- promocja
- W empik go
Ta, którą nigdy nie byłam - ebook
Ta, którą nigdy nie byłam - ebook
„Jestem nią, a ona jest mną, dzieli nas tylko chwila”.
MaryMarie, wychowana w małym szwedzkim miasteczku, w rodzinie ofiary Holocaustu, osiąga sukces zawodowy – staje się uznaną dziennikarką, a następnie ministrem. W jej życiu osobistym brakuje jednak szczęścia. Mąż, notoryczny kobieciarz, jest sparaliżowany po tym, jak w jednym ze wschodnioeuropejskich miast zostaje wyrzucony przez okno, najprawdopodobniej przez nieletnią prostytutkę. Gdy MaryMarie czuwa przy łóżku chorego, zastanawia się, co w tej sytuacji zrobiłaby Mary, a co Marie. Odpowiedź nasuwa się sama. Jedna – pozwoliłaby mu żyć, druga – odłączyłaby od respiratora... W tym miejscu drogi Mary i Marie rozchodzą się, ich losy – choć pozostają ze sobą w ścisłym związku – biegną w całkiem przeciwnych kierunkach…
Przełożyła Katarzyna Tubylewicz
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-272-7417-5 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
przypuszczenie
Białe slipy w doskonałym gatunku.
Pielęgniarka, która go znalazła, nie mogła się powstrzymać, musiała ich dotknąć. Przesunęła ręką po materiale, palec dotknął metki: _Björn Borg underwear._ Nic jej to nie powiedziało. Nigdy nie słyszała o kimś takim jak Björn Borg.
Poranek był zimny, przez chwilę zastanawiała się, czy zdjąć płaszcz i przykryć tego człowieka, ale zaraz wyobraziła sobie, że kiedy przyjedzie karetka, zrobi się tu zbiegowisko i ktoś – pewnie jakaś Rosjanka – złapie płaszcz, twierdząc, że należy do niej. Nie stać jej na stratę płaszcza. Zdjęła swój kraciasty szalik i położyła tamtemu na piersi. Wiedziała, że nie może go nim owinąć, nie wolno go ruszać z miejsca. Najmniejsze poruszenie mogłoby raz na zawsze uczynić z niego kalekę. Jeśli już nim nie był.
Przesunęła dłonią po jego ramieniu. Bardzo owłosione. Przystojny mężczyzna, od razu widać, chociaż muskuły ma tak zwiotczałe, że sprawiają wrażenie, jakby miały się odkleić od kości. Bardzo blady, ale półprzymknięte oczy są ciemne. Może jest przytomny.
– Wszystko będzie dobrze – szepnęła. – Zobaczy pan. Proszę tylko poczekać.
Jakiś hałas. Spojrzała w górę budynku. Na wietrze trzaskało otwarte okno.WSPOMNIENIE
wspomnienie
Trzeciej nocy zaczęłam śnić.
Chociaż wcale nie spałam. Siedziałam z otwartymi oczami na krześle dla odwiedzających przy łóżku Sverkera i nagle zobaczyłam siebie samą pod latarnią w przyszpitalnym parku. Postawiłam kołnierz kożuszka i schowałam brodę w białym futrze. Strasznie zimno. Mój oddech zamarznie, pomyślałam, może zawiśnie w powietrzu jak kłaczek waty cukrowej. W tej samej chwili zobaczyłam tę drugą kobietę. Biegła przez trawnik ubrana w zwiewną, letnią sukienkę – białą w zielone groszki – obcasy jej sandałów na rzemyki wywiercały kwadratowe dziurki w śniegu. W pierwszej chwili jej nie poznałam, nie myślałam o niej przez wiele lat, istniała na marginesie mojej świadomości, dobrze znana i oczywista niczym blizny po małych rankach dzieciństwa i podobnie jak one niewarta uwagi. Musi marznąć, pomyślałam, otulając się jeszcze szczelniej kołnierzem, nie ma nawet pończoch. W tej samej chwili stanęła przede mną, spojrzałyśmy na siebie.
– Marie – zapytałam – to naprawdę ty? Wykrzywiła się.
– Mary – powiedziała – czy to naprawdę ja?
– MaryMarie – zapytał stłumiony głos – nie położysz się? Przy moim krześle przykucnęła pielęgniarka, delikatnie gładziła mnie po ramieniu. Młoda blondynka w niebiesko-białym stroju. Świeża jak jabłuszko. Przez chwilę jej się przyglądałam, potem przesunęłam czubkiem języka po zębach. Pokrywała je warstwa czegoś dziwnego. Kiedy ostatnio je myłam? Nie mogłam sobie przypomnieć. Kiedyś.
Pielęgniarka miała na piersi małą tabliczkę z imieniem. _Jennifer._ Cześć, Jennifer, pomyślałam. Podobałabyś się Sverkerowi. Szkoda, że nie może cię poznać. A właściwie to bardzo dobrze. Niesamowite szczęście zarówno dla ciebie, jak i dla mnie.
Jennifer przekrzywiła głowę, usiłując się uśmiechnąć.
– Potrzebujesz snu, MaryMarie. Nic się nie polepszy od tego, że i ty zachorujesz.
Oklepane zdanie, które – jak większość zdań tego typu – zawierało prawdę. Nic by się nie polepszyło, gdybym i ja zachorowała. Z drugiej strony, nic by się też nie pogorszyło. Na jedno wychodzi.
Kilka sekund czekała na odpowiedź, a kiedy ta nie nadeszła, zaczęła mnie namawiać bardziej zdecydowanie.
– Słuchaj – powiedziała. – Mamy wystarczająco dużo pacjentów na tym oddziale, nie potrzebujemy więcej… Teraz wstaniesz, a ja zaprowadzę cię do łóżka.
Wzięła mnie pod ramię i postawiła na nogi. Gwałtowna zmiana pozycji sprawiła, że zakręciło mi się w głowie, ale nie stawiałam oporu. Przez kilka chwil stałam bez ruchu z zamkniętymi oczami i czekałam, aż podłoga przestanie wirować, potem wyślizgnęłam się pielęgniarce. Nie potrzebowałam pomocy. Mogłam iść sama. Dodatkowe łóżko było zresztą blisko, wystarczyło kilka kroków, żeby do niego dojść. Kiedy się położyłam, poczułam zmęczenie w całym ciele. Bolały mnie plecy. Kark też był obolały. Mimo to wiedziałam, że nie zasnę. Kiedy Jennifer nakrywała mnie żółtą pikowaną kołdrą, schwyciłam jej fartuch. Tyle że straciłam zdolność mówienia, w ciągu ostatniej doby byłam w stanie wypowiedzieć zaledwie jedno słowo, a to nie starczyło, by wytłumaczyć, że chcę coś na sen. Na przykład pigułkę. Albo strzał prosto w czoło. Nie mogłam powstrzymać tylko tego jedynego słowa, wytaczało się z moich ust jak małe jajeczko. Bez udziału woli.
– Albatros?
W oczach Jennifer mignął strach, ale szybko go odpędziła. Nie ma się czego bać. Jako świeżo upieczona dyplomowana pielęgniarka wiedziała, jak radzić sobie zarówno z wariatami, jak i z ludźmi w stanie szoku. Nie zdążyła jeszcze zdecydować, do której kategorii mnie zaliczyć, ale nie miało to aż takiego znaczenia, sposób traktowania był i tak jednakowy. Życzliwie, lecz zdecydowanie. I oczywiście spokojnie. Tylko niewzruszony spokój.
– Już dobrze – powiedziała.
Nie zrozumiała. Przede mną kolejna bezsenna noc. Westchnęłam.
– Westchnij, serce moje, ale nie pęknij – wyrecytowała Jennifer. – Ten, kogo kochasz, jest obojętny.
Zamrugałam. _Co?_
Można to było lepiej sformułować, ale i tak wystarczyło. Do Jennifer dotarło, co powiedziała. Przysłoniła usta dłonią i wytrzeszczyła oczy.
– Przepraszam – dodała po chwili – bardzo mi przykro. Jakoś mi się wyrwało. Moja babcia zawsze mówiła ten wierszyk, kiedy ktoś westchnął… Nie miałam nic złego na myśli. Człowiek peszy się tak tylko wtedy, gdy zorientuje się, że niechcący powiedział prawdę. _Ten, kogo kochasz, jest obojętny._ Jakbym nie wiedziała. Jakbym nie wiedziała tego od zawsze.
Pokręciłam głową, żeby ją uspokoić. Nic się nie stało.
Wychodząc, zgasiła lampkę przy moim łóżku. Zdziwiłam się. Jak zorientuje się w tych wszystkich przewodach i aparatach, jeśli w pokoju będzie ciemno? Z drugiej strony, nie była to kompletna ciemność, później to zauważyłam. Latarnie na zewnątrz przekształciły okno w szary prostokąt pośrodku ciemności. Obok łóżka Sverkera, ponad przyrządami i panelami kontrolnymi, unosiła się jasna smuga. Czerwone i zielone światełka. I jeszcze mały zielony punkcik, kołyszący się rytmicznie na czarnym monitorze. Uderzenia jego serca.
On żyje, wyszeptał głos wewnątrz mnie. Jeszcze żyje. Niemo przytaknęłam ciemności. Miała rację. Jeszcze żył.MOŻLIWE NOTY (I)
możliwe noty (I)
Pilne.
Ambasada otrzymała dziś informację od władz pałruskich w sprawie obywatela szwedzkiego, Sverkera Sundina, który znajduje się w szpitalu we Vladiście. Lekarze podają, że obywatel Sundin ma skręcony kark po upadku z dużej wysokości. Jest nieprzytomny. Przyjęto go do szpitala w nocy z czwartku na piątek, ale ambasada została o tym powiadomiona dopiero w poniedziałek przed południem. Stało się to po tym, jak Sundin został zidentyfikowany przez swoich towarzyszy podróży (Andersa Simonssona i Niclasa Rundberga), którzy wcześniej zgłosili jego zaginięcie.
Wyżej wymienieni podają, że Sverker Sundin jest szefem sztokholmskiej agencji reklamowej Ad Aspera. Jego najbliższą krewną jest żona Mary Sundin (UWAGA! Simonsson i Rundberg nazywają ją MaryMarie, ale wydaje się, że jest to przezwisko, a nie prawdziwe imię), redaktor naczelna dziennika „Aftonbladet”, zamieszkała na ulicy Treriksvägen 87 w Bromma. UWAGA! Jak najszybsze poinformowanie żony o wypadku stanowi kwestię najwyższej wagi. Stan Sundina jest krytyczny.
Sprawy ubezpieczeniowe powinny być niezwłocznie omówione z żoną. Lekarze pałruscy twierdzą wprawdzie, że przewiezienie pacjenta do kraju w najbliższych dniach jest wykluczone, ale sprawa powinna mimo to zostać omówiona z SOS International w Kopenhadze.
_Fax do Wydziału Konsularnego_
_Ambasady Szwedzkiej we Vladiście,_
_30 listopada 1997_
Albatrosy _Diomedeidae_ – rodzina ptaków oceanicznych, obejmuje 14 gatunków zamieszkujących wszystkie oceany południowe, północny Pacyfik aż do wysp Galapagos oraz Hawaje i Japonię; przemieszczając się, docierają także do Morza Północnego i Skagerrak. U największych okazów rozpiętość skrzydeł wynosi ponad 3 metry. Albatrosy do perfekcji doprowadziły technikę lotu, wykorzystującą różnice w prędkości wiatru, tuż nad powierzchnią morza lub na większej wysokości (…).
Encyklopedia Narodowa
SZTOKHOLM (depesza TT). Szwed z ciężkimi obrażeniami ciała został znaleziony nocą z czwartku na piątek we Vladiście. Policja podejrzewa, że spadł albo został wyrzucony z okna kilkupiętrowego budynku. Niektóre symptomy wskazują na to, że przed upadkiem mężczyzna został pobity. Znaleziony był ponadto mocno przemarznięty – miał na sobie jedynie bieliznę.
Szweda znalazła idąca do pracy pielęgniarka, która dopilnowała, żeby został przewieziony do szpitala. Lekarze twierdzą, że jego stan jest krytyczny.
Mężczyzna razem z dwoma kolegami odbywał podróż służbową do Vladisty. Wszyscy trzej mieszkali w hotelu w innej części miasta. Koledzy twierdzą, że nie wiedzą, jak mężczyzna znalazł się na miejscu wypadku. W czwartek koledzy mężczyzny powrócili do Szwecji.
„Dagens Nyheter”, 1 grudnia 1997
Zagadkowy zgon
w szpitalu Karolinska
„Dagens Nyheter”, 16 grudnia 1997
Dlatego go zabiłam
Spowiedź mściwej żony
„Expressen”, 10 stycznia 1998
Kłamaliśmy. Przecież tak naprawdę nie opłakiwaliśmy Sverkera.
Kiedy nawzajem próbowaliśmy sobie tłumaczyć, co się stało, drżały nam głosy. Nie rozumieliśmy. To była zagadka. Bądźmy jednak ze sobą szczerzy. To nie Sverkera było nam żal. Nie jego. Płakaliśmy nad sobą, nad samotnością, która nas czekała.
Pozostaje zatem stwierdzić, że w zasadzie nie byłam ani odrobinę zdziwiona tym, co dało początek owemu łańcuchowi nieszczęść. Sverker zawsze miał wyraźną skłonność do dziwek. A ty…
_Brudnopis listu od Sisseli Oscarsson
13 stycznia 1998 (nigdy niewysłany)_
Jest już za późno, MaryMarie. Nie umiem Cię pocieszyć.
Chociaż kiedy tej nocy leżałem i myślałem o Tobie, przez chwilę wydawało mi się, że na coś wpadłem. Pamiętasz _Tęsknotę za wszechświatem_? Mój pierwszy tomik poezji – to znaczy byłby nim, gdyby nie został odrzucony przez wszystkie wydawnictwa. Przeczytałaś go kiedyś i myślę, że zrozumiałaś, że w jakimś sensie mówił o Tobie. Zawsze podejrzewałem, że podwójność nie tyczy się tylko Twojego imienia. Jest tak: każda cząstka elementarna w kosmosie ma swoją antycząstkę. Razem tworzą parę, są identyczne, ale się nie tolerują. Jeśli zanadto zbliżą się do siebie, ulegają zagładzie i zamieniają się w światło.
Podczas narodzin wszechświata cząstki i antycząstki nieustannie powstawały i nieustannie ulegały unicestwieniu. To dlatego wszechświat składa się głównie ze światła. Tylko jedna miliardowa cząstek wszechświata to zwykła materia, tworzywo, z którego ulepieni jesteśmy Ty, ja i Ziemia. Ale gdzie jest antymateria? Gdzie szukać naszego lustrzanego odbicia, tak bardzo do nas podobnego, a zarazem tak zupełnie różnego? Nie wiemy. Po prostu go nie ma. Znajduje się poza zasięgiem naszych myśli i rozumienia. Chociaż według wszelkich szacunków gdzieś być musi.
Właśnie to mogę Ci chyba dać na pociechę, myśl, że gdzieś jest miejsce, w którym to się nie zdarzyło. Życzę Ci, żebyś czasem umiała zamknąć oczy i odpocząć, zastanawiając się nad tym.
Jednocześnie wiem, że to niemożliwe. Co się stało, już się nie odstanie, nie można unicestwić przeszłości…
_Brudnopis listu od Torstena Matssona
1 lutego 1998 (nigdy niewysłany)_MOŻLIWE WIADOMOŚCI (II)
możliwe wiadomości (II)
_DEPESZA PRASOWA_
_Ministerstwo Spraw Zagranicznych_
_Wydział Pomocy Rozwojowej_
_13 października 2004_
Minister do spraw pomocy rozwojowej, Mary Sundin, otrzymała zwolnienie lekarskie na czas nieokreślony.
Podczas nieobecności pani minister jej obowiązki służbowe przejmie minister spraw zagranicznych. Wizyty, między innymi w Burundi i Tanzanii, które znajdowały się w programie minister Sundin na najbliższe tygodnie, zostaną przełożone na później.
_E-mail od Caroline Svantesson_
_do sekretarz prasowej Leny Abrahamsson_
_Ministerstwo Spraw Socjalnych_
Czy wiesz coś na temat afazji? I czy to prawda, że Mary miała ją już wcześniej? Czy naprawdę można z tego wyzdrowieć? Według mnie, brzmi to bardzo dziwnie, ale Håkan Bergman z „Expressen” tak twierdzi. Pracował w „Aftonbladet”, kiedy Mary była naczelną, ale teraz jest we Vladiście. Strasznie męczący typ.
Jeśli chodzi o panią minister, to nie można wydobyć z niej sensownego słowa. Nie stanowi to wprawdzie wielkiej różnicy w stosunku do tego, jak jest na co dzień, ale teraz odpowiedź na wszelkie pytania brzmi: _albatros._ Przestałam więc już je zadawać.
Na co mi była ta cholerna praca?
Pozdrowienia
_Caroline_
_Od suszy wszystkim język zwiądł,_
_Krtań uschła, obumarła;_
_Nikt mówić nie mógł, jakby ktoś_
_Nam sadzą zapchał gardła._
_O! biada! Jakież oczy złe_
_Tłum majtków we mnie wbijał!_
_Nie krzyża znak, a martwy ptak_
_Na mojej zawisł szyi_².
Samuel Taylor Coleridge
_E-mail od Anny Grenberg_
_do Sisseli Oscarsson_
_13 października 2004_
Droga Sisselo,
_Long time no see._ A w zasadzie to _hear._ Nie bez trudu udało mi się znaleźć Twój adres mailowy. Dlatego mogę napisać, że MaryMarie w czasie wizyty we Vladiście miała nawrót afazji, która dotknęła ją po wypadku Sverkera. Nie jest w stanie nic powiedzieć (z wyjątkiem jednego słowa, które zdaje się oznaczać wszystko) i nie mam jasności w kwestii, jak dużo rozumie. Zatrzymała się teraz na parę dni u nas. Jednak: w piątek jedzie do domu i byłabym Ci bardzo wdzięczna, gdybyś mogła odebrać ją na lotnisku i zawieźć do lekarza. Pamiętasz, kto się nią zajmował ostatnio? Czy mogłabyś już teraz skontaktować się z nią/nim?
Przepraszam, że zmuszona jestem Cię o to prosić, ale sama wiesz, jak wygląda sytuacja ze Sverkerem i jak samotna jest MaryMarie. Nie ma żadnych krewnych, a wy dwie zawsze byłyście sobie bliskie. Byłabym też ogromnie wdzięczna, gdybyś zechciała przezwyciężyć swoją niechęć do Sverkera na tyle, żeby zadzwonić do niego (albo do jego asystenta) i powiedzieć, że MaryMarie zachorowała, ale nie ma zagrożenia dla jej życia. Niech się niepotrzebnie nie denerwuje, o to mi chodzi. Wie przecież, że MaryMarie już to przechodziła i wyzdrowiała. Na pewno musi po prostu odpocząć – w dzisiejszych czasach trudno jest być ministrem.
A tak przy okazji, to trochę szkoda, że straciłyśmy kontakt, miałam nadzieję, że my z Klubu Bilardowego Przyszłość będziemy się trzymać razem przez całe życie. Poza MaryMarie jedyną osobą z klubu, którą widywałam w ostatnich latach, jest Magnus, który odwiedził nas tu rok temu, żeby – jak twierdził – w imię solidarności sportretować to seksualne bagno. Planował jakąś wystawę fotograficzną o prostytutce. Albo film. Per miał mu to bardzo za złe. Jak się domyślasz, on nie przepada za tym typem solidarności. Poza tym coś takiego psuje jego kontakty z rządem pałruskim. Za panem Hallinem nie tęsknimy tak bardzo, jak za wami wszystkimi. Wprawdzie rozumiem, że MaryMarie i Torsten byli wściekli na Pera w tamtą noc w Midsommar, ale nie do końca rozumiem, dlaczego tak zareagowałaś. Jakoś i Ty musisz przyznać, że to, co zrobiła Sverkerowi, było okrutne…
Myślę jednak, że powinnyśmy pozwolić _bygones be bygones_ i spróbować ponownie się zaprzyjaźnić. Per i ja tęsknimy za wami. Zwłaszcza ja.
Twoja przyjaciółka (mam nadzieję, że tak)
_Anna_
ps Słyszałam, że nie jesteś już z tym aktorem. Szkoda. Naprawdę chciałabym, żebyś nareszcie znalazła sobie kogoś na życie. ds
_E-mail_
_od Sisseli Oscarsson_
_do Anny Grenberg_
_13 października 2004_
Droga Anno,
dziękuję za maila. Zwłaszcza za to, co w PS. Cieszę się, że nadal masz w sobie tak dużo empatii i ciepła. Rozmawiałam z jednym z asystentów Sverkera. Był już poinformowany, odwiedził go ktoś z MSZ.
Poza tym obiecuję, że w piątek odbiorę MaryMarie na Arlandzie, pod warunkiem że napiszesz, o której przylatuje, i podasz numer lotu. Zamówiłam już dla niej wizytę u jej neurologa.
_Sissela_CISZE
cisze
Miło jest nie móc mówić. Zostawiają człowieka w spokoju. Pozwalają mu pobyć samemu.
Odwołano rezerwację mojego pokoju hotelowego i odpoczywam w domu Anny i Pera. Pokój gościnny to marzenie rodem z Państwowej Agencji Nieruchomości. Na podłodze wełniany dywan w przygaszonej, pastelowej tonacji. Pod ścianą złotawożółte brzozowe biurko. W oknie białe koronkowe firanki. Na zewnątrz pilnuje mnie wielki dąb, gotów bić i dusić gałęziami, jeśli ktokolwiek nieupoważniony – na przykład Håkan Bergman – odważy się zbliżyć do rezydencji ambasadora.
W domu jest cicho, ale wiem, że nie jestem sama. Przed chwilą przysnęłam, lecz obudziły mnie kroki Anny na schodach. Być może zeszła do salonu, żeby się zastanowić, co ze mną zrobić. Nie mogę jechać z powrotem do Sztokholmu wcześniej niż jutro lub pojutrze. Lekarz, który mnie badał, zalecił odpoczynek. Skąd wiedział? Nie mogłam mu przecież nic powiedzieć na temat mojego stanu, jedyne, co z siebie wydobyłam, to szwedzka nazwa ptaka z rodziny burzykowatych, a to nie na wiele się zdało. Był to jednak mężczyzna o przenikliwym spojrzeniu, może zauważył, że pacjentka gwałtownie potrzebuje ucieczki od swojego własnego życia. Oczywiście, jeśli nie było tak, że wyczytał wszystkie tajemnice mojego mózgu z rozedrganej partytury, którą produkował aparat eeg.
To był ten sam szpital, w którym leżał kiedyś Sverker. Przynajmniej tak mi się wydaje, chociaż wszystko wyglądało inaczej. Teraz pod sufitem wisiały prawdziwe lampy, a nie gołe żarówki, a ściany były świeżo pomalowane, choć nadal widać na nich wszystkie pęknięcia i nierówności. Zaskoczyły mnie jaskrawe kolory: krwistoczerwony sufit i cytrynowożółte ściany, niebieściutkie korytarze i wściekle zielone gabinety zabiegowe. Pokój lekarza był wnętrzem jasnoniebieskiego sześcianu. Akwarium, pomyślałam, siedząc na fotelu dla pacjentów i mrużąc oczy od światła lampy na biurku. Kiedy zorientował się, w którą stronę patrzę, zgasił ją.
Być może był jednym z tych lekarzy, którzy siedem lat temu uratowali życie Sverkera. Oczywiście, nie mogłam go rozpoznać, bo lekarze, którzy w lśniąco białym pokoju stali wtedy wokół jego łóżka, mieli przysłonięte twarze i ze mną nie rozmawiali. Sama też nie zwracałam na nich uwagi, wszystkie rozmowy prowadził z nimi duński lekarz z SOS International. Byłam całkowicie skoncentrowana na Sverkerze, na jego twarzy, która wydawała się twarzą obcego człowieka, i na rękach, które pomimo wszystkich igieł i rurek nadal były takie znajome, takie zwyczajne. Nieświadomie uniosłam jego prawą rękę i dotknęłam nią swoich ust, kręcone włoski na wierzchu dłoni łaskotały mi wargi, przesunęłam językiem wzdłuż palca wskazującego. Poczułam kwaśno-słony smak. Zamknęłam oczy i zobaczyłam ptaka, który szybował nad szarą wodą, miał białe skrzydła. Albatros, pomyślałam po raz pierwszy, chociaż sama nie rozumiałam, o co mi chodzi. Albatros, albatros, albatros!
Teraz jest mi łatwiej myśleć. Wszystkie słowa są w głowie, nie chcą tylko wydostać się na zewnątrz. Poprzednim razem w środku wirowało od myśli i wspomnień, ale gdy tylko próbowałam połączyć je w ciąg, nadlatywał biały ptak i rozrywał je na kawałki. Może miało to związek z szokiem i z tym, że nie mogłam spać. Teraz nie jestem już w stanie szoku, wręcz przeciwnie, od dawna nie czułam się tak spokojna. Moje ciało pod różowym kocem jest ciepłe i miękkie, co jakiś czas zapadam w drzemkę. Może to dzięki zastrzykowi, który dostałam w szpitalu. Coś na uspokojenie, powiedział Per, kiedy pielęgniarka ukłuła mnie w ramię. Otworzyłam usta, żeby wyjaśnić, że nie trzeba mnie uspokajać, bo naprawdę jestem już całkowicie spokojna, ale zaraz je zamknęłam, uświadomiwszy sobie, co powiem. Przymknęłam oczy, uśmiechnęłam się, kiedy poczułam igłę. Być może, pomyślałam, w przyszłości będę mogła rozmawiać jedynie z ornitologami. Może już nigdy nie będę musiała mówić z ludźmi pokroju Anny, Pera, Caroline i Håkana Bergmana, ani nawet z premierem. Przyjemna myśl. Uspokajająca. Nie trzeba się bać tych, z którymi nie można rozmawiać.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki