Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Ta, którą nigdy nie byłam - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
3 listopada 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ta, którą nigdy nie byłam - ebook

„Jestem nią, a ona jest mną, dzieli nas tylko chwila”.

MaryMarie, wychowana w małym szwedzkim miasteczku, w rodzinie ofiary Holocaustu, osiąga sukces zawodowy – staje się uznaną dziennikarką, a następnie ministrem. W jej życiu osobistym brakuje jednak szczęścia. Mąż, notoryczny kobieciarz, jest sparaliżowany po tym, jak w jednym ze wschodnioeuropejskich miast zostaje wyrzucony przez okno, najprawdopodobniej przez nieletnią prostytutkę. Gdy MaryMarie czuwa przy łóżku chorego, zastanawia się, co w tej sytuacji zrobiłaby Mary, a co Marie. Odpowiedź nasuwa się sama. Jedna – pozwoliłaby mu żyć, druga – odłączyłaby od respiratora... W tym miejscu drogi Mary i Marie rozchodzą się, ich losy – choć pozostają ze sobą w ścisłym związku – biegną w całkiem przeciwnych kierunkach…

Przełożyła Katarzyna Tubylewicz

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-7417-5
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZYPUSZCZENIE

przy­pusz­cze­nie

Białe slipy w dosko­na­łym gatunku.

Pie­lę­gniarka, która go zna­la­zła, nie mogła się powstrzy­mać, musiała ich dotknąć. Prze­su­nęła ręką po mate­riale, palec dotknął metki: _Björn Borg under­wear._ Nic jej to nie powie­działo. Ni­gdy nie sły­szała o kimś takim jak Björn Borg.

Pora­nek był zimny, przez chwilę zasta­na­wiała się, czy zdjąć płaszcz i przy­kryć tego czło­wieka, ale zaraz wyobra­ziła sobie, że kiedy przy­je­dzie karetka, zrobi się tu zbie­go­wi­sko i ktoś – pew­nie jakaś Rosjanka – zła­pie płaszcz, twier­dząc, że należy do niej. Nie stać jej na stratę płasz­cza. Zdjęła swój kra­cia­sty sza­lik i poło­żyła tam­temu na piersi. Wie­działa, że nie może go nim owi­nąć, nie wolno go ruszać z miej­sca. Naj­mniej­sze poru­sze­nie mogłoby raz na zawsze uczy­nić z niego kalekę. Jeśli już nim nie był.

Prze­su­nęła dło­nią po jego ramie­niu. Bar­dzo owło­sione. Przy­stojny męż­czy­zna, od razu widać, cho­ciaż muskuły ma tak zwiot­czałe, że spra­wiają wra­że­nie, jakby miały się odkleić od kości. Bar­dzo blady, ale pół­przy­mknięte oczy są ciemne. Może jest przy­tomny.

– Wszystko będzie dobrze – szep­nęła. – Zoba­czy pan. Pro­szę tylko pocze­kać.

Jakiś hałas. Spoj­rzała w górę budynku. Na wie­trze trza­skało otwarte okno.WSPOMNIENIE

wspo­mnie­nie

Trze­ciej nocy zaczę­łam śnić.

Cho­ciaż wcale nie spa­łam. Sie­dzia­łam z otwar­tymi oczami na krze­śle dla odwie­dza­ją­cych przy łóżku Sver­kera i nagle zoba­czy­łam sie­bie samą pod latar­nią w przy­szpi­tal­nym parku. Posta­wi­łam koł­nierz kożuszka i scho­wa­łam brodę w bia­łym futrze. Strasz­nie zimno. Mój oddech zamar­z­nie, pomy­śla­łam, może zawi­śnie w powie­trzu jak kła­czek waty cukro­wej. W tej samej chwili zoba­czy­łam tę drugą kobietę. Bie­gła przez traw­nik ubrana w zwiewną, let­nią sukienkę – białą w zie­lone groszki – obcasy jej san­da­łów na rze­myki wywier­cały kwa­dra­towe dziurki w śniegu. W pierw­szej chwili jej nie pozna­łam, nie myśla­łam o niej przez wiele lat, ist­niała na mar­gi­ne­sie mojej świa­do­mo­ści, dobrze znana i oczy­wi­sta niczym bli­zny po małych ran­kach dzie­ciń­stwa i podob­nie jak one nie­warta uwagi. Musi mar­z­nąć, pomy­śla­łam, otu­la­jąc się jesz­cze szczel­niej koł­nierzem, nie ma nawet poń­czoch. W tej samej chwili sta­nęła przede mną, spoj­rza­ły­śmy na sie­bie.

– Marie – zapy­ta­łam – to naprawdę ty? Wykrzy­wiła się.

– Mary – powie­działa – czy to naprawdę ja?

– Mary­Ma­rie – zapy­tał stłu­miony głos – nie poło­żysz się? Przy moim krze­śle przy­kuc­nęła pie­lę­gniarka, deli­kat­nie gła­dziła mnie po ramie­niu. Młoda blon­dynka w nie­bie­sko-bia­łym stroju. Świeża jak jabłuszko. Przez chwilę jej się przy­glą­da­łam, potem prze­su­nę­łam czub­kiem języka po zębach. Pokry­wała je war­stwa cze­goś dziw­nego. Kiedy ostat­nio je myłam? Nie mogłam sobie przy­po­mnieć. Kie­dyś.

Pie­lę­gniarka miała na piersi małą tabliczkę z imie­niem. _Jen­ni­fer._ Cześć, Jen­ni­fer, pomy­śla­łam. Podo­ba­ła­byś się Sver­ke­rowi. Szkoda, że nie może cię poznać. A wła­ści­wie to bar­dzo dobrze. Nie­sa­mo­wite szczę­ście zarówno dla cie­bie, jak i dla mnie.

Jen­ni­fer prze­krzy­wiła głowę, usi­łu­jąc się uśmiech­nąć.

– Potrze­bu­jesz snu, Mary­Ma­rie. Nic się nie polep­szy od tego, że i ty zacho­ru­jesz.

Okle­pane zda­nie, które – jak więk­szość zdań tego typu – zawie­rało prawdę. Nic by się nie polep­szyło, gdy­bym i ja zacho­ro­wała. Z dru­giej strony, nic by się też nie pogor­szyło. Na jedno wycho­dzi.

Kilka sekund cze­kała na odpo­wiedź, a kiedy ta nie nade­szła, zaczęła mnie nama­wiać bar­dziej zde­cy­do­wa­nie.

– Słu­chaj – powie­działa. – Mamy wystar­cza­jąco dużo pacjen­tów na tym oddziale, nie potrze­bu­jemy wię­cej… Teraz wsta­niesz, a ja zapro­wa­dzę cię do łóżka.

Wzięła mnie pod ramię i posta­wiła na nogi. Gwał­towna zmiana pozy­cji spra­wiła, że zakrę­ciło mi się w gło­wie, ale nie sta­wia­łam oporu. Przez kilka chwil sta­łam bez ruchu z zamknię­tymi oczami i cze­ka­łam, aż pod­łoga prze­sta­nie wiro­wać, potem wyśli­zgnę­łam się pie­lę­gniarce. Nie potrze­bo­wa­łam pomocy. Mogłam iść sama. Dodat­kowe łóżko było zresztą bli­sko, wystar­czyło kilka kro­ków, żeby do niego dojść. Kiedy się poło­ży­łam, poczu­łam zmę­cze­nie w całym ciele. Bolały mnie plecy. Kark też był obo­lały. Mimo to wie­dzia­łam, że nie zasnę. Kiedy Jen­ni­fer nakry­wała mnie żółtą piko­waną koł­drą, schwy­ci­łam jej far­tuch. Tyle że stra­ci­łam zdol­ność mówie­nia, w ciągu ostat­niej doby byłam w sta­nie wypo­wie­dzieć zale­d­wie jedno słowo, a to nie star­czyło, by wytłu­ma­czyć, że chcę coś na sen. Na przy­kład pigułkę. Albo strzał pro­sto w czoło. Nie mogłam powstrzy­mać tylko tego jedy­nego słowa, wyta­czało się z moich ust jak małe jajeczko. Bez udziału woli.

– Alba­tros?

W oczach Jen­ni­fer mignął strach, ale szybko go odpę­dziła. Nie ma się czego bać. Jako świeżo upie­czona dyplo­mo­wana pie­lę­gniarka wie­działa, jak radzić sobie zarówno z waria­tami, jak i z ludźmi w sta­nie szoku. Nie zdą­żyła jesz­cze zde­cy­do­wać, do któ­rej kate­go­rii mnie zali­czyć, ale nie miało to aż takiego zna­cze­nia, spo­sób trak­to­wa­nia był i tak jed­na­kowy. Życz­li­wie, lecz zde­cy­do­wa­nie. I oczy­wi­ście spo­koj­nie. Tylko nie­wzru­szony spo­kój.

– Już dobrze – powie­działa.

Nie zro­zu­miała. Przede mną kolejna bez­senna noc. Wes­tchnę­łam.

– Wes­tchnij, serce moje, ale nie pęk­nij – wyre­cy­to­wała Jen­ni­fer. – Ten, kogo kochasz, jest obo­jętny.

Zamru­ga­łam. _Co?_

Można to było lepiej sfor­mu­ło­wać, ale i tak wystar­czyło. Do Jen­ni­fer dotarło, co powie­działa. Przy­sło­niła usta dło­nią i wytrzesz­czyła oczy.

– Prze­pra­szam – dodała po chwili – bar­dzo mi przy­kro. Jakoś mi się wyrwało. Moja bab­cia zawsze mówiła ten wier­szyk, kiedy ktoś wes­tchnął… Nie mia­łam nic złego na myśli. Czło­wiek peszy się tak tylko wtedy, gdy zorien­tuje się, że nie­chcący powie­dział prawdę. _Ten, kogo kochasz, jest obo­jętny._ Jak­bym nie wie­działa. Jak­bym nie wie­działa tego od zawsze.

Pokrę­ci­łam głową, żeby ją uspo­koić. Nic się nie stało.

Wycho­dząc, zga­siła lampkę przy moim łóżku. Zdzi­wi­łam się. Jak zorien­tuje się w tych wszyst­kich prze­wo­dach i apa­ra­tach, jeśli w pokoju będzie ciemno? Z dru­giej strony, nie była to kom­pletna ciem­ność, póź­niej to zauwa­ży­łam. Latar­nie na zewnątrz prze­kształ­ciły okno w szary pro­sto­kąt pośrodku ciem­no­ści. Obok łóżka Sver­kera, ponad przy­rzą­dami i pane­lami kon­tro­l­nymi, uno­siła się jasna smuga. Czer­wone i zie­lone świa­tełka. I jesz­cze mały zie­lony punk­cik, koły­szący się ryt­micz­nie na czar­nym moni­to­rze. Ude­rze­nia jego serca.

On żyje, wyszep­tał głos wewnątrz mnie. Jesz­cze żyje. Niemo przy­tak­nę­łam ciem­no­ści. Miała rację. Jesz­cze żył.MOŻLIWE NOTY (I)

moż­liwe noty (I)

Pilne.

Amba­sada otrzy­mała dziś infor­ma­cję od władz pał­ru­skich w spra­wie oby­wa­tela szwedz­kiego, Sver­kera Sun­dina, który znaj­duje się w szpi­talu we Vla­di­ście. Leka­rze podają, że oby­wa­tel Sun­din ma skrę­cony kark po upadku z dużej wyso­ko­ści. Jest nie­przy­tomny. Przy­jęto go do szpi­tala w nocy z czwartku na pią­tek, ale amba­sada została o tym powia­do­miona dopiero w ponie­dzia­łek przed połu­dniem. Stało się to po tym, jak Sun­din został ziden­ty­fi­ko­wany przez swo­ich towa­rzy­szy podróży (Andersa Simons­sona i Nic­lasa Rund­berga), któ­rzy wcze­śniej zgło­sili jego zagi­nię­cie.

Wyżej wymie­nieni podają, że Sver­ker Sun­din jest sze­fem sztok­holm­skiej agen­cji rekla­mo­wej Ad Aspera. Jego naj­bliż­szą krewną jest żona Mary Sun­din (UWAGA! Simons­son i Rund­berg nazy­wają ją Mary­Ma­rie, ale wydaje się, że jest to prze­zwi­sko, a nie praw­dziwe imię), redak­tor naczelna dzien­nika „Afton­bla­det”, zamiesz­kała na ulicy Treriksvägen 87 w Bromma. UWAGA! Jak naj­szyb­sze poin­for­mo­wa­nie żony o wypadku sta­nowi kwe­stię naj­wyż­szej wagi. Stan Sun­dina jest kry­tyczny.

Sprawy ubez­pie­cze­niowe powinny być nie­zwłocz­nie omó­wione z żoną. Leka­rze pał­ru­scy twier­dzą wpraw­dzie, że prze­wie­zie­nie pacjenta do kraju w naj­bliż­szych dniach jest wyklu­czone, ale sprawa powinna mimo to zostać omó­wiona z SOS Inter­na­tio­nal w Kopen­ha­dze.

_Fax do Wydziału Kon­su­lar­nego_

_Amba­sady Szwedz­kiej we Vla­di­ście,_

_30 listo­pada 1997_

Alba­trosy _Dio­me­de­idae_ – rodzina pta­ków oce­anicz­nych, obej­muje 14 gatun­ków zamiesz­ku­ją­cych wszyst­kie oce­any połu­dniowe, pół­nocny Pacy­fik aż do wysp Gala­pa­gos oraz Hawaje i Japo­nię; prze­miesz­cza­jąc się, docie­rają także do Morza Pół­noc­nego i Ska­ger­rak. U naj­więk­szych oka­zów roz­pię­tość skrzy­deł wynosi ponad 3 metry. Alba­trosy do per­fek­cji dopro­wa­dziły tech­nikę lotu, wyko­rzy­stu­jącą róż­nice w pręd­ko­ści wia­tru, tuż nad powierzch­nią morza lub na więk­szej wyso­ko­ści (…).

Ency­klo­pe­dia Naro­dowa

SZTOK­HOLM (depe­sza TT). Szwed z cięż­kimi obra­że­niami ciała został zna­le­ziony nocą z czwartku na pią­tek we Vla­di­ście. Poli­cja podej­rzewa, że spadł albo został wyrzu­cony z okna kil­ku­pię­tro­wego budynku. Nie­które symp­tomy wska­zują na to, że przed upad­kiem męż­czy­zna został pobity. Zna­le­ziony był ponadto mocno prze­mar­z­nięty – miał na sobie jedy­nie bie­li­znę.

Szweda zna­la­zła idąca do pracy pie­lę­gniarka, która dopil­no­wała, żeby został prze­wie­ziony do szpi­tala. Leka­rze twier­dzą, że jego stan jest kry­tyczny.

Męż­czy­zna razem z dwoma kole­gami odby­wał podróż służ­bową do Vla­di­sty. Wszy­scy trzej miesz­kali w hotelu w innej czę­ści mia­sta. Kole­dzy twier­dzą, że nie wie­dzą, jak męż­czy­zna zna­lazł się na miej­scu wypadku. W czwar­tek kole­dzy męż­czy­zny powró­cili do Szwe­cji.

„Dagens Nyhe­ter”, 1 grud­nia 1997

Zagad­kowy zgon

w szpi­talu Karo­lin­ska

„Dagens Nyhe­ter”, 16 grud­nia 1997

Dla­tego go zabi­łam

Spo­wiedź mści­wej żony

„Expres­sen”, 10 stycz­nia 1998

Kła­ma­li­śmy. Prze­cież tak naprawdę nie opła­ki­wa­li­śmy Sver­kera.

Kiedy nawza­jem pró­bo­wa­li­śmy sobie tłu­ma­czyć, co się stało, drżały nam głosy. Nie rozu­mie­li­śmy. To była zagadka. Bądźmy jed­nak ze sobą szcze­rzy. To nie Sver­kera było nam żal. Nie jego. Pła­ka­li­śmy nad sobą, nad samot­no­ścią, która nas cze­kała.

Pozo­staje zatem stwier­dzić, że w zasa­dzie nie byłam ani odro­binę zdzi­wiona tym, co dało począ­tek owemu łań­cu­chowi nie­szczęść. Sver­ker zawsze miał wyraźną skłon­ność do dzi­wek. A ty…

_Brud­no­pis listu od Sis­seli Oscars­son
13 stycz­nia 1998 (ni­gdy nie­wy­słany)_

Jest już za późno, Mary­Ma­rie. Nie umiem Cię pocie­szyć.

Cho­ciaż kiedy tej nocy leża­łem i myśla­łem o Tobie, przez chwilę wyda­wało mi się, że na coś wpa­dłem. Pamię­tasz _Tęsk­notę za wszech­świa­tem_? Mój pierw­szy tomik poezji – to zna­czy byłby nim, gdyby nie został odrzu­cony przez wszyst­kie wydaw­nic­twa. Prze­czy­ta­łaś go kie­dyś i myślę, że zro­zu­mia­łaś, że w jakimś sen­sie mówił o Tobie. Zawsze podej­rze­wa­łem, że podwój­ność nie tyczy się tylko Two­jego imie­nia. Jest tak: każda cząstka ele­men­tarna w kosmo­sie ma swoją anty­cząstkę. Razem two­rzą parę, są iden­tyczne, ale się nie tole­rują. Jeśli zanadto zbliżą się do sie­bie, ule­gają zagła­dzie i zamie­niają się w świa­tło.

Pod­czas naro­dzin wszech­świata cząstki i anty­cząstki nie­ustan­nie powsta­wały i nie­ustan­nie ule­gały uni­ce­stwie­niu. To dla­tego wszech­świat składa się głów­nie ze świa­tła. Tylko jedna miliar­dowa czą­stek wszech­świata to zwy­kła mate­ria, two­rzywo, z któ­rego ule­pieni jeste­śmy Ty, ja i Zie­mia. Ale gdzie jest antymate­ria? Gdzie szu­kać naszego lustrza­nego odbi­cia, tak bar­dzo do nas podob­nego, a zara­zem tak zupeł­nie róż­nego? Nie wiemy. Po pro­stu go nie ma. Znaj­duje się poza zasię­giem naszych myśli i rozu­mie­nia. Cho­ciaż według wszel­kich sza­cun­ków gdzieś być musi.

Wła­śnie to mogę Ci chyba dać na pocie­chę, myśl, że gdzieś jest miej­sce, w któ­rym to się nie zda­rzyło. Życzę Ci, żebyś cza­sem umiała zamknąć oczy i odpo­cząć, zasta­na­wia­jąc się nad tym.

Jed­no­cze­śnie wiem, że to nie­moż­liwe. Co się stało, już się nie odsta­nie, nie można uni­ce­stwić prze­szło­ści…

_Brud­no­pis listu od Tor­stena Mats­sona
1 lutego 1998 (ni­gdy nie­wy­słany)_MOŻLIWE WIADOMOŚCI (II)

moż­liwe wia­do­mo­ści (II)

_DEPE­SZA PRA­SOWA_

_Mini­ster­stwo Spraw Zagra­nicz­nych_

_Wydział Pomocy Roz­wo­jo­wej_

_13 paź­dzier­nika 2004_

Mini­ster do spraw pomocy roz­wo­jo­wej, Mary Sun­din, otrzy­mała zwol­nie­nie lekar­skie na czas nie­okre­ślony.

Pod­czas nie­obec­no­ści pani mini­ster jej obo­wiązki służ­bowe przej­mie mini­ster spraw zagra­nicz­nych. Wizyty, mię­dzy innymi w Burundi i Tan­za­nii, które znaj­do­wały się w pro­gra­mie mini­ster Sun­din na naj­bliż­sze tygo­dnie, zostaną prze­ło­żone na póź­niej.

_E-mail od Caro­line Svan­tes­son_

_do sekre­tarz pra­so­wej Leny Abra­hams­son_

_Mini­ster­stwo Spraw Socjal­nych_

Czy wiesz coś na temat afa­zji? I czy to prawda, że Mary miała ją już wcze­śniej? Czy naprawdę można z tego wyzdro­wieć? Według mnie, brzmi to bar­dzo dziw­nie, ale Håkan Berg­man z „Expres­sen” tak twier­dzi. Pra­co­wał w „Afton­bla­det”, kiedy Mary była naczelną, ale teraz jest we Vla­di­ście. Strasz­nie męczący typ.

Jeśli cho­dzi o panią mini­ster, to nie można wydo­być z niej sen­sow­nego słowa. Nie sta­nowi to wpraw­dzie wiel­kiej róż­nicy w sto­sunku do tego, jak jest na co dzień, ale teraz odpo­wiedź na wszel­kie pyta­nia brzmi: _alba­tros._ Prze­sta­łam więc już je zada­wać.

Na co mi była ta cho­lerna praca?

Pozdro­wie­nia
_Caro­line_

_Od suszy wszyst­kim język zwiądł,_

_Krtań uschła, obumarła;_

_Nikt mówić nie mógł, jakby ktoś_

_Nam sadzą zapchał gar­dła._

_O! biada! Jakież oczy złe_

_Tłum majt­ków we mnie wbi­jał!_

_Nie krzyża znak, a mar­twy ptak_

_Na mojej zawisł szyi_².

Samuel Tay­lor Cole­ridge

_E-mail od Anny Gren­berg_

_do Sis­seli Oscars­son_

_13 paź­dzier­nika 2004_

Droga Sis­selo,

_Long time no see._ A w zasa­dzie to _hear._ Nie bez trudu udało mi się zna­leźć Twój adres mailowy. Dla­tego mogę napi­sać, że Mary­Ma­rie w cza­sie wizyty we Vla­di­ście miała nawrót afa­zji, która dotknęła ją po wypadku Sver­kera. Nie jest w sta­nie nic powie­dzieć (z wyjąt­kiem jed­nego słowa, które zdaje się ozna­czać wszystko) i nie mam jasno­ści w kwe­stii, jak dużo rozu­mie. Zatrzy­mała się teraz na parę dni u nas. Jed­nak: w pią­tek jedzie do domu i była­bym Ci bar­dzo wdzięczna, gdy­byś mogła ode­brać ją na lot­ni­sku i zawieźć do leka­rza. Pamię­tasz, kto się nią zaj­mo­wał ostat­nio? Czy mogła­byś już teraz skon­tak­to­wać się z nią/nim?

Prze­pra­szam, że zmu­szona jestem Cię o to pro­sić, ale sama wiesz, jak wygląda sytu­acja ze Sver­ke­rem i jak samotna jest Mary­Ma­rie. Nie ma żad­nych krew­nych, a wy dwie zawsze były­ście sobie bli­skie. Była­bym też ogrom­nie wdzięczna, gdy­byś zechciała prze­zwy­cię­żyć swoją nie­chęć do Sver­kera na tyle, żeby zadzwo­nić do niego (albo do jego asy­stenta) i powie­dzieć, że Mary­Ma­rie zacho­ro­wała, ale nie ma zagro­że­nia dla jej życia. Niech się nie­po­trzeb­nie nie dener­wuje, o to mi cho­dzi. Wie prze­cież, że Mary­Ma­rie już to przecho­dziła i wyzdro­wiała. Na pewno musi po pro­stu odpo­cząć – w dzi­siej­szych cza­sach trudno jest być mini­strem.

A tak przy oka­zji, to tro­chę szkoda, że stra­ci­ły­śmy kon­takt, mia­łam nadzieję, że my z Klubu Bilar­do­wego Przy­szłość będziemy się trzy­mać razem przez całe życie. Poza Mary­Ma­rie jedyną osobą z klubu, którą widy­wa­łam w ostat­nich latach, jest Magnus, który odwie­dził nas tu rok temu, żeby – jak twier­dził – w imię soli­dar­no­ści spor­tre­to­wać to sek­su­alne bagno. Pla­no­wał jakąś wystawę foto­gra­ficzną o pro­sty­tutce. Albo film. Per miał mu to bar­dzo za złe. Jak się domy­ślasz, on nie prze­pada za tym typem soli­dar­no­ści. Poza tym coś takiego psuje jego kon­takty z rzą­dem pał­ru­skim. Za panem Hal­li­nem nie tęsk­nimy tak bar­dzo, jak za wami wszyst­kimi. Wpraw­dzie rozu­miem, że Mary­Ma­rie i Tor­sten byli wście­kli na Pera w tamtą noc w Mid­som­mar, ale nie do końca rozu­miem, dla­czego tak zare­ago­wa­łaś. Jakoś i Ty musisz przy­znać, że to, co zro­biła Sver­ke­rowi, było okrutne…

Myślę jed­nak, że powin­ny­śmy pozwo­lić _bygo­nes be bygo­nes_ i spró­bo­wać ponow­nie się zaprzy­jaź­nić. Per i ja tęsk­nimy za wami. Zwłasz­cza ja.

Twoja przy­ja­ciółka (mam nadzieję, że tak)
_Anna_

ps Sły­sza­łam, że nie jesteś już z tym akto­rem. Szkoda. Naprawdę chcia­ła­bym, żebyś naresz­cie zna­la­zła sobie kogoś na życie. ds

_E-mail_

_od Sis­seli Oscars­son_

_do Anny Gren­berg_

_13 paź­dzier­nika 2004_

Droga Anno,

dzię­kuję za maila. Zwłasz­cza za to, co w PS. Cie­szę się, że na­dal masz w sobie tak dużo empa­tii i cie­pła. Roz­ma­wia­łam z jed­nym z asy­sten­tów Sver­kera. Był już poin­for­mo­wany, odwie­dził go ktoś z MSZ.

Poza tym obie­cuję, że w pią­tek odbiorę Mary­Ma­rie na Arlan­dzie, pod warun­kiem że napi­szesz, o któ­rej przy­la­tuje, i podasz numer lotu. Zamó­wi­łam już dla niej wizytę u jej neu­ro­loga.

_Sis­sela_CISZE

cisze

Miło jest nie móc mówić. Zosta­wiają czło­wieka w spo­koju. Pozwa­lają mu pobyć samemu.

Odwo­łano rezer­wa­cję mojego pokoju hote­lo­wego i odpo­czy­wam w domu Anny i Pera. Pokój gościnny to marze­nie rodem z Pań­stwo­wej Agen­cji Nie­ru­cho­mo­ści. Na pod­ło­dze weł­niany dywan w przy­ga­szo­nej, paste­lo­wej tona­cji. Pod ścianą zło­ta­wo­żółte brzo­zowe biurko. W oknie białe koron­kowe firanki. Na zewnątrz pil­nuje mnie wielki dąb, gotów bić i dusić gałę­ziami, jeśli kto­kol­wiek nie­upo­waż­niony – na przy­kład Håkan Berg­man – odważy się zbli­żyć do rezy­den­cji amba­sa­dora.

W domu jest cicho, ale wiem, że nie jestem sama. Przed chwilą przy­snę­łam, lecz obu­dziły mnie kroki Anny na scho­dach. Być może zeszła do salonu, żeby się zasta­no­wić, co ze mną zro­bić. Nie mogę jechać z powro­tem do Sztok­holmu wcze­śniej niż jutro lub poju­trze. Lekarz, który mnie badał, zale­cił odpo­czy­nek. Skąd wie­dział? Nie mogłam mu prze­cież nic powie­dzieć na temat mojego stanu, jedyne, co z sie­bie wydo­by­łam, to szwedzka nazwa ptaka z rodziny burzy­ko­wa­tych, a to nie na wiele się zdało. Był to jed­nak męż­czy­zna o prze­ni­kli­wym spoj­rze­niu, może zauwa­żył, że pacjentka gwał­tow­nie potrze­buje ucieczki od swo­jego wła­snego życia. Oczy­wi­ście, jeśli nie było tak, że wyczy­tał wszyst­kie tajem­nice mojego mózgu z roze­dr­ga­nej par­ty­tury, którą pro­du­ko­wał apa­rat eeg.

To był ten sam szpi­tal, w któ­rym leżał kie­dyś Sver­ker. Przy­naj­mniej tak mi się wydaje, cho­ciaż wszystko wyglą­dało ina­czej. Teraz pod sufi­tem wisiały praw­dziwe lampy, a nie gołe żarówki, a ściany były świeżo poma­lo­wane, choć na­dal widać na nich wszyst­kie pęk­nię­cia i nie­rów­no­ści. Zasko­czyły mnie jaskrawe kolory: krwi­sto­czer­wony sufit i cytry­no­wo­żółte ściany, nie­bie­ściut­kie kory­ta­rze i wście­kle zie­lone gabi­nety zabie­gowe. Pokój leka­rza był wnę­trzem jasno­nie­bie­skiego sze­ścianu. Akwa­rium, pomy­śla­łam, sie­dząc na fotelu dla pacjen­tów i mru­żąc oczy od świa­tła lampy na biurku. Kiedy zorien­to­wał się, w którą stronę patrzę, zga­sił ją.

Być może był jed­nym z tych leka­rzy, któ­rzy sie­dem lat temu ura­to­wali życie Sver­kera. Oczy­wi­ście, nie mogłam go roz­po­znać, bo leka­rze, któ­rzy w lśniąco bia­łym pokoju stali wtedy wokół jego łóżka, mieli przy­sło­nięte twa­rze i ze mną nie roz­ma­wiali. Sama też nie zwra­ca­łam na nich uwagi, wszyst­kie roz­mowy pro­wa­dził z nimi duń­ski lekarz z SOS Inter­na­tio­nal. Byłam cał­ko­wi­cie skon­cen­tro­wana na Sver­ke­rze, na jego twa­rzy, która wyda­wała się twa­rzą obcego czło­wieka, i na rękach, które pomimo wszyst­kich igieł i rurek na­dal były takie zna­jome, takie zwy­czajne. Nie­świa­do­mie unio­słam jego prawą rękę i dotknę­łam nią swo­ich ust, krę­cone wło­ski na wierz­chu dłoni łasko­tały mi wargi, prze­su­nę­łam języ­kiem wzdłuż palca wska­zu­ją­cego. Poczu­łam kwa­śno-słony smak. Zamknę­łam oczy i zoba­czy­łam ptaka, który szy­bo­wał nad szarą wodą, miał białe skrzy­dła. Alba­tros, pomy­śla­łam po raz pierw­szy, cho­ciaż sama nie rozu­mia­łam, o co mi cho­dzi. Alba­tros, alba­tros, alba­tros!

Teraz jest mi łatwiej myśleć. Wszyst­kie słowa są w gło­wie, nie chcą tylko wydo­stać się na zewnątrz. Poprzed­nim razem w środku wiro­wało od myśli i wspo­mnień, ale gdy tylko pró­bo­wa­łam połą­czyć je w ciąg, nad­la­ty­wał biały ptak i roz­ry­wał je na kawałki. Może miało to zwią­zek z szo­kiem i z tym, że nie mogłam spać. Teraz nie jestem już w sta­nie szoku, wręcz prze­ciw­nie, od dawna nie czu­łam się tak spo­kojna. Moje ciało pod różo­wym kocem jest cie­płe i mięk­kie, co jakiś czas zapa­dam w drzemkę. Może to dzięki zastrzy­kowi, który dosta­łam w szpi­talu. Coś na uspo­ko­je­nie, powie­dział Per, kiedy pie­lę­gniarka ukłuła mnie w ramię. Otwo­rzy­łam usta, żeby wyja­śnić, że nie trzeba mnie uspo­ka­jać, bo naprawdę jestem już cał­ko­wi­cie spo­kojna, ale zaraz je zamknę­łam, uświa­do­miw­szy sobie, co powiem. Przy­mknę­łam oczy, uśmiech­nę­łam się, kiedy poczu­łam igłę. Być może, pomy­śla­łam, w przy­szło­ści będę mogła roz­ma­wiać jedy­nie z orni­to­lo­gami. Może już ni­gdy nie będę musiała mówić z ludźmi pokroju Anny, Pera, Caro­line i Håkana Berg­mana, ani nawet z pre­mie­rem. Przy­jemna myśl. Uspo­ka­ja­jąca. Nie trzeba się bać tych, z któ­rymi nie można roz­ma­wiać.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: