odrobinę szalonym piratom drogowym.
Rozluźniła się więc i znowu szeroko uśmiechnęła, aż do momentu, kiedy wyjechała zza kolejnego zakrętu i dostrzegła leżącego na poboczu mężczyznę. Nastolatka właściwie, tak na oko niewiele starszego od niej. Leżał na wznak z rozrzuconymi rękami, a pierwsze, co rzuciło jej się w oczy, to jego noga dziwnie wygięta w kolanie. Obok niego błyszczała w słońcu zgięta rama czarnego roweru. Jedno z kół nadal odrobinę się kręciło i kiedy Karolina w końcu zatrzymała się przy poszkodowanym, zastygło z przeciągłym jękiem.
Karola prawie sfrunęła z roweru i odrzuciła go na bok, nie przejmując się, że może zarysować fioletową ramę. Przez chwilę spanikowana zastanawiała się, co robić. Co innego lekcje edukacji dla bezpieczeństwa i zajęcia z udzielania pierwszej pomocy, a co innego samodzielne ratowanie ludzkiego życia. A przecież w przyszłości zamierzała studiować medycynę. Przeżegnawszy się, uklęknęła przy nieruchomym chudzielcu i próbowała ogarnąć nagłą pustkę w głowie. Myśl, Karola! Co zrobić najpierw? Zawiadomić o wypadku jakieś służby? Może… Wypadałoby sprawdzić, czy chłopak w ogóle żyje, czy oddycha, aby udzielić dyspozytorowi pogotowia rzetelnej informacji.
– Hej! – skrzywiła się, słysząc swój piskliwy głos, więc odchrząknęła i odezwała się głośno po raz kolejny: – Słyszysz mnie? Wszystko w porządku?
Uderzyła się otwartą dłonią w czoło. Nieborak leży tu nieprzytomny, a ona pyta, czy wszystko w porządku. Przecież widać, że nie!
Oceniła ułożenie głowy nastolatka i zauważyła spływającą po skroni krew, która zdążyła zaplamić jego rozjaśnione słońcem włosy. Potrząsanie poszkodowanego za ramiona czy ruszanie go raczej nie byłoby dobrym pomysłem, więc zdecydowała się uszczypnąć chłopaka w ucho z nadzieją, że ten się ocknie. Przeczekała kilka pełnych napięcia sekund, obserwując jego twarz, ale nie zauważyła żadnej zmiany.
– Co dalej, Karola? – zastanawiała się głośno, czując, jak oblewa ją zimny pot. Z napięcia jej serce biło coraz silniej. – Właśnie! Serce! Sprawdzić tętno i oddech.
Uspokojona, że wie, jak postępować, przyłożyła dwa palce do tętnicy szyjnej chłopaka, usiłując wyczuć puls. Gdy poczuła pod opuszkami lekkie drgania, odetchnęła z ulgą. Kiedy jednak spojrzała na zegarek, skrzywiła się, ponieważ według niej drgnięcia następowały w zbyt dużych odstępach czasu.
Ale były! Zaobserwowała również, że klatka piersiowa chłopca unosi się w płytkim oddechu. Żył…
Wszystkie czynności dłużyły się w nieskończoność, ale kiedy otworzyła klapkę komórki, ze zdziwieniem uzmysłowiła sobie, że gdzieś w oddali nadal słyszy echo oddalających się z dużą prędkością samochodów. Od czasu kiedy na poboczu dostrzegła poszkodowanego, musiało upłynąć zaledwie kilkadziesiąt sekund. Dzięki Bogu jej telefon łapał tu zasięg.
Szybko wybrała numer alarmowy i niecierpliwie czekała na połączenie.
– Chłopak potrącony przez samochód – poinformowała chrapliwie dyspozytora. – Nieprzytomny, ale oddycha samodzielnie. Kierowca uciekł z miejsca wypadku.
– Gdzie pani jest?
Nie znała tych terenów zbyt dobrze, ale tą akurat drogą jechała już wcześniej z Majką.
– Znajduję się na szosie prowadzącej wzdłuż Jeziora Łańskiego. Niedawno minęłam zjazd do Leśniczówki, ale nie dotarłam jeszcze do rozwidlenia biegnącego do Zaborza.
– Rozumiem. Proszę monitorować stan poszkodowanego i ułożyć go w pozycji bocznej ustalonej. Postaram się, aby karetka dotarła jak najszybciej…
– Boję się ruszać jego głowę… – oznajmiła cicho, ale po drugiej stronie odpowiedziała jej jedynie cisza. Połączenie zostało zerwane. Spojrzała zdziwiona na telefon i natychmiast zorientowała się dlaczego. Jej telefon właśnie stracił zasięg.
Włożyła go do kieszeni spodni i zaczęła powtórne oględziny chłopaka. Wyglądało na to, że nie odniósł jakiś poważniejszych obrażeń zewnętrznych. Poza urazem głowy oczywiście, ale przekonała się, że krew prawie przestała płynąć. Nie wykluczało to jednak obrażeń wewnętrznych, ale zajęcie się nimi na szczęście nie leżało już w jej gestii. Tym zajmą się lekarze w szpitalu.
Może jednak powinna rozważyć ułożenie go w pozycji bezpiecznej? Upłynęło już kilka minut, a poszkodowany nadal nie odzyskał przytomności. Na dodatek nie podobał jej się odcień jego skóry, która mimo opalenizny powoli zaczynała przybierać barwę popiołu. Może powinna go czymś przykryć? Na przejażdżkę rowerem nie zabrała przecież apteczki, więc nie dysponowała kocem termicznym. W plecaku miała jednak lekki sweterek, który zarzuciła chłopakowi na ramiona, starając się jak najszczelniej go okryć.
Jeszcze raz przyjrzała się jego twarzy. Nie określiłaby jej jako superprzystojnej, ale miał w sobie to nieuchwytne coś. W normalnych okolicznościach pewnie robił na dziewczynach wrażenie, zwłaszcza że był dość proporcjonalnie zbudowany, co zdążyła dostrzec, kiedy szukała obrażeń na jego ciele. Typ, który nawet w koronkach i różu wygląda jak stuprocentowy facet, uznała, poprawiając na nim pudrowy sweter z koronkowymi wstawkami.
Kolejne minuty wlekły się niemiłosiernie, kiedy czekała na przyjazd karetki. Od momentu wypadku drogą nie przejechał żaden samochód, którego kierowca mógłby jej pomóc. A przede wszystkim ją wesprzeć.
– Trzymaj się – powiedziała nagle do nieprzytomnego chłopaka, biorąc go za rękę, aby dodać mu otuchy. Skrzywiła się odrobinę, czując, że dłoń jest nieprzyjemnie zimna. – Pomoc jest już w drodze, powinni tu dotrzeć lada chwila. W szpitalu raz dwa postawią cię na nogi i niedługo znów będziesz śmigał na rowerze. Nie wiem tylko, czy dasz radę uratować swoje dwa kółka – zafrasowała się, rzuciwszy ponownie okiem w kierunku wygiętej ramy. – Z drugiej strony lepiej on niż ty.
Umilkła na chwilę, ale, inaczej niż podczas przejażdżki, panująca wokół cisza przeszkadzała jej coraz mocniej. To pewnie z nerwów, uznała, po raz kolejny sprawdzając na tarczy zegarka, która godzina.
– Nie wiem jak ty, ale przyjechałam do Plusk na wakacje do przyjaciółki. Przez dwa lata chodziłyśmy razem do gimnazjum, ale tuż przed wakacjami jej ojciec odszedł do innej kobiety, a mama stwierdziła, że nie da rady utrzymać siebie i córki ze swojej nauczycielskiej pensji. Postanowiły więc przeprowadzić się na wieś do swojej rodziny, zwłaszcza że w tym samym czasie ciężko zachorowała prababcia Majki. Moja przyjaciółka długo nie mogła przebaczyć matce, że w trzeciej klasie musiała zmienić szkołę i zamieszkać gdzieś w leśnej głuszy. Ja z kolei sądzę, że te okolice są wyjątkowo piękne. Kiedy zaprosiła mnie na wakacje, okazało się, że mieszka niedaleko… A ty dlaczego zaczynasz charczeć?
Karola zamilkła i uważnie obserwowała ledwie dostrzegalne ruchy klatki piersiowej chłopaka.
– Jeśli moje gadanie ci przeszkadza, to się zamknę – obiecała przestraszona.
Z gardła chłopaka przestało się wydobywać dziwne rzężenie, a jego pierś poruszyła się gwałtownie i zastygła w bezruchu.
– Hej! – poklepała go po policzku, czując, jak jej własny oddech przyśpiesza. – Nie rób mi tego, słyszysz? ! Naprawdę potrafię zachować ciszę.
Pochyliła się nad jego twarzą i usiłowała wyczuć strumień wydychanego przez nieznajomego powietrza, ale bezskutecznie. Nic…
– Nie… nie… nie… – Karola zaczęła popadać w panikę. – Pomoc jest już w drodze… Oddychaj! Proszę cię.
Jeszcze raz spojrzała na klatkę piersiową chłopaka, ale ta ani drgnęła. Zacisnęła oczy… To znaczyło… A jeśli usiłując przywrócić krążenie, wyrządzi mu krzywdę? Połamie żebra? Biedak już i tak ma uszkodzone kolano…
– Idiotka – mruknęła. – Jeśli czegoś nie zrobisz, to w ogóle przestanie potrzebować żeber, a rodzina zacznie szukać trumny.
Wymierzyła sobie mentalny policzek i ujęła w dłonie głowę chłopaka, rozchylając jednocześnie jego usta. Pochyliła się i przylgnęła do nich wargami, jednocześnie wypuszczając zgromadzone w jamie ustnej powietrze. I jeszcze raz…
Teraz trzydzieści uciśnięć mostka. Rozpaczliwie szukała w pamięci ćwiczonego niegdyś ułożenia dłoni oraz miejsca, w którym powinna je umieścić na ciele poszkodowanego. I ruszyła.
Raz, dwa, trzy… dwadzieścia dziewięć, trzydzieści! – odliczała w myślach, czując, jak pot spływa jej po plecach, a ręce drżą z wysiłku. Szybkie zerknięcie na klatkę piersiową upewniło Karolę, że chłopak nadal nie oddycha.
– Błagam cię… – wyszeptała, pochylając się, aby oddać mu następne dwa oddechy. I znowu… Trzydzieści uciśnięć… dwa oddechy… trzydzieści uciśnięć… I tak bez końca.
Po kolejnych zauważyła, że jego twarz jest mokra. Czyżby płakał?
Nie… to ona zalewała się łzami, dygocząc jednocześnie z wysiłku. Już nie mogła, po prostu nie była w stanie kontynuować. Pomimo mroczków przed oczami postanowiła spróbować jeszcze raz. Może z mniejszą energią, ale dalej pobudzała jego serce do pracy. I nagle, kiedy już prawie omdlewała, usłyszała dźwięk pojazdu na sygnale. To ją zmotywowało: zebrała resztki drzemiących w niej jeszcze sił i coraz szybciej uciskała klatkę piersiową chłopaka.
– Żebyś nie ważył mi się tu teraz umierać, słyszysz? – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Zaraz tu będą, więc, do cholery, zacznij w końcu walczyć!
Wdmuchnęła mu do ust powietrze i rozpoczęła nową serię. Gdy ją skończyła, zauważyła, że jeden z ratowników nakłada chłopakowi na twarz maskę, a inny instaluje kołnierz na jego szyi.
Ktoś do niej coś mówił, ale las wokół nagle stał się jaskrawy, a potem zachwiał się i dziwnie poczerniał.
Gdy znów odzyskała jako taką świadomość, stwierdziła, że siedzi w jadącej na sygnale karetce, a silna dłoń dociska jej klatkę piersiową do ud. Nie widziała za dobrze – przed oczami wirowały jej żółto-szare wstęgi.
– Odzyskuje przytomność – usłyszała dobiegający z daleka głos.
– To dobrze – wymamrotała.
Posiedziała jeszcze dość długo zgięta wpół, czując, jak powoli wracają jej siły. Kiedy uniosła głowę, jeden z ratowników podał jej butelkę z wodą.
– Pora uzupełnić płyny – polecił, po czym odwrócił się do leżącego chłopaka. Ku swoje uldze dostrzegła, jak jego klatka piersiowa unosi się w oddechu.
– Udało się… – wyszeptała do samej siebie.
W szpitalu kazano jej czekać na policję i doktora, usiadła więc na plastikowym krzesełku, obserwując drzwi, za którymi zniknął przejęty przez lekarzy poszkodowany chłopak.
Spojrzała na wyświetlacz telefonu i zobaczyła trzy nieodebrane połączenia od Majki. Powinna do niej zadzwonić, uspokoić ją, że wszystko jest w porządku, ale kompletnie nie miała na to ochoty. Kiedy zobaczyła dwóch mundurowych kierujących się w jej stronę, Karola zaczęła coraz mocniej szlochać. Sama już nie wiedziała dlaczego. Przecież wszystko skończyło się dobrze.
Po prostu musiała!ROZDZIAŁ PIERWSZY
Zwolniona:
Jak to zwolniona? !
Karola z niedowierzaniem przyglądała się kierownikowi hotelu, w którym pracowała od sześciu miesięcy. Została zatrudniona na stanowisku recepcjonistki, co może nie było pracą jej marzeń, ale uznała, że od czegoś trzeba zacząć, aby powoli piąć się po szczeblach kariery. Wybrała stosunkowo niewielki hotel, jeden z trzech znajdujących się w rękach rodziny Obcowskich. Biegle znała angielski, ale nieźle radziła sobie również w kontaktach z francuskojęzycznymi gośćmi. Chwalono jej kompetencje, ale przede wszystkim spokój, który okazywała w kryzysowych sytuacjach. Nigdy nie traciła cierpliwości i miłego uśmiechu, starając się, w miarę swoich możliwości, spełnić czasami dość oryginalne życzenia gości.
W chwili kiedy zamierzała napomknąć o podwyżce, szef znienacka wręczył jej wypowiedzenie.
– Czy ktoś złożył na mnie jakąś skargę? – wykrztusiła, kiedy po raz trzeci zapoznała się z jego treścią. Gdy pierwszy raz przebiegła druk wzrokiem, pomyślała, że to jakaś koszmarna pomyłka. W związku z tym zapoznała się z dokumentem po raz kolejny i na wszelki wypadek przeczytała go po raz trzeci. Niestety z treści jednoznacznie wynikało, że za dwa tygodnie zostanie bezrobotna.
Położyła dokument przed sobą na biurku i wbiła wzrok w szefa. Mężczyzna lekko zmrużył oczy i pokręcił głową.
– O ile mi wiadomo nie.
– To może mi pan wytłumaczyć dlaczego? Zaledwie tydzień temu byłam wychwalana pod niebiosa przez pana Obcowskiego, a teraz dostaję kopa?
Jej zdziwienie odchodziło w niebyt wraz z legendarnym już stoickim spokojem. W ich miejsce pojawiły się rozgoryczenie oraz początki gniewu, który jednak nadal trzymała pod ścisłą kontrolą.
Kierownik zmarszczył brwi, najwyraźniej niezadowolony z kierunku, w którym zmierzała ich rozmowa.
– Właściciel doszedł do wniosku, że w tym momencie nie potrzebujemy aż tylu pracowników. Panią przyjęliśmy do pracy jako ostatnią.
To akurat nie była do końca prawda. W tym samym czasie została zatrudniona również Agnieszka.
– Zwalniacie mnie w kwietniu? Przed zbliżającym się sezonem, kiedy ludzie dopiero zaczynają odwiedzać miasto? Kiedy zjeżdżają wycieczki szkolne? – ironizowała. – Faktycznie: wyjątkowo rozsądna polityka kadrowa.
Skoro decyzja o jej zwolnieniu już zapadła, mogła dobitnie powiedzieć, co o tym sądzi. Nigdy wcześniej nie dyskutowała, tylko gorliwie wypełniała swoje obowiązki. I proszę jaka spotkała ją za to nagroda!
Kierownik jedynie westchnął.
– Uwierz mi, gdyby ta decyzja należała do mnie, pracowałabyś u nas dalej. Niestety mam związane ręce.
Karola nie odezwała się, tylko wymownie popatrzyła na szefa.
Intuicja podpowiadała jej, że zwolnienie miało wiele wspólnego z powołaniem nowej dyrektor. Pani Ewa była jedyną córką właściciela i podejmowała wszystkie decyzje dotyczące hotelu, jako że ojciec zostawił jej wolną rękę. Na Karoli kobieta zrobiła wyjątkowo niekorzystne wrażenie już podczas prezentacji, kiedy pan Obcowski osobiście zapoznawał ją z personelem. W odróżnieniu od ojca, który starał się utrzymywać w pracy miłą atmosferę, nowa pani dyrektor szybko dała odczuć pracownikom, kto tu rządzi. Na dodatek szybko znalazła wspólny język z jedną z dziewczyn pracujących w recepcji, Agnieszką. Karola podejrzewała, że Aga donosi nowej szefowej o wszystkim. Co prawda nie posługiwała się angielskim tak dobrze, ale jako pupilka szefowej znalazła się pod ochroną. Karola z niesmakiem wykrzywiła usta.
– Chcę przepracować okres wypowiedzenia i dostać ekwiwalent za niewykorzystany urlop – oznajmiła cicho, dochodząc do wniosku, że dalsze rozmowy będą prowadzić donikąd. Dyrektorka z sobie tylko znanych powodów uznała, że Karola jest zbędna. Może chciała przyjąć do pracy kogoś z polecenia.
– Oczywiście, oczywiście…
Kierownik pokiwał gorliwie głową, ocierając pot z czoła chusteczką, szczęśliwy, że tę nieprzyjemną rozmowę ma już za sobą. Kiedy został wezwany przez dyrektorkę i dowiedział się, kto ma zostać zwolniony, zwątpił przez chwilę w zdrowie psychiczne szefowej. Na miesiąc przed zwyczajowym najazdem gości właściciel zwolnił jedną z najbardziej kompetentnych pracownic. Tę, której sam wróżył ogromną karierę. Nie dyskutował jednak, skoro Obcowska uparła się, aby załatwić tę sprawę szybko i możliwie dyskretnie. Karolina Dziarska jest młoda i szybko znajdzie coś innego, zwłaszcza że zamierzał jej wystawić entuzjastyczną opinię. On niestety liczył już lata do emerytury i nie miał ochoty się narażać wyniosłej pracodawczyni. Gdyby jeszcze była równie kompetentna, co wystrojona…
Karola po powrocie do pracy z trudem zachowywała profesjonalny uśmiech. Załatwiała kolejne sprawy, odbierała telefony, a w duchu pytała siebie, dlaczego taka niesprawiedliwość przydarzyła się właśnie jej. Do tej pory uważała, że aby osiągnąć sukces, wystarczy się starać i zdobywać wiedzę. Wypowiedzenie, teraz bezpiecznie spoczywające w jej torebce, przekonało ją, że ludzie postępują słusznie jedynie wtedy, gdy nie godzi to w ich interesy. A przynajmniej pewien typ ludzi, pomyślała, obserwując przechodzącą obok niej Obcowską, która rzuciła jej pełen satysfakcji uśmiech. Kiedy godzinę później zakończyła zmianę, chwyciła za telefon. Ku swojej uldze szybko usłyszała w aparacie znajomy głos.
– Po prostu nie uwierzysz, co się stało… – rozpoczęła tyradę.
Po tym, jak przegadała pół godziny, siedząc na ławce w parku, poczuła się odrobinę lepiej. Majka jak zwykle miała rację. Świat nie kończy się na hotelu Pod Złotą Ciżemką. Korzystniej faktycznie zmienić pracę, niż wypruwać sobie żyły w miejscu, w którym nie ma przejrzystych zasad. Może się już pochwalić sporym doświadczeniem zawodowym, co pozwoli jej znaleźć inną, lepszą pracę. A pracować musi, jeśli kiedyś chce uniezależnić się od babci i pójść na swoje. Nie mogła się tego doczekać.
Konieczność wiecznego podporządkowywania się zasadom starszej pani odbierała jako co najmniej śmieszną. Jej dziadka wychowywano wyjątkowo surowo i dokładnie te samy zasady wprowadził w swoim domu w stosunku do mamy Karoli. Kiedy dodawała do nich nadopiekuńczość seniorki, Karoli absolutnie nie dziwiło, że mama wcześnie wyszła za mąż, a potem korzystała z każdej okazji, aby wyjeżdżać z ojcem. Chociaż własnym dzieciom starała się zapewnić swobodne dzieciństwo, wolność natychmiast kończyła się, kiedy wraz z bratem lądowali u dziadków i musieli przestrzegać setek reguł. Teraz, jako dorosła kobieta, nie potrzebowała opiekuna, ale mamie zależało, aby ktoś w czasie jej nieobecności przypilnował babci. Pozbawiona pracy i źródła dochodu mogła u niej utknąć na dłużej, więc czuła się zdeterminowana, aby znaleźć coś jak najszybciej. Seniorka wykorzystałaby tę sytuację jako argument, aby Karola przeniosła się do niej na stałe. Na tę myśl poczuła przeszywające dreszcze.
Oczywiście nie było mowy, aby otrzymała kredyt na kupno własnego mieszkania. Do pełni szczęścia wystarczyłoby jej jednak wynajęcie małej kawalerki. Nawet takiej tylko odrobinę większej od znaczka pocztowego. Nie musiałaby dłużej słuchać uwag, że jej spódniczki nie sięgają wystarczająco daleko przed kolano, a spodnie bywają zbyt opięte. Że nie siedzi wystarczająco prosto, zadaje się z nieodpowiednimi osobami, a jej lektury są niedostatecznie ambitne. Że spóźniła się do domu o minutę.
A właśnie… Karola nerwowo zerknęła na zegarek ustawiony dokładnie według czasu wskazywanego przez kuchenny zegar babci i natychmiast poderwała się z ławki. Miała dokładnie siedem minut, aby dobiec do domu. W przeciwnym razie końcówka pechowego już dnia okaże się jeszcze gorsza.
Spocona zgięła się wpół i dysząc ciężko, nacisnęła na dzwonek w chwili, kiedy zegar zaczął wybijać siódmą. Zdążyła! Drzwi uchyliły się, ukazując szczupłą sylwetkę starszej damy. Ta zmarszczyła z niesmakiem brwi, widząc, jak wnuczka ciężko opiera się o framugę cała zaczerwieniona i na dodatek z grzywką przylepioną do zroszonego potem czoła. Na szczęście nie odezwała się ani słowem, tylko pozwoliła zasapanej Karoli wejść do środka i ściągnąć mokasyny oraz lekką kurtkę.
Karolina zaniosła torebkę do swojej sypialni i udała się do łazienki, aby umyć ręce. Później przeszła do jadalni, gdzie na stole czekała już na nią parująca zapiekanka makaronowa. Pierwszy kęs upewnił ją, że warto było biec przez większość drogi i nabawić się kolki, ponieważ cokolwiek by mówić o jej babci, ta gotowała po prostu bosko!
Wróciłaby minutę późnej i z wnętrznościami grającymi z głodu nawet nie marsza, ile skocznego oberka, obserwowałaby, jak babcia sama powoli delektuje się zapiekanką. Spóźniający się, według pani Arendt, nie zasługują na posiłek i mogą chodzić spać głodni. Oczywiście po wcześniejszej rozmowie dyscyplinującej, która przypominałaby niesfornej wnuczce o panujących u Arendtów zasadach. To, że Karolina już dawno odebrała dowód osobisty, pozostawało zupełnie nieistotne, skoro mieszkała u babci. Jej dom, jej zasady.
– Kiedy posprzątasz w kuchni, zrób nam herbaty. Musimy porozmawiać – oznajmiła dostojnie starsza pani, po czym przeszła do salonu.
Karola po raz kolejny tego dnia oblała się potem, tym razem lodowatym. Dobrze, że nadal siedziała, ponieważ babcina potrzeba rozmowy mogła sugerować podjęcie tylko jednego tematu.
Dziewczyna powoli zbierała naczynia ze stołu i jeszcze wolniej przenosiła je do kuchni. Pamiętającą jeszcze czasy przedwojenne porcelanę pani Arendt należało ostrożnie myć w zlewie. Nie nadawała się do zmywarki, więc nawet gdyby ten diabelski wynalazek został przez staruszkę zaaprobowany i kupiony, nie wyręczyłby Karoli w tym znienawidzonym przez nią zajęciu. Przy innych okazjach zmęczona dziewczyna pewnie burczałaby pod nosem, uważnie pocierając gąbką nasączoną płynem kolejne naczynia. Tego wieczoru myła każdy talerz nadzwyczaj dokładnie, po czym równie starannie osuszała go płócienną ściereczką i chowała do szafki. Cały czas łudziła się, że babcia poczuje się na tyle strudzona, aby pójść spać, zanim Karolina skończy kuchenne porządki. Jednak pomimo że mocno nadstawiała ucha, nie usłyszała żadnych dźwięków świadczących o tym, że seniorka wcześniej uda się na spoczynek. Kiedy ostatni wypucowany talerz znalazł się w szafce, a w filiżankach wylądował perfekcyjnie zaparzony earl grey, Karola powędrowała z tacą do salonu.
– Już myślałam, że osobiście zbierasz herbatę na Cejlonie, zamiast po prostu zalać tę, którą kupiłam – powiedziała pani Arendt i zgarnęła z tacy filiżankę ze spodkiem. – Siadaj.
Karola zajęła miejsce obok babci, prostując automatycznie plecy i w duchu godząc się z nieuniknionym. Ponuro obserwowała, jak nad filiżankami unosi się para.
– Przejrzałam twój grafik i zauważyłam, że sobotni wieczór masz wolny. To dobrze, ponieważ spodziewamy się gości.
Karola nawet nie mrugnęła i starała się wyglądać na maksymalnie rozluźnioną. Uzmysłowiła sobie, że nie może się przyznać babci do utraty pracy. Staruszka i tak była jak taran przy drzwiach z dykty: rozbijała w drzazgi każdą próbę oporu. Kiedy dowie się, że z hotelowej kariery Karoliny wyszło wielkie nic, będzie drążyć tak długo, aż dziewczyna ustąpi. Choćby po to, by nie wylądować u czubków. Albo za kratkami, kiedy w napadzie szału udusi babcię, żeby nareszcie powstrzymać jej spiski.
Ponuro pomyślała, że popracowałaby jeszcze miesiąc, góra dwa, i pewnie odłożyłaby pieniądze na kaucję za mieszkanie. A rodzicom może udałoby się spacyfikować zasadniczą staruszkę po powrocie.
– Jakieś twoje znajome? – spytała, zaciskając w myślach kciuki.
– Można tak określić naszych gości. – Babcia królewsko skinęła głową i wskazała na pełną filiżankę wnuczki. – Nie pijesz?
Karola natychmiast złapała za spodeczek i opróżniła filiżankę trzema haustami, wywołując skrzywienie na twarzy starszej pani.
– Ile razy cię uczyłam? Prawdziwa dama sączy napój, a nie żłopie jak chłop jakieś piwsko w spelunie.
Karola nabrała powietrza kilka razy i uśmiechając się, eleganckim ruchem postawiła filiżankę na ławie, pilnując, aby porcelana nie wydała najmniejszego dźwięku.
– Tak, babciu. Nie raz. Miałam jednak dzisiaj wyjątkowo trudny dzień i chciałabym się już odświeżyć i położyć.
Babcia spojrzała na nią bez śladu współczucia w niebieskich oczach.
– Gdybyś mnie słuchała, już dawno byłabyś mężatką i nie musiałabyś nawet kiwać palcem poza domem. Wam, młodym, wydaje się jednak, że pozjadaliście wszystkie rozumy i wszystko wiecie lepiej. Nas z dziadkiem wychowano inaczej i wyszło nam to tylko na dobre.
Karola siłą powstrzymała się od przewrócenia oczami, co spowodowałoby trwający godzinę wykład. Policzyła w myślach do dziesięciu, wzięła trzy głębokie oddechy i kiedy już zyskała pewność, że jej wypowiedź będzie spokojna, odważyła się odezwać:
– Babciu, dzisiaj kobiety robią karierę na równi z mężczyznami. Mamy dwudziesty pierwszy wiek i…
– Robią karierę – bezpardonowo weszła jej się w słowo babcia – ponieważ te biedaczki nie mają innego wyjścia. W domu nie nauczono ich, że można żyć inaczej, a nie tylko gonić za mrzonkami. To takie wulgarne, kochanie. Przy właściwym mężczyźnie kobieta może się spełniać w sposób odpowiedni dla siebie. Ja na przykład nigdy nie musiałam pracować zawodowo, twoja matka również. Nie pojmuję przyczyn, dla których ty zaharowujesz się dla kogoś obcego, zamiast siedzieć w domu i korzystać z życia.
Karola znowu liczyła w myślach, jednak nawet doliczenie do setki nie zmniejszyło poziomu jej irytacji. Babcia świetnie odnalazłaby się w dziewiętnastym wieku w roli wielmożnej pani wyżywającej się na służbie. Mąż i teść świetnie ją wytresowali, tak przynajmniej twierdziła mama Karoli. Dziewczyna jednak miała nieco większe ambicje, niż przez całe życie podawać mężczyźnie kapcie i obiadki oraz dbać o jego świetny humor. Najchętniej wprost powiedziałaby staruszce, co o tym wszystkim myśli, jednak nie chciała, aby babcia ponownie wylądowała w szpitalu z powodu niebezpiecznego skoku ciśnienia spowodowanego ognistą wymianą zdań. Przed wyjazdem rodziców przecież obiecała im, że podczas sprawowania opieki nad starszą damą nie da się sprowokować. Niestety już drugiego dnia po przeprowadzce do babci zaczęła się zastanawiać, czy w tym wypadku zachowywanie spokoju przypadkiem nie jest syzyfową pracą. Pani Arendt umiała ją bowiem zirytować jak nikt inny. Konieczność dzielenia czerech ścian z kontrolującą babcią jak nic wcześniej zmotywowało Karolę do natychmiastowego znalezienia pracy.
– No, to wygląda na to, że ustaliłyśmy już wszystko. – Pani Arendt przechyliła filiżankę i wypiła ostatni łyk herbaty. A Karolina, która w czasie monologu babci pogrążyła się w rozmyślaniach, gorączkowo zastanawiała się, o czym zdecydowała starsza pani. I jakie czekają ją wobec tego niespodzianki w sobotni wieczór.
Kolejna noc w pracy bynajmniej nie nastawiła jej bardziej optymistycznie, zwłaszcza kiedy zauważyła zmiany naniesione przez dyrektorkę w grafiku. Zgodnie z nimi miała przepracować niedzielę, a potem przychodzić na nocne zmiany. I tak do końca okresu wypowiedzenia. Oznaczało to dotrzymywanie babci towarzystwa w ciągu dnia. Chociaż… zmieniony grafik miał też swoje jasne strony. Kiedy starsza pani zajmie się plotkami z którąś z rozlicznych przyjaciółek, Karola zyska czas konieczny do zaktualizowania CV. Dzięki Bogu zna biblioteki z dostępem do internetu, w których mogła poszukać ofert pracy, ponieważ babcia nie zamierzała zapraszać do domu tego diabelskiego wynalazku. Następnie osobiście zawiezie papiery wszędzie tam, gdzie mogłaby liczyć na etat.
Po wieczornym zamieszaniu z zakwaterowaniem grupy szkolnej około dwudziestej pierwszej opadła z ulgą na krzesło za ladą recepcji i zabrała się do wstukiwania do systemu danych młodych gości. W pewnym momencie jej skupienie zostało przerwane przez pukanie w drewniany blat.
Karola oderwała wzrok od monitora i spojrzała na stojącego przed ladą nastolatka odzianego jedynie w koszulkę i szorty.
– Czym mogę służyć? – spytała, obdarzając młodzieńca profesjonalnym uśmiechem.
– Kibel się zatkał. Pokój 23 – rzucił i pomknął w stronę windy.
Cóż, zatkana toaleta będzie musiała poczekać, aż w holu pojawi się któryś z pracowników hotelu. A jeszcze lepiej, aż przyjdzie do pracy któraś z hotelowych złotych rączek. Karola prawie niewidocznie wzruszyła ramionami i powróciła do przerwanego zajęcia. Po piętnastu minutach ktoś chrząknął jej nad uchem. Tym razem przed ladą stało już dwóch skąpo odzianych nastolatków.
– Pojawi się ktoś w końcu, żebyśmy mogli wejść do łazienki? Starsze trują, że mamy się umyć przed ciszą nocną.
– A próbowali panowie użyć spłuczki?
– Nie jestem debilem – zdenerwował się jeden z nastolatków. – Pokój 23 i niech się pani w końcu ruszy.
Nim za przyszłością narodu zamknęły się drzwi windy, zdążyła jeszcze usłyszeć komentarz na temat swojego koloru włosów i powiązanego z nim ilorazu inteligencji. Westchnęła, wybrała numer do restauracji i poprosiła, aby jedna z koleżanek zastąpiła ją na chwilę za blatem recepcji. Następnie uzbrojona w porwany z kantorka sprzątaczek przepychacz sanitarny ruszyła po schodach. Otworzył jej świecący gołą klatą nastolatek, którego już znała z recepcji.
– Nareszcie – mruknął, po czym ruszył w głąb pokoju, aby przepuścić ją do łazienki.
Wzięła głęboki oddech i przygotowała się mentalnie na konieczność wykonania nieprzyjemnej pracy. Jeden rzut oka upewnił ją, że muszla jest przepełniona, ale postanowiła, że nim zacznie pracować przepychaczem, spróbuje jeszcze raz spuścić wodę.
– Pani, to nie działa – oznajmił, patrząc na nią z góry, tyczkowaty rudzielec.
Karola nie wdawała się z nim w dyskusje, tylko opuściła klapę sedesu i energicznie nacisnęła oba przyciski. Gdy pojemnik się napełnił, zrobiła to ponownie i dopiero wtedy uniosła deskę w górę. Ku swojej uldze zobaczyła jedynie czystą wodę, co uwolniło ją od manewrowania przepychaczem na oczach młodych gości.
– Proszę bardzo – obdarzyła ich miłym uśmiechem.
Roznegliżowanemu chłopakowi rumieniec sięgał już do szyi, a jego kolega wyglądał na równie zawstydzonego. Nim zamknęła za sobą drzwi, usłyszała ciche „dziękuję”. I jeszcze cichsze „przepraszam”.
Schodząc, pomyślała, że przynajmniej jeden gówniany problem ma już z głowy.