Topielica ze Świtezi - ebook
Topielica ze Świtezi - ebook
Przeprowadzka na Białoruś nie jest szczytem marzeń nastolatka. Szesnastoletni Wojtek nie ma jednak wyboru, gdyż jego ojciec właśnie tam otrzymał intratną propozycję pracy. Chłopak wie, że ten krok jest ojcu potrzebny, być może to właśnie on pomoże mu wyrwać się z oków wspomnień o śmierci matki i zacząć żyć teraźniejszością. Wojtek nie ma pojęcia, że to, co spotka nad osławionym przez Mickiewicza jeziorem Świteź, na zawsze odmieni jego życie. Svetlana marzy o tym, by stać się zwyczajną dziewczyną - chodzić do szkoły, mieć przyjaciół, być może zakochać się. Siedemnastolatce w tych planach przeszkadza jeden fakt - jest wodną, topielicą, demonem, który zgodnie ze swoją naturą powinien wabić i zabijać ludzi, gdy tylko wkroczą na jej terytorium. Gdy ścieżki tych dwojga się przetną, zmieni się życie każdego z nich. Nie sprawi tego nagły wybuch uczucia, ale wspólna walka o to, co większości jest dane już przy urodzeniu - o normalność i... śmiertelność. Ta miłość rodziła się powoli, w niesprzyjających, tajemniczych okolicznościach. Czy jednak będzie na tyle silna, by przeciwstawić się demonom i złowrogim siłom natury? "Autorka przenosi nas do świata słowiańskiej mitologii, pełnego stworzeń, które znamy z opowieści babć i dziadków. Topielica znad Świtezi to propozycja dla wszystkich tych, którzy od lektury oczekują zarówno wartkiej akcji, jak i pierwiastka tajemnicy, niedającego się objąć rozumem, ale zapadającego w pamięć na długo." Aneta Grabowska - pisarka, autorka bloga zaczytana.com.pl
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66754-53-9 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wiadomość o przeprowadzce spadła na Wojtka niespodziewanie niczym doniczka z czwartego piętra. Nie dość przeszedł w ciągu swojego szesnastoletniego życia? Wydawało mu się, że własnymi doświadczeniami mógłby obdzielić przynajmniej kilku swoich ćwierćmózgich kolegów ze szkoły. A może wyjazd ma być lekarstwem dla ojca? W końcu od kilku lat mówi o „braku samorealizacji” „rutynie” i „niespełnionych młodzieńczych ideałach”. Zawsze zwykł powtarzać, że lata spędzone na krakowskim AGH-u były najlepszymi w jego życiu i że nie każdy pierwszy lepszy student skończył wydział elektroenergetyki.
Antoni Stożyński nie miał szczęścia w życiu. Wychowywał się bez ojca. Nie był półsierotą, chociaż czasami wolałby, aby tak było. Pensja matki ledwo wystarczała na pokrycie podstawowych rachunków – ojciec swoje zarobki regularnie i niezmiennie przepijał. Po wódce nie był ani agresywny, ani wulgarny. Jego cicha pijacka egzystencja zakłócała jednak spokojne życie Antka i jego siostry Kaśki. Ciężko było mu się skupić na nauce, choć był uczniem niezwykle zdolnym. Nie mógł w spokoju czytać, a było to jego ulubione zajęcie. Wreszcie musiał przejąć wszelkie „męskie” prace w domu. To dlatego stał się w przyszłości świetnym inżynierem – nie tylko w teorii.
Gdy poznał Ewę, los się odmienił. Był wtedy świeżo upieczonym absolwentem prestiżowej wyższej uczelni, poszukującym pracy. Ona, studentka czwartego roku pedagogiki pobliskiej Wyższej Szkoły Pedagogicznej – dzisiejszego UP. Antoni w trakcie studiów marzył o budowie nowoczesnej elektrowni, a co za tym idzie, nie w głowie były mu przelotne studenckie romanse. Ewa zmieniła jego światopogląd. Miłość wybuchła nagle, a jej owoc, Wojtek, pojawił się w półtora roku od pierwszego spotkania pary na jednej z imprez w akademiku Olimp.
Mogłoby się zdawać, że dwoje młodych ludzi – bez pracy, z dzieckiem w drodze – popadnie w swoistą melancholię, w latach osiemdziesiątych słowo „depresja” nie było bowiem jeszcze tak modne, jak dziś. Tak się jednak nie stało. Antek otrzymał pracę w Bielsku Podlaskim w zakładach rafinerii ropy naftowej. Wojtek cierpliwie poczekał, aż mama uzyska dyplom magistra i dopiero wtedy postanowił pojawić się w jej i ojca świecie. Ewa nie od razu rozstała się z malcem, jednak i ona wkrótce rozpoczęła karierę zawodową.
Po tłustych latach przyszedł czas na te chude. Po rutynowym badaniu ginekologicznym u Ewy stwierdzono guza miednicy małej. Wydawał się niegroźny, jednak lekarz prowadzący zdecydował się na laparoskopowe usunięcie niechcianego ciała obcego. Ewa, z natury beztroska, nie przyjęła do wiadomości, że wycięty guz musi zostać poddany szczegółowym badaniom histopatologicznym, bo może okazać się tworem złośliwym. Usłyszała tylko, że pięć dni po operacji wróci do swoich chłopaków. Tak się też stało.
Dwa tygodnie później zadzwonił telefon. Pracująca w tym czasie w Poradni Pedagogiczno – Psychologicznej trzydziestoczteroletnia Ewa, podnosząc słuchawkę, nie wiedziała, że ta rozmowa wywróci jej całe życie do góry nogami.
Wojtek stracił matkę, gdy skończył trzynaście lat. Zbiegło się to ze zmianą szkoły podstawowej na gimnazjum, w którym nie znał nikogo. Może to i lepiej, bo nie miał ochoty na zwierzanie się dawnym kumplom ani na zawieranie nowych znajomości. Tekst: „straciłem matkę kilka tygodni temu” – działał doskonale. Potencjalny rozmówca odwracał się na pięcie i zostawiał Wojtka w upragnionym świętym spokoju.
A teraz znowu coś. Po trzech w miarę spokojnych latach w głupkowatym wytworze kolejnego ministra edukacji – gimnazjum – szykowała się kolejna zmiana. I to jaka.
Ale dlaczego Białoruś? – kierował to pytanie do ojca od kilku dni. Przecież w Polsce też mają elektrownie. Tyle że „stary” się uparł i nie chciał odpuścić. Wspominał coś o idealnym momencie. Tylko na czym ten idealny moment miał polegać? Bo zmarła matka i nie umiał się z tym uporać? Bo kończyła się szkoła i przez wakacje można by się urządzić? No bo chyba nie dlatego, że na Białorusi mają lepsze szkoły? Wojtek zastanawiał się nad pobudkami ojca od wielu dni.
Faktem było, że Antoni Stożyński marzył o wielkiej sprawie, a budowa elektrowni wiatrowej w Nowogródku była spełnieniem jego marzeń. Nie mówiąc już o tym, że tylko myśl o czymś nowym dawała mu siłę do wstania rano z łóżka. I Wojtek – tak, Wojtek był kolejnym powodem.