Traktat o Miłości Bożej - ebook
Traktat o Miłości Bożej - ebook
"Traktat o miłości Bożej" świętego Franciszka Salezego, wybitnego teologa, Doktora Kościoła, jest owocem miłosnej kontemplacji Ukrzyżowanego Chrystusa oraz wnikliwej obserwacji człowieka.
Pokazuje, że droga do świętości bierze swój początek w zakochaniu Bogiem, w poznaniu Jego miłości, dobroci i piękna. Dzieło to, należące do kanonu katolickiej duchowości, porywa czytelnika pięknym, żywym językiem.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8043-737-1 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ajświętsza Matko Boga, wybrane i niezrównane Naczynie, godna wszelkiej miłości Królowo Miłości Najwyższej, spośród wszystkich stworzeń najmocniej kochająca i najmocniej ukochana; w Tobie od wieków znalazła upodobanie miłość Ojca Niebieskiego, przeznaczając Twoje czyste serce do największej doskonałości w świętej miłości, abyś pewnego dnia otoczyła Jego Jedynego Syna miłością macierzyńską, tego Syna, którego On przed wiekami umiłował jedyną miłością ojcowską.
O Jezu, mój Zbawicielu, komu byłoby lepiej zadedykować te słowa o Twojej miłości niż sercu Twojej najukochańszej Matki?
Kto jednak, Matko pełna chwały, może wpatrywać się w Twoje wspaniałe oblicze i nie dostrzec po Twojej prawicy Tego, którego Syn Twój dla miłości Twojej raczył uczcić imieniem „ojca” łącząc go z Tobą w czystym małżeństwie, Tego, który był Ci pomocnikiem i towarzyszem, troszcząc się i wychowując Boskie Dziecię?
O wielki Józefie, ukochany Oblubieńcze przez Boga ukochanej Matki! Ach, jak wiele razy nosiłeś na swoich rękach jedyną Miłość ziemi i nieba, kiedy trwając w najmilszych objęciach Bożej Dzieciny Twoja dusza rozpływała się w rozkoszy, słuchając wypowiadanych przez Niego słów oznajmiających (Boże, cóż za błogosławieństwo!), że Ty jesteś Jego największym przyjacielem i ukochanym ojcem!
W świątyni Starego Przymierza umieszczano lampy na złotych kwiatach lilii¹. O Maryjo i Józefie! Paro ponad wszystkimi parami, lilie święte o pięknie niezrównanym, między którymi Ukochany sam się pożywia² i wśród których daje pożywienie wszystkim, którzy go kochają. Ach, jeśli mam jakąś nadzieję, że to opisanie miłości może oświecić i rozpalić dzieci światłości³, to jakie miejsce byłoby dla tego dzieła lepsze niż pomiędzy Waszymi Liliami, którym Słońce sprawiedliwości będące chwałą i czystym odbiciem wiecznej jasności⁴ oddało samego siebie, aby nas obdarzać nieskończoną miłością swojego serca.
O Matko umiłowana przez Umiłowanego! O Oblubieńcze ukochany przez Umiłowaną! Padając u stóp Waszych, które nosiły mojego Zbawiciela, to skromne dzieło o miłości powierzam, dedykuję i poświęcam wielkiej Waszej miłości. Przez to otaczane przez Was czcią serce Waszego słodkiego Jezusa, Króla serc wszystkich, proszę, abyście swoim potężnym wstawiennictwem uprosili u Ducha Świętego ożywienie mojej duszy i dusz tych, którzy będą czytali te słowa; niech umocnieni łaską Ducha Świętego oddamy wszystkie nasze uczucia na całopalną ofiarę jego Boskiej dobroci, abyśmy mogli żyć, umierać i powstać do życia wiecznego napełnieni tym niebiańskim ogniem, którym nasz Pan, Wasz Syn, tak bardzo chciał rozpalić nasze serca⁵, że po to właśnie nieustannie się trudził i cierpiał aż do śmierci i to śmierci krzyżowej⁶.
Niech żyje Jezus!Przedmowa
uch Święty naucza, że usta boskiej Oblubienicy, to znaczy Kościoła, są „pełne wdzięku”, a wargi jak „wstążeczka purpury sączące miód”⁷, aby każdy wiedział, że cała przepowiadana przez Kościół nauka to nic innego, jak święta miłość, bardziej lśniąca czerwienią niż szkarłat ze względu na krew Oblubieńca, który ją rozpromienia, słodsza nad miód ze względu na słodycz Umiłowanego, który napełnia Kościół rozkoszą⁸. Ten zatem niebieski Oblubieniec pragnąc zapoczątkować głoszenie swojego Prawa, zesłał języki ognia na zgromadzenie uczniów wybranych do przeprowadzania tego dzieła; zdecydowanie i wyraźnie ukazał w ten sposób, że całe głoszenie Ewangelii zmierza do rozpalania serc.
Wyobraź sobie piękne gołębice w promieniach słońca: zobaczysz je mieniące się kolorami w zależności od strony, z której na nie patrzysz, gdyż ich pióra są tak podatne na przyjmowanie blasku słońca, że kiedy ono miesza swoją jasność z ich powierzchnią, tworzy się wielka przejrzystość, co pociąga za sobą ogromną różnorodność niuansów kolorystycznych i zmian odcieni; a kolory te są tak miłe dla oka, że przewyższają wszystkie inne kolory jak również najpiękniejsze kamienie szlachetne; kolory te tak błyszczą i olśniewają, że wydają się mieć metaliczny połysk złota, a to ożywia jeszcze ich barwy. Mając to na uwadze, Królewski Prorok mówił do Izraelitów⁹:
„Skrzydła gołębicy srebrem się lśniły,
A jej pióra zielonkawym odcieniem złota.”
Kościół rzeczywiście jest przyozdobiony wspaniałą różnorodnością nauk, kazań, traktatów i ksiąg pobożnych; wszystkie są piękne i miłe dla oka ze względu na godne podziwu połączenie dokonywane przez Słońce Sprawiedliwości: łączy ono swoją boską mądrość z językami duszpasterzy, które są ich piórami¹⁰, oraz z ich piórami (czasami zastępującymi języki) w ten sposób tworząc bogate upierzenie mistycznej gołębicy. Jednak pośród całej różnorodności kolorów nauki głoszonej przez Kościół wszędzie odkrywamy w nim piękne złoto świętej miłości, które daje się znakomicie poznać, ozłacając swoim nieporównanym blaskiem wszelką wiedzę świętych i wynosząc ją ponad wszelką naukę. W świętym Kościele wszystko jest przez miłość, w miłości, dla miłości i z miłości.
Wszyscy dobrze wiemy, że cała jasność dnia pochodzi od słońca, a zarazem mówimy zwykle, że słońce nie świeci, gdy aktualnie nie oświetla konkretnego miejsca. Podobnie chociaż cała nauka chrześcijańska jest nauką o świętej miłości, to jednak nie określamy ogólnie, bez dodatkowych rozróżnień całej teologii tytułem nauki o boskiej miłości, lecz tylko te jej części, które zajmują się początkiem boskiej miłości, jej naturą, właściwościami i działaniami.
Prawdą jest, że wielu pisarzy w godny podziwu sposób zajmowało się już tym tematem, zwłaszcza dawni Ojcowie, którzy służąc z miłością Bogu, mówili także o Jego miłości na sposób boski. Jaką przyjemność sprawia słuchanie świętego Pawła mówiącego o rzeczywistościach niebiańskich, których był naocznym świadkiem!¹¹ Jak dobrze widzieć, że te dusze wykarmione piersią miłości piszą o jej świętej słodyczy.
Dlatego też wśród scholastyków ci, którzy najlepiej opisywali miłość i najwięcej miejsca poświęcili jej w swych dziełach, równocześnie przodowali w pobożności. Święty Tomasz poświęcił miłości księgę godną jego świętości; święty Bonawentura i błogosławiony Dionizy Kartuz napisali o niej wiele znakomitych dzieł pod różnymi tytułami; co do Jana Gersona, kanclerza paryskiego uniwersytetu, Sykstus ze Sieny napisał¹²: „Tak godnie na podstawie Pieśni nad Pieśniami opisał pięćdziesiąt przymiotów Boskiej miłości, że on sam wydaje się być tym, który w sobie samym poznał jej działanie”. Rzeczywiście był to człowiek niezwykle uczony, mądry i pobożny.
Wreszcie, aby było wiadomo, że tego typu pisma są lepiej napisane, gdy powstają dzięki pobożności kochających niż nauce mędrców, Duch Święty zechciał, aby i wiele kobiet znakomicie przysłużyło się na tym polu. Któż kiedykolwiek lepiej wyraził niebiańską pasję świętej miłości niż święta Katarzyna z Genui, święta Aniela z Foligno, święta Katarzyna ze Sieny, święta Mechtylda z Hackenborn?
Pewien wielki sługa Boży ostrzegł mnie niedawno, że dedykowanie moich słów Filotei we „Wprowadzeniu w życie pobożne” było dla wielu przeszkodą w skorzystaniu z tej książki, gdyż jako mężczyźni nie uważali za godne czytania tekstu zadedykowanego kobiecie. Dziwię się, że znaleźli się mężczyźni, którzy chcąc okazać się męscy, w tak małym stopniu poczuwali się do bycia ludźmi. Przecież, Czytelniku, pomyśl tylko – czy pobożność nie jest tym samym dla mężczyzn, jak i dla kobiet, i czy nie trzeba czytać z równą uwagą i szacunkiem 2 Listu św. Jana zaadresowanego do Electy (kobiety!), jak i 3 Listu św. Jana zaadresowanego do Gajusa, i czy niezliczona liczba listów lub wspaniałych traktatów Ojców Kościoła ma pozostać bezużyteczna dla mężczyzn, bo są one adresowane do świętych kobiet z tamtych czasów? Zresztą – Filoteą nazywam duszę dążącą do pobożności, a mężczyźni posiadają przecież duszę w niemniejszym stopniu co kobiety.
W każdym razie naśladując w tej sytuacji wielkiego Apostoła, który sam siebie uznawał za sługę wszystkich¹³, w niniejszym traktacie zmieniłem dedykację, i teraz zwracam się do Teotyma, co oczywiście pociąga za sobą ryzyko, że znajdą się kobiety (chociaż może dla nich ta niegrzeczność będzie łatwiejsza do zniesienia), które nie będą chciały czytać tych nauk jako napisanych dla mężczyzny. Proszę, aby ostatecznie przyjęły do wiadomości, że Teotym, do którego się zwracam, to duch człowieka pragnący postępu w świętej miłości, duch, który jest duchem tak kobiet, jak i mężczyzn.
Traktat ten napisany jest zatem jako pomoc dla dusz już zaawansowanych w pobożności, które chcą postępować dalej w swoim powołaniu; stąd też byłem zmuszony powiedzieć wiele rzeczy mniej znanych i dotknąć spraw zwykle nieporuszanych, a które w związku z tym wydadzą się trudniejsze: głębia każdej nauki jest zawsze nieco trudniejsza do badania i niewielu jest nurków, którzy chcieliby i potrafią udać się do wnętrza oceanu dla zebrania pereł i innych drogocennych kamieni. Jeśli masz jednak szczerą odwagę zmierzyć się z tym pismem, to twoim udziałem staną się przeżycia badaczy głębin, którzy, jak mówi Pliniusz, „będąc w najgłębszych otchłaniach morza jasno widzą tam światło słoneczne”¹⁴, bowiem w najtrudniejszych miejscach tego tekstu znajdziesz dobre i miłe światło. Pewnym jest, że jak nie chciałem podążać za tymi, którzy lekceważą książki traktujące o przewyższającej wszystko drodze do doskonałości, tak i sam nie chciałem pisać o tej wyjątkowej doskonałości; nie mam zamiaru bowiem ani sam recenzować autorów owych książek, ani przywoływać innych cenzorów nauki, której większość i tak nie rozumie. Dotknąłem wielu teologicznych twierdzeń, ale uczyniłem to bez polemicznych zamiarów; po prostu je przedstawiłem – nie dlatego jednak, że nie nauczyłem się prowadzenia dysput, lecz z tego względu na to, iż posługa niesiona duszom i dwadzieścia cztery lata posługiwania głoszeniem kazań pozwoliły mi uznać taki właśnie sposób pisania za najbardziej odpowiedni dla chwały Ewangelii i Kościoła.
Mówię więc tutaj do dusz zaawansowanych w pobożności. Muszę ci bowiem powiedzieć, że mamy w tym mieście zgromadzenie panien i wdów, które wycofane ze świata żyją jednomyślnie w służbie Bogu, pod opieką Najświętszej Matki; i jak czystość i pobożność ich dusz była dla mnie często wielkim pocieszeniem, tak i ja także często niosłem im pocieszenie przez dzielenie się świętym słowem, które głosiłem im podczas publicznych kazań i konferencji duchowych, prawie zawsze w obecności wielu osób zakonnych i ludzi o wielkiej pobożności. Tak więc musiałem wielokrotnie dotykać najdelikatniejszych uczuć pobożności, idąc w tym dalej niż w słowach wypowiedzianych do Filotei. W dużej mierze treść przedstawianą teraz tobie zawdzięczam temu błogosławionemu zgromadzeniu, gdyż ta, która jest w nim matką i mu przewodniczy, wiedząc, że piszę o tym temacie i że martwię się, czy będę mógł to któregoś dnia wydrukować, objęła mnie swoją modlitwą i do modlitwy zachęcała innych, aby Bóg szczególnie mocno udzielił mi swojej pomocy i żebym nie musiał pisać pod nieustanną presją. Świętobliwie wymogła na mnie, abym wszystkie chwile wolne od innych moich zajęć przeznaczał na pisanie: w sumieniu zaświadczam i Bóg sam to wie, że bardzo przyczyniła się do umocnienia mnie w tym dziele.
Wprawdzie od już dłuższego czasu miałem zamiar pisać o świętej miłości, ale zamiar ten nie mógłby się ziścić, gdyby nie nadarzające się okoliczności, które teraz szczerze przedstawiam, naśladując w tym starożytnych, abyś Czytelniku wiedział, że piszę ze względu na konkretne spotkania i wydarzenia i żebyś był dla mnie bardziej łaskawy. Wśród pogan mówiono, że Fidiasz nigdy w swych rzeźbach nie przedstawił nikogo mniej doskonałego niż bogowie, a Apelles malował jedynie Aleksandra. Nie zawsze wszystko udaje się równie dobrze: jeśli czegoś w tym traktacie brakuje, mój drogi czytelniku, to spraw, aby był on w tobie owocny, abyś postępował w dobru, a Bóg pobłogosławi twoją lekturę.
Niech więc Bóg Cię błogosławi, mój drogi Czytelniku, i ubogaci świętą miłością. Ja tymczasem z całego serca poddaję zawsze moje pisma, moje słowa i moje działania ocenie świętego Kościoła katolickiego, apostolskiego i rzymskiego, wiedząc, że jest on „filarem i podporą prawdy”¹⁵, więc nie może upaść ani zbłądzić, i że „nikt nie może mieć Boga za Ojca, kto nie ma Kościoła za matkę”¹⁶.
Annecy, w dniu Świętych Apostołów Piotra i Pawła, roku 1616.
Niech Bóg będzie uwielbiony!
Księga I, rozdział I . O tym, że Bóg poddał woli wszystkie władze duszy, aby ludzka natura była piękna
tóż, Teotymie, piękno nic nie wnosi, jest niepotrzebne i martwe, jeśli nie przenika go i nie nadaje mu wyrazistości jasność i blask; mówimy przecież, że kolory są żywe, gdy są jasne i pełne blasku. Jeśli jednak chodzi o to, co żywe i obdarzone duszą, to tutaj piękno nie jest doskonałe bez łaski; do harmonii doskonałych proporcji, która jest częścią tego, co określamy jako piękno, dochodzi harmonia ruchów, gestów i czynów, która jest jak dusza i życie w pięknie wszystkich rzeczy żyjących. W absolutnym pięknie naszego Boga również odkrywamy jedność, a oznacza to w Nim jedność istoty w różnicy osób połączoną w nieskończoną jasność i niepojętą harmonię doskonałych działań i ruchu trzech oddzielnych Osób. Osób oddzielnych, a zarazem połączonych i doskonale do siebie pasujących w trzech jedynych i trzech prostych doskonałościach czystego boskiego aktu, którym jest sam Bóg, nieporuszony i niezmienny, jak o tym powiemy w innym miejscu¹⁷.
Bóg zatem, chcąc uczynić wszystkie rzeczy dobrymi i pięknymi, zebrał ich wielość i różnorodność w doskonałą jedność i uczynił z nich rodzaj hierarchii, sprawiając, że wszystkie rzeczy są od siebie zależne, a On jest ich suwerennym Władcą. Zebrał wszystkie części w jedno ciało, poddał jednemu przewodnictwu. Z wielu osób uczynił rodzinę, z wielu rodzin – miasta, z wielu miast – prowincję, z wielu prowincji – królestwo i poddał wszystkie królestwa jednemu królowi. Tak też, Teotymie, z ogromnej wielości i różnorodności tkwiących w człowieku działań, poruszeń, uczuć, skłonności, zwyczajów, pasji, zdolności i możliwości Bóg ustanowił naturalną monarchię woli, która przewodzi i zarządza wszystkim, co się znajduje w tym małym świecie. Jak gdyby Bóg zwracał się do woli tymi samymi słowami, którymi niegdyś faraon przemawiał do Józefa: „Ty będziesz zatem nad moim dworem i twoim rozkazom będzie posłuszny cały mój naród”¹⁸. Wola jednak realizuje tę władzę w zupełnie inny sposób.
Księga I, rozdział 2. O różnych sposobach zarządzania władzami duszy, z których korzysta wola
jciec rodziny poprzez zarządzenia i rozkazy kieruje swoją żoną, dziećmi i sługami. Mają oni obowiązek go słuchać, choć wprawdzie nie zawsze ma to miejsce. Jeśli ma niewolników, to rządzi nimi siłą, której ci nie są w stanie się sprzeciwić. Jeśli chodzi o konie, krowy, muły, to kieruje nimi, korzystając ze znanej sobie sztuki hodowli, wiążąc je, ujarzmiając, karcąc, zamykając i wypuszczając.
Jak zarządza się niewolnikiem, tak też wola zarządza naszymi zewnętrznymi ruchami. Jeśli nie ma jakiś przeszkód zewnętrznych, to zawsze mamy tu do czynienia z pełnym posłuszeństwem. Otwieramy i zamykamy usta, ruszamy językiem, nogami, oczami i wszystkimi częściami ruchomymi, nie napotykając oporu – wszystko zgodnie z naszym upodobaniem i naszą wolą.
Jeśli chodzi jednak o nasze zmysły i zdolność odżywiania się, wzrostu i wydalania, nie możemy tak łatwo nimi zarządzać, ale trzeba tu użyć sposobu i pewnego rodzaju sztuki. Jeśli woła się niewolnika, to on przychodzi, jeśli każe mu się zatrzymać, zatrzymuje się. Nie można jednak oczekiwać tego rodzaju posłuszeństwa od jastrzębia albo sokoła – jeśli chce się, by wrócił, trzeba mu pokazać przynętę. Jeśli chce się, aby siedział, trzeba mu założyć kaptur. Mówi się do sługi: „Obróć się w lewo lub w prawo” i się obraca; żeby jednak sprawić, aby tak obrócił się koń, trzeba posłużyć się uzdą. Nie można, Teotymie, rozkazać oczom, aby nie patrzyły, ani uszom, aby nie słyszały, ani rękom, aby nie czuły dotyku, ani naszemu żołądkowi, aby nie trawił, ani naszemu ciału, aby nie rosło i nie wydalało. Wszystkie te zdolności nie mają inteligencji i stąd nie są zdolne do posłuszeństwa. Nikt nie może „dodać ani łokcia do swojego wzrostu”¹⁹, Rachel chciała mieć dziecko, ale nie mogła począć, bywa, że jemy i ani nie jesteśmy najedzeni, ani nie rośniemy. Kto chce kierować tymi zdolnościami, musi posłużyć się sposobem. Lekarz leczący niemowlę nie przepisuje mu jakiegoś lekarstwa, ale daje nakazy karmiącej go matce: czasami zaleca zjedzenie jakiegoś rodzaju mięsa, innym razem zażycia jakiegoś lekarstwa, które przenika do mleka karmicielki i następnie do ciała dziecka. Działania woli lekarza mają pozytywny skutek w tym małym pacjencie, który nawet nie jest w stanie o tym pomyśleć. Nie należy, co oczywiste, dawać rozkazów powstrzymywania się, wstrzemięźliwości, surowości żołądkowi, gardłu, brzuchowi, ale trzeba rozkazywać rękom, aby te podawały ustom mięso i napoje w określonej ilości.
Księga I, rozdział 3. O sposobie, jakim wola kieruje pragnieniem zmysłowym
ola zatem, Teotymie, panuje nad pamięcią, rozumem i wyobraźnią nie przemocą, ale autorytetem; nie oznacza to, że zawsze ma wszystko pod kontrolą, jak i dzieci czy słudzy nie zawsze są posłuszni ojcu rodziny. Jest z tym tak samo, jak z pragnieniem zmysłowym, które, jak mówi święty Augustyn²⁰, w nas grzesznikach nazywa się pożądaniem i pozostaje poddane woli i duszy jak kobieta swojemu mężowi: ponieważ²¹ jak powiedziano kobiecie: „ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą”²², tak też powiedziano Kainowi, że jego pragnienie skieruje się ku niemu i on nad nim zapanuje²³: skierować się ku człowiekowi oznacza poddać się mu i jemu się podporządkować. Święty Bernard mówi: „O człowiecze, ty sam możesz, jeśli tylko chcesz, z wroga uczynić twojego sługę, tak, aby wszystkie rzeczy obracały się dla ciebie w dobro: twoje pragnienie zwróci się ku tobie i ty nad nim zapanujesz”²⁴. Twój wróg może wywołać w tobie pokusę, ale ty możesz, jeśli chcesz, poddać się pokusie lub ją odrzucić. Jeśli pozwolisz, aby pragnienie przywiodło cię do grzechu, to ono będzie nad tobą i tobą zawładnie, gdyż „każdy, kto popełnia grzech, jest niewolnikiem grzechu”²⁵. Zanim jednak popełnisz grzech, gdy nie ma jeszcze w tobie przyzwolenia na niego, ale jest tylko w twoim uczuciu (to znaczy jest jeszcze w twoim pragnieniu, a nie w twojej woli) jesteś ponad twoim pragnieniem i to ty nad nim panujesz. Zanim cesarz zostanie ustanowiony, elektorzy panują nad nim, mogą go wybrać i obdarzyć władzą cesarską, bądź go odrzucić; gdy jednak zostanie przez nich wybrany i wywyższony, od tego momentu są mu poddani i to cesarz sprawuje władzę nad elektorami. Zanim wola ulegnie pragnieniu, ma nad nim władzę. Po tym, jak udzieli pragnieniu swojego przyzwolenia, staje się niewolnicą pragnienia.
Krótko mówiąc, to pragnienie zmysłowe jest rzeczywiście czymś nieposłusznym, buntowniczym i wprowadzającym zamieszanie. Trzeba przyznać, że nie potrafimy go tak okiełznać, aby przestało kusić i gwałtownie atakować rozum. Jednak wola ma nad pragnieniem zmysłowym tak wielką władzę, że jeśli chce, może je poskromić, złamać jego naturę i ją odeprzeć, co oznacza tutaj nic innego, jak nie wyrazić zgody na namowy pragnienia. Nie możemy przeszkodzić pożądliwości w tym, że będzie wymyślała i podsuwała pokusy, ale możemy nie dopuścić do ich realizacji i do popełnienia grzechu – nie możemy przeszkodzić w poczęciu grzechu, ale możemy przeszkodzić w jego narodzeniu²⁶.
To pożądanie, czyli pragnienie zmysłowe, ma dwanaście kierunków działania, przez które, jak przez zbuntowanych dowódców, kusi człowieka. A ponieważ zwykle niepokoją duszę i poruszają ciało, to gdy dotyczą duszy, nazywamy je namiętnościami, a gdy dotyczą ciała, nazywamy je żądzami, podążając tu za świętym Augustynem²⁷. Wszystkie te poruszenia zmierzają do dobra albo do zła, to pierwsze chcąc zdobyć, tego drugiego – uniknąć. Jeśli dobro jest rozpatrywane samo w sobie, według swej naturalnej dobroci, wywołuje miłość, pierwszą i główną namiętność. Jeśli jest postrzegane jako nieobecne, wywołuje w nas pragnienie. Jeśli oceniamy, że mamy możliwość nieobecne dobro uzyskać, pojawia się nadzieja. Jeśli uważamy, że nieobecne dobro jest poza naszym zasięgiem, odczuwamy rozpacz. Gdy je posiadamy jako aktualnie dostępne i obecne, to daje nam radość. I odwrotnie: jak tylko rozpoznamy zło, nienawidzimy go. Gdy zło jest nieobecne, uciekamy od niego. Jeśli uważamy, że nie możemy go uniknąć, boimy się go. Jeśli nasza ocena mówi nam, że potrafimy go uniknąć, nabieramy śmiałości i odwagi. Jeśli czujemy, że zło jest już obecne, popadamy w smutek i z gniewem natychmiast staramy się je odrzucić i oddalić albo przynajmniej się na nim zemścić. Gdy nie możemy tego dokonać, pozostajemy w smutku; gdy jednak je odrzuciliśmy albo się na nim zemściliśmy, odczuwamy satysfakcję i zadowolenie, rodzaj przyjemności z odniesionego tryumfu, gdyż tak jak posiadanie dobra raduje serce, tak zwycięstwo odniesione nad złem syci naszą odwagę satysfakcją i spełnieniem. I nad całą wielością pragnień zmysłowych władzę swoją sprawuje wola, odrzucając ich namowy, odpierając ich ataki, przeciwdziałając ich skutkom. Gdy wola je odrzuca, stają się zwyciężone, osłabione, wyczerpane, przytłumione, jeśli nie całkiem martwe, to przynajmniej całkiem pozbawione sił i bliskie śmierci.
Wielkie jest szaleństwo woli, aby być mądrym mądrością niemożliwą (i próbować całkowicie stłamsić wszelkie pragnienia zmysłowe)! Kościół potępił szaleństwo tej mądrości, którą dawniej chcieli wprowadzić niektórzy pustelnicy, a której sprzeciwia się całe Pismo Święte, a przede wszystkim Wielki Apostoł wołając, że mamy w naszych ciałach „prawo inne, które toczy walkę z prawem mojego umysłu”²⁸. Wielki święty Augustyn mówi: „Liczni wśród nas chrześcijan według Pisma Świętego i świętej nauki, obywateli świętego Miasta Boga, żyjących według Boga pielgrzymując na ziemi, boją się, pragną, smucą się i radują”²⁹. Sam najwyższy Król tego miasta boi się, pragnie, cierpi i raduje się aż do łez, blednie, trzęsie się i poci krwią, nawet jeśli te poruszenia nie są tym samym, co nasze namiętności. Jednak wielki święty Hieronim, a za nim jego uczniowie, ze względu na szacunek do Osoby, o którą chodziło, nie odważyli się użyć tu słowa ‘namiętność’ (pasio)³⁰, ale posługiwali się słowem ‘impuls’ (propasio), aby zasygnalizować, że w Panu naszym miały miejsce poruszenia zmysłowe, ale nie były to namiętności. Nie cierpiał z ich powodu i nie pozwalał, aby one panowały nad Nim, ale zarządzał nimi i kierował zgodnie ze swoją wolą. My tego nie potrafimy robić, my, grzesznicy cierpiący i znoszący te poruszenia wywołujące nieporządek, a działające wbrew naszej woli, co bardzo szkodzi stanowi naszej duszy.
Księga I, rozdział 4. O miłości władającej wszystkimi poruszeniami i namiętnościami, w tym wolą, nawet jeśli wola zarządza także miłością
iłość jest naszą pierwszą reakcją na dobro, o czym jeszcze powiemy niżej, reakcją poprzedzającą pragnienie. I rzeczywiście: czyż nie pragniemy tego, co wpierw pokochamy? Miłość poprzedza także moment delektowania się dobrem, jak bowiem moglibyśmy rozradować się z jakiejś rzeczy, gdybyśmy jej wcześniej nie kochali? Poprzedza nadzieję, gdyż mamy nadzieję jedynie na to dobro, które kochamy. Poprzedza nienawiść, gdyż nienawidzimy zła jedynie ze względu na miłość żywioną ku dobru, gdyż zło nie jest złem inaczej, jak tylko stanowiąc przeciwieństwo dobra. To samo możemy powiedzieć, Teotymie, o pozostałych poruszeniach i namiętnościach, gdyż wszystkie wywodzą się z miłości jako ze swojego źródła i korzenia.
Wola prawa to dobra miłość, wola zła jest złą miłością. Oznacza to, Teotymie, na tyle mocne panowanie miłości nad wolą, że miłość upodabnia wolę do siebie co do charakteru.
Pozycja kobiety w społeczeństwie jest zależna od pozycji jej męża: staje się arystokratką, gdy on jest arystokratą, królową, gdy jej mąż jest królem, a księżną, gdy jest księciem. Wola także zmienia swój charakter w zależności od miłości, z którą się łączy: jeśli miłość ta jest cielesna, wola jest cielesna, jeśli miłość jest duchowa, wola też taką się staje i wszystkie poruszenia wynikające z pragnienia, z radości, z nadziei, z obawy, ze smutku, które są jak dzieci narodzone ze związku miłości i woli, z konieczności dziedziczą właściwości tej pierwszej. W skrócie, Teotymie, wola porusza się dzięki poruszeniom, pośród których miłość jako pierwszy ruch i pierwsze poruszenie, pobudza całą resztę poruszeń i sprawia pozostałe działania duszy.
Z tego wszystkiego nie wynika, że wola nie rządzi miłością, gdyż wola nie kocha inaczej, jak tylko chcąc kochać i z wielu miłości, które ma w perspektywie, może się połączyć z tą, która wyda jej się dobra: w innym wypadku nie byłoby ani miłości zakazanej, ani przykazanej. Wola włada więc miłościami, jak panna wybierająca wśród wielu kandydatów tego, którego chce. Zaraz jednak po ślubie traci swoją wolność i władza nie należy już do niej, ale jest poddana władzy męża, będąc pochwycona przez tego, kogo uchwyciła. Tak samo wola, która wybrała konkretną miłość, po objęciu jej staje się poddana prawu tej miłości; i jak kobieta staje się poddaną wybranego przez siebie męża, dopóki on żyje, a „gdy mąż umrze, może poślubić kogo zechce”³¹, tak też dopóki miłość żyje w woli, to nad nią panuje, wola jest poddana miłości. Gdy ta wybrana przez wolę miłość umiera, wola może znaleźć inną. W woli jest jednak wolność, której nie ma w kobiecie zamężnej, a mianowicie wola może odrzucić swoją miłość, kiedy tylko chce, gdy użyje rozumu do szukania odpowiednich uzasadnień i w ten sposób może się do miłości zrazić i postanowić zmienić swój obiekt miłości. I tak też gdy zgadzamy się, aby miłość Boża w nas żyła i panowała, to właśnie umartwiamy miłość własną i, ponieważ nie możemy jej całkowicie unicestwić, przynajmniej ją osłabiamy, aby żyjąc w nas, już nad nami nie panowała. I na odwrót: możemy, opuszczając miłość świętą, przylgnąć do miłości stworzeń, co jest nikczemną niewiernością, którą tak często wyrzuca grzesznikom Niebieski Oblubieniec.
Przypisy
¹ 3 Krl 7,49 (1 Krl)
² Pnp 6,2
³ Łk 16,8
⁴ Mdr 7, 25
⁵ Łk 12, 49.
⁶ Flp 2, 8.
⁷ PnP 4, 3 („Jak wstążeczka purpury wargi twe i usta twe pełne wdzięku”).
⁸ PnP 8, 5 („Kim jest ta, co się wyłania z pustyni, wsparta na oblubieńcu swoim?”).
⁹ Ps 68 (67), 14.
¹⁰ Ps 45 (44), 2 („Mój język jest jak rylec biegłego pisarza”).
¹¹ 2 Kor 12, 4.
¹² Sykstus ze Sieny, „Bibliotheca Sancta” IV.
¹³ Rz 1, 14
¹⁴ Pliniusz, „Historia naturalis” 2, 42.
¹⁵ 1 Tm 3,15.
¹⁶ Św. Augustyn, „Sermo 3: De symbolo ad catechumenos”.
¹⁷ Księga 2, rozdział 2.
¹⁸ Rdz 41, 40.
¹⁹ Mt 6, 27 („Kto z was przy całej swej trosce może choćby jedną chwilę dołożyć do wieku swojego życia?”).
²⁰ Św. Augustyn, „De civitate Dei” 14, 7.
²¹ Św. Augustyn, „De civitate Dei” 15, 7.
²² Rdz 3, 16.
²³ Rdz 4, 7 („grzech twój leży u wrót i czyha na ciebie, a przecież ty masz nad nim panować”).
²⁴ Św. Bernard, „Sermo 5: De Quadragesima”.
²⁵ J 8, 34.
²⁶ Jk 1, 15.
²⁷ Św. Augustyn, „De civitate Dei” 14, 8.
²⁸ Rz 7, 23.
²⁹ Św. Augustyn, „De civitate Dei” 14, 9.
³⁰ Mt 26, 37.
³¹ 1 Kor 7, 39.