- W empik go
Szkicując - ebook
Szkicując - ebook
„Szkicowanie” nie ma nic z brudnopisowości, szybkości, prowizoryczności. To raczej – jak w rysunku – lekkie, precyzyjnie pociągnięcia służące nakreśleniu całości. (…) Pociągnięcia budujące interesującą, dojrzałą opowieść o życiu kobiety, w której miłość i śmierć, ludzie i zwierzęta, nadzieja i rozpacz, świat i pustka, przeszłość i teraźniejszość splatają się ze sobą w egzystencjalnym doświadczeniu i literackim zapisie tego doświadczenia.
Z recenzji dr hab. Doroty Kozickiej, prof. UJ
Wśród nurtów przepływających przez ten osobisty, poetycki raptularz wyróżnić możemy przenikającą wszystkie wiersze kobiecość, specyficzny, kobietom tylko właściwy sposób widzenia świata i reagowania na niego. To kobiecość świadoma wywieranej na niej presji przez świat, który usiłuje odebrać jej autonomię i tożsamość, zadaje rany, po których pozostają blizny (cykl „Kiedy zabijali”). (…) Autorka tych wierszy przemawia własnym, rozpoznawalnym głosem, nie zawdzięcza niczego rówieśnikom, poetyckim modom, „duchowi epoki” (…).
Z recenzji dra Jerzego Illga
Spis treści
ONA
WRACAJĄC CIEPŁYM LUTOWYM POPOŁUDNIEM Z CASSIS DO MARSYLII
(SZKIC 1)
WRACAJĄC CIEPŁYM LUTOWYM POPOŁUDNIEM Z CASSIS DO MARSYLII
(SZKIC 2)
WRACAJĄC CIEPŁYM LUTOWYM POPOŁUDNIEM Z CASSIS DO MARSYLII
(SZKIC 3)
WRACAJĄC CIEPŁYM LUTOWYM POPOŁUDNIEM Z CASSIS DO MARSYLII
(SZKIC 4)
UKRAIŃSKI KALEJDOSKOP
IDĘ JA I IDĄ ONE, NIEZAUWAŻONE
FARAMUSZKA
KIEDY ZABIJALI (SZKIC 1)
KIEDY ZABIJALI (SZKIC 2)
KIEDY ZABIJALI (SZKIC 3)
KIEDY ZABIJALI (SZKIC 4)
KIEDY ZABIJALI (SZKIC 5)
KIEDY ZABIJALI (SZKIC 6)
KIEDY ZABIJALI (SZKIC 7)
KIEDY ZABIJALI (SZKIC 8)
KIEDY ZABIJALI (SZKIC 9)
RZECZ O PISANIU
BALKON
PLANETA ZIEMIA
PLANETA WENUS
PLANETA MARS
LITANIA PRZEBŁAGALNA (SZKIC 1)
LITANIA PRZEBŁAGALNA (SZKIC 2)
LITANIA PRZEBŁAGALNA (SZKIC 3)
74
MOJA KOLEŻANKA ZWYCZAJNOŚĆ (SZKIC 1)
MOJA KOLEŻANKA ZWYCZAJNOŚĆ (SZKIC 2)
MOJA KOLEŻANKA ZWYCZAJNOŚĆ (SZKIC 3)
MOJA KOLEŻANKA ZWYCZAJNOŚĆ (SZKIC 4)
SPOTKANIE (SZKIC 1)
SPOTKANIE (SZKIC 2)
SPOTKANIE (SZKIC 3)
SPOTKANIE (SZKIC 4)
SPOTKANIE (SZKIC 5)
NA SYCYLII
MY EUROPEJKI (SZKIC 1)
MY EUROPEJKI (SZKIC 2)
MY EUROPEJKI (SZKIC 3)
MAKARON VS. SAMOTNOŚĆ
WYZNANIE
SĄ DNI (SZKIC 1)
SĄ DNI (SZKIC 2)
SĄ DNI (SZKIC 3)
GDY POPEŁNISZ NAJWIĘKSZY BŁĄD W SWOIM ŻYCIU (SZKIC 1)
GDY POPEŁNISZ NAJWIĘKSZY BŁĄD W SWOIM ŻYCIU (SZKIC 2)
GDY POPEŁNISZ NAJWIĘKSZY BŁĄD W SWOIM ŻYCIU (SZKIC 3)
GDY POPEŁNISZ NAJWIĘKSZY BŁĄD W SWOIM ŻYCIU (SZKIC 4)
KLAUSTROFOBIA W TAKSÓWCE
PIŁA GŁÓWNA
JA I INNE KOBIETY
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-242-6803-0 |
Rozmiar pliku: | 3,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
POPOŁUDNIEM Z CASSIS DO MARSYLII (SZKIC 1)
16.20
Moczyliśmy białe stopy we francuskim morzu, z daleka od imigranckich dzielnic Marsylii. Łagodność tafli wody wnikała pod nasze drżące powieki i wypływała powolną łzą. Gdzieś tam łodzie wypełnione marzeniami o europejskim życiu rozpruwały jej powierzchnię. W końcu zasnęliśmy na rozłożonych na piasku trenczach i przyśniła nam się para łabędzi z podciętymi lotkami. – Czy dochowamy sobie, jak one, wierności? – spytałam.
WRACAJĄC CIEPŁYM LUTOWYM
POPOŁUDNIEM Z CASSIS DO MARSYLII (SZKIC 2)
16.40
I trzeba było wracać, ostatni bezpośredni autobus do portu, tej otwartej na oścież bramy Europy, niekiedy przymykanej nagłymi podmuchami niechęci, odjeżdżał o siedemnastej. Szliśmy powoli, z piaskiem między palcami stóp, z roztopionymi w słońcu niewypowiedzianymi słowami, agresywnością polskich spółgłosek w głowie. – Jak to jest myśleć po francusku? Inaczej niż po algiersku? – spytałeś.
WRACAJĄC CIEPŁYM LUTOWYM
POPOŁUDNIEM Z CASSIS DO MARSYLII (SZKIC 3)
17.00
W autobusie był tłum, wycieczka emerytów. Pan siedzący przede mną cały czas mówił, sepleniąc, nic nie rozumiałam, śmiał się i bezwiednie co chwilę unosił szczękę ponad dziąsła, a następnie ją przygryzał.
Wspięliśmy się krętą drogą na wzgórza nad calanques. Widać było języki wody wcinające się w ląd. Zbłąkana mucha, która wsiadła razem z nami, bzyczała coraz słabiej, resztkami sił próbując znaleźć wyjście na przezroczystej tafli okna. Nic nie wskazywało na to, że zaraz zostanie rozbite i mucha wreszcie odnajdzie wolność. W centrum Marsylii trafił w okno kamień. Kamień nierozumiejący mowy polskiej, francuskiej i algierskiej. No man’s stone.
WRACAJĄC CIEPŁYM LUTOWYM
POPOŁUDNIEM Z CASSIS DO MARSYLII (SZKIC 4)
23.30
Fidelité to tamto popołudnie: ja zmęczona, mucha zdezorientowana, wzbijająca się w powietrze, ty z zaschniętą na czole nieregularną, słabo widoczną linią soli z wody morskiej, dzielna pani kierowczyni, uciekająca od tłumu, zapach zupy bouillabaisse, brudna, pokryta sprejem ławka nad brzegiem zatoki, szczotka, którą próbowałam rozczesać najeżone, elektryzujące się myśli, a później nocne, słyszane jakby w oddali, ale jednak blisko, strzały z broni palnej.
Wczoraj w Sercątku Herty Müller znalazłam dwa francuskie bilety autobusowe, rachunek za mydło i niewyraźne KTG mojego rodzącego się wtedy uczucia.