- promocja
Trzy kobiety doktora W. - ebook
Trzy kobiety doktora W. - ebook
Historia życia uczuciowego warszawskiego lekarza rozgrywająca się w trzech okresach: koniec PRL-u, lata dziewięćdziesiąte i czasy obecne. W 1987 roku Arkadiusz Wilk kończy medycynę i wyjeżdża na obowiązkowe szkolenie wojskowe, zostawiając w Warszawie swoją ukochaną, która studiuje anglistykę. Pod jego nieobecność dziewczyna dopuszcza się zdrady i niebawem odkrywa, że jest w ciąży. Ostatecznie decyduje się wmówić dziecko swemu chłopakowi. Młodzi biorą ślub, lecz miesiąc później dochodzi do poronienia. Podczas rozmowy z lekarką w szpitalu Arkadiusz odkrywa, że to nie było jego dziecko. Rozgoryczony i załamany, składa pozew o rozwód. Od tamtej pory poświęca się wyłącznie pracy w szpitalu i nie spotyka się z nikim poza najbliższą rodziną. Pewnego dnia jednak do szpitala trafia piękna dziewczyna, która została znaleziona nieprzytomna na parkingu. Czy młoda pacjentka zdoła zawrócić doktorowi w głowie? I czy na pewno będzie ostatnią kobietą w jego życiu?
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8290-708-7 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Arkadiusz Wilk pojawił się w moim życiu wiosną tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego siódmego roku. Poznaliśmy się przypadkowo – na występie popularnego kabaretu w klubie studenckim. Ja byłam tam z koleżankami, a on ze swoim towarzystwem, lecz przypadek sprawił, że siedzieliśmy obok siebie. Po jednym z mniej udanych żartów wymieniliśmy się krytycznymi uwagami i tak rozpoczęliśmy naszą znajomość.
Dyskusję o występach członków kabaretu kontynuowaliśmy jeszcze w czasie przerwy. Arek wydał mi się sympatyczny i inteligentny, kiedy zatem przed rozstaniem poprosił mnie o numer telefonu, nie widziałam powodu, aby odmówić. Zadzwonił jeszcze tego samego wieczoru z pytaniem, czy bezpiecznie dotarłam do domu, oraz z propozycją wspólnego wyjścia do kina. W ten sposób zaczęliśmy się spotykać.
Niestety pierwsza randka trochę mnie rozczarowała. Arek wybrał jakiś kryminał, który miał premierę miesiąc wcześniej. Była to produkcja zupełnie nie w moim guście. Nigdy nie przepadałam za strzelaniną na ekranie, zdecydowanie preferując filmy o miłości. Sądziłam, że mężczyźni wiedzą, jaki jest kobiecy gust, a tymczasem kandydat na mojego chłopaka najwyraźniej nie miał o tym pojęcia. Sam natomiast chyba dobrze się bawił, bo wyszedł z kina w świetnym nastroju. Dopiero po chwili zauważył, że nie podzielam jego zachwytu. Gdy zapytał wprost o moje wrażenia, przyznałam, że nie lubię filmów, w których strumieniami leje się krew.
– Przepraszam, nie pomyślałem o tym – powiedział ze skruchą. – Ja jestem przyzwyczajony do takich widoków. Już na pierwszym roku studiów się uodporniłem. Teraz chyba uważam je za naturalne.
No tak, przecież powiedział mi wcześniej, że studiuje medycynę… Wykazał się jednak pewną wrażliwością, gdyż obiecał w przyszłości dokładniej sprawdzać repertuar, zanim gdzieś pójdziemy.
– O ile zechcesz się ze mną jeszcze umówić – dodał na zakończenie.
– Oczywiście – odparłam spokojnie.
Uznałam, że nie należy od razu go skreślać – w końcu każdy może popełnić błąd. Zaproponowałam, abyśmy na zakończenie wieczoru poszli do Hortexu. To rozładowało atmosferę i sprawiło, że dobry humor mu wrócił. Zajadając ambrozję, czyli najpopularniejszy deser lodowy schyłkowego PRL-u, ja też poczułam się lepiej.
Rodzice byli zachwyceni tym, że wreszcie znalazłam sobie chłopaka. Ponieważ Arek za trzy miesiące miał skończyć studia i podjąć pracę w szpitalu, od razu uznali go za wymarzonego kandydata na zięcia.
Z dzisiejszej perspektywy to wydaje się śmieszne – miałam dopiero dwadzieścia jeden lat i byłam studentką trzeciego roku anglistyki, więc teoretycznie nie musiałam spieszyć się do ołtarza. W tamtych czasach dziewczyny szukały mężów na zasadzie „o jednym oku, byle tego roku”. Niektóre „zaklepywały” sobie kandydatów już w liceum, inne zaraz po rozpoczęciu studiów, gdy tylko zrobiły przegląd kolegów na roku. Nie rozumiałam, z czego to wynika. Prawie wszystkie zachowywały się tak, jakby wartość kobiety zależała od jak najszybszego założenia obrączki na palec. Bez przerwy rozmawiały o ślubach, weselach, sukniach i welonach, zapominając, że warunkiem tego wszystkiego powinno być uczucie.
Tymczasem ja byłam urodzoną romantyczką – marzyłam o prawdziwej, szalonej miłości, takiej jak w powieściach. Wierzyłam, że pewnego dnia ją spotkam i wszystko samo się ułoży…
Rzeczywistość odbiegała jednak od moich wyobrażeń. W liceum chodziłam do klasy o profilu humanistycznym, gdzie na dziesięć dziewczyn przypadał jeden chłopak. Na studiach filologicznych proporcje były podobne. Mimo najszczerszych chęci nie mogłam zatem spotkać tego jedynego. Zapewne dlatego, gdy poznałam Arka, postanowiłam dać mu szansę. W końcu był nie tylko sympatyczny, ale również dość atrakcyjny: miał smukłą sylwetkę, regularne rysy i piękne, szare oczy. Koleżanki, z którymi byłam wtedy w klubie, autentycznie zazdrościły mi przypadkowego poderwania takiego przystojniaka.
Niestety nasze kolejne randki też nie należały do zbyt udanych. Arek dużo opowiadał o swoich studiach, co bardzo mnie nudziło, a niekiedy wręcz przyprawiało o mdłości, ponieważ nie znosiłam wzmianek o chorobach i operacjach. Z kolei sam prawie nie interesował się literaturą. Przyznawał, że medycyna to męczący kierunek, niepozostawiający studentom zbyt wiele wolnego czasu. On sam, gdy już miał chwilę na relaks, wolał pójść do kina, na mecz lub na występ kabaretu studenckiego – takiego jak ten, na którym się poznaliśmy.
W przeciwieństwie do mnie nie wydawał się wcale rozczarowany naszą znajomością, Wprost przeciwnie – czułam, że bardzo mu się podobam i marzy o tym, by łączyło nas coś więcej.
Z czasem nawet przestał tak dużo mówić o swoich studiach i zaczął wypytywać o moje. Kiedy jednak opowiadałam o literaturze amerykańskiej, a zwłaszcza o Fitzgeraldzie, Dos Passosie i Hemingwayu – uwielbiałam prozę „straconego pokolenia” – miałam wrażenie, że tylko udaje zasłuchanego, lecz w gruncie rzeczy myśli o czym innym. Krótko mówiąc, nie mieliśmy prawie żadnych wspólnych zainteresowań…
Moi rodzice w ogóle nie uważali tego za problem. Co więcej, zachwycili się Arkiem już podczas jego pierwszej wizyty w naszym domu.
– Jaki on jest kulturalny, miły i przystojny – wzdychała mama. – W dodatku zakochany w tobie po uszy…
– Tak, to świetny chłopak – dodawał tata. – Przyzwoity, wykształcony… Na pewno będzie dobrym mężem.
– Musisz tylko uważać, żeby jakaś dziewczyna nie sprzątnęła ci go sprzed nosa – ostrzegała mama. – Na pewno niejedna chciałaby wyjść za lekarza.
– Jasne, pilnuj się – popierał ją tata. – Drugiego takiego ze świecą szukać.
Te uwagi trochę mnie denerwowały. Wolałabym, żeby rodzice pozwolili mi samej zdecydować, czy Arek jest mężczyzną mojego życia. Tymczasem wszystko wskazywało na to, że już podjęli w tej sprawie decyzję za mnie. Nawet nie pytali, czy jestem zakochana, zupełnie jakby to było dla nich oczywiste. Ja natomiast wcale nie byłam tego taka pewna…
Rzecz jasna nie polemizowałam z rodzicami w sprawie zalet Arka. Nie ulegało wątpliwości, że jest przyzwoitym, inteligentnym chłopakiem. Poza tym zapowiadał się na świetnego lekarza – świadczyła o tym pasja, z jaką mówił o swojej przyszłej pracy. Na pewno nie poszedł na medycynę dla kariery czy pieniędzy, tylko z powołania. Jego przyszła żona miała zatem przed sobą perspektywę wygodnego życia u boku solidnego, dobrze zarabiającego męża.
Ja jednak miałam wątpliwości, czy chcę być tą żoną. Brakowało mi motyli w brzuchu, będących ponoć oznaką zakochania. Nie czułam przyspieszonego bicia serca, szykując się na kolejną randkę, nie bujałam w obłokach podczas zajęć na uniwerku, nie popadłam w bezsenność na skutek marzeń o Arku. Nawet jego pocałunki nie doprowadzały mnie do szaleństwa.
Odkładałam zatem dalszy etap naszego związku, czyli pójście z nim do łóżka. Powtarzałam sobie, że nie wszyscy zakochują się od pierwszego wejrzenia – może ja po prostu potrzebuję więcej czasu?
Muszę przyznać, że Arek był cierpliwy, co chyba świadczyło o jego zaangażowaniu. Nie obrażał się, nie nalegał, chociaż ewidentnie marzył o tym, by w końcu mnie uwieść. Szanował jednak moją postawę – wyraźnie dałam mu do zrozumienia, że nie należę do „szybkich dziewczyn” – i nie rezygnował z walki. Najwyraźniej mama miała rację – darzył mnie poważnym, głębokim uczuciem.
Dlaczego zatem nie potrafiłam tego uczucia odwzajemnić? Dlaczego nie podzielałam opinii rodziców, którzy uważali, że trafił mi się wspaniały facet? Dlaczego nie czekałam niecierpliwie na ślub i wesele?
Cóż, odpowiedź może być tylko jedna: nie da się zakochać na życzenie. Miłość przychodzi sama, czy człowiek tego chce, czy nie…
*
Niewątpliwym dowodem zaangażowania uczuciowego Arka było to, że zapragnął przedstawić mnie swoim rodzicom. Z opowiadań koleżanek wiedziałam, jak bardzo faceci się przed tym migają, więc zrozumiałam wagę tego zaproszenia – moi rodzice też.
– Widzisz, mówiłam ci, że będzie chciał się z tobą ożenić – oznajmiła triumfalnie mama.
Tata tym razem nic nie powiedział, tylko pokiwał głową, dając do zrozumienia, że całkowicie się z nią zgadza.
W rezultacie pewnej słonecznej, majowej niedzieli ubrałam się w elegancką sukienkę kupioną przez tatę podczas służbowego wyjazdu do NRD i pojechałam z Arkiem na Ochotę. Państwo Wilk mieszkali wraz z synami w starej kamienicy położonej w okolicach Placu Narutowicza. Cztery przestronne pokoje były w latach PRL-u prawie szczytem miejskiego luksusu i niezbicie dowodziły, że ich mieszkańcom dobrze się powodzi. Może zatem Arek chciał mi po prostu zaimponować? Zauważył przecież, że moi rodzice mają willę, co też dowodziło, że nieźle im się żyje…
Zostałam tam przyjęta bardzo życzliwie.
– Kiedyś myśleliśmy, że Arek znajdzie sobie dziewczynę na uczelni – oznajmiła jego matka. – Nawet nas to trochę martwiło, bo dwoje lekarzy nie stanowi dobrego materiału na małżeństwo.
– Ze względu na możliwą rywalizację zawodową? – zapytałam z czystej ciekawości.
– Nie, raczej ze względu na specyfikę pracy – odparła. – Wiesz, dyżury w szpitalu i tak dalej… Przy pechowym układzie grafików można się przez cały miesiąc mijać w domu.
Już chciałam zapytać, czy oni są lekarzami i znają to z praktyki, gdy do rozmowy włączył się ojciec Arka.
– Czyli dobrze, że ja zostałem na uczelni, bo inaczej bylibyśmy już po rozwodzie…
Jego żona skwitowała tę uwagę wybuchem śmiechu.
– Pewnie tak – powiedziała wesoło.
– A co ty właściwie studiujesz? – zapytał brat Arka, zupełnie ignorując wymianę zdań między rodzicami.
– Filologię angielską. Właśnie kończę trzeci rok.
– Czyli rywalizacja zawodowa wam nie grozi – podsumował spokojnie.
Wszystko to sugerowało, że oni też brali mnie pod uwagę jako przyszłą żonę Arka. Prawdę mówiąc, byłam zaskoczona. Zawsze sądziłam, że pod tym względem dziewczyny mają gorzej – skoro grozi im staropanieństwo, to rodzice chcą je jak najprędzej wydać za mąż. Tymczasem starokawalerstwo również musiało spędzać sen z powiek rodzicom chłopaków…
Jak się jednak okazało, nie tylko ciekawość sprawiła, że chcieli mnie poznać. Po prostu postanowili skorzystać z okazji, gdyż Arek miał w perspektywie wyjazd.
Mało kto dziś o tym pamięta, ale w czasach PRL-u obowiązkowa była dwuletnia służba wojskowa, zwana zasadniczą, którą młodzi mężczyźni odbywali zaraz po ukończeniu szkoły.
Pójście na studia nie oznaczało wcale wymigania się od niej. Absolwentów wyższych uczelni obejmowano krótszym szkoleniem wojskowym trwającym od trzech miesięcy do roku, a studentów kończących medycynę zazwyczaj przygotowywano do pełnienia roli lekarza w czasie działań wojennych. W związku z tym Arek również dostał powołanie i miał spędzić najbliższe miesiące na poligonie. Nie mógł nam nawet powiedzieć, w której części kraju będzie przebywał…
– Wrócę w połowie września – oznajmił za to.
– W takim razie będziesz miał jeszcze chwilę na odpoczynek, skoro dopiero od października zaczynasz pracę w szpitalu – stwierdził pan Wilk.
Kiedy to usłyszałam, nieoczekiwanie przyszło mi do głowy, że ten wyjazd może się okazać sprawdzianem moich uczuć: jeśli będzie mi brakowało Arka, to znaczy, że wreszcie się w nim zakochałam, a jeśli nie, będę musiała podjąć decyzję, co dalej. W każdym razie przekonam się, jak jest naprawdę.
– Marzenko, czemu nic nie mówisz? – zapytała pani Wilk zdziwiona moim milczeniem.
– Usiłuję oswoić się z myślą o rozstaniu – odpowiedziałam.
– Będziesz tęskniła? – zapytał Arek.
Skinęłam głową, nie chcąc go okłamywać. Sama pragnęłam znać odpowiedź na to pytanie…
– Dla mnie największym problemem będzie rozstanie z tobą – przyznał. – Inaczej w ogóle bym się nie przejmował. Szkolenie wojskowe to coś, co trzeba zaliczyć, i tyle.
Takie właśnie miał podejście do życia: nie usiłował walczyć z wiatrakami, tylko akceptował zaistniałą sytuację, zwłaszcza gdy nie miał na nią żadnego wpływu. W sumie świadczyło to o zdrowym rozsądku, ale jakoś mi nie imponowało.
– Pewnie żałujesz, że nie możecie razem wyjechać? – zapytał jego brat.
– Jeszcze jak!
– Każdy wolałby wakacje we dwoje niż służbę – podsumował pan Wilk.
– Na szczęście Arek nie musi iść w kamasze na dwa lata – wtrąciła pani Wilk. – Ani się obejrzą, jak znów będą razem.
Cała ta wymiana zdań dowodziła, że uważali mnie już prawie za jego narzeczoną. Najwyraźniej pod tym względem nie różnili się wiele od moich rodziców. A może po prostu żywili obawy, że ich syn nie będzie miał czasu na szukanie żony, gdy pochłonie go praca zawodowa? W każdym razie odnosili się do mnie serdecznie i życzliwie, co wyraźnie sugerowało, że zdobyłam ich akceptację.
*
BESTSELLERY
- EBOOK
22,39 zł 31,99
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- EBOOK
36,79 zł 45,99
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- EBOOK
43,39 zł 61,99
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- EBOOK
29,93 zł 39,90
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- EBOOK
25,19 zł 35,99
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.