- promocja
Testament Nobla - ebook
Testament Nobla - ebook
Szósta część przygód dziennikarki Anniki Bengtzon.
Gala wydana w sztokholmskim ratuszu z okazji wręczenia Nagrody Nobla oszałamia przepychem, lecz za woalem blichtru czai się zbrodnia. Na parkiecie Złotej Sali morderczyni w wieczorowej sukni strzela do przewodniczącego Komitetu Noblowskiego. Kula trafia prosto w serce, kobieta zaś znika w tajemniczy sposób.
Annika Bengtzon zostaje wbrew woli wciągnięta w rozgrywający się dramat, tym razem nie jako dziennikarka, lecz jako świadek zdarzenia. Z bagażem rozbitego życia osobistego i zawodowego Annika trafia w środek lawiny wydarzeń sięgających odległej przeszłości. Trop prowadzi do samego Alfreda Nobla, niewiarygodnie bogatego naukowca i wynalazcy, fundatora prestiżowej nagrody, którego tragiczna śmierć okazała się brzemienna w następstwa. Annika dociera w końcu niebezpiecznie blisko prawdy.
Potężny temat, ale akcja płynie wartko, napięcie rośnie, czego można było się spodziewać po tak doświadczonej autorce powieści kryminalnych. Równolegle poznajemy poetycko przedstawioną biografię Alfreda Nobla. Jest to jakby drugi wątek powieści, które jednak każe nam stawiać pytania z dziedziny etyki i odpowiedzialności. A jeśli coś jest dla Anniki Bengtzon ważne, to właśnie te dwie kwestie: odpowiedzialność i etyka.
- „Expressen”
Słynny testament Alfreda Nobla jest znakomitym wyzwaniem dla detektywa. Liza Marklund miała świetny pomysł na swoją szóstą już powieść kryminalną. Dziwne, że nikt wcześniej na to nie wpadł!
- „Göteborgs-Posten”
Najlepsza książka Lizy Marklund od czasu Zamachowca.
- Anne Holt
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8252-335-5 |
Rozmiar pliku: | 3,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ANDERS SCHYMAN STAŁ w swoim narożnym pokoju i przyglądał się budynkowi ambasady rosyjskiej. Cała okolica pogrążona była w ciemnościach, jedynym wyjątkiem był blady krąg światła wokół lampy przy wejściu i latarni oświetlających budkę zmarzniętego strażnika. Żołnierz robił sobie czasem krótkie wycieczki, kilka kroków wzdłuż metalowej furtki i z powrotem.
Aleby się zdziwił, gdyby nagle coś się zaczęło dziać, pomyślał redaktor naczelny. Gdyby nagle podjechał samochód i ktoś zaczął strzelać w stronę ambasady albo przeszedł przez mur i zeskoczył tuż przed nim. Na pewno by nie ryzykował, przecież napastnik miałby nad nim przewagę: działałby z zaskoczenia, miałby cel i plan działania.
Jesteśmy straszliwie bezbronni, pomyślał Anders Schyman. Tak niesłychanie bezbronni. Ale przecież nie można bez przerwy mieć się na baczności i cały czas się zastanawiać, czy się czegoś nie przeoczyło. Cały świat stoi przed tym dylematem, nie tylko świat zachodni, nie tylko społeczeństwa demokratyczne, przestępczość jest zagrożeniem dla wszystkich.
Pieniądze, władza i wpływy, pomyślał Schyman. Nie uchronimy się przed tymi, którzy zrobią wszystko, by je zdobyć. Zawsze tak było, tylko metody stały się brutalniejsze, twardsze.
Podobno zabiła kobieta. Na konferencji prasowej policja ani nie zaprzeczała, ani nie potwierdzała. Nie chcieli się wypowiadać na temat ewentualnych wcześniejszych gróźb czy zabezpieczeń. Poczynione kroki zdawały się wystarczające i zgodne z wytycznymi, nikt nie potrafił powiedzieć, co zawiodło.
Zaczął padać śnieg, zabłąkane płatki zmierzały ku ziemi jakby z wahaniem. Schyman poczuł, że ze zmęczenia pieką go oczy. Zamrugał kilka razy, wrócił do biurka i zerknął na zegarek.
Może to jednak nie jest to, czym powinienem się zajmować, pomyślał. Jeśli to są te nowe czasy, to nowe rozdanie, jeśli terroryzm dotarł i do nas i ciągła troska o bezpieczeństwo to nasza przyszłość, to może powinienem przekazać swoje obowiązki komuś innemu? Jeśli terroryzm stał się faktem, to oznacza to śmierć wolności jednostki. Bezpieczeństwo będzie wykorzystywane jako argument przy wprowadzaniu kolejnych ograniczeń, zasada powszechnej jawności stanie się pustym frazesem. Nowe czasy będą wymagały innych dziennikarzy, ich praca będzie wymagała nadzoru innych szefów. Ale przecież właściciele koncernu i tak nie mają do mnie zaufania, pomyślał. Nie spodziewał się żadnych atrakcyjnych propozycji.
– Przyszła Annika – poinformował go Jansson przez wewnętrzny telefon.
Schyman wcisnął guzik i pochylił się do przodu.
– Dobrze – powiedział. – Przyjdźcie do mnie oboje.
Jak ona wygląda? – pomyślał, kiedy Annika weszła do gabinetu. Kowbojki, czarna kurtka, brudna płócienna torba i różowa spódnica z jakiegoś sztucznego materiału. Włosy upięła w kok na czubku głowy, przytrzymała je ołówkiem.
– Prawnik potwierdził, że nie wolno jej pisać o samej strzelaninie ani o tym, co się działo tuż przed nią i tuż po niej – powiedział Jansson, opadając na fotel dla gości. – Nie wolno nam też zrobić z nią wywiadu. Złamanie zakazu wypowiadania się nie jest co prawda przestępstwem, ale podlega karze grzywny. Nie pytaj mnie, jak to możliwe…
– Co widziałaś? – spytał Schyman.
– Jak przed chwilą słyszałeś… − zaczęła Annika, ale natychmiast przerwała i podobnie jak Jansson opadła na fotel dla gości. Była wyczerpana, blada i spocona.
Redaktor naczelny machnął ręką na jej wątpliwości, a jej zabrakło siły, żeby protestować.
– Miałam okazję całkiem dobrze przyjrzeć się kobiecie, która prawdopodobnie jest mordercą…
Przeciągnęła ręką po włosach, dotknęła ołówka, włosy się rozsypały i zasłoniły jej twarz.
– Spędziłam trzy godziny na komendzie, próbując sporządzić portret pamięciowy tej dziewczyny. Nie bardzo mi szło, ale policja twierdzi, że to lepszy sposób niż opisywanie…
– Widziałaś wszystko? – spytał szef. Słyszał podniecenie w swoim głosie. – Strzelała kobieta, widziałaś ją? I sam moment strzału?
Annika zerknęła na swoje dłonie, wahała się.
– Spojrzała na mnie – powiedziała po chwili. – Patrzyła na mnie w chwili śmierci.
– Caroline von Behring? Widziałaś, jak została zastrzelona?
Annika bezwiednie zebrała rozsypane włosy w kok i znów przekłuła go ołówkiem. Utkwiła wzrok gdzieś ponad budynkiem rosyjskiej ambasady.
– Było coś w jej wzroku… − zaczęła, opuściła ręce na kolana i dalej wpatrywała się w budynek za oknem.
– Naprawdę nie masz nam nic do powiedzenia? W końcu pracujesz dla nas.
Annika spojrzała na szefa, jej oczy pociemniały.
– Nie wiem, do czego doszła policja. Pewnie wiecie więcej ode mnie. Bo rozumiem, że kolor sukni królowej Sylwii już nie jest interesujący.
Schyman próbował ukryć irytację. Zwrócił się do szefa nocnej zmiany:
– Możemy jakoś obejść ten zakaz?
– Zdaniem prawnika nie.
Szef wstał, nie mogąc dłużej usiedzieć spokojnie.
– Właśnie tego się obawiałem – powiedział zdecydowanie za głośno i rozłożył ręce. − Mamy wyjątkową relację naocznego świadka, a policja chce nam zamknąć usta. Ustawy o przeciwdziałaniu terroryzmowi, które niedawno weszły w życie, zabraniają nam pisać o najbardziej spektakularnej zbrodni naszych czasów. A podobno mamy demokrację!
Jansson rzucił szybkie spojrzenie na zegarek, zawsze źle znosił takie emocjonalne wybuchy.
– Artykuł dwudziesty trzeci prawa procesowego, paragraf dziesiąty. Zeznanie głównego świadka może zostać utajnione, jeśli istnieje podejrzenie, że dotyczy zbrodni uważanej za poważną. To stare prawo, ma uniemożliwiać sabotowanie śledztwa.
– Zawsze się znajdzie powód, żeby ograniczyć swobodę wypowiedzi – stwierdził Schyman, wymachując palcem. – Ciekaw jestem, jak w ogóle mogło do tego dojść. Nie było żadnych zabezpieczeń?
Annika przetarła oczy ręką.
– Oczywiście, że były, takie jak zawsze. Bankiet noblowski nie jest imprezą o podwyższonym stopniu ryzyka. Od wielu lat zabezpiecza się go tak samo. Policja współpracuje z Säpo, z organizatorem imprezy i z administracją ratusza. Nic nadzwyczajnego.
– Czyli funkcjonariusze stoją przy drzwiach, a Säpo gwarantuje bezpieczeństwo osobiste – podsumował Schyman.
– Właśnie – potwierdziła zmęczonym głosem. – Teren był ogrodzony. Ostrzejsze środki bezpieczeństwa obowiązują podczas samej ceremonii wręczania nagrody w gmachu filharmonii. Wtedy opróżnia się cały plac przed budynkiem, a nawet zamyka część Kungsgatan…
– A co z ochroną? – spytał Schyman. – Gdzie byli ochroniarze?
– Säpo nigdy się na ten temat nie wypowiada – powiedziała Annika. – Są zasady, które wyraźnie określają, jak i gdzie policja ma chronić członków rządu i rodziny królewskiej oraz gości zagranicznych podczas wizyt państwowych, są funkcjonariusze…
Schyman uniósł ręce, chcąc ją powstrzymać.
– To absolutna porażka policji. Jak mogło do tego dojść? Na tym się skoncentrujemy. Nie pozwolimy, żeby uszło im to na sucho…
– Zrobić ci briefing przed porannym wydaniem? – spytał Jansson bez większego entuzjazmu.
Schyman usiadł, czerwony na twarzy po niedawnym wybuchu, i dał Janssonowi znak, że może zaczynać.
– Jeśli chodzi o zdjęcia, to leżymy. Bywalec i światowiec Ulf Olsson ma pięćset fotek sukni księżniczki Madeleine, ale ani jednego zdjęcia z miejsca zbrodni. Nie zdążył zmienić obiektywu, źle ustawił światło, wybrał złą osłonę, a w ogóle to ma kiepski aparat, za mało pikseli, jak twierdzi. Annika zdążyła coś pstryknąć już po wygrodzeniu terenu wokół ratusza. Komórką, więc jakość zdjęć pozostawia wiele do życzenia, ale spróbujemy coś z nimi zrobić i damy na ósmą i dziewiątą stronę. Dwóch funkcjonariuszy wydziału kryminalnego w kałuży krwi. Mocne.
– Co mamy poza tym?
– Sprawdzamy SVT, może wypuszczą coś nowego. Mieli kamerę w Sali Złotej, była włączona w chwili, kiedy padły strzały, ale stała w drugim końcu sali. Pytanie, czy coś mają i czy to wypuszczą.
– Oczywiście, że nie – stwierdził Schyman. – Dlaczego mieliby wypuszczać?
– Sytuacja jest wyjątkowa – powiedział Jansson.
– Dlaczego? – nie odpuszczał szef. – Co jest takiego wyjątkowego w tym morderstwie, poza tym że zostało popełnione publicznie, że tak to określę?
– Już w tej chwili jest to potrójne morderstwo. Właśnie zmarł drugi strażnik, trzeci nadal jest w stanie krytycznym. Nikt nie uzna tego za zwykłe morderstwo.
– Zmarli strażnicy na pewno mieli rodziny, dzieci – dodała Annika.
Schyman wstał.
– Mam rozumieć, że te morderstwa są na tyle nadzwyczajne, że potrzebujemy nowych praw? – spytał. – Nowych zasad etycznych?
Annika spojrzała na zegarek, a potem na szefa nocnej zmiany.
– Mamy coś jeszcze?
– Przed ratuszem byli fotografowie, wolni strzelcy, pewnie też coś mają. Całe centrum jest wygrodzone, mamy mnóstwo zdjęć radiowozów i policji. „Polowanie nocą” – to tytuł na stronę dziesiątą.
Anders Schyman wyraźnie nie mógł znaleźć sobie miejsca. Zrobił rundkę po pokoju i w końcu stanął w oknie, plecami do ambasady.
– Policja planuje jakieś zatrzymania w najbliższym czasie?
– Łódź, którą dziewczyna odpłynęła, została znaleziona w Gröndal. Prawdopodobnie dalej pojechała samochodem, na południe, w stronę Södertälje. Ktoś musiał jej pomóc, ktoś czekał na nią w łodzi, na pewno miała też wtyczkę w środku, w ratuszu.
Schyman wziął do ręki długopis i zaczął w niego stukać paznokciem.
– Dlaczego na południe?
– Policja twierdzi, że zadziałali błyskawicznie i niemal natychmiast zarządzili blokadę dróg. Gdyby uciekała na północ albo na zachód, na pewno by ją zatrzymali, a na wschodzie jest tylko woda. Policja sądzi, że przed dwudziestą trzecią zero pięć musiała minąć Skärholmen, bo potem i tam postawiono blokady.
Schyman zauważył, że Annika przygląda się jego długopisowi, i odłożył go.
– Mamy zdjęcia ofiar?
Od kiedy zarówno urzędy wydające prawa jazdy, jak i biura paszportowe utajniły swoje archiwa, zdobywanie zdjęć stało się problemem. Jeszcze jedna przykra konsekwencja ataku z jedenastego września, znak nowych czasów.
– Zarówno von Behring, jak i Wiesel to osoby publiczne, ich zdjęć nam nie brakuje. Foto Pelle zdobył zdjęcia z Sali Błękitnej, podczas kolacji siedzieli obok siebie. Widać, jak się śmieją i wznoszą toast. Jakość nie jest najlepsza, ale na szóstą stronę może być. Mamy też wypowiedzi pary królewskiej. Oczywiście niczego nie widzieli, ale Berit ładnie to udramatyzowała. Kiedy padły strzały, król i królowa siedzieli na Galerii Książęcej i rozmawiali z laureatami. Jeśli zmierzyć odległość między nimi a morderczynią, wychodzi kilkadziesiąt metrów, ale prawie połowa z tego to grube ceglane ściany…
– Co damy na pierwszą stronę? – przerwał mu Schyman.
– Czekamy na portret pamięciowy. „Twarz mordercy”.
Anders Schyman poczuł, jak jego zmęczony mózg zaczyna się kurczyć i w końcu osiąga wielkość niewielkiej rodzynki.
– Czekamy na portret pamięciowy sprawcy, zrobiony na podstawie zeznań naszej reporterki, i nie możemy go opublikować, bo to cholerne państwo policyjne nie pozwala nam robić tego, co do nas należy, czyli informować opinii publicznej…
Opadł na fotel i machnął ręką, zrezygnowany.
– Wracajcie do pracy, ale pokażcie mi pierwszą stronę, zanim ją poślecie do drukarni.
Annika i Jansson zebrali swoje rzeczy i szybko opuścili gabinet. Schyman wstał i podszedł do okna. Chciał sprawdzić, co robi rosyjski żołnierz.
Budka była pusta.
Żołnierz zniknął.
Annika wróciła do swojego pokoju i spisała wszystko, co pamiętała. Dokładnie opisała, co się działo, zanotowała nawet, że tańczyła z Bossem. Wszystkie szczegóły, to, co mówiła policja, wszystko, co widziała.
Tekst był dość chaotyczny, ale przecież nie był przeznaczony do publikacji. Chciała po prostu mieć się do czego odwoływać. Uczestniczyła w zbyt wielu rozprawach, żeby nie wiedzieć, że świadkowie z czasem zapominają. Pamięć płata figle, zamierzała jak najszybciej wszystko spisać.
Nie chciała, żeby jakikolwiek ślad po tym tekście został na redakcyjnym serwerze, więc umieściła go w swoim elektronicznym archiwum w sieci, w skrzynce annika-bengtzon@hotmail.com. Zwykle przechowywała tam teksty, do których chciała mieć dostęp także z innych komputerów, albo takie, o których redakcja nie powinna wiedzieć.
Wyłączyła komputer i siedziała jeszcze chwilę, wpatrując się w przestrzeń. W całym ciele czuła bolesne zmęczenie, jednak wcale nie była pewna, czy uda jej się zasnąć.
Zauważyła, że Jansson poszedł do palarni z papierosem i kubkiem kawy. Zdjęła kurtkę i poszła za nim.
– Szef jest w podłym nastroju – powiedział Jansson, zerkając na Annikę. Usiadła obok niego z kawą.
– Jak zawsze, kiedy jestem w pobliżu – powiedziała Annika. – Ma do mnie żal o to, co napisałam o rodzinie właścicieli i TV Scandinavia. No i pewnie słyszałeś, że jednak nie został prezesem Stowarzyszenia Wydawców?
Jansson zapalił setnego tej nocy papierosa i wydmuchał dym w kawę.
– Chyba za bardzo bierzesz to do siebie. Facet jest dorosły, odpowiedzialny, nie wierzę, żeby się przejmował takimi głupstwami. Nie miałby czasu na nic innego.
Przez cienki plastikowy kubek gorąca kawa niemal parzyła jej palce.
– Znam Schymana – powiedziała cicho. – Pewnie lepiej niż większość z was. Wiem, jaki jest, i możesz mi wierzyć, że takie rzeczy traktuje bardzo poważnie. W końcu pewnie mu przejdzie, ale dopiero kiedy prezes zarządu osobiście go przeprosi. Za pół roku może mnie wyciągnie z lodówki.
Jansson głośno siorbał kawę.
– Co ty opowiadasz? Z jakiej lodówki? Posłał cię na kolację noblowską! To chyba zaszczyt?
– Żartujesz? Posłał mnie tam z Ulfem Olssonem!
Czuła na sobie wzrok Janssona. Patrzył na nią z boku, przyglądał się jej, jak czasem przyglądamy się egzotycznej roślinie albo rzadkiemu okazowi ptaka, nie złośliwie, tylko ze zdziwieniem, jak biolog czy ornitolog.
– Jak tam było? – spytał nagle, zaciągając się papierosem.
Annika zamknęła na chwilę oczy, wróciła pamięcią do chwili, kiedy weszła do Sali Błękitnej.
– Na początku byłam oszołomiona. Świece, tłum ludzi. Kiepskie jedzenie, przystawka była wręcz niejadalna. Ale ciepła, nie zimna, jak wszyscy opowiadają…
Posadzono ją przy jednym stoliku z Bossem z „Konkurrenten”. Znali się już wcześniej, spotkali się na zamku Yxtaholm, skąd donosili o śmierci Michelle Carlsson. Sporo wtedy rozmawiali, śmiali się, czasem ich ręce się spotykały.
– To prawda, że dziennikarze zawsze dostają miejsca za kolumną i nic nie widzą?
Annika przytaknęła.
– Prawda. Siedzieliśmy tam trzy i pół godziny, nie mając pojęcia, co się dzieje przy głównym stole. Pewnie więcej można było zobaczyć w telewizji. Masz jakieś pytania?
– Naprawdę widziałaś tę morderczynię?
Annika zaczerpnęła powietrza i wzięła się w garść.
– Tylko tam na górze, w Sali Złotej, gdzie zginęła von Behring.
Zamilkła, przypomniała sobie jasne oczy kobiety i jej nieruchome ciało.
– Widziałam, jak trafiła ją kula, a potem upadłam tuż obok niej…
Słyszała, że głos jej się łamie, wydała jakiś dziwny odgłos, zamaskowała go łykiem kawy.
– Ale nie widziałam, jak strzelała.
Jansson zapalił kolejnego papierosa.
– Więc jak mogłaś ją opisać?
– Wpadła na mnie kilka sekund przed oddaniem strzału, nadepnęła mi na nogę.
Postawiła kubek z kawą na podłodze i zdjęła but. Przez cienkie rajstopy widać było fioletowoniebieski wylew wielkości pięciokoronówki.
– A niech to – powiedział Jansson.
– Rano opublikują jej portret pamięciowy, muszą sprawdzić kilka szczegółów, porównać z zeznaniami innych świadków.
– Jak powstaje taki portret? Ktoś siedzi przy tobie i rysuje?
Annika poczuła, że po raz pierwszy tej nocy zaczyna się odprężać.
– Teraz już wszystko robi się cyfrowo. W zwykłym pokoju biurowym w starym budynku komendy przy Kungsholmsgatan. Zaczynają od przesłuchania tego, kto może najwięcej powiedzieć, bo najwięcej widział. Opisuje się człowieka dokładnie, a potem jeszcze raz wszystko powtarza. Wtedy dochodzą nowe szczegóły. Jeśli trzymamy się chronologii…
Annika wiedziała, że mówi trochę bez ładu i składu, ale słowa po prostu same płynęły, jakby puściła jakaś tama. Jansson słuchał, kiwał głową i zaciągał się papierosem. Tego właśnie było jej trzeba.
– Potem poprosili, żebym na kwadrans poszła na kawę. Kiedy wróciłam, facet przy komputerze miał już gotowy rysunek. Kazał mi powiedzieć, co według mnie jest nie tak. Powiedziałam, że fryzura, a on się roześmiał i stwierdził, że dziewięć na dziesięć kobiet zaczyna właśnie od tego. Potem wskazywałam kolejne rzeczy, które mi nie pasowały, dlatego to tyle trwało…
– A facet siedział i rysował różne nosy?
Annika wypiła łyk zimnej już kawy i pokręciła głową.
– Mają specjalny program, kilkaset różnych nosów. Można je dowolnie zmieniać, powiększać, zmniejszać…
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki