Trzy kroki do dobrego związku. Jak stać się parą, którą zawsze chcieliście być - ebook
Trzy kroki do dobrego związku. Jak stać się parą, którą zawsze chcieliście być - ebook
• Czy czujesz, że twój związek stał się źródłem problemów i stresu?
• Czy coraz więcej twoich rozmów z partnerem kończy się sprzeczkami?
• Nie poruszacie pewnych tematów, żeby się nie kłócić, a w efekcie coraz bardziej się od siebie oddalacie?
• Marzysz o szczęściu we dwoje, ale obawiasz się, że nigdy nie uda wam się go osiągnąć?
Wszyscy pragniemy żyć w satysfakcjonującej relacji, łatwo wpadamy jednak w pułapkę niekończących się kłótni, przepełnionych okrucieństwem i pogardą dla partnera. Czy istnieje sposób, aby rozwiązać problemy, które wydają się nie do pokonania, zaspokoić potrzeby, które ma każdy z nas, i poprawić jakość naszego życia?
Mira Kirshenbaum, doświadczona terapeutka rodzin, wyjaśnia, o co tak naprawdę się kłócimy, i pokazuje, w jaki sposób ze sobą rozmawiać, aby wyjść poza wzajemne pretensje i oskarżenia. Proponowana przez autorkę metoda trzech kroków pomogła już wielu parom!
Skorzystaj z prostych narzędzi przedstawionych w tej książce i wprowadź do swojego związku zgodę, zrozumienie oraz harmonię.
Kategoria: | Psychologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67327-21-3 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kilka słów wstępu
Powiedzmy to sobie otwarcie: sięgasz po tę książkę nie dlatego, że czujesz zadowolenie ze swojego związku. Możliwe nawet, że czujesz się w nim kompletnie nieszczęśliwa czy nieszczęśliwy.
Być może masz poczucie, że nie zaspokaja on wielu twoich potrzeb. To zaś prowadzi do licznych konfliktów między tobą i partnerem, do otwartej wojny, a nawet bezwzględnej partyzantki.
Nieważne, jak silną osobą jesteś. Poziom frustracji, jaką wywołuje w tobie partner, kiedy próbujecie się dogadać w jakiejś błahej sprawie, może cię naprawdę zaskoczyć.
Dobrze wiem, jak to jest, ponieważ w trakcie trwania mojego długoletniego małżeństwa czułam się tak zdecydowanie zbyt wiele razy. Od dzieciństwa znam ból towarzyszący poczuciu bezsilności – już jako mała dziewczynka mogłam się tylko przyglądać, jak moi rodzice, uchodźcy, męczyli się w nieudanym małżeństwie.
W życiu najważniejsze jest posiadanie odpowiednich narzędzi. Powie ci to każdy kucharz czy stolarz. Jeśli je masz, możesz wszystko. Jeśli nie, już po tobie. Ta książka ma wyposażyć cię w narzędzia, których potrzebujesz, aby zakończyć bolesny i bezproduktywny konflikt. Dzięki niej macie szansę zacząć rozmawiać ze sobą jak dwoje ludzi, którym rzeczywiście na sobie zależy, tak aby wasz związek zaspokajał potrzeby obu stron.
Wiem, co czujesz także dlatego, że w ciągu ponad czterdziestu lat pracy spotkałam całe rzesze osób takich jak ty i przypatrywałam się ich walce o zaspokojenie swoich potrzeb, przezwyciężenie paskudnego poczucia bezradności i odrodzenie miłości, która wciąż się tliła, często gdzieś bardzo głęboko.
Istnieje sposób na ocalenie miłości przed utonięciem w morzu goryczy, nawet jeśli w tej chwili wydaje się to wam niemożliwe. Poczucie bezradności wcale nie oznacza, że jesteście bezradni. Przed tobą i twoim partnerem rysuje się szansa na to, aby stać się parą, za którą zawsze się uważaliście i którą zawsze chcieliście być.
Kilka słów na temat tożsamości płciowej i seksualności
Napisałam tę książkę dla wszystkich. Obojętnie, kim jesteś i jak określasz swoją tożsamość – czy uważasz się za mężczyznę, kobietę, trzecią płeć czy może twoja tożsamość nie daje się skategoryzować, jest płynna, poszukująca, nieheteronormatywna, w trakcie tranzycji, niebinarna – ta książka jest dla ciebie. Wiedz też, że każdego, kto ją czyta, darzę takim samym szacunkiem.
To samo tyczy się seksualności. Nie ma chyba takiego rodzaju orientacji seksualnej, z której przedstawicielami jeszcze nie pracowałam, starając się im pomóc na ich własnych zasadach i mając na względzie to, czego on/ona/ono chce.
Jest jednak możliwe, że chociaż każdy z was jest tu obecny duchem, to na stronach tej książki nie znajdziecie pary, której sytuacja byłaby odbiciem waszej. Przepraszam za to. Nie twierdzę, że nie dało się tego uniknąć: nie ma takiej rzeczy, której nie dałoby się w jakiś sposób uniknąć. Po prostu w dzisiejszych czasach różnorodność ekspresji płciowej i seksualnej jest nieskończona.
A jednak konflikt i walka, jaką toczysz z partnerem o to, kim jesteś, kim chcesz być i jak ma wyglądać wasze wspólne życie – _to wszystko jest w tej książce._ I ty też tu jesteś, na jej stronach i w moim sercu.Rozdział 1. „Co się z nami stało?”
Rozdział 1
„Co się z nami stało?”
Chcę, żebyśmy byli szczęśliwi… ale nie wiem, czy to jeszcze możliwe.
Miesiąc miodowy ma to do siebie, że trwa zdecydowanie za krótko – ale jesteśmy z tym pogodzeni. Taka już kolej rzeczy. Wszyscy mamy jednak nadzieję, że po jego zakończeniu gładko przejdziemy do stabilniejszej, pewnej i trwałej fazy miłości.
Zamiast tego bardzo często lądujemy na antypodach krainy wiecznej sielanki, w miejscu, do którego lepiej pasuje nazwa ruchomych piasków konfliktu.
Elise i Brad długo zwlekali ze ślubem. Chcieli najpierw nadać bieg swojej karierze zawodowej. Dziś są w trwałym związku z dwunastoletnim stażem i dwójką dzieci¹. Podobnie jak wielu innych ludzi, mylą oni styl życia – zadowalający, wypełniony spotkaniami z przyjaciółmi i rodziną, wakacjami, prowadzony w przytulnym, choć niewielkim mieszkaniu – z jakością swojej relacji – niezbyt zadowalającą, ze sporym spadkiem zażyłości i intymności oraz stałym wzrostem dystansu i rozdźwięku. A ponieważ oboje obserwowali, jak rozpadały się małżeństwa ich przyjaciół, wydawało się im, że ich związek był mniej lub bardziej udany.
Gdybyście ich o to zapytali, tak jak zrobiłam to ja, powiedzieliby, że wiele ich potrzeb nie było zaspokajanych, a kiedy któraś strona się o to upominała, robiła się wielka afera. Ale _dlaczego_? To pytanie pozostawało tajemnicą.
Przyjrzyjmy się jednemu wieczorowi z ich życia, gdy dzieci brały akurat udział w jakimś szkolnym wydarzeniu i miały przyjść do domu dopiero po kolacji.
Elise wróciła z biura po długim dniu wypełnionym spotkaniami, telefonami, trudnymi sytuacjami i scysjami. Przeszła do salonu i zdjęła wysokie szpilki, po czym kopnęła je w kąt, jednocześnie ciskając trzy torby na kanapę. Następnie ściągnęła kurtkę i rzuciła ją na stojące nieopodal krzesło – nie trafiła w nie jednak i kurtka wylądowała na podłodze. Obiecała sobie, że podniesie ją później, po czym opadła bezwładnie na kanapę i zaczęła przeglądać pocztę. Większość przesyłek stanowiły reklamy – katalogi produktów i oferty banków. Rzuciła je na ławę, podniosła się i ruszyła do kuchni nalać sobie kieliszek wina.
Wkrótce do domu wrócił Brad. O mało nie potknął się o stojące w przejściu buty, a jego zszargane nerwy zderzyły się z panującym w mieszkaniu rozgardiaszem. Wiedział, że Elise zdaje sobie sprawę, że jej bałaganiarstwo wyprowadza go z równowagi. Elise zaś zdawała sobie sprawę, że Brad wie, że ona wie, że on pomyśli sobie, że zrobiła to specjalnie, aby go zdenerwować. Bo po cóż by innego?
W zasadzie nie było nawet sensu się kłócić. W zupełności wystarczyłoby, gdyby równocześnie powiedzieli: „Kłótnia numer siedem. Mamy to” i byłoby po wszystkim.
Ale to byłoby zbyt proste. I nie oddawałoby tego, co czuli.
Pierwszy odezwał się Brad:
– Nie mogłaś się postarać, żebym po przyjściu do domu nie zastał chlewu, prawda?
– Wielka mi rzecz, zostawiłam kilka rozrzuconych rzeczy. I to niby robi ze mnie potwora? A ty oczywiście nie mogłeś przejść nad tym do porządku dziennego, nie?
I tak właśnie się to zaczyna, a kończy na wymianie soczystych „odpieprz się”.
Są związki, w których piętnaście minut później jeden z partnerów pyta drugiego, co ten chciałby zjeść na kolację. W innych standardem jest nieodzywanie się do siebie przez kilka dni. W jeszcze innych taka sytuacja może być kroplą, która przeleje czarę goryczy.
Co tak naprawdę tu zaszło?
Przede wszystkim nie była to zwykła kłótnia. Mówiąc „zwykła kłótnia”, mam na myśli sytuację, w której dwoje ludzi nie zgadza się ze sobą, lecz w końcu wypracowuje rozwiązanie, chociaż proces ten może być nieco nieprzyjemny. Nie, tu chodzi o coś więcej. To tylko jedna z wielu bitew w długiej historii niechęci, rozczarowań, frustracji i niezaspokojonych potrzeb. Pytacie, jakich potrzeb? Od czego tu zacząć… Elise i Brad są rodzicami dwóch chłopców. To dobre dzieciaki. Ale Elise marzyła o dziewczynce i chciała spróbować jeszcze raz, tylko ten jeden, jedyny raz. Jednak Brad nie tyle się temu sprzeciwił, co odmówił podjęcia jakiejkolwiek rozmowy na ten temat, mówiąc wprost, że nie ma o czym dyskutować. Brak pieniędzy, brak miejsca i absolutny brak zainteresowania z jego strony. Sprawa zamknięta.
Nie jest też tak, że Brad jest jedynym czarnym charakterem w tej opowieści. Elise robiła co mogła, aby uprzykrzyć mu życie i w ten sposób wymusić na nim zmianę zdania.
A to tylko jeden z wielu ich problemów. Mierzą się z tym miliony innych par.
Zadajmy więc to pytanie jeszcze raz: Co sprawia, że tych dwoje aż tak ze sobą wojuje, a zaspokajanie własnych potrzeb przysparza im tyle kłopotów? Są to przecież, jakby nie patrzeć, bystrzy, wykształceni i troskliwi ludzie. Nadszedł czas, aby wyeliminować kilku głównych podejrzanych. Jeśli chcecie wyciągnąć wasz związek z dołka, w jakim się znalazł, musicie dotrzeć do _sedna_ problemu. Nie można obwiniać bochenka chleba o to, że tost wyszedł nie tak, kiedy problemem jest toster.
Przegląd najczęstszych podejrzanych
Czy rzecz w tym, że Brad i Elise do siebie nie pasują? Innymi słowy, że ktoś, kto ma obsesję na punkcie czystości, nie powinien wiązać się z bałaganiarzem? Niekoniecznie, przecież większość par różni się w kwestii domowego porządku czy liczby dzieci.
Czy Brad lub Elise – a może oboje – mają poważne problemy psychologiczne? Ech, „poważne problemy psychologiczne” są jak drobne insekty w domu. Gdy zaczniesz ich szukać, niechybnie je znajdziesz. Ma je każdy. Powiem więc tyle: tysiące par, z którymi pracowałam na przestrzeni dziesiątek lat, nie były obciążone problemami psychologicznymi bardziej niż reszta społeczeństwa.
A co ze stresem? Cóż, z pewnością w życiu tej pary jest go sporo, tak jak kłopotów z pieniędzmi („Gdyby tylko Brad więcej zarabiał!”), ze zdrowiem (chłopcy mają silne alergie, które przysparzają rodzinie dodatkowych nerwów), z niewielkim mieszkaniem i hałaśliwymi sąsiadami. No dobrze, ale pytanie brzmi, czy Brad i Elise są bardziej zestresowani _niż inne pary_. Cóż, nie sądzę. Uważamy, że jesteśmy bardziej zestresowani niż ludzie, do których się porównujemy, ponieważ widzimy siebie w najtrudniejszych momentach – kiedy samochód wymaga poważnej naprawy, jedno z dzieci nagle zaczyna bić rówieśników w szkole, awans w pracy przechodzi nam koło nosa, a mąż wieczorami puszcza bąki jak najęty – podczas gdy przyjaciół i znajomych oglądamy jedynie od najlepszej strony, którą nam ujawniają (w końcu nikt nie pokazuje na Instagramie, jak mu źle), nie mówiąc już o tym, że często w ogóle nie wspominają o swoich najcięższych chwilach.
Wraz z Bradem i Elise możemy, słusznie zresztą, dojść do wniosku, że nie dzieje się u nas za dobrze. Ale znacznie rzadziej mamy wystarczające powody, aby stwierdzić, że dzieje się u nas gorzej niż u innych.
Wracając do dzieci Brada i Elise z ich alergiami i agresją wobec rówieśników: czy posiadanie dzieci _samo z siebie_ nie obniża jakości małżeństwa? Ależ tak, nie ma co do tego wątpliwości. Dzieci to prawdziwe maszynki do produkowania stresu, niszczące romantyczność, intymność i święty spokój rodziców. Są niezbędne dla istnienia rodziny, a ta jest wspaniałym tworem. Ale rodzina to nie to samo, co małżeństwo. Tak czy owak, każde małżeństwo z dziećmi jedzie na tym samym wózku.
Czy więc problemem jest _samo małżeństwo_? Czy: dzieci + upływ czasu + rutyna + nuda + przyzwyczajenie + nagromadzenie pretensji = związek wymagający reanimacji?
„Małżeństwo to po prostu cholernie trudna sprawa”
Wielu ludzi twierdzi współcześnie, że małżeństwo to po prostu cholernie trudna sprawa. Wiem też, że wiele osób głęboko w to wierzy. Zazwyczaj są to osoby, które, patrząc partnerowi prosto w oczy, są skłonne powiedzieć: „Co u licha jest z _tobą_ nie tak?”. Mam świadomość, że ja także przymykałam oko na swoją rolę w małżeństwie, zrzucając winę na męża i wyobrażając sobie, jak byłoby wspaniale, gdyby tylko nie był samolubnym, nieczułym dupkiem, za jakiego go wówczas miałam.
Takim osobom terapeuci zalecają czasem przestawienie się z komunikatów zaczynających się od „ty” na komunikaty rozpoczynające się od „ja”. Wówczas z ich ust pada na przykład coś takiego: „Według _mnie_ jesteś samolubnym, zadufanym w sobie dupkiem!”. No, no, ale różnica… (Na wypadek jakichkolwiek wątpliwości spieszę wyjaśnić, że piszę to z pewną dozą sarkazmu. Choć nie tak znowu dużą…).
Takie osoby spotykają się później ze znajomymi, którzy narzekają na swój związek, choć dodają przy tym, że może nie wszystko jest „jego” lub „jej” winą. To właśnie _wtedy_ można usłyszeć ciężkie westchnienie i zdanie: „Małżeństwo to po prostu cholernie trudna sprawa”.
I dopiero potem, jeśli wspomniane osoby wykazują minimalną choćby skłonność do refleksji, zadają sobie pytanie: „Dlaczego?”.
Skoro małżeństwo jest źródłem tylu trudności, dlaczego w ogóle się na nie decydujemy?
Cóż, to nie ono stanowi problem. Mówienie, że tak jest, przypominałoby twierdzenie, że ludzkie ciało jest powodem, dla którego wielu spośród nas ma problemy ze zdrowiem. Taki pogląd na małżeństwo jest zbyt jednostronny, uwypukla złe strony i pomija olbrzymie korzyści, jakie daje bycie z kimś, kogo się zna i kto zna nas, komu można zaufać, kogo autentycznie się lubi, z kim dzieli się długą, wspólną przeszłość, z kim pokonało się już wiele trudności i z kim można się zestarzeć. Oprócz tego, jeśli jesteście ze sobą szczerzy, zapewne przyznacie, że kochacie siebie nawzajem i swój związek… kiedy akurat się nie kłócicie.
Tak czy owak, bez względu na to, jaka tajemnicza siła was tu przywiodła, znaleźliście się w nie za ciekawym położeniu. Z pewnością można mówić o niezaspokojonych potrzebach; o konflikcie tego czy innego rodzaju, o poczuciu oddalenia i niechęci. A co najgorsze, niezależnie od tego, co robicie, sytuacja się nie poprawia. Jest tylko gorzej.
Punkt zwrotny
Oczywiście nie jest tak, że wraz zakończeniem miesiąca miodowego bycie w związku zaczyna się sprowadzać do samych kłótni. Dość szybko, spoglądając z rozrzewnieniem na słodkie początki bycia razem, niektórzy z nas spostrzegają, że w zupełności zadowala ich przyjemny poobiedni spacer po okolicy w towarzystwie partnera.
Jednak dla sporej części z nas nawet to wydaje się nieosiągalne. W pewnym momencie osiągamy punkt zwrotny. I nie chodzi o to, że seks staje się rutynowy i zaczyna brakować czułości. Nie chodzi też o to, że mamy za sobą pierwszą kłótnię, a potem wiele kolejnych, i że przywykamy do gorącej atmosfery konfliktu albo zimnego klimatu unikania konfrontacji. Nie chodzi nawet o to, iż zdaliśmy sobie sprawę, że zbyt wiele naszych potrzeb nie jest zaspokajanych i że, jeśli wierzyć naszemu partnerowi, z jego perspektywy wygląda to tak samo.
Żadne z powyższych nie jest jeszcze punktem zwrotnym, ponieważ w dzisiejszych czasach jesteśmy w większości przygotowani na to, że małżeństwo będzie trudne i dalekie od ideału.
Prawdziwym punktem zwrotnym jest zazwyczaj moment, w którym w naszym umyśle zagnieżdża się słowo na „r”. R jak rozwód. Albo inne słowo na „r”: rozstanie. Nie, nie mam tu na myśli stwierdzenia: „To koniec! Chcę rozwodu!”, bo droga do tego może być daleka. Chodzi raczej o poczucie, że rozwód, rozstanie czy separacja nie tylko są jedną z dostępnych możliwości, ale wręcz wydają się – być może – całkiem dobrym pomysłem. Mrożącym krew w żyłach, ale jednak dobrym. Może. Wygląda to mniej więcej tak:
Znalazłam się w miejscu, w którym non stop myślę o rozwodzie. Czy jest to coś, czego chcę? Nie, oczywiście, że nie. Chcę, żebyśmy byli szczęśliwi tak jak kiedyś. Żebyśmy byli blisko. Mieli poczucie, że stoimy za sobą murem. Ale nie wiem, czy to jeszcze możliwe, więc… Staram się pracować nad swoim małżeństwem, ale w po nocach rozmyślam o tym, by je zakończyć.
Większość z nas dotarła kiedyś do tego punktu. Ja także. Jeśli tak było w twoim przypadku, nie musi to oznaczać, że twoje małżeństwo jest nieudane albo że twój związek jest skazany na porażkę, albo że w głębi duszy naprawdę chcesz go zakończyć. Ale na bank jest to równoznaczne z poczuciem, że oboje wpadliście w kłopoty, a to z kolei oznacza, że prawdopodobnie faktycznie je macie. Stąpacie po cienkim lodzie.
Wiesz, jak wywołać konflikt, ale nie wiesz, jak sprawić, aby w waszym związku zagościła miłość. Trzymaj się mocno! Wkrótce dowiesz się, jak to zrobić.
Kiedy coś zaczyna się psuć
Problemy w związku, z powodu których prześladuje nas słowo na „r”, mogą bardzo się od siebie różnić w zależności od pary. Nie bez powodu Lew Tołstoj napisał, że „wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób”.
Weźmy na przykład Debrę i Mike’a.
Debra i Mike poznali się w college’u i – _bam!_ – zaiskrzyło między nimi. Nikt z ich przyjaciół nie był w stanie zrozumieć, dlaczego właściwie są razem, ale wystarczyło, że wiedzieli to sami zainteresowani, którzy świata poza sobą nie widzieli. Mike uczył się gry na instrumencie i był na dobrej drodze, aby zaistnieć jako niepokorny muzyk rockowy, jakim był już z wyglądu. Debra z kolei przygotowywała się do studiów prawniczych, a poza tym była popularną dziewczyną, która uwielbiała imprezy i marzyła o zrobieniu specjalizacji z pomocy prawnej dla osób najuboższych, co imponowało Mike’owi. W końcu muzyczna kariera Mike’a ruszyła z kopyta, a on sam wspierał Debrę przez wszystkie lata studiów prawniczych. Po ich ukończeniu Debra poszła do pracy. Kariera Mike’a rozwijała się dalej, choć daleko mu było do statusu gwiazdy.
A potem… sami wiecie. Życie. I więcej życia: dziecko, topniejące finanse, rosnące niezadowolenie obojga w związku z karierą, zarobkami i stylem życia (Mike na przykład często jeździł w trasę) oraz tym, co z tego wszystkiego wynikało. Przebojowej dziewczynie i uroczemu łobuzowi przestało się układać.
Tak się składa, że wiem, iż oboje byli dobrymi ludźmi i bardzo im na sobie zależało. Ich konflikt miał jednak wiele źródeł. Zawsze pojawiał się problem pieniędzy, bo ciężko zarobić na utrzymanie, będąc muzykiem czy prawniczką z urzędu. Do tego dochodził styl życia: rodzicielstwo stało się prawdziwym polem minowym. To Mike (!) okazał się surowszym rodzicem, ale za rzadko bywał w domu, żeby mieć coś do powiedzenia.
Kiedy na świecie pojawiło się drugie dziecko, Debra zaczęła tracić zainteresowanie seksem. Po części z powodu zmęczenia, a po części ze względu na ciągłe wyjazdy Mike’a. Jego nieobecność w domu zaczęła przekładać się na nieobecność w jej sercu. Nie pomagał w tym sam Mike, który często wracał do domu w złym humorze po nieudanym koncercie.
Ich przypadek nie jest odosobniony – przez opisane tu kłopoty przechodzi wiele małżeństw, bez względu na to, kim są partnerzy albo czym się zajmują. Debra i Mike popadli w wir walki, gniewu, zwątpienia i niechęci, przemieszanych z nadzieją i próbami załatania dziur w ich przeciekającym statku.
Jak dokładnie wyglądał ten stan i jak czuli się Debra i Mike? I dokąd najczęściej dobijają pary płynące dziurawym statkiem?
Do większej liczby miejsc, niż może się wydawać! Związek pełen konfliktów, nawiedzany przez słowo na „r” ma wiele różnych odsłon.
WOJNA I POKÓJ. W niektórych związkach występują długie okresy ciszy i pokoju, podczas których jednak narastają problemy i w pewnym momencie ludziom puszczają nerwy. Wybucha wielka awantura, tak straszna, że oboje partnerzy się wycofują i łagodzą sytuację. Nie dochodzi przy tym do żadnych rozstrzygnięć, a napięcia zostają jedynie uciszone. I tak jest aż do następnego wybuchu. Gdybyście się zastanawiali – taką parą są właśnie Debra i Mike.
NIEKOŃCZĄCA SIĘ WOJNA DOMOWA. Czasami konflikt i walka prowadzą ludzi dokładnie w to miejsce, którego można by się spodziewać. Krótko mówiąc, takie pary naprawdę sporo się ze sobą kłócą. Czasami są to gwałtowne wybuchy, a czasami ciągłe dogryzanie, sprzeczki i utarczki. Towarzyszy temu poczucie, że każda próba przedyskutowania jakiejś kwestii niechybnie skończyłaby się kłótnią.
UŁAMEK WSPÓLNEGO ŻYCIA. To nie tak, że ludzie świadomie się decydują się na okrajanie swojego związku z pewnych sfer; tak się po prostu dzieje. Niektóre aspekty waszego życia nadal mają się dobrze. Dajmy na to, chętnie wychodzicie z domu i rozmawiacie tylko we dwoje, więc dalej to robicie. Lubicie wspólne podróże, nie ma więc powodu, aby z nich rezygnować. Ale już na przykład sfera seksu – uprawianie go lub nie – zmieniła się w pole minowe, tak więc wykreślacie ją ze swojego życia. Z czasem eliminujecie też wszystkie inne rzeczy, które nie działają. Wasz związek kurczy się i staje się ułamkiem tego, czym był przedtem. Daje wam to złudne przekonanie, że wszystko jest w porządku. Przypominacie nieszczęsnego pracownika, któremu zdaje się, że wszystko idzie świetnie, a tymczasem odebrano mu większość obowiązków.
ZIMA. W Los Angeles, gdzie mieszkam, ludzie uważają, że zimno zaczyna się od +15 stopni Celsjusza. Dobre! W Bostonie zimno to raczej okolice 0, za to w Utqiagvik na Alasce temperaturę -20 stopni określa się mianem umiarkowanego chłodu. Jednak niezależnie od punktu odniesienia zawsze może być zimniej. Czasami konflikt pomiędzy dwojgiem ludzi jest tak głęboki i rozległy, że z tego, co ich łączyło, pozostaje tylko przyzwyczajenie, które zresztą jest silnym spoiwem. Miliony par wspólnie drżą z zimna, próbując ogrzać się przy wątłym płomieniu dogorywającego związku. Chociaż nie dają już rady dłużej trwać w konflikcie, nie potrafią się też rozstać. Nastaje więc zima, podczas której w związku dominuje uprzejmość. Partnerzy spędzają razem czas, chodzą jednak koło siebie na palcach. Pustka podszywa się pod harmonię. I jest im tak wygodnie dopóty, dopóki o tym nie myślą, albo do czasu, aż na horyzoncie pojawi się ktoś inny.
I wreszcie docieramy do…
JEST, JAK JEST. Dla niektórych to najlepsze z możliwych rozwiązań, gdy nie są w stanie zrezygnować ze swoich potrzeb, ale próby ich zaspokojenia spełzają na niczym. Wiele osób określa takie związki jako satysfakcjonujące, nie dlatego, że rzeczywiście takie są, ale ponieważ ludzie ci chcą mimo wszystko zachować się jak dorośli. Sam związek nie jest w zasadzie taki zły. Ale nie jest też wspaniały. Nie jest to co prawda coś, o co walczyliście, marzycie o czymś lepszym, ale nadal jesteście razem, podczas gdy wielu waszych przyjaciół już nie. Gdyby rozwód był łatwiejszy, gdybyście wiedzieli, że spotkacie kogoś lepszego, może wtedy, ale… jest, jak jest.
Wyjście
Gdy idzie o związki, pytanie „Dlaczego się kłócimy?” w rzeczywistości brzmi: „Dlaczego zaczynamy zmierzać w złą stronę, kiedy partner – ku naszemu zdumieniu – odmawia zaspokojenia naszych potrzeb?”. Nasze zachowanie jest odpowiedzią na niesatysfakcjonujące nas zachowanie partnera, na co z kolei reaguje on, a na jego zachowanie znowu my. I tak w kółko.
Nie chodzi o to, że się kłócimy, ale o to, że dając upust naszej frustracji, traktujemy siebie z okrucieństwem i pogardą.
W tę pułapkę może wpaść każdy, bez względu na iloraz inteligencji. To dlatego przyglądanie się kłótni dwojga inteligentnych ludzi może wydawać się zabawne, choć jednocześnie jest bardzo zasmucające. To tak, jakby przestawali oni być inteligentnymi ludźmi, a stawali się cieniami samych siebie, uwikłanymi w desperacką i bezowocną walkę o zaspokojenie własnych potrzeb.
Tak naprawdę zależy im tylko na tym jednym: na zaspokojeniu swoich potrzeb. Ale to się nie udaje, i to w sposób najboleśniejszy z możliwych. Czyż to nie okropne? To tak, jakby próbować płynąć z prądem, bo to łatwiejsze, tyle że im dłużej płyniesz, tym bardziej nurt zaczyna działać przeciwko tobie, aż do momentu, w którym czujesz tak duże zmęczenie, że jedyne, co możesz zrobić, to zawrócić.
I tu zbliżamy się do odpowiedzi. Co, gdybyśmy byli w stanie ustalić, dlaczego ty i ja, nasi rodzice i krewni, i większość naszych znajomych ma takie trudności z łagodzeniem konfliktów w związkach? Co, gdyby istniał sposób, który pozwoliłby nam je rozwiązać, pozbyć się cierpienia i rozgoryczenia, jakie im towarzyszą, zaspokoić nasze potrzeby i poprawić jakość naszego życia, zamiast trwać pośród chaosu nawarstwiających się problemów?
Jest coś – przyjrzymy się temu bliżej w następnym rozdziale – co sprawia, że miłym, zwyczajnym ludziom trudno jest uniknąć konfliktu, kiedy gra toczy się o zaspokojenie ich potrzeb. A to, jak się wobec siebie zachowują, tylko pogarsza sytuację.
Dlaczego więc dwoje inteligentnych, czułych i kochających się osób nie może znaleźć sposobu na rozwiązanie swoich problemów? Dlaczego wplątują się w bezcelowe kłótnie?Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. Wszystkie przykłady, które przytaczam, dotyczą prawdziwych osób w prawdziwych relacjach. To albo moi byli klienci, albo uczestnicy moich badań. Wśród nich znajdują się ludzie o rozmaitym pochodzeniu etnicznym i rasowym oraz przedstawiciele wszystkich orientacji seksualnych i tożsamości płciowych, pozostający w różnych formach trwałych związków. Pomieszałam i połączyłam różne wątki ich historii, aby chronić ich prywatność (wszystkie przypisy pochodzą od autorki, chyba że zaznaczono inaczej).