Teo. Dramaty - ebook
Teo. Dramaty - ebook
Zderzenia melancholii i queerowej wyobraźni, poczucia humoru i karkołomnych intelektualnych ciągów, brutalnej groteski i gorzkich samorozliczeń – wszystko to znajdziemy w tekstach dramatycznych znanego krytyka teatralnego, pisarza i dramaturga zebranych w tym tomie. Po niespodziewanej śmierci Pawła Soszyńskiego 18 września 2021 roku jego bliscy przyjaciele zdecydowali spróbować złożyć w całość odnalezione teksty.
Dramaty powstały w latach 2017–2020. Odzwierciedlają codzienne fascynacje i długotrwałe inspiracje Pawła Soszyńskiego. Z tych pięciu tekstów tylko Teo ukazał się za życia Pawła w miesięczniku „Dialog”. Duchologię polską wystawił Jakub Skrzywanek w 2018 roku w koprodukcji teatrów w Wałbrzychu i Sosnowcu. Trzy pozostałe dramaty przetrwały zapisane w ciągu maili i wiadomości w kilkunastu wersjach niczym skomplikowana układanka.
Do czytania w łóżku i wystawiania na wielkich scenach. Świat Soszyńskiego to teatr Polaków-łososi i górników-tancerzy erotycznych; teatr Zagłady i wojny skrytej za pokolorowaną na tęczowo bajką o blaszanym drwalu - i cygańskiej operetki; teatr biedny - i teatr monumentalny; by nie powiedzieć – „ubogi” i „ogromny”, bo dość już tej Polski.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67075-73-2 |
Rozmiar pliku: | 954 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Teo_, _Mary Poppers_, _Duchologia polska_, _84061_ i _Treser much_ to pięć tekstów dramaturgicznych autorstwa Pawła Soszyńskiego, które składają się na tę książkę. Nie powstałaby ona, gdyby Paweł wciąż był z nami. A na pewno nie w takiej formie. Paweł myślał o każdym z tych tekstów osobno. Miał własną, niepowtarzalną, odmieńczą wizję.
Wszystkie teksty pisał „longiem na jednym oddechu” – siadał i pisał, a później wielokrotnie przerabiał, skracał i szlifował każdy następny fragment. Nocami rozsyłał kolejne wersje poszczególnych dramatów do najbliższych przyjaciół. Chciał o nich dyskutować. Skreślał niektóre wątki i postaci i zaraz dosztukowywał inne. Stale potrzebował mocnych bodźców do dalszego pisania.
Wszystkie teksty zamieszczone w tym tomie powstały w latach 2017–2020. Odzwierciedlają one codzienne fascynacje i długotrwałe inspiracje autora. Paweł Soszyński najlepiej wyjaśnił to w jedynym zachowanym wywiadzie poświęconym jego twórczości. Postanowiliśmy opublikować go w tym tomie. Niestety dopiero po śmierci Pawła zorientowaliśmy się, jak niewiele rozmów z nim opublikowano. Nawet pracując jako dramaturg i krytyk teatralny, wolał stać z boku, nie wysuwać się na pierwszy plan, a przede wszystkim nie mówić o sobie i swoim pisaniu.
Spośród przedrukowanych tu pięciu tekstów dramaturgicznych tylko _Teo_ ukazał się za życia Pawła – opublikowano go w miesięczniku „Dialog”. _Duchologię polską_ wystawił Jakub Skrzywanek w 2018 roku w ramach koprodukcji teatrów w Wałbrzychu i Sosnowcu. Trzy pozostałe utwory udało się odtworzyć na podstawie ciągów maili i wiadomości w komunikatorach internetowych – przetrwały w kilkunastu wersjach niczym skomplikowana układanka.
Nie byłoby _Mary Poppers_, gdyby nie zauroczenie aktorką Angeliką Cegielską, z którą Paweł pracował przy _Duchologii polskiej_. _84061_ to dramaturgiczny zapis nawiązujący do podróży Pawła do Ukrainy w 2018 roku. Przywiózł stamtąd tytułowy numer obozowy zakupiony na lokalnym bazarku jako artefakt przeszłości – ślad po anonimowej obozowej biografii. Nie mógł przestać o nim myśleć. _Tresera much_ nie dokończył. Ostatnia odnaleziona wersja tego dramatu to zaledwie pierwsza część i fragmenty kolejnej. Paweł po prostu przestał go pisać, choć mówił, że kiedyś do niego wróci. Najprawdopodobniej od połowy 2020 roku nie wprowadził żadnej większej zmiany. Zresztą wnętrze zawilgoconego okrętu dryfującego w bezwietrzu, z rojem kłębiących się tłustych much pojawiało się w wielu naszych rozmowach.
Po niespodziewanej śmierci Pawła postanowiliśmy wspólnie, w gronie jego bliskich przyjaciół, że spróbujemy złożyć w całość zachowane choćby we fragmentach teksty. Paweł kilkukrotnie wspominał, że chciałby, żeby kiedyś były dostępne dla czytelniczek i czytelników – a być może i pokazane na scenie. Marzył o pracy nad wystawieniem _Tea_.
Po kilku miesiącach poszukiwań, porównywania wersji i dat, wyłapywania nieścisłości udało nam przygotować teksty. Właściwie nie zmienialiśmy zapisków Pawła. Dołożyliśmy starań, żeby uwzględnić najdrobniejsze redakcyjne szczegóły. Wszystkie dramaty uzupełniliśmy przypisami wyjaśniającymi pewne konteksty. Dodaliśmy również tłumaczenia cytatów zapisanych w oryginale w językach obcych.
Ilustrację okładkową zaprojektował Bartek „Arobal” Kociemba – w pewnym sensie w zgodzie z fascynacją Pawła, którego intrygowały prace Arobala, w szczególności okładka _Cholernie mocnej miłości_, czyli hybrydowego świadectwa Teofila Kosińskiego. Od tej historii miłosnej polskiego nastolatka i austriackiego żołnierza Wehrmachtu zaczęła się dramaturgiczna przygoda Pawła. Tytuł tego zbioru nawiązuje właśnie do tej historii, tak dla Pawła ważnej.
Każdy tekst autorstwa Pawła Soszyńskiego był queerowy. Odmieńcza historia podbarwiona fantazją to część jego tożsamości i biografii. W maju 2019 roku, po śmierci choreografa i performera Rafał Urbackiego, Paweł napisał wspomnienie, które nigdy nie zostało opublikowane. Wiemy jednak, że ten tekst był dla niego ważny i bardzo osobisty. Trudno o trafniejsze słowa opisujące świat, którego Paweł był częścią, i osoby, które były dla niego ważne:
był jednym z najczystszych nadwrażliwców. Był gejem – dla mnie to szczególnie istotne. Myślę o sąsiadach, którym bezustannie udowadniał, że bycie gejem jest w porządku. Nie mam ochoty kreślić jego biografii, wymieniać przedstawień. Może teraz okaże się, że osiągnął bardzo wiele. Nie boję się myśleć, pisać, że być może jego dorobek jest zbyt niewielki – nasz zmysł do idealizacji po śmierci jest odbiciem własnego śmiertelnego lęku. Każdy z nas chciałby być kimś. Dla mnie był przede wszystkim walczącym o swoje prawa gejem. Był twórcą, do którego nie mam łatwego dostępu – czasem irytującym, czasem zachwycającym. Przede wszystkim zaś – twórcą swojego życia.
18 września 2021 roku odszedł nasz tęczowy książę. Zawsze mówił, że „pedalskiego pochodzenia”. Zostawił po sobie książkę _Teo.Dramaty._ Dziękujemy.
Przyjaciele
Justyna Jaworska, _Kiedy zamkną Ramonę. Rozmowa z Pawłem Soszyńskim_, „Dialog” 2018, nr 10, s. 129–134; w niniejszym tomie s. 8–16. Wszystkie przypisy pochodzą od redaktorów.
Paweł Soszyński, _Teo_, „Dialog” 2018, nr 10, s. 93–128; w niniejszym tomie s. 17–100.Kiedy zamkną Ramonę
Rozmowa z Pawłem Soszyńskim
Justyna Jaworska: Długo pisałeś _Tea_?
Paweł Soszyński: Może dwa tygodnie.
Nie żartuj.
No wiem, ale usiadłem i napisałem longiem na jednym oddechu pierwszą wersję, potem ją oczywiście szlifowałem i skracałem. Wiem, że to głupio brzmi, bo wkrada się tu jakiś romantyzm… Wpadłem na Krainę Oz i zaczęło mi się to układać, obraz po obrazie.
Z Krainy Oz są latające małpy i Blaszany Drwal. Dotarłam do zdjęć tego aktora, który grał drwala w kultowej hollywoodzkiej ekranizacji. Oko dyskretnie podkreślone kredką…
Dyskretnie? (_śmiech_) Jack Haley, świetny był!
Ale tak na serio, to wszystko zaczęło się chyba od Joanny Ostrowskiej?
Tak, ona stoi za drukiem obu książek, które mnie zainspirowały. Najpierw byli _Mężczyźni z różowym trójkątem_ Heinza Hegera, o których wydanie w Karcie Ostrowska walczyła. Dosłownie wybłagała, żeby to się w ogóle ukazało, bo w Polsce nie było żadnej literatury na ten temat. Została też redaktorką naukową tej książki, ponieważ nikt inny się na tym nie znał. Później z podobnym trudem wychodziła publikację _Cholernie mocnej miłości_ Lutza van Dijka. Właśnie wydała w Marginesach książkę o burdelach dla nazistów, a w Krytyce Politycznej przygotowuje rzecz na temat sytuacji homoseksualistów podczas drugiej wojny światowej. Doprowadziła też do tego, że pojawi się wydany wcześniej w Niemczech reportaż o Sylwinie Rubinsteinie. Zatem wszystkie wątki, które złożyły się na _Tea_, pochodzą od niej.
Wątków jest więcej.
Na przykład Luna, która śpiewa w przerywnikach, jest wzorowana na Lulli, najstarszej polskiej drag queen. Joanna Ostrowska poznała nas i byłem zdumiony, bo on wygląda zupełnie jak Sylwin Rubinstein w filmie dokumentalnym: apaszka, sygnet, ta sama figura i sposób bycia. Na dodatek kumplował się z Teofilem Kosińskim, tytułowym bohaterem mojej sztuki. Sporo o nim opowiadał, o różnych jego paranojach: jak to Teo nosił ze sobą na prywatki własną butelkę wody, jak bał się odprawy paszportowej… Teo sporo podróżował, podrywał chłopców w egzotycznych krajach, ale starannie to ukrywał. Panikował podobno przy przekraczaniu granicy, jakby coś z jego przeszłości miało się wydać. Uwielbiam jego zdjęcia z wakacji – tam stawał się innym człowiekiem, rozluźnionym, radosnym. W mojej sztuce jedna z postaci mówi o nim, że to on wynalazł dzióbek – bo rzeczywiście robił do obiektywu takie miny, jakie dziś robimy do selfie. Na co dzień bał się dekonspiracji.
Jego rodzina nie wiedziała?
O tym, że był gejem? Nie. Do krewnych dotarła Joanna Ostrowska i miała obawy, że oni nie zechcą z nią rozmawiać. Chcieli, choć Ostrowska nie chciała im mówić o jego homoseksualizmie. Zrobiła to z wielką klasą. Wysłała im już po publikacji polską wersję _Cholernie mocnej miłości_, więc właściwie powiedział im o tym sam Teo. Świetnie na to zareagowali – Ostrowska dostała od nich całą korespondencję Kosińskiego i archiwum jego zdjęć. Różne dokumenty. I z Krainą Oz trafiłem, jak się okazało – z tej korespondencji wynika, że on rzeczywiście pod koniec nagrywał filmy na VHS, opery. Chyba więc go wyczułem.
Był tak piękny, jak o nim piszesz?
Nie mój typ (_śmiech_), ale w młodości owszem, mógł się podobać. Tuż po wyzwoleniu pracował w kafeterii w Dachau i stamtąd pochodzi jego zdjęcie z amerykańskim przyjacielem; wygląda na nim całkiem nieźle. Wymyśliłem dla tej sztuki trochę hollywoodzką scenerię, z której Teo byłby chyba zadowolony, bo on strasznie chciał, żeby powstał o nim film, fabuła. No to jest choć ten dramat.
Zdaje się, że Lutz van Dijk miał kłopoty z namówieniem go do zwierzeń?
Na początku może, ale potem Kosiński się rozgadał. Książka była przeznaczona dla młodzieży, powstała na specjalny konkurs na utwór, który miał podjąć temat prześladowania homoseksualistów podczas wojny. Odniosła spory sukces i potem Teo dostawał za pośrednictwem van Dijka sporo listów od czytelników. Zresztą uwielbiał na nie odpowiadać. Czuł się trochę takim mentorem.
A jak van Dijk wpadł w ogóle na jego trop?
Kosiński napisał list bezpośrednio do Helmuta Kohla, w którym żalił się, że ledwie wiąże koniec z końcem i domagał się odszkodowania za lata wojennych prześladowań. Powodu prześladowań nie podał wprost, ale van Dijk, który miał dostęp do korespondencji ofiar, doczytał między wierszami, że chodziło o homoseksualizm. Dotarł do niego i zaprzyjaźnili się, choć burzliwie, bo Kosiński był strasznie obrażalski. Książka ukazała się na Zachodzie i doszło do dziwnej sytuacji: tam Teo jeździł na spotkania autorskie, opowiadał o sobie bez skrępowania, stał się nawet swego rodzaju gwiazdą, a tu, poza wąskim kręgiem wtajemniczonych, nikt nie wiedział o jego orientacji. A i w „środowisku” mało kto znał jego wojenną przeszłość. Żył więc podwójnym życiem: w Polsce był Stefanem K. i jako Stefan spalił większość swoich listów do Lutza i całą korespondencję dotyczącą książki.
Można pomyśleć, że na Zachodzie nie miał się czego bać, tymczasem dowiedziałam się, że paragraf 175, na mocy którego karano za homoseksualizm, obowiązywał w Niemczech prawie do połowy lat dziewięćdziesiątych!
Nie był przesadnie egzekwowany, ale tak, to prawda. Trzeba było uważać.
Sylwin Rubinstein zmarł w Hamburgu – i też miał ciekawą historię.
Zupełnie tarantinowską. Przecież ten prawdziwy epizod z przebieraniem się po śmierci siostry w sukienki i wykonywaniem z zemsty egzekucji na Niemcach jest niczym z _Bękartów wojny_! Nawet jeszcze lepszy, bo wyobraź sobie pedała, który wkracza do knajp Wehrmachtu jako artystka kabaretowa ze spluwą w torebce… Potem, właściwie do końca życia, występował w gejowskich barach jako tancerz i tancerka: był drag queen, a zarazem stawał się swoją własną siostrą. Zginęła najpewniej w Treblince. Trochę pomieszało mu się w głowie. Tej panoramy typów dopełnia Heinz Heger, autor _Mężczyzn z różowym trójkątem_, za którym kryje się Josef Kohout, więziony w obozach jako homoseksualista. Każda z tych trzech postaci była inna, ale jakoś oświetliły się nawzajem, kiedy je wpuściłem do Krainy Oz. Ale zależy mi, żeby zaznaczyć, że to nie jest wymysł. Stąd taki początek i koniec sztuki, mało może seksowny – jestem im to winny. W tym już jest zresztą kamp, w oddaniu hołdu. Wzruszam się tym. (_śmiech_)
Zaaranżowałeś kampowy kabaret?
Wiedziałem, że chcę mieć występy drag queen, później poznałem Lullę – i masz, to się pozgadzało. Zresztą ja zawsze, kiedy piszę, to słucham muzyki. Zapisywałem sobie na boku, czego słuchałem, no i w końcu uznałem: niech to wejdzie.
Osiągasz dzięki tej kabaretowej ramie przedziwny efekt: okrucieństw wojny w twojej sztuce z pozoru nie ma, a zarazem wciąż są obecne. Dobrze to oddaje pomysł na scenografię, czyli migająca różowa linia w tle: wesoły akcent, który jest zarazem raną, pęknięciem.
A na dodatek zakłóceniem, nie da się na nią patrzeć bez mdłości.
Podobne zabiegi widzieliśmy ostatnio w _Puppenhaus. Kuracji_ Magdy Fertacz i Jędrzeja Piaskowskiego.
Tak, to zestawienie jest jak najbardziej na miejscu – nie odżegnuję się. Cholernie mi zależało, by uniknąć gejowskiej martyrologii. Jeśli ją wprowadzam, to po bandzie albo wręcz jako obiekt fascynacji, obiekt seksualny. Chciałem podkreślić odrębność homoerotycznego spojrzenia, bo kiedy rozmawiasz ze starymi gejami, którzy przeżyli okupację, to w ich wspomnieniach nie ma żadnej martyrologii. Zacząłem trochę myśleć nimi i nagle powstanie warszawskie stało się jakąś sytuacją fantastyczną: oto wszystkie normy upadły wraz z miastem i otworzyły się nowe możliwości seksualne. To takie stanowisko amoralne: ani moralne, ani niemoralne, tylko…
Poza dobrem i złem?
Chciałem pokazać, że te graniczne sytuacje mogły podniecać, na przykład spanie w jednym baraku na sardynkę – to może być erotyczna fantazja. Wiadomo, że nie miałem dostępu do tego, co moi bohaterowie naprawdę myśleli, ale postanowiłem zaryzykować i pokazać świat przesiąknięty seksualnością. Pamiętam, że w wieku dwunastu czy trzynastu lat znalazłem u dziadka album ze zdjęciami z obozów i zareagowałem nieoczekiwaną ekscytacją, bo to były pierwsze zdjęcia nagich facetów, jakie widziałem w życiu. Wtedy to zadziałało jak impuls elektryczny, dopiero potem zacząłem się zastanawiać, dlaczego właściwie zadziałało i czy muszę się tego wstydzić.
Masz w _Teo_ fragmenty bardzo mocne, ocierające się o pornografię, a jednak w nią nie popadasz.
Bardzo ważna była dla mnie kategoria fantastyczności, niepodobieństwa, dlatego wprowadziłem Krainę Oz. Chciałem to utrzymać w zawieszeniu między fantazją erotyczną, czymś wręcz niesmacznym a czymś jednak prawdziwym, wręcz dokumentem. Na jeszcze innym poziomie to jest metateatralne, bo moje postaci wiedzą, że są na scenie. Pedał zawsze jest na scenie. Inaczej obumiera.
Jako krytyk, zawodowo dużo chodzisz do teatru. Pracują w tobie zobaczone obrazy?
Oczywiście, że pracują. Zawsze mnóstwo zjawiało się we mnie oderwanych od przedstawień obrazów, no ale przecież nie mogę tego wsadzić w recenzję, choć czasem przeginam. Pamiętam, jak pierwszy raz usłyszałem na scenie arię Purcella _When I Am Laid in Earth_ i od razu zobaczyłem, że to śpiewają pluszaki. To we mnie sobie leżało i podskoczyło, kiedy pisałem _Tea_. Albo jak w trakcie pisania Spotify podrzucił mi _I Feel Pretty_, no i tam ona śpiewa: „The craziest girl on the block”. W jakim bloku? W Auschwitz były bloki. Więc u mnie chórki robią więźniarki.
Napisałeś ostatnio jeszcze dwa inne dramaty, _Dziady. Pożegnanie z tytułem_ i _Duchologię polską_.
Tak. _Duchologia_, inspirowana książką Olgi Drendy o transformacji, ma teraz premierę w Wałbrzychu i Sosnowcu, _Dziady_ są w rozmowach. Cieszę się, bo kiedy pisałem powieści, o których zresztą wolałbym zapomnieć, musiałem mozolnie konstruować tło, by aluzyjnie poruszyć jakiś temat, a teraz tematy przychodzą prościej i mogę bez wstępów przechodzić do meritum. Dramat ma wpisaną w siebie performatywność, która od razu działa i wytwarza wokół siebie świat, którego nie muszę definiować: nie muszę dokładnie opisywać, gdzie bohaterowie właściwie są, jak tam trafili, jak wyglądają. Jest w tym swoista ekonomia i energia. To mnie otworzyło – gdyby Jakub Skrzywanek nie zaproponował mi _Duchologii_, pewnie nie powstałby _Teo_. I reszta.
A czy pisząc tak kampowy tekst jak _Teo_, stosowałeś się świadomie do reguł kampu?
Nie, jak? Ja nigdy sobie nie ustalam z góry, jaki i o czym będzie mój tekst: myślę pisaniem. Oczywiście wiedziałem, co robię, ale nie stosowałem z premedytacją wytycznych kampu, który ma zresztą różne odcienie: może być spod znaku Firbanka albo spod znaku Geneta… W tym przypadku zadecydowało zderzenie z tematem. Dużo rzeczy, co mnie utwierdziło w przekonaniu, że jest okej, jakoś wiedziałem, zanim się o nich dowiedziałem: najpierw wymyśliłem sobie schizofreniczną relację Sylwina Rubinsteina z Małke, ale przestraszyłem się, że go fałszuję – dopiero potem przeczytałem, że Rubinstein przebierał się za zamordowaną siostrę i klął na Niemców w jidysz. Napisałem, że pierwszą sukienkę uszył sobie z nazistowskiej flagi, ale wydało mi się to zbyt ostentacyjne, postanowiłem to wyrzucić. A potem się okazało, że rzeczywiście pierwszą kieckę uszył ze sztandaru ze swastyką! Pod koniec życia zupełnie zwariował, bo tego było jednak za dużo. W sumie najmniej kampową postacią spośród moich bohaterów był sam Teo Kosiński – człowiek dosyć bezbarwny, który poza turystyką erotyczną, młodzieńczym epizodem w _Baronie cygańskim_, historią wojenną jakich wiele i lękiem przed kontrolą paszportową niczym szczególnym się nie odznaczał. Teo poza finałem nie pojawia się na scenie, żyje jedynie w opowieściach. Albo odwrotnie: wszystko okazuje się jego snem czy wspomnieniem, projekcją starszego pana. W tej bezbarwności okazuje się znakomitym przewodnikiem innych historii.
Więc ostatecznie kamp wyraża czy podważa?
Ratuje. Moi bohaterowie, przedrzeźniając się, licytując na cierpienie, fantazjując, jakoś przeczą swoim traumatycznym doświadczeniom, a zarazem docierają do nich. Ale nie pisałem tego tekstu z założeniem, że oto wypowiem tabuizowaną dotąd prawdę o prześladowaniach mniejszości; tym już się zajęła Joanna Ostrowska. Nie pisałem z żadnym założeniem. To zabrzmi fatalnie, ale pisałem z miłości do nich. To jest dopiero kamp. (_śmiech_)
A prowadziłeś badania terenowe?
W pewnym sensie. Zawsze w gejowskich knajpach najbardziej mnie ciekawiły rozmowy ze starymi ciotami, ich niesamowite historie, które stanowią przecież element mojego dziedzictwa. Może nie okupacyjne, ale na przykład z pikiet z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. I sam sposób opowiadania: barwny, przegięty, potoczysty, podbarwiony fantazją…
Jak z _Lubiewa_?
Nie całkiem, bo bohaterki Witkowskiego były lujami, a ja rozmawiałem z profesorami, lekarzami, docentami, którzy nagle schodzą pod ziemię i zaczynają snuć podziemne opowieści – i są chamkami, perwerami, zachowując przy tym autoironię klasy wyższej, która się upadla i tym raduje. Ich narracje były błyskotliwe i zupełnie wyzbyte żalu: najgorsze doświadczenia zmieniały w przygodę.
A ty czujesz się teraz w Polsce zagrożony jako gej?
Z tęczową flagą na ulicę bym nie wyszedł. Rok temu wracałem z Parady Równości ze zwiniętą flagą i doszło do przepychanek. Ale jeśli pytasz mnie, czy czuję strach, to nie wiem – strach to mocne słowo. Powiedziałbym, że to jeszcze strach teoretyczny. W enklawach, w których się obracam, wszystko jest w porządku, choć zdaję sobie sprawę, że to właśnie enklawy. Kiedy zamkną gejowski bar Ramona, nastąpi koniec świata.
—————
Pierwodruk: Justyna Jaworska, _Kiedy zamkną Ramonę. Rozmowa z Pawłem Soszyńskim_, „Dialog” 2018, nr 10, s. 129–134.
Heinz Heger, _Mężczyźni z różowym trójkątem_, przeł. Alicja Rosenau, Ośrodek Karta, Warszawa 2016.
Lutz van Dijk, _Cholernie mocna miłość. Prawdziwa historia Stefena K. i Williego G._, przeł. Agata Chmielecka, Filip Fierek, Ha!art, Kraków 2017.
Joanna Ostrowska, _Przemilczane. Seksualna praca przymusowa w czasie II wojny światowej_, Marginesy, Warszawa 2018; taż, _Oni. Homoseksualiści w czasie II wojny światowej_, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2021.
Chodzi o _Dolores & Imperio. Die drei Leben des Sylvin Rubinstein_ Kuna Krusego (2000). Mimo że jedno z polskich wydawnictwo deklarowało, że zakupi prawa do tekstu, książka dotychczas nie ukazała się w Polsce.
Chodzi o Andrzeja Szwana.
Utwór z musicalu _West Side Story_.Prolog
W tle „Szeherezada” (początkowy fragment drugiej części) Nikołaja Rimskiego-Korsakowa. Na ciemnej scenie tekst:
W 1941 roku szesnastoletni Teofil Kosiński (pseudonim Stefan K.) poznał w Toruniu Williego G., żołnierza Wehrmachtu. Zakochali się w sobie, jednak po kilku miesiącach Willi został powołany na front wschodni. Teo z tęsknoty wysłał do niego list miłosny, który przechwyciło gestapo. Chłopak został aresztowany. Przetrwał trzy więzienia i dwa obozy, o czym opowiada książka „Cholernie mocna miłość” Lutza van Dijka napisana wspólnie z Teofilem. Teo już nigdy nie spotkał swojej miłości.
_Na początku 1940 roku do obozu koncentracyjnego trafił Josef Kohout. Przez kartkę, którą wysłał ukochanemu. Jego wspomnienia ukazały się w książce „Mężczyźni z różowym trójkątem” Heinza Hegera. Pod tym pseudonimem kryje się on sam, a także Johann Neumann, który spisał jego historię. Kohout był gwałcony, poniżany i bity przez współwięźniów. Przetrwał tylko dzięki zaspokajaniu seksualnych apetytów kapo. Prostytuował się za życie._
W tym samym czasie w Warszawie ukrywał się Sylvin Rubinstein – Żyd, tancerz flamenco. Przed wojną słynny był jego duet z siostrą bliźniaczką, Marią. Rodzeństwo podbijało światowe sceny. W 1941 roku Maria wyjechała do Ukrainy po matkę. Obie zaginęły, nigdy nie wróciły do Warszawy. Z zemsty Sylvin wykonywał wyroki na Niemcach. Przebrany za kobietę. Po wojnie występował jako drag queen w Hamburgu. Nigdy nie odnalazł siostry.
_To nie jest ich historia_.
W pierwodruku zamieszczonym w nr. 10 „Dialogu” z 2018 roku zdanie: „To nie jest ich historia”, zostało pominięte.